Kolejny dzień przyniósł mu rozmyślania nad swoim związkiem,
co nie uszło uwadze Hermiony, która pomagała mu w zadaniu z transmutacji w
bibliotece. Z początku milczała na temat jego nieuwagi, powtarzając coś dwa
razy. W końcu westchnęła i spytała:
— Co cię gryzie?
Podniósł na nią mętny wzrok i po chwili mruknął:
— Jest sens ciągnąć związek, w którym się męczę?
Westchnęła ponownie, patrząc na niego z siostrzaną troską.
— Jeśli się męczysz, to nie ma sensu. Nie ma po co ciągnąć
czegoś, co cię zatrzymuje i ogranicza, jeśli tego nie chcesz. A wiesz, jakie
ona ma do tego podejście?
— Na ostatnim spotkaniu miałem wrażenie, że też ma dość tej
sytuacji.
— Och, skoro ona czuje to samo, to tym bardziej. Widocznie
nie jesteście sobie pisani, a to, co było fajne w związku, najwidoczniej się
wypaliło. Nie męcz się i pogadaj z nią — dodała, gdy podszedł do nich Kellan.
Chłopak przywitał się z nimi, a Hermiona uśmiechnęła się
szeroko do swojego chłopaka, którym został na balu. Harry patrzył na ich szczęśliwe
twarze w zamyśleniu.
— Chyba masz rację — westchnął.
— Ona zawsze ma — odparł Kellan, a dziewczyna zdzieliła go
lekko w ramię z rumieńcami na policzkach.
— Załatwię to od razu.
Już zrywał się do pionu, ale przyjaciółka posadziła go na
krześle, trzymając za ramię.
— Ani mi się waż łamać regulamin na moich oczach.
— Mogłeś poczekać z tym pytaniem o chodzenie, bo wcześniej
nie zwracała na to uwagi — powiedział Kobra do Kellana.
— Harry! — warknęła wśród śmiechu chłopaków.
Pani Pince wysłała im karcące spojrzenie.
— Nie będę czekał do wakacji, a wcześniej raczej
regulaminowo nie wyjdę.
Westchnęła.
— A zadanie? — Spojrzał na nią prosząco. — Och, dokończę.
— Dzięki — uśmiechnął się szeroko i już miał iść, gdy znów
go zatrzymała.
— Zaskoczyłeś mnie wczoraj. — Zerknął na nią ze
zmarszczonymi brwiami. — Przyszedłeś z Nicole na bal.
— A tak jakoś samo wyszło.
— Samo? — zwątpił Kellan.
— Och, wy też? — zirytował się. — Już mam potąd — zrobił
ręką linię nad głową — głupich docinek Malfoya, że rzekomo było to zaaranżowane.
Odprowadzili go cichym śmiechem pod same drzwi.
Kiedy tylko dostał się poza mury Hogwartu, zadzwonił do
Wdowy, która odebrała po dwóch sygnałach.
— Cześć — przywitała się.
— Cześć. Gdzie jesteś?
— Na Grimmauld Place.
— Okay. Zaraz wpadnę.
— Coś się stało?
— Musimy pogadać.
— Czekam — powiedziała bez entuzjazmu.
Odetchnął i deportował się niedaleko domu. Po chwili wszedł
do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. W pierwszej kolejności zajrzał do
salonu, gdzie zauważył Łapę wyłożonego na kanapie i patrzącego w telewizor.
Uśmiechnął się do siebie z diabelskim planem w głowie. Podszedł od tyłu na
palcach, wcześniej rzucając na buty zaklęcie wyciszające. Jako imitację broni
przystawił palec wskazujący do jego skroni i powiedział szeptem:
— Tylko drgnij, a z twojego mózgu zostaną same flaki.
— Następnym razem patrz, czy nie mam nic w dłoniach, Potter
— odpowiedział i zdzielił go gazetą w łeb.
Harry zaczął się śmiać, siadając na ziemi.
— Czym się zdradziłem?
— Wdowa powiedziała, że przyjdziesz. — Syriusz wystawił
język, podnosząc się do pozycji siedzącej. Ostry uśmiechnął się blado na
wzmiankę o niej, co nie uszło uwadze chrzestnego. Westchnął. — Chcesz zerwać. —
Nie zapytał, lecz stwierdził.
— Skąd wiesz? — mruknął.
— Przeczucie. Chyba jest na to przygotowana.
— Nie masz nic przeciwko, żeby tu dalej mieszkała?
— Jeśli chce, to nie ma sprawy.
— Dzięki.
Łapa poczochrał go po włosach.
— Nie przedłużaj i idź. Później pogadamy. — Kobra kiwnął
głową i wstał. Już był przy drzwiach, kiedy Syriusz spytał z wyraźną
ciekawością: — Jest ktoś nowy?
Stanął i uśmiechnął się do siebie.
— Nie, choć niektórzy twierdzą inaczej.
Nie dał mu już dojść do słowa, bo wyszedł. Ruszył po
skrzypiących schodach na górę. Było wyjątkowo cicho. Zapukał do drzwi, za
którymi zwykle można było zastać dziewczynę.
— Wejdź.
Wszedł do środka i dostrzegł swoją partnerkę patrzącą za
okno z zamyśloną miną. Odwróciła się z lekkim uśmiechem, ale oczy zdradzały
emocje. Widział zrozumienie wymieszane z bólem. Podszedł do niej bliżej.
— Wiem, co chcesz powiedzieć — szepnęła. — I masz rację.
Nie ma sensu ciągnąć tego związku. Widzę to.
Przytuliła się do niego, a on pocałował ją w głowę,
obejmując lekko.
— Mieli mi czego zazdrościć.
Zaśmiała się cicho i zerknęła do góry, aby spojrzeć mu w
oczy.
— Szkoda, że to przeminęło, ale nic nie zmienimy. Kiedyś
się jeszcze napijemy, nie?
— Oczywiście.
Uśmiechnęła się szeroko.
— No to zwinę swoje manatki…
— Możesz zostać, jeśli chcesz — przerwał jej. — Nikt cię
stąd nie wyrzuca i nikt nie ma nic przeciwko. Poza tym… Chcesz zostawić Gejszę
samą wśród samych facetów?
— Ale to przecież tak głupio…
— Głupio to ty teraz gadasz. Nigdzie się nie musisz
spieszyć.
— No cóż… Dzięki. Ale znalazłam sobie pracę. Legalną —
zaznaczyła z wyszczerzem. — Więc jak nazbieram, to poszukam mieszkania.
— Opowiadaj.
— Zrobiłam kurs…
Mówiła o swojej pracy, którą znalazła w ogłoszeniu, choć
nie miała zamiaru zostawiać wieczornego, klubowego i, co ważne, nielegalnego
życia. Przystała na jego propozycję dotyczącą mieszkania, gdyż nie chciała
wracać do domu, w którym rodzice pili i nawet nie wiedzieli, że się
wyprowadziła. Miała jednak zamiar im pomóc, gdy tylko trochę się ustatkuje.
Po jakimś czasie zeszli do Syriusza, który nadal oglądał
telewizję, tym razem w towarzystwie Gejszy i Yoma. Powitali go z entuzjazmem.
Najwidoczniej wcześniej rozmawiali z Łapą na temat powodu przybycia Kobry.
— Missy nadal obrażona za uniknięcie balu? — wyszczerzyła
się Gejsza.
— Nie — odparł z lekko zmarszczonymi brwiami. — Jednak się
na nim pojawiłem.
— Jaja sobie robisz — zdumiał się Yom.
— Nie — odparł ze śmiechem.
— To z kim poszedłeś na ostatnią chwilę? — zapytał
podejrzliwie Syriusz. — Ta Nicole miała z tobą szlaban, ale to raczej
niemożliwe, żeby…
— Nie! — krzyknął z rozbawieniem Yom, gdy Kobra zaczął się
śmiać. — Z nią?! — Pokiwał głową ze śmiechem. — I ty nadal żyjesz?
Rozweselony wzruszył ramionami.
Kiedy wrócił do Hogwartu, była już pora kolacji. Od razu
skierował się do Wielkiej Sali, gdzie odszukał przyjaciół. Dzisiaj wybrali stół
Slytherinu i pajacowali wraz z Jerym, Alanem i Blaisem. Dziewczyny patrzyły na
nich z politowaniem, choć raz po raz same się zaśmiały. Nikogo już nie
zaskakiwał ten widok, więc nie zwrócono na nich większej uwagi. Kobra wcisnął
się między Missy i Zeusa. Milka siedząca naprzeciwko niego spytała:
— I jak tam? Gadałam z Hermioną — uzupełniła, widząc jego
wzrok. — Powiedziała mi w sekrecie, gdzie poszedłeś, żebyś miał alibi.
— I do ilu uszu dotarł ten sekret?
— Osz ty!
Zdzieliła go w łeb i uniosła dumnie głowę, udając, że ją to
nie interesuje. Nancy chichotała pod nosem, kiedy otwierała usta, by coś
powiedzieć, ale zaraz je zamykała. Kobra nie zwracał na nią uwagi, co jeszcze
bardziej jej przeszkadzało. Scott śmiał się z niej głośno, więc Alan spytał, o
co chodzi. Po chwili Ślizgoni chichotali wraz z nim, dostrzegając Alison, która
udawała, że nie obchodzi jej, co się działo z Kobrą, gdy wyszedł ze szkoły.
Milka aż pisnęła, zaciskając zęby, gdy zobaczyła wredny uśmiech Ostrego.
— Och! — wybuchła wreszcie. — Zerwaliście?
— Wiedziałem, że nie wytrzyma — zarechotał pod nosem
Dexter.
Harry pokiwał głową w odpowiedzi.
— Szkoda — stwierdziła z widocznym smutkiem. — Pasowaliście
do siebie.
— Czyli co? Kolejny wolny strzelec — podsumował Blaise.
— Ścisz trochę ton, bo aż się boję reakcji Chang, gdy się o
tym dowie. — Wszyscy zaśmiali się z tego stwierdzenia, a on skrzywił się lekko.
— Po tej akcji na balu zaczynam jej się bać.
— Pomyśli, że przez nią zerwaliście — wyszczerzył się
Draco. — Wybraliście nieodpowiedni moment.
Po zastanowieniu Kobra doszedł do wniosku, że Krukonka może
to odebrać za zły znak.
— Ku*wa — zaklął, uderzając głową w stół.
Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem, a Nicole uśmiechnęła
się z lekką ironią.
— Zgwałci cię w pustej klasie — parsknęła.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się w podobny sposób.
— Czemu nie…
Pozostali przyjęli to kolejną dawką śmiechu.
— Nie wiedziałam, że masz takie fantazje — wyszczerzyła
się.
— Nie wiesz, jakie myśli kryją się pod tą czaszką.
Zaczęli brnąć w pojedynek słowny.
— Pewnie sporo nieprzyzwoitych.
— Z tobą w roli głównej.
Na chwilę ją zatkało, a ich towarzysze zakrywali usta
dłońmi, słysząc tę wymianę zdań. Nicole uśmiechnęła się szeroko z udawaną
radością.
— Muszę cię zmartwić, ale żadna się nie spełni.
— Podniosłaś mnie na duchu. Od razu poczułem się lepiej.
Teraz cię zmartwię, bo mamy trójkącik z Filchem w jego gabinecie.
— Och, jeszcze ten przystojniak w kolejce. — Tego nie
wytrzymali. Stół Slytherinu zatrząsnął się ze śmiechu, a Nicole i Harry
spojrzeli na siebie z powagą. — O blee… — stwierdziła dziewczyna. — Filch jako
przystojniak? Idę zwymiotować.
— Masz do wyboru: Filch, ja albo pani Norris — rzekł Kobra,
patrząc na nią z udawaną powagą.
— Na samą myśl o pocałowaniu woźnego mnie mdli, podobnie
jak całowanie się z kotem. Jesteś ostatecznością.
Kobra uśmiechnął się.
— Dobre i to.
— To ma być jakaś aluzja?
— Skądże, Nikita.
— Jak mnie nazwałeś? — Zmarszczyła brwi.
Uśmiechnął się i rzekł cicho:
— Tak, jak nikt inny.
Nikt już ich nie słyszał od porównania Filcha do
przystojniaka, bo ich towarzysze zakłócali wszelkie głosy, więc patrzyli na
siebie bez mrugnięcia.
— Szlaban — powiedziała wreszcie.
Wstali od stołu.
— Miłego flirtu z woźnym — wydukała Pansy, a oni
uśmiechnęli się do niej z udawaną wdzięcznością.
W piątek chodzili po szkole, obszukując każde
pomieszczenie. Poszukiwali tajemniczego miejsca, o którym wspomniała Naomi, ale
nawet po przeszukaniu całego zamku w ciągu trzech dni, nie natrafili na żaden
ślad.
— Może to przez nas nic nie znaleźliśmy — rzekł Scott,
kiedy siedzieli w Pokoju Życzeń i wyszukiwali jakiś pożytecznych zaklęć
ofensywnych.
— Co masz na myśli?
— Naomi powiedziała, że to ty masz przywileje, bo jesteś
wybrany, nie? Może sam musisz to odszukać, a nasze towarzystwo ci to
uniemożliwia.
— Zeus może mieć rację. — Missy podniosła głowę znad
książki. — O nas nie było mowy. Jesteśmy jedynie osobami postronnymi, które
mogą ci ewentualnie pomóc, ale akurat to musisz znaleźć ty. Powinieneś jeszcze
raz, ale tym razem sam, obszukać zamek. Na teraz znalazłam zaklęcie, które może
nam się przydać. Passus*.
Czarnomagiczne zaklęcie podobne do Cruciatusa, ale sprawiające mniejszy ból.
Nie jest zakazane, więc nic nam nie grozi za jego rzucenie. Pytanie, czy chcemy
się tego nauczyć?
— Jak na moje, to możemy się nauczyć. Nic nam to nie
zaszkodzi, a w razie krytycznej sytuacji może pomóc — odparła Milka. — Nie ma
co wybrzydzać. Musimy patrzeć na to, co nam pomoże, gdy wpadniemy w kłopoty.
Zgodzili się z nią bez słowa sprzeciwu.
Zaklęcie nie należało do trudniejszych, ale mimo nieudanych
prób nadal upierali się przy swoim. Ćwiczyli na manekinach w strojach
śmierciożerców, aby było im łatwiej wyobrazić sobie wroga.
— Stanowczo za szybko przychodzi mi rzucanie zaklęć
czarnomagicznych — stwierdził Kobra z lekkim skrzywieniem, kiedy jego kukła
uderzyła w ścianę pod wpływem natarcia fioletowego promienia.
— Pewnie szybciej ci to przychodzi przez więzy z
Voldemortem — odparł Draco ze zmarszczonymi brwiami. — W końcu to mistrz
czarnej magii, a ty jesteś z nimi związany krwią.
Nie wiedział, czy się z tego cieszyć, czy płakać. Dzięki
więzi miał większe możliwości w nauce czarnomagiczych zaklęć, ale z drugiej
strony mógł łatwiej popaść w obłęd i dać się porwać tej magii tak daleko, jak
Riddle.
Postanowił o tym nie myśleć, lecz zabrać się za animagię,
którą ostatnio zaniedbał. Przymknął powieki, przypominając sobie kocie oczy i
puszysty ogon w biało-kremowym kolorze z czarnymi plamkami. Obraz ten został
zastąpiony wyobrażonym przez siebie kotem o jasnej sierści i o wiele większy
niż zwyczajny. Poczuł mrowienie na plecach, a także przy skroniach, które
przesuwało się wzdłuż szyi. Otworzył oczy, kiedy wszystko ustało. Obraz miał
wyostrzony, a źrenice przystosowane do jasności. Co więcej, choć Draco stał
spory kawałek od niego i mówił do Milki normalnym głosem, to on słyszał go,
jakby krzyczał. Czuł ogon, który nie chciał dać się okiełznać, co stanowiło
powód do pozostania w takiej formie i nauczenie się panowania nad nim. Dotknął
swojej głowy i dotarło do niego, że ma inne uszy. Zerknął do lusterka i aż się
uśmiechnął. Lekko szpiczaste uszy zastąpiły ludzkie.
Alison pisnęła z zachwytu, gdy zobaczyła go w takiej
formie.
— Patrzcie, jaki fajny!
— Dzięki — parsknął Kobra, kiedy pokazała na niego palcem.
— Nawet parsknął jak kot — zaśmiała się.
— Ale ogon żyje własnym życiem — zirytował się, gdy oberwał
nim prosto w twarz, co pozostali przyjęli ze śmiechem.
Po nauczeniu się zaklęcia Missy usiadła obok niego i
obserwowała, jak skupia się na próbie podporządkowania sobie ogona.
— Mogę coś sprawdzić? — zapytała, gdy kita przesunęła się
przed jej twarzą.
— Yhym… — odparł, nadal ze zmarszczonymi brwiami.
Zbliżyła się trochę, uważając na nieokiełznaną część ciała
Kobry i podrapała go za uchem. Aż mruknął z przyjemności, a uszy lekko oklapły.
— Odruchy też kocie — wystawiła zęby. — Syriusz się zdziwi,
bo takie efekty w ciągu pół roku to niezłe osiągnięcie. A z tym ogonem to może
musisz odczekać do całkowitej przemiany, ponieważ jest możliwe, że jeszcze nie
rozwinęły się te części ciała, które są za niego odpowiedzialne. Nie mogę się doczekać,
gdy zmienisz się całkowicie — dodała, kiedy uszy wróciły do ludzkiej formy, tak
jak oczy i nos, a ogon zniknął.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
Dość szybko rozniosła się plotka o tym, że Harry już nie ma
dziewczyny. Kilka osób płci żeńskiej przyjęło to z radością. Cho podjęła
kolejne próby uwiedzenia go, lecz dał jej do zrozumienia, że już nie jest nią
zainteresowany. Niektóre były tak perfidne w swoich przekazach, że aż był
zaskoczony ich zachowaniem. On jednak znalazł sobie ładną blondynkę z Hufflepuffu,
rok młodszą od niego. Nie była aniołkiem i to go w niej kręciło, choć na razie
byli na etapie randkowania. Ich związek rozpoczął się po dwóch tygodniach
spotkań w dość ciekawy sposób.
Wracał z imprezy ze Ślizgonami, więc miał we krwi trochę promili. Zeus poległ godzinę
wcześniej, więc zostawił go w lochach i wracał samotnie. Na szczęście
kontaktował i wiedział, co się wokół niego dzieje, chociaż czasami miał
problemy z równowagą, więc musiał na chwilę przystawać. Nagle zza rogu wyłoniła
się Peggy – jego obiekt zainteresowania. Zaśmiała się cicho, kiedy zobaczyła,
że podpiera się ściany.
— Po imprezie, jak mniemam — zachichotała, podchodząc
bliżej.
Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.
— A ty nie w łóżku?
— Tylko grzeczne dziewczynki śpią o tej godzinie — wystawiła
język, stając tuż przy nim.
Uśmiechnął się zawadiacko, kiedy przeczesała mu ręką włosy,
przybliżając do niego twarz. Opanowując zawroty głowy, pochylił się lekko i
obejmując ją w pasie, pocałował wprost w usta. Oddała pocałunek, jedną ręką
obejmując go, a drugą bawiąc się jego włosami. Uchyliła wargi, pozwalając mu na
bardziej zaborcze ruchy. Jęknęła cicho w jego usta, kiedy doskonale zdał sobie
z tego sprawę. Do porządku doprowadziły ich kroki dochodzące z niedaleka i
pomruki Filcha.
— A ten jak zwykle musi być nie tam, gdzie trzeba — mruknął
Kobra z niezadowoleniem, a Peggy zachichotała cicho.
Rozejrzeli się za schronieniem. Składzik na miotły.
Pociągnęła go w jego stronę i starając się zachowywać cicho, weszli do środka.
Chłopak zaklął pod nosem, kiedy uderzył o coś w kolanem, a dziewczyna
zachichotała ponownie.
— Cholernie ciasno — szepnęła z rozbawieniem.
— Wygód to tu nie ma — odparł konspiracyjnie.
— Chyba nie zaśniesz pod wpływem alkoholu, prawda? —
spytała z cichym śmiechem.
— Raczej nie, ale jeśli by się zdarzyło, nie szczędź siły.
Uśmiechnęła się kusząco.
— Nie pozwolę ci zasnąć — szepnęła, a jej oczy błysnęły w
ciemności bardzo blisko niego.
Uniósł lekko kąciki ust, gdy podeszła na taką odległość, że
stykali się każdym skrawkiem ciała. Kiedy ich usta złączyły się w namiętnym
pocałunku, byli pewni, że Filch nie usłyszy żadnego słowa z ich strony. Co
najwyżej inne, dziwne dźwięki.
Nie obnosili się ze swoim związkiem na wszystkie strony.
Uczniowie nadal byli przekonani, że tylko się spotykają, aż jakaś plotkara nie
zauważyła ich pożegnania. Wtedy szkoła huczała od nadmiaru plotek, co ich
kompletnie nie interesowało. Informacje dotarły nawet na Grimmauld Place 12
poprzez McGonagall, która pojawiła się na zebraniu Zakonu.
— Przez tę dziewczynę, o ile to jest możliwe, stał się
jeszcze bardziej nieznośny — poskarżyła się Syriuszowi, co mężczyzna, ku jej
oburzeniu, przyjął ze śmiechem. — Teraz razem robią te durne kawały i nie idzie
ich zatrzymać ani złapać na gorącym uczynku. Mógłbyś z nim porozmawiać.
— Nawet nie mam jak.
— Albus nie będzie miał nic przeciwko, jeśli odwiedzisz
dzisiaj szkołę.
— Później wszystko nam powiesz, nie? — zapytała z nadzieją
Gejsza.
— Jasne — zaśmiał się i zniknął w kominku.
Wraz z McGonagall ruszył w kierunku pokoju Gryfonów, lecz
minęli Zeusa.
— Alley. — Wicedyrektorka od razu go zatrzymała. — Wiesz,
gdzie jest Potter?
— Yyy… Przed chwilą zostawiłem go na drugim piętrze. Z
Peggy — uzupełnił z przemiłym uśmiechem.
— Czy oni znowu planują wysłać kogoś do szpitala? — Na samą
myśl dostawała białej gorączki.
— Nie — odparł. — Chyba — dodał po chwili ze zmarszczonymi
brwiami, na co Łapa parsknął śmiechem.
Kobieta wysłała mężczyźnie karcące spojrzenie i odesłała
Scotta do pokoju wspólnego. Ruszyli we wskazanym kierunku i znaleźli zgubę.
Harry opierał się o ścianę z założonymi rękami na piersiach. Uśmiechał się z
błyskiem w oku w stronę stojącej przed nim blondynki.
— Potter!
Westchnął.
— Ja nic nie zrobiłem — rzekł i odwrócił się.
Peggy zajrzała zza niego z wielkim uśmiechem. Harry uniósł
brew, gdy zobaczył rozbawionego Syriusza.
— Tylko winny się tłumaczy — rzekła McGonagall. — Za mną.
Sam — zaznaczyła.
Westchnął i zerknął na Puchonkę, która uśmiechała się
delikatnie.
— To do jutra. Miłej rozmowy — mrugnęła do niego i poszła w
przeciwnym kierunku.
Ostry podszedł do opiekunki Gryffindoru oraz Łapy i ruszył
z nimi. Jak się okazało, McGonagall najwyraźniej chciała tylko pozbyć się
dziewczyny, gdyż za rogiem zostawiła ich samych.
— O co chodzi? — spytał. — Coś mi tu śmierdzi na kilometr.
— Wszędzie węszysz spisek — zaśmiał się Łapa. — Okay —
westchnął, gdy Kobra na niego spojrzał. — Miałem walnąć jakąś krótką przemowę
na temat tego, jak się zachowujesz. — Chłopak uniósł brew. — Doszły mnie
słuchy, że stałeś się bardziej nieznośny, od kiedy spotykasz się z jakąś
dziewczyną. Tak na marginesie, to była ona?
— Ona — odparł ze śmiechem.
— Czy tego chcesz czy nie, musisz mi trochę o niej
opowiedzieć, bo jestem umysłem łączącym się z Gejszą, która chce wszystko o
niej wiedzieć.
— Powiedz, że mieszanka wszystkich moich byłych tylko
całkowite przeciwieństwo z domieszką mnie. Ciekawe, czy zrozumie — wyszczerzył
się, gdy Łapa parsknął śmiechem.
— Lubisz ją irytować — zarechotał.
— Taka moja rola. — Wzruszył ramionami. — To walnij tę
krótką przemowę i miejmy za sobą poważną rozmowę — wyszczerzył się.
Syriusz siedział cicho przez jakieś piętnaście sekund.
— Koniec. — Obaj parsknęli śmiechem. — To teraz mów, gdzie
ją wynalazłeś…?
Od dobrej godziny chodził po zamku, obszukując dokładnie
każde pomieszczenie, które mijał. Nie było żadnego śladu tajemniczego pokoju,
ani nawet znaku, gdzie miał się znajdować.
Rano zerwał z Peggy. Właściwie to ona zerwała z jego zgodą,
gdyż stwierdziła, że jeszcze nie umie żyć w związku, co całkowicie rozumiał.
Rozstali się w pokojowych stosunkach i nie mieli zamiaru się na siebie boczyć.
Był na piątym piętrze, gdy zza rogu wyszedł Ron w otoczeniu
kilku Gryfonów. Miał zamiar minąć ich bez słowa, ale sami go zaczepili. Weasley
uśmiechał się szyderczo, patrząc na niego.
— Idziesz na spotkanie z tymi Wężami?
— A co cię to obchodzi? — powiedział chłodno.
— Chyba czas wielki nauczyć cię, że Gryfoni mają być
przeciwko nim, a nie z nimi.
Kobra uniósł brew z ironicznym uśmiechem.
— Wielkie morały Wiewiórki? Napisz książkę, może ktoś przeczyta.
Rudzielec spojrzał na niego ze złością, dostając rumieńców.
— Chłopaki, trzeba go wreszcie czegoś nauczyć.
Kobra parsknął śmiechem.
— Gryfoni od siedmiu boleści. W pięciu atakują jednego —
cmoknął. — Sam się boisz? — syknął do Rona.
I wtedy zaczęła się jatka.
*Passus –
z łaciny: cierpienie
Dziewczyna na jeden rozdział... XD długa przemowa Syriusza kocham ten blog
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńszkoda, że jednak Harry zerwał z Wdową, z Peggy też za długo to nie był, Ron mnie wkurza, i co teraz?
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, choć wielka szkoda, że Harry zerwał z Wdową, choć trochę można było się tego spodziewać... no i z Peggy też za długo to, to nie był, ech jak Ron mnie wkurza, i co teraz będzie?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza