— Wiesz… Oklumencję już opanowałeś na szerszym poziomie.
Będzie łatwiej przy obronie — rzekła Missy, gdy spotkali się w Pokoju Życzeń. —
Myślę, że możemy wrócić do czarnej magii, ale pomyślałam też o mowie węży. Może
próbowałbyś ją rozwinąć? Zwykle jak nie widzisz chociażby żadnej figurki, to
masz spory problem. A jakbyś poduczył się tego trochę bardziej? Mógłbyś
swobodnie mówić, nawet gdy nie widzisz węża.
— Racja… Powinieneś też rozwijać to, co możesz — dodał
Dexter. — Może ci się to przydać w ekstremalnych warunkach.
— Poza tym, żeby nauczyć się tego zaklęcia, gdzie tworzysz
węża z ognia, potrzebujesz języka węży — westchnęła. — Nikt inny tego nie
opanuje. Inaczej straci się kontrolę, a to może być straszne w skutkach. Co
będzie, gdy coś ci nie wyjdzie? Musisz nauczyć się mowy węży jak ojczystego
języka, inaczej nawet nie tkniemy tego zaklęcia. Nie powiem ci, jak się za to
zabrać, bo to zależy od indywidualnego podejścia, przynajmniej tak było w
książce. Coś podobnego jak oklumencja, czy tarcza, którą można rozciągnąć na
kilka osób.
— Skoro trzeba — mruknął Kobra.
— W tym czasie powtórzę materiał z Zeusem do owutemów, a
Milka i Dexter… Nie wiem. Róbcie co chcecie. Elita przyjdzie?
— Kto ich tam wie — odparł Ślizgon. — Jak będzie im się
chciało, to przyjdą.
Wzięli się do roboty, a przynajmniej większa część. Kobra
mówił tekst piosenek, próbując przełożyć go na mowę węży, co było niezmiernie
nużące. Alison i Draco postanowili zrobić sobie wolne i usiedli w kącie,
zawzięcie o czymś rozmawiając i uśmiechając się do siebie szeroko. Harry od
jakiegoś czasu zaczynał ich podejrzewać o stosunki nie tylko przyjacielskie,
ale nie pytał. Na razie.
— …From yesterday, it’s
coming. From yesterday, the fear. From yesterday, it calls him, but he doesn't
want to read the message…* — gadał Kobra.
— A ten co tak bredzi bez sensu? — zapytała Nicole Dextera.
Harry był tak znudzony bezsensownym mówieniem, że nawet nie
usłyszał wejścia Ślizgonów.
— Uczy się, jak cię obrazić tak, żebyś nie zrozumiała —
zaśmiał się Zeus znad książki.
— Hę? — zdziwiła się.
— Mowa węży — uzupełniła Missy i podniosła na nich
spojrzenia. — Bez spojrzenia na węża.
— Ach…
— …It was a thousand to
one and a million to two, time to go down in flames and I'm taking you. Closer
to the edge. No, I'm not saying I'm sorry, one day maybe we'll meet again…**
Milka zaczęła mówić razem z nim, a później równocześnie
nucić piosenkę. Na koniec zaczęli głośno śpiewać. Nagle zamilkli.
— Sorki — powiedzieli zgodnie, widząc rozbawione spojrzenia
reszty. — Po prostu uwielbiamy tę piosenkę — wytłumaczyła dziewczyna z
nieśmiałym uśmiechem.
— Nie ma sprawy — zaśmiał się Zeus.
— To jest równie nużące jak historia magii — stęknął Kobra
z rozpaczą, przybierając dziwną pozycję siedząco-leżącą. — Zlituj się i wymyśl
coś innego.
— To jak inaczej chcesz się nauczyć? Musisz gadać.
— Może normalnie niech rozmawia, skupiając się na mowie
węży — zaproponowała Alison.
Missy zgodziła się bez problemów.
— Żeby Syriusz się nie burzył, jak raz po raz przeklniesz,
to będziesz miał niezłą cenzurę — stwierdził Dexter.
Wszyscy zaśmiali się.
— Jak się wkurzy, to będą same syki — dodał z rozbawieniem
Scott.
— Czepiasz się — odpowiedział sam zainteresowany.
— Wiem, na co cię stać. Na przykład po szlabanie albo
kłótni z Nicole.
Ślizgonka wywróciła oczami, a Kobra uniósł kącik ust. Wzięli
się do roboty. Harry potrzebował rozmówcy, tak jak powiedziała Milka, żeby mógł
rozmawiać o bzdetach, skupiając się na mowie węży. Dobrał się z Blaisem, który
zawsze miał temat do dyskusji i gadali na nic nieznaczące tematy. Co jakiś czas
zaczął się jąkać, próbując wykrztusić z siebie słowo w innym języku, ale
kończyło się na tym, że wypuszczał ze świstem powietrze i dokańczał zdanie
normalnie. Ślizgon zaczynał się zazwyczaj śmiać, ale rozszerzył oczy, gdy Kobra
niespodziewanie zaczął mówić w taki sposób, że nie rozumiał. Syczał.
— Więc tak wyglądają przekleństwa w wężomowie — stwierdził
na koniec Ostry ze zdumieniem.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Po wyjściu Ślizgonów z Pokoju Życzeń, przerzucił swoje
ćwiczenia na animagię, którą ostatnio zaniedbał. Milka pisnęła, kiedy plecy
Kobry zostały pokryte szarawą sierścią.
Egzaminy zbliżały się coraz bardziej. Choć do końca roku
szkolnego pozostał jeszcze miesiąc, wszyscy byli bardzo zestresowani. Wszędzie
kręcili się uczniowie z książkami, którzy powtarzali materiał. Każdy dostał
rozpiskę testów. Szóstoklasiści zwrócili największą uwagę na zaklęcia, gdyż z
tego mieli mieć pierwszy egzamin teoretyczny. Kobra współczuł piątoklasistom,
którzy zdawali sumy, i siódmoklasistom zdającym owutemy. Wraz z Dexterem, Milką
i Missy pomagał Scottowi jak tylko mógł, aby zdał najważniejszy egzamin z jak
najlepszymi ocenami. Podzielili się materiałem i każdy odpytywał go z
przedmiotu, który najbardziej przypadł każdemu do gustu. Kobra, jak można było
się spodziewać, wziął na swoje barki obronę, Dexter zaklęcia, Milka astronomię,
a Missy transmutację. Hermiona zaproponowała swoją pomoc i numerologia spadła
na nią. Pozostało mugoloznawstwo, ale Scott nie przejmował się tym przedmiotem,
gdyż była to dla niego bułka z masłem. Nie było czemu się dziwić. W końcu
obracał się w świecie mugolskim.
Wszyscy byli pełni podziwu, gdyż Kobra powstrzymał ataki
Voldemorta na swój umysł. Mógł z łatwością skupić się na ważniejszych rzeczach
bez obawy, że zaraz zostanie porażony namiastką Cruciatusa.
— Zaraz po zakończeniu egzaminów robimy wielką balangę —
stwierdził Alan znad książki. Wszyscy spojrzeli na niego z lekkim zdumieniem.
Co jak co, ale akurat on był osobą, po której nie spodziewali się takiej
propozycji. — Muszę odstresować — dodał z rozbawieniem, widząc ich miny.
Missy nagle zaśmiała się do książki.
— Przypomniałam sobie pewną imprezę po zakończeniu
egzaminów — wyjaśniła. — W czwartej klasie. Słyszałam takie same słowa od
Żylety. Nawalił się jak w swoje urodziny. Z Kobrą stwierdziliśmy, że nie ma po
co wlec go do pokoju i zostawiliśmy go w schowku na miotły. Rano jak na nas
naskoczył, to myślałam, że nas zabije, bo gdy wyszedł, trafił wprost na
McGonagall. Na szczęście go nie wyczuła — zachichotała. — Tłumaczył się, że był
taki zaspany, że zabłądził i zrobił z siebie kompletnego debila.
Ostry zasłonił się książką, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
— Ale urodzin nic nie przebije — stwierdził wreszcie. —
Powiedzcie mi, kto normalny urządzi sobie karaoke w klubie na barze?
— Ten Żyleta to musi być jakiś agent — podsumował Blaise.
— Jak się z Kobrą dobierze do wódki, to śmiech po pachy —
dopowiedziała Milka z rozbawieniem. — Jak zaczną bredzić bez sensu po pijaku,
to tylko leżeć na ziemi i kwiczeć.
— Wpadnijcie do klubu w wakacje — rzekł Scott.
— W wakacje jesteśmy tam praktycznie codziennie, więc z
łatwością można na nas trafić — dodała Milka.
— Nawet jeśli nas nie będzie, to powiecie komuś, żeby
zadzwonił do kogoś z nas i będziemy za kilka minut — dodał Kobra. — Chyba że
ktoś z was ma komórkę, bo lepiej się wtedy dogadać — rzucił, przenosząc na nich
spojrzenie z książki.
— Ja mam — ucieszyła się Victoria.
— I dopiero teraz mówisz?! — oburzyła się Milka i
doskoczyła do niej po numer.
— Rzadko jej używam. Większość osób, które znam, to
czarodzieje, więc nie mają mugolskiego sprzętu. Schowałam ją głęboko w
szufladzie i leży bezużyteczna.
— Teraz ci się przyda — uśmiechnęła się szeroko Alison i
wpisała sobie numer dziewczyny. — Kobra, daj telefon, to ci też wpiszę. Wiesz,
że moja komórka ma odbicia, często się psuje i tracę numery.
Wyciągnął go z kieszeni i podał jej, pchając po ziemi.
Nagle zawibrował. Ekipa rozszerzyła oczy.
— ZASIĘG! — wrzasnęli zgodnie.
Jak sępy rzucili się do telefonu, który nadal wibrował.
— Ktoś dzwoni czy co? — zdziwiła się Viki.
— To smsy przychodzą — zarechotał Dexter.
— Aż tyle? — zaśmiał się Blaise.
— Od tygodnia nie szukałem zasięgu na dachu — parsknął
Kobra. — Nie tykaj, niech wszystko przyjdzie! — dodał do Missy, a ona
zachichotała i zaczęła czytać, od kogo przychodzą smsy.
— Wdowa, Mira, Pussy, Szefunio, Etna, Tiffany, Gejsza,
Pussy, Kosa… Boże, ty utrzymujesz kontakt z tą suką? Ruda, Snajper, Sysia,
Monica… Ku*wa, prawie same laski — wybuchnęła śmiechem.
— No co? — zaśmiał się Scott, wracając do książki. — Ma
bujne życie towarzyskie. Nie ma na co chłopak narzekać.
— A później musi obijać pyski ich kolesiom — zachichotała
Nancy.
— Missy, odejdź ode mnie dalej, niż mam rękę — mruknął
Harry.
— Och, daj spokój — zachichotała i pogłaskała go matczynie
po głowie. — Nie bez powodu w klubie mówią na ciebie Casanova.
Podniósł na nią ostre spojrzenie, słysząc chichoty reszty.
— A wiesz jak jeszcze? — dodał. — Pozbawiony skrupułów
sku*wysyn.
— Serio? — zaciekawił się Scott.
Kobra uśmiechnął się z rozbawieniem.
— Serio. Kiedyś w kiblu trafiłem na dwóch kolesi. Nie znali
mnie z widzenia, więc gadali o mnie bez hamulców. Poleciało właśnie takie
sformułowanie, bo niby przy jakiejś bójce przywaliłem ich kumplowi między nogi
tak, że miał kłopot z chodzeniem. Później Yom przyprowadził ich do naszego stolika.
Gejsza zwróciła się do mnie bezpośrednio po przezwisku. Wyobrażacie sobie miny
tych kolesi? Więcej ich w klubie nie widziałem.
Wszyscy pękali ze śmiechu, a on uśmiechał się z
rozbawieniem.
— Właściwie to czemu Kobra? — zapytała Pansy.
— Szefunio to wymyślił — odparł ze zmarszczonymi brwiami.
— Gejsza to podłapała, bo jarała się jego oczami —
zachichotała Missy. — Poza tym ta menda jest cholernie przebiegła i zawsze
dostanie to, czego chce.
— A Ostry?
— Autorką była Pussy.
— Yhym… — mruknęli ze zrozumieniem Ślizgoni.
— Od samochodów. A co wy myśleliście? — Kobra wystawił
zęby.
Missy wybuchnęła chichotam, podobnie jak Milka.
— Mówią, że ostro jeździ autem i nie patrzy na przepisy —
dodał Scott z rozbawieniem.
— Wracając do tych imprez, to musicie wpaść trzydziestego
pierwszego lipca — rzekła Missy. — Wtedy zawsze dużo się dzieje.
— Dlaczego?
— Bo nasza kochana menda ma urodziny — zaśmiała się. — W
ludzi wstępują diabły, a solenizant z Żyletą zawsze tak się nawalą, że musimy
ich wynosić. Zwykle nikt nic nie pamięta.
— Rozumiem — zarechotał Jery. — Wpadniemy, nie, Nicole?
Dziewczyna zerknęła na niego, a później na Kobrę, który z
kolei patrzył na nią z zaciekawieniem.
— A mam przyjść? — zawahała się.
— Elita to elita. Twoje urodziny też wszyscy oblewaliśmy.
— Skoro tak, to okay.
— To super — ucieszyła się Milka. — Będzie wystrzałowo.
Obiecuję wam. Zawsze jest. Obowiązkowy co najmniej jeden taniec na barze. Nie
pożałujecie.
— Pięćdziesiąt trzy nieodebrane wiadomości i dziesięć
nieodebranych połączeń — rzekł z rozbawieniem Dexter, podając Harry’emu
telefon.
Kobra westchnął, biorąc się za czytanie wiadomości,
wcześniej zaznaczając dokładne miejsce, w którym był zasięg.
Każdy z uczniów skorzystał z wypadu do Hogsmeade, aby stres
przedegzaminowy trochę zmalał. Chcieli się jeszcze odprężyć i zrelaksować, by
spokojniej podejść do testów sprawdzających ich umiejętności magiczne. Ekipa
wybrała się do magicznej wioski, by wspólnie spędzić wolny czas. Scott co
chwilę oddychał głęboko, gdy przez myśli przebiegały mu nadchodzące owutemy.
Pozostali automatycznie pytali go o nic niewarte bzdury, za co chłopak był im
wdzięczny. Mógł odciągnąć myśli od swojej marnej przyszłości.
Weszli do Trzech Mioteł i zajęli jeden stolik. Scott i
Harry poszli zamówić kremowe piwa, a po chwili wrócili z prowiantem. Rozmawiali
na różne tematy, nie przejmując się niczym.
— Wydaje mi się, że widziałam Tonks — rzekła
niespodziewanie Milka, zerkając za okno.
— Och, rzeczywiście! — dodała Missy, wskazując na
różowowłosą kobietę. — Co ona tu robi?
— Może Dumbledore postanowił dać jakąś ochronę — odparł
Zeus. — W końcu Voldemort panoszy się po świecie, więc zawsze jest jakieś
zagrożenie.
— Myślicie, że byłby zdolny zaatakować w samym środku
wioski, gdzie jest pełno uczniów? — zapytała Alison.
— Pewnie tak. On jest przecież nieprzewidywalny i walnięty
— odpowiedział Dexter. — Z łatwością mógłby porwać niejedną osobę. Ma okazję.
Nie chcę krakać, ale ma idealne miejsce do ataku.
Nancy wzdrygnęła się.
— Odpukaj. Ponad połowa osób tu przebywająca nie potrafiłaby
obronić się przed atakiem śmierciożerców. Wyobrażacie sobie tę panikę? Ochrona
jest tutaj potrzebna. I to bardzo.
— Ciekawe czy to Zakon, czy aurorzy.
— Chyba mieszanka — powiedział Harry. — Większości nigdy
nie widziałem w Kwaterze. Równie dobrze mógłby to być śmierciożerca i nikt by
się nie zorientował — dodał ze zmarszczonymi brwiami. — Od kiedy Blasie i Viki
są parą? — palnął nagle, patrząc za okno.
Wszyscy jak sępy spojrzeli tam, gdzie on.
— Osz w mordę, nic nie powiedzieli! — rzekła donośnie Missy,
gdyż Viki i Blaise trzymali się za ręce, ale zaraz ściszyła głos, gdy kilku
klientów spojrzało w ich stronę. — Dexter, mogłeś powiedzieć — dodała z
pretensją.
— Mogę ci na życie przysiąc, że nie miałem pojęcia — odparł
natychmiast ze zdumieniem. — Wiedziałem, że na siebie lecą, ale tylko tyle.
— Och, to super! — rzekła radośnie Alison. — Pasują do
siebie jak ulał.
— Zupełnie jak Kobra i Nicole — palnął Dexter, nim zdążył
pomyśleć.
Ostry powoli przeniósł na niego spojrzenie. Wszyscy właśnie
sobie wyobrażali, ile pokładów złości w sobie gromadzi i jaki sposób morderstwa
planuje. Zielone oczy błyskały piorunami, a zaciśnięte szczęki mówiły same za
siebie.
— Malfoy — zaczął złowieszczo — ty…
— Żartowałem — powiedział szybko, gdyż wypowiedziane przez
niego nazwisko już było złym znakiem.
— … fretko — zakończył Harry. — Zapie*dalaj po piwo, póki
jeszcze możesz biec.
— Spodziewałem się gwałtowniejszej reakcji — wystawił zęby
Ślizgon. — Czyżby jednak…?
Missy, Milka i Zeus doskonale widzieli, że Ostry jest na
granicy wybuchu, a Dexter może nie wyjść z tego cało.
— Równie dobrze można by ustawić ciebie i Weasleya obok
siebie i też byście do siebie pasowali — powiedział cicho Kobra, ale tak zimno,
że aż się wzdrygnęli.
— Teraz mnie uraziłeś. To była zniewaga, która nie zostanie
wybaczona — odparł Draco, przerażony samą myślą o tym, że on i Weasley… Ugh!
Jego twarz wykrzywiła się w geście odrazy, a Milka zachichotała. — Będę miał
koszmary — zaszlochał.
Kobra nie zwrócił na niego uwagi.
Łącznie jego i Nicole było najgorszym pomysłem, na jaki
mogli wpaść. Przecież on tak jej nienawidził! Ona jego zresztą też. Chętnie by
się pozabijali, byle tylko nie widzieć drugiej osoby na oczy. Nie raz i nie dwa
wyobrażał sobie sytuację, gdzie pozbawia ją życia. Nie wątpił, że ona myśli o
nim podobnie. Swoją nienawiść okazywali na co dzień. Gdyby ktoś zapytał o parę
największych wrogów w Hogwarcie, z pewnością każdy wskazałby ich. To co, że
ostatnio połączyli swoje grupki i musieli znosić się częściej niż zwykle. Ich
nienawiść była równie wielka jak wcześniej. Mieli się chociaż na kim wyżyć i z
kim poważnie poćwiczyć klątwy. Byli po jednej stronie, ale to nie znaczyło, że
musieli czuć do siebie sympatię! Kobra nawet sobie nie wyobrażał tego uczucia
względem niej. Miał patrzeć na nią jak na Missy, Milkę czy Hermionę? W życiu!
Stwierdził, że prędzej sam pozbawi się życia albo stanie przed Riddlem bez
różdżki i poprosi go o Avadę.
— Rozchmurz się trochę. — Alison poklepała go po kolanie,
widząc jego niemrawą minę od samego rana, kiedy Draco i Scott poszli po kolejne
piwa kremowe. — Niedługo wakacje, a pogoda wymarzona. Egzaminami chyba się aż
tak nie przejmujesz, co? — zaśmiała się lekko.
— Coś się stało? — zapytała z kolei Missy.
— Nie no, coś ty… — odparł obojętnie.
Chciała drążyć, ale uniemożliwił jej to powrót dwójki
przyjaciół, którzy zawzięcie się o coś wykłócali, broniąc swojego zdania.
Prawda była taka, że od samego rana czuł się dziwnie. Nie
miał powodów, by odczuwać satysfakcję, która opanowała jego wnętrze. Dołowało
go to uczucie, bo domyślił się, że to sprawka Voldemorta. Emocje rosły z każdą
godziną, a teraz było najgorzej. Czuł sprzeczne uczucia i z trudem rozróżniał,
które są jego. Istny chaos, którego nie potrafił opanować. Nawet oklumencja
zbytnio nie pomagała. Riddle musiał być bardzo zadowolony, a on nie wiedział
dlaczego i to go martwiło. Więź pomiędzy nimi była utrapieniem, choć czasami
się przydawała. Jednak blokował to, gdyż nie chciał przez niego zwariować.
Wolał swoje zdrowie psychiczne niż wizje, które go przerażały. Miał ochotę
głośno przekląć. To uczucie irytował go coraz bardziej.
— Kobra, hej! Patrzysz na Chang od kilku minut. Zaraz sobie
coś pomyśli.
Przetarł twarz dłonią, by wrócić do rzeczywistości. Missy
westchnęła.
— Patrzcie, Syriusz — rzekł niespodziewanie Scott,
wskazując za okno i przerywając dziewczynie, która chciała zacząć mówić.
— Idę z nim pogadać. — Harry skorzystał z okazji, by
wywinąć się od tłumaczenia.
— Jakby co, to dzwoń.
— Jasne.
Wyszedł, wcześniej przeciskając się przez tłum uczniów.
Łapa zobaczył go z daleka i pomachał mu z uśmiechem.
— Jak tam przygotowania do egzaminów?
— Chociaż ty mnie nie załamuj.
Syriusz zaśmiał się.
— Nie ma sprawy.
— A ty co tu robisz?
— Dyrek stwierdził, że lepiej zabezpieczyć trochę wioskę,
gdy wędruje po niej pełno młodocianych nieuków.
— Odezwał się pilny uczeń.
— A żebyś wiedział…
Rozmawiając na nieważne tematy, krążyli po wiosce,
rozglądając się za rzekomym niebezpieczeństwem. Kobra pytał o ekipę i wszystko
inne, co go interesowało. Łapa z kolei, ku irytacji Harry’ego, zadawał pytania
w związku z Nicole.
— Co wy się dzisiaj uwzięliście na ten temat? — burknął, a
Syriusz zaśmiał się po raz kolejny. — No ile można? Wkurza mnie jak zawsze i
jeśli nie zabiję jej do końca roku, to będzie dobrze.
— Co się burzysz? — wytknął mu język.
— Bo to irytuje.
— Widzę, że coś dzisiaj nie w humorze.
— Nie wyspałem się — skłamał.
Po co miał go niepotrzebnie martwić? Pod nogi Syriusza
spadło czerwone piórko z wiadomością.
— Znowu coś się dzieje — westchnął. — Pewnie po raz kolejny
ktoś sobie zażartował i rzucił łajnobombę. Muszę lecieć, a nie wiem, ile to
zajmie.
— Jasne.
— Może później się spotkamy.
Poczochrał go po włosach i deportował się. Kobra westchnął
i samotnie ruszył do centrum wioski. Niespodziewanie poczuł różdżkę wbijającą się
w jego plecy.
— A teraz grzecznie skręcisz w prawo. Jeśli nie chcesz
ofiar w ludziach, radzę nie robić hałasu — usłyszał cichy syk przy uchu.
Z mocno bijącym sercem skręcił w ciemną uliczkę, wiedząc,
że ma kłopoty.
*30 Seconds To Mars – From Yesterday
** 30 Seconds To Mars – Closer To The Edge
Hej,
OdpowiedzUsuńegzaminy zbliżają się wielkimi krokami, tak wszyscy widzą Harrego i Nicole razem, oj, oj ma kłopoty i to wielkie…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Clo-ser to the eedgeeeeeee... Kocham tą piosenkę. Btw, dzięki tobie, droga autorko zaczęłam słuchać Limp Bizkit, 30stm i Linkin Park. Thanx!!!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, już niedługo egzaminy ich czekają, pięknie wszyscy widzą Harrego i Nicole razem, ciekawe kiedy sami zainteresowani najbardziej to dostrzegą, że ich ciągnie w ten sposób do siebie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza