24.07.2012

Rozdział 40 - Medalion Morgany

W weekend spotykali się najczęściej i zazwyczaj przebywali w swoim towarzystwie kilka godzin. Dzisiaj ściągnęli do Hogwartu Żyletę, ponieważ Kobra opanował już ataki legilimencji czterech osób i do rzucających zaklęcie miała dołączyć kolejna. Ślizgonów nie było, więc rozmawiali o sprawach ekipy bez zahamowania. Zeus wiedział, w czym siedzą jego przyjaciele, ale nie miał nic przeciwko. W końcu sam raz po raz robił jakiś przekręt dla korzyści majątkowych, kiedy brakowało mu kasy. Jak większość klubowiczów zresztą. Czasami też się pościgał, gdy ktoś poświęcił swoje auto. Jednym zdaniem mówiąc: był taki sam jak oni, tylko on nie miał żadnych zobowiązań względem innych osób. Przynajmniej oficjalnie.
— Dostałem misję od Syriusza — rzekł szatyn do Kobry. — Mam cię odpytać z animagii i zdać mu relacje. Nie masz wyboru, musisz się zamienić, żebym miał żywy dowód.
Każdego zżerała ciekawość, jakim zwierzęciem zostanie Kobra, lecz na chwilę obecną mogli tylko zidentyfikować, że będzie kotem. Nikt nie sądził, że zostanie zwykłym zwierzakiem domowym. Stawiali na coś bardziej drapieżnego, chociaż sami nie wiedzieli co.
Harry nie miał wyboru, tak jak mówił przyjaciel. Wiedział, że jak Łapa się uprze to nie ma bata, a Żyletę chciał jeszcze zobaczyć w całości. Puszysty ogon, mały nos, odstające uszy, zwężone źrenice i, ku radości Missy, łapy z długimi pazurami zamiast rąk. Żyleta był zdumiony tak dużymi zmianami, jakie zaszły w wyglądzie chłopaka w formie animagicznej. Nie wyobrażał sobie zaskoczenia Syriusza. Wiedzieli, że Ostry szybciej przyswaja wiedzę, ale to przekraczało wszelkie granice. Oczywiście, bardzo się z tego cieszyli, choć mieli spore wątpliwości, co do zbyt szybkiego rozwoju. Szczególnie, gdy chodziło o czarną magię, która wchodziła Harry’emu do głowy z dziecięcą łatwością. Bali się, że jego psychika może tego nie wytrzymać.
Kobra wrócił do swojej zwykłej formy, gdy drzwi uchyliły się i wkroczyła cała elita Slytherinu. Przywitali się z Żyletą i usiedli obok nich.
— To co robimy? — zapytał Blaise.
— My się uczymy zaklęcia — odpowiedziała natychmiast Missy. — Draco, Scott, Żyleta, Alan, Nicole i Kobra męczą się z oklumencją.
— Nicole? — zapytał szeptem Żyleta Kobrę ze zdziwieniem.
— Powiedz to Missy to zatłucze cię łyżeczką — odparł równie cicho. — Jak się uprze, to wiesz, co potrafi zrobić.
Szatyn zaśmiał się cicho.
— Rozumiem. Lepiej się nie narażać, bo źle na tym wyjdziemy.
— Dokładnie. Muszę przecierpieć.
Lekcja oklumencji była niezwykle potrzeba. Kobra miewał napady bólu, choć stały się one mniej bolesne niż wcześniej. Martwił się jednak, że Voldemort nasili swoje ataki. Jakimś pocieszeniem było to, że przez umysł nie mógł go zabić ani zranić w taki sposób, aby było to widoczne na ciele. Mógł go torturować jedynie psychicznie, a Cruciatus należał właśnie do takich zaklęć.
— Cruciatus wytwarza się w umyśle — wyznała Naomi, kiedy dowiedziała się o jego problemie. — Możesz stłumić ten ból i nie odczuć jego działania. Wiem, że to dziwne, ale tak jest naprawdę. Odporność na ból umysłowy. Tak właśnie jest w tym przypadku. Uodparniając się na ataki Voldemorta i opanowując odporność na ból umysłowy, z łatwością go od siebie odrzucisz. Będziesz miał nad nim przewagę w tej dziedzinie. Żaden atak z jego strony nic mu nie da, ponieważ będziesz potrafił się obronić. A ty sam mógłbyś wtedy mu się zrewanżować tym samym, jeśli byś chciał.
Na chwilę obecną wolał jednak skupić się na obronie, a nie na ataku.
— Dowiedzieli się? — spytał cicho Żyleta Harry’ego, zanim rozpoczęli ćwiczenia.
— Tylko o Dursleyu, ale nie o jego śmierci — odparł szeptem.
Starszy kiwnął głową. Rozpoczęli ćwiczenia.

— Mam dla ciebie coś, co w przyszłości może ci się przydać — powiedziała Naomi, kiedy wezwała Harry’ego do siebie. — Ja już wykorzystałam jego moc, dlatego chciałabym przekazać go tobie.
Z szuflady biurka wyciągnęła medalion na złotym łańcuszku. Był on wielkości kurzego jajka i miał nawet taki kształt. W środku widniał niebieski diamencik, który połyskiwał z każdą grą światła. Od niego odchodziły złoto-czarne ciernie, łącząc się w całość.
— Jest to Medalion Morgany — ciągnęła Naomi. — Spełnia jedno ważne życzenie, jeśli masz go w dłoni. Tylko jedno na jednego człowieka. Działa tak samo jak Diament Ciemności. Nie musi być widoczny. Możesz go schować, a przywołasz go, gdy będzie ci potrzebny. Wykorzystaj go rozsądnie.
Chwyciła go za rękę i włożyła medalion w dłoń. Patrzył na niego przez chwilę, by następnie podziękować.
— Wiem, że nie wykorzystasz go w zły sposób — powiedziała. — Później przekaż go dalej zaufanej osobie, która nie wykorzysta go niewłaściwie.
Pokiwał głową.

Lekcja transmutacji przebiegała w bardzo spokojny sposób. Kobra siedział cicho, a Nicole nie wszczynała awantur, ku uldze McGonagall. Ślizgonka była zdziwiona milczeniem chłopaka i co chwilę zerkała na niego z namysłem. Siedział jakby był z marmuru, gdyż w ogóle się nie ruszał. Jego twarz zastygła w jednym wyrazie i nie było na niej żadnych emocji. Czarne włosy wyjątkowo kontrastowały z bladą cerą, a zwykle wściekło-zielone oczy teraz straciły swój blask. Zastanowiła się, co się stało. Missy, Dexter i Milka wyglądali zwyczajnie, więc to nie mogło mieć z nimi związku. Już otwierała usta, by go o to spytać, kiedy mocno zacisnął dłonie na brzegu stolika i zamknął oczy. Ból.
— Cholera — szepnęła do siebie, kiedy zrozumiała, co jest grane. — Missy — powiedziała zduszonym głosem. — Missy — powtórzyła odrobinę głośniej, gdy ta nie usłyszała.
Puchonka spojrzała w jej stronę, a ta wskazała na Harry’ego. Zaklęła cicho i uderzyła z łokcia siedzącego obok Dextera. Mówili coś do siebie niemal bezdźwięcznie, najwyraźniej nie wiedząc, co mają zrobić.
— Mów do niego — powiedział bezgłośnie Alan, siedzący za Ślizgonem i Puchonką.
— O czym? — zdenerwowała się.
— O bzdetach.
Zrozumiała, że ma odwrócić jego uwagę. Tylko, do choinki, nie miała żadnego tematu do rozmowy!
— Chcesz się dowiedzieć, co mówiłeś po meczu, jak Weasley walnął cię zaklęciem? — palnęła, zanim zdążyła to przemyśleć.
— Te majaki? — odparł cicho.
— No tak.
— Nie wiem, czy chcę. — Otworzył oczy i na nią spojrzał. Próbował zamaskować ból różnymi innymi uczuciami. — Więc jednak o tym nie zapomniałaś, chociaż chciałaś.
— To było zbyt dziwne, żeby o tym zapomnieć. Nie wiem, co miałeś na myśli.
— Raczej nic, skoro nie wiedziałem, co mówię — mruknął, zaciskając ponownie pięści.
Nicole zauważyła ten ruch. Musiała go wkurzyć. Wtedy powinien zapomnieć.
— Wiesz… Jednak ci tego nie powiem — oznajmiła.
— Teraz mów, skoro zaczęłaś.
— Nie — zaparła się.
— Nie wkurzaj mnie.
— Stwierdziłam, że to bez znaczenia.
— Jesteś najbardziej wkurzającą osobą, jaką spotkałem w życiu.
— Miło mi. Nazywają mnie Nicole.
Harry parsknął. Wiedział, jaki był cel tej rozmowy. Słyszał słowa Alana i musiał przyznać, że przez Ślizgonkę na chwilę zapomniał o bólu. Nie chciał przerywać rozmowy, gdyż miał zamiar odciągnąć myśli od ataków Riddle’a.
— Chyba Nikita — stwierdził.
— Nie mów tak na mnie — syknęła.
Ona miała jego wkurzyć, czy on ją? Potter potrafił wyprowadzić ją z równowagi jak nikt inny. Harry uśmiechnął się z rozbawieniem. Ta reakcja go śmieszyła.
— A jeśli bym powiedziała, że wtedy wyznałeś mi miłość?
Przez chwilę trawił informacje.
— Co?! — przeraził się.
— Potter! — McGonagall musiała zareagować.
— Żartujesz! — Kobra nie zwrócił na nauczycielkę najmniejszej uwagi.
Nicole milczała i napawała się jego przerażeniem, w duchu mając niezły ubaw. JEB! Przez ignorancję oberwał od profesorki książką w łeb.
— Auu — stęknął i spojrzał na nią z pretensją.
— Szlaban!
— Kiedy?
— Dzisiaj o osiemnastej u woźnego.
— Nie ma sprawy. Ale Young też gada. Sam ze sobą rozmów nie prowadzę.
— Ej! — Dziewczyna uderzyła go pięścią w ramię.
— Young razem z tobą.
Nicole wypuściła ze świstem powietrze. To ona go tutaj chce ratować, a on tak się odwdzięcza?! Kobra spojrzał na nią z przerażeniem, gdy nauczycielka odeszła na drugi koniec klasy.
— Young…
— Już nie Nikita? — uśmiechnęła się słodko.
— Jak chcesz… — przełknął ślinę. — Nie myśl, że to prawda. Najwidoczniej miałem zwidy. — Dziewczyna długo nie wytrzymała i zaczęła opętańczo chichotać. — Wkręcasz mnie — warknął.
— Twoja mina była bezcenna — wydusiła przez chichot.
— Czy ciebie coś opuściło?! To nie było śmieszne, ale przerażające. Naprawdę kiedyś cię zabiję. Przypadkiem wystrzelę w ciebie Avadą. Zobaczysz.
Z ulgą opadł na krzesło. Nicole nie mogła powstrzymać rechotu. Wyła ze śmiechu, nawet gdy nauczycielka odjęła jej punkty.
— Young!
— Ale ja nie mogę — wykrztusiła. — Prze-przepraszam. Ha ha ha!
— Nie biję kobiet. Nie biję kobiet. Nie biję kobiet — zaczął powtarzać Kobra sam do siebie.
— Potter…
— No mówię, że nie!
— Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru!
— Za to, że nie biję kobiet, ale ją zabiję? — palnął.
— Ha ha ha!
— Tego już za wiele! Szlaban do końca miesiąca w każdy czwartek i sobotę! Obydwoje!
— Dobrze… Ha ha ha!
— Krew. Mnóstwo krwi. Zabiję ją.
— Wyjść! Natychmiast!
Tak wkurzonej McGonagall chyba jeszcze nikt nie widział. Gryfon i Ślizgonka doszli do wniosku, że lepiej kobiety więcej nie prowokować, więc wyszli z klasy. Harry musiał praktycznie wyciągnąć Nicole, ponieważ była tak rozbawiona, że nie mogła iść. Zatrzasnęli drzwi.
— Zabiję cię, Young!
— Ha ha ha! Aaaaaa! Ha ha ha! — rozległ się tupot stóp, głosy oddaliły się, ale długo jeszcze słyszeli krzyk i śmiech Ślizgonki.
Missy i Dexter wymienili rozbawione spojrzenia.
— Chyba jej się udało — stwierdziła dziewczyna.
Zarechotali zgodnie.

Yoł Łapcio,
nie avaduj mnie teraz, bo i tak nie umiesz rzucić tego zaklęcia.
Teoretycznie właśnie jestem na transmutacji, ale, nie uwierzysz, McGonagall wyrzuciła mnie z klasy razem z Young. No jak tak można? Szczerze mówiąc to w życiu nie widziałem jej tak wkurw… rzonej. Wlepiła nam szlaban do końca miesiąca tylko przez to, że Young śmiała się jak opętana. Nienawidzę jej. Po prostu zabiję ją przy byle okazji. Tak mnie wkręciła, że prawie zszedłem na zawał. W życiu nie przeżyłem takiej traumy, nawet naprzeciwko Gada. Ciesz się, że nie wiesz, o co chodzi. Wszyscy święci i nie święci, ratunku!
Zapewne Żyleta doniósł Ci już o zmianach animagicznych. Możesz być dumny. Może do wakacji dowiem się, co ze mnie za zwierz. Milka cały czas ma nadzieję na kota perskiego, a ja cały czas mam nadzieję, że jednak nie. Chyba żywy bym już się nie pojawił, bo zagłaskałaby mnie na śmierć.
Co do czarnej magii… Uczymy się, gdy tylko możemy. Cały czas mam wątpliwości. Zbyt szybko idzie mi nauka tych zaklęć. Ale czego się nie robi dla ratowania świata… To była ironia, jakby co.
O zadaniu nadal nic nie wiadomo. Naomi mówiła ostatnio, że może dadzą mi znać dopiero w wakacje, ale przecież sama tego nie wie. Czekanie jest chyba najgorsze. Wolałbym, żeby to było już za mną. Właśnie… Ostatnio dostałem od niej pewną rzecz. Wiesz, co to jest Medalion Morgany?
Zastanawiam się, czy nie powiedzieć dyrkowi o tym, że znaleźliśmy sposób na wyeliminowanie Riddle’a. W końcu mógłby nam pomóc… W nowym roku Naomi nie będzie uczyła (powiedziała mi to, więc jest pewne), więc może być problem z wytłumaczeniem mu o nieobecnościach. Co o tym myślisz? Bo ja już nie wiem, a reszta podchodzi do tego dość sceptycznie.
Tak na marginesie, nikt poza Tobą nie przeczyta tego listu. Czarna magia się przydaje, więc rzuciłem na kopertę zaklęcie. Jeśli trafi w niepowołane ręce, porazi go prądem. Jeżeli oberwał ktoś z ekipy albo Remus, przeproś w moim imieniu, ale nie umiem jeszcze tego zaklęcia, aby działało na kilka osób.
Pozdrów tam wszystkich i powiedz ekipie, że po powrocie tak się nawalimy jak nigdy. A Ty o tym zapominasz. Obliviate! (Chyba że nawalisz się razem z nami).
Kobra

Syriusz zawsze miał uśmiech na twarzy, gdy czytał listy od chrześniaka. Nawet do ciężkich spraw chłopak podchodził z humorem, czasem czarnym, ale jednak. I znowu wpakował się w szlaban. I znowu z tą Nicole. Uśmiechnął się szerzej. Ta dwójka do siebie pasowała, a on nie wiedział, dlaczego tak bardzo się nie cierpią. Westchnął. Wyznanie Dumbledore’owi prawdy nie było takim złym pomysłem. Dyrektor mógł otworzyć Harry’emu drogę do swobodnego opuszczania lekcji, kiedy tylko będzie musiał. To na pewno ułatwiłoby chłopakowi zadanie. Syriusz był zmartwiony. Nie umiał pomóc Kobrze przy misji. Mógł go wspierać jedynie psychicznie i podnosić na duchu, a i tak był ograniczony przez bariery w Hogwarcie.
— Co napisał? — zapytała Gejsza siedząca naprzeciwko niego.
Remus dostał misję od Dumbledore’a. Miał udać się do kogoś, kto mógł pomóc Zakonowi. Żyleta poszukiwał sobie kwatery, co ekipa przyjęła ze smutkiem. Szczególnie dziewczyny nie chciały się z nim rozstawać, gdyż przyzwyczaiły się do wspólnego mieszkania. Szatan poszedł na lekcję języka łacińskiego. Wszyscy byli zaskoczeni jego chęcią do nauki i tym, jak płynnie potrafi już mówić po francusku. Mógł obrażać ich do woli, a oni by o tym nie wiedzieli. Yom był w zakładzie samochodowym Szefunia, by naprawić auto Missy, gdyż przegląd pokazał drobne wady. Wdowa wyprowadziła się jakiś czas temu i znalazła pracę. Często wpadała do nich na obiady Gejszy, która gotowała znakomicie. Mimo że brunetka rozstała się z Harrym, nadal była traktowana jak członek ekipy. Blondynka miała akurat wolne, gdyż chodziła do szkoły na różnorodne kursy.
— Ma szlaban do końca miesiąca z Nicole, a McGonagall wyrzuciła ich z klasy.
Gejsza zaczęła się śmiać, odstawiając kubek z gorącą herbatą.
— Za co?
— Śmiała się, bo udało jej się go w coś wkręcić.
Dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem.
— Oni pasują do siebie jak ulał — stwierdziła.
— O tym samym pomyślałem.
— Myślisz, że kiedyś się zejdą?
— Mam nadzieję. Szkoda by było, gdyby zmarnowali taką szansę. No, ale my o tym nie decydujemy. To, że my chcemy, nie oznacza, że oni też.
Uśmiechnęła się delikatnie.
— Co jeszcze napisał?
— Dałbym ci przeczytać, ale kopnie cię prąd, bo wymyślił jakąś sztuczkę na czyjeś niepowołane ręce.
Zachichotała.
— To dobrze. Przynajmniej nikt nie przeczyta listów.
— Mam wam powiedzieć, że, cytuję: po powrocie tak się nawalimy jak nigdy.
— Uwielbiam go — zaśmiała się. — Wiesz… To taka moja bratnia dusza. Kocham go jak brata i to się chyba nigdy nie zmieni. Tyle przeszedł, a jednak nadal pozostaje taki sam. Taki… kochany wariat, który potrafi wkurzyć jak nikt inny. Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. Już wtedy wiedziałam, że się dogadamy.
— Od zawsze taki był?
— Wiesz… Nie. Na początku naszej znajomości był taki spłoszony. Nikomu nie ufał, był zamknięty w sobie. Nigdy nie pokazywał jak jest mu ciężko po atakach Dursleya. Łamał się tylko przy Szefuniu. Chyba tylko jemu wtedy całkowicie ufał. Zresztą… Każdy z nas ufał mu od początku, bo traktujemy go jak naszego dziadka. Z czasem się zmieniał i otwierał się na nas coraz bardziej. Pamiętam, jak raz przyszedł do klubu, gdy byłam sama. Ledwo podnosił nogi. Prawie umarł mi w ramionach — szepnęła ze szklistymi oczami. — Tak go zlał jak nigdy, tylko dlatego, że spóźnił się dziesięć minut. Przyszedł Żyleta. Nie wiem, co by było, gdyby nie on. Od tego czasu nam zaufał. Dwa dni leżał pod kroplówką i nie mógł się ruszać, bo cały był obolały. Wtedy wyznał mi, że chciał się dobić, bo już nie miał na nic siły. Powstrzymało go to, że nie miał tyle odwagi.
Nawet nie wiedziała, kiedy zamknęła oczy, przypominając sobie te chwile. Syriusz przetarł twarz dłonią ze ściśniętym sercem. Harry powiedział mu, kiedy rozmawiali na placu po jego powrocie, że chciał się kiedyś pociąć, ale nie sądził, że kiedykolwiek dowie się, w jakich okolicznościach.
— Od tego czasu, gdy tylko wspominał o takich rzeczach, reagowaliśmy. Nie chcieliśmy, żeby zrobił coś głupiego. Najgorzej było po piątym roku — szepnęła. — Ty umarłeś, przyjaciel odszedł z jego dziewczyną. W kilka dni stracił trzy osoby. Tak źle jeszcze nigdy z nim nie było. Widziałam, jak się stacza. Wszyscy widzieliśmy. Zbyt dobrze go poznaliśmy i chociaż grał, że jest dobrze, to nie wierzyliśmy. Zwykle nie pił tak dużo, wtedy robił to non stop. Byłam załamana tym, że nie potrafię mu pomóc. Próbowałam jak mogłam, różnymi sposobami. Nawet sprowokowałam go do kłótni, żeby wykrzyczał, co mu leży na sercu. Ja się darłam, a on… nic. Cisza, kompletne milczenie. Boże, nie mogłam na to patrzeć. Zaczęłam ryczeć i go przepraszać jak głupia — zaśmiała się nerwowo. — On, rozumiesz? On zaczął mnie pocieszać. Bardziej przejmował się moim stanem psychicznym niż swoim. Przez moją dziwną akcję stwierdził, że jednak odłoży tę żyletkę, bo nie będę miała na kogo się wydzierać. Dosłownie tak powiedział — zaśmiała się, tym razem smutno. — Znowu się na niego wydarłam. Pierwszy raz od początku wakacji szczerze się uśmiechnął. Dodał, że chyba takich wrzasków i obelg potrzebował, bo dałam mu kopniaka w dupę. Później pojawił się Dexter, który zastąpił Szakala, i Wdowa zamiast Doris. Było z nim coraz lepiej. Na sam koniec pojawiłeś się ty. Wszystko się wyrównało, a on wrócił do poprzedniej formy. Chyba nawet do lepszej.
Syriusz patrzył przez chwilę na list w swoich dłoniach. Więc było z nim aż tak źle? Gdyby nie Gejsza, pewnie już by go nie zobaczył. Dziewczyna nieświadomie powstrzymała go przed samobójstwem. Łapa przełknął ślinę. Na samą myśl o tym słowie przechodziły go ciarki, a gdy połączył to z Harrym, serce mu stawało. Jak na złość przed oczami przelatywały mu obrazy Kobry z zakrwawionymi przedramionami, bladego jak kość, z żyletką obok nieruchomego ciała.
— Coś tak zbladł? — spytała Gejsza.
Pokręcił głową, by odrzucić te wizje.
— Na samą myśl o tym przechodzą mnie ciarki.
Dziewczyna uśmiechnęła się niewyraźnie.
— Nawet nie wiesz, ile razy miałam koszmary z nim w roli głównej i w takiej charakteryzacji. Do teraz jak obudzę się po takim śnie, to serce mi wali. Od razu do niego dzwonię, żeby się upewnić, że to nie była rzeczywistość. Nie jest zadowolony, gdy budzę go o trzeciej w nocy — uśmiechnęła się wesoło. — Ale gdy tylko odetchnę po jego zaspanym: litości, człowieku, to zrozumie. — Syriusz zaśmiał się lekko. — Gorzej jak nie odbierze. Wtedy potrafię zbudzić ze snu wszystkich dookoła. Trzeba uruchomić wszystkie kontakty, żeby mnie uspokoić. Zwykle okazuje się, że wyłączył głos w telefonie, albo nie miał zasięgu, albo tak zaimprezował, że nie miał siły podnieść ręki do telefonu — podrapała się po nosie z zakłopotaniem, a Łapa zarechotał. — Ale mimo to i tak mnie kocha — wystawiła zęby.
— Z początku myślałem, że…
— … jesteśmy parą? — roześmiała się, a on kiwnął głową. — Często to słyszymy. Ale nigdy nie byliśmy i nie będziemy, chociaż czasami się tak zachowujemy. Taka… dziwna odmiana miłości rodzeństwa — zachichotała. — Ale, muszę przyznać, nie raz miałam ochotę wydrapać oczy jakiejś lasce, która nie przypadła mi do gustu, a się do niego podwalała. Zresztą… On też często przywali jakiemuś kolesiowi, który mu podpadnie, a się koło mnie kręci.
— Zazdrość? — zaśmiał się.
— Ja bym to nazwała eliminowaniem niewłaściwych partnerów — odparła z podobną reakcją. — Pewnie teraz myślisz, że niezłe z nas czubki i przyznam ci rację.
Roześmiali się zgodnie i razem odpisali na list.

4 komentarze:

  1. Hej,
    czemu Naomi już nie będzie uczyła w Hogwarcie w następnym roku? Syriusz dowiedział się od Gejszy więcej informacji o Harrym, o matko Nicole i ta scena, doprowadzili nauczycielkę do obłędu tak, że kazała im wyjść…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W książce była mowa o klątwie na stanowisku nauczyciela OPCM, którą rzucił Riddle. Zwróć uwagę, że co roku był nowy nauczyciel.

      Usuń
    2. podejrzewam, że to już taka tradycja, że co roku jest nowy nauczyciel, chociaż jest też teoria, że Walitort rzucił na to stanowisko klątwę, po tym jak Drops go nie przyjął(ja wiem data ale co tam)

      Usuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, wielka szkoda, że Naomi już nie będzie uczyła w Hogwarcie w następnym roku... Nicole i ta scena piękna, oboje doprowadzili  nauczycielkę aż do obłędu tak, że kazała im wyjść… ;) wiele Syriusz się dowiedział od Gejszy o Harrym...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń