23.07.2012

Rozdział 31 - Teoretyczna zamiana domu

— Ku*wa! — Zwykły gwar został zagłuszony głośnym przekleństwem.
Każdy spojrzał w stronę osoby wypowiadającej te słowa i zdziwili się, widząc Pottera ciskającego gromy z oczu. Chłopak opadł na kanapę obok Zeusa.
— Co jest? — spytał blondyn.
— Co jest? Ty się pytasz: co jest?! Przez tego skretyniałego Wiewióra grozi mi zawieszenie w prawach!
Scott rozszerzył oczy.
— Coś ty zrobił?
— Co on zrobił, chciałeś chyba powiedzieć! Ja się tylko broniłem, a wszystko spadło na mnie! Ta szuja napadła na mnie na pustym korytarzu z jakimiś czterema małolatami!
Chłopak rozwarł oczy jeszcze bardziej, a niektórzy nie kryli, że słuchają.
— I ty jeszcze jesteś na nogach, zamiast leżeć w Skrzydle?
— Chyba mnie nie doceniasz. — Kobra zmarszczył brwi i uśmiechnął się szeroko. — Nie umieli się bić. Oni leżą w Skrzydle. — Zeus wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, a brunet nie mógł powstrzymać wyszczerzu. — Problem polega na tym, że nas złapali — spoważniał. — Zgaduj zgadula. Zwróć uwagę na to, jakie jest moje szczęście.
— Snape? — strzelał.
— Brawo. — Kilka osób syknęło. — Od początku roku nie miał większych okazji wlepić mi porządnego szlabanu, więc walnął z grubej rury. Rozmowa z dyrkiem i groźba zawieszenia, dopóki tego nie wyjaśnią.
Scott skrzywił się lekko, sycząc. Nagle obok nich usiadła Hermiona, sztywna jak struna.
— Chcesz powiedzieć, że ta skretyniała Wiewióra to Ron?
— Właśnie to chcę powiedzieć — mruknął.
— Czy on do reszty zgłupiał?! — Zerwała się do pionu i wybiegła na korytarz ze złością na twarzy.
— Hermiona zrobi mu taką jatkę, że już mi zwisa to zawieszenie — powiedział Kobra, a Zeus zarechotał.
— Zbieramy się na imprezę? — szepnął.
— Jasne — odparł.
Wstali i ruszyli w stronę dormitoriów, mijając Ginny, która zbierała w sobie wielkie pokłady złości. Harry mrugnął do niej, a dziewczyna uśmiechnęła się słabo.
— Co mu zrobiłeś? — spytała.
— Yyy… — zawahał się. — Złamany nos i ból dolnych partii ciała.
Zeus zachichotał.
— Ma za swoje, kretyn — mruknęła Ginny i wyszła.

Wraz ze Scottem kierował się do lochów, gdzie umówili się z elitą Slytherinu oraz Milką i Missy na imprezę urodzinową Viki. Przez rozmowę z dyrektorem mieli mały poślizg czasowy, więc szybko przemierzali korytarze.
— No wreszcie — odetchnęła Alison. — Gdzie wyście byli?
— Jego pytaj — parsknął Zeus, pokazując na Harry’ego.
— Miałem rozmowę z dyrkiem — wytłumaczył brunet.
— Czemu?! — krzyknęła Nancy. — Znowu chciał cię nawrócić?!
— Yyy… — skrzywił się. — Wyjątkowo nie. — Rozluźniła się. Ostry rozejrzał się po lochach, szukając miejsca, dzięki któremu mógłby się stąd szybko ewakuować, gdyby zaszła taka potrzeba. — To nie była moja wina — zaznaczył, a ona zmrużyła brwi.
— Coś ty zmajstrował?
— Mówię, że nie moja wina!
— Okay, pojęłam, ale co nie jest twoją winą?
— Chyba zawieszą mnie w prawach.
Chwila ciszy.
— CO?!
Schował się za Zeusem, dostrzegając zdumione miny Alana, Jeremy’ego, Blaise’a, Viki, Pansy, Nicole, Dextera i Milki.
— To przez Wiewióra — bronił się zza rozbawionego przyjaciela. — Działałem w samoobronie.
Missy odetchnęła, uspokajając się.
— Chodźmy już. Opowiesz nam po drodze, co ten Wiewiór wykombinował.

Wszyscy śmiali się, stając niedaleko Trzech Mioteł, a Kobra uśmiechał się lekko.
— Pięć osób? — rechotał Blaise.
— Tak wyszło — odparł niewinnie. — Minutę zastanawiali się, gdzie uderzyć. Chyba Wiewiór wziął najbardziej tępych z całego Gryffindoru.
— On hańbi nasz dom — rzekł Zeus z oburzeniem. — Fred i George byli spoko, a ten… Litości.
— A tak w ogóle to czemu nas tu zaciągnęliście? — zapytał Alan.
— Mnie się nie pytaj — odpowiedziała Missy. — Tych dwoje coś wymyśliło — dodała, wskazując na Dextera i Kobrę.
— Szukajcie czerwonego pudła od butów z białym napisem — oznajmił Draco, rozglądając się wokoło.
Wymienili spojrzenia pełne zdziwienia, ale posłuchali go. Jeremy znalazł go po chwili przy śmietniku niedaleko ławki.
— Mógł jeszcze włożyć do śmietnika — stwierdził Kobra, a Dexter zaśmiał się. — Świstoklik — wytłumaczył pozostałym.
Bez problemów wylądowali w zaciemnionej uliczce, a gdy wyszli na ulicę, Milka pisnęła radośnie, rozpoznając teren.
— Jesteście genialni!
Scott i Nancy także wyglądali na rozpromienionych, a Harry i Draco szczerzyli się do siebie.
— Szykujcie się na mega jazdę urodzinową — rzekł Zeus do Ślizgonów. — W tym klubie są najbardziej odjechane imprezy.
Skierowali się wzdłuż ulicy, a po chwili stanęli przed klubem Szefunia.
— Viki, obiecuję ci, że to będzie najbardziej zaje*ista impreza urodzinowa w twoim życiu — uśmiechnęła się Alison.
— Wierzę ci na słowo — odparła solenizantka i podeszli do znudzonych ochroniarzy, którzy ożywili się, widząc znajome osoby.
Przywitali się z nimi i wpuścili do środka.
— Może w końcu będzie kogo wypier*olić na zbity pysk — usłyszeli jeszcze głos jednego z nich. Część ekipy zaśmiała się. — Kobra, mówię ci, jak ciebie tu nie ma, to nie ma kogo wyrzucać.
— Obiecuję wam, chłopaki, że zapewni wam rozrywkę! — krzyknęła z daleka Missy.
— Dlaczego ja? — mruknął Harry, gdy ruszyli w głąb korytarza. — Też raz mogłabyś poszarpać jakąś laskę za włosy.
Zachichotała.
— Bójki to rozrywka facetów — wyszczerzyła ząbki. — Chociaż… Jakby jakaś zaszła mi za skórę, to bym ręki nie powstrzymała.
Wszyscy zaśmiali się głośno.
— Słyszycie tę muzykę? — spytała z błyszczącymi oczami Milka. — Ach, jak ja się stęskniłam za tymi imprezami!
Wyprzedziła ich i wręcz pobiegła do drzwi. Wśród ich rechotu otworzyła je i zobaczyli znajomy widok. Impreza nabrała już rumieńców. Oczy Ślizgonow rozbłysły, gdy stanęli w środku.
— Kobra! — Pussy pierwsza ich rozpoznała, a następnie, z wyszczerzem od ucha do ucha, doskoczyła do chłopaka i z radością wycałowała go w oba policzki.
Następnie dorwała do siebie Milkę i Missy, by również się z nimi przywitać, a później do Dextera. Z wielkim uśmiechem zapoznała się z resztą. Przyczepiła się do nich, gdy skierowali się do wolnego stolika, opowiadając Ostremu, co działo się w ostatnim czasie.
— Reszty nie ma? — zapytała w pewnej chwili Krukonka.
— Nie ma — odparła rudowłosa.
— Ale będą. Na razie nic nie wiedzą — uzupełnił Dexter.
Pussy zniknęła w tłumie.
— Alkohol mamy za darmo — oznajmił Kobra.
— Jak ty to załatwiłeś? — ucieszył się Blaise.
— Znajomości — wyszczerzył się.
— Taa… Z szefem klubu — zarechotał Scott, perfidnie patrząc na tyłek jakiejś blondynki.
— To rozumiem — zaśmiała się Pansy.
— To co? Pierwszy toast za solenizantkę!

Nie wiedzieli, ile mają promili we krwi, ale bawili się doskonale. Wznosili toasty za Viki i wiele innych osób, których znali wyłącznie z widzenia. Nicole nie wszczynała awantur z Harrym, tak jak ustalili na drugiej wspólnej imprezie, jeszcze na początku roku szkolnego. Jednak docinki były normą i nie mogli się czasami powstrzymać przed wrednym komentarzem. Pozostali już się do tego przyzwyczaili i tylko się z tego śmiali.
Blaise siedział u boku Kobry z kieliszkiem w dłoni, mówiąc coś do niego na niewiadomy temat, gdy nagle palnął:
— Ale cycki.
Harry zaczął się śmiać, a Viki zdzieliła Ślizgona po łbie z oburzoną miną. Zabini pokazał rządek białych zębów.
— No patrz, stary — powiedział cicho do swojego towarzysza. — Dwie piłki koszykowe w materiale.
— Tamta? — Missy nagle zainteresowała się tematem. — Idź, może ci pokaże — zachichotała.
— Serio?
— Jak przypadniesz jej do gustu, to tak — podpowiedział mu Ostry.
Poszedł, co Kobra i Missy przyjęli ze śmiechem. Dziewczyna chrząknęła, kiedy jej przyjaciel z lekko przygłupim uśmiechem patrzył przed siebie. Jeremy podążył za jego wzrokiem i gwizdnął, zatrzymując spojrzenie w tym samym miejscu. Nancy odwróciła głowę Harry’ego w swoją stronę.
— Ona robi to specjalnie.
— Tym lepiej. Po to mam oczy, żeby popatrzeć — odparł z uśmiechem i ponownie tam spojrzał, słysząc rechot Alana.
— Och, przestańcie się tak na nią gapić. Wypnie tyłek i wszyscy się ślinią — wywróciła oczami.
— Taka rola faceta — rzekł Jeremy. — Dexter, z łaski swojej, weź tyłek z naszego widoku — dodał, kiedy Draco i Nicole stanęli przed jego oczami.
Oboje odwrócili się. Dexter zachichotał, a Nicole prychnęła. Missy nagle lekko się uśmiechnęła.
— Kobra, to ta laska, która w wakacje chciała cię zaciągnąć na zaplecze, jak byłeś naje*any w trzy dupy. Odbierze to jako sygnał.
— O ku*wa. — Od razu spojrzał w inną stronę, a ona zaśmiała się triumfalnie. — Chłopie, nie patrz tam, bo będzie chciała cię zgwałcić — poradził Jeremy’emu. — Jak cię chwyci w sidła, to wołami jej nie odciągniesz — mówił dalej. — To terminator seksualny w żeńskiej wersji. Jery, ku*wa mać! — zirytował się i zdzielił go w łeb, aż się obudził.
— Co? — wydukał.
— Dopadnie cię po wszystkim choroba sieroca — wywrócił oczami.
Blondyn natychmiast doszedł do siebie. Nicole nagle uśmiechnęła się wrednie.
— A ty skąd to wiesz? Mówisz o tym z takimi szczegółami, że…
Harry spojrzał na nią pod zaciekawionym wzrokiem Jery’ego. Missy zachichotała.
— Wolałbym o tym nie mówić.
Nancy zaczęła się opętańczo śmiać.
— Gra wstępna wystarczyła — pisnęła, pod morderczym spojrzeniem Kobry.
— A jednak myliłam się tylko po części — stwierdziła Nicole, popijając drinka.
— To było… okrutne — mruknął Ostry. Nancy wybuchnęła głośnym śmiechem, a Jeremy spojrzał na niego ze współczuciem. — Chcę o tym zapomnieć.

Syriusz nie wiedział, po co Szefunio ściągnął ich do klubu, ale poszedł tam wraz z aktualnymi domownikami. Remus miał jakąś misję od Dumbledore’a, więc miał albo się spóźnić albo nie przyjść w ogóle. Wdowa planowała się wyprowadzić i wynająć pokój z koleżanką. Żyleta także zaczął o tym wspominać, lecz mimo wszystko przyszli razem z nimi. Dosiedli się do stolika, gdzie siedział Szefunio, ale nie odpowiedział na pytanie dotyczące powodu, przez który mieli się tu zjawić. Stwierdził tylko, że w najbliższym czasie się dowiedzą. Więc co mieli zrobić? Zamówili sobie po drinku, czekając na tok wydarzeń. Pussy słynęła z zagadywania do każdej znajomej i nieznajomej osoby, więc przysiadła się po chwili.
— Jakaś znajoma ta dziewczyna — rzekł nagle ze zmarszczonymi brwiami Żyleta, patrząc w tłum. — Skąd ją znam?
— Pierwszy raz ją widzę na oczy — odparła Gejsza, dostrzegając jakąś blondynkę.
— Przecież to Viki — ucieszyła się Pussy. — Przyszła z Kobrą.
— Kobrą?! To on tu jest?! — krzyknęła Gejsza.
— No tak.
— Po to nas ściągnąłeś. — Yom zwrócił się do Szefunia, który się uśmiechnął.
— Oblewają czyjeś urodziny — uzupełnił, gdy Pussy pobiegła do kolejnej znajomej osoby.
— Chwila… — Żyleta uniósł brwi. — Viki? Viki Cooper?
— Znasz ją?
— Ze szkoły. Elita Slytherinu. I wiecie, co wam powiem? Ja widzę tu całą — zaznaczył — elitę Slytherinu, a naszych wśród nich. — Z każdym słowem brwi unosił coraz wyżej.
Spojrzeli tam, gdzie on. Miał całkowitą rację. Ślizgoni doskonale bawili się przy jednym ze stolików z Milką, Missy i Zeusem.
— Chłopaki, są to najbardziej zaje*iste urodziny, jakie kiedykolwiek miałam! — zawołała niespodziewanie Victoria. — Dzięki, przystojniaki! — Ze śmiechem rzuciła się na dwójkę chłopaków, w których rozpoznali Dextera i Kobrę, najwyraźniej z nową dostawą alkoholu.
Nie zauważając ich, wrócili do stolika, gdzie działo się dużo różnych rzeczy i wznieśli toast za solenizantkę. Blondynka z wielkim uśmiechem komicznie się ukłoniła. Po wypiciu toastu natychmiast krzyknęła:
— Teraz ja! — Weszła na kanapę, odchrząknęła i wzięła od Zeusa kolejny kieliszek. — Pijemy teraz, moi drodzy, za Ślizgonów. Tych oficjalnych — skłoniła się w stronę swoich domowników — a także tych nieoficjalnych, zaadoptowanych przez Najwyższą Elitę Slytherinu — zrobiła ten sam ruch do członków innych domów.
— Brawo! — zawołała Pansy Parkinson, którą Żyleta od razu rozpoznał.
Trudne to było osiągnięcie, ale prawie zagłuszyli muzykę.
— Widzę, że nasi najdrożsi przyjaciele teoretycznie zmienili dom — rzekł z lekkim zdumieniem Szatan.

— Z najlepszymi życzeniami dla solenizantki od znajomych — ogłosił DJ i puścił ulubioną piosenkę Victorii, która krzyknęła radośnie.
— …I feel irrational, so confrontational, to tell the truth again, getting away with murder. It isn't possible, to never tell the truth, but the reality is I'm getting away with murder…*
Zaczęła tańczyć i śpiewać. Zaciągnęła Blaise’a na parkiet, szczerząc się szeroko. Dziewczyny nie patyczkowały się i tańczyły we czwórkę przy stoliku. Niespodziewanie doskoczyły do chłopaków i zaprowadziły ich w stronę tańczących. Harry ze zdumieniem zauważył, że to właśnie jego wyciągnęła Nicole.
— Jesteś tak pijana, tak dobrze się bawisz czy doszłaś do wniosku, że od tej pory będziesz do mnie pokojowo nastawiona? — spytał z rozbawieniem Ostry, kiedy Ślizgonka wepchnęła go w tłum.
— Mieszanka dwóch pierwszych — zachichotała, a Kobra całkowicie jej uwierzył.
Nie przejmowali się, że są wrogami, bo liczyła się dobra zabawa. Szalejąca Victoria była wniebowzięta. Nagle wzrok Kobry padł na dziewczynę o ciemnych bordowych włosach do ramion, z olśniewającym uśmiechem i wielkimi oczami. Spojrzała na niego w tym samym momencie i uniosła kusząco kąciki ust. Powiedziała coś do swojej koleżanki, która zerknęła w ich stronę, a jej tęczówki zabłysły lekko, kiedy ponownie spojrzała na swoją towarzyszkę.
— …You charming me boy, yeah boy, you’re charming me. Just like this beat is gonna do on the radio…**
Dziewczyna zwróciła ku niemu twarz i ruszyła w jego stronę z uśmiechem. Minęła Blaise’a, który zmierzył ją zachwyconym spojrzeniem, później Alana, którego również ujęła jej uroda, Milkę, która zerknęła na Kobrę z westchnięciem rozbawienia i Nicole, która próbowała ją ignorować. Podeszła do Ostrego, położyła dłoń na jego klatce piersiowej i wypchnęła go lekko z grupki, idąc za nim. Harry nie wyglądał na niezadowolonego. Wręcz przeciwnie. Był usatysfakcjonowany, kiedy objęła go jedną ręką za szyję, więc przyciągnął ją bliżej siebie, kładąc dłoń na jej talii i nie spuszczając z niej wzroku. Alan i Blaise wymienili spojrzenia, zdumieni tak nagłym zwrotem akcji.
— Jestem zazdrosny — podsumował ten pierwszy, a Milka zachichotała.
— Już jest jego — stwierdziła Missy.
— Skąd wiesz?
— Och, znam te zachowania ze strony dziewczyn, gdy znajdują się w takiej sytuacji.
Razem z Alison zaśmiały się.
— Czyli że co? — spytała Viki. — Para?
— Para? W życiu! — odpowiedziała Krukonka. — Jednorazowy, nic nie znaczący epizod. I on to wie, i ona to wie.
— Aaa… Czyli jeden całus i do widzenia?
— Może jeden całus, a może więcej w bardziej ustronnym miejscu — rzekła znacząco Missy. — To całkiem normalne w tym klubie.
— Ach…
Ślizgoni wydawali się być zaskoczeni. Zerknęli w stronę pary. Mogło minąć zaledwie kilka sekund, gdy spuścili ich z oczu, a oni już się całowali. I to nie był jakiś krótki, delikatny całus, lecz namiętny pocałunek. Najwyraźniej miało dojść do czegoś więcej, gdyż chcieli wycofać się z tłumu, gdy usłyszeli:
— Ty suko.
Oderwali się od siebie i, z irytacją wymalowaną na twarzach, spojrzeli w kierunku głosu. Dostrzegli jakiegoś wściekłego blondaska, który obrzucał dziewczynę obelgami. Kobra stał z uniesioną brwią, patrząc na niego jak na debila.
— Spadaj, koleś — odwarknęła dziewczyna. — Zazdrosny dupek. — Z powrotem odwróciła się do Harry’ego, ale tamten szarpnął ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Oczy Ostrego pociemniały.
— Będzie bijatyka — stwierdził Zeus, widząc reakcję przyjaciela.
Najbliżsi osobnicy zaczęli przyglądać się tej sytuacji, a w Kobrze zawrzała krew, gdyż nie stał nigdy spokojnie, kiedy w jego obecności tak traktowano dziewczyny. Ciemnowłosa próbowała się wyrwać, ale to nic nie dało.
— Koleś, nie nauczyli cię, że kobiety trzeba szanować? — Jego syk zadźwięczał w uszach jak młot pneumatyczny.
Blondyn puścił dziewczynę i zwrócił rozgniewaną twarz ku niemu.
— Cudzych dziewczyn się nie podrywa — syknął.
— Nie jesteśmy razem, debilu!
Harry uśmiechnął się z kpiną.
— Chyba pomyliłeś dziewczyny, bo ta najwyraźniej cię nie chce.
Poleciały coraz ostrzejsze słowa, a chłopak stracił cierpliwość, na co Kobra tylko czekał. Zamachnął się, by go uderzyć. Harry przytrzymał mu dłoń, a drugą przywalił pięścią w szczękę. Blondyn odsunął się o kilka kroków pod wpływem uderzenia i ponowił atak. Pięść nie trafiła do celu, co Harry wykorzystał. Z całą siłą uderzył faceta w żołądek, a później w twarz.
— Ouu… — wydali z siebie widzowie, na czele z jego znajomymi, kiedy runął między Nicole i Dextera, trzymając się za obolałe miejsce.
— Jeszcze coś? — spytał spokojnie Kobra.
— Ty sukinsynu — jęknął.
Ostry uśmiechnął się.
— Wiesz, ile razy już to słyszałem? Chłopaki, weźcie go.
Ochroniarze chwycili blondyna za fraki.
— Osoba dotrzymująca obietnicy — mruknął jeden z nich, co brunet przyjął ze śmiechem.
Ochroniarze wywlekli mężczyznę poza klub.
— Nieźle — wyszczerzył się Blaise, a Ostry wzruszył ramionami.
— Jak tylko usłyszałam, że jest bijatyka, to od razu pomyślałam o tobie — rozległ się rozbawiony głos Gejszy. — Tylko ty zapewniasz tu taką rozrywkę.
W następnej chwili blondynka chwyciła go dłońmi na głowę i dała długiego całusa w usta, widząc jego rozbawioną minę i zdezorientowanie Ślizgonów. Nieznajoma dziewczyna wycofała się, a Kobra stęknął do Gejszy:
— Musiałaś teraz przyjść? Taka laska mi zwiała!
Jego przyjaciółka zachichotała.
— Nie pierwsza i nie ostatnia.
Wyściskała pozostałych znajomych i zapoznała się z obcymi, by następnie zaciągnąć ich do stolika. Wszyscy głównie zainteresowali się słynną Nicole, która była utrapieniem Kobry. Druga strona z kolei zwróciła uwagę na Syriusza, znanym niedawno jako morderca trzynastu osób. Razem bawili się równie dobrze, co wcześniej. Docinki Harry’ego i Nicole były nieuniknione. Ostry uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy przy wstawaniu dziewczynę lekko zarzuciło.
— Byś mi pomógł, a nie się głupio cieszysz — rozpoczęła.
— Wolę się z ciebie pośmiać.
— Lepiej im powiedz, co ci grozi — uśmiechnęła się złośliwie, gdyż nie chciał im tego mówić, dopóki sprawa się nie wyjaśni.
— Chamstwo się szerzy — mruknął z niezadowoleniem.
— Też cię nie lubię.
Przytrzymała się oparcia, więc znalazł kolejny pretekst.
— Nie przewróć się, bo i tak cię ledwo widać.
— Idiota — warknęła, gdyż znów wstąpił na zakazany temat i odeszła zirytowana.
Gejsza cały czas tłumiła śmiech, ale wybuchnęła chichotem, kiedy dziewczyna zniknęła im z oczu. Pozostali rechotali razem z nią, a Kobra uśmiechnął się lekko, bo znowu wygrał słowny pojedynek.
— Teraz mów, o co chodziło z tym zagrożeniem.
Mina mu zrzedła. Przygryzł wargę i spojrzał na Syriusza.
— Dostatecznie dużo wypiłeś, żeby mnie nie zabić, lecz pochwalić? — wyszczerzył się słodko.
— Coś ty zrobił?
— To nie była moja wina — zastrzegł na samym początku, a Zeus parsknął śmiechem, słysząc standardowy wstęp do rozmowy na ten temat. — Możliwe, że dostaniesz list dotyczący tego, że zawiesili mnie w prawach ucznia. Jest dobrze — ucieszył się, gdy Łapa tylko rozszerzył oczy.
Yom i Szatan zarechotali, a Żyleta pokręcił głową z rozbawieniem. Szefunio nie wyglądał na zaskoczonego, podobnie jak Wdowa, a Gejsza zareagowała tak samo jak Syriusz. Nie widząc gwałtownych reakcji, Harry opowiedział szybko, co się wydarzyło. Ku jego uldze, chrzestny pochwalił go za to, co zrobił.

— Czy oni coś do siebie ten teges? — zapytał Alan Milki, kiedy Gejsza wpakowała się Kobrze na kolana, który się tym nie przejął i dała mu następnego całusa w usta, by następnie ścisnąć go mocno.
Zaśmiała się pod zaciekawionymi spojrzeniami Blaise’a i Jery’ego.
— Nie. To jest ich normalne zachowanie — odpowiedziała. — Nie jesteście jedynymi osobami, które mają wątpliwości. Nigdy nie łączyło ich nic więcej niż braterska i siostrzana miłość, i tak jest do teraz.
— Ale zachowują się jak…
— …para? Wiem. Oni są nienormalni — zaśmiała się ponownie. — Są najbardziej całuśnymi osobami w tym klubie, dlatego gdy nie mają kogo pocałować, to idą do drugiej osoby. — Wybuchnęła śmiechem, widząc ich miny.
— Kiedyś byli gotowi pieprzyć się na barze, żeby kogoś wkręcić — dodał Szatan z rozbawieniem.
Missy zachichotała.
— Nie zapomnę min nie tylko klubowiczów, ale i naszych, kiedy Gejsza zaczęła rozbierać Kobrę, a on ją całować po szyi.
— Wszyscy byli niemal pewni, że zaczną się bzykać na barze — zachichotała Milka.
Blaise nagle chrząknął, próbując pohamować napad śmiechu.
— Upsss… — mruknęła Nancy, widząc spojrzenia Gejszy i Kobry. — Wszystko słyszeliście?
— Od momentu, że jesteśmy nienormalni — odpowiedziała dziewczyna. Nagle wyszczerzyła się szeroko. — Miłe wspomnienia. Skończyło się na etapie rozpięcia koszuli. Ach, jakie dziewczyny były zawiedzone, gdy wyjąc ze śmiechu zeszliśmy na ziemię — zachichotała.
— Bylibyście w stanie zrobić to jeszcze raz? — spytał z zaciekawieniem Blaise.
— No a nie? — odparł Kobra z rozbawieniem.
— Chodź, bo nie wierzy — dodała Gejsza i wstała, by pociągnąć za sobą Ostrego.
Ślizgoni rozszerzyli oczy.
— Ale… ja tylko tak spytałem — wydukał Blaise.
Wszyscy zaśmiali się.
— To nie stoi na przeszkodzie — rzekła Gejsza z uniesioną brwią i wielkim uśmiechem.
Razem z Harrym zaśmiali się, kiedy ci rozdziawili usta. Zniknęli w tłumie.
— Szatan, czy oni poszli jednak się pieprzyć na tym barze? — powiedziała zduszonym z zaskoczenia głosem Milka.
— Cholera ich wie. Wiesz, jakie oni mają misje — odpowiedział chłopak. — Wszystkiego można się po nich spodziewać.
Siedzieli z dość niepewnymi minami. Nagle Kobra i Gejsza do nich wrócili.
— Po wódkę byliśmy, bo się skończyła — powiedział chłopak z rozbawieniem, a oni wypuścili ze świstem powietrze.
Harry i Gejsza wybuchnęli śmiechem.

*Papa Roach – Getting Away with Murder
**Nicole Scherzinger – Whatever U Like

3 komentarze:

  1. Genialny rozdział <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    dobrze tak wiewiórowi, ale czemu Harry ma zostać zawieszony, bronił się, impreza urodzinowa jak zwykle świetna, jak zwykle rozrywka w postaci bójki, i to wkręcanie wszystkich przez Gejszę im Kobrę świetne, po prostu świetne…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    cudnie, i co ja mam powiedzieć, bardzo dobrze tak wiewiórowi ;) ale czemu Harry ma zostać zawieszony? tylko bronił się przecież... świetna impreza urodzinowa i cóż to już chyba norma z bójką... i to wkręcanie przez Gejszę i Kobrę po prostu świetne…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń