23.07.2012

Rozdział 19 - Iloraz zacofania społecznego

Harry wiedział, że po pierwszej lekcji, jaką były zaklęcia, szok będzie panoszył się po całej szkole. Ugoda pomiędzy nim a Draconem miała być tematem wywołującym wielkie spekulacje i podejrzenia. Po śniadaniu, które zjadł w towarzystwie Zeusa, skierował się na pierwszą lekcję wraz z Missy i Milką, co także było wielkim zaskoczeniem wśród uczniów. Przed klasą stało już kilku Ślizgonów na czele z Dexterem, który zerknął na nich. Nancy uśmiechnęła się ledwo zauważalnie. Tęczówki blondyna powędrowały w górę, gdy rozległ się pisk Pansy Parkinson:
— Drakusiu, usiądziemy razem?
— Nie — warknął, pod rozbawionymi spojrzeniami trójki przyjaciół. — I mam normalne imię.
— Dlaczego nie?
— A dlaczego tak?
Obraziła się, ale miał to głęboko w tyłku.
— Nie mogę się doczekać reakcji ludzi — zachichotała cicho Alison, kiedy zebrała się większość uczestniczących w lekcji szóstoklasistów.
Flitwick wpuścił ich do środka, a Harry i Draco spojrzeli na siebie znacząco. Przekroczyli próg sali i wyłapali wzrokiem ławkę, którą wcześniej ustalili. Bezceremonialnie rzucili torbami na stolik i rozwalili się na krzesłach obok siebie. Nancy i Alison nie mogły powstrzymać śmiechu, kiedy dostrzegły szok większości szóstoklasistów.
— Eee… — Crabbe wykazał się dużym zasobem słów. — Draco?
— O co chodzi, Vincencie? — odparł Dexter z udawanym kretynizmem, celowo zwracając się do niego pełnym imieniem.
Kobra parsknął śmiechem, widząc zgłupiałe miny jego osiłków i Pansy oraz kilku innych Ślizgonów stojących niedaleko.
— Zsuńcie się z łaski swojej, ponieważ zasłaniacie mi wszystko, co mam przed oczami. — Kiedy zdumieni Ślizgoni odeszli, Kobra i Dexter ujrzeli wrogie spojrzenie Rona i uniesioną brew Nicole. — Jak myślisz, w ciągu ilu sekund od wyjścia z klasy będzie o tym wiedziała cała szkoła? — zapytał Draco.
— Jakieś… pół minuty.
— O ile nie mniej.
Flitwick rozpoczął lekcję, więc zamilkli.
Po zakończeniu zajęć wszyscy wyszli, a Milka i Missy, by wzbudzić jeszcze więcej kontrowersji, podbiegły do dwójki przyjaciół z wielkimi uśmiechami.
— Co teraz macie? — zapytała Nancy tak, aby podkreślić, że cała czwórka zna się bardzo dobrze.
— Eliksiry — stwierdziła Alison.
— To pójdziemy razem — rzekł Dexter.
— A my nie chodzimy na eliksiry, więc idziemy się obijać — wyszczerzyła się Missy i wepchnęła rękę pod ramię Harry’ego.
— Widzimy się na… Na czym? — Milka zmarszczyła brwi.
— Na obronie — stwierdził Kobra.
— O! To do zobaczenia.
Rozeszli się w dwie strony pod głupimi spojrzeniami uczniów.
— Gdzie idziemy? — zapytała Nancy za rogiem. Wzruszył ramionami. — Zeus ma lekcje?
— Chyba też ma wolne.
— To gdzieś go zwiniemy i pójdziemy na błonia. Muszę go lepiej poznać.
Tak też zrobili.

We czwórkę czekali przed salą do obrony przed czarną magią, rozmawiając na różnorodne tematy. Uczniowie byli pełni szoku i zdumienia, a w szczególności Ślizgoni i Gryfoni, którzy zawsze pałali do siebie nienawiścią. Drzwi otworzyły się szeroko, a w progu stanęła uśmiechnięta nauczycielka. Sala była całkowicie pusta, bez krzeseł i stolików, co Harry przyjął z ulgą, gdyż oznaczało to, że czekają ich głównie ćwiczenia praktyczne, a nie teoria. Ustawili się pod ścianą w kolorze drewna, dostrzegając w rogu pomieszczenia stertę poduszek.
— Witam was. Nazywam się Naomi Grant i, jak dobrze wiecie, będę was uczyć obrony przed czarną magią. Lekcja będzie miała charakter praktyczny, gdyż obrona właśnie na tym polega. Zaczniemy od razu. Kto wie, czym jest Zaklęcie Zaćmienia?
Standardowo zgłosiła się Hermiona, która odpowiedziała:
— Jest to zaklęcie, które eliminuje przeciwnika, sprawiając, że przed oczami pokazują się czarne plamy.
— Bardzo dobrze. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Zaklęcie Zaćmienia jest jednym ze starożytnych zaklęć, które często jest skuteczne w walce. Wymaga dużego skupienia, co w trakcie pojedynku jest bardzo trudne, lecz z czasem człowiek się wprawia i można to szybko wykorzystać. Regułka to eclipse*. Dobierzcie się w pary i zacznijcie ćwiczyć na przeciwniku.
— Ten, który przegra, organizuje całą imprezę — rzekł Draco do Kobry, a on kiwnął  głową z rozbawieniem.
Stanęli naprzeciwko siebie, tak jak większość par. Po chwili dało się słyszeć okrzyki rzucanego zaklęcia, lecz z żadnej różdżki nie wyleciał promień.
— Zwróćcie uwagę na zaakcentowanie literek se! — krzyknęła nauczycielka, przyglądając się uczniom.
Wymachiwali różdżkami na prawo i lewo, próbując się skupić. Harry doszedł do wniosku, że polega to na tym samym, co magia niewerbalna, którą przecież opanował. Zmarszczył lekko brwi, zapominając o wszystkim, co było wokół niego, tak jak uczył go Łapa. Tylko pojedynek, osoba stojąca przed nim i różdżka.
— Eclipse.
Z jego różdżki wyleciał złoty promień, który uderzył w Dextera. Chłopak zachwiał się lekko i zaczął przecierać oczy, co było oznaką, że zaklęcie zostało rzucone poprawnie.
— Bardzo dobrze! — krzyknęła uradowana nauczycielka, podchodząc do nich. — Piętnaście punktów dla Gryffindoru.
— Okay, ale może ktoś by mi wyłączył te plamy przed oczami? — rzekł zirytowany Draco.
— Przeciwzaklęcie to dodanie przedrostka de. — Naomi zwróciła się do Harry’ego.
Spojrzała na niego zachęcająco, więc zrobił to, co wcześniej, mówiąc:
— Deeclipse.
Nauczycielka pokiwała głową z zadowoleniem, gdy Dexter wrócił do siebie.
— Organizujesz — wyszczerzył się Kobra, kiedy Naomi poszła do kolejnych par.
Malfoy wypuścił ze świstem powietrze.

Hogwartczycy byli zszokowani plotkami, jakie rozniosły się po szkole, lecz kiedy zobaczyli to na własne oczy, powinni dostać zawału. Dlaczego? Otóż Harry Potter – Gryfon, Draco Malfoy – Ślizgon, Nancy Wright – Puchonka i Alison Peen – Krukonka – siedzieli razem przy stole Ravenclawu, jedząc obiad. Sami zainteresowani byli wyraźnie rozbawieni minami uczniów. Rozmawiali na różne tematy, nie przejmując się gapiami.
— Napisz do Łapy i Lunatyka, że ich pomysł był idealny — zachichotała Milka, zwracając się do Ostrego. — Takie niby nic, a ile wzbudziło plotek. Na pewno chcieliby o tym wiedzieć.
Postanowił zrobić to w spokoju wieczorem.

Kobra niekulturalnie trzymał nogi na stoliku, w uszach miał słuchawki, które odcinały go od świata, a na kolanach leżała książka, jako podkładka do pergaminu. Zastanawiał się nad listem, który aktualnie pisał. Rozejrzał się w poszukiwaniu natchnienia, sprawiając, że przyglądające mu się osoby odwracały szybko głowy. Westchnął cicho, wywracając oczami. Niespodziewanie przysiadła się do niego Ginny, która uśmiechnęła się szeroko. Wyciągnął słuchawki, by rozpocząć z nią dyskusję.
— Co tam skrobiesz? — spytała, a on czuł, że to nie z ciekawości, lecz tylko po to, aby zacząć jakiś temat.
— Zdaję Syriuszowi relację z pierwszego dnia pobytu w szkole. Pewnie chciałby się dowiedzieć, jakie są efekty jego pomysłu.
Ginny zaśmiała się lekko, a on spojrzał na nią z uśmiechem.
— Chyba pozytywnie, nie? —  rzekła. — Krążą różne ploty, ale wszystkie raczej mijają się z prawdą. Mówią nawet, że ktoś cię opętał, a Ma… Draco doznał jakiegoś urazu.
Harry uśmiechnął się szerzej, słysząc, że nie powiedziała o Dexterze po nazwisku.
— Raczej nie dowiedzą się prawdy — zaśmiał się.
— No raczej nie — uśmiechnęła się. — Ekipa przekazuje jakieś informacje?
— Wczoraj napisali, że idą na imprezę, ale tak tu kiepsko z zasięgiem, że nawet nie mogę odpisać, chyba że wejdę na dach. Aktualnie sowy to lepszy środek przekazu wiadomości niż komórka.
— Wdowa pewnie nie jest zadowolona — uśmiechnęła się niepewnie.
— Pewnie nie — odparł, patrząc na nią uważnie.
— Cztery miesiące to dużo czasu.
— Sporo — westchnął. — Nie wiadomo, co z tego wyniknie.
— Jak było na obronie? — zmieniła temat. — Hermiona mówiła, że nauczycielka ma dobre metody nauczania.
— Jak na pierwszą lekcję, zaczyna się nieźle. Myślę, że będzie to nauczycielka pokroju Remusa.
— To dobrze, bo pozostali nie byli zbyt udani.
— Święta racja. Ron chyba nie jest zadowolony z tego, że ze mną rozmawiasz — dodał, gdy zauważył wzrok byłego przyjaciela, który nie wyrażał pozytywnych emocji.
Wzruszyła ramionami.
— Nic mu do tego. Że on ma jakiś problem, co do ciebie, to nie moja sprawa. Będę się przyjaźniła z kim chcę.
— Zawsze byłaś dziewczyną, która olewała zasady, czy dopiero zaczynasz? — zaśmiał się.
— Widocznie tego nie dostrzegłeś — uśmiechnęła się wesoło. — Albo nie było to tak mocno widoczne? — zastanowiła się.
— Możliwe — odparł, kierując się własnym przykładem.
— No nic… Lecę spać, bo już ledwo funkcjonuję i zaraz zacznę pleść od rzeczy. Za bardzo się rozleniwiłam przez te wakacje — stwierdziła po chwili, tłumiąc ziewnięcie. — Dobranoc.
— Dobranoc — uśmiechnął się, co odwzajemniła.
Skierowała się do sypialni, ale zatrzymał ją jej brat. Harry dostrzegł, że chyba się kłócą, choć tego nie słyszał, ale wyglądali na wściekłych. Powoli ich głosy stawały się coraz donośniejsze, aż rozeszły się po całym pokoju wspólnym.
— Nie będziesz mi rozkazywać! — zagrzmiała Ginny tak ostro, że zadziwiła tym Harry’ego.
— Widocznie muszę, bo nie wiesz, co robisz i zadajesz się z nieodpowiednimi osobami!
Harry wiedział, o kim mowa, ale na razie nie miał zamiaru się wtrącać.
— Że ty jesteś idiotą, to nie moja sprawa, ale ode mnie się odczep! Przyjaciel od siedmiu boleści! — wręcz wypluła te słowa.
Już chyba każdy domyślał się, z jakiego powodu się kłócą, bo zerkali na Ostrego.
— To zdrajca!
— Ron! — teraz wtrąciła się Hermiona. — Przestań wreszcie…
— A tak nie jest?! Zadaje się z tym śmierciożercą!
Teraz wstąpił na grząski grunt, a Harry nie miał zamiaru tego słuchać. Wstał, a większość odprowadziła go wzrokiem, gdy skierował się do rodzeństwa.
— Skoro tak twierdzisz, to poprzyj to argumentami i powiedz mi to prosto w twarz — rzekł, stając przed chłopakiem.
Ron zmierzył go wściekłym wzrokiem.
— Nie będę z tobą rozmawiać.
— Tchórzysz? — syknął chłodno. — Co masz do powiedzenia na nasz temat? No dawaj, chętnie wysłucham.
Cisza panująca w pomieszczeniu była nieprawdopodobna.
— Obaj jesteście śmierciożercami, tak jak pozostali — warknął.
Zeus gwizdnął, a Harry uśmiechnął się z politowaniem.
— Ron…! — zaczęła Hermiona, ale Kobra uciszył ją gestem.
— Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
— To niby gdzie wychodziliście praktycznie co wieczór? — syknął.
Scott zachichotał, znając prawdę, ale zaraz zamilkł, chociaż uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Ostry prychnął.
— Są ciekawsze miejsca. Coś jeszcze? Jeśli nie, to ja ci coś teraz powiem. Twój iloraz zacofania społecznego mnie poraża i jesteś największym idiotą, jakiego znam, skoro wysuwasz takie wnioski tylko przez to, że pogodziłem się z Draconem — zaznaczył ostatnie słowo.
Trafił w czuły punkt, bo Ron gotów był rzucić się na niego z pięściami, ale Harry skutecznie mu to uniemożliwił. Chwycił go za nadgarstek i wykręcił lekko rękę, a następnie odepchnął w tył.
— Prawda boli, nie? — prychnął Kobra.
— Ty… ty…
— Co ty? Mowę odjęło? — zironizował, gdy Ron poczerwieniał ze złości.
— Zdrajca!
— Powtarzasz się.
Weasley był na granicy nerwów, więc ponowił atak na pięści.
— Ron! — wrzasnęła Hermiona.
Ostry skutecznie go powstrzymał, z irytacją wypisaną na twarzy.
— Kobra, weź mu jeb*ij to się wstrzyma — rzekł Zeus głośno, ale ten go nie posłuchał.
Hermiona i Ginny stały jak zamurowane, patrząc na sprzeczkę byłych przyjaciół. Harry już chciał odejść, lecz Ron z wściekłością skoczył w jego stronę po raz trzeci.
— Ja pie*dolę, sam się prosisz! — warknął Harry, przytrzymując go po raz kolejny.
Tym razem nerwy mu puściły i uderzył go pięścią w szczękę. Weasley wpadł na stolik stojący za nim i runął na ziemię. Ostry odwrócił się i skierował na poprzednie miejsce.
— Weź idź na imprezę to cię oskarżą o bycie pieskiem Voldemorta — powiedział do Zeusa, a ten parsknął śmiechem.
Kobra usiadł obok niego, jak gdyby nigdy nic. Cisza trwała nadal, nawet gdy Ron został wyprowadzony przez Deana i Seamusa do Skrzydła Szpitalnego. Ginny uśmiechnęła się przepraszająco do bruneta, wychodząc za bratem wraz z Hermioną. Harry strzelał iskrami z oczu, a nerwy dały swój upust.
— Zaraz gdzieś pójdę się naje*ać przez tego idiotę! — Zeus poklepał go po plecach. — I czego się gapicie, do jasnej cholery?! Jakbyście nigdy nie widzieli, jak ktoś komuś przy*ierdolił! — Gryfoni szybko odwrócili spojrzenia. — A ty czego się śmiejesz?! — dodał do wyjącego ze śmiechu Zeusa. — Też chcesz wpi*rdol?
— Ty tak zaje*iście śmiesznie klniesz, jak jesteś wkurzony — zaśmiał się.
— Idź, pier*olcu, na leczenie.
Zeus zawył z uciechy, a w następnej chwili umknął przed lecącą w jego stronę poduszką. Harry odetchnął kilka razy, aż się uspokoił. Dean i Seamus wrócili po kilkunastu minutach.
— Stary, złamałeś mu szczękę.
— Szkoda, że nie złamałem mu mózgu, może zacząłby myśleć, jeśli ma czym.
Scott wybuchnął śmiechem po raz kolejny, a Dean i Seamus wymienili spojrzenia, kryjąc rozbawienie.

— Chyba sobie jaja robią — stwierdził szatyn siedzący przy stole Slytherinu wraz ze swoimi przyjaciółmi, wśród których był Draco Malfoy.
— O co chodzi, Blaise? — zapytał Dexter ze zdziwieniem.
— Nie słyszałeś? — zdumiał się blondyn o zielonych oczach. — Niby Potter wczoraj przywalił Weasleyowi.
— Trzymasz się z nim i nie wiesz? — prychnęła blondynka o morskich oczach.
— Viki, bez ironii. — Draco spojrzał na dziewczynę ze złością. — Jak to przywalił?
— Takie krążą ploty od Gryfonów. Dokładnie nie słyszałem, ale niby Rudy wylądował w Skrzydle  — dodał brunet z wielkimi, niebieskimi tęczówkami.
Draco patrzył na nich z uniesioną brwią.
— Zeus — zatrzymał chłopaka, który akurat przechodził obok nich.
— Siemanko — przywitał się. — Co jest?
— O co chodzi z Kobrą i Weasleyem?
— A o to. Czemu się nie dziwię? — zaśmiał się. — Rudzielec fikał, fikał i się dofikał — wyszczerzył się. — Kobra się wku*wił i mu przyj*bał.
— Za co? — uniósł brwi z rozbawieniem.
— Zaczęło się od tego, że Kobra normalnie gadał z Ginny. Później Rudy na nią naskoczył, że zadaje się z nieodpowiednimi osobami. No to ona stanęła za Kobrą murem, aż Rudzielec nie zaczął bredzić o tym, że jesteście śmierciożercami. Znaczy się ty, on i reszta ekipy, bo wychodziliście w wakacje praktycznie co wieczór. — Dexter parsknął. — Znasz Kobrę. Odwdzięczył się taką ripostą, że Weasley stracił nerwy i skoczył na niego z pięściami. Raz, drugi. Nie wiem czemu Ostry tak się z nim cackał, bo zwykle daje strzała za drugim razem, no nie? Ale za trzecim tak mu walnął, że się przewrócił. Okazało się, że złamał mu szczękę jednym ciosem — wybuchnął śmiechem.
— Osz w mordę — zarechotał Dexter.
— I to dosłownie — śmiał się Scott. — Klął na niego chyba z kwadrans, a później na mnie, bo śmiałem się z jego tekstów. Co jak co, ale on to potrafi dogadać.
— Idzie — powiedział Dexter z rozbawieniem. — Chyba nie żałuje, bo jest zadowolony.
Scott i Draco zaśmiali się. Harry nie reagował na spojrzenia uczniów, lecz rozglądał się za miejscem, gdzie mógłby spokojnie zjeść śniadanie. Dexter i Zeus pomachali mu ze śmiechem, a on spojrzał na nich z głupim uśmiechem, kierując się w ich stronę. Był prawie przy nich, gdy niespodziewanie zmienił kierunek na przeciwny. Ze zdziwieniem rozejrzeli się i parsknęli śmiechem, gdy zauważyli McGonagall idącą w jego stronę.
— Potter!
Stanął z miną cierpiętnika. Odetchnął głośno i odwrócił się z miłym uśmiechem.
— Dzień dobry, pani profesor.
— Nie chyba taki dobry, Potter — odpowiedziała. — Co miała znaczyć wczorajsza sytuacja?
— To znaczy? — grał na zwłokę.
— Bijatyka z Weasleyem.
— A to...
— Masz mi coś do powiedzenia?
— Fikał to oberwał.
Grupka Ślizgonów parsknęła śmiechem wraz z Zeusem.
— Potter…
— Ja tylko się broniłem. Może pani spytać pierwszego lepszego Gryfona, kto zaczął machać łapami.
— Weasley!
Chłopak stanął obok niej i spojrzał na Kobrę z satysfakcją na twarzy.
— Tak, pani profesor?
— Kto zaczął bójkę?
— On mnie uderzył — odparł od razu.
Harry parsknął śmiechem.
— Bo ty nie umiałeś trafić.
Ślizgoni ponownie zarechotali, gdy rudzielec spojrzał na niego ze złością.
— Alley, kto zaczął?
— Weasley — odparł Scott. — Harry tylko się bronił, bo nie miał wyjścia.
— To prawda, pani profesor — dodała Ginny, która pojawiła się obok.
— Ginny! — warknął Ron.
— No co?! — odwarknęła. — A tak nie było?!
— Weasley, szlaban z woźnym o dwudziestej! — zawyrokowała McGonagall.
Kobra uśmiechnął się fałszywie do chłopaka, gdy profesorka odeszła.
— I warto było kablować? — spytał z przesadnie miłym uśmiechem, kiedy Ron zacisnął pięści ze złości. — Nawet siostra jest przeciwko tobie — dodał cicho, gdy przechodził obok niego.
Rudzielec odwrócił się i odszedł wściekły, a Harry uśmiechnął się wrednie.
— Wymęczysz go psychiczne — cmoknął Scott.
Kobra spojrzał na niego potwierdzająco, a ten zaśmiał się. Draco przybił z Harrym żółwika, z wielkim uśmiechem pełnym zadowolenia. Gryfoni usiedli razem przy stole pod spojrzeniami grupki Ślizgonów i wśród głosów całej szkoły.
— To się porobiło — rzekła ze zdziwieniem Nicole, wymieniając spojrzenie z Pansy.

Yoł Łapcio,
Znając życie chciałbyś wiedzieć, czy twój pomysł wypalił. Nawet się nie domyślasz, jak bardzo. W życiu nie zapomnę min wszystkich, kiedy zobaczyli, że ja i Dexter siedzimy razem w ławce. To było piękne. Plota rozniosła się szybciej niż sądziliśmy, a na dobitkę we czwórkę usiedliśmy razem na obiedzie. Nie orientuję się, ile było z tego powodu zawałów, ale kilka na pewno.
Minął dopiero dzień, a już tyle się działo, że łeb mi pęka. W pociągu jakaś Ślizgonka urządziła mi awanturę na trzy wagony. Wlazła na mnie i jeszcze się darła, że to moja wina. Ech… I zrozum tu ludzi.
Na uczcie urządziliśmy mały cyrk z Dexterem i widowiskowo obrzuciliśmy Rona obelgami. Tak przy okazji… Przed chwilą doznał małego urazu. Doszły mnie słuchy, że złamałem mu szczękę, no ale sam się prosił. Przecież wiesz, że ja jestem spokojnym Gryfonem skupiającym się wyłącznie na nauce.
Ze zdziwieniem zauważyłem, że do Hogwartu chodzi Zeus. Raz spotkaliśmy się w klubie. Nie wiem, jak to możliwe, że wcześniej go nie widziałem, skoro chodzi do Gryffindoru na siódmy rok. Właśnie siedzi obok i nabija się, że śmiesznie klnę, jak się wkurzę. Kompletnie nie wiem, o co mu chodzi.
Nowa nauczycielka obrony wydaje się być w porządku. Całkowite przeciwieństwo tej różowej ropuchy. Chyba ktoś nas wreszcie czegoś  nauczy od czasów Remusa (chodzi mi o osoby zdrowe umysłowo). Jedno mnie dziwi. Dlaczego większość chłopaków patrzy na nią wielkimi oczami, a Dexter cały się ślini na jej widok?
Wycałuj ode mnie Wdowę (albo lepiej nie) i pozdrów ekipę oraz Remusa. Szalonookiego także, ale liściem.
Kobra

Łapa śmiał się głośno, czytając list od chrześniaka, co przyczyniło się do tego, że kilka osób patrzyło na niego jak na kretyna, a ekipa z rozbawieniem.
— Ten chłopak mnie rozwala — zarechotał, wycierając łzy śmiechu.
— Kobra? — ucieszyła się Wdowa, a on kiwnął głową, podając jej list.
Gejsza, Yom, Szatan i Żyleta pochylili się nad ramieniem Wdowy, by przeczytać to, co napisał ich przyjaciel. Ich reakcja była podobna do Syriusza, a ich oczy świeciły wesoło. Na koniec zerknęli w stronę Moody’ego i zarechotali pod nosami. Wraz z Syriuszem i Remusem stwierdzili, że odpiszą później, wspólnie.

Zeus skierował się na zielarstwo, a Kobra ruszył w stronę sali transmutacji. Po drodze minął słynną Nicole, z którą kłócił się w pociągu. Obrzucała go spojrzeniem pełnym wyższości i przeszła z wysoko uniesioną głową. Ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, ale gdy zobaczył rozbawioną minę Milki, nie udało się temu zapobiec. Usłyszał, jak dziewczyna gwałtownie przystaje i odwraca się na pięcie. Alison wyglądała na zdumioną, więc Kobra spojrzał za siebie, dochodząc do wniosku, że Ślizgonka chyba słyszy jego myśli.
— Potter — syknęła, a on uniósł brew. — Z czego się śmiejesz?
— Mam powody to się śmieję — prychnął.
Zmrużyła gniewnie brwi.
— Czyli z samego siebie.
W tym momencie Harry przypomniał sobie słowa Dextera, że Ślizgonka potrafi złamać kogoś jednym zdaniem, ale on nie miał zamiaru odpuścić.
— Aktualnie nie z siebie, ale z jakiegoś małego karła, który widzi tylko czubek swojego nosa.
Oj, była wściekła, więc wolał obserwować jej ruchy, by czasami nie wyjść z obitą twarzą.
— Ty skończony idioto! Co ty sobie myślisz?! To, że kumplujesz się z Draconem, nie oznacza, że wszystko ci wolno! Poza tym… Co ty mu dałeś?! Pewnie coś mu podałeś i dlatego się z tobą trzyma! Coś ty z nim zrobił?! Czego się śmiejesz?! — Było to w pełni uzasadnione, gdyż śmiał się jej prosto w twarz.
— Zakończyłaś swój wywód? — prychnął. — Chyba straciłem słuch przez twoje piski.
— Aaa! Jak ja cię nienawidzę, Potter! — wrzasnęła, dygocząc ze złości.
— Wzajemnie, Young — odparł spokojnie. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, wnerwiona jak nigdy. Harry parsknął jeszcze: — Pomyliłaś kierunki.
Warknęła jak pies i cofnęła się.
— Zejdź mi z drogi! Inaczej zaraz cię zabiję! Och… Zaraz zetrę ci z ust ten głupi uśmiech!
Podbiegła do niego i zamachnęła się, ale umknął przed jej pięścią.
— Panno Young! Co to ma znaczyć?!
Nicole zamarła, kiedy dotarł do niej głos McGonagall.
— Przepraszam, pani profesor — uśmiechnęła się przepraszająco. — On mnie sprowokował.
— Nie zwalaj winy na mnie — prychnął z irytacją. — Ja się nie rzuciłem na ciebie z pięściami.
— Tylko byś spróbował — warknęła do niego.
— Spokój! — zagrzmiała kobieta. — Potter i Young, szlaban! Jutro o osiemnastej w gabinecie woźnego.
Zmięli w ustach przekleństwa. Profesorka weszła do klasy, a za nią zdumieni uczniowie.
— Te słodkie uśmieszki zostaw dla Snape’a — szepnął do Nicole Harry, a ona uderzyła go pięścią w ramię, gdyż wyżej nie sięgnęła.
Usiadł w ławce z Milką, która schowała twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął niepohamowany śmiech.

— Nikt nigdy tak bardzo nie wyprowadził jej z równowagi — śmiał się Dexter, gdy razem zmierzali na obiad. — Wiem, że jest na ciebie cięta, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo.
— Daj spokój. Myślałem, że mi przepierdzieli pięścią — odparł z lekkim rozbawieniem.
— No bo tak to wyglądało. Gdybyś się nie uchylił… — wybuchnął śmiechem. — Nie wiem, co by było, gdyby nie McGonagall.
— Pewnie musiałbyś mnie składać.
Zarechotali, wchodząc do Wielkiej Sali. Nicole siedziała wraz z koleżankami przy stole Slytherinu, pewnie rozmawiając jakieś babskie tematy. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a jej oczy zmrużyły się z wściekłości.
            — Z kim ty się kumplujesz, człowieku? — prychnął Kobra do Dracona.
— Na serio można się z nią dogadać.
— Jak jest się w Slytherinie — dokończył.
— Pewnie tak — zarechotał.
Dosiedli się do Zeusa, który najwyraźniej na nich czekał.
— Słyszałem, że przed salą od transmutacji była jakaś sprzeczka — powiedział z zaciekawieniem. Ostry parsknął, a Dexter wyszczerzył się głupio. — No nie… To wy? — zaśmiał się Scott.
— On. — Draco wskazał na Kobrę, który wrzucał sobie na talerz pierwszą lepszą potrawę.
— Wstrzymaj się trochę — zarechotał Zeus. — Zaczął się dopiero drugi tydzień.
— I pierwszy szlaban — mruknął.
Draco i Scott zaczęli się głośno śmiać, czym zadziwili Hogwartczyków po raz kolejny.

6 komentarzy:

  1. Hej,
    pokazali, że się przyjaźnią, plotki bardzo szybko obiegły Hogwart, no i dobrze tak Ronowi należało mu się…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę nie musisz umieszczać tego co przeczytałaś Basia!!!
    Do autora: Tak w ogóle to blog jest niesamowity, bo czytam go po raz chyba 20.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ci przeszkadzają jej komentarze, to po co je czytasz?

      Usuń
  3. Hej, czy mogłabym udostępnić twoje opowiadanie na wattpadzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przeciwniczką udostępniania moich opowiadań na tej stronie ;)

      Usuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, no i pokazali wszystkim, że się przyjaźnią, plotki bardzo szybko obiegły Hogwart, należałosię Ronowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń