Bierzemy pod uwagę
drugie zakończenie. Akcja dzieje się pomiędzy zamordowaniem Voldemorta a ślubem
Harry’ego i Nicole.
Kobra westchnął głośno, wbijając
wzrok w czerwone światło. Z samochodów dookoła niego dobiegały śmiechy
przyjaciół.
— Serio, Kobra? Mandat za brak
gaśnicy? — zaśmiał się Zeus, a Harry pokazał mu w odpowiedzi środkowy palec.
— Podetrę sobie tym mandatem dupę
— odparł i włączył pierwszy bieg, kiedy Nicole siedząca obok niego
zachichotała. — I ty, Brutusie, przeciwko mnie!
— Nic nie poradzę, że jest to tak
cholernie zabawne — roześmiała się. — Ścigant dostaje mandat za brak gaśnicy.
Ironia losu.
Kobra ruszył, gdy tylko zapaliło
się pomarańczowe światło, zostawiając ekipę w tyle. Przejeżdżając przez krzyżówkę,
sam śmiał się jak opętany, lecz nagle wszystko stanęło w miejscu.
— Kobra! — wrzasnęła z
przerażeniem dziewczyna w tym samym momencie, gdy chłopak zaczął hamować.
Rozległy się piski opon, autem
zarzuciło. Głośny huk zagłuszył krzyk Nicole, która uderzyła głową w boczną
szybę. Szkło pocięło jej dłonie i twarz, a pas bezpieczeństwa boleśnie wbił się
w jej klatkę piersiową. Poduszka powietrzna wystrzeliła prosto w jej twarz.
Nagle wszystko ustało. W uszach jej szumiało, nie docierał do niej żaden dźwięk.
Odwróciła powoli zszokowaną twarz w stronę Harry’ego, który leżał z głową na
kierownicy. Po policzku płynęła krew, a ręce luźno zwisały wzdłuż jego boków.
— Kobra — szepnęła jak w transie.
— Kobra…
W następnej chwili dotarł do niej
olbrzymi hałas, kiedy pojawiła się świadomość tego, co się stało.
— Nicole!
Spojrzała w stronę Missy, która
pojawiła się przy wybitej szybie.
— Kobra — powtarzała bez przerwy
w szoku. — Pomóżcie Kobrze.
— Poduszka nie wystrzeliła —
usłyszała przestraszony głos Yoma, który zjawił się od strony Harry’ego.
Chłopak otworzył prędko drzwi i
ostrożnie podniósł Ostrego, by oprzeć go o fotel. Twarz chłopaka zalana była
krwią.
— Żyje? — wydusiła Nicole. —
Powiedz, że jest tylko nieprzytomny.
Yom przyłożył dłoń do szyi
Harry’ego.
— Jest puls. Dzwońcie po
pogotowie!
Nicole nie słuchała słów swoich
przyjaciół, lecz odnalazła dłoń Kobry i lekko ją ścisnęła. Czuła krew
wypływającą z jej pociętej skóry.
— Nic mu nie będzie — powiedziała
do niej drżącym głosem Gejsza.
Tłumy gapiów przypatrywały się
całemu zdarzeniu, a ona miała ochotę wrzasnąć, żeby przestali się gapić i
pomogli Harry’emu. Wreszcie usłyszała dźwięk nadjeżdżającej karetki pogotowia.
Chwilę później ratownik zadawał jej pytania na temat stanu jej zdrowia, a kiedy
nie stwierdziła u siebie żadnych poważnych obrażeń, mężczyzna ostrożnie
wyciągnął ją z samochodu, chociaż non stop pytała, co z Kobrą. Owinięto ją w
ciepły koc, a ona cały czas wbijała spojrzenie w akcję ratunkową Ostrego. Viki
obejmowała ją lekko, głaszcząc ją co jakiś czas po włosach, jakby była małym
dzieckiem. Nieprzytomnego Harry’ego wyciągnięto z roztrzaskanego auta i ułożono
go na noszach, stabilizując ciało i usztywniając kark.
— Pojedziesz z nami — rzekł do
Nicole ratownik. — Musimy dokładnie cię zbadać.
Pokiwała szybko głową i weszła do
karetki, w której znajdował się już Kobra.
— Do jakiego szpitala ich
zabieracie? — usłyszała jeszcze pytanie Żylety, a później zatrzaśnięto drzwi.
Kierowca karetki włączył koguty,
a później na sygnale pognał w stronę szpitala.
Miała wrażenie, że jest to jakiś
okropny sen, z którego zaraz się obudzi. Została przebadana, ze skóry
powyciągano kawałki szkła, a rany odkażono i zaklejono kawałkami plastra. Kiedy
wyszła z gabinetu pielęgniarki, wpadła na ekipę i elitę oraz Syriusza, Remusa i
swoją matkę, którzy najwidoczniej zostali powiadomieni o sytuacji.
— Wszystko w porządku? — zapytał
od razu Szatan, a ona pokiwała głową.
— Kilka stłuczeń i rozcięć —
odparła. — Co z Kobrą?
— Robią mu prześwietlenie —
powiadomił ją Łapa, który wyglądał na zdenerwowanego. — Według wstępnych badań
jest tylko potłuczony i stracił przytomność przez uderzenie w głowę.
— Poduszka mu nie wystrzeliła —
powiedziała drżącym głosem.
— Przez to uderzył się w głowę —
rzekł Żyleta. — Gdyby wystrzeliła, być może skończyłoby się na potłuczeniach i
rozcięciach, jak u ciebie.
— Co się w ogóle stało?
— Jakaś idiotka chciała przejechać
przez krzyżówkę na pomarańczowym świetle. Nie zdążyła i śmignęła na czerwonym,
trafiając prosto w was — wytłumaczył Blaise. — Na szczęście i ona, i Kobra
zdążyli trochę zahamować i nie było tak źle, jakby mogło być.
Rozmowę przerwał im wychodzący z
pomieszczenia obok lekarz.
— Wszystko jest w porządku —
oznajmił, uspokajając ich. — Nie ma żadnych złamań i krwotoków. Utrata
przytomności spowodowana była mocnym uderzeniem głową w twardą kierownicę, ale
sądzimy, że skończy się na guzie.
Wszyscy z ulgą odetchnęli.
Kobra obudził się w nieznanym
sobie miejscu z okropnym bólem głowy. Dość szybko dotarło do niego, że znajduje
się w szpitalu, chociaż nie miał zielonego pojęcia, z jakiego powodu. Serce
zabiło mu szybciej, gdy dotarło do niego, jaki mógł być powód. Czyżby aż tak go poniosło, że musiał mnie
tutaj przywieść? Zerwał się z posłania, czując się dość dziwnie w swoim
ciele. Pognał do lustra wiszącego nad umywalką. Rozszerzył oczy, gdy zobaczył soje
odbicie. Na czole miał rozcięcie, na twarzy kilka drobnych zadrapań, ale nie
dostrzegł nic poważniejszego. Czuł się lekko obolały, ale żeby od razy
wylądować w szpitalu?! Jego szok spowodowany był jednak czymś innym. Jak ja wyglądam?! Odwrócił się w stronę
drzwi, które się otworzyły. Pielęgniarka zadała mu kilka pytań o stan zdrowia.
— Czemu wyglądam tak staro? —
zapytał.
Kobieta zachichotała jak
nastolatka i wyszła, najwyraźniej uznając to za żart. Harry odprowadził ją
wzrokiem, lecz zanim zdążył się nad tym zastanowić, do środka weszło kilka
osób.
— Dzięki wszystkim, że nic ci nie
jest — powiedziała z przejęciem blondynka, a w następnej chwili został mocno
objęty przez niską szatynkę.
Zamarł. Co się dzieje?!
— Ymm — wydukał, nie wiedząc, jak
zareagować.
— Idiotka wjechała na czerwonym
świetle.
— Co? — zdziwił się.
— Nie pamiętasz? To chyba
normalne — odparł chłopak o rudych włosach. — W końcu nieźle przypieprzyłeś.
— Malfoy, co ty tu robisz?!
Wszyscy zamarli, a Draco uniósł
brwi.
— To co wszyscy? — zaproponował
niepewnie.
Zanim Harry zdążył odpowiedzieć,
do środka weszli Łapa i Lunatyk. Harry otworzył lekko usta ze zdumienia,
wbijając spojrzenie w Syriusza.
— Co…? — zaczął zdziwiony. —
Syriusz? — Łapa kiwnął powoli głową. — Co ty tu robisz? Przecież cię złapią. I
wyglądasz… normalnie…
— Co ty pleciesz? — zdumiał się
Łapa, a Harry szybko do niego podszedł z dezorientacją w oczach. Wzrok chłopaka
zatrzymał się na Lunatyku. — Dzień dobry, profesorze.
Remus aż otworzył usta, ale Harry
nie zwrócił na to uwagi i zapytał cicho Łapę ze szczerą niewiedzą:
— Co tu się dzieje? I co to za
ludzie? — dodał szeptem.
— Kobra, co ty…? — wydukała jedna
z dziewczyn.
— I co mi zrobili w tym szpitalu,
że wyglądam jak dwudziestolatek? — wydukał jeszcze Kobra, a Łapa zdrętwiał.
— Poczekaj — powiedział wreszcie
słabo. — Ile masz lat?
— Jak to ile? — oburzył się
Harry. — Trzynaście!
Z każdą kolejną minutą Harry czuł
się coraz bardziej zdezorientowany. Gdy tylko powiedział Syriuszowi ile ma lat, wszyscy zaczęli się
zachowywać tak, jakby oznajmił, że zbliża się wielkie tsunami. Profesor Lupin
natychmiast wyszedł, by powiadomić lekarza. Sam Harry zaczął powoli panikować,
co Łapa najwyraźniej dostrzegł, bo szybko kazał mu się uspokoić, twierdząc, że
zaraz przyjdzie do niego doktor.
— Możesz mi powiedzieć, co się
dzieje? — zapytał wreszcie słabo. — Naprawdę wolałbym wiedzieć, a nie mogę sobie
przypomnieć.
— Miałeś wypadek i uderzyłeś się
w głowę — odparł spokojnie Syriusz, w trakcie gdy nieznajomi patrzyli na niego
jak zamurowani. — Jakiś czas byłeś nieprzytomny.
— Jaki wypadek? — zapytał, a po
chwili dodał niepewnie: — W domu?
Łapa patrzył na niego,
dostrzegając, że chłopak jakby zapadł się w sobie. Dopiero kilka sekund później
uświadomił sobie, że Harry najprawdopodobniej pomyślał, że Dursley poważnie go
pobił.
— Nie. Nie w domu — odpowiedział
cicho z troską.
Wchodzący lekarz przerwał ich rozmowę.
Poświecił Kobrze małą latarką do oczu i zadał kilka pytań odnośnie jego stanu.
— Ile masz lat?
— Trzynaście.
— Jakie jest twoje ostatnie
wspomnienie?
Harry zmarszczył brwi, a po
chwili spojrzał w bok, kiedy przypomniał sobie uderzenie Dursleya w twarz.
— Robiłem śniadanie — skłamał
prędko.
Kątem oka dostrzegł wymianę
spojrzeń pomiędzy blondynką a Syriuszem.
— Znasz kogoś z obecnych tutaj
osób? — ponowił swój wywiad lekarz.
— Syriusza i profesora Lupina —
mruknął coraz bardziej niepewnym głosem. — I Malfoya, ale nie mam pojęcia, co
on tutaj robi — zirytował się.
Doktor spojrzał na niego i rzekł łagodnie:
— Miałeś wypadek, w trakcie
którego uderzyłeś się w głowę. Najwidoczniej w jego wyniku straciłeś pamięć.
Harry rozszerzył oczy.
— Przecież pamiętam wiele rzeczy…
— Masz tak naprawdę dwadzieścia
lat — powiadomił go lekarz. — Najwyraźniej amnezja dotyczy ostatnich siedmiu
lat twojego życia.
— Nie… Żartuje pan.
— Posłuchaj, to się czasami
zdarza — mówił spokojnie mężczyzna. — Prawdopodobnie za jakiś czas odzyskasz
wszystkie wspomnienia i wszystko wróci do normy. Potrzebujesz trochę czasu. —
Później zwrócił się do Łapy: — Myślę, że możecie go zabrać do domu. Tam prędzej
dojdzie do siebie niż tutaj. Prosiłbym jednak, żebyście nie rzucali go na zbyt głęboką
wodę i stopniowo przypominali mu, co się działo przez te siedem lat jego
amnezji. Nie chcemy, żeby przeżył zbyt wielki szok w tak krótkim czasie po
wypadku.
Lekarz przekazał Syriuszowi
jeszcze kilka zaleceń, a później znowu ich zostawił. Harry wyglądał na kompletnie
przerażonego i zdezorientowanego.
— Kim wy jesteście? — zapytał
wreszcie słabo, patrząc na ekipę niemal rozpaczliwie.
— O Boże — szepnęła blondynka, a
później usiadła obok niego. — Poznaliśmy się w czasie, którego nie pamiętasz —
wytłumaczyła łamiącym się głosem. — Myślę, że na szczegóły jest jeszcze za
wcześnie. Część z nas powinieneś jednak kojarzyć ze szkoły.
— O zgrozo, kojarzę właściwie
tylko Ślizgonów — wymamrotał.
Ktoś zaśmiał się słabo.
— Zakumplowaliśmy się —
odpowiedział Blaise Zabini.
— Serio? Wtedy też miałem jakiś
wypadek?
Rozległy się parsknięcia
śmiechem, a Harry zrobił zbolałą minę.
— Mnie to nie śmieszy — rzekł
żałośnie.
— Przepraszam — odparła Pansy
Parkinson ze szczerą skruchą.
— Z wami też? — zapytał brunet,
patrząc na nią i Malfoya.
— Tak, pogodziliście się — rzekła
blondynka.
Harry spojrzał na Łapę, jakby
szukał potwierdzenia u jednej z dwóch osób, które aktualnie znał lepiej od
pozostałych. Mężczyzna skinął potwierdzająco głową.
— Ron i Hermiona też?
Zapadła chwila ciszy.
— Nie, oni nie — odparł profesor
Lupin. — Trochę się posprzeczaliście.
— A pan co tutaj robi? — pytał
coraz żałośniejszym głosem.
— Mówisz mi po imieniu, a
czasami… właściwie często… denerwujesz mnie, gdy mówisz do mnie Lunio — odparł
z lekkim uśmiechem, a Harry aż uniósł brwi. — Dość dobrze się dogadujemy.
Nic nie mówili, dając mu czas na
oswajanie się z informacjami. Rozejrzał się dokładniej po ludziach, zatrzymując
wzrok na niskiej szatynce, która go wcześniej przytuliła.
—Też miałaś wypadek? — zapytał.
— Byliśmy razem w samochodzie,
gdy to się stało — odparła, patrząc na niego z troską.
— Tobie nic się nie
poprzestawiało?
Uśmiechnęła się lekko.
— Nie, mnie nie, ale miło, że
zapytałeś.
Widząc dezorientację w jego
oczach, blondynka powiedziała z lekkim uśmiechem:
— To Nicole, twoja dziewczyna.
Chłopak wyglądał na zakłopotanego
swoją niewiedzą. Nicole posłała mu jedynie zatroskany uśmiech.
— Nicole, chyba będzie lepiej,
jeśli na razie… — zaczął Łapa.
— … zamieszka z tobą — dokończyła
ze zrozumieniem, a on skinął głową. — Ciebie chociaż pamięta, więc powinno być
prościej.
— Mieszkamy razem? — zapytał
Harry, a dziewczyna przytaknęła.
— Od dwóch lat.
— A co z tobą? — Chłopak zwrócił
się do chrzestnego.
— Przez dwa lata mnie ścigali,
później złapano Petera i mnie uniewinniono. Nawet się hajtnąłem.
— Boże, nic nie pamiętam —
powiedział Harry z wyraźną paniką.
— Kobra, posłuchaj… — zaczęła
blondynka.
— Kobra?
— Tak na ciebie mówimy —
wytłumaczyła. — Posłuchaj. Dużo się zdarzyło przez te siedem lat, ale wszystko
niedługo wróci, więc się nie denerwuj. — Spojrzała na jego zdezorientowaną minę
i po chwili uświadomiła sobie, że trzyma go za rękę. Uśmiechnęła się słabo. —
Traktowaliśmy się jak rodzeństwo, więc zwykle nikogo to nie dziwiło.
— Chyba na razie wystarczy — powiedział
Malfoy, widząc minę Kobry. — Trochę dużo informacji, których raczej się nie
spodziewał.
Doktor przekazał wypis i puścił
Kobrę wolno, wcześniej dając mu kilka zaleceń. Chłopak niezbyt wiedział, co ma
ze sobą zrobić, więc Syriusz deportował ich do domu jego i Naomi. Na wstępie
Łapa przekazał swojej żonie o stanie chłopaka, co ją wyraźnie zaniepokoiło.
Później zaprowadził go do pokoju, który kiedyś należał do niego.
— Do mnie? — zapytał Kobra z
nadzieją w głosie.
— Zamieszkałeś tutaj po piątym
roku.
— Wyprowadziłem się od Dursleyów?
— dodał z jeszcze większą nadzieją.
— Najpierw od nich uciekłeś, a
później ściągnęliśmy cię tutaj.
— Dokąd uciekłem? — zdziwił się.
— Do ekipy. Tak na was mówimy.
Ślizgoni to elita. Tak się przyjęło. Dexter… znaczy Draco sprawił, że ekipa
połączyła się z elitą. Od szóstej klasy trzymacie się razem.
— Ale skąd znam ekipę?
— Żyleta znalazł cię pobitego. —
Harry zamarł. — Wiemy o Dursleyu — powiedział cicho Łapa. Harry powoli skinął
głową. — Strasznie dużo zmieniło się od czasu, który pamiętasz — westchnął. — W
część pewnie ciężko ci będzie uwierzyć. Pamiętasz siebie innego niż byłeś
później.
— Co masz na myśli?
— Gdy poznałeś ekipę… wszystko
obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Z czasem wszystkiego się dowiesz.
Zbyt intensywne próby
przypomnienia sobie czegokolwiek zwykle kończyły się bólem głowy. Momentami
miał jakieś przebłyski, które jednak nic mu nie mówiły. Zwykle nie uczestniczył
w rozmowach, gdy do domu Łapy przychodzili goście, czując się obco i niepewnie.
Widzieli jego zrozpaczone spojrzenia, kiedy miał w głowie jedną wielką pustkę i
nic nie mogli na to poradzić. Pewnego dnia w jadalni na Grimmauld Place 12
zjawili się wszyscy, których widział w szpitalu. Do tego czasu zdążył nauczyć
się wszystkich imion i przezwisk, poznał historię zerwanie przyjaźni z Ronem,
dowiedział się, w jakich stosunkach był z ekipą, a Nicole powiedziała mu, jak
zaczął się ich związek.
— Stwierdziliśmy, że chyba pora
ci powiedzieć coś ważnego — rzekła na wstępie Gejsza. — Ta sprawa powinna
rzucić ci więcej światła na całą sytuację, a bez tego ciężko ci będzie coś
sobie przypomnieć. Chyba najlepiej będzie zacząć po kolei.
Kobra skinął głową i przeniósł
spojrzenie na Żyletę, który kontynuował:
— Łapa powiedział ci, że
znalazłem cię pobitego i że wtedy dołączyłeś do ekipy, jednak nie wiesz, czym
się zajmujemy. — Po chwili przerwy przyznał: — Jesteśmy grupą przestępczą.
Zajmujemy się kradzieżami, włamaniami i tego typu sprawami.
Harry patrzył na niego przez
moment, a później wybuchnął histerycznym śmiechem. Wszyscy wyglądali tak, jakby
się tego spodziewali, dlatego poczekali, aż się odezwie. Śmiech zamienił się w
cichy jęk.
— Was to śmieszy? — zapytał
słabo, a później zerwał się z krzesła i warknął: — Mnie niekoniecznie.
— Kobra, nic nie zmyślamy —
powiedziała łagodnie Milka.
— Wmawiacie mi, że jestem
cholernym złodziejem! Może jeszcze biegam z pistoletem i zabijam ludzi!
— Nie zabijasz — wymamrotała
Missy. — Ale to z pistoletem…
Kobra po raz kolejny wybuchnął
śmiechem.
— Jesteście popieprzeni.
Wyszedł, trzaskając drzwiami.
— Nie żebym się tego nie
spodziewał — powiedział Szatan po chwili ciszy.
Syriusz znalazł Harry’ego w jego
pokoju. Chłopak siedział na ziemi, obejmując ramionami podkurczone kolana.
— W porządku? — zapytał łagodnie.
— Jasne — odwarknął. — Dwoję się
i troję, żeby coś sobie przypomnieć, a wy robicie sobie ze mnie jaja! Jest
wręcz zaje*iście! — Ukrył głowę między kolanami, a po chwili zerknął na
Syriusza, który nie zareagował. — Często przy tobie przeklinam?
Łapa uśmiechnął się szczerze.
— Wystarczająco często, żebym
przestał zwracać na to uwagę.
Kobra zaśmiał się słabo, lecz
szybko spoważniał.
— Kłamali, tak?
— Nie kłamali.
— Jak? — spytał zdławionym
głosem.
— Tak zarabialiście, żeby
przetrwać — odparł Łapa. — Szefunio dawał wam dach nad głową, a wy wkręciliście
się w to, gdy zauważyliście, że prowadzi też ciemne interesy. Zaczął was w tym
prowadzić. Pojawiłeś się u nich, gdy byłeś w trudnej sytuacji i to popchnęło
cię do tego, żeby do nich dołączyć. A teraz… można powiedzieć, że popłynęliście
z prądem.
— Nie miałeś nic przeciwko?
— Gdy się dowiedziałem, nie
przyjąłem tego zbyt dobrze, ale później dotarło do mnie, w jakiej byłeś
sytuacji. W końcu też popłynąłem i to zaakceptowałem.
— Ale nie zabijam? — upewniał
się.
— Nie. Nie przyjmujecie takich
zleceń, ale chyba powinieneś wiedzieć, że wplątałeś się w sprawy mafii i… teraz
jesteś takim pieszczoszkiem ich szefa.
— Coraz lepiej — stwierdził i
wybuchnął śmiechem. — Teraz zaczynam rozumieć Rona.
— O niczym nie wiedział. Po
prostu się zmieniłeś, a on tego nie zaakceptował.
— Czemu mam w pokoju oponę? —
rzekł Kobra, wbijając spojrzenie w dekorację. — Zawsze zapomnę o to zapytać.
Łapa chrząknął.
— Jesteś najlepszym nielegalnym
ścigantem w okolicy.
— Nawet nie wiem, jak się zmienia
biegi — zaśmiał się. — Merlinie, to chyba za dużo jak na jeden dzień. Rozbolała
mnie głowa.
— Odpocznij trochę. Nie
powinieneś tak dużo o tym wszystkim myśleć.
— Gdyby to było takie proste.
Chociaż Harry miał zaufanie do
Syriusza, ciężko było mu zaakceptować to, że zaczął zajmować się nielegalnymi
sprawami. Kiedy kolejnego dnia spotkał się z Gejszą, poprosił ją, żeby
powiedziała mu coś więcej na temat akcji. Dziewczyna szczerze wszystko mu
wyznała, ale i tak nie potrafił w to uwierzyć. Mimo to nie odrzucił ekipy, gdyż
stwierdził ze zdumieniem, że wyczuwa z nimi silną więź. Liczył na to, że jeśli
będzie spędzać z nimi dużo czasu, coś sobie przypomni. Najwidoczniej również
uznali to za dobrą myśl, gdyż na Grimmauld Place 12 zjawiali się bardzo często.
Któregoś takiego dnia Dexter,
którego Harry, co przyznał przed sobą ze zdumieniem, polubił, odpalił wieżę.
Kobra przeglądał w tym czasie kontakty w swoim telefonie, nie kojarząc nawet
połowy z nich. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, zaczął wystukiwać nogą
rytm piosenki i podśpiewywać sobie pod nosem:
—We are
the fortunate ones, who've never faced oppression's gun…1
Po chwili wyczuł na sobie
spojrzenia, a kiedy uniósł głowę, dostrzegł, że wszyscy się w niego wpatrują z
uśmiechami.
— Co? — zapytał speszony.
— Maniaczysz na ich punkcie i
właśnie nuciłeś piosenkę, której nie powinieneś pamiętać — odparł na to Alan.
Milka zastukała paznokciami w
blat stołu.
— Mam pomysł — stwierdziła,
zerwała się z fotela i deportowała się. Wróciła po kilku minutach z jakimś
czarnym materiałem w dłoni. — Chodź na momencik — powiedziała do Harry’ego i
zaciągnęła go do lustra.
— Tak źle jeszcze ze mną nie
jest. Pamiętam, jak wyglądam — wywrócił oczami.
— Zamknij oczy.
— Po co?
— No zamknij.
Westchnął i zrobił to, o co prosiła.
Po chwili poczuł, że coś nasuwa mu na głowę. Niemal czuł wiszące w powietrzu
napięcie ekipy.
— Już.
Otworzył oczy. W lustrzanym
odbiciu dostrzegł siebie z kominiarką na twarzy. Fala wspomnień uderzyła go tak
gwałtownie, że aż się cofnął o krok z sercem bijącym jak szalone.
— Kobra? W porządku? —
zaniepokoiła się Milka, widząc jego reakcję.
Przez chwilę nie odpowiadał.
—Naprawdę nie kłamaliście —
wydusił wreszcie.
— Stwierdziłeś, że ci pasuje?—
zapytała Pansy z lekkim rozbawieniem.
— Coś mi się przypomniało…
— Co takiego? — rzekła z
podekscytowaniem Gejsza.
— Nie wiem, jakieś urywki z
włamań, strzelaniny i… Cholera, czy ja obrabowałem bank w biały dzień?!
Wszyscy roześmiali się.
— Owszem — wyszczerzył się Zeus.
— Gadali o tym nawet w zagranicznych mediach.
— No nieźle…
— Nie bez powodu zleceniodawcy
chcą cię do szalonych akcji — uśmiechnęła się szeroko Missy.
— Milka, wiesz, że jesteś
genialna? — powiedziała Nicole z podekscytowaniem. — Na podstawie skojarzeń
możemy mu pomóc coś sobie przypomnieć.
Alison pisnęła z zachwytu.
— Radziłbym jednak trochę
rozłożyć to w czasie — powiedział Lunatyk, sprowadzając ich na ziemię.
Zgodzili się z nim bez żadnych
przeciwwskazań.
Ekipa zgodnie stwierdziła, że
powinni zabrać Kobrę na imprezę do klubu Szefunia, żeby przypomniał sobie dużo
istotnych spraw, jednak postanowili trochę się z tym wstrzymać. Chłopak nadal
miewał silne bóle głowy i miał zakaz spożywania wszelkich środków odurzających.
Nie znaczyło to, że nie szukali sposobu na przywrócenie Kobrze wspomnień.
Dzień po odkryciu Milki na
Grimmauld Place 12 przyszedł Żyleta, który wyciągnął Kobrę na ulicę. Na
parkingu stał wypasiony samochód, który przykuł wzrok Kobry.
— Wsiadaj — rzekł starszy
chłopak. Harry skierował się do drzwi pasażera, ale Żyleta cmoknął. — Za kółko,
Kobra.
Rzucił mu kluczyki, które Harry
automatycznie złapał.
— Żartujesz? — zapytał, jednak nie doczekał się
odpowiedzi.
Z wahaniem usiadł na miejscu
kierowcy, a Żyleta obok niego. Kobra wsadził kluczyki do stacyjki, wcisnął sprzęgło
i odpalił . Auto zaryczało radośnie, a Harry chwycił za kierownicę. Cały stres
z niego uleciał, gdy dotarło do niego, że kocha siedzieć za kółkiem. Żyleta
roześmiał się szczerze, kiedy ruszył z piskiem opon. Chwilę później przejechali
przez krzyżówkę z olbrzymią prędkością. Zbliżał się zakręt.
— Driftuj — zarządził Żyleta.
— Co?!
— Dawaj! — zaśmiał się.
Kobra nie wiedział przez chwilę,
jak to zrobić, jednak kiedy dotarli do fragmentu, gdzie powinien zacząć manewr,
zrobił to automatycznie.
— O ku*wa — powiedział jedynie,
gdy znowu jechali prostym odcinkiem.
— Przez chwilę myślałem, że się
posram, gdy pomyślałem, że nie zdążysz sobie przypomnieć.
Kobra zaśmiał się w odpowiedzi.
— Zajebi*te auto, nie? — zapytał
po chwili Żyleta.
— No ba.
— To twój samochód.
— Pier*olisz.
— Absolutnie nie — wyszczerzył
się. — W garażu masz jeszcze pięć innych.
— Pier*olisz!
Żyleta wybuchnął niepohamowanym
śmiechem i pokierował go w stronę klubu, gdzie jednocześnie znajdował się garaż
Kobry.
— Trochę teraz przypominasz siebie,
gdy dopiero przekonywałeś się do ekipy — przyznał Żyleta, kiedy szli do
podziemnego pomieszczenia.
— Czemu wtedy postanowiłeś mi
pomóc?
— Szczerze mówiąc to nie wiem.
Nie poznałem cię — odpowiedział starszy chłopak ze zmarszczonymi brwiami. —
Byłeś dla mnie tak samo anonimowy jak miliony ludzi na świecie. Chyba miałem
przeczucie. Na początku chciałem tylko spytać, czy wszystko okay, ale później
zobaczyłem krew. Zapytałem, czy…
— … chcę zmienić swoje życie —
szepnął Kobra z namysłem, a Żyleta skinął głową z lekkim uśmiechem.
— Później wszystko samo się
potoczyło. To twoje królestwo — dodał, wprowadzając Ostrego do garażu.
Chłopak omiótł wzrokiem wszystkie
stojące tutaj samochody. Podszedł do jednego z nich i przejechał dłonią po masce,
nieświadomie powtarzając ten gest, gdy zyskiwał nowe auto na wyścigach. Tym razem
fala wspomnień napłynęła do niego wolniejszych strumieniem, jakby umysł był
przygotowany na nowe rewelacje. Dotarł do niego dźwięk telefonu Żylety, który z
zadowoleniem mówił komuś z ekipy o postępach.
— Szatan ma dla ciebie kolejny
test — powiedział wreszcie do Kobry, a ten skinął głową, nie odrywając wzroku
od niebieskiego porsche. — Jest na miejscu, więc cię zaprowadzę.
Wyszli z garażu, a Żyleta
poprowadził go do jakiegoś pomieszczenia, wcześniej wskazując na klub Szefunia
znajdujący się po drugiej stronie. Znaleźli się na strzelnicy, gdzie czekał na
nich Wujek Szatan. Chłopak nie miał zamiaru nic mu mówić na temat broni i
sposobu strzelania, lecz tylko podał mu spluwę. Kobra odebrał ją lekko niepewnie.
Niemal mechanicznie odbezpieczył pistolet. Później odwrócił się w stronę tarczy
i wycelował. Zmrużył oczy, nie potrafiąc skorygować ustawienia ręki tak, żeby
trafić. W momencie gdy nacisnął na spust, napłynęły do niego kolejne
wspomnienia, przez co chybił jeszcze bardziej niż początkowo sądził. Opuścił
pistolet z szokiem na twarzy.
— Kobra? — zaniepokoił się Żyleta
obserwujący sytuację.
— Co się stało z Dursleyem? —
zapytał słabo Harry. Milczeli, a on wyczuł, że wymienili ze sobą spojrzenia. —
Co się z nim stało?!
— Zastrzeliłeś go — przyznał
szczerze Szatan.
— Mówiliście, że nie zabijam!
— Bo tego nie robisz — odparł
prędko Żyleta. — Wtedy po prostu stanąłeś przed nim i przypomniałeś sobie, co
ci robił…
— Boże…
— Zasłużył sobie, a to i tak była
łagodna kara — rzekł stanowczo Szatan. — Niejednokrotnie widzieliśmy, do
jakiego stanu cię doprowadzał. Kilka razy straciłeś przytomność przez tego
śmiecia, musieliśmy cię intubować, żebyś przeżył, a Gejsza tyle razy przez to
płakała, że nikt nie potrafi tego zliczyć. Niemal przy każdej wizycie w klubie
miałeś kolejne siniaki albo obandażowane części ciała. Czasami aż nas bolało
patrzenie na ciebie. Zasłużył na coś o wiele gorszego, rozumiesz?
— Nie był jedynym — szepnął
Ostry.
— Nie — odpowiedział cicho
Żyleta. — Jednak nigdy nie robiłeś tego, gdy nie musiałeś.
Przez chwilę panowała cisza.
— Możesz odwieźć mnie do domu?
Chyba mam na dzisiaj dosyć.
Żyleta skinął głową. Kiedy
zatrzymali się na Grimmauld Place, chłopak zaproponował, że zostawi mu auto,
gdyby chciał gdzieś się wybrać i sam deportował się do domu. Harry oswajał się
z myślami, jednak w końcu coś go tknęło i wsiadł do auta. Chwilę później mknął
ulicami Londynu, jakby doskonale znał teren. Zatrzymał się w jakiejś
spokojniejszej okolicy przed jednym z domów. Podświadomie wiedział, że należy
on do niego. Wysiadł i zakluczył auto, a chwilę później dzwonił do drzwi.
Otworzyła mu Nicole.
— Dzwonisz do własnego domu? —
uśmiechnęła się na wstępie.
— Nie byłem pewien, czy to na
pewno tutaj — odparł i wszedł do środka.
Rozejrzał się po korytarzu jak po
obcym miejscu, więc dziewczyna zaprowadziła go do salonu. Kiedy wróciła z
herbatą, Kobra wpatrywał się pustym wzrokiem w stół.
— Co się stało? — zapytała,
siadając obok niego.
Przez chwilę nie odpowiadał, lecz
wreszcie odważył się zadać pytanie:
— Dlaczego ze mną… jesteś?
Uśmiechnęła się lekko.
— Bo cię kocham.
— Nie przeszkadza ci to, kim
jestem? Złodziejem, mordercą…
— Zaakceptowałam to, kim jesteś i
nie żałuję. Chociaż czasami dostaję zawału, gdy widzę, w jakie akcje się
ładujesz — uśmiechnęła się lekko pod jego czujnym spojrzeniem.
—
Jesteś… wyjątkowa — przyznał cicho. — Chciałbym cię pamiętać. Chciałbym
pamiętać to, co nas łączy.
— Pozwól mi to sobie przypomnieć
— odparła spokojnie.
Wstała i podała mu rękę. Ujął ją
za dłoń, postanawiając zaryzykować. Powoli i w milczeniu zaprowadziła go do
jednego z pomieszczeń, w którym natychmiast rozpoznał sypialnię. Nicole
odwróciła się do niego z uśmiechem.
— Chcesz przeżyć nasz drugi
pierwszy raz?
Zaśmiał się lekko w odpowiedzi.
— Mam iść do łóżka z nieznajomą?
— Podejmiesz ryzyko? — odparła
prowokacyjnie.
— Nie sądzę, żebym miał później
żałować.
Zbliżyła się do niego na
odległość kilku centymetrów, patrząc mu w oczy. Położyła dłonie na jego
piersiach i powoli przesunęła je w górę, splatając je na jego karku. Kiedy
zbliżyła do niego swoje usta, jego umysł zaatakowany został dziesiątkami
podobnych wspomnień.
— Nikita — szepnął, obejmując ją
w talii.
Uśmiechnęła się szeroko. Smak jej
ust spowodował kolejne potoki zapomnianych sytuacji. Nicole trzymała go w
mocnym objęciu, nie odrywając od niego ust i czując, jak chłopak drży.
Uspokajająco gładziła go kciukiem po karku i włosach. Usta przeniosła na jego
żuchwę, zaznaczyła wargami linię jego szczęki, nosem musnęła szyję, a później
wtuliła w nią twarz. Kobra obejmował ją niemal rozpaczliwie z zaciśniętymi
oczami, nie potrafiąc opanować drżenia. Tyle wspomnień z ich kłótni jeszcze w
szkole, pierwszych pocałunków, zbliżeń. Wreszcie pociągnęła go w stronę łóżka.
Położyła się na poduszkach, ciągnąc go za sobą. Zadrżał lekko, kiedy wsunęła
dłonie pod jego koszulkę, a ona uśmiechnęła się, doskonale zdając sobie sprawę
z tego, że dotknęła jego wrażliwego punktu na ciele. Po chwili przeszły po niej
ciarki, a oddech zadrżał, kiedy również odnalazł takie miejsce na jej skórze.
Otworzyła oczy, trafiając na jego zielone tęczówki, które były wyjątkowo
niepewne.
— Pamiętasz? — szepnęła, gładząc
kciukiem jego policzek.
— Mam małe przebłyski —
odpowiedział cicho. — Często to robiliśmy?
Kąciki jej ust uniosły się
wysoko.
— Potrafiliśmy dzień w dzień…
czasami po kilka razy. Niekiedy byliśmy w stanie nie wyjść z łóżka przez cały
dzień. — Zachichotała, widząc zaskoczoną minę Kobry. — Niektórzy twierdzą, że
jesteśmy uzależnieni.
— A tak jest?
Roześmiała się.
— Raczej tak.
Uśmiechnął się lekko. Nicole
zrzuciła z niego koszulkę, a później pozwoliła mu ściągnąć z siebie sukienkę.
Kobra cicho jęknął w jej usta, kiedy ich ciała zetknęły się ze sobą, zalewając
jego umysł wspomnieniami. W odpowiedzi oplotła go nogami w pasie.
— Pamiętam cię — szepnął jej w
usta. — Jesteś… moja.
— Tylko twoja.
W domu Syriusza pojawił się u
boku Nicole.
— Znowu się wyprowadzasz —
zauważył od razu Łapa z lekkim uśmiechem, widząc, że chrześniak najwyraźniej
przypomniał sobie chwile spędzone z dziewczyną.
— Chyba czas wielki — odparł
Kobra, a Nicole uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Zabrali jego rzeczy, które Nicole
przyniosła na Grimmauld Place 12 po powrocie Harry’ego ze szpitala.
W swoim domu co chwilę spotykał
się z nowymi wspomnieniami, a Nicole robiła wszystko, żeby przypomniał sobie
całą ich burzliwą znajomość.
W końcu ekipa postanowiła zabrać
go do klubu na imprezę, kiedy wreszcie mógł odstawić lekarstwa. Huk muzyki był
pierwszym czynnikiem, który wywołał falę wspomnień. Co chwilę ktoś go witał i
momentami czuł się niepewnie, gdy nikogo nie kojarzył, ale po jakimś czasie
machnął na to ręką i rozmawiał z ludźmi jak gdyby nigdy nic, chociaż nawet nie
znał ich imion i przezwisk. Chłopaki nalewały mu do kieliszka dość często, ale
doszedł do wniosku, że chyba imprezował stanowczo za dużo, gdyż ledwo odczuwał
działanie alkoholu.
— Jest i on! Stary, dobry Kobra,
kompan do chlania!
Harry zerknął w tamtą stronę,
dostrzegając wyszczerzonego blondyna i śliczną rudowłosą u jego boku. Oboje
przysiedli się do niego.
— Alex, czekaj — powiedział
Żyleta, przerywając chłopakowi w pół zdania. — Im można powiedzieć — dodał do
Kobry, który kiwnął lekko głową.
— Co takiego? — zaciekawiła się
rudowłosa.
— Kobra miał wypadek i stracił wspomnienia
z ostatnich lat — wytłumaczyła im Milka.
Alex ułożył usta w literkę o, a
rudowłosa wytrzeszczyła oczy.
— Dlatego ostatnio nikt cię tutaj
nie widział — zauważył Alex. — Z tego, co widzę, zastanawiasz się, kim my, do
cholery, jesteśmy. — Wyszczerzył się i podał chłopakowi dłoń. — Alex, z którym
często byłeś tak naje*any, że masz prawo mnie nie pamiętać. — Gejsza parsknęła
śmiechem, aż napój poleciał jej nosem. — Ale widzę, że nasz Zapominalski już
jest obeznany w temacie.
— Dzięki skojarzeniom szybciej
sobie przypomina.
— Skoro tak… Pussy! Bierzemy go w
obroty!
— Mam się bać? — zapytał Kobra ekipy,
gdy Pussy zaczęła ciągnąć go w tłum.
— Tak — odpowiedzieli zgodnie z
rozbawieniem.
Alex i Pussy okazali się być
szalonymi osobami. Chłopak co chwilę wołał barmana o nową dostawę alkoholu, a
Pussy zagadywała go i przypomniała imiona witających się z nimi osób. W końcu
Alex załatwił jointa. Kobra stwierdził, że raz się żyje i zajarał. Gdy trawka
zaczęła działać, nagle okazało się, że nie jest ważne, co pamięta, a czego nie,
kogo zna i komu wszedł za skórę. Ważna była zabawa. Nieświadomie zaczął
kojarzyć niektóre fakty i bez problemu się wyluzował. Odpowiadał głupimi
tekstami i dał manto jakiemuś facetowi, który sam się o to prosił. Po tym
incydencie Nicole chciała zabrać go do domu, ale stanowczo się nie zgodził, co
Alex przyjął radosnym wyciem. Chwilę później zbył jakąś dziewczynę, która
robiła do niego maślane oczy.
Później urwał mu się film.
Kac-morderca zaatakował go z
samego rana. Nie wiedział, jakim sposobem trafił do swojego łóżka, ale doszedł
do wniosku, że chyba Nicole się nim zajęła, bo spał w samych bokserkach. Z
trudem wstał, bo pęcherz wył, żeby odwiedził łazienkę.
Nicole znalazł w kuchni, gdzie
wręczyła mu tabletkę na ból głowy i szklankę wody.
— Miałeś sobie przypominać wspomnienia, a nie sprawiać, że
urywa ci się film — rzekła z lekkim rozbawieniem.
— Myślę, że bilans się wyrównał.
Nicole parsknęła śmiechem.
Tknięty impulsem podszedł jeszcze bliżej dziewczyny i wpił się w jej wargi.
— Teraz zachowujesz się jak
typowy ty — zachichotała, kiedy zgarnął z blatu wszystko, co na nim stało i
posadził na nim dziewczynę.
— To dobrze czy źle? — zapytał,
wsuwając dłonie pod jej spódniczkę i przysysając się do jej szyi.
— Stanowczo dobrze — szepnęła,
zamykając oczy.
Szefunio dołączył do ekipy i
elity, gdy siedzieli na piętrze, słuchając klubowej muzyki i popijając napoje
wyskokowe.
— Mam akcję, ale niezbyt wiem,
kogo z was do niej przydzielić — oznajmił, zerkając do telefonu. — Kradzież
samochodu z dobrze strzeżonej posiadłości. Zwykle w tej sytuacji trułem Kobrze,
ale teraz…
— Pozwól mi.
Wszyscy spojrzeli na Harry’ego,
który wypowiedział te słowa.
— Mówię serio — dodał, patrząc na
Szefunia.
— Jesteś pewien?
— W końcu muszę sobie przypomnieć
również to, a wiecie, że najszybciej mi to idzie przy powtarzaniu tego, co
robiłem kiedyś.
Szefunio obserwował go jeszcze
przez chwilę, a później skinął głową.
— Jutro o dwudziestej trzeciej
tutaj.
Najwidoczniej wszyscy byli
ciekawi, jak pójdzie mu pierwsza akcja po wypadku, gdyż stawili się na miejscu
o ustalonej godzinie. Szefunio wyjaśnił Kobrze, na czym dokładnie polega akcja,
wyznaczył Missy rolę hakerki, a Szatanowi kierowcy. Harry z mocno bijącym
sercem wbił wzrok w budynek, z którego miał ukraść auto, czując się jak
nowicjusz.
— Możesz jeszcze się wycofać,
jeśli nie czujesz się pewnie — powiedział Wujek, ale Harry pokręcił głową,
nasunął kominiarkę na twarz i ruszył do akcji.
Słuchał przez słuchawkę wszystkie
słowa Missy, wykonywał jej polecenia i niektóre czynności robił automatycznie.
Nim się zorientował, już wjechał autem do podstawionej ciężarówki i wrócił do
Szatana.
— I jak? — zagadnął, ale Kobra
pokręcił głową.
— Niektóre rzeczy robiłem machinalnie,
ale bez gadania Missy chyba nic by z tego nie wyszło — skrzywił się. —
Myślałem, że przypomnę sobie o wiele więcej szczegółów.
Szatan wbił w niego spojrzenie,
odrywając wzrok od drogi.
— Może jak weźmiesz udział w
innej akcji to… Ku*wa!
Autem szarpnęło, gdy Szatan
wcisnął gwałtowanie pedał hamulca. Kobra poczuł, jak pas wbija się w jego
klatkę piersiową, słyszał pisk opon. Samochód zatrzymał się, a Wujek ryknął
przez otwarte okno:
— Jak jeździsz, pie*rzony
kutasie! Palant — dodał pod nosem i zerknął na Harry’ego. — Ej, stary, co jest?
— zaniepokoił się, kiedy dostrzegł oczy przyjaciela wielkie jak spodki oraz
jego szybko unoszącą się i opadającą klatkę piersiową.
— Kiedyś chciałem się zabić, bo
Szakal i Doris okazali się szujami. Jakiś czas temu myśleliśmy z Nicole, że
wpadliśmy, ale okazało się, że miała tylko grypę żołądkową. Kilka lat temu
wmawialiśmy Yomowi, że jest gejem, a Viki nie lubi pomarańczowego, bo kojarzy jej
się z wymiotami. Dobrze? — Spojrzał na Szatana, który z zaskoczeniem pokiwał
głową. Kobra zaśmiał się. — Wszystko pamiętam.
— Powrót do chwili, gdy wszystko
zapomniałeś — zauważył Wujek, a później sam się roześmiał.
Sięgnął po telefon i zadzwonił do
Szefunia.
— Wracacie?
— Tak — zaśmiał się. — Szykujcie
ciężarówkę wódki. Prawie uderzył w nas samochód…
— Co?! — wrzasnęła do słuchawki
Gejsza.
— Ch*j z tym — roześmiał się. —
Kobra wszystko sobie przypomniał.
— WSZYSTKO?!
— Nawet to, że w trakcie okresu
wpie*dalasz kilogramy żelków — odparł Harry z rozbawieniem.
Dziewczyna wybuchnęła radosnym
śmiechem.
— IMPREZA! — zawył Yom.
Kobra i Szatan zaśmiali się.
Wszystko wreszcie wróciło do normy.
1 Linkin Park –
Rebellion
__________________________
Za sprawdzenie standardowo dziękuję Annie ;*
Dość dawno nic tutaj nie wstawiłam, ale ostatnio mnie natchnęło i znowu zaczęłam pisać. Co prawda tylko miniaturki, ale to zawsze coś. Naskrobałam już sporą część kolejnej miniaturki, ale zanim się ona pojawi to minie zapewne jeszcze sporo czasu. Pomysły tak bardzo zagnieździły mi się w głowie, że musiałam to z siebie wyrzucić ;D Tak myślę, że wypadałoby też coś naskrobać na inne opowiadania, no ale do tego opowiadania jakoś mam najwięcej najlepszych pomysłów, bo mogę rozwinąć dużo wątków lub zmienić istniejące w taki sposób, żeby inaczej się rozwinęły (tu macie minimalny spojler kolejnej miniaturki xD).
Do kolejnej :)
Świetna miniaturka <3 Ani na moment nie byłam w stanie oderwać oczu od tekstu.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnej! ♥
nie no po prosty kocham <3 mogłabym godzinami w kółko czytać twoje opka. a ta miniaturka... boska :D nawet nie wiem co mam napisać :3
OdpowiedzUsuńBoże, jak zwykle perfekcja ! Fajna ta miniaturka, bo sama mogłam sobie duzo przypomnieć, ciekawy pomysł. Bardzo niecierpliwe czekam na kolejna !
OdpowiedzUsuńChciałabyś zobaczyć moją reakcję, jak zobaczyłam, że coś wstawiłaś :) Jak zwykle świetne i nie mogę się doczekać następnej ! Twoje opowiadania są genialne, ale do tego mam największą słabość.
OdpowiedzUsuńMiałam skomentować, bo w sumie nie pamiętam, czy komentowałam poprzednie... chyba nie.
OdpowiedzUsuńTrafiłam na tego bloga przez przyjaciółkę, która ni go poleciła i prawie pochłonęłam to opowiadanie, podoba mi się twój styl i wyjątkowa pomysłowość, bo powiedzmy sobie szczerze - ile można czytać o grzecznym chłopcu :D
To może wspomnę, co mi stanowczo nie podeszło. Za dużo Harry'ego. Tak, wiem, że to opowiadanie o nim, ale niekiedy trochę mnie irytowało jego... wszędobylstwo. Niemal zapomniałam, że jest tu ktoś taki jak Dexter czy Żyleta, a bardzo ich lubię. W dodatku w moich oczach trochę go idealizujesz, ale to akurat rozumiem, sama mam na czyimś punkcie obsesję. Poza tym, wszystko "cacy", totalnie moje klimaty i, chociaż preferuję yaoi, jesteś na mojej liście ulubionych.
Posiadam również bloga yaoi z crossoverami HP oraz mojej ulubionej serii, jeśli będziesz chciała, mogę go podać tutaj, bo nie znalazłam zakładki ze spamem ^^'
Niech wena będzie z Tobą ^^
Jednym słowem zajebiste. Kocham twojego bloga. Przeczytałam chyba już 5 razy i mi się nie znudził. Bitwa Myśli też jest super. Najlesze blogi jakie czytałam. Życzę weny. Pozdrawiami czekam na next. :)
OdpowiedzUsuńLupus.
Oł je!
OdpowiedzUsuńKolejna mini i będzie jeszcze jedna, i może jeszcze i jeszcze..o jaaaa, jestem w niebie. Bardzo mi się podobało. Ostatnio po raz pierdyliardowy czytałam wszystko od początku i proszę , nawet coś nowego mi się trafiło!
Mi tam wszędobylstwo Kobry nie przeszkadza , bo również go kocham <3
No i Rebellion! Zdajesz sobie sprawę, że to przez ciebie stałam się ich fanką? Teraz już sobie nie wyobrażam żyć bez nich. Oczekiwanie na nową płytę jest okropne. Soldier Forever <3
No a co do samej treści...mega. Przyszło mi do głowy, co by się stało jakby nie przypomniał sobie przeszłości. To by dopiero była jazda. Ponowne obserwowanie jak się zmienia i zaprzyjaźnia z resztą mogłoby być ciekawe :ddd
Podsumowując, boskie, i czekam na kolejne <3
Priori :)
W E N Y ! ! !
Co jakiś czas wchodzę na twoje blogi żeby jeszcze raz je przeczytać. Dzisiaj miałam taki zamiar z Drugim Obliczem. Wchodzę i co widzę? Nowa miniaturka! Jak zawsze niesamowita :) Czekam na więcej i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńO rajciu. Weszłam żeby na nowo czytać DO a patrzę a tu nowa miniaturka. Jest rewelacyjna. Ale brakowało mi tutaj Snajpera. Jego reakcji na amnezję Kobry. Czekam oczywiście na kolejną ☺☺☺
OdpowiedzUsuńTwój blog znalazłam bardzooo dawno i czytałam go na bieżąco. Przeczytałam go kilka razy tak mnie wciągnął. I dzisiaj postanowiłam odświeżyć sobie trochę Twoje opowiadanie.. Przeczytać po raz kolejny. Paczam a tu kolejna BOSKA miniaturka którą czytałam z zapartym tchem. Masz dar do pisania i mam nadzieję że będzie tych miniaturek więcej :D A może napiszesz kolejny tom? Tom w którym będziesz opisywała dzieje ekipy i elity mających po 20lat i więcej ? Czekam na następną BOSKĄ,FENOMENALNĄ miniaturkę.
OdpowiedzUsuńDużooooo Weny!
Pozdrawiam
Amanda ;*****
Nie wierzę że coś nowego się tutaj pojawiło. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńPopieram Amande Black też chętnie bym przeczytała kolejny tom o ekipie i elicie. To mój ulubiony blog. Życzę weny
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtekst wspaniały, Harry stracił pamięć, i to w jaki sposób ją odzyskał, bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia