23.07.2012

Rozdział 30 - Nikita

Kolejny dzień przyniósł mu rozmyślania nad swoim związkiem, co nie uszło uwadze Hermiony, która pomagała mu w zadaniu z transmutacji w bibliotece. Z początku milczała na temat jego nieuwagi, powtarzając coś dwa razy. W końcu westchnęła i spytała:
— Co cię gryzie?
Podniósł na nią mętny wzrok i po chwili mruknął:
— Jest sens ciągnąć związek, w którym się męczę?
Westchnęła ponownie, patrząc na niego z siostrzaną troską.
— Jeśli się męczysz, to nie ma sensu. Nie ma po co ciągnąć czegoś, co cię zatrzymuje i ogranicza, jeśli tego nie chcesz. A wiesz, jakie ona ma do tego podejście?
— Na ostatnim spotkaniu miałem wrażenie, że też ma dość tej sytuacji.
— Och, skoro ona czuje to samo, to tym bardziej. Widocznie nie jesteście sobie pisani, a to, co było fajne w związku, najwidoczniej się wypaliło. Nie męcz się i pogadaj z nią — dodała, gdy podszedł do nich Kellan.
Chłopak przywitał się z nimi, a Hermiona uśmiechnęła się szeroko do swojego chłopaka, którym został na balu. Harry patrzył na ich szczęśliwe twarze w zamyśleniu.
— Chyba masz rację — westchnął.
— Ona zawsze ma — odparł Kellan, a dziewczyna zdzieliła go lekko w ramię z rumieńcami na policzkach.
— Załatwię to od razu.
Już zrywał się do pionu, ale przyjaciółka posadziła go na krześle, trzymając za ramię.
— Ani mi się waż łamać regulamin na moich oczach.
— Mogłeś poczekać z tym pytaniem o chodzenie, bo wcześniej nie zwracała na to uwagi — powiedział Kobra do Kellana.
— Harry! — warknęła wśród śmiechu chłopaków.
Pani Pince wysłała im karcące spojrzenie.
— Nie będę czekał do wakacji, a wcześniej raczej regulaminowo nie wyjdę.
Westchnęła.
— A zadanie? — Spojrzał na nią prosząco. — Och, dokończę.
— Dzięki — uśmiechnął się szeroko i już miał iść, gdy znów go zatrzymała.
— Zaskoczyłeś mnie wczoraj. — Zerknął na nią ze zmarszczonymi brwiami. — Przyszedłeś z Nicole na bal.
— A tak jakoś samo wyszło.
— Samo? — zwątpił Kellan.
— Och, wy też? — zirytował się. — Już mam potąd — zrobił ręką linię nad głową — głupich docinek Malfoya, że rzekomo było to zaaranżowane.
Odprowadzili go cichym śmiechem pod same drzwi.

Kiedy tylko dostał się poza mury Hogwartu, zadzwonił do Wdowy, która odebrała po dwóch sygnałach.
— Cześć — przywitała się.
— Cześć. Gdzie jesteś?
— Na Grimmauld Place.
— Okay. Zaraz wpadnę.
— Coś się stało?
— Musimy pogadać.
— Czekam — powiedziała bez entuzjazmu.
Odetchnął i deportował się niedaleko domu. Po chwili wszedł do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. W pierwszej kolejności zajrzał do salonu, gdzie zauważył Łapę wyłożonego na kanapie i patrzącego w telewizor. Uśmiechnął się do siebie z diabelskim planem w głowie. Podszedł od tyłu na palcach, wcześniej rzucając na buty zaklęcie wyciszające. Jako imitację broni przystawił palec wskazujący do jego skroni i powiedział szeptem:
— Tylko drgnij, a z twojego mózgu zostaną same flaki.
— Następnym razem patrz, czy nie mam nic w dłoniach, Potter — odpowiedział i zdzielił go gazetą w łeb.
Harry zaczął się śmiać, siadając na ziemi.
— Czym się zdradziłem?
— Wdowa powiedziała, że przyjdziesz. — Syriusz wystawił język, podnosząc się do pozycji siedzącej. Ostry uśmiechnął się blado na wzmiankę o niej, co nie uszło uwadze chrzestnego. Westchnął. — Chcesz zerwać. — Nie zapytał, lecz stwierdził.
— Skąd wiesz? — mruknął.
— Przeczucie. Chyba jest na to przygotowana.
— Nie masz nic przeciwko, żeby tu dalej mieszkała?
— Jeśli chce, to nie ma sprawy.
— Dzięki.
Łapa poczochrał go po włosach.
— Nie przedłużaj i idź. Później pogadamy. — Kobra kiwnął głową i wstał. Już był przy drzwiach, kiedy Syriusz spytał z wyraźną ciekawością: — Jest ktoś nowy?
Stanął i uśmiechnął się do siebie.
— Nie, choć niektórzy twierdzą inaczej.
Nie dał mu już dojść do słowa, bo wyszedł. Ruszył po skrzypiących schodach na górę. Było wyjątkowo cicho. Zapukał do drzwi, za którymi zwykle można było zastać dziewczynę.
— Wejdź.
Wszedł do środka i dostrzegł swoją partnerkę patrzącą za okno z zamyśloną miną. Odwróciła się z lekkim uśmiechem, ale oczy zdradzały emocje. Widział zrozumienie wymieszane z bólem. Podszedł do niej bliżej.
— Wiem, co chcesz powiedzieć — szepnęła. — I masz rację. Nie ma sensu ciągnąć tego związku. Widzę to.
Przytuliła się do niego, a on pocałował ją w głowę, obejmując lekko.
— Mieli mi czego zazdrościć.
Zaśmiała się cicho i zerknęła do góry, aby spojrzeć mu w oczy.
— Szkoda, że to przeminęło, ale nic nie zmienimy. Kiedyś się jeszcze napijemy, nie?
— Oczywiście.
Uśmiechnęła się szeroko.
— No to zwinę swoje manatki…
— Możesz zostać, jeśli chcesz — przerwał jej. — Nikt cię stąd nie wyrzuca i nikt nie ma nic przeciwko. Poza tym… Chcesz zostawić Gejszę samą wśród samych facetów?
— Ale to przecież tak głupio…
— Głupio to ty teraz gadasz. Nigdzie się nie musisz spieszyć.
— No cóż… Dzięki. Ale znalazłam sobie pracę. Legalną — zaznaczyła z wyszczerzem. — Więc jak nazbieram, to poszukam mieszkania.
— Opowiadaj.
— Zrobiłam kurs…
Mówiła o swojej pracy, którą znalazła w ogłoszeniu, choć nie miała zamiaru zostawiać wieczornego, klubowego i, co ważne, nielegalnego życia. Przystała na jego propozycję dotyczącą mieszkania, gdyż nie chciała wracać do domu, w którym rodzice pili i nawet nie wiedzieli, że się wyprowadziła. Miała jednak zamiar im pomóc, gdy tylko trochę się ustatkuje.
Po jakimś czasie zeszli do Syriusza, który nadal oglądał telewizję, tym razem w towarzystwie Gejszy i Yoma. Powitali go z entuzjazmem. Najwidoczniej wcześniej rozmawiali z Łapą na temat powodu przybycia Kobry.
— Missy nadal obrażona za uniknięcie balu? — wyszczerzyła się Gejsza.
— Nie — odparł z lekko zmarszczonymi brwiami. — Jednak się na nim pojawiłem.
— Jaja sobie robisz — zdumiał się Yom.
— Nie — odparł ze śmiechem.
— To z kim poszedłeś na ostatnią chwilę? — zapytał podejrzliwie Syriusz. — Ta Nicole miała z tobą szlaban, ale to raczej niemożliwe, żeby…
— Nie! — krzyknął z rozbawieniem Yom, gdy Kobra zaczął się śmiać. — Z nią?! — Pokiwał głową ze śmiechem. — I ty nadal żyjesz?
Rozweselony wzruszył ramionami.

Kiedy wrócił do Hogwartu, była już pora kolacji. Od razu skierował się do Wielkiej Sali, gdzie odszukał przyjaciół. Dzisiaj wybrali stół Slytherinu i pajacowali wraz z Jerym, Alanem i Blaisem. Dziewczyny patrzyły na nich z politowaniem, choć raz po raz same się zaśmiały. Nikogo już nie zaskakiwał ten widok, więc nie zwrócono na nich większej uwagi. Kobra wcisnął się między Missy i Zeusa. Milka siedząca naprzeciwko niego spytała:
— I jak tam? Gadałam z Hermioną — uzupełniła, widząc jego wzrok. — Powiedziała mi w sekrecie, gdzie poszedłeś, żebyś miał alibi.
— I do ilu uszu dotarł ten sekret?
— Osz ty!
Zdzieliła go w łeb i uniosła dumnie głowę, udając, że ją to nie interesuje. Nancy chichotała pod nosem, kiedy otwierała usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamykała. Kobra nie zwracał na nią uwagi, co jeszcze bardziej jej przeszkadzało. Scott śmiał się z niej głośno, więc Alan spytał, o co chodzi. Po chwili Ślizgoni chichotali wraz z nim, dostrzegając Alison, która udawała, że nie obchodzi jej, co się działo z Kobrą, gdy wyszedł ze szkoły. Milka aż pisnęła, zaciskając zęby, gdy zobaczyła wredny uśmiech Ostrego.
— Och! — wybuchła wreszcie. — Zerwaliście?
— Wiedziałem, że nie wytrzyma — zarechotał pod nosem Dexter.
Harry pokiwał głową w odpowiedzi.
— Szkoda — stwierdziła z widocznym smutkiem. — Pasowaliście do siebie.
— Czyli co? Kolejny wolny strzelec — podsumował Blaise.
— Ścisz trochę ton, bo aż się boję reakcji Chang, gdy się o tym dowie. — Wszyscy zaśmiali się z tego stwierdzenia, a on skrzywił się lekko. — Po tej akcji na balu zaczynam jej się bać.
— Pomyśli, że przez nią zerwaliście — wyszczerzył się Draco. — Wybraliście nieodpowiedni moment.
Po zastanowieniu Kobra doszedł do wniosku, że Krukonka może to odebrać za zły znak.
— Ku*wa — zaklął, uderzając głową w stół.
Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem, a Nicole uśmiechnęła się z lekką ironią.
— Zgwałci cię w pustej klasie — parsknęła.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się w podobny sposób.
— Czemu nie…
Pozostali przyjęli to kolejną dawką śmiechu.
— Nie wiedziałam, że masz takie fantazje — wyszczerzyła się.
— Nie wiesz, jakie myśli kryją się pod tą czaszką.
Zaczęli brnąć w pojedynek słowny.
— Pewnie sporo nieprzyzwoitych.
— Z tobą w roli głównej.
Na chwilę ją zatkało, a ich towarzysze zakrywali usta dłońmi, słysząc tę wymianę zdań. Nicole uśmiechnęła się szeroko z udawaną radością.
— Muszę cię zmartwić, ale żadna się nie spełni.
— Podniosłaś mnie na duchu. Od razu poczułem się lepiej. Teraz cię zmartwię, bo mamy trójkącik z Filchem w jego gabinecie.
— Och, jeszcze ten przystojniak w kolejce. — Tego nie wytrzymali. Stół Slytherinu zatrząsnął się ze śmiechu, a Nicole i Harry spojrzeli na siebie z powagą. — O blee… — stwierdziła dziewczyna. — Filch jako przystojniak? Idę zwymiotować.
— Masz do wyboru: Filch, ja albo pani Norris — rzekł Kobra, patrząc na nią z udawaną powagą.
— Na samą myśl o pocałowaniu woźnego mnie mdli, podobnie jak całowanie się z kotem. Jesteś ostatecznością.
Kobra uśmiechnął się.
— Dobre i to.
— To ma być jakaś aluzja?
— Skądże, Nikita.
— Jak mnie nazwałeś? — Zmarszczyła brwi.
Uśmiechnął się i rzekł cicho:
— Tak, jak nikt inny.
Nikt już ich nie słyszał od porównania Filcha do przystojniaka, bo ich towarzysze zakłócali wszelkie głosy, więc patrzyli na siebie bez mrugnięcia.
— Szlaban — powiedziała wreszcie.
Wstali od stołu.
— Miłego flirtu z woźnym — wydukała Pansy, a oni uśmiechnęli się do niej z udawaną wdzięcznością.

W piątek chodzili po szkole, obszukując każde pomieszczenie. Poszukiwali tajemniczego miejsca, o którym wspomniała Naomi, ale nawet po przeszukaniu całego zamku w ciągu trzech dni, nie natrafili na żaden ślad.
— Może to przez nas nic nie znaleźliśmy — rzekł Scott, kiedy siedzieli w Pokoju Życzeń i wyszukiwali jakiś pożytecznych zaklęć ofensywnych.
— Co masz na myśli?
— Naomi powiedziała, że to ty masz przywileje, bo jesteś wybrany, nie? Może sam musisz to odszukać, a nasze towarzystwo ci to uniemożliwia.
— Zeus może mieć rację. — Missy podniosła głowę znad książki. — O nas nie było mowy. Jesteśmy jedynie osobami postronnymi, które mogą ci ewentualnie pomóc, ale akurat to musisz znaleźć ty. Powinieneś jeszcze raz, ale tym razem sam, obszukać zamek. Na teraz znalazłam zaklęcie, które może nam się przydać. Passus*. Czarnomagiczne zaklęcie podobne do Cruciatusa, ale sprawiające mniejszy ból. Nie jest zakazane, więc nic nam nie grozi za jego rzucenie. Pytanie, czy chcemy się tego nauczyć?
— Jak na moje, to możemy się nauczyć. Nic nam to nie zaszkodzi, a w razie krytycznej sytuacji może pomóc — odparła Milka. — Nie ma co wybrzydzać. Musimy patrzeć na to, co nam pomoże, gdy wpadniemy w kłopoty.
Zgodzili się z nią bez słowa sprzeciwu.
Zaklęcie nie należało do trudniejszych, ale mimo nieudanych prób nadal upierali się przy swoim. Ćwiczyli na manekinach w strojach śmierciożerców, aby było im łatwiej wyobrazić sobie wroga.
— Stanowczo za szybko przychodzi mi rzucanie zaklęć czarnomagicznych — stwierdził Kobra z lekkim skrzywieniem, kiedy jego kukła uderzyła w ścianę pod wpływem natarcia fioletowego promienia.
— Pewnie szybciej ci to przychodzi przez więzy z Voldemortem — odparł Draco ze zmarszczonymi brwiami. — W końcu to mistrz czarnej magii, a ty jesteś z nimi związany krwią.
Nie wiedział, czy się z tego cieszyć, czy płakać. Dzięki więzi miał większe możliwości w nauce czarnomagiczych zaklęć, ale z drugiej strony mógł łatwiej popaść w obłęd i dać się porwać tej magii tak daleko, jak Riddle.
Postanowił o tym nie myśleć, lecz zabrać się za animagię, którą ostatnio zaniedbał. Przymknął powieki, przypominając sobie kocie oczy i puszysty ogon w biało-kremowym kolorze z czarnymi plamkami. Obraz ten został zastąpiony wyobrażonym przez siebie kotem o jasnej sierści i o wiele większy niż zwyczajny. Poczuł mrowienie na plecach, a także przy skroniach, które przesuwało się wzdłuż szyi. Otworzył oczy, kiedy wszystko ustało. Obraz miał wyostrzony, a źrenice przystosowane do jasności. Co więcej, choć Draco stał spory kawałek od niego i mówił do Milki normalnym głosem, to on słyszał go, jakby krzyczał. Czuł ogon, który nie chciał dać się okiełznać, co stanowiło powód do pozostania w takiej formie i nauczenie się panowania nad nim. Dotknął swojej głowy i dotarło do niego, że ma inne uszy. Zerknął do lusterka i aż się uśmiechnął. Lekko szpiczaste uszy zastąpiły ludzkie.
Alison pisnęła z zachwytu, gdy zobaczyła go w takiej formie.
— Patrzcie, jaki fajny!
— Dzięki — parsknął Kobra, kiedy pokazała na niego palcem.
— Nawet parsknął jak kot — zaśmiała się.
— Ale ogon żyje własnym życiem — zirytował się, gdy oberwał nim prosto w twarz, co pozostali przyjęli ze śmiechem.
Po nauczeniu się zaklęcia Missy usiadła obok niego i obserwowała, jak skupia się na próbie podporządkowania sobie ogona.
— Mogę coś sprawdzić? — zapytała, gdy kita przesunęła się przed jej twarzą.
— Yhym… — odparł, nadal ze zmarszczonymi brwiami.
Zbliżyła się trochę, uważając na nieokiełznaną część ciała Kobry i podrapała go za uchem. Aż mruknął z przyjemności, a uszy lekko oklapły.
— Odruchy też kocie — wystawiła zęby. — Syriusz się zdziwi, bo takie efekty w ciągu pół roku to niezłe osiągnięcie. A z tym ogonem to może musisz odczekać do całkowitej przemiany, ponieważ jest możliwe, że jeszcze nie rozwinęły się te części ciała, które są za niego odpowiedzialne. Nie mogę się doczekać, gdy zmienisz się całkowicie — dodała, kiedy uszy wróciły do ludzkiej formy, tak jak oczy i nos, a ogon zniknął.
Chłopak uśmiechnął się lekko.

Dość szybko rozniosła się plotka o tym, że Harry już nie ma dziewczyny. Kilka osób płci żeńskiej przyjęło to z radością. Cho podjęła kolejne próby uwiedzenia go, lecz dał jej do zrozumienia, że już nie jest nią zainteresowany. Niektóre były tak perfidne w swoich przekazach, że aż był zaskoczony ich zachowaniem. On jednak znalazł sobie ładną blondynkę z Hufflepuffu, rok młodszą od niego. Nie była aniołkiem i to go w niej kręciło, choć na razie byli na etapie randkowania. Ich związek rozpoczął się po dwóch tygodniach spotkań w dość ciekawy sposób.
Wracał z imprezy ze Ślizgonami, więc miał we krwi trochę promili. Zeus poległ godzinę wcześniej, więc zostawił go w lochach i wracał samotnie. Na szczęście kontaktował i wiedział, co się wokół niego dzieje, chociaż czasami miał problemy z równowagą, więc musiał na chwilę przystawać. Nagle zza rogu wyłoniła się Peggy – jego obiekt zainteresowania. Zaśmiała się cicho, kiedy zobaczyła, że podpiera się ściany.
— Po imprezie, jak mniemam — zachichotała, podchodząc bliżej.
Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.
— A ty nie w łóżku?
— Tylko grzeczne dziewczynki śpią o tej godzinie — wystawiła język, stając tuż przy nim.
Uśmiechnął się zawadiacko, kiedy przeczesała mu ręką włosy, przybliżając do niego twarz. Opanowując zawroty głowy, pochylił się lekko i obejmując ją w pasie, pocałował wprost w usta. Oddała pocałunek, jedną ręką obejmując go, a drugą bawiąc się jego włosami. Uchyliła wargi, pozwalając mu na bardziej zaborcze ruchy. Jęknęła cicho w jego usta, kiedy doskonale zdał sobie z tego sprawę. Do porządku doprowadziły ich kroki dochodzące z niedaleka i pomruki Filcha.
— A ten jak zwykle musi być nie tam, gdzie trzeba — mruknął Kobra z niezadowoleniem, a Peggy zachichotała cicho.
Rozejrzeli się za schronieniem. Składzik na miotły. Pociągnęła go w jego stronę i starając się zachowywać cicho, weszli do środka. Chłopak zaklął pod nosem, kiedy uderzył o coś w kolanem, a dziewczyna zachichotała ponownie.
— Cholernie ciasno — szepnęła z rozbawieniem.
— Wygód to tu nie ma — odparł konspiracyjnie.
— Chyba nie zaśniesz pod wpływem alkoholu, prawda? — spytała z cichym śmiechem.
— Raczej nie, ale jeśli by się zdarzyło, nie szczędź siły.
Uśmiechnęła się kusząco.
— Nie pozwolę ci zasnąć — szepnęła, a jej oczy błysnęły w ciemności bardzo blisko niego.
Uniósł lekko kąciki ust, gdy podeszła na taką odległość, że stykali się każdym skrawkiem ciała. Kiedy ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, byli pewni, że Filch nie usłyszy żadnego słowa z ich strony. Co najwyżej inne, dziwne dźwięki.

Nie obnosili się ze swoim związkiem na wszystkie strony. Uczniowie nadal byli przekonani, że tylko się spotykają, aż jakaś plotkara nie zauważyła ich pożegnania. Wtedy szkoła huczała od nadmiaru plotek, co ich kompletnie nie interesowało. Informacje dotarły nawet na Grimmauld Place 12 poprzez McGonagall, która pojawiła się na zebraniu Zakonu.
— Przez tę dziewczynę, o ile to jest możliwe, stał się jeszcze bardziej nieznośny — poskarżyła się Syriuszowi, co mężczyzna, ku jej oburzeniu, przyjął ze śmiechem. — Teraz razem robią te durne kawały i nie idzie ich zatrzymać ani złapać na gorącym uczynku. Mógłbyś z nim porozmawiać.
— Nawet nie mam jak.
— Albus nie będzie miał nic przeciwko, jeśli odwiedzisz dzisiaj szkołę.
— Później wszystko nam powiesz, nie? — zapytała z nadzieją Gejsza.
— Jasne — zaśmiał się i zniknął w kominku.
Wraz z McGonagall ruszył w kierunku pokoju Gryfonów, lecz minęli Zeusa.
— Alley. — Wicedyrektorka od razu go zatrzymała. — Wiesz, gdzie jest Potter?
— Yyy… Przed chwilą zostawiłem go na drugim piętrze. Z Peggy — uzupełnił z przemiłym uśmiechem.
— Czy oni znowu planują wysłać kogoś do szpitala? — Na samą myśl dostawała białej gorączki.
— Nie — odparł. — Chyba — dodał po chwili ze zmarszczonymi brwiami, na co Łapa parsknął śmiechem.
Kobieta wysłała mężczyźnie karcące spojrzenie i odesłała Scotta do pokoju wspólnego. Ruszyli we wskazanym kierunku i znaleźli zgubę. Harry opierał się o ścianę z założonymi rękami na piersiach. Uśmiechał się z błyskiem w oku w stronę stojącej przed nim blondynki.
— Potter!
Westchnął.
— Ja nic nie zrobiłem — rzekł i odwrócił się.
Peggy zajrzała zza niego z wielkim uśmiechem. Harry uniósł brew, gdy zobaczył rozbawionego Syriusza.
— Tylko winny się tłumaczy — rzekła McGonagall. — Za mną. Sam — zaznaczyła.
Westchnął i zerknął na Puchonkę, która uśmiechała się delikatnie.
— To do jutra. Miłej rozmowy — mrugnęła do niego i poszła w przeciwnym kierunku.
Ostry podszedł do opiekunki Gryffindoru oraz Łapy i ruszył z nimi. Jak się okazało, McGonagall najwyraźniej chciała tylko pozbyć się dziewczyny, gdyż za rogiem zostawiła ich samych.
— O co chodzi? — spytał. — Coś mi tu śmierdzi na kilometr.
— Wszędzie węszysz spisek — zaśmiał się Łapa. — Okay — westchnął, gdy Kobra na niego spojrzał. — Miałem walnąć jakąś krótką przemowę na temat tego, jak się zachowujesz. — Chłopak uniósł brew. — Doszły mnie słuchy, że stałeś się bardziej nieznośny, od kiedy spotykasz się z jakąś dziewczyną. Tak na marginesie, to była ona?
— Ona — odparł ze śmiechem.
— Czy tego chcesz czy nie, musisz mi trochę o niej opowiedzieć, bo jestem umysłem łączącym się z Gejszą, która chce wszystko o niej wiedzieć.
— Powiedz, że mieszanka wszystkich moich byłych tylko całkowite przeciwieństwo z domieszką mnie. Ciekawe, czy zrozumie — wyszczerzył się, gdy Łapa parsknął śmiechem.
— Lubisz ją irytować — zarechotał.
— Taka moja rola. — Wzruszył ramionami. — To walnij tę krótką przemowę i miejmy za sobą poważną rozmowę — wyszczerzył się.
Syriusz siedział cicho przez jakieś piętnaście sekund.
— Koniec. — Obaj parsknęli śmiechem. — To teraz mów, gdzie ją wynalazłeś…?

Od dobrej godziny chodził po zamku, obszukując dokładnie każde pomieszczenie, które mijał. Nie było żadnego śladu tajemniczego pokoju, ani nawet znaku, gdzie miał się znajdować.
Rano zerwał z Peggy. Właściwie to ona zerwała z jego zgodą, gdyż stwierdziła, że jeszcze nie umie żyć w związku, co całkowicie rozumiał. Rozstali się w pokojowych stosunkach i nie mieli zamiaru się na siebie boczyć.
Był na piątym piętrze, gdy zza rogu wyszedł Ron w otoczeniu kilku Gryfonów. Miał zamiar minąć ich bez słowa, ale sami go zaczepili. Weasley uśmiechał się szyderczo, patrząc na niego.
— Idziesz na spotkanie z tymi Wężami?
— A co cię to obchodzi? — powiedział chłodno.
— Chyba czas wielki nauczyć cię, że Gryfoni mają być przeciwko nim, a nie z nimi.
Kobra uniósł brew z ironicznym uśmiechem.
— Wielkie morały Wiewiórki? Napisz książkę, może ktoś przeczyta.
Rudzielec spojrzał na niego ze złością, dostając rumieńców.
— Chłopaki, trzeba go wreszcie czegoś nauczyć.
Kobra parsknął śmiechem.
— Gryfoni od siedmiu boleści. W pięciu atakują jednego — cmoknął. — Sam się boisz? — syknął do Rona.
I wtedy zaczęła się jatka.

*Passus – z łaciny: cierpienie

3 komentarze:

  1. Dziewczyna na jeden rozdział... XD długa przemowa Syriusza kocham ten blog

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    szkoda, że jednak Harry zerwał z Wdową, z Peggy też za długo to nie był, Ron mnie wkurza, i co teraz?
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział jest wspaniały, choć wielka szkoda, że Harry zerwał z Wdową, choć trochę można było się tego spodziewać... no i z Peggy też za długo to, to nie był, ech jak Ron mnie wkurza, i co teraz będzie?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń