24.07.2012

Rozdział 41 - Mowa węży

— Wiesz… Oklumencję już opanowałeś na szerszym poziomie. Będzie łatwiej przy obronie — rzekła Missy, gdy spotkali się w Pokoju Życzeń. — Myślę, że możemy wrócić do czarnej magii, ale pomyślałam też o mowie węży. Może próbowałbyś ją rozwinąć? Zwykle jak nie widzisz chociażby żadnej figurki, to masz spory problem. A jakbyś poduczył się tego trochę bardziej? Mógłbyś swobodnie mówić, nawet gdy nie widzisz węża.
— Racja… Powinieneś też rozwijać to, co możesz — dodał Dexter. — Może ci się to przydać w ekstremalnych warunkach.
— Poza tym, żeby nauczyć się tego zaklęcia, gdzie tworzysz węża z ognia, potrzebujesz języka węży — westchnęła. — Nikt inny tego nie opanuje. Inaczej straci się kontrolę, a to może być straszne w skutkach. Co będzie, gdy coś ci nie wyjdzie? Musisz nauczyć się mowy węży jak ojczystego języka, inaczej nawet nie tkniemy tego zaklęcia. Nie powiem ci, jak się za to zabrać, bo to zależy od indywidualnego podejścia, przynajmniej tak było w książce. Coś podobnego jak oklumencja, czy tarcza, którą można rozciągnąć na kilka osób.
— Skoro trzeba — mruknął Kobra.
— W tym czasie powtórzę materiał z Zeusem do owutemów, a Milka i Dexter… Nie wiem. Róbcie co chcecie. Elita przyjdzie?
— Kto ich tam wie — odparł Ślizgon. — Jak będzie im się chciało, to przyjdą.
Wzięli się do roboty, a przynajmniej większa część. Kobra mówił tekst piosenek, próbując przełożyć go na mowę węży, co było niezmiernie nużące. Alison i Draco postanowili zrobić sobie wolne i usiedli w kącie, zawzięcie o czymś rozmawiając i uśmiechając się do siebie szeroko. Harry od jakiegoś czasu zaczynał ich podejrzewać o stosunki nie tylko przyjacielskie, ale nie pytał. Na razie.
— …From yesterday, it’s coming. From yesterday, the fear. From yesterday, it calls him, but he doesn't want to read the message…* — gadał Kobra.
— A ten co tak bredzi bez sensu? — zapytała Nicole Dextera.
Harry był tak znudzony bezsensownym mówieniem, że nawet nie usłyszał wejścia Ślizgonów.
— Uczy się, jak cię obrazić tak, żebyś nie zrozumiała — zaśmiał się Zeus znad książki.
— Hę? — zdziwiła się.
— Mowa węży — uzupełniła Missy i podniosła na nich spojrzenia. — Bez spojrzenia na węża.
— Ach…
— …It was a thousand to one and a million to two, time to go down in flames and I'm taking you. Closer to the edge. No, I'm not saying I'm sorry, one day maybe we'll meet again…**
Milka zaczęła mówić razem z nim, a później równocześnie nucić piosenkę. Na koniec zaczęli głośno śpiewać. Nagle zamilkli.
— Sorki — powiedzieli zgodnie, widząc rozbawione spojrzenia reszty. — Po prostu uwielbiamy tę piosenkę — wytłumaczyła dziewczyna z nieśmiałym uśmiechem.
— Nie ma sprawy — zaśmiał się Zeus.
— To jest równie nużące jak historia magii — stęknął Kobra z rozpaczą, przybierając dziwną pozycję siedząco-leżącą. — Zlituj się i wymyśl coś innego.
— To jak inaczej chcesz się nauczyć? Musisz gadać.
— Może normalnie niech rozmawia, skupiając się na mowie węży — zaproponowała Alison.
Missy zgodziła się bez problemów.
— Żeby Syriusz się nie burzył, jak raz po raz przeklniesz, to będziesz miał niezłą cenzurę — stwierdził Dexter.
Wszyscy zaśmiali się.
— Jak się wkurzy, to będą same syki — dodał z rozbawieniem Scott.
— Czepiasz się — odpowiedział sam zainteresowany.
— Wiem, na co cię stać. Na przykład po szlabanie albo kłótni z Nicole.
Ślizgonka wywróciła oczami, a Kobra uniósł kącik ust. Wzięli się do roboty. Harry potrzebował rozmówcy, tak jak powiedziała Milka, żeby mógł rozmawiać o bzdetach, skupiając się na mowie węży. Dobrał się z Blaisem, który zawsze miał temat do dyskusji i gadali na nic nieznaczące tematy. Co jakiś czas zaczął się jąkać, próbując wykrztusić z siebie słowo w innym języku, ale kończyło się na tym, że wypuszczał ze świstem powietrze i dokańczał zdanie normalnie. Ślizgon zaczynał się zazwyczaj śmiać, ale rozszerzył oczy, gdy Kobra niespodziewanie zaczął mówić w taki sposób, że nie rozumiał. Syczał.
— Więc tak wyglądają przekleństwa w wężomowie — stwierdził na koniec Ostry ze zdumieniem.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Po wyjściu Ślizgonów z Pokoju Życzeń, przerzucił swoje ćwiczenia na animagię, którą ostatnio zaniedbał. Milka pisnęła, kiedy plecy Kobry zostały pokryte szarawą sierścią.

Egzaminy zbliżały się coraz bardziej. Choć do końca roku szkolnego pozostał jeszcze miesiąc, wszyscy byli bardzo zestresowani. Wszędzie kręcili się uczniowie z książkami, którzy powtarzali materiał. Każdy dostał rozpiskę testów. Szóstoklasiści zwrócili największą uwagę na zaklęcia, gdyż z tego mieli mieć pierwszy egzamin teoretyczny. Kobra współczuł piątoklasistom, którzy zdawali sumy, i siódmoklasistom zdającym owutemy. Wraz z Dexterem, Milką i Missy pomagał Scottowi jak tylko mógł, aby zdał najważniejszy egzamin z jak najlepszymi ocenami. Podzielili się materiałem i każdy odpytywał go z przedmiotu, który najbardziej przypadł każdemu do gustu. Kobra, jak można było się spodziewać, wziął na swoje barki obronę, Dexter zaklęcia, Milka astronomię, a Missy transmutację. Hermiona zaproponowała swoją pomoc i numerologia spadła na nią. Pozostało mugoloznawstwo, ale Scott nie przejmował się tym przedmiotem, gdyż była to dla niego bułka z masłem. Nie było czemu się dziwić. W końcu obracał się w świecie mugolskim.
Wszyscy byli pełni podziwu, gdyż Kobra powstrzymał ataki Voldemorta na swój umysł. Mógł z łatwością skupić się na ważniejszych rzeczach bez obawy, że zaraz zostanie porażony namiastką Cruciatusa.
— Zaraz po zakończeniu egzaminów robimy wielką balangę — stwierdził Alan znad książki. Wszyscy spojrzeli na niego z lekkim zdumieniem. Co jak co, ale akurat on był osobą, po której nie spodziewali się takiej propozycji. — Muszę odstresować — dodał z rozbawieniem, widząc ich miny.
Missy nagle zaśmiała się do książki.
— Przypomniałam sobie pewną imprezę po zakończeniu egzaminów — wyjaśniła. — W czwartej klasie. Słyszałam takie same słowa od Żylety. Nawalił się jak w swoje urodziny. Z Kobrą stwierdziliśmy, że nie ma po co wlec go do pokoju i zostawiliśmy go w schowku na miotły. Rano jak na nas naskoczył, to myślałam, że nas zabije, bo gdy wyszedł, trafił wprost na McGonagall. Na szczęście go nie wyczuła — zachichotała. — Tłumaczył się, że był taki zaspany, że zabłądził i zrobił z siebie kompletnego debila.
Ostry zasłonił się książką, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
— Ale urodzin nic nie przebije — stwierdził wreszcie. — Powiedzcie mi, kto normalny urządzi sobie karaoke w klubie na barze?
— Ten Żyleta to musi być jakiś agent — podsumował Blaise.
— Jak się z Kobrą dobierze do wódki, to śmiech po pachy — dopowiedziała Milka z rozbawieniem. — Jak zaczną bredzić bez sensu po pijaku, to tylko leżeć na ziemi i kwiczeć.
— Wpadnijcie do klubu w wakacje — rzekł Scott.
— W wakacje jesteśmy tam praktycznie codziennie, więc z łatwością można na nas trafić — dodała Milka.
— Nawet jeśli nas nie będzie, to powiecie komuś, żeby zadzwonił do kogoś z nas i będziemy za kilka minut — dodał Kobra. — Chyba że ktoś z was ma komórkę, bo lepiej się wtedy dogadać — rzucił, przenosząc na nich spojrzenie z książki.
— Ja mam — ucieszyła się Victoria.
— I dopiero teraz mówisz?! — oburzyła się Milka i doskoczyła do niej po numer.
— Rzadko jej używam. Większość osób, które znam, to czarodzieje, więc nie mają mugolskiego sprzętu. Schowałam ją głęboko w szufladzie i leży bezużyteczna.
— Teraz ci się przyda — uśmiechnęła się szeroko Alison i wpisała sobie numer dziewczyny. — Kobra, daj telefon, to ci też wpiszę. Wiesz, że moja komórka ma odbicia, często się psuje i tracę numery.
Wyciągnął go z kieszeni i podał jej, pchając po ziemi. Nagle zawibrował. Ekipa rozszerzyła oczy.
— ZASIĘG! — wrzasnęli zgodnie.
Jak sępy rzucili się do telefonu, który nadal wibrował.
— Ktoś dzwoni czy co? — zdziwiła się Viki.
— To smsy przychodzą — zarechotał Dexter.
— Aż tyle? — zaśmiał się Blaise.
— Od tygodnia nie szukałem zasięgu na dachu — parsknął Kobra. — Nie tykaj, niech wszystko przyjdzie! — dodał do Missy, a ona zachichotała i zaczęła czytać, od kogo przychodzą smsy.
— Wdowa, Mira, Pussy, Szefunio, Etna, Tiffany, Gejsza, Pussy, Kosa… Boże, ty utrzymujesz kontakt z tą suką? Ruda, Snajper, Sysia, Monica… Ku*wa, prawie same laski — wybuchnęła śmiechem.
— No co? — zaśmiał się Scott, wracając do książki. — Ma bujne życie towarzyskie. Nie ma na co chłopak narzekać.
— A później musi obijać pyski ich kolesiom — zachichotała Nancy.
— Missy, odejdź ode mnie dalej, niż mam rękę — mruknął Harry.
— Och, daj spokój — zachichotała i pogłaskała go matczynie po głowie. — Nie bez powodu w klubie mówią na ciebie Casanova.
Podniósł na nią ostre spojrzenie, słysząc chichoty reszty.
— A wiesz jak jeszcze? — dodał. — Pozbawiony skrupułów sku*wysyn.
— Serio? — zaciekawił się Scott.
Kobra uśmiechnął się z rozbawieniem.
— Serio. Kiedyś w kiblu trafiłem na dwóch kolesi. Nie znali mnie z widzenia, więc gadali o mnie bez hamulców. Poleciało właśnie takie sformułowanie, bo niby przy jakiejś bójce przywaliłem ich kumplowi między nogi tak, że miał kłopot z chodzeniem. Później Yom przyprowadził ich do naszego stolika. Gejsza zwróciła się do mnie bezpośrednio po przezwisku. Wyobrażacie sobie miny tych kolesi? Więcej ich w klubie nie widziałem.
Wszyscy pękali ze śmiechu, a on uśmiechał się z rozbawieniem.
— Właściwie to czemu Kobra? — zapytała Pansy.
— Szefunio to wymyślił — odparł ze zmarszczonymi brwiami.
— Gejsza to podłapała, bo jarała się jego oczami — zachichotała Missy. — Poza tym ta menda jest cholernie przebiegła i zawsze dostanie to, czego chce.
— A Ostry?
— Autorką była Pussy.
— Yhym… — mruknęli ze zrozumieniem Ślizgoni.
— Od samochodów. A co wy myśleliście? — Kobra wystawił zęby.
Missy wybuchnęła chichotam, podobnie jak Milka.
— Mówią, że ostro jeździ autem i nie patrzy na przepisy — dodał Scott z rozbawieniem.
— Wracając do tych imprez, to musicie wpaść trzydziestego pierwszego lipca — rzekła Missy. — Wtedy zawsze dużo się dzieje.
— Dlaczego?
— Bo nasza kochana menda ma urodziny — zaśmiała się. — W ludzi wstępują diabły, a solenizant z Żyletą zawsze tak się nawalą, że musimy ich wynosić. Zwykle nikt nic nie pamięta.
— Rozumiem — zarechotał Jery. — Wpadniemy, nie, Nicole?
Dziewczyna zerknęła na niego, a później na Kobrę, który z kolei patrzył na nią z zaciekawieniem.
— A mam przyjść? — zawahała się.
— Elita to elita. Twoje urodziny też wszyscy oblewaliśmy.
— Skoro tak, to okay.
— To super — ucieszyła się Milka. — Będzie wystrzałowo. Obiecuję wam. Zawsze jest. Obowiązkowy co najmniej jeden taniec na barze. Nie pożałujecie.
— Pięćdziesiąt trzy nieodebrane wiadomości i dziesięć nieodebranych połączeń — rzekł z rozbawieniem Dexter, podając Harry’emu telefon.
Kobra westchnął, biorąc się za czytanie wiadomości, wcześniej zaznaczając dokładne miejsce, w którym był zasięg.

Każdy z uczniów skorzystał z wypadu do Hogsmeade, aby stres przedegzaminowy trochę zmalał. Chcieli się jeszcze odprężyć i zrelaksować, by spokojniej podejść do testów sprawdzających ich umiejętności magiczne. Ekipa wybrała się do magicznej wioski, by wspólnie spędzić wolny czas. Scott co chwilę oddychał głęboko, gdy przez myśli przebiegały mu nadchodzące owutemy. Pozostali automatycznie pytali go o nic niewarte bzdury, za co chłopak był im wdzięczny. Mógł odciągnąć myśli od swojej marnej przyszłości.
Weszli do Trzech Mioteł i zajęli jeden stolik. Scott i Harry poszli zamówić kremowe piwa, a po chwili wrócili z prowiantem. Rozmawiali na różne tematy, nie przejmując się niczym.
— Wydaje mi się, że widziałam Tonks — rzekła niespodziewanie Milka, zerkając za okno.
— Och, rzeczywiście! — dodała Missy, wskazując na różowowłosą kobietę. — Co ona tu robi?
— Może Dumbledore postanowił dać jakąś ochronę — odparł Zeus. — W końcu Voldemort panoszy się po świecie, więc zawsze jest jakieś zagrożenie.
— Myślicie, że byłby zdolny zaatakować w samym środku wioski, gdzie jest pełno uczniów? — zapytała Alison.
— Pewnie tak. On jest przecież nieprzewidywalny i walnięty — odpowiedział Dexter. — Z łatwością mógłby porwać niejedną osobę. Ma okazję. Nie chcę krakać, ale ma idealne miejsce do ataku.
Nancy wzdrygnęła się.
— Odpukaj. Ponad połowa osób tu przebywająca nie potrafiłaby obronić się przed atakiem śmierciożerców. Wyobrażacie sobie tę panikę? Ochrona jest tutaj potrzebna. I to bardzo.
— Ciekawe czy to Zakon, czy aurorzy.
— Chyba mieszanka — powiedział Harry. — Większości nigdy nie widziałem w Kwaterze. Równie dobrze mógłby to być śmierciożerca i nikt by się nie zorientował — dodał ze zmarszczonymi brwiami. — Od kiedy Blasie i Viki są parą? — palnął nagle, patrząc za okno.
Wszyscy jak sępy spojrzeli tam, gdzie on.
— Osz w mordę, nic nie powiedzieli! — rzekła donośnie Missy, gdyż Viki i Blaise trzymali się za ręce, ale zaraz ściszyła głos, gdy kilku klientów spojrzało w ich stronę. — Dexter, mogłeś powiedzieć — dodała z pretensją.
— Mogę ci na życie przysiąc, że nie miałem pojęcia — odparł natychmiast ze zdumieniem. — Wiedziałem, że na siebie lecą, ale tylko tyle.
— Och, to super! — rzekła radośnie Alison. — Pasują do siebie jak ulał.
— Zupełnie jak Kobra i Nicole — palnął Dexter, nim zdążył pomyśleć.
Ostry powoli przeniósł na niego spojrzenie. Wszyscy właśnie sobie wyobrażali, ile pokładów złości w sobie gromadzi i jaki sposób morderstwa planuje. Zielone oczy błyskały piorunami, a zaciśnięte szczęki mówiły same za siebie.
— Malfoy — zaczął złowieszczo — ty…
— Żartowałem — powiedział szybko, gdyż wypowiedziane przez niego nazwisko już było złym znakiem.
— … fretko — zakończył Harry. — Zapie*dalaj po piwo, póki jeszcze możesz biec.
— Spodziewałem się gwałtowniejszej reakcji — wystawił zęby Ślizgon. — Czyżby jednak…?
Missy, Milka i Zeus doskonale widzieli, że Ostry jest na granicy wybuchu, a Dexter może nie wyjść z tego cało.
— Równie dobrze można by ustawić ciebie i Weasleya obok siebie i też byście do siebie pasowali — powiedział cicho Kobra, ale tak zimno, że aż się wzdrygnęli.
— Teraz mnie uraziłeś. To była zniewaga, która nie zostanie wybaczona — odparł Draco, przerażony samą myślą o tym, że on i Weasley… Ugh! Jego twarz wykrzywiła się w geście odrazy, a Milka zachichotała. — Będę miał koszmary — zaszlochał.
Kobra nie zwrócił na niego uwagi.
Łącznie jego i Nicole było najgorszym pomysłem, na jaki mogli wpaść. Przecież on tak jej nienawidził! Ona jego zresztą też. Chętnie by się pozabijali, byle tylko nie widzieć drugiej osoby na oczy. Nie raz i nie dwa wyobrażał sobie sytuację, gdzie pozbawia ją życia. Nie wątpił, że ona myśli o nim podobnie. Swoją nienawiść okazywali na co dzień. Gdyby ktoś zapytał o parę największych wrogów w Hogwarcie, z pewnością każdy wskazałby ich. To co, że ostatnio połączyli swoje grupki i musieli znosić się częściej niż zwykle. Ich nienawiść była równie wielka jak wcześniej. Mieli się chociaż na kim wyżyć i z kim poważnie poćwiczyć klątwy. Byli po jednej stronie, ale to nie znaczyło, że musieli czuć do siebie sympatię! Kobra nawet sobie nie wyobrażał tego uczucia względem niej. Miał patrzeć na nią jak na Missy, Milkę czy Hermionę? W życiu! Stwierdził, że prędzej sam pozbawi się życia albo stanie przed Riddlem bez różdżki i poprosi go o Avadę.
— Rozchmurz się trochę. — Alison poklepała go po kolanie, widząc jego niemrawą minę od samego rana, kiedy Draco i Scott poszli po kolejne piwa kremowe. — Niedługo wakacje, a pogoda wymarzona. Egzaminami chyba się aż tak nie przejmujesz, co? — zaśmiała się lekko.
— Coś się stało? — zapytała z kolei Missy.
— Nie no, coś ty… — odparł obojętnie.
Chciała drążyć, ale uniemożliwił jej to powrót dwójki przyjaciół, którzy zawzięcie się o coś wykłócali, broniąc swojego zdania.
Prawda była taka, że od samego rana czuł się dziwnie. Nie miał powodów, by odczuwać satysfakcję, która opanowała jego wnętrze. Dołowało go to uczucie, bo domyślił się, że to sprawka Voldemorta. Emocje rosły z każdą godziną, a teraz było najgorzej. Czuł sprzeczne uczucia i z trudem rozróżniał, które są jego. Istny chaos, którego nie potrafił opanować. Nawet oklumencja zbytnio nie pomagała. Riddle musiał być bardzo zadowolony, a on nie wiedział dlaczego i to go martwiło. Więź pomiędzy nimi była utrapieniem, choć czasami się przydawała. Jednak blokował to, gdyż nie chciał przez niego zwariować. Wolał swoje zdrowie psychiczne niż wizje, które go przerażały. Miał ochotę głośno przekląć. To uczucie irytował go coraz bardziej.
— Kobra, hej! Patrzysz na Chang od kilku minut. Zaraz sobie coś pomyśli.
Przetarł twarz dłonią, by wrócić do rzeczywistości. Missy westchnęła.
— Patrzcie, Syriusz — rzekł niespodziewanie Scott, wskazując za okno i przerywając dziewczynie, która chciała zacząć mówić.
— Idę z nim pogadać. — Harry skorzystał z okazji, by wywinąć się od tłumaczenia.
— Jakby co, to dzwoń.
— Jasne.
Wyszedł, wcześniej przeciskając się przez tłum uczniów. Łapa zobaczył go z daleka i pomachał mu z uśmiechem.
— Jak tam przygotowania do egzaminów?
— Chociaż ty mnie nie załamuj.
Syriusz zaśmiał się.
— Nie ma sprawy.
— A ty co tu robisz?
— Dyrek stwierdził, że lepiej zabezpieczyć trochę wioskę, gdy wędruje po niej pełno młodocianych nieuków.
— Odezwał się pilny uczeń.
— A żebyś wiedział…
Rozmawiając na nieważne tematy, krążyli po wiosce, rozglądając się za rzekomym niebezpieczeństwem. Kobra pytał o ekipę i wszystko inne, co go interesowało. Łapa z kolei, ku irytacji Harry’ego, zadawał pytania w związku z Nicole.
— Co wy się dzisiaj uwzięliście na ten temat? — burknął, a Syriusz zaśmiał się po raz kolejny. — No ile można? Wkurza mnie jak zawsze i jeśli nie zabiję jej do końca roku, to będzie dobrze.
— Co się burzysz? — wytknął mu język.
— Bo to irytuje.
— Widzę, że coś dzisiaj nie w humorze.
— Nie wyspałem się — skłamał.
Po co miał go niepotrzebnie martwić? Pod nogi Syriusza spadło czerwone piórko z wiadomością.
— Znowu coś się dzieje — westchnął. — Pewnie po raz kolejny ktoś sobie zażartował i rzucił łajnobombę. Muszę lecieć, a nie wiem, ile to zajmie.
— Jasne.
— Może później się spotkamy.
Poczochrał go po włosach i deportował się. Kobra westchnął i samotnie ruszył do centrum wioski. Niespodziewanie poczuł różdżkę wbijającą się w jego plecy.
— A teraz grzecznie skręcisz w prawo. Jeśli nie chcesz ofiar w ludziach, radzę nie robić hałasu — usłyszał cichy syk przy uchu.
Z mocno bijącym sercem skręcił w ciemną uliczkę, wiedząc, że ma kłopoty.

*30 Seconds To Mars – From Yesterday
** 30 Seconds To Mars – Closer To The Edge

3 komentarze:

  1. Hej,
    egzaminy zbliżają się wielkimi krokami, tak wszyscy widzą Harrego i Nicole razem, oj, oj ma kłopoty i to wielkie…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Clo-ser to the eedgeeeeeee... Kocham tą piosenkę. Btw, dzięki tobie, droga autorko zaczęłam słuchać Limp Bizkit, 30stm i Linkin Park. Thanx!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, już niedługo egzaminy ich czekają, pięknie wszyscy widzą Harrego i Nicole razem, ciekawe kiedy sami zainteresowani najbardziej to dostrzegą, że ich ciągnie w ten sposób do siebie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń