23.07.2012

Rozdział 17 - Mistrz Mistrzów

Wszedł po schodach na górę i skierował się do swojego pokoju. Wdowa leżała na łóżku zwinięta w kłębek i widocznie zasnęła, czekając, aż wróci. Podszedł do mebla bardzo cicho i usiadł na materacu, głaszcząc ją lekko po dłoni. Uśmiechnęła się przez sen.
Kochał ją. Może nie tak wielkim uczuciem, które trwałoby do końca życia, ale kochał. Tego był pewny. Nie był wylewny, a ona doskonale to rozumiała. Zresztą, sama taka była. Często nie potrzebowali słów. Do tej pory wyznali sobie miłość tylko raz i tyle im wystarczyło. Nie wiedział, jak to wszystko będzie wyglądać, kiedy wróci do Hogwartu. Ona zostanie tutaj, a on wyjedzie na drugi koniec kraju. Wiele się zmieni i doskonale o tym wiedzieli. Cztery miesiące rozłąki. Przecież tyle rzeczy mogło się stać w tym czasie.
Ściągnął buty i położył się obok niej, nie przebierając się nawet w pidżamę. Przytuliła się do niego mocno, śpiąc dalej. Objął ją lekko, choć wiedział, że dzisiaj prawdopodobnie nie zaśnie.

— Kobra, śniadanie — obudził go pomruk tuż przy uchu. Wspomnienia z poprzedniej nocy naparły na niego z całą siłą, a ciężki głaz spadł na dno żołądka, by po chwili ustąpić. — Późno wróciłeś? — spytała z troską Wdowa, gdy na nią spojrzał.
— Trochę — mruknął. — Wiesz co? Nie schodzę na śniadanie. Trochę się prześpię.
— Źle się czujesz? — zmartwiła się.
— Wszystko okay. Jestem tylko trochę śpiący.
Pocałowała go lekko i zostawiła samego. Przykrył się kołdrą pod samą szyję, położył na brzuchu, tuląc twarz do poduszki i spojrzał mętnym wzrokiem na plakat samochodu wiszącego na ścianie, lecz mimo to go nie widział. Nie miał zamiaru spać. Czuł pustkę. Nie wyrzuty sumienia, ale pustkę. Nie udawał, że śpi, nawet wtedy, gdy drzwi otworzyły się cicho. Ktoś usiadł na łóżku przy jego brzuchu, ale nie zwrócił na to uwagi.
— Wiedziałem, że nie śpisz — powiedział cicho Syriusz, widząc jego uchylone powieki. — W gazecie piszą o śmierci Dursleya — dodał, gdy nie uzyskał żadnego znaku. Nadal cisza. — Harry…
— Dobrze się domyślasz — przerwał mu szeptem. Łapa przymknął powieki. Chłopak potwierdził jego obawy, które pojawiły się zaraz po przeczytaniu artykułu. — Wpakowałem mu kulkę w łeb i nawet nie mam wyrzutów sumienia. Kiedyś mu to obiecałem. Nie myślałem, że dam radę, ale jak sobie przypomniałem, co mi robił, nie wytrzymałem. Nie musieli mnie zmuszać, ani namawiać. Na początku chciałem tylko zobaczyć, jak zdycha, ale później sam chciałem sprawić, żeby zdychał.
Syriusz kucnął tak, że patrzyli wprost na siebie. Nie było w jego oczach żadnej pretensji czy złości, ale troska i zmartwienie.
— Nie wiem, jak to jest mieszkać w takim domu. Mogę się jedynie domyślać po tym, co widziałem. Nie chcę patrzeć, jak się z tym męczysz. Żałuję tylko, że nie zdążyłem zrobić tego za ciebie. — Harry patrzył na niego bez jakichkolwiek emocji, ale po tych słowach zszedł z łóżka i mocno się do niego przytulił. — Zapomnijmy o tym — powiedział Syriusz cicho.
— Przeze mnie masz tylko problemy — szepnął w jego klatkę piersiową.
— Jesteś jednym, wielkim problemem, ale takim, bez którego chyba bym wykorkował i zanudził się na śmierć.
Harry ścisnął go w podzięce jeszcze mocniej.

Dobrze wiedział, że ekipa połączyła fakty, czyli jego nieobecność w nocy i śmierć Dursleya. Kiedy zostali sami, spytali go o to prosto z mostu. Potwierdził. Gejsza powiedziała ze zmartwieniem, żeby uważał, bo nikt by nie chciał, aby stał się drugim Snajperem. Zapewnił ją, że nie musi się o to obawiać, bo wszystko kontroluje. Planował zabicie tylko jednej osoby: Voldemorta. Na tym jego lista się kończyła.
— No, może jeszcze przypadkowo jakaś Avada wypsnie* mi się w kierunku Rona albo Moody’ego, ale to nic takiego. Sami rozumiecie.
Zaśmiali się lekko z tego żartu.
Weasleyowie i Hermiona nie wiedzieli, kto był sprawcą śmierci wujka Kobry, więc wysyłali mu współczujące spojrzenia. Nie mogli się domyślić, że on nie rozpacza z tego powodu.
— Niedługo przyjdzie Dumbledore i Snape — ostrzegł go dyskretnie Remus, gdyż miał zachować to w sekrecie.
Harry kiwnął głową i szybko zaczęli rozmawiać o czymś nieważnym, aby nikt z wiernych piesków nie nakablował na Lunatyka. Musiał przyszykować się psychicznie na starcie pomiędzy nim a dyrektorem oraz Mistrzem Eliksirów i głęboko ukryć najważniejsze wspomnienia, a szczególnie te z ostatniej nocy. Spokój i opanowanie – tym musiał się kierować. Miał mieć przed sobą dwóch znakomitych legilimentów i wiedział, że trudno będzie użyć oklumencji, gdyż umiał dopiero podstawy. Zdążył oczyścić umysł, gdy usłyszał otwierane drzwi i poczuł pierwszy atak. Znał kilka sposobów obrony. Tym razem wykorzystał teraźniejszość. Maksymalnie skupił się na Wdowie, aby atakujący widział to, co on, czyli nic, co mogłoby coś zmienić. Następnie wyobraził sobie rękawicę bokserską i uderzenie w napastnika. Nagła ulga opanowała jego umysł, gdy natręt się odczepił. Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, dostrzegając zadowolonego Żyletę. Musiał być dumny ze swojego ucznia. Dumbledore i Snape usiedli naprzeciwko niego, ale on był pewny siebie w sprawie oklumencji i zbytnio się tym nie przejął.
— Chyba musimy poważnie porozmawiać.
— Od jakiegoś czasu nie potrafię być poważny. — Na potwierdzenie strzelił zeza, na co kilka osób zarechotało.
— Co robiłeś w nocy?
— A co miałem robić? — parsknął. — Spałem, jak każdy normalny człowiek.
— Jesteś pewny?
— Może lunatykowałem, ale obudziłem się we własnym łóżku, a nie na środku ulicy — wywrócił oczami. — Ma ktoś potwierdzić?
— Jeśli ktoś może.
Zrobił dość głupią minę.
— Ja mogę. — Wdowa uśmiechnęła się bezczelnie. — Więcej intymnych szczegółów nie musicie znać.
Większość przyzwyczaiła się już do dziwnych tematów ekipy, więc tylko trochę się zakłopotali. Ekipa zachichotała cicho, a Harry spojrzał z uśmiechem na dyrektora.
— Coś jeszcze?
Gwałtowny atak trafił w jego umysł. Jego szybką reakcją było postawienie muru, czym zaskoczył Snape’a.
— Nikt nie pozwolił wchodzić mi do głowy — warknął, wyrzucając go z umysłu.
— Skąd umiesz oklumencję? — zapytał Dumbledore, łącząc końcówki swoich palców.
— Nauczyłem się — odparł na pozór spokojnie.
— Od kogo?
— A czy to ważne? — prychnął. — Umiem i koniec. Sami tego chcieliście, więc proszę bardzo.
Zawiedzeni? Nie widział, że oczy na chwilę mu pociemniały, gdy Snape zaatakował go ponownie, ale dopiero gdy wylądował on na ziemi, Harry zrozumiał, że posłużył się takim sposobem wyrzucania z umysłu, jakiego jeszcze nie potrafił, jak sądził. Sam był zdumiony, a co dopiero reszta.
— Ups — powiedział ze słodkim uśmiechem.
Syriusz nie mógł się powstrzymać i parsknął głośnym śmiechem, gdy Snape zaczął podnosić się do pionu. Harry uśmiechnął się do niego wesoło, a ten walnął go w plecy z zadowoleniem.
— Syriuszu — rzekł Dumbledore z dezaprobatą.
— Ja się tylko cieszę z sukcesów swojego chrześniaka — odparł z wyszczerzem. — To chyba nic złego, prawda?
— Oczywiście, że nie.
— No właśnie. — Jego głos przybrał chłodniejszego tonu, gdy wyczuł w głosie dyrektora nutkę zawodu.
Kobra zerknął na zegar i doszedł do wniosku, że finał wyścigów mistrzów już niebawem i czas wielki się zbierać. Tylko jak tu pozbyć się pasożytów? Nie musiał się zbytnio wysilać, gdyż pasożyty odczepiły się same.

W połowie trasy musieli się rozdzielić, gdyż Snajper wezwał do siebie Kobrę, by powiadomić go o zleceniu, które miał wykonać w najbliższym czasie. Miał sporo czasu, więc zbytnio mu się nie spieszyło. Gangster wiedział doskonale o wyścigu i wybierał się tam trochę później. Harry włączył dość głośno muzykę i samotnie ruszył w stronę miejsca, w którym wszyscy byli umówieni.

Syriusz musiał przyznać, że nielegalne wyścigi zaczęły go kręcić. Ta atmosfera, szybkie samochody i ładne kobiety. Od zawsze wiedział, że minie sporo czasu, zanim naprawdę dorośnie, lecz miał zamiar korzystać z życia. Na Remusa te klimaty też chyba wpłynęły, gdyż zachowywał się jak nie on. Łapa stwierdził, że podziękuje Kobrze w najbliższym czasie za obudzenie w Lunatyku demona.
Z każdego kąta leciała inna piosenka, a ludzie zaglądali pod maski, aby podziwiać wnętrze aut. Wśród niepełnoletnich dziewczyn znalazł starszą. Stwierdził, że nie zaszkodzi zagadać, więc ruszył na podbój. Przypomniał sobie, jak podrywał dziewczyny za czasów szkoły i z zadowoleniem przyjął jej uśmiech pełen kokieterii. Usiadła na masce swojego auta, więc ruszył pewniej w jej stronę. Pomijając jej prowokacje, rozmawiali najnormalniej na świecie. Ludzie zaczęli schodzić z drogi, gdy do ich uszu dotarła kolejna piosenka. Właściciel głośników musiał mieć dobry sprzęt, a Łapa ze śmiechem przyjął, że to Ostry. Chłopak wysiadł z auta, gdy stanął na linii startowej i przywitał się ze Sydneyem.
— Na kogo stawiasz? — zapytała z uśmiechem.
— Oczywiście, na Kobrę — odparł, pamiętając, że tutaj używa się przezwisk.
— Czyli w tym się zgadzamy. Jest perfekcyjny w ściganiu. No i znajomym raczej się kibicuje.
— Znasz go?
— Kiedyś poznaliśmy się przez przypadek na wyścigach. A ty znasz?
— Dość dobrze.
— No tak. Widziałam was na półfinałach. Tyle osób się koło niego kręci, ale akurat ciebie zapamiętałam.
To był perfidny podryw i znak. Uśmiechnął się lekko z zadowoleniem.

Standardowo ludzie nie przejmowali się niczym, poza autami i wyścigami. Dziewczyny tańczyły w grupkach, a mężczyźni szukali jakiejś godnej uwagi, według nich. Kobra nie widział nikogo z ekipy, ale za bardzo się tym nie przejął, gdyż często rozchodzili się w różne strony. Aktualnie towarzyszyła mu Pussy wraz z dwoma przyjaciółkami. W większości przypadków otoczony był dziewczynami, choć zawsze wpatrzony był w swoją aktualną partnerkę, która często dostawała ataki szału.
— Coś mi turkocze pod maską jak jadę. Muszę iść do mechanika, bo się jeszcze rozpadnie w czasie wyścigu — rzekła ze skrzywieniem Pussy.
— Może to nic takiego — stwierdziła jej koleżanka. — Sprawdźmy na miejscu.
Skierowali się w stronę jej auta, mijając zupełnie nieznanych ludzi. Podnieśli maskę i zajrzeli do środka, by znaleźć przyczynę problemu. Kobra przepiął jakieś kabelki i powiedział właścicielce, aby odpaliła silnik.
— Ej, wszystko jest dobrze! — uradowała się. — Dzięki.
Zatrzasnął maskę.
— Panie mechaniku, może też zajrzysz mi pod maskę — rozległ się lekko rozbawiony głos gdzieś obok.
Spojrzał tam z uśmiechem.
— Cześć, Etna.
Z lekkim zaskoczeniem, którego nie pokazał, dostrzegł w jej towarzystwie Syriusza. Etna spojrzała prosząco w stronę Harry’ego, a on z udawaną irytacją ruszył w jej stronę. Pussy wraz z przyjaciółkami poszła za nim. Etna z zadowoleniem otworzyła maskę, mówiąc, że coś przerywa. Kobra przejrzał wszystko i wskazał jej, co jest do wymiany. Pogadali chwilę na luźne tematy, aż Ostry stwierdził, że się zmywa, aby nie przeszkadzać. Pasjonowało go doprowadzanie Łapy do złości, którą ten aktualnie stłumił, ale prawdziwym powodem było dostrzeżenie Snajpera, który wzbudzał tutaj duże zaskoczenie i szacunek, choć rzadko ktoś z jego bandy się ścigał. Każdy doskonale wiedział, czym mężczyzna się zajmuje, więc nie wchodzili mu w drogę. Pussy i jej znajome z tego właśnie powodu poszły w drugą stronę, nie tracąc humoru.
Zjawił się przeciwnik Harry’ego – jak od początku stawiał, został nim znajomy Chińczyk – więc skierował się do swojego auta. Standardowo dostali nawigację, aby nie pomylić trasy i wsiedli do pojazdów, wśród krzyków widowni. Ludzie ustawili się wzdłuż trasy, by widzieć chociaż dłuższą część początku wyścigu. Ekipa stanęła przy linii startowej, jak to mieli w zwyczaju. Kobra zerknął na trasę w nawigacji i doszedł do wniosku, że co chwilę będą tędy przyjeżdżać tyle, że innymi ulicami. Raz mieli okrążyć budynek i wrócić tą samą drogą. Stwierdził, że Sydney musiał być pijany, gdy wymyślał tę trasę, ale po chwili obserwacji dotarło do niego, że jest dużo zakrętów, czyli chciał mieć dużo driftingu.
— Ludzie! Nie stać w żadnych uliczkach i przejazdach, bo wam dupy rozjadą! — Sydney jak zawsze był dosłowny w swoich przekazach.
Ludzie rozbiegli się, by nie blokować trasy. Sydney spojrzał na ścigantów z zadowolonym uśmiechem, a kiedy na środek drogi weszła jakaś dziewczyna, widownia zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej. Stanik wylądował na ziemi, a wyścig się rozpoczął.

Syriusz dowiedział się od ekipy, że trasa biegnie kilkakrotnie przez to miejsce, więc nigdzie się nie ruszali. Etna cały czas była obok, z czego był zadowolony. Sydney chodził niezmiernie zadowolony, co dało ekipie do myślenia. Żyleta spytał go o to, ale nie pisnął słówkiem.
— Są!
Kilka wyjątków zeszło szybko z trasy, a zza zakrętu wyłonił się nissan Ostrego.
— Coś mi się zdaje, że mistrz jest wytypowany — uśmiechnęła się lekko Etna, gdy chłopak z łatwością wjechał w zakręt i zniknął.
Jego przeciwnik pojawił się chwilę później.
— Ja go uznam za mistrza nawet, gdyby przegrał — powiedział cicho Żyleta z uśmiechem, kiedy Harry pojawił się ponownie i okrążył stojącą beczkę, nie zatrzymując się.
Ostry minął się z Chińczykiem na prostym odcinku, a ten musiał być nieźle wkurzony, że znowu przegrywa. Sydney prawdopodobnie chciał zapewnić widowni przedstawienie driftu, gdyż często przed ich nosami ściganci pokazywali, co umieją. Wszyscy już wiedzieli, kto jest zwycięzcą i była to tylko formalność. Kobra już bawił się wyścigiem, chociaż wiedział, że Sydney przygotował coś na deser. Przejechał slalomem między beczkami i pognał dalej.
— Patrzcie tam — rzekł Sydney, kiedy Chińczyk przejechał obok nich.
Wszyscy zerknęli w stronę, gdzie ten się szczerzył i otworzyli usta. Most był uniesiony**. Szatan szepnął jakieś przekleństwo.
— Kobra jest poje*any, więc spróbuje — stwierdziła Gejsza. — A Chińczyk chce z nim wygrać, więc też to zrobi.
— Dokładnie tak samo pomyślałem — zaśmiał się Sydney i odszedł, jak gdyby nigdy nic.

Kobra zawsze wiedział, że ma nie po kolei w głowie, więc uśmiechnął się, kiedy zobaczył uniesiony most. Wcisnął pedał gazu jeszcze bardziej i chwycił pewniej kierownicę. Wjechał pod górę, a chwilę później leciał samochodem nad rzeką. Od tej sytuacji zależał wynik wyścigów. Przejedzie: zostanie mistrzem. Wjedzie w krzaki: szansę będzie miał przeciwnik. Niespodziewanie koła uderzyły o ziemię i dość mocno nim szarpnęło. Chyba coś oderwało się od auta, ale nie stracił całkowicie panowania nad kierownicą. Z piskiem opon doprowadził nissana do poziomu i pojechał dalej.
Ludzie się darli, dziewczyny z ekipy piszczały, skacząc z radości, a chłopaki wiwatowali, gdy zatrzymał się na mecie. Kobra wypuścił ze świstem powietrze. Wreszcie wysiadł, a fala ludzi rzuciła się w jego stronę. Sydney pokiwał głową z uznaniem, ogłaszając go Mistrzem Mistrzów. Wdowa przedarła się przez tłum z uśmiechem i, nie przejmując się niczym ani nikim, pocałowała do namiętnie w usta na oczach wszystkich. Zawyli, klaskając. Milka i Gejsza zachichotały, zerkając na siebie. Chińczyk nie miał tyle szczęścia, co Kobra, i stracił panowanie nad autem, wjeżdżając w krzaki.
Okazało się, że zderzak nissana jest w połowie oderwany, lecz Kobra naprawił to jednym kopniakiem, by jakoś to na razie wyglądało. Snajper uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy przypadkiem na siebie spojrzeli.

Po powrocie do domu mieli sporo wypite, ale jeszcze mogli iść. Rozeszli się do pokoi, a Harry żegnał się z Wdową bardzo niechętnie.
— No to idę — rzekła, nie ruszając się.
— Idziesz? — przedłużał.
— Idę — zachichotała, robiąc krok w tył.
— Na pewno?
— Yhym…
Uśmiechnął się z błyskiem w oku.
— Nie chcesz iść.
— Tak myślisz? — droczyła się.
— Ja to wiem.
— Ach…
Zrobiła kolejny krok w tył.
— Nie pójdziesz.
— Pójdę.
— Niee…
— Taak…
— Ale ja cię nie puszczę.
Porwał ją w ramiona, a ona zaczęła niekontrolowanie chichotać, gdy oderwała się od ziemi.
— Dziewczyny czekają.
— Pewnie wiedzą, że nie dotrzesz.
— Kobra…
— Hmm? — zrobił słodką minkę.
— Ech…
— Nie zasłużyłem?
Jej kąciki ust uniosły się.
— Dzisiaj bardziej niż zwykle — szepnęła. — Chodźmy do ciebie — mruknęła mu do ucha.
Uśmiechnął się. Pocałowali się mocno w usta, kierując do jego pokoju. Alkohol w tym momencie nie był ich sprzymierzeńcem, więc stracili równowagę zatraceni w swoich wargach i po chwili leżeli na puszystym dywanie. Dziewczyna zaśmiała się cicho, a on patrzył jej w oczy z iskierkami, pochylony nad nią. Wsunęła rękę pod jego koszulkę i zaczęła wodzić nią po jego klatce piersiowej oraz brzuchu, kusząco zagryzając dolną wargę. Podwinęła materiał wyżej i ściągnęła go z niego. Przejechał językiem po jej wargach, by następnie zagłębić się w jej ustach z pasją. Stęknęła z przyjemności, przymykając powieki, pozwalając mu na wszystko, co chciał. Z niecierpliwością zaczęła odpinać pasek jego spodni, gdy ściągnął z niej bluzkę i dobierał się do skórzanych spodenek, całując ją przy tym w szyję, by następnie zjechać niżej. Nie mogła powstrzymać cichego jęku zawodu, gdy oderwał się od niej.
— Łóżko jest obok — szepnął, muskając lekko płatek ucha.
— Musi wytrzymać bez właściciela — wydusiła, pomiędzy ciężkimi oddechami. Wplątała palce w jego włosy, przyciągając bliżej siebie i objęła go nogami w pasie. — Teraz mi nie uciekniesz — szepnęła.
— Nie mam zamiaru — powiedział tuż przy jej ustach, a następnie pocałował ją z ochotą.

Leżąc u boku Wdowy, z zaskoczeniem stwierdził, że ilość jego problemów gwałtownie się zmniejszyła.
Syriusz… Wiedział o nim już chyba wszystko, więc nie było żadnego powodu, przez który mieliby się pokłócić.
Snajper… Poszli na kompromis, dogadali się w każdej sprawie i obaj byli zadowoleni.
Doris… Przy Wdowie całkowicie o niej zapomniał i traktował ją jedynie jak byłą dziewczynę, która była wielkim błędem.
Szakal… Po wielu rozmowach z ekipą i przyjaciółmi zrozumiał, że nie był wart jego przyjaźni, skoro odpłacił się takim czynem.
Dursleyowie… Vernon był pod piachem i Harry już nigdy nie miał do nich wrócić, by przechodzić kolejne męki.
Ron… Nie potrafił zaakceptować jego wyboru, więc nie mógł być prawdziwym przyjacielem, który go zrozumie.
Hermiona… Próbowała go zrozumieć i podtrzymać przyjaźń, ale oboje doskonale wiedzieli, że wszystko zaczyna się psuć.
Zostały tylko dwa problemy, które nazywały się Dumbledore i Voldemort, a on, Harry, stał pomiędzy nimi. Z zamyślania wyrwała go Wdowa, która poruszyła się lekko i otworzyła oczy z uśmiechem. Nie musieli nic mówić, bo nie było takiej potrzeby.
Za oknem było jeszcze ciemno, ale mogli dostrzec swoje błyszczące oczy. Jej głowa unosiła się miarowo wraz z jego oddechem. Zaczęła kreślić kółka palcem wokół jego pępka, myśląc o tym, jak to będzie, gdy chłopak wyjedzie do Hogwartu. Westchnęła. Na chwilę obecną nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Spojrzała na niego ponownie. Także wyglądał na zamyślonego.
— O czym myślisz? — spytała cicho.
— A ty?
— O tym, co będzie za kilka dni.
— Czyli o tym samym — mruknął.
Westchnęła.
— Nie oszukujmy się. Będą nas dzielić tysiące kilometrów i prawdopodobnie brak spotkań przez cztery miesiące. To dużo. Za dużo na związek — mówiła to, patrząc mu w oczy. — Problem w tym, że ja nie chcę się rozstawać — zaśmiała się nerwowo.
— Ja też nie — mruknął.
— Musimy coś ustalić — westchnęła. — Nadal w związku, ale gdy kogoś znajdziesz i będziesz chciał zerwać, od razu mi to powiedz. Nie będę miała pretensji nawet, gdybyś napisał to w smsie.
— Na ten czas niby wolni?
— Właśnie.
— Skoro tak chcesz… Ale to działa w obie strony.
Uśmiechnęła się lekko.
— Pewnie i tak do grudnia nikt mi nie namąci w głowie tak, jak ty. Ale gdyby jednak… Nie skończymy znajomości, prawda?
Pogłaskał ją lekko po plecach.
— Oczywiście, że nie. Chyba że sama będziesz chciała.
— I żadnych scen przy zerwaniu.
— Żadnych.
Uśmiechnęła się ponownie.
— Jesteśmy nienormalną parką.
Zaśmiał się cicho.
— Muszę to przyznać.
— Ale teraz nie chcę o tym myśleć.
Przejechała dłonią od brzucha po pierś prowokującym gestem. Podniósł się lekko, a ona położyła się na poduszce, patrząc mu w oczy. Pochylił się nad nią, by pocałować prosto w usta. Uchyliła wargi, obejmując go lekko, a ich języki zaczęły wykonywać nieznany taniec. Chyba oszaleję przez te cztery miesiące…

*celowy błąd
**Pomysł zerżnięty z „Za szybcy za wściekli” :D

5 komentarzy:

  1. Pomysł zerżnięty z "Za szybkich, za wściekłych"? Dużo rzeczy masz zerżniętych z różnych części "Szybkich i wściekłych" ;) zmieniasz trochę ich formę, ale dalej są wzięte z filmów pomysły. Nie osądzam, bo uwielbiam te filmy, ale jak już piszesz, że coś jest z stamtąd to oznacz tak wszystkie te kawałki xD ogólnie opowiadanie mi się podoba, mam nadzieję, że będzie tak dalej. Jest parę błędów składniowych, które rzucają się w oczy, ale takich zobaczyłam ze 2-3 w tych rozdziałach, które do tej pory przeczytałam. Ogólnie pomysł mi się podobał, z resztą wykonanie również, także wieki plus dla ciebie.
    Aidi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    Kobra został mistrzem mistrzów, wyścig wspaniały… bardzo mi się podobał rozdział…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział jest bardzo wspaniały, Harry wygrał wyścig jest już mistrzem mistrzów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pierdziuuu. Możesz przestać to robić?

    OdpowiedzUsuń