W weekend spotykali się najczęściej i zazwyczaj przebywali
w swoim towarzystwie kilka godzin. Dzisiaj ściągnęli do Hogwartu Żyletę,
ponieważ Kobra opanował już ataki legilimencji czterech osób i do rzucających
zaklęcie miała dołączyć kolejna. Ślizgonów nie było, więc rozmawiali o sprawach
ekipy bez zahamowania. Zeus wiedział, w czym siedzą jego przyjaciele, ale nie
miał nic przeciwko. W końcu sam raz po raz robił jakiś przekręt dla korzyści
majątkowych, kiedy brakowało mu kasy. Jak większość klubowiczów zresztą.
Czasami też się pościgał, gdy ktoś poświęcił swoje auto. Jednym zdaniem mówiąc:
był taki sam jak oni, tylko on nie miał żadnych zobowiązań względem innych
osób. Przynajmniej oficjalnie.
— Dostałem misję od Syriusza — rzekł szatyn do Kobry. — Mam
cię odpytać z animagii i zdać mu relacje. Nie masz wyboru, musisz się zamienić,
żebym miał żywy dowód.
Każdego zżerała ciekawość, jakim zwierzęciem zostanie
Kobra, lecz na chwilę obecną mogli tylko zidentyfikować, że będzie kotem. Nikt
nie sądził, że zostanie zwykłym zwierzakiem domowym. Stawiali na coś bardziej
drapieżnego, chociaż sami nie wiedzieli co.
Harry nie miał wyboru, tak jak mówił przyjaciel. Wiedział,
że jak Łapa się uprze to nie ma bata, a Żyletę chciał jeszcze zobaczyć w
całości. Puszysty ogon, mały nos, odstające uszy, zwężone źrenice i, ku radości
Missy, łapy z długimi pazurami zamiast rąk. Żyleta był zdumiony tak dużymi
zmianami, jakie zaszły w wyglądzie chłopaka w formie animagicznej. Nie
wyobrażał sobie zaskoczenia Syriusza. Wiedzieli, że Ostry szybciej przyswaja
wiedzę, ale to przekraczało wszelkie granice. Oczywiście, bardzo się z tego
cieszyli, choć mieli spore wątpliwości, co do zbyt szybkiego rozwoju.
Szczególnie, gdy chodziło o czarną magię, która wchodziła Harry’emu do głowy z
dziecięcą łatwością. Bali się, że jego psychika może tego nie wytrzymać.
Kobra wrócił do swojej zwykłej formy, gdy drzwi uchyliły
się i wkroczyła cała elita Slytherinu. Przywitali się z Żyletą i usiedli obok
nich.
— To co robimy? — zapytał Blaise.
— My się uczymy zaklęcia — odpowiedziała natychmiast Missy.
— Draco, Scott, Żyleta, Alan, Nicole i Kobra męczą się z oklumencją.
— Nicole? — zapytał szeptem Żyleta Kobrę ze zdziwieniem.
— Powiedz to Missy to zatłucze cię łyżeczką — odparł równie
cicho. — Jak się uprze, to wiesz, co potrafi zrobić.
Szatyn zaśmiał się cicho.
— Rozumiem. Lepiej się nie narażać, bo źle na tym
wyjdziemy.
— Dokładnie. Muszę przecierpieć.
Lekcja oklumencji była niezwykle potrzeba. Kobra miewał
napady bólu, choć stały się one mniej bolesne niż wcześniej. Martwił się
jednak, że Voldemort nasili swoje ataki. Jakimś pocieszeniem było to, że przez
umysł nie mógł go zabić ani zranić w taki sposób, aby było to widoczne na
ciele. Mógł go torturować jedynie psychicznie, a Cruciatus należał właśnie do
takich zaklęć.
— Cruciatus wytwarza się w umyśle — wyznała Naomi, kiedy
dowiedziała się o jego problemie. — Możesz stłumić ten ból i nie odczuć jego
działania. Wiem, że to dziwne, ale tak jest naprawdę. Odporność na ból
umysłowy. Tak właśnie jest w tym przypadku. Uodparniając się na ataki
Voldemorta i opanowując odporność na ból umysłowy, z łatwością go od siebie
odrzucisz. Będziesz miał nad nim przewagę w tej dziedzinie. Żaden atak z jego
strony nic mu nie da, ponieważ będziesz potrafił się obronić. A ty sam mógłbyś
wtedy mu się zrewanżować tym samym, jeśli byś chciał.
Na chwilę obecną wolał jednak skupić się na obronie, a nie
na ataku.
— Dowiedzieli się? — spytał cicho Żyleta Harry’ego, zanim
rozpoczęli ćwiczenia.
— Tylko o Dursleyu, ale nie o jego śmierci — odparł
szeptem.
Starszy kiwnął głową. Rozpoczęli ćwiczenia.
— Mam dla ciebie coś, co w przyszłości może ci się przydać
— powiedziała Naomi, kiedy wezwała Harry’ego do siebie. — Ja już wykorzystałam
jego moc, dlatego chciałabym przekazać go tobie.
Z szuflady biurka wyciągnęła medalion na złotym łańcuszku.
Był on wielkości kurzego jajka i miał nawet taki kształt. W środku widniał
niebieski diamencik, który połyskiwał z każdą grą światła. Od niego odchodziły
złoto-czarne ciernie, łącząc się w całość.
— Jest to Medalion Morgany — ciągnęła Naomi. — Spełnia
jedno ważne życzenie, jeśli masz go w dłoni. Tylko jedno na jednego człowieka.
Działa tak samo jak Diament Ciemności. Nie musi być widoczny. Możesz go
schować, a przywołasz go, gdy będzie ci potrzebny. Wykorzystaj go rozsądnie.
Chwyciła go za rękę i włożyła medalion w dłoń. Patrzył na
niego przez chwilę, by następnie podziękować.
— Wiem, że nie wykorzystasz go w zły sposób — powiedziała.
— Później przekaż go dalej zaufanej osobie, która nie wykorzysta go
niewłaściwie.
Pokiwał głową.
Lekcja transmutacji przebiegała w bardzo spokojny sposób.
Kobra siedział cicho, a Nicole nie wszczynała awantur, ku uldze McGonagall.
Ślizgonka była zdziwiona milczeniem chłopaka i co chwilę zerkała na niego z
namysłem. Siedział jakby był z marmuru, gdyż w ogóle się nie ruszał. Jego twarz
zastygła w jednym wyrazie i nie było na niej żadnych emocji. Czarne włosy
wyjątkowo kontrastowały z bladą cerą, a zwykle wściekło-zielone oczy teraz
straciły swój blask. Zastanowiła się, co się stało. Missy, Dexter i Milka
wyglądali zwyczajnie, więc to nie mogło mieć z nimi związku. Już otwierała
usta, by go o to spytać, kiedy mocno zacisnął dłonie na brzegu stolika i
zamknął oczy. Ból.
— Cholera — szepnęła do siebie, kiedy zrozumiała, co jest
grane. — Missy — powiedziała zduszonym głosem. — Missy — powtórzyła odrobinę
głośniej, gdy ta nie usłyszała.
Puchonka spojrzała w jej stronę, a ta wskazała na
Harry’ego. Zaklęła cicho i uderzyła z łokcia siedzącego obok Dextera. Mówili
coś do siebie niemal bezdźwięcznie, najwyraźniej nie wiedząc, co mają zrobić.
— Mów do niego — powiedział bezgłośnie Alan, siedzący za
Ślizgonem i Puchonką.
— O czym? — zdenerwowała się.
— O bzdetach.
Zrozumiała, że ma odwrócić jego uwagę. Tylko, do choinki,
nie miała żadnego tematu do rozmowy!
— Chcesz się dowiedzieć, co mówiłeś po meczu, jak Weasley
walnął cię zaklęciem? — palnęła, zanim zdążyła to przemyśleć.
— Te majaki? — odparł cicho.
— No tak.
— Nie wiem, czy chcę. — Otworzył oczy i na nią spojrzał.
Próbował zamaskować ból różnymi innymi uczuciami. — Więc jednak o tym nie
zapomniałaś, chociaż chciałaś.
— To było zbyt dziwne, żeby o tym zapomnieć. Nie wiem, co
miałeś na myśli.
— Raczej nic, skoro nie wiedziałem, co mówię — mruknął,
zaciskając ponownie pięści.
Nicole zauważyła ten ruch. Musiała go wkurzyć. Wtedy
powinien zapomnieć.
— Wiesz… Jednak ci tego nie powiem — oznajmiła.
— Teraz mów, skoro zaczęłaś.
— Nie — zaparła się.
— Nie wkurzaj mnie.
— Stwierdziłam, że to bez znaczenia.
— Jesteś najbardziej wkurzającą osobą, jaką spotkałem w
życiu.
— Miło mi. Nazywają mnie Nicole.
Harry parsknął. Wiedział, jaki był cel tej rozmowy. Słyszał
słowa Alana i musiał przyznać, że przez Ślizgonkę na chwilę zapomniał o bólu.
Nie chciał przerywać rozmowy, gdyż miał zamiar odciągnąć myśli od ataków
Riddle’a.
— Chyba Nikita — stwierdził.
— Nie mów tak na mnie — syknęła.
Ona miała jego wkurzyć, czy on ją? Potter potrafił
wyprowadzić ją z równowagi jak nikt inny. Harry uśmiechnął się z rozbawieniem.
Ta reakcja go śmieszyła.
— A jeśli bym powiedziała, że wtedy wyznałeś mi miłość?
Przez chwilę trawił informacje.
— Co?! — przeraził się.
— Potter! — McGonagall musiała zareagować.
— Żartujesz! — Kobra nie zwrócił na nauczycielkę
najmniejszej uwagi.
Nicole milczała i napawała się jego przerażeniem, w duchu
mając niezły ubaw. JEB! Przez ignorancję oberwał od profesorki
książką w łeb.
— Auu — stęknął i spojrzał na nią z pretensją.
— Szlaban!
— Kiedy?
— Dzisiaj o osiemnastej u woźnego.
— Nie ma sprawy. Ale Young też gada. Sam ze sobą rozmów nie
prowadzę.
— Ej! — Dziewczyna uderzyła go pięścią w ramię.
— Young razem z tobą.
Nicole wypuściła ze świstem powietrze. To ona go tutaj chce
ratować, a on tak się odwdzięcza?! Kobra spojrzał na nią z przerażeniem, gdy
nauczycielka odeszła na drugi koniec klasy.
— Young…
— Już nie Nikita? — uśmiechnęła się słodko.
— Jak chcesz… — przełknął ślinę. — Nie myśl, że to prawda.
Najwidoczniej miałem zwidy. — Dziewczyna długo nie wytrzymała i zaczęła
opętańczo chichotać. — Wkręcasz mnie — warknął.
— Twoja mina była bezcenna — wydusiła przez chichot.
— Czy ciebie coś opuściło?! To nie było śmieszne, ale
przerażające. Naprawdę kiedyś cię zabiję. Przypadkiem wystrzelę w ciebie Avadą.
Zobaczysz.
Z ulgą opadł na krzesło. Nicole nie mogła powstrzymać
rechotu. Wyła ze śmiechu, nawet gdy nauczycielka odjęła jej punkty.
— Young!
— Ale ja nie mogę — wykrztusiła. — Prze-przepraszam. Ha ha
ha!
— Nie biję kobiet. Nie biję kobiet. Nie biję kobiet —
zaczął powtarzać Kobra sam do siebie.
— Potter…
— No mówię, że nie!
— Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru!
— Za to, że nie biję kobiet, ale ją zabiję? — palnął.
— Ha ha ha!
— Tego już za wiele! Szlaban do końca miesiąca w każdy
czwartek i sobotę! Obydwoje!
— Dobrze… Ha ha ha!
— Krew. Mnóstwo krwi. Zabiję ją.
— Wyjść! Natychmiast!
Tak wkurzonej McGonagall chyba jeszcze nikt nie widział.
Gryfon i Ślizgonka doszli do wniosku, że lepiej kobiety więcej nie prowokować,
więc wyszli z klasy. Harry musiał praktycznie wyciągnąć Nicole, ponieważ była
tak rozbawiona, że nie mogła iść. Zatrzasnęli drzwi.
— Zabiję cię, Young!
— Ha ha ha! Aaaaaa! Ha ha ha! — rozległ się tupot stóp,
głosy oddaliły się, ale długo jeszcze słyszeli krzyk i śmiech Ślizgonki.
Missy i Dexter wymienili rozbawione spojrzenia.
— Chyba jej się udało — stwierdziła dziewczyna.
Zarechotali zgodnie.
Yoł Łapcio,
nie avaduj mnie teraz, bo i tak nie umiesz rzucić tego
zaklęcia.
Teoretycznie właśnie jestem na transmutacji, ale, nie
uwierzysz, McGonagall wyrzuciła mnie z klasy razem z Young. No jak tak można?
Szczerze mówiąc to w życiu nie widziałem jej tak wkurw… rzonej. Wlepiła nam
szlaban do końca miesiąca tylko przez to, że Young śmiała się jak opętana.
Nienawidzę jej. Po prostu zabiję ją przy byle okazji. Tak mnie wkręciła, że
prawie zszedłem na zawał. W życiu nie przeżyłem takiej traumy, nawet
naprzeciwko Gada. Ciesz się, że nie wiesz, o co chodzi. Wszyscy święci i nie
święci, ratunku!
Zapewne Żyleta doniósł Ci już o zmianach animagicznych.
Możesz być dumny. Może do wakacji dowiem się, co ze mnie za zwierz. Milka cały
czas ma nadzieję na kota perskiego, a ja cały czas mam nadzieję, że jednak nie.
Chyba żywy bym już się nie pojawił, bo zagłaskałaby mnie na śmierć.
Co do czarnej magii… Uczymy się, gdy tylko możemy. Cały
czas mam wątpliwości. Zbyt szybko idzie mi nauka tych zaklęć. Ale czego się nie
robi dla ratowania świata… To była ironia, jakby co.
O zadaniu nadal nic nie wiadomo. Naomi mówiła ostatnio, że
może dadzą mi znać dopiero w wakacje, ale przecież sama tego nie wie. Czekanie
jest chyba najgorsze. Wolałbym, żeby to było już za mną. Właśnie… Ostatnio
dostałem od niej pewną rzecz. Wiesz, co to jest Medalion Morgany?
Zastanawiam się, czy nie powiedzieć dyrkowi o tym, że
znaleźliśmy sposób na wyeliminowanie Riddle’a. W końcu mógłby nam pomóc… W
nowym roku Naomi nie będzie uczyła (powiedziała mi to, więc jest pewne), więc
może być problem z wytłumaczeniem mu o nieobecnościach. Co o tym myślisz? Bo ja
już nie wiem, a reszta podchodzi do tego dość sceptycznie.
Tak na marginesie, nikt poza Tobą nie przeczyta tego listu.
Czarna magia się przydaje, więc rzuciłem na kopertę zaklęcie. Jeśli trafi w
niepowołane ręce, porazi go prądem. Jeżeli oberwał ktoś z ekipy albo Remus,
przeproś w moim imieniu, ale nie umiem jeszcze tego zaklęcia, aby działało na
kilka osób.
Pozdrów tam wszystkich i powiedz ekipie, że po powrocie tak
się nawalimy jak nigdy. A Ty o tym zapominasz. Obliviate! (Chyba że nawalisz
się razem z nami).
Kobra
Syriusz zawsze miał uśmiech na twarzy, gdy czytał listy od
chrześniaka. Nawet do ciężkich spraw chłopak podchodził z humorem, czasem
czarnym, ale jednak. I znowu wpakował się w szlaban. I znowu z tą Nicole.
Uśmiechnął się szerzej. Ta dwójka do siebie pasowała, a on nie wiedział,
dlaczego tak bardzo się nie cierpią. Westchnął. Wyznanie Dumbledore’owi prawdy
nie było takim złym pomysłem. Dyrektor mógł otworzyć Harry’emu drogę do
swobodnego opuszczania lekcji, kiedy tylko będzie musiał. To na pewno ułatwiłoby
chłopakowi zadanie. Syriusz był zmartwiony. Nie umiał pomóc Kobrze przy misji.
Mógł go wspierać jedynie psychicznie i podnosić na duchu, a i tak był
ograniczony przez bariery w Hogwarcie.
— Co napisał? — zapytała Gejsza siedząca naprzeciwko niego.
Remus dostał misję od Dumbledore’a. Miał udać się do kogoś,
kto mógł pomóc Zakonowi. Żyleta poszukiwał sobie kwatery, co ekipa przyjęła ze
smutkiem. Szczególnie dziewczyny nie chciały się z nim rozstawać, gdyż
przyzwyczaiły się do wspólnego mieszkania. Szatan poszedł na lekcję języka
łacińskiego. Wszyscy byli zaskoczeni jego chęcią do nauki i tym, jak płynnie
potrafi już mówić po francusku. Mógł obrażać ich do woli, a oni by o tym nie
wiedzieli. Yom był w zakładzie samochodowym Szefunia, by naprawić auto Missy,
gdyż przegląd pokazał drobne wady. Wdowa wyprowadziła się jakiś czas temu i
znalazła pracę. Często wpadała do nich na obiady Gejszy, która gotowała
znakomicie. Mimo że brunetka rozstała się z Harrym, nadal była traktowana jak
członek ekipy. Blondynka miała akurat wolne, gdyż chodziła do szkoły na
różnorodne kursy.
— Ma szlaban do końca miesiąca z Nicole, a McGonagall
wyrzuciła ich z klasy.
Gejsza zaczęła się śmiać, odstawiając kubek z gorącą
herbatą.
— Za co?
— Śmiała się, bo udało jej się go w coś wkręcić.
Dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem.
— Oni pasują do siebie jak ulał — stwierdziła.
— O tym samym pomyślałem.
— Myślisz, że kiedyś się zejdą?
— Mam nadzieję. Szkoda by było, gdyby zmarnowali taką
szansę. No, ale my o tym nie decydujemy. To, że my chcemy, nie oznacza, że oni
też.
Uśmiechnęła się delikatnie.
— Co jeszcze napisał?
— Dałbym ci przeczytać, ale kopnie cię prąd, bo wymyślił
jakąś sztuczkę na czyjeś niepowołane ręce.
Zachichotała.
— To dobrze. Przynajmniej nikt nie przeczyta listów.
— Mam wam powiedzieć, że, cytuję: po powrocie tak się nawalimy jak nigdy.
— Uwielbiam go — zaśmiała się. — Wiesz… To taka moja
bratnia dusza. Kocham go jak brata i to się chyba nigdy nie zmieni. Tyle
przeszedł, a jednak nadal pozostaje taki sam. Taki… kochany wariat, który
potrafi wkurzyć jak nikt inny. Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania.
Już wtedy wiedziałam, że się dogadamy.
— Od zawsze taki był?
— Wiesz… Nie. Na początku
naszej znajomości był taki spłoszony. Nikomu nie ufał, był zamknięty w sobie.
Nigdy nie pokazywał jak jest mu ciężko po atakach Dursleya. Łamał się tylko
przy Szefuniu. Chyba tylko jemu wtedy całkowicie ufał. Zresztą… Każdy z nas
ufał mu od początku, bo traktujemy go jak naszego dziadka. Z czasem się
zmieniał i otwierał się na nas coraz bardziej. Pamiętam, jak raz przyszedł do
klubu, gdy byłam sama. Ledwo podnosił nogi. Prawie umarł mi w ramionach —
szepnęła ze szklistymi oczami. — Tak go zlał jak nigdy, tylko dlatego, że
spóźnił się dziesięć minut. Przyszedł Żyleta. Nie wiem, co by było, gdyby nie
on. Od tego czasu nam zaufał. Dwa dni leżał pod kroplówką i nie mógł się
ruszać, bo cały był obolały. Wtedy wyznał mi, że chciał się dobić, bo już nie
miał na nic siły. Powstrzymało go to, że nie miał tyle odwagi.
Nawet nie wiedziała, kiedy zamknęła oczy, przypominając
sobie te chwile. Syriusz przetarł twarz dłonią ze ściśniętym sercem. Harry
powiedział mu, kiedy rozmawiali na placu po jego powrocie, że chciał się kiedyś
pociąć, ale nie sądził, że kiedykolwiek dowie się, w jakich okolicznościach.
— Od tego czasu, gdy tylko wspominał o takich rzeczach,
reagowaliśmy. Nie chcieliśmy, żeby zrobił coś głupiego. Najgorzej było po
piątym roku — szepnęła. — Ty umarłeś, przyjaciel odszedł z jego dziewczyną. W
kilka dni stracił trzy osoby. Tak źle jeszcze nigdy z nim nie było. Widziałam,
jak się stacza. Wszyscy widzieliśmy. Zbyt dobrze go poznaliśmy i chociaż grał,
że jest dobrze, to nie wierzyliśmy. Zwykle nie pił tak dużo, wtedy robił to non
stop. Byłam załamana tym, że nie potrafię mu pomóc. Próbowałam jak mogłam,
różnymi sposobami. Nawet sprowokowałam go do kłótni, żeby wykrzyczał, co mu
leży na sercu. Ja się darłam, a on… nic. Cisza, kompletne milczenie. Boże, nie
mogłam na to patrzeć. Zaczęłam ryczeć i go przepraszać jak głupia — zaśmiała
się nerwowo. — On, rozumiesz? On zaczął mnie pocieszać. Bardziej przejmował się
moim stanem psychicznym niż swoim. Przez moją dziwną akcję stwierdził, że
jednak odłoży tę żyletkę, bo nie będę miała na kogo się wydzierać. Dosłownie
tak powiedział — zaśmiała się, tym razem smutno. — Znowu się na niego wydarłam.
Pierwszy raz od początku wakacji szczerze się uśmiechnął. Dodał, że chyba
takich wrzasków i obelg potrzebował, bo dałam mu kopniaka w dupę. Później
pojawił się Dexter, który zastąpił Szakala, i Wdowa zamiast Doris. Było z nim
coraz lepiej. Na sam koniec pojawiłeś się ty. Wszystko się wyrównało, a on
wrócił do poprzedniej formy. Chyba nawet do lepszej.
Syriusz patrzył przez chwilę na list w swoich dłoniach.
Więc było z nim aż tak źle? Gdyby nie Gejsza, pewnie już by go nie zobaczył.
Dziewczyna nieświadomie powstrzymała go przed samobójstwem. Łapa przełknął
ślinę. Na samą myśl o tym słowie przechodziły go ciarki, a gdy połączył to z
Harrym, serce mu stawało. Jak na złość przed oczami przelatywały mu obrazy
Kobry z zakrwawionymi przedramionami, bladego jak kość, z żyletką obok
nieruchomego ciała.
— Coś tak zbladł? — spytała Gejsza.
Pokręcił głową, by odrzucić te wizje.
— Na samą myśl o tym przechodzą mnie ciarki.
Dziewczyna uśmiechnęła się niewyraźnie.
— Nawet nie wiesz, ile razy miałam koszmary z nim w roli
głównej i w takiej charakteryzacji. Do teraz jak obudzę się po takim śnie, to
serce mi wali. Od razu do niego dzwonię, żeby się upewnić, że to nie była
rzeczywistość. Nie jest zadowolony, gdy budzę go o trzeciej w nocy —
uśmiechnęła się wesoło. — Ale gdy tylko odetchnę po jego zaspanym: litości, człowieku, to zrozumie. —
Syriusz zaśmiał się lekko. — Gorzej jak nie odbierze. Wtedy potrafię zbudzić ze
snu wszystkich dookoła. Trzeba uruchomić wszystkie kontakty, żeby mnie
uspokoić. Zwykle okazuje się, że wyłączył głos w telefonie, albo nie miał
zasięgu, albo tak zaimprezował, że nie miał siły podnieść ręki do telefonu —
podrapała się po nosie z zakłopotaniem, a Łapa zarechotał. — Ale mimo to i tak
mnie kocha — wystawiła zęby.
— Z początku myślałem, że…
— … jesteśmy parą? — roześmiała się, a on kiwnął głową. —
Często to słyszymy. Ale nigdy nie byliśmy i nie będziemy, chociaż czasami się
tak zachowujemy. Taka… dziwna odmiana miłości rodzeństwa — zachichotała. — Ale,
muszę przyznać, nie raz miałam ochotę wydrapać oczy jakiejś lasce, która nie
przypadła mi do gustu, a się do niego podwalała. Zresztą… On też często
przywali jakiemuś kolesiowi, który mu podpadnie, a się koło mnie kręci.
— Zazdrość? — zaśmiał się.
— Ja bym to nazwała eliminowaniem niewłaściwych partnerów —
odparła z podobną reakcją. — Pewnie teraz myślisz, że niezłe z nas czubki i
przyznam ci rację.
Roześmiali się zgodnie i razem odpisali na list.
Hej,
OdpowiedzUsuńczemu Naomi już nie będzie uczyła w Hogwarcie w następnym roku? Syriusz dowiedział się od Gejszy więcej informacji o Harrym, o matko Nicole i ta scena, doprowadzili nauczycielkę do obłędu tak, że kazała im wyjść…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
W książce była mowa o klątwie na stanowisku nauczyciela OPCM, którą rzucił Riddle. Zwróć uwagę, że co roku był nowy nauczyciel.
Usuńpodejrzewam, że to już taka tradycja, że co roku jest nowy nauczyciel, chociaż jest też teoria, że Walitort rzucił na to stanowisko klątwę, po tym jak Drops go nie przyjął(ja wiem data ale co tam)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wielka szkoda, że Naomi już nie będzie uczyła w Hogwarcie w następnym roku... Nicole i ta scena piękna, oboje doprowadzili nauczycielkę aż do obłędu tak, że kazała im wyjść… ;) wiele Syriusz się dowiedział od Gejszy o Harrym...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza