— Znowu szkoła, wstawanie wcześnie rano, lekcje, nauka i
gderanie nauczycieli. Już mi się odechciewa tam jechać — westchnął Dexter,
leżąc wygodnie w fotelu.
— Ograniczenie imprez, chodzenie pod krawatem. — Yom
postanowił dobić go jeszcze bardziej.
Na twarzy Dracona pojawił się lekki grymas.
Harry’emu także nie uśmiechał się powrót do Hogwartu.
Pierwszy raz tak bardzo nie chciał wracać do szkoły, że mu się to w głowie nie
mieściło. Miał dom, w którym chciał zostać. Rodzinę, przyjaciół, dziewczynę.
Wiedział, że w między czasie może gdzieś się miną, gdy dostanie ważne zlecenie
od Snajpera, ale wtedy będzie musiał się spieszyć, żeby nie zauważono jego
braku obecności. Domyślał się, że Dumbledore będzie miał na niego oko jeszcze
bardziej nachalne niż wcześniej. Na szczęście opanował po części magię
niewerbalną, co odrobinę ułatwiało sprawę. Z Syriuszem porządnie wzięli się do
roboty, aż wreszcie mu się udało. Z animagią było o wiele gorzej, ale tego się
spodziewali. Miał ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Postanowił także
jeszcze jedną rzecz dotyczącą Voldemorta i różnych czynności z nim związanych.
Chciał w czasie wolnym uczyć się bardziej zaawansowanych zaklęć, nawet czarnomagicznych,
aby w trakcie walki mieć większe szanse. Poza tym zdecydował zająć się zagadką śmierci
Riddle’a. Wiedział, że nie wystarczy wystrzelić w niego Avadą, żeby wysłać go
pod piach, gdyż tak by się stało już kilkanaście lat temu. Chciał się tego
dowiedzieć i to wykorzystać. Sam lub z kimś, nie miało to żadnego znaczenia.
Tak postanowił i tego się trzymał.
Rano standardowo panowało zamieszanie, ale do tego Harry
był przyzwyczajony. Ktoś co chwilę gdzieś biegł, przypominając sobie, że czegoś
nie zabrał. O jedenastej musieli być na peronie 9 i ¾ , więc zostało im pół
godziny. Z ekipą pożegnali się na Grimmauld Place, gdyż nie szli oni na peron.
Gejsza wyściskała ich mocno. Wdowa wycałowała Kobrę już wcześniej, więc teraz
przytuliła go z całej siły, by publicznie nie wyrażać swoich uczuć, choć
zdarzało się to coraz częściej. Ekipa zostawała w Kwaterze Głównej na czas
wyjazdu reszty do Hogwartu, co zostało dokładnie obgadane z Harrym i Syriuszem.
Twierdzili, że nie chcą robić problemów i skoro mieli przyjechać tu tylko na
wakacje, to czas wielki się wyprowadzić, ale dwójka przyjaciół ich
powstrzymała. Łapa naprawdę musiał ich polubić: oznajmił, że z nimi będzie miał
zabawniej i spotkania z Moodym będą ciekawsze, co przyjęli z uśmiechami i
zostali.
Przez świstoklik czarodzieje dostali się na peron, gdzie
kręciło się wiele osób. Wielki pociąg przygotowany był do odjazdu, a młodzież
wchodziła do niego i wychodziła, by pożegnać się z bliskimi. Harry dostrzegł
wiele znajomych twarzy, ale także dużo zupełnie obcych. Bardziej wrażliwe matki
wzruszały się, a ojcowie je pocieszali.
— Skoro mamy zrobić wielkie zjednoczenie, to poszukam tych
dwóch półgłówków. Obiecuję, że wyślę ich w tym roku na lekcje myślenia. Dopóki
się nie dokształcą, dziesięć metrów ode mnie — stwierdził Dexter, ku
rozbawieniu reszty.
Pożegnał się z Remusem i Syriuszem, którzy ich
odprowadzali, a także z państwem Weasley, którzy wreszcie się do niego
przekonali. Uśmiechnęli się lekko, a Ron wysłał mu nienawistne spojrzenie.
— Tylko nie zgłupiej tak, jak oni — rzekła ze zmarszczonymi
brwiami Milka i zgodnie zarechotali, a on odszedł.
Syriusz wzbudził spore zainteresowanie wśród ludzi
znajdujących się na peronie i nie było się czemu dziwić. Gazety ostatnio
rozpisywały się o nim z różnymi odczuciami: pozytywnymi i negatywnymi. Pani
Weasley już zaczęła prawić swoim młodszym potomkom kazanie na temat zachowania
w szkole i prosiła Hermionę, aby goniła Rona do nauki.
— Też będą jakieś morały? — Harry zwrócił się do Łapy z uniesioną
brwią.
— A po co? — Wyszczerzyli się do siebie, a Remus pokręcił
głową z rozbawieniem. — Tylko mi powiedz, kiedy mniej więcej mam się spodziewać
jakiegoś listu od McGonagall.
Milka i Missy zaczęły się śmiać, a Kobra uśmiechnął się
lekko, nie odpowiadając. Dziewczyny dostrzegły gdzieś swoje znajome ze szkoły,
więc pożegnały się z mężczyznami oraz Weasleyami, a następnie skierowały w
inną stronę, mówiąc Harry’emu, że znajdą się gdzieś w pociągu. Kątem oka
mignęła mu sylwetka Cho Chang, ale całkowicie ją zignorował.
— Harry, kochaneczku…
Mimo że on i Ron już się nie przyjaźnili, państwo Weasley
traktowali go tak samo jak wcześniej. Musiał przeżyć wyściskanie przez kobietę,
dostrzegając, że Ginny uśmiecha się trochę niepewnie. Maszynista dał znak, że
już czas, więc Syriusz westchnął, przytulił go krótko i poczochrał po włosach,
mówiąc, żeby czasami napisał, co u niego słychać. Remus poklepał go po plecach
na pożegnanie i Kobra musiał już iść, by się nie spóźnić. Wskoczył do pociągu,
który ruszył chwilę później. Wyjechał z peronu, więc zaczął szukać przedziału,
a przy okazji Missy i Milki. Skierował się przed siebie, zaglądając do
pierwszych przedziałów.
— Harry!
Odwrócił się z irytacją na twarzy. Ku niemu biegła
nieszczęsna Cho. A ta tu czego? Uśmiechnęła
się szeroko, wcześniej lustrując go wzrokiem.
— Cześć.
— Cześć — odparł z niezadowoloną miną.
Podeszła bliżej, nie zważając na jego mimikę twarzy.
Zbytnio się nie zmieniła, choć musiał przyznać, że tu i ówdzie jej przybyło, w
sensie pozytywnym.
— Co słychać? — zagadała.
— Powiedzmy, że po staremu — odparł z lekko uniesioną
brwią. — Do rzeczy.
Nie zniechęciła się nawet, gdy drzwi przedziału między nimi
otworzyły się.
— Może byśmy zaczęli jeszcze raz?
Ale jaja… Powstrzymał
się, by nie parsknąć śmiechem. Uśmiechnął się szeroko i zrobił kilka kroków w
jej stronę, a ona ewidentnie się ucieszyła, twierdząc najwyraźniej, że przyleci
do niej jak na skrzydłach. Stanął na wyciągnięcie jej rąk i powiedział, nadal z
wielkim uśmiechem:
— Znajdź sobie innego idiotę. — Uśmiech zszedł jej z
twarzy, a on spojrzał na nią chłodno. — Cześć, Neville. Macie wolne miejsca? —
dodał, jakby gdyby nigdy nic.
— Cześć, Harry. Jasne, chodź.
Bezceremonialnie zatrzasnął drzwi przed jej nosem,
zostawiając Cho ze zgłupiałą miną.
— Się macie, chłopaki — rzekł, dostrzegając Deana i
Seamusa.
— Cześć — odpowiedzieli z rozbawieniem.
Harry nie wątpił, że wszystko słyszeli. Drzwi trzasnęły
ponownie, otwierając się.
— Bu! — zaśmiała się Missy. — Aleś ją załatwił.
Uśmiechnął się lekko.
— Dalej stoi jakby ją zamurowało — dodała Milka. — Cześć —
zwróciła się do pozostałych. — Alison Peen, ale mówicie mi Milka.
— Nancy Wright — dodała druga. — W skrócie Missy. My się
dosiądziemy. — Nie czekając na odpowiedź, zaczęły wrzucać walizki na półkę.
Kobra domyślił się, że ich wypchane walizki mogą sporo
ważyć, więc im pomógł.
— Rona i Hermiony nie ma? — zapytał Dean.
— Pewnie siedzą na spotkaniu prefektów — odparł, męcząc się
z pakunkiem Missy.
Chłopcy zmarszczyli brwi, wyczuwając, że coś jest nie tak.
— Pewnie? Pokłóciliście się?
— Powiedzmy.
Na tym temat się skończył, gdyż Milka celowo go zmieniła.
Seamus doszedł do wniosku, że Nancy kojarzy z lekcji, a
Alison z balu w czwartej klasie. Harry przez chwilę zastanawiał się, o której
mówi, gdyż przyzwyczajony był do ich przezwisk. Trochę się zapoznali,
rozmawiając na różne tematy. Minęła godzina jazdy, więc Kobra postanowił
rozprostować nogi. Wyszedł z przedziału, zostawiając telefon Milce. Zaczarowali
komórki tak, aby działały im nawet w miejscach magicznych i włożyli baterie,
które nigdy się nie rozładowywały. Na korytarzu minął się z Ronem, który
zaszczycił go wrogim spojrzeniem.
— Potter, zgubiłeś Wiewiórę?
Zobaczył przed sobą Dracona, który świetnie grał rolę jego
wroga, chociaż jego oczy wyrażały rozbawienie. Harry uśmiechnął się niby
sztucznie, choć Dexter widział szczery śmiech.
— Wiewiórki, zające i sarenki zostały w lesie, Malfoy. — Dexter
uniósł kąciki ust. Skoro mieli doskonale udawać, to na tym nie mogło się skończyć.
— A goryle nie powinny być w dżungli? — dodał naturalnie Harry. Crabbe i Goyle
poczerwienieli ze złości i zrobili pierwsze kroki. Harry zauważył rozwiązane
sznurówki przy butach tego pierwszego, więc rzekł jeszcze: — Uważajcie, bo się
przewrócicie.
Jak na zawołanie… Crabbe potknął się i powalił Goyle’a na
ziemię. Kobra uśmiechnął się z ironią, a Draco spojrzał na nich z politowaniem.
— Wy kretyni, litości — stwierdził tylko, odwrócił się na
pięcie i odszedł z teatralną złością na twarzy.
Podnieśli się i pobiegli za nim. Harry uśmiechnął się z
rozbawieniem, gdy nagle ktoś na niego wpadł. W ostatniej chwili zdołał utrzymać
równowagę i podtrzymać osobę, która się z nim zderzyła.
— Jak chodzisz, Potter?!
Uniósł brew z irytacją.
— To ty na mnie wpadłaś — odwarknął nieprzyjemnie, gdy
dziewczyna stanęła pewnie na nogach.
On ratuje ją przed upadkiem, a ona jeszcze się na niego
drze?
— Bo stoisz na środku jak słup i tarasujesz drogę!
— To nie musisz tak gwałtownie kogoś odsuwać!
Niebieskie tęczówki dziewczyny lśniły złowrogo, gdy
patrzyła na niego z irytacją. Marszczyła gniewnie czoło, mrużąc wielkie oczy.
Mały, zadziorny nosek podkreślał owalną twarz z dużymi ustami. Rumieńce
pojawiły się na jej policzkach, kontrastując z lekko bladą twarzą.
Ciemnokasztanowe, prawie czarne włosy, opadały na jej ramiona w postaci
delikatnych fal. Prosta grzywka ułożona była swobodnie na jednym oku. Miała
szczupłą sylwetkę i krótkie nogi, a los nie obdarzył jej wysokim wzrostem –
sięgała mu maksymalnie do ramion.
Dexter obrócił się z powrotem, słysząc sprzeczkę znajomych
osób.
— Nie bądź taki mądry! — warknęła.
— Wystarczyło powiedzieć dziękuję, że nie pocałowałam podłogi — burknął.
— Sama bym sobie poradziła!
— Najpierw naucz się patrzeć pod nogi.
Zrozumiał, że mimo małego wzrostu dziewczyna ma gadane i
będzie się upierać przy swoim. Jeszcze bardziej zmarszczyła brwi, świdrując go
wzrokiem, więc odwdzięczył się tym samym.
— Podłogę mam blisko, więc widzę nogi doskonale!
— Czyżby ktoś miał kompleksy?
— Kretyn! Przemądrzały palant!
— Karzełek, a szczeka jak pies — odpłacił się pięknym za
nadobne.
Musiał ją nieźle wkurzyć, bo zacisnęła dłonie w pięści.
— Myślisz, że wszystko ci wolno?! — darła się chyba na cały
pociąg. — Zadufany w sobie dupek!
— Przestań się drzeć, bo szyby powypadają! — warknął.
Nie dostrzegli, że zbiegło się tu chyba pół pojazdu i gapią
się jak sępy. Ze złością zrobiła krok w jego stronę, jakby szykowała się do
ataku.
— Ej, ej, ej, spokojnie. — Pomiędzy nimi stanęła wysoka
szatynka, która na pewno nie była uczniem.
Mogła mieć najwyżej trzydzieści lat, gdyż twarz była
poważna, choć nie widniała na niej żadna zmarszczka. Niebieskie oczy patrzyły
na kłócących się uczniów ze spokojem i stanowczością. Krótko przystrzyżone
włosy odstawały niesfornie w każdą stronę, ale całkowicie pasowały do lekko
podłużnej twarzy i niskiego czoła.
— On zaczął. — Dziewczyna tupnęła gniewnie nogą, nie
spuszczając z niego wzroku.
— Ty bujasz w obłokach i nie patrzysz przed siebie —
odparł, patrząc w jej błyszczące oczy.
— Cisza! — Kobieta podniosła głos, gdy uczennica otworzyła
usta, by coś odpyskować. — Rozejść się, bo inaczej wlepię wam szlaban.
Oboje zmięli w ustach przekleństwa. Dziewczyna odwróciła
się obrażona, zarzucając włosami i odeszła jak dama. Harry spojrzał na kobietę,
która na niego patrzyła. Pokręciła głową z lekkim rozbawieniem, które próbowała
ukryć.
— Chodź już lepiej. — Missy pociągnęła go za łokieć, więc
ruszył za nią.
Usiedli w swoim przedziale, zamykając drzwi.
— Miło się zaczyna, nie ma co — westchnął. — Obraza Rona,
sprzeczka z gorylami Malfoya i na dodatek jakaś laska o wzroście przedszkolaka.
Milka parsknęła śmiechem, ale zaraz się uspokoiła.
— Za co ona tak właściwie się darła? — zapytał Seamus.
— Wlazła na mnie i jeszcze piszczy, że to moja wina. Kto to
w ogóle jest?
— Wiem, że chodzi do Slytherinu i jest w naszym wieku —
odparła Missy. — Jakoś nigdy nie zwróciłam na nią większej uwagi.
— A ta, która powstrzymała ją przed atakiem pięściami?
Wzruszyła ramionami.
— Może nowa nauczycielka obrony? — zaproponował Dean.
— Wygląda na miłą osobę — stwierdziła Milka. — Ach... — Spojrzała
na Kobrę z uśmiechem. — Wdowa napisała do ciebie, że już się stęskniła.
Schowała się za Missy pod ostrzałem jego spojrzenia.
Zachichotały zgodnie, a Nancy podała mu komórkę.
— Wdowa? — Dean uniósł brew ze znaczącym uśmiechem.
— Tak, jego dziewczyna — potwierdziła szybko Milka.
— Czy tobie gęba nigdy się nie zamyka? — wywrócił oczami,
wchodząc w skrzynkę odbiorczą.
Uśmiechnęła się słodko.
— To ta, która uciekała przed książką? — zapytał Dean, a on
potwierdził ze śmiechem.
Odpisał na smsa, zastanawiając się, czy ich związek
przetrwa te cztery miesiące.
Dean, Seamus i Neville po jakimś czasie poszli rozejrzeć
się po pociągu, więc Dexter skorzystał z okazji i wpadł do ich przedziału.
— Niezłą zadymę zrobiłeś z Nicole — rzekł na wstępie z rozbawieniem,
zamykając drzwi. — Była wściekła jak nigdy i chciała ci przywalić, ale
przeszkodziła jej ta nauczycielka. Uderzyłeś w jej słaby punkt: wzrost.
Harry uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Kto to w ogóle jest? — spytał.
— Nicole Young z naszego roku. Dziwne, że jej nie
poznajesz, bo potrafi nieźle dojechać człowieka jednym zdaniem.
— Mała zołza — mruknął Kobra pod nosem.
Draco wyszczerzył zęby z rozbawieniem.
— To moja dobra znajoma.
Ostry nie przejął się i prychnął z kpiną.
— Współczuję.
— A ta nauczycielka? — zapytała Missy.
— Od obrony. Powiedzieli nam na zebraniu prefektów. Naomi
Grant, aurorka. Z ich gadania wychodziło, że zna się na rzeczy.
— Może nie będzie następczynią Umbridge…
— Gorzej już chyba nie będzie.
Chłopak zmył się do swojego przedziału po jakimś czasie,
aby nie wydało się, że są pogodzeni.
Droga do Hogwartu minęła im dość wesoło, a za oknami robiło
się coraz ciemniej. Co chwilę ktoś wpadał i wypadał z przedziału, a niektórzy z
lekkim zdumieniem przyjęli obecność innych osób niż Ron i Hermiona przy Harrym.
Raz wpadła też brązowowłosa Gryfonka, która uśmiechała się z lekką niepewnością
i smutkiem. Pociąg zaczął hamować, kiedy słońce całkowicie schowało się za
horyzontem, a jego miejsce zajął księżyc, który zwiastował pełnię za kilka dni.
Kobra pomyślał o Remusie, który w najbliższym czasie miał przechodzić kolejne
męki i katusze. Wiedział, że Syriusz nie zostawi przyjaciela w potrzebie i pomoże
mu przeżyć to cierpienie. W trakcie wakacji, gdy Lunatyk zmieniał się w
wilkołaka, Łapa zawsze mu towarzyszył. Nie było ich przez całą noc i wracali
dopiero nad ranem bardzo zmęczeni.
Harry spojrzał na zamek, który widniał w oddali. Oświetlały
go lampy i jasny księżyc. Zwykle cieszył się na ten widok, ale tym razem jego
entuzjazm był o stokroć mniejszy niż we wcześniejszych latach. W te wakacje
przyzwyczaił się już do Grimmauld Place 12 i Syriusza oraz pani Weasley
szykującej smaczne posiłki. Przyszła pora się z tym pożegnać i wrócić do
szkoły, gdzie, w to nie wątpił, czekały na niego kolejne przygody i zapewne
także problemy.
Wraz z Nancy, Alison i Nevillem skierował się do powozów,
które zostały przygotowane specjalnie na przybycie uczniów Hogwartu. W oddali
usłyszał Hagrida, który nawoływał pierwszoklasistów, czekające na nich
przy jeziorze. Kobra postanowił, że odwiedzi go w najbliższym czasie, aby
pogadać z nim na ważne i mniej ważne tematy. Współczuł teraz nowym uczniom,
którzy ze strachem podbiegali do gajowego, martwiąc się o zadanie, jakie pewnie
ich czeka, by trafić do odpowiedniego domu.
Missy znalazła jakiś wolny powóz, więc wsiedli tam, nie
czekając na nic. Po kilku minutach dojechali na miejsce i dostrzegli, że grupka
Malfoya wysiada z pojazdu niedaleko. Harry i Draco chcieli pokazać, że są
pogodzeni i zszokować całą szkołę dopiero następnego dnia. Po przemyśleniu
sprawy i poradzeniu się Huncwotów, doszli do wniosku, że nie zrobią żadnych
scen, tylko usiądą razem w ławce na lekcji. Wiedzieli, że to wystarczy, a plota
rozniesie się z szybkością wiatru na cały zamek. Spodziewali się
negatywnych reakcji, ale nie mieli zamiaru się tym przejmować. W końcu się
przyzwyczają i przestaną dziwić. Już planowali jakąś wspólną imprezę bez wiedzy
nauczycieli i żałowali, że nie będzie pozostałej części ekipy. Wielkie
zjednoczenie Ślizgonów i Gryfonów? Jakoś sobie tego nie wyobrażali, ale trudno.
Może zdarzy się cud.
W Wielkiej Sali nic się nie zmieniło. Na podeście przed
nauczycielami stało krzesło i stara Tiara Przydziału, a większość była już na
miejscach. Missy i Milka skierowały się do swoich stołów, a Harry i Neville
przysiedli się do Gryfonów. Ron, Ginny i Hermiona siedzieli kawałek dalej, a
chłopak nie miał zbyt przyjaznej miny, gdy na niego spojrzał. Kobra już
całkowicie go olewał, co nie uszło uwadze jego aktualnego towarzysza.
— Długo już ze sobą nie rozmawiacie? — spytał nieśmiało,
jakby mówił o temacie tabu.
— Od dobrego miesiąca — odparł bez przejęcia.
— I nie macie zamiaru się pogodzić?
— Uwierz, Neville, że próbowałem mu wytłumaczyć to, co powinienem,
ale on nie potrafi tego pojąć.
To, że trójka przyjaciół siedzi osobno, wzbudziło sporą
sensację wśród uczniów szkoły. Niespodziewanie Ginny uderzyła dłonią w stół i
warknęła, wstając:
— Nie wiedziałam, że mam w rodzinie takiego kretyna!
Ludzie z zaciekawieniem odwracali głowy w ich stronę.
Niespodziewanie rozległy się pojedyncze oklaski, więc każdy tam spojrzał.
Dexter uśmiechnął się głupio.
— Brawo, Weasley — zaczął odstawiać szopkę. — Jako druga
poznałaś prawdę.
Ślizgoni parsknęli śmiechem, gdy Ron poczerwieniał ze
złości.
— Jako druga? — zapytał ktoś niedaleko.
— Nie widzicie? Potter był pierwszy. Już się od niego
odciął.
Harry wywrócił komicznie oczami, wśród rechotu Ślizgonów.
Gra wstępna do zjednoczenia? Draco był profesjonalistą. Ron zaczął obrzucać go
obelgami, a blondyn nie pozostał mu dłużny.
— Harry, nie pomożesz mu?! — rozległy się lekko oburzone
głosy.
— Malfoyowi? — odparł, udając głupiego.
— Ronowi! — teraz byli mega oburzeni.
Kobra uniósł jedną brew.
— W takim razie… pier*olę to.
Wielkie oczy, otwarte usta, śmiech Dextera i zdumienie
Ślizgonów.
— Potter, w końcu mówisz do rzeczy — stwierdził Draco, a
Harry spojrzał na niego obojętnie.
— Malfoy, jakbyś nie zauważył, czasami trzeba.
Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale nie chciał psuć zabawy.
Chyba tylko Missy i Milka wiedziały, co jest grane i chichotały w najlepsze.
Konfrontacja była bardzo zabawna: Harry był przeciwko
Ronowi i niby Dexterowi, Ron przeciwko Harry’emu i Dexterowi, a Dexter przeciw
Ronowi i niby Harry’emu. Ludzie byli skołowani, kiedy rzucali w siebie coraz to
dziwniejszymi i śmieszniejszymi epitetami. Ślizgoni wyglądali na najbardziej
uradowanych. Po chwili kłótni Kobra i Draco przestali się nawzajem obrażać i
skierowali atak na trzeciego awanturującego się chłopaka. Spór zakończyła
McGonagall, która postanowiła interweniować, gdy tylko usłyszała kłótnię.
Musieli odpuścić, by nie dostać szlabanu w pierwszy dzień szkoły. Usiedli na
swoich miejscach, niby potulnie, choć każdy ciskał z oczu błyskawice. Ludzie
mieli bardzo ciekawy temat do rozmowy.
Pierwszoklasiści zostali wprowadzeni do sali. Większość
wyglądała na bardzo przerażoną, a reszta rozglądała się z zaciekawieniem po
pomieszczeniu. Stanęli niedaleko Tiary, która po chwili ciszy zaczęła mówić.
Wypowiadała się na temat konkretnych domów, na koniec dodając jakąś wzmiankę o
Voldemorcie. Kiedy znieruchomiała, McGonagall zaczęła wyczytywać nazwiska.
Młodzi uczniowie siadali na małym taborecie, by następnie przejść do
konkretnego stołu wśród braw. Ostatnia osoba trafiła do Ravenclawu i powstał
Dumbledore, by powiedzieć tylko tyle, że ucztę czas zacząć. Na stole pojawiły
się najróżniejsze dania. Rozległ się gwar rozmów i uderzanie sztućcami o
talerze, więc Harry wrzucił sobie na naczynie to, co stało najbliżej. Neville
opowiadał o swoich wakacjach, a on słuchał go jednym uchem. Niespodziewanie
przed oczami mignęła mu znajoma sylwetka i twarz chłopaka, którego poznał w te
wakacje. Stwierdził, że mu się przewidziało, lecz ten nagle usiadł obok niego.
— Się masz, Kobra — wyszczerzył zęby, podając mu rękę.
— Zeus? — zdziwił się niezmiernie, ściskając jego dłoń.
— Zdziwiony, nie? — zaśmiał się.
— I to jak — odparł. — Nie wiedziałem, że chodzisz do
Hogwartu.
— Siódma klasa, Gryffindor.
— I ja cię wcześniej nie znałem?
— Widocznie nie zwróciłeś uwagi — szczerzył się nadal.
Chłopak był tak wysoki jak on, a blond włosy opadały mu
niedbale na oczy w piwnym kolorze. Miał lekko kwadratową twarz i płaski nos.
Znany był pod przezwiskiem Zeus, choć Harry dowiedział się z odpowiednich
źródeł, że nazywa się Scott Alley. Pewnego razu wpadł do klubu i jakoś tak
wyszło, że zgadali się przy barze, a następnie razem zaimprezowali. Kobra
uśmiechnął się, stwierdzając, że ma odpowiedniego towarzysza: Gryfon, czubek w
pozytywnym znaczeniu i imprezowicz. Doszedł także do wniosku, że prawdopodobnie
ich znajomość trochę się rozwinie, gdy chłopakowi zaświeciły się oczy.
— Kiedy impreza? — spytał Zeus tak cicho, że tylko on go
usłyszał. Ostry parsknął śmiechem, a Scott zaczął rechotać. Ludzie zaczęli nadstawiać uszu, co
nie uszło ich uwadze, ale zignorowali to. — Dalej z Wdową?
— Oczywiście…
I tak rozpoczęła się ich rozmowa.
Poza nimi nikt nic nie rozumiał z ich konwersacji, co
chłopcy robili specjalnie, aby się odczepili. Po jakimś czasie wszyscy się
uciszyli, gdyż powstał Dumbledore, żeby standardowo walnąć jakąś przemowę.
Dexter się nie mylił. Nową nauczycielką obrony była kobieta, która
interweniowała w pociągu w trakcie kłótni. Naomi Grant wyglądała na osobę
znającą się na rzeczy, mimo młodego wieku. Scott co chwilę rzucał głupimi
uwagami i komentarzami, więc Ostry musiał zatykać usta, by nie zacząć się śmiać
na cały głos. Wreszcie dyrektor pożegnał się, a uczniowie zaczęli się
rozchodzić. Harry i Scott przeszli skrótem i przed wszystkimi doszli przed portret
Grubej Damy.
— Jesteśmy nienormalni. Zapomnieliśmy spytać o hasło —
parsknął Zeus, a Harry walnął się w czoło.
Zaczęli zgadywać, łącząc najdziwniejsze epitety, ale Gruba
Dama kręciła głową z rozdrażnieniem. Po chwili zaczęli schodzić się uczniowie,
którzy, ku ich irytacji, hasła także nie znali. Zeus warknął wkurzony,
wymieniając wszystkie słodycze, jakie przyszły mu do głowy.
— Ku*wa mać! — wrzasnął wreszcie, gdy po raz enty nie
trafił.
Usiadł na ziemi, przekazując pałeczkę Kobrze. Mówił, mówił,
mówił, a jego irytacja sięgała zenitu. Scott zaczął chichotać, kiedy jego
połączenia wyrazowe przekraczały wszelkie możliwości.
— Jeb*ne kicające króliki! — warknął wreszcie, patrząc na
obraz znajdujący się obok, na którym ssaki skakały radośnie.
Portret odsunął się. Harry zrobił dość niedorzeczną minę.
— Z tym jeb*ne? — zaśmiał się Zeus, a Kobra parsknął
śmiechem.
— Co za popapraniec wymyśla te hasła? — spytał Harry,
pomagając mu wstać.
— Dumbledore — rzucił ktoś z tyłu.
Zapadła chwila ciszy.
— Za dużo się nie pomyliłem — stwierdził pod nosem Harry, a
Scott wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
Razem weszli do pomieszczenia pod zdumionymi spojrzeniami
Gryfonów.
Hej,
OdpowiedzUsuńrewelacja, Draco i Harry kłócą się jak dawniej, ale jednak jest inaczej, wszyscy są zaskoczeni tym, proszę niech ten związek przetrwa…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział rewelacyjny, Harry i Draco kłócą się tak jak dawniej, ale jednak jest zupełnie już inaczej w ich relacji, no i wszyscy są zaskoczeni tym...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza