Napady bólu zdarzały się coraz częściej. Z czasem stawały
się jeszcze silniejsze, a Kobra rozpoznawał objawy Cruciatusa, lecz nikomu o
tym nie powiedział. Przyjaciele rozpaczliwie szukali pomocy, a w nim z dnia na
dzień rosła irytacja, ból i chęć zemsty. Z byle powodu zaczynał się denerwować,
zapomniał, czym są żarty. Na lekcjach, w Pokoju Życzeń, w łóżku. Voldemort nie
miał litości i atakował o każdej porze. Czasami nie wytrzymywał i wychodził z
zajęć pod pretekstem skorzystania z toalety lub złego samopoczucia. Jego
przyjaciele doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że powód jest całkiem inny.
Pewnego razu Missy wyszła za nim, twierdząc, że musi iść do
łazienki. Flitwick wypuścił ją bez żadnego sprzeciwu. Pobiegła za Harrym, który
kierował się do Pokoju Życzeń. Tym razem wymyślił, że jest mu niedobrze.
Zatrzymała go za łokieć.
— Czym on cię atakuje? — szepnęła, odwracając go w swoją
stronę.
Gdy na nią spojrzał, aż coś ścisnęło ją za serce.
Dostrzegła nieopisany ból w jego oczach.
— A jak myślisz? — odparł równie cicho. Poczuła piekące łzy
pod powiekami. — Idź do klasy.
— Mam cię zostawić, chociaż wiem, co on z tobą robi? —
jęknęła z bólem.
Uśmiechnął się słabo.
— Ktoś musi mi później wytłumaczyć, co było na lekcjach.
Nikt inny nie zrobi tego lepiej od ciebie.
— Kobra…
— Teraz mi nie pomożesz.
Pocałował ją w głowę i ruszył dalej, zostawiając dziewczynę
samą.
— Możemy ci pomóc — rzekła stanowczo Alison, gdy po zajęciach
spotkali się w Pokoju Życzeń. — Byłam u Naomi i powiedziałam jej, jaka jest
sytuacja. Możesz mnie za to zabić, ale nie miałam wyboru. To tylko ćwiczenie,
ale może ci znacznie pomóc. Obrona przed kilkoma zaklęciami legilimencji w tym
samym momencie. Mówiłeś, że jak ćwiczyłeś oklumencję z Żyletą, to próbowaliście
także na dwa zaklęcia, prawda? — Kiwnął niemrawo głową. — To dobrze. Pójdzie
lepiej. Będziemy potrzebowali coraz więcej osób znających legilimencję. Myślę,
że do pięciu wystarczy.
Wszyscy rozszerzyli oczy.
— Dobrze się czujesz? — spytał główny zainteresowany.
— Wiem, że sobie tego nie wyobrażasz, ale musimy, jeśli nie
chcemy, żeby przejął władzę nad twoim umysłem.
— Skąd wynajdziesz tylu ludzi? — zapytała Missy.
— Spokojna głowa. Najpierw mamy Dextera i Zeusa. Na
początek wystarczy. Później przemycimy do Hogwartu Żyletę i jak da radę to
jeszcze Syriusza i Remusa. Na pewno będą chętni do pomocy.
— Lepiej, gdyby wszyscy byli na miejscu — stwierdziła
Nancy, drapiąc się z zastanowieniem po brodzie.
— Alan umie legilimencję — podpowiedziała niespodziewanie
Viki.
— Umiesz? — ożywiła się Milka, patrząc na Ślizgona.
— Umie — odparł Blaise, zanim chłopak zdążył chociaż
otworzyć usta. — Wyżywał się na mnie, gdy miał mnie uczyć.
Alan zaśmiał się lekko.
— Pomożesz? — zapytała z nadzieją Missy.
— Jasne. Ale dodam jeszcze jedną osobę do listy — rzekł. —
Nicole.
Dziewczyna i Kobra zareagowali natychmiastowo.
— Na nią się nie zgodzę!
— Mowy nie ma!
— To ja już wolę te tortury Riddle’a.
— Tak, to będzie dla niego lepsze.
Nancy zacisnęła usta w wąską linię.
— Chcesz się nauczyć czy nie? — skierowała pytanie do
Ostrego. Zerknął na Ślizgonkę i po zastanowieniu pokręcił szybko głową. — I tak
się nauczysz! — tupnęła nogą. — Nicole, proszę cię — dodała do
dziewczyny.
— Missy, to nie jest dobry pomysł. Prędzej się pozabijamy.
— Ale…
— Znajdźcie kogoś innego.
— Nie znam lepszej osoby w te klocki — wtrąciła Pansy.
— Postanowiłam. — Lecz kiedy zobaczyła niezadowolone
spojrzenia przyjaciół, którzy zerkali na nią spode łba, odpuściła: — Mogę być
ostatecznością — mruknęła pod nosem.
— Żyleta, Syriusz i Remus nie będą mieli zbyt dużych
możliwości, żeby się tu dostać. — Nancy postanowiła wykorzystać jej chwilę
zawahania. — Będziesz w kolejności jako czwarta.
— Ale on i tak nie chce — wskazała na Kobrę, który nie
pałał entuzjazmem.
— I tak musi się zgodzić — odparła natychmiast. — Nie musi
chcieć.
— Dzięki — żachnął się Kobra.
— Do usług. Przechodzimy od razu do trzeciej osoby. Zeus,
Dexter, trochę go przemaglujcie, skoro się uczył.
— Zanim zaczniemy na trzy osoby, wydaje mi się, że
powinniśmy was przed czymś ostrzec — rzekła Milka, patrząc to na Alana, to na
Nicole.
Zerknęła znacząco na Kobrę, gdy zapadła cisza. Missy
przygryzła dolną wargę.
— Masz rację — stwierdził Ostry. — Lepiej uprzedzić, zanim
zobaczą. — Spojrzał na Alana i z większą wątpliwością na Nicole. Wymienił
spojrzenie z Nancy, która kiwnęła niepewnie głową. — Nie wszystko, co robimy
jest legalne.
— To znaczy? — Blaise zmarszczył brwi z zaskoczeniem na
twarzy.
— To znaczy, że w mugolskim świecie trochę występków mamy
na sumieniu, o czym za dużo osób nie powinno wiedzieć, a tym bardziej
Dumbledore i Voldemort.
— Zapewne zrozumiecie, gdy zobaczycie — wtrącił Draco.
— Okay — mruknęła Nicole, zerkając na przyjaciela, a później
na Kobrę.
— Jest jeszcze coś — szepnęła Missy, patrząc na Ostrego.
— To chyba nie jest dobry pomysł — zwątpił.
— Musisz się tego nauczyć — jęknęła. — Potrzebujemy ich do
tego.
Przetarł twarz dłonią i spojrzał na Dextera.
— Mówiłeś im o ojcu? — zapytał.
— Nawet widzieli wspomnienia — odparł.
— Więc przygotujcie się na coś podobnego — powiedział, nie
patrząc na nich.
Cisza.
— Kobra… — zaczęła cichutko Missy.
— Wiem, że jeszcze jedno, ale trafią to trafią, jak nie to
nie — mruknął, wiedząc, że ma na myśli morderstwo Dursleya.
Kiwnęła niepewnie głową.
— Zaczynamy?
Okazało się, że Kobra potrafi urwać wspomnienia, których za
wszelką cenę nie chce pokazać, choć i z tym miał czasami problemy. Alan, Draco
i Scott oglądali zarówno znane im obrazy, jak i takie, o których nie mieli
pojęcia. Nott często nie rozumiał fragmentów z życia Harry’ego, ale nie pytał.
Sytuacje z Czarnymi Różami były głęboko ukryte, dlatego nawet, gdyby Kobra nie
umiał oklumencji, to i tak nikt nie obejrzałby tych wspomnień.
— No cholera jasna! Musieliście trafić akurat na to? —
spytał z rozbawieniem, gdy scena nagle się urwała. — Co za kompromitacja.
Trójka przyjaciół głośno się śmiała.
— Na co trafili? — dopytywała się Milka z zaciekawieniem.
— Pamiętasz zakład z Żyletą w twoje urodziny? — odparł, a
ona przytaknęła. — Widzieli to, jak z Gejszą przegrałem.
Nancy i Alison wybuchnęły śmiechem.
— Co wy robiliście w sex shopie? — wydusił Zeus przez
rechot.
— To nie było wtedy takie śmieszne — odpowiedział z
rozbawieniem, gdy zobaczył miny Ślizgonów. — No co? Przegraliśmy zakład, a
Żyleta zawsze miał poprzewracane w głowie i za karę musieliśmy iść kupić
dmuchaną lalkę, jednocześnie udając parę. Nigdy nie zapomnę tej współczującej
miny sprzedawcy, gdy na mnie spojrzał — zaśmiał się, kiedy tamci wybuchnęli
śmiechem.
— Z twojego życia można zrobić i niezły horror, i niezłą
komedię — stwierdził Zeus, wycierając łzy.
— Ale wiesz, co ci powiem? — dodał Alan. — Że właśnie ci
się udało. Sam nas wyrzuciłeś z głowy.
Missy szczerzyła się radośnie, ale uśmiech zszedł jej z
twarzy, gdy zauważyła zmianę mimiki Kobry. Przybladł nagle i mocno zacisnął
pięść. Jego usta wykrzywiły się w grymasie bólu, a ciało spięło się. Czuł
objawy Cruciatusa. Skup się i
go wyrzuć. Tak jak przed
chwilą Alana, Dextera i Zeusa… Nie
było to łatwe, lecz przerażająco trudne. Zignoruj. Pomyślał o Gejszy, która kojarzyła mu
się z łagodnością. Ból powoli ustępował, ale nie wiedział, czy mu się udało,
czy Voldemort się wycofał. Ważne było jednak to, że przestało go boleć. Gdy
wszystko wróciło do poprzedniego stanu, postanowił porządnie wziąć się za
wykopanie tego Gada ze swojej głowy raz na zawsze.
Nicole miała nie mniejsze obawy niż Kobra. Gryfon opanował
już potrójne zaklęcie legilimencji i właśnie teraz dziewczyna miała dołączyć do
atakujących.
— Gotowa? — zapytał Draco.
Odetchnęła i kiwnęła głową, dostrzegając uparte spojrzenie
każdej osoby. Zaatakowali jednocześnie.
Przyjazny uśmiech szatyna i radość w oczach blondynki.
Kobra siedzi blady jak kość obok osób z ekipy. Podnosi wzrok na nowoprzybyłych.
W zielonych tęczówkach pojawia się furia. Zrywa się do pionu i z wściekłością
uderza szatyna, który nie zdążył nic powiedzieć.
— Kobra!
— Ty sku*wysynu! — warczy brunet. — Jak mogłeś mi to
zrobić?!
— Proszę, przestań! Kobra! — płaczliwy głos Gejszy.
Nie reaguje, lecz nadal uderza szatyna po twarzy.
— Po tylu latach!
— On go zabije!
— Pie*dolony zdrajco! Zabiję cię za to!
— Kobra!
Żyleta chwyta go za ramiona i odciąga do tyłu, lecz ten w
dalszym ciągu się wyrywa wypełniony furią. Szatyn leży na ziemi z zakrwawioną
twarzą, ciężko oddychając.
— Coś ty zrobił?! — przerażony pisk blondynki. —
Oszalałeś?!
Zielone spojrzenie przenosi się na nią.
— Zamknij się, suko!
Wyrywa się z uścisku Żylety i rusza w jej stronę.
— Nie! Kobra!
Wspomnienie urywa się. Harry siedział wbity w kanapę z
rozszerzonymi oczami. Draco i Scott stali jak wmurowani, a Nicole i Alan
oddychali ciężko z przerażeniem w oczach. Pozostali patrzyli na nich z
niepokojem.
— Zabiłeś go? — wykrztusił Alan.
— Prawie — odparł.
Dexter podał mu paczkę papierosów, pamiętając jego słowa,
że gdy przypomina sobie tę sytuację, to musi zapalić.
— A ją? — wykrztusiła Nicole.
— Żyleta mnie powstrzymał, zanim ją chociażby dotknąłem.
Missy i Milka wymieniły spojrzenia pełne zrozumienia.
— Przerwa? — mruknęła Alison.
— Nie. Próbujemy dalej.
Zgasił papierosa i dał znak.
Brunet leży na ławce z kapturem na głowie. Wokół panuje
ciemność. Plac oświetlają jedynie gwiazdy i księżyc. Nieprzytomnie rozgląda się
wokół, gdy słyszy kroki. Nad nim staje wysoki szatyn, który patrzy na niego w
zamyśleniu. Niespodziewanie kuca przy ławce obok jego głowy.
— Młody? — pyta cicho szatyn, a brunet przenosi na niego
spojrzenie pełne bólu. — Chcesz zmienić swoje życie?
Patrzy na niego i niepewnie kiwa głową…
Ekipa siedzi w klubie, śmiejąc się głośno i popijając
napoje. Obok Kobry siedzi blondynka i opiera głowę o jego ramię, a ten
opiekuńczo ją obejmuje. Naprzeciwko nich siedzi szatyn, który stuka się z nim
kieliszkiem. Wszyscy wyglądają na szczęśliwych…
Ekipa siedzi w klubie wraz z Draconem, który marszczy brwi,
patrząc na chłopaka w kapturze.
— Jaja sobie ze mnie robisz, nie? — mówi do Szefunia
brunet.
Mężczyzna kręci głową z uśmiechem, popijając whisky. Kaptur
osuwa się z głowy młodzieńca.
— Chyba sobie, ku*wa, jaja robisz — stwierdza Draco.
— Mógłbym powiedzieć to samo — odpowiada Harry.
— Kobra, to twój uczeń. Dexter, to jest twój trener.
— Ku*wa…
Kobra wraz z Hermioną i Ronem siedzi w przedziale,
rozmawiając o bzdetach. Nagle drzwi rozsuwają się i staje w nich Draco, Crabbe
i Goyle…
Wspomnienie urywa się po raz kolejny.
— Naucz się wreszcie, gówniarzu, o której masz wracać!
Jeszcze jeden taki wybryk i możesz się tu więcej nie pokazywać!
— Tylko na to czekam — odpowiada Harry cicho.
Dursley podnosi rękę, lecz on patrzy na to obojętnie,
przyzwyczajony do takich ataków…
Przerwał połączenie, nie chcąc pokazywać dalszej części.
Tym razem udało mu się wyrzucić wszystkich z umysłu. Przez chwilę panowała
cisza. Alan i Nicole byli w wyraźnym szoku.
— Lał cię? – wydusił wreszcie chłopak.
— Ostrzegałem — powiedział cicho.
— A-ale nie sądziłem, że chodzi niemalże o coś identycznego
jak u Dracona — wykrztusił.
Pozostali Ślizgoni spojrzeli na milczącego Dextera i szybko
skojarzyli fakty. Blaise zerknął na niego ponownie, tym razem pytająco, a on
odpowiedział, kiwając delikatnie głową.
— Ja myślałam, że ty… — zaczęła Pansy — że…
— Każdy tak myślał — odpowiedział, wiedząc, o co jej
chodzi.
— Tego się nie spodziewałem — rzekł Alan.
— Ćwiczymy dalej — przerwał temat.
— Okay — zrozumieli, że nie chce o tym mówić.
Mieli zaatakować po raz kolejny, lecz Nicole patrzyła na
niego ze zmarszczonymi brwiami.
— Ale już tego nie robi? — spytała niespodziewanie.
Spojrzał na nią.
— Nie. Wyprowadziłem się — odpowiedział i więcej wolał nie
dopowiadać.
— Ach. To dobrze.
Podniosła różdżkę, dołączając do chłopaków pod spojrzeniem
Gryfona, które nic nie mówiło. Najwyraźniej nie przeczytali w wakacje artykułu
o morderstwie Dursleya. Lecz nie wiedział, czy się z tego cieszyć…
Finałowy mecz quidditcha pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem
miał się odbyć już za chwilę. Ustalili, że niezależnie od tego, kto wygra i tak
opiją zwycięstwo którejś z drużyn. Harry i Draco okazali się być świetnymi
kapitanami, choć dziwnie im się grało w tej sytuacji. Kiedyś rywalizowali ze
sobą w życiu prywatnym i w grze, a teraz mieli być przeciwnikami tylko w tym
drugim. Uścisnęli sobie dłonie, kryjąc rozbawienie. Wzbili się w powietrze.
Obserwując, jak Ślizgoni odbierają Gryfonom kafla, Kobra zastanowił się, co by
odpowiedział Draco na pytanie zadane mu przez Milkę krótko przed meczem:
— Co zrobisz, jeśli Dexter spadnie z miotły, tak jak ty
ostatnio? Będziesz próbował go łapać czy złapiesz znicza, który przeleci obok
ciebie?
Odpowiedział, że będzie łapać chłopaka. A blondyn? Był tego
ciekaw.
Ślizgoni i Gryfoni szli łeb w łeb, punkt za punkt. Gra
była ostra, choć kapitanowie raczej postawili na skuteczność ataków i rzutów.
Kobrze nasunęło się kolejne pytanie: czy Zeus byłby zdolny
do tego, aby uderzyć Dextera tłuczkiem? Z jednej strony gra, nadzieja domu na
wygraną i satysfakcja ze zwycięstwa; z drugiej zaufanie przyjaciela i jego
pewność, że zrobi co tylko będzie mógł, by nic mu się nie stało. Teoretycznie
Draco był w lepszej sytuacji. W przeciwnej drużynie posiadał dwójkę przyjaciół,
więc miał taryfę ulgową. Z kolei drużyna Węży nie zawahałaby się zaatakować.
Dziwna sytuacja, lecz na pewno na korzyść Slytherinu.
— Gryfoni wyrównują ze Ślizgonami! — krzyknął Seamus. — Sto
dwadzieścia do stu dwudziestu! Idą łeb w łeb! Teraz wiemy, dlaczego kapitan
Ślizgonów zakumplował się z Harrym! — zażartował.
Kobra zaczął się śmiać, podobnie jak widownia.
— A co wy myśleliście?! — krzyknął Draco.
— Ty gnoju! Trzeba było tak od razu! — odparł Ostry.
Kolejny wybuch śmiechu widzów. Obaj szukający równocześnie
uniknęli tłuczków, które leciały prosto w nich. Ku rozbawieniu tych bardziej
spostrzegawczych, zrobili to w taki sam sposób.
— Następuje zmiana! Teraz Gryfoni są na prowadzeniu! Ginny
wbija kolejny punkt! Przy kaflu Slytherin!
Harry rozejrzał się za zaginionym zniczem. Ani śladu od
początku meczu. Zerknął na Dracona patrzącego w dół i poszukującego piłeczki.
Też nic nie widział. Kobra dwukrotnie obleciał dookoła boisko.
— Znicz najwyraźniej zapadł się pod ziemię! — rzekł Seamus.
— Slytherin ponownie wyrównuje wynik!
Niespodziewanie obaj szukający wystrzelili w górę,
jednocześnie dostrzegając znicza, który, ku ich zgodnej irytacji, okazał się
promieniem słońca odbitym o lusterko. Draco zaklął, wracając na poprzednie
miejsce. Harry zrobił podobnie.
— Gryfoni wychodzą na prowadzenie po widowiskowym rzucie
Deana Thomasa!
Szukający rozdzielili się na dwie strony, aby poszukać
znicza. Latali po całym boisku, rzucając ewentualnymi uwagami w stronę swoich
zawodników. Kobra zapikował ostro w dół, kiedy zauważył piłeczkę. Nim wszyscy
zdążyli zorientować się, co się dzieje, on już znajdował się przy małej kulce.
Dexter był w połowie drogi, gdy Gryfon ją złapał.
— TAAAAAAAAAAAK! — wrzasnął Seamus. — Harry złapał znicza!
Dwieście dziewięćdziesiąt do stu trzydziestu! Gryffindor zdobywa Puchar Quidditcha!
Widownia zaczęła krzyczeć, a drużyna rzuciła się na Kobrę,
gdy tylko wylądowali na ziemi. Draco westchnął, zatrzymując się obok elity
Slytherinu.
— Cholera, muszę się pogodzić z tym, że zawsze mnie
wyprzedzi — stwierdził i zaczął klaskać.
Nicole, wzdychając głośno, musiała do niego dołączyć.
Dyrektor przekazał Puchar Harry’emu, który aktualnie był niesiony na rękach
wraz z pozostałymi zawodnikami Lwów. Wrzeszcząc radośnie, Gryfoni zanieśli ich
do zamku, gdzie zaplanowana była impreza.
Kobra wraz z Zeusem wydostał się z tłumu, gdy Gryfoni mieli
już sporo wypite. Wyszli z pokoju wspólnego i poszli do lochów, gdzie miała
zacząć się impreza z mocniejszymi trunkami. Ich komnata imprez była wyciszona,
więc nikt nie mógł ich usłyszeć. Weszli do środka z błyszczącymi oczami i
dostrzegli stół z tym, na co czekali najbardziej.
— I są nasi zwycięzcy! — krzyknęła Milka.
Czyżby już zaczęli zabawę? Mało ich to obchodziło. Ważne,
że wreszcie dołączyli. Prawdziwa impreza dopiero się zaczęła, a oni nie mieli
zamiaru wrócić tej nocy do swoich dormitoriów.
— Spytałam was o to samo przed meczem — rzekła Alison,
kiedy każdy był już podpity, a ona siedziała między Kobrą a Dexterem. —
Odpowiedzieliście tak samo — uśmiechnęła się szeroko, klepnęła ich w kolana i
uradowana poszła do Pansy i Nicole.
Obaj spojrzeli na siebie i stuknęli się kieliszkami.
— Moi drodzy, dzisiaj zajmiemy się zaklęciami
niewerbalnymi. Kto mi powie, co to za zaklęcia?
Na pytanie Naomi zgłosiła się większa część klasy. Wskazała
na Neville’a, który odparł z lekkim rumieńcem:
— Są to zaklęcia, których formułki nie wymawiamy na głos,
lecz w myśli.
— Bardzo dobrze. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Czy ktoś
z was kiedykolwiek próbował rzucić zaklęcie takim sposobem? — Zgłosiła się
spora część grupy. — A czy komukolwiek z was się udało? — Tutaj zgłosiła się
mniejsza część uczniów. — A czy ktokolwiek potrafi je rzucić bez zastanowienia,
ot tak? — Kobra wymienił spojrzenie z Nancy i się zgłosił. Naomi uśmiechnęła
się szeroko. — Bardzo dobrze. Ile zajęła ci nauka, dopóki nie zacząłeś rzucać
zaklęć bez żadnego problemu?
— Jakiś miesiąc.
— Często?
— Na okrągło.
— Właśnie. To jest klucz do opanowania zaklęć niewerbalnych
— rzekła do klasy. — Musicie ćwiczyć non stop, kiedy tylko macie okazję. Nie
przejmować się, że nie wychodzi, bo praktyka czyni mistrza. Gdy już to
opanujecie, niemal automatycznie będziecie rzucać zaklęcia bez wymawiania
formułki. Staje się to nawykiem, robicie to od niechcenia. Zaklęcia niewerbalne
bardzo przydają się w walce, ponieważ możecie zaatakować niespodziewanie. Plus
jest też taki, że niewerbalnie szybciej atakujecie po poprzednim zaklęciu.
Pamiętajcie, że myślicie szybciej niż mówicie. W trakcie dwóch zaklęć
wymawianych na głos, moglibyście rzucić od trzech do nawet pięciu zaklęć niewerbalnych.
Wielka różnica, prawda? Zrobimy takie doświadczenie. Harry, Nancy, mogę was
prosić? — Posłusznie do niej podeszli. — Alan i Nicole, chodźcie do nas i
stańcie po prawej stronie z różdżkami w dłoniach. Hermiona, Dean, Parvati,
Kellan, Draco i Padma, stańcie po lewej. Nancy będzie rzucała werbalnie
zaklęcia na Alana i Nicole. W tym samym czasie Harry będzie rzucał te same
zaklęcia niewerbalnie na pozostałą szóstkę. Zobaczymy, ile osób rozbroi Harry,
w trakcie gdy Nancy rozbroi dwie osoby.
Jak się okazało, Naomi miała całkowitą rację. Kobra
rozbroił aż cztery osoby, a Missy pozbyła się różdżek dwójki Ślizgonów.
— Dziękuję, możecie wrócić na miejsca. Widzicie, jak to
wygląda w praktyce. Niewerbalne zaklęcia są bardzo przydatne. Jak to zrobić?
Skupić się lub, jak to też się często zdarza, rzucić z zaskoczenia. Musimy
sobie poradzić z pierwszym sposobem, choć spodziewajcie się małych
niespodzianek w trakcie lekcji. Dobierzcie się w pary i ćwiczcie. Tak poza tym,
Harry… — Niespodziewanie posłała w jego stronę zaklęcie. Automatycznie rzucił
pod siebie tarczę i usunął klątwę. Naomi uśmiechnęła się. — Dwadzieścia punktów
dla Gryffindoru i jesteś zwolniony z ćwiczeń. Niezły refleks.
Harry uśmiechnął się lekko.
— Taki to ma dobrze — westchnęła z tyłu Victoria.
To Kobra uwielbiał w nauczaniu Czarnej Róży. Wszystko
pokazywała w praktyce, często robiła doświadczenia, dzięki którym potwierdzała
swoje słowa. Lubiła także zaskakiwać takimi sytuacjami, jak chwilę wcześniej,
dzięki czemu uczniowie lepiej zapamiętywali wszystko, co mówiła i szybciej szła
im nauka.
Ostry służył Jeremy’emu jako kołek, na którym mógł ćwiczyć,
gdyż nie miał on pary. Wyraźnie mu to nie szło, ale nie narzekał.
— Pokazać ci, jak ja się uczyłem? — spytał Harry.
Wszyscy zamknęli usta i skupili się na myślach, więc każde
słowo było dobrze słyszalne.
— No dawaj.
Wszyscy przenieśli na nich spojrzenia. A nóż przyda im się
ten sposób. Kobra rzucił na Jery’ego zaklęcie.
— I co? — zapytał, lecz z jego ust nie wydobył się żaden
dźwięk.
— Broń się — wyszczerzył się Harry i cisnął w niego
następnym promieniem.
Ślizgon rozszerzył oczy i odskoczył przed klątwą, lecz
poleciała kolejna. Znowu uciekł. Jeszcze jeden promień. Znowu czmychnął.
Wreszcie Kobra rozbroił go.
— Po jakimś czasie znudziło mi się uciekanie jak debil i
zacząłem skupiać się na obronie — stwierdził Ostry.
Naomi pokiwała głową z uśmiechem.
— Niezły sposób. Tylko nic gorszego niż rozbrajające.
— Oczywiście.
Uczniowie zastosowali tę metodę, uznając ją za skuteczną.
Jedna osoba z pary rzucała zaklęcia werbalnie, a druga, milcząca, próbowała się
obronić. I tak na zmianę. Jeremy wypowiadał słowa bezgłośnie, tak jak połowa
uczniów, lecz skutki były marne. Naomi podeszła do Harry’ego i powiedziała
szeptem:
— Rzucaj czasami niespodziewane zaklęcia na innych, okay?
Może z zaskoczenia komuś się uda.
— Jasne — odparł.
Odeszła dalej. Po niej spodziewano się ataku, więc byli
czujni, ale nie po Ostrym. Kobra rozejrzał się dyskretnie, szukając swojej
ukochanej Nicole. Ona miała iść na pierwszy ogień. Była w parze z Draconem,
który wymawiał zaklęcia werbalnie. Idealny moment. Znienacka różdżkę z Jery’ego
przeniósł w jej stronę i cisnął klątwą. Gdy zauważyła atak z innego kierunku,
niż się spodziewała, automatycznie skierowała tam różdżkę, próbując krzyknąć
przeciwzaklęcie. Wymówiła je, lecz bezgłośnie, a przed nią pojawiła się tarcza,
która odbiła promień. Rozszerzyła oczy z zaskoczenia i spojrzała na Kobrę,
który uniósł jeden kącik ust. Naomi zaklaskała z uśmiechem, a po chwili
dołączyli do niej uczniowie. A Ostry? Ostry knuł plan. Wszyscy zapomnieli o
tym, że należy być czujnym, więc postanowił wykorzystać sytuację na jednej z
ofiar. Rzucił kolejne zaklęcie w Blaise’a, lecz mimo usilnych prób obrony,
różdżka wyleciała mu z rąk. Harry zrobił bezradną minę, gdy ten na niego
spojrzał.
— A ty co się śmiejesz? — spytał Kobra i wysłał zaklęcie w
Jeremy’ego, który pozbył się różdżki.
Ślizgon westchnął bezgłośnie, widząc rozbawione spojrzenia
uczniów.
— Spodziewajcie się ataku z każdej strony — rzekła z
uśmiechem Naomi.
Już ona dobrze wiedziała, że Harry w roli jej asystenta
wymyśli niejeden sposób, aby zatruć innym życie. Jakoś się tym nie przejęła.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch ekipa w ramach nauki zobaczyła wspomnienia Korby, jakie miał tak naprawdę życie, och został asystentem Naomi…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, zobaczyli wspomnienia Kobry jak wyglądało jego życie... brawo został asystentem Naomi..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza