23.07.2012

Rozdział 18 - Zeus

— Znowu szkoła, wstawanie wcześnie rano, lekcje, nauka i gderanie nauczycieli. Już mi się odechciewa tam jechać — westchnął Dexter, leżąc wygodnie w fotelu.
— Ograniczenie imprez, chodzenie pod krawatem. — Yom postanowił dobić go jeszcze bardziej.
Na twarzy Dracona pojawił się lekki grymas.
Harry’emu także nie uśmiechał się powrót do Hogwartu. Pierwszy raz tak bardzo nie chciał wracać do szkoły, że mu się to w głowie nie mieściło. Miał dom, w którym chciał zostać. Rodzinę, przyjaciół, dziewczynę. Wiedział, że w między czasie może gdzieś się miną, gdy dostanie ważne zlecenie od Snajpera, ale wtedy będzie musiał się spieszyć, żeby nie zauważono jego braku obecności. Domyślał się, że Dumbledore będzie miał na niego oko jeszcze bardziej nachalne niż wcześniej. Na szczęście opanował po części magię niewerbalną, co odrobinę ułatwiało sprawę. Z Syriuszem porządnie wzięli się do roboty, aż wreszcie mu się udało. Z animagią było o wiele gorzej, ale tego się spodziewali. Miał ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Postanowił także jeszcze jedną rzecz dotyczącą Voldemorta i różnych czynności z nim związanych. Chciał w czasie wolnym uczyć się bardziej zaawansowanych zaklęć, nawet czarnomagicznych, aby w trakcie walki mieć większe szanse. Poza tym zdecydował zająć się zagadką śmierci Riddle’a. Wiedział, że nie wystarczy wystrzelić w niego Avadą, żeby wysłać go pod piach, gdyż tak by się stało już kilkanaście lat temu. Chciał się tego dowiedzieć i to wykorzystać. Sam lub z kimś, nie miało to żadnego znaczenia. Tak postanowił i tego się trzymał.
Rano standardowo panowało zamieszanie, ale do tego Harry był przyzwyczajony. Ktoś co chwilę gdzieś biegł, przypominając sobie, że czegoś nie zabrał. O jedenastej musieli być na peronie 9 i ¾ , więc zostało im pół godziny. Z ekipą pożegnali się na Grimmauld Place, gdyż nie szli oni na peron. Gejsza wyściskała ich mocno. Wdowa wycałowała Kobrę już wcześniej, więc teraz przytuliła go z całej siły, by publicznie nie wyrażać swoich uczuć, choć zdarzało się to coraz częściej. Ekipa zostawała w Kwaterze Głównej na czas wyjazdu reszty do Hogwartu, co zostało dokładnie obgadane z Harrym i Syriuszem. Twierdzili, że nie chcą robić problemów i skoro mieli przyjechać tu tylko na wakacje, to czas wielki się wyprowadzić, ale dwójka przyjaciół ich powstrzymała. Łapa naprawdę musiał ich polubić: oznajmił, że z nimi będzie miał zabawniej i spotkania z Moodym będą ciekawsze, co przyjęli z uśmiechami i zostali.
Przez świstoklik czarodzieje dostali się na peron, gdzie kręciło się wiele osób. Wielki pociąg przygotowany był do odjazdu, a młodzież wchodziła do niego i wychodziła, by pożegnać się z bliskimi. Harry dostrzegł wiele znajomych twarzy, ale także dużo zupełnie obcych. Bardziej wrażliwe matki wzruszały się, a ojcowie je pocieszali.
— Skoro mamy zrobić wielkie zjednoczenie, to poszukam tych dwóch półgłówków. Obiecuję, że wyślę ich w tym roku na lekcje myślenia. Dopóki się nie dokształcą, dziesięć metrów ode mnie — stwierdził Dexter, ku rozbawieniu reszty.
Pożegnał się z Remusem i Syriuszem, którzy ich odprowadzali, a także z państwem Weasley, którzy wreszcie się do niego przekonali. Uśmiechnęli się lekko, a Ron wysłał mu nienawistne spojrzenie.
— Tylko nie zgłupiej tak, jak oni — rzekła ze zmarszczonymi brwiami Milka i zgodnie zarechotali, a on odszedł.
Syriusz wzbudził spore zainteresowanie wśród ludzi znajdujących się na peronie i nie było się czemu dziwić. Gazety ostatnio rozpisywały się o nim z różnymi odczuciami: pozytywnymi i negatywnymi. Pani Weasley już zaczęła prawić swoim młodszym potomkom kazanie na temat zachowania w szkole i prosiła Hermionę, aby goniła Rona do nauki.
— Też będą jakieś morały? — Harry zwrócił się do Łapy z uniesioną brwią.
— A po co? — Wyszczerzyli się do siebie, a Remus pokręcił głową z rozbawieniem. — Tylko mi powiedz, kiedy mniej więcej mam się spodziewać jakiegoś listu od McGonagall.
Milka i Missy zaczęły się śmiać, a Kobra uśmiechnął się lekko, nie odpowiadając. Dziewczyny dostrzegły gdzieś swoje znajome ze szkoły, więc pożegnały się z mężczyznami oraz Weasleyami, a następnie skierowały w inną stronę, mówiąc Harry’emu, że znajdą się gdzieś w pociągu. Kątem oka mignęła mu sylwetka Cho Chang, ale całkowicie ją zignorował.
— Harry, kochaneczku…
Mimo że on i Ron już się nie przyjaźnili, państwo Weasley traktowali go tak samo jak wcześniej. Musiał przeżyć wyściskanie przez kobietę, dostrzegając, że Ginny uśmiecha się trochę niepewnie. Maszynista dał znak, że już czas, więc Syriusz westchnął, przytulił go krótko i poczochrał po włosach, mówiąc, żeby czasami napisał, co u niego słychać. Remus poklepał go po plecach na pożegnanie i Kobra musiał już iść, by się nie spóźnić. Wskoczył do pociągu, który ruszył chwilę później. Wyjechał z peronu, więc zaczął szukać przedziału, a przy okazji Missy i Milki. Skierował się przed siebie, zaglądając do pierwszych przedziałów.
— Harry!
Odwrócił się z irytacją na twarzy. Ku niemu biegła nieszczęsna Cho. A ta tu czego? Uśmiechnęła się szeroko, wcześniej lustrując go wzrokiem.
— Cześć.
— Cześć — odparł z niezadowoloną miną.
Podeszła bliżej, nie zważając na jego mimikę twarzy. Zbytnio się nie zmieniła, choć musiał przyznać, że tu i ówdzie jej przybyło, w sensie pozytywnym.
— Co słychać? — zagadała.
— Powiedzmy, że po staremu — odparł z lekko uniesioną brwią. — Do rzeczy.
Nie zniechęciła się nawet, gdy drzwi przedziału między nimi otworzyły się.
— Może byśmy zaczęli jeszcze raz?
Ale jaja… Powstrzymał się, by nie parsknąć śmiechem. Uśmiechnął się szeroko i zrobił kilka kroków w jej stronę, a ona ewidentnie się ucieszyła, twierdząc najwyraźniej, że przyleci do niej jak na skrzydłach. Stanął na wyciągnięcie jej rąk i powiedział, nadal z wielkim uśmiechem:
— Znajdź sobie innego idiotę. — Uśmiech zszedł jej z twarzy, a on spojrzał na nią chłodno. — Cześć, Neville. Macie wolne miejsca? — dodał, jakby gdyby nigdy nic.
— Cześć, Harry. Jasne, chodź.
Bezceremonialnie zatrzasnął drzwi przed jej nosem, zostawiając Cho ze zgłupiałą miną.
— Się macie, chłopaki — rzekł, dostrzegając Deana i Seamusa.
— Cześć — odpowiedzieli z rozbawieniem.
Harry nie wątpił, że wszystko słyszeli. Drzwi trzasnęły ponownie, otwierając się.
— Bu! — zaśmiała się Missy. — Aleś ją załatwił.
Uśmiechnął się lekko.
— Dalej stoi jakby ją zamurowało — dodała Milka. — Cześć — zwróciła się do pozostałych. — Alison Peen, ale mówicie mi Milka.
— Nancy Wright — dodała druga. — W skrócie Missy. My się dosiądziemy. — Nie czekając na odpowiedź, zaczęły wrzucać walizki na półkę.
Kobra domyślił się, że ich wypchane walizki mogą sporo ważyć, więc im pomógł.
— Rona i Hermiony nie ma? — zapytał Dean.
— Pewnie siedzą na spotkaniu prefektów — odparł, męcząc się z pakunkiem Missy.
Chłopcy zmarszczyli brwi, wyczuwając, że coś jest nie tak.
— Pewnie? Pokłóciliście się?
— Powiedzmy.
Na tym temat się skończył, gdyż Milka celowo go zmieniła.
Seamus doszedł do wniosku, że Nancy kojarzy z lekcji, a Alison z balu w czwartej klasie. Harry przez chwilę zastanawiał się, o której mówi, gdyż przyzwyczajony był do ich przezwisk. Trochę się zapoznali, rozmawiając na różne tematy. Minęła godzina jazdy, więc Kobra postanowił rozprostować nogi. Wyszedł z przedziału, zostawiając telefon Milce. Zaczarowali komórki tak, aby działały im nawet w miejscach magicznych i włożyli baterie, które nigdy się nie rozładowywały. Na korytarzu minął się z Ronem, który zaszczycił go wrogim spojrzeniem.
— Potter, zgubiłeś Wiewiórę?
Zobaczył przed sobą Dracona, który świetnie grał rolę jego wroga, chociaż jego oczy wyrażały rozbawienie. Harry uśmiechnął się niby sztucznie, choć Dexter widział szczery śmiech.
— Wiewiórki, zające i sarenki zostały w lesie, Malfoy. — Dexter uniósł kąciki ust. Skoro mieli doskonale udawać, to na tym nie mogło się skończyć. — A goryle nie powinny być w dżungli? — dodał naturalnie Harry. Crabbe i Goyle poczerwienieli ze złości i zrobili pierwsze kroki. Harry zauważył rozwiązane sznurówki przy butach tego pierwszego, więc rzekł jeszcze: — Uważajcie, bo się przewrócicie.
Jak na zawołanie… Crabbe potknął się i powalił Goyle’a na ziemię. Kobra uśmiechnął się z ironią, a Draco spojrzał na nich z politowaniem.
— Wy kretyni, litości — stwierdził tylko, odwrócił się na pięcie i odszedł z teatralną złością na twarzy.
Podnieśli się i pobiegli za nim. Harry uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy nagle ktoś na niego wpadł. W ostatniej chwili zdołał utrzymać równowagę i podtrzymać osobę, która się z nim zderzyła.
— Jak chodzisz, Potter?!
Uniósł brew z irytacją.
— To ty na mnie wpadłaś — odwarknął nieprzyjemnie, gdy dziewczyna stanęła pewnie na nogach.
On ratuje ją przed upadkiem, a ona jeszcze się na niego drze?
— Bo stoisz na środku jak słup i tarasujesz drogę!
— To nie musisz tak gwałtownie kogoś odsuwać!
Niebieskie tęczówki dziewczyny lśniły złowrogo, gdy patrzyła na niego z irytacją. Marszczyła gniewnie czoło, mrużąc wielkie oczy. Mały, zadziorny nosek podkreślał owalną twarz z dużymi ustami. Rumieńce pojawiły się na jej policzkach, kontrastując z lekko bladą twarzą. Ciemnokasztanowe, prawie czarne włosy, opadały na jej ramiona w postaci delikatnych fal. Prosta grzywka ułożona była swobodnie na jednym oku. Miała szczupłą sylwetkę i krótkie nogi, a los nie obdarzył jej wysokim wzrostem – sięgała mu maksymalnie do ramion.
Dexter obrócił się z powrotem, słysząc sprzeczkę znajomych osób.
— Nie bądź taki mądry! — warknęła.
— Wystarczyło powiedzieć dziękuję, że nie pocałowałam podłogi — burknął.
— Sama bym sobie poradziła!
— Najpierw naucz się patrzeć pod nogi.
Zrozumiał, że mimo małego wzrostu dziewczyna ma gadane i będzie się upierać przy swoim. Jeszcze bardziej zmarszczyła brwi, świdrując go wzrokiem, więc odwdzięczył się tym samym.
— Podłogę mam blisko, więc widzę nogi doskonale!
            — Czyżby ktoś miał kompleksy?
— Kretyn! Przemądrzały palant!
— Karzełek, a szczeka jak pies — odpłacił się pięknym za nadobne.
Musiał ją nieźle wkurzyć, bo zacisnęła dłonie w pięści.
— Myślisz, że wszystko ci wolno?! — darła się chyba na cały pociąg. — Zadufany w sobie dupek!
— Przestań się drzeć, bo szyby powypadają! — warknął.
Nie dostrzegli, że zbiegło się tu chyba pół pojazdu i gapią się jak sępy. Ze złością zrobiła krok w jego stronę, jakby szykowała się do ataku.
— Ej, ej, ej, spokojnie. — Pomiędzy nimi stanęła wysoka szatynka, która na pewno nie była uczniem.
Mogła mieć najwyżej trzydzieści lat, gdyż twarz była poważna, choć nie widniała na niej żadna zmarszczka. Niebieskie oczy patrzyły na kłócących się uczniów ze spokojem i stanowczością. Krótko przystrzyżone włosy odstawały niesfornie w każdą stronę, ale całkowicie pasowały do lekko podłużnej twarzy i niskiego czoła.
— On zaczął. — Dziewczyna tupnęła gniewnie nogą, nie spuszczając z niego wzroku.
— Ty bujasz w obłokach i nie patrzysz przed siebie — odparł, patrząc w jej błyszczące oczy.
— Cisza! — Kobieta podniosła głos, gdy uczennica otworzyła usta, by coś odpyskować. — Rozejść się, bo inaczej wlepię wam szlaban.
Oboje zmięli w ustach przekleństwa. Dziewczyna odwróciła się obrażona, zarzucając włosami i odeszła jak dama. Harry spojrzał na kobietę, która na niego patrzyła. Pokręciła głową z lekkim rozbawieniem, które próbowała ukryć.
— Chodź już lepiej. — Missy pociągnęła go za łokieć, więc ruszył za nią.
Usiedli w swoim przedziale, zamykając drzwi.
— Miło się zaczyna, nie ma co — westchnął. — Obraza Rona, sprzeczka z gorylami Malfoya i na dodatek jakaś laska o wzroście przedszkolaka.
Milka parsknęła śmiechem, ale zaraz się uspokoiła.
— Za co ona tak właściwie się darła? — zapytał Seamus.
— Wlazła na mnie i jeszcze piszczy, że to moja wina. Kto to w ogóle jest?
— Wiem, że chodzi do Slytherinu i jest w naszym wieku — odparła Missy. — Jakoś nigdy nie zwróciłam na nią większej uwagi.
— A ta, która powstrzymała ją przed atakiem pięściami?
Wzruszyła ramionami.
— Może nowa nauczycielka obrony? — zaproponował Dean.
— Wygląda na miłą osobę — stwierdziła Milka. — Ach... — Spojrzała na Kobrę z uśmiechem. — Wdowa napisała do ciebie, że już się stęskniła.
Schowała się za Missy pod ostrzałem jego spojrzenia. Zachichotały zgodnie, a Nancy podała mu komórkę.
— Wdowa? — Dean uniósł brew ze znaczącym uśmiechem.
— Tak, jego dziewczyna — potwierdziła szybko Milka.
— Czy tobie gęba nigdy się nie zamyka? — wywrócił oczami, wchodząc w skrzynkę odbiorczą.
Uśmiechnęła się słodko.
— To ta, która uciekała przed książką? — zapytał Dean, a on potwierdził ze śmiechem.
Odpisał na smsa, zastanawiając się, czy ich związek przetrwa te cztery miesiące.
Dean, Seamus i Neville po jakimś czasie poszli rozejrzeć się po pociągu, więc Dexter skorzystał z okazji i wpadł do ich przedziału.
— Niezłą zadymę zrobiłeś z Nicole — rzekł na wstępie z rozbawieniem, zamykając drzwi. — Była wściekła jak nigdy i chciała ci przywalić, ale przeszkodziła jej ta nauczycielka. Uderzyłeś w jej słaby punkt: wzrost.
Harry uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Kto to w ogóle jest? — spytał.
— Nicole Young z naszego roku. Dziwne, że jej nie poznajesz, bo potrafi nieźle dojechać człowieka jednym zdaniem.
— Mała zołza — mruknął Kobra pod nosem.
Draco wyszczerzył zęby z rozbawieniem.
— To moja dobra znajoma.
Ostry nie przejął się i prychnął z kpiną.
— Współczuję.
— A ta nauczycielka? — zapytała Missy.
— Od obrony. Powiedzieli nam na zebraniu prefektów. Naomi Grant, aurorka. Z ich gadania wychodziło, że zna się na rzeczy.
— Może nie będzie następczynią Umbridge…
— Gorzej już chyba nie będzie.
Chłopak zmył się do swojego przedziału po jakimś czasie, aby nie wydało się, że są pogodzeni.
Droga do Hogwartu minęła im dość wesoło, a za oknami robiło się coraz ciemniej. Co chwilę ktoś wpadał i wypadał z przedziału, a niektórzy z lekkim zdumieniem przyjęli obecność innych osób niż Ron i Hermiona przy Harrym. Raz wpadła też brązowowłosa Gryfonka, która uśmiechała się z lekką niepewnością i smutkiem. Pociąg zaczął hamować, kiedy słońce całkowicie schowało się za horyzontem, a jego miejsce zajął księżyc, który zwiastował pełnię za kilka dni. Kobra pomyślał o Remusie, który w najbliższym czasie miał przechodzić kolejne męki i katusze. Wiedział, że Syriusz nie zostawi przyjaciela w potrzebie i pomoże mu przeżyć to cierpienie. W trakcie wakacji, gdy Lunatyk zmieniał się w wilkołaka, Łapa zawsze mu towarzyszył. Nie było ich przez całą noc i wracali dopiero nad ranem bardzo zmęczeni.
Harry spojrzał na zamek, który widniał w oddali. Oświetlały go lampy i jasny księżyc. Zwykle cieszył się na ten widok, ale tym razem jego entuzjazm był o stokroć mniejszy niż we wcześniejszych latach. W te wakacje przyzwyczaił się już do Grimmauld Place 12 i Syriusza oraz pani Weasley szykującej smaczne posiłki. Przyszła pora się z tym pożegnać i wrócić do szkoły, gdzie, w to nie wątpił, czekały na niego kolejne przygody i zapewne także problemy.
Wraz z Nancy, Alison i Nevillem skierował się do powozów, które zostały przygotowane specjalnie na przybycie uczniów Hogwartu. W oddali usłyszał Hagrida, który nawoływał  pierwszoklasistów, czekające na nich przy jeziorze. Kobra postanowił, że odwiedzi go w najbliższym czasie, aby pogadać z nim na ważne i mniej ważne tematy. Współczuł teraz nowym uczniom, którzy ze strachem podbiegali do gajowego, martwiąc się o zadanie, jakie pewnie ich czeka, by trafić do odpowiedniego domu.
Missy znalazła jakiś wolny powóz, więc wsiedli tam, nie czekając na nic. Po kilku minutach dojechali na miejsce i dostrzegli, że grupka Malfoya wysiada z pojazdu niedaleko. Harry i Draco chcieli pokazać, że są pogodzeni i zszokować całą szkołę dopiero następnego dnia. Po przemyśleniu sprawy i poradzeniu się Huncwotów, doszli do wniosku, że nie zrobią żadnych scen, tylko usiądą razem w ławce na lekcji. Wiedzieli, że to wystarczy, a plota rozniesie się z szybkością wiatru na cały zamek.  Spodziewali się negatywnych reakcji, ale nie mieli zamiaru się tym przejmować. W końcu się przyzwyczają i przestaną dziwić. Już planowali jakąś wspólną imprezę bez wiedzy nauczycieli i żałowali, że nie będzie pozostałej części ekipy. Wielkie zjednoczenie Ślizgonów i Gryfonów? Jakoś sobie tego nie wyobrażali, ale trudno. Może zdarzy się cud.
W Wielkiej Sali nic się nie zmieniło. Na podeście przed nauczycielami stało krzesło i stara Tiara Przydziału, a większość była już na miejscach. Missy i Milka skierowały się do swoich stołów, a Harry i Neville przysiedli się do Gryfonów. Ron, Ginny i Hermiona siedzieli kawałek dalej, a chłopak nie miał zbyt przyjaznej miny, gdy na niego spojrzał. Kobra już całkowicie go olewał, co nie uszło uwadze jego aktualnego towarzysza.
— Długo już ze sobą nie rozmawiacie? — spytał nieśmiało, jakby mówił o temacie tabu.
— Od dobrego miesiąca — odparł bez przejęcia.
— I nie macie zamiaru się pogodzić?
— Uwierz, Neville, że próbowałem mu wytłumaczyć to, co powinienem, ale on nie potrafi tego pojąć.
To, że trójka przyjaciół siedzi osobno, wzbudziło sporą sensację wśród uczniów szkoły. Niespodziewanie Ginny uderzyła dłonią w stół i warknęła, wstając:
— Nie wiedziałam, że mam w rodzinie takiego kretyna!
Ludzie z zaciekawieniem odwracali głowy w ich stronę. Niespodziewanie rozległy się pojedyncze oklaski, więc każdy tam spojrzał. Dexter uśmiechnął się głupio.
— Brawo, Weasley — zaczął odstawiać szopkę. — Jako druga poznałaś prawdę.
Ślizgoni parsknęli śmiechem, gdy Ron poczerwieniał ze złości.
— Jako druga? — zapytał ktoś niedaleko.
— Nie widzicie? Potter był pierwszy. Już się od niego odciął.
Harry wywrócił komicznie oczami, wśród rechotu Ślizgonów. Gra wstępna do zjednoczenia? Draco był profesjonalistą. Ron zaczął obrzucać go obelgami, a blondyn nie pozostał mu dłużny.
— Harry, nie pomożesz mu?! — rozległy się lekko oburzone głosy.
— Malfoyowi? — odparł, udając głupiego.
— Ronowi! — teraz byli mega oburzeni.
Kobra uniósł jedną brew.
— W takim razie… pier*olę to.
Wielkie oczy, otwarte usta, śmiech Dextera i zdumienie Ślizgonów.
— Potter, w końcu mówisz do rzeczy — stwierdził Draco, a Harry spojrzał na niego obojętnie.
— Malfoy, jakbyś nie zauważył, czasami trzeba.
Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale nie chciał psuć zabawy. Chyba tylko Missy i Milka wiedziały, co jest grane i chichotały w najlepsze.
Konfrontacja była bardzo zabawna: Harry był przeciwko Ronowi i niby Dexterowi, Ron przeciwko Harry’emu i Dexterowi, a Dexter przeciw Ronowi i niby Harry’emu. Ludzie byli skołowani, kiedy rzucali w siebie coraz to dziwniejszymi i śmieszniejszymi epitetami. Ślizgoni wyglądali na najbardziej uradowanych. Po chwili kłótni Kobra i Draco przestali się nawzajem obrażać i skierowali atak na trzeciego awanturującego się chłopaka. Spór zakończyła McGonagall, która postanowiła interweniować, gdy tylko usłyszała kłótnię. Musieli odpuścić, by nie dostać szlabanu w pierwszy dzień szkoły. Usiedli na swoich miejscach, niby potulnie, choć każdy ciskał z oczu błyskawice. Ludzie mieli bardzo ciekawy temat do rozmowy.
Pierwszoklasiści zostali wprowadzeni do sali. Większość wyglądała na bardzo przerażoną, a reszta rozglądała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Stanęli niedaleko Tiary, która po chwili ciszy zaczęła mówić. Wypowiadała się na temat konkretnych domów, na koniec dodając jakąś wzmiankę o Voldemorcie. Kiedy znieruchomiała, McGonagall zaczęła wyczytywać nazwiska. Młodzi uczniowie siadali na małym taborecie, by następnie przejść do konkretnego stołu wśród braw. Ostatnia osoba trafiła do Ravenclawu i powstał Dumbledore, by powiedzieć tylko tyle, że ucztę czas zacząć. Na stole pojawiły się najróżniejsze dania. Rozległ się gwar rozmów i uderzanie sztućcami o talerze, więc Harry wrzucił sobie na naczynie to, co stało najbliżej. Neville opowiadał o swoich wakacjach, a on słuchał go jednym uchem. Niespodziewanie przed oczami mignęła mu znajoma sylwetka i twarz chłopaka, którego poznał w te wakacje. Stwierdził, że mu się przewidziało, lecz ten nagle usiadł obok niego.
— Się masz, Kobra — wyszczerzył zęby, podając mu rękę.
— Zeus? — zdziwił się niezmiernie, ściskając jego dłoń.
— Zdziwiony, nie? — zaśmiał się.
— I to jak — odparł. — Nie wiedziałem, że chodzisz do Hogwartu.
— Siódma klasa, Gryffindor.
— I ja cię wcześniej nie znałem?
— Widocznie nie zwróciłeś uwagi — szczerzył się nadal.
Chłopak był tak wysoki jak on, a blond włosy opadały mu niedbale na oczy w piwnym kolorze. Miał lekko kwadratową twarz i płaski nos. Znany był pod przezwiskiem Zeus, choć Harry dowiedział się z odpowiednich źródeł, że nazywa się Scott Alley. Pewnego razu wpadł do klubu i jakoś tak wyszło, że zgadali się przy barze, a następnie razem zaimprezowali. Kobra uśmiechnął się, stwierdzając, że ma odpowiedniego towarzysza: Gryfon, czubek w pozytywnym znaczeniu i imprezowicz. Doszedł także do wniosku, że prawdopodobnie ich znajomość trochę się rozwinie, gdy chłopakowi zaświeciły się oczy.
— Kiedy impreza? — spytał Zeus tak cicho, że tylko on go usłyszał. Ostry parsknął śmiechem, a Scott zaczął  rechotać. Ludzie zaczęli nadstawiać uszu, co nie uszło ich uwadze, ale zignorowali to. — Dalej z Wdową?
— Oczywiście…
I tak rozpoczęła się ich rozmowa.
Poza nimi nikt nic nie rozumiał z ich konwersacji, co chłopcy robili specjalnie, aby się odczepili. Po jakimś czasie wszyscy się uciszyli, gdyż powstał Dumbledore, żeby standardowo walnąć jakąś przemowę. Dexter się nie mylił. Nową nauczycielką obrony była kobieta, która interweniowała w pociągu w trakcie kłótni. Naomi Grant wyglądała na osobę znającą się na rzeczy, mimo młodego wieku. Scott co chwilę rzucał głupimi uwagami i komentarzami, więc Ostry musiał zatykać usta, by nie zacząć się śmiać na cały głos. Wreszcie dyrektor pożegnał się, a uczniowie zaczęli się rozchodzić. Harry i Scott przeszli skrótem i przed wszystkimi doszli przed portret Grubej Damy.
— Jesteśmy nienormalni. Zapomnieliśmy spytać o hasło — parsknął Zeus, a Harry walnął się w czoło.
Zaczęli zgadywać, łącząc najdziwniejsze epitety, ale Gruba Dama kręciła głową z rozdrażnieniem. Po chwili zaczęli schodzić się uczniowie, którzy, ku ich irytacji, hasła także nie znali. Zeus warknął wkurzony, wymieniając wszystkie słodycze, jakie przyszły mu do głowy.
— Ku*wa mać! — wrzasnął wreszcie, gdy po raz enty nie trafił.
Usiadł na ziemi, przekazując pałeczkę Kobrze. Mówił, mówił, mówił, a jego irytacja sięgała zenitu. Scott zaczął chichotać, kiedy jego połączenia wyrazowe przekraczały wszelkie możliwości.
— Jeb*ne kicające króliki! — warknął wreszcie, patrząc na obraz znajdujący się obok, na którym ssaki skakały radośnie.
Portret odsunął się. Harry zrobił dość niedorzeczną minę.
— Z tym jeb*ne? — zaśmiał się Zeus, a Kobra parsknął śmiechem.
— Co za popapraniec wymyśla te hasła? — spytał Harry, pomagając mu wstać.
— Dumbledore — rzucił ktoś z tyłu.
Zapadła chwila ciszy.
— Za dużo się nie pomyliłem — stwierdził pod nosem Harry, a Scott wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
Razem weszli do pomieszczenia pod zdumionymi spojrzeniami Gryfonów.

2 komentarze:

  1. Hej,
    rewelacja, Draco i Harry kłócą się jak dawniej, ale jednak jest inaczej, wszyscy są zaskoczeni tym, proszę niech ten związek przetrwa…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział rewelacyjny, Harry i Draco kłócą się tak jak dawniej, ale jednak jest zupełnie już inaczej w ich relacji, no i wszyscy są zaskoczeni tym...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń