Powrót na Privet Drive był koszmarem. Chciał jak
najszybciej spotkać się z ekipą. Nigdy nie czuł się tak podłamany. Uciekł z
domu, nie zwracając uwagi na konsekwencje. Gejsza miała łzy w oczach, gdy go
witała. Yom i Szatan wyglądali na przygnębionych. Żyleta, Missy i Milka byli
najbardziej obeznani w sytuacji. Szefunio patrzył na bladą twarz Harry’ego w
milczeniu. Doris i Szakala nie było. Na pytanie, gdzie są, nie potrafili mu
odpowiedzieć. Nie miał z nimi kontaktu przez dwa dni.
Trzeciego dnia ponownie wybrał się do klubu, choć nie czuł
się lepiej. Nadal ich nie było. Gejsza patrzyła na niego pustym wzrokiem.
— Widziałam ich w pokoju — szepnęła do niego.
Poszedł tam. Nie wiedział, dlaczego nie przyszli, żeby się
z nim przywitać i dlaczego Gejsza uciekała wzrokiem, kiedy na nią patrzył.
Otworzył lekko drzwi, by sprawdzić, czy to odpowiedni pokój. Na dno jego
żołądka opadło coś ciężkiego. Szakal i Doris zajęci byli tylko sobą. Pocałunek
tak ich pochłonął, że nawet nie dostrzegli otwierających się drzwi. Wyszedł.
Był w kompletnym szoku. Nie wiedział, kiedy poszedł do ekipy i oznajmił, że
wraca do domu. Na Gejszę w ogóle nie spojrzał, choć ona zerkała na niego ze
łzami w oczach. Nie wrócił jednak na Privet Drive, ale został na placu, gdzie
przed wstąpieniem do ekipy spędzał noce. Czuł się zraniony jak nigdy wcześniej.
Został zdradzony przez dwie najbliższe osoby w jednym momencie. Stracił także
Syriusza. Nigdy nie wylał tyle łez, ile tego dnia. Czy mogło stać się jeszcze
coś gorszego?
Pojawił się w klubie dopiero dwa dni później. Siedział
blady i milczący. Żyleta patrzył na niego z obawą. Wyglądał, jakby nie spał od
tygodnia, a pustka w jego oczach była przerażająca.
Gdy pojawiła się Doris z Szakalem, Żyleta spodziewał się innego
powitania. Harry zerwał się do pionu. Sądzili, że chce się z nimi przywitać,
ale zamiast tego zrobił coś całkiem innego. Z furią w oczach uderzył Szakala
pięścią w twarz, nim ten chociażby się odezwał.
— Kobra! — wrzasnęła z przerażeniem Gejsza.
— Ty sku*wysynu! Jak mogłeś mi to zrobić?!
Przez zamroczony umysł nie słyszał krzyków Gejszy, lecz
uderzał byłego przyjaciela, choć ten już krwawił.
— Proszę, przestań! Kobra! — płakała blondynka.
— Po tylu latach!
— On go zabije!
— Pier*olony zdrajco! Zabiję cię za to!
— Kobra!
Ktoś chwycił go za ramiona i odciągnął do tyłu, chociaż
nadal się wyrywał, nie zwracając uwagi na to, że Szakal leży na ziemi ciężko
oddychając z zakrwawioną twarzą.
— Coś ty zrobił?! Oszalałeś?! — pisnęła ze strachem Doris.
Spojrzał na nią morderczo.
— Zamknij się, suko!
Nieświadomie wyrwał się Żylecie i ruszył w jej stronę.
— Nie! Kobra! — wrzasnęła Gejsza, widząc, że chłopak nad
sobą nie panuje.
Żyleta ponownie zainterweniował i w ostatniej chwili
powstrzymał Ostrego przed zrobieniem czegoś Doris. Szatan pomógł mu go
przytrzymać. Ekipa była przerażona sytuacją. Nie wiedzieli, dlaczego Harry tak
się zachował i co się stało. Dziewczyna patrzyła na Kobrę wielkimi oczami, a Szakal
wypluwał krew z ust, podnosząc się do pionu.
— Czy ty do końca oszalałeś?! — pisnęła Doris.
— Jeszcze masz czelność się odzywać po tym, jak się z nim
przespałaś? — syknął wściekle.
Szakal rozszerzył oczy, Doris zamrugała kilka razy, Gejsza
ukryła twarz w dłoniach, pozostali zdębiali.
— Co ty bredzisz , Kobra?! — bronił się Szakal.
— Ja bredzę? Nawet, ku*wa, nie zauważyliście, że wchodzę do
pokoju, tak byliście zajęci pieprzeniem się! — Szatan, mimo otępienia, mocniej
przytrzymał go za ramię, by ponownie się nie wyrwał. — Pewnie jak tylko
wyjechałem, z radości rzuciliście się sobie w ramiona, co? — warknął.
Chwila ciszy. Ostry nie wierzył, że jeszcze mają czelność
stać przed nim obok siebie z twardymi minami. Jego serce pękło na pół, gdy Doris
odpowiedziała:
— Byłeś blisko. Może nie tak od razu. Po świętach
wystarczyło.
Nie wierzył, że mógł ją kochać. Mówiła mu prosto w twarz z
ironicznym uśmiechem, że zdradzała go od pół roku z jego przyjacielem.
— Zejdźcie nam z oczu — szepnęła Gejsza.
— Nie wtrącaj się — odparła Doris.
— Nie wtrącaj się?! — wybuchła. — Ty dzi*ko!
Yom przytrzymał ją w powietrzu, kiedy zerwała się w jej
stronę. Krzyczała wściekle, obrażała ich. Kobra stał z pustką w zielonych
oczach. W jednej chwili jego życie całkowicie się zawaliło.
— Jak mogłeś patrzeć mi prosto w oczy, gdy mówiłem ci o
swoich problemach? — szepnął chłodno do Szakala. — Mówiłeś, że wszystko będzie
dobrze, a na boku robiłeś coś takiego… Liczyła się dla was tylko kasa.
Serce bolało jak nigdy wcześniej, kiedy dostrzegł brak
skruchy. Miał wrażenie, że zaraz umrze z psychicznego bólu, lecz wcześniej
zabije ich gołymi rękoma za to, co mu zrobili. Przepraszał Doris, gdy się
kłócili, kupował jej, co tylko chciała, żeby czuła się doceniana, mówił, że ją
kocha, a wszystko po to, żeby w końcu go zdradziła. Wykorzystała go, zależało
jej tylko na jego pieniądzach, korzystała z jego miłości. Szakal słuchał go,
gdy się żalił, powtarzał, że wszystko się ułoży, pocieszał po śmierci Syriusza.
Kierował nim fałsz. Pewnie później śmiali się z jego naiwności.
Szefunio widział ból w jego oczach. Ugodzili go w samo
serce, choć chłopak już był w kiepskim stanie psychicznym. Musiał to przerwać,
bo wiedział, że Kobra nie wytrzyma i popełni największy błąd swojego życia.
Stanął przy nim i położył dłoń na jego ramieniu. Szatan stanął obok mężczyzny z
zaciśniętymi pięściami i złością w tęczówkach.
— Wynoście się — rzekł twardo Szefunio do Doris i Szakala.
— Więcej się tu nie pokazujcie.
Szakal spojrzał na niego krótko. Nigdy nie widzieli
Szefunia tak chłodnego w stosunku do kogoś z ekipy.
— I bardzo dobrze. Nie mamy zamiaru — odparła dumnie Doris.
— Sprowadziłem sukinsyna — mruknął Yom, wwiercając wzrok w
Szakala. — Zaraz go zaj*bię.
Ze złością zrobił krok w jego stronę, ale Szefunio uniósł
rękę, aby go zatrzymać.
— Wyjdźcie, zanim przestanę ich powstrzymywać — powiedział
mężczyzna jeszcze zimniej, czując, jak Harry zaczyna drżeć.
— Kobra… — zaczęła Doris z uśmiechem.
— Wynoś się! — wrzasnęła Gejsza z furią.
Nie mogła pozwolić, żeby jeszcze słowami zraniła Harry’ego.
— Mamy wam pomóc? — warknął Żyleta.
Wreszcie wyszli. Zapadła absolutna cisza. Kobra patrzył z
pustką w oczach w miejsce, gdzie widział ich po raz ostatni.
— Muszę wyjść — wykrztusił słabo przez zaciśnięte gardło.
Nie czekał, aż coś powiedzą, lecz wyszedł. Nie wiedział,
gdzie ma iść i co ze sobą zrobić. Był kompletnie otępiały i nie docierały do
niego wydarzenia sprzed chwili. Zamknął się w jednym z pokoi. Głośna muzyka.
Tego potrzebował, gdyż to ona zwykle uspokajała jego emocje.
— … I want to say it now.
Cause I don't believe in tomorrow. The storm is raging now. Cause
I lost my faith in you…*
Nagle zabolało go mocniej, niż sądził. Syriusz. Doris.
Szakal. Stracił trzy ważne dla niego osoby w ciągu kilku dni. Papierosy. Jeden
za drugim. Ręce mu się trzęsły, gdy odpalał zapalniczkę. Nie pomagały w takim stopniu
jak zwykle. Nic nie pomagało. Lampka wylądowała na ziemi wraz ze stolikiem. Ból
psychiczny powalił go na kolana. W oczach pojawiły się zdradzieckie łzy.
Siedział na ziemi, patrząc tępo przed siebie.
— … I wish I had an angel.
For one moment of love. I wish I had your angel. Your
Virgin Mary undone…**
Nie usłyszał otwierających się drzwi. Zorientował się, że
ktoś wszedł, dopiero gdy Żyleta usiadł obok niego. Nie odezwał się ani
słowem. Po prostu siedział wraz z nim, by chłopak mógł się wygadać, jeśli tylko
by chciał.
Kobra był bardzo blady, momentami oczy zasłaniała mu mgła,
ale nie przestawał palić papierosów. Spalił tak dużo, że powoli zaczynało mu się kręcić w głowie. Żyleta obserwował go wzrokiem bez emocji. Jego również
zabolała zdrada Szakala, ale doskonale wiedział, że Ostry odczuł to o wiele
mocniej, bo byli jak bracia. Dodatkowo odeszła jego dziewczyna, którą kochał.
Wcześniej jeszcze opuścił go Syriusz, którego traktował jak ojca.
— Powiedz mi tylko dlaczego, bo nie mogę tego pojąć —
powiedział wreszcie cicho Harry.
Nie potrafił mu na to odpowiedzieć. Kobra to zrozumiał.
— … I feel it deep
within. It´s just beneath the skin. I must confess that I feel like a
monster…***
W Ostrym zaszły wielkie zmiany. Niestety, negatywne. Mieli
wrażenie, że przychodzi do klubu nie po to, żeby się z nimi spotkać, ale żeby
zapomnieć o wszystkim pijąc. I nie tylko. Coraz częściej widzieli go wokół osób
z towarzystwa ćpunów. Namówili go na coś mocniejszego niż trawka. Gdyby to
widzieli, na pewno by zareagowali, jednak zorientowali się za późno, gdy Szatan
przypadkiem na niego wpadł.
— Kobra? Miałeś być w dom…
Zamilkł, gdy dostrzegł, jak wygląda. Rozszerzone źrenice i
dezorientacja w oczach. Obok niego kręcił się facet, który zawsze miał na
sprzedaż narkotyki. Chłopak chwiał się lekko, gdy stał i uśmiechał się dziwnie.
Wujek zaciągnął go do stolika ekipy, choć ten gadał monotonnym głosem, że nie
chce iść, bo dobrze się bawi. Po drodze pociągnął za sobą jakąś pierwszą lepszą
dziewczynę, która miała we krwi sporo alkoholu i nie chciał jej puścić,
szczególnie gdy ta doczepiła się do jego ramienia.
— Szefunio, on jest naćpany — rzekł załamany Szatan.
Ekipa spojrzała na Kobrę, który podtrzymywał chichoczącą
dziewczynę, która jednocześnie podtrzymywała jego.
— Nie wiedziałem, że w pomieszczeniu mogą latać samoloty —
powiedział, patrząc w sufit, a ruda roześmiała się. — Ale odlot — dodał
niewyraźnie.
Zachwiali się.
— Sorki — zachichotała ruda, gdy wpadła na Szatana, który
ją przytrzymał.
— Boże, co się z nim dzieje… — wymamrotała Milka,
obserwując zachowanie Kobry, który patrzył przed siebie z głupią miną, mówiąc
coś o delfinach.
Oparł się o kanapę, twierdząc, że podłoga faluje. Po chwili
ruda zachwiała się jeszcze mocniej i stracili równowagę, przelatując przez
oparcie na ziemię. Zaczęli się śmiać, próbując się podnieść, co momentami im
nie wychodziło. Kiedy wreszcie im się udało, zatoczyli się w tłum. Więcej go
nie widzieli.
Obudził się z wielkim bólem głowy i niewiedzą. Był w jednym
z pokoi, a obok niego leżała całkowicie naga ruda dziewczyna. On nie był w
innym stanie. Patrzył na nią i nie mógł sobie przypomnieć, kiedy tu trafili.
Zaklął w myślach. Cicho wstał i ubrał się w ciuchy porozrzucane po całym pokoju.
Musiało się tu sporo dziać, bo poduszki leżały na ziemi, tak jak lampka.
Spojrzał na nią jeszcze raz. Pewnie też po pobudce nie będzie nic pamiętała. Po
cichu wyszedł i zamknął drzwi. Skierował się do sali klubowej, przecierając
twarz dłonią. Pobudka po imprezie zawsze była trudna. Przy barze Monica dała mu
butelkę z wodą. Położył głowę na blacie.
— Chyba w życiu tak się nie schlałem — mruknął, a ona
poczochrała go po włosach.
— Schlałeś, naćpałeś i nie wiemy, co jeszcze — dodała
Milka, która nagle się wyłoniła wraz z Żyletą.
— Gdzie byłeś? — zapytał szatyn.
— W pokoju — odparł stłumionym przez blat głosem. — Która
godzina?
— Dochodzi jedenasta.
— Ku*wa — szepnął, nie ruszając się.
Jak zwykle był spóźniony, jak zwykle miał oberwać, jak
zwykle miał uciec, by zaimprezować, jak zwykle miał obudzić się z kacem w
klubie, aby koło się zatoczyło.
Tak było i tym razem.
Na imprezie poznał Zeusa, z którym przypadkiem spotkał się
przy barze. Blondyn obserwował go z zaciekawieniem, ale Kobra nie zwracał na to
uwagi, bo już miał trochę alkoholu we krwi.
— Tylko mi jutro nie gadaj, że znowu cię łeb boli i nie
pamiętasz połowy imprezy — rzekła Monica, gdy znowu zamówił u niej setkę.
— Luzik. Pójdę do Onika — wyszczerzył się i wypił napój,
gdy ta pokręciła głową.
Chwilę później podeszły do nich cztery dziewczyny, które
zaczęły się do nich kleić. Robiły w ich stronę słodkie oczka. Zeus dostrzegł,
jak Harry zachowuje się wobec nich i chociaż czasami traktował je z dystansem i
chłodem, one lgnęły do niego gotowe mu się oddać w każdym momencie na środku
klubu.
— Stary, jak ty to robisz? — zapytał ze zdumieniem Zeus,
kiedy brunet je zbył, a chwilę później dziewczyny tańczyły dla Kobry na barze ze
specjalną piosenką o zapraszającym tekście.
— …S is for the simple
need. E is for the ecstasy. X is just to mark the spot. Because
that's the one you really want…****
— Co robię?
— Człowieku, te laski zaraz zaczną się rozbierać, żebyś
chociaż na nie spojrzał — zaśmiał się.
Harry uniósł brew. Chyba nie zdawał sobie jeszcze sprawy z
tego, że jest rozchwytywany w klubie na wszystkie strony przez płeć żeńską.
Zerknął na tańczące dziewczyny. Wszystkie bardzo młode i pełne uroku. I tak
bardzo niepodobne do Doris. Coś zakuło go w serce. Zabolało na nowo. Nie
potrafił o niej zapomnieć, była dla niego zbyt ważna.
Kiedy Zeus poderwał jedną z jego tancerek, Ostry poszedł na
piętro, skąd mógł obserwować salę z góry. Był sam, ale nie czuł się lepiej.
Cały czas o niej myślał. Widział jej twarz, gdy powiedziała mu, że zdradza go z
Szakalem. Nie żałowała. Sprawianie bólu i złamanie czyjegoś serca sprawiało jej
satysfakcję.
— Nie myśl o tym — usłyszał cichy głos Szefunia za sobą.
— Nie umiem — szepnął.
— To niczego nie zmieni. Nie zasługiwała na ciebie, skoro
zrobiła coś takiego.
— Ale to i tak boli — odparł szeptem pełnym załamania.
— Wiem — odpowiedział cicho, kładąc rękę na jego ramieniu.
— Ale przejdzie, choć teraz myślisz inaczej.
— Kobra! — wrzasnął z dołu Zeus. — Idziesz?!
— Zaraz! — odkrzyknął.
— Kobra — rzekł jeszcze Szefunio, patrząc na tłum, gdy Harry
skierował się do wyjścia. — Nie zrób głupoty i nie odcinaj się od ekipy. Chcą
ci pomóc, a ty ich potrzebujesz.
Ostry stał przez chwilę w miejscu ze ściśniętym gardłem.
Wyszedł na odrętwiałych nogach. Zeus już na niego czekał.
Zobaczył Szakala i Doris na samym końcu imprezy. Wszystko
się w nim skumulowało. Ból, żal, złość. Żyleta zobaczył zmiany w jego oczach i
zaczął bać się o niego coraz bardziej. Chłopak niemal od razu powiedział, że
wraca do domu. Nie mógł znieść tego widoku. Musiał wyjść. Żyleta odprowadził go
wzrokiem.
Nie przespał całej nocy. Cały czas widział przed sobą
twarze Szakala, Doris i Syriusza. Wiedział, że swoim zachowaniem ranił ekipę,
ale nie potrafił zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Dodatkowo
Voldemort prześladował go umysłowo. Nie wytrzymywał psychicznie. Teraz, gdy
wszystko się w nim skumulowało, nie myślał racjonalnie.
Poranek był najgorszy. Był sam w domu. Kompletna cisza i
spokój. Natłok myśli. Ból psychiczny. Stał przed lustrem w łazience. Widział
siebie – człowieka zmęczonego życiem, skłonnego zrobić wszystko, z podjętą
decyzją. Żyletka. Teraz dziwnie kojarzyła mu się z Żyletą. Uśmiechnął się
słabo. Gdyby nie on, pewnie nigdy nie poznałby tak wspaniałych ludzi, jak
ekipa. Ale też nie poznałby Szakala i Doris. Żyletka była ostra, a żyły
doskonale widoczne. Dursleyowie mieli go znaleźć dopiero wieczorem w kałuży
krwi, bladego jak śmierć. Czuł, że jest gotowy, ale serce i tak waliło z całej
siły. Nie chciał się wycofać, nie miał powodu, żeby to zrobić.
Telefon leżący na umywalce zawibrował. Nie miał zamiaru zareagować,
ale ten nie przestawał dzwonić. Drżącą ręką chwycił go w dłoń. Gejsza. Patrzył
na to słowo z pustką w oczach. Przestała dzwonić po kilku chwilach. Komórka
ponownie zamilkła, lecz nadal ściskał ją w dłoni. Znowu zawibrowała. Znowu
Gejsza.
— Przestań dzwonić — szepnął do siebie ze ściśniętym
gardłem. — Nie teraz.
Przestała. Ale tylko na chwilę. Musiał coś zrobić. Inaczej
ekipa by zareagowała. Znaleźliby go za szybko.
— Halo? — wydusił.
— Wreszcie odebrałeś — odetchnęła.
— Byłem w łazience — odpowiedział z zaciśniętymi oczami.
— Możesz rozmawiać?
Nie.
— Tak — jego słowa były sprzeczne z myślami.
— Nie ma ich?
— Nie ma — odparł pod nosem.
— Kobra, możesz wpaść?
— Po co? — wykrztusił.
— Chciałam pogadać — powiedziała cicho.
— Gejsza…
— Proszę — szepnęła.
Chwila milczenia.
— Jesteś w klubie?
— Tak. Przyjdziesz?
Znowu chwila ciszy.
— Tak — rzekł cicho.
— Dzięki. Czekam.
Rozłączyła się. Usiadł na ziemi i chwycił się za głowę.
Dlaczego musiała zadzwonić akurat teraz, gdy już był zdecydowany? Wzbudziła w
nim wątpliwości. Uświadomił sobie, jak bardzo by ją zranił, gdyby się zabił.
Tyle razy udało mu się przeżyć po atakach Dursleya i teraz miałby sam się
dobić? Jednak nie miał siły dalej żyć.
Schował żyletkę i przemył twarz zimną wodą, żeby ochłonąć.
Następnie deportował się, żeby go nie namierzyli. Gejsza czekała w klubie,
siedząc wraz z ekipą i Szefuniem. Miała podkurczone kolana pod brodę i
wpatrywała się w szklankę z sokiem. Podniosła wzrok, gdy usłyszała, że ktoś
wchodzi. Zdążył tylko przywitać się z ekipą, zanim chwyciła go za rękę i
wyciągnęła do jednego z pokoi. Odprowadzili ich spojrzeniami.
— Myślcie, że uda jej się coś zdziałać? — spytał cicho Yom.
— Mam nadzieję. Już nie mogę patrzeć na to, co się z nim
dzieje — odpowiedziała szeptem Missy.
Gejsza nie wiedziała, jak ma zacząć rozmowę. Chłopak stał
przy oknie i czekał. Był niepokojąco blady, a w oczach dostrzegła tylko pustkę
i niechęć.
— Kobra — zaczęła szeptem — widzimy, co się z tobą dzieje.
Zmieniłeś się i nie jest to zmiana na lepsze. Domyślam się, jak jest ci ciężko,
ale, proszę cię, nie odsuwaj się od nas. Chcemy ci pomóc, ale nie wiemy jak, bo
nam na to nie pozwalasz. Alkohol i narkotyki nie załatwią problemów, ale
jeszcze bardziej je namnożą. — Miała nadzieję, że coś odpowie, ale on milczał, wbijając
w nią pusty wzrok. — Nawet nie wiesz, jak nas boli patrzenie na to, co ze sobą
robisz — ciągnęła cicho. — Staczasz się. Zamykasz w sobie. Nie dopuszczasz do
siebie. Jak mamy ci pomóc, skoro nas unikasz i wszystko trzymasz w sobie? — Nadal
się nie odezwał. — Powiedz coś — szepnęła. — Kobra — dodała, gdy w dalszym
ciągu nie odpowiadał. — Myślisz, że to nas nie obchodzi? — rzekła już normalnym
głosem. — Że patrzymy z obojętnością na twój upadek? Że mamy to w dupie? Otóż
nie. Nie mamy tego w dupie, bo, do jasnej cholery, jesteśmy rodziną! A rodzina
musi sobie pomagać! Będziesz tak milczał? Okay. Jak chcesz. Tylko nie myśl, że
przez to sobie odpuszczę! — Podeszła do niego i chwyciła go za bluzę napełniona
wieloma emocjami. — Nie patrz na mnie, do jasnej cholery! — Szarpnęła nim. — Zrób
coś! Powiedz, krzyknij, odepchnij, tylko tak na mnie nie patrz! — W jej oczach
pojawiły się łzy, które po chwili popłynęły po jej policzkach. — Musisz ranić
wszystkich dookoła?! Musisz ranić osoby, którym na tobie zależy?! Szakal niech
się je*ie! Był gówno wart, skoro nie docenił przyjaźni! Ta suka tak samo! Przez
takich śmieci będziesz się oddalał od innych, którzy nigdy ci tego nie zrobią?!
Wiem, że to boli, ale przejdzie. Przejdzie, rozumiesz?! Ale tylko wtedy, gdy pozwolisz
sobie pomóc! — Krzyczała, bo jego milczenie doprowadzało ją do szału. — Chlaj,
ćpaj, przeżywaj nocki z nieznajomymi, ale co ci to da?! Problem nie
zniknie! Pojawi się nowy, gdy tylko to przestanie na ciebie działać! Zniszczysz
sobie życie! Nie zachowuj się jak gówniarz i pokaż, że jesteś silny i sobie
poradzisz! Chyba że chcesz się zaćpać na śmierć, to proszę bardzo, droga wolna!
Wbij nam ostatni nóż w plecy!
Po tych słowach dostrzegła jego pierwszą reakcję od
początku rozmowy. Jego oczy zaszły na chwilę mgłą, a później odwrócił wzrok na
szafę.
— Kobra — szepnęła, teraz już szlochając. — Są jeszcze
osoby, które cię kochają. Nie rań ich. Nie rób mi tego.
Jej płacz sprawił, że poczuł do siebie nienawiść. Ranił ją
swoim zachowaniem. Nie zwracał uwagi na to, co dziewczyna może czuć. Skupił się
na swoich problemach, zrzucając przyjaciół na drugi plan i w ogóle się nimi nie
interesował. Przytulił Gejszę i pocałował ją w głowę, zamykając oczy.
— Boże… Przepraszam. Nie powinnam — jęknęła.
— Nie masz za co — szepnął.
— Bądź ze mną szczery. Powiedz, co ci leży na sercu.
Wykrzycz. Tylko nie milcz — powiedziała słabo.
— Zepsułaś mi plany.
— Co? — stęknęła.
— Przez ciebie muszę odłożyć tę żyletkę, bo nie będziesz
miała się na kogo wydzierać — mruknął cicho.
Drgnęła i odsunęła się od niego z wielkimi oczami.
— Nie… Powiedz, że nie chciałeś…
Milczał. Znowu. Ale to oznaczało odpowiedź.
— Ty świnio! Jak mogło to ci przejść przez myśl?! —
wrzasnęła wściekle, uderzając go pięściami w klatkę piersiową. — Chciałeś mnie
zostawić! Nie liczysz się z uczuciami innych, draniu! Nie zachowuj się jak
tchórz, do cholery! Kiedy?! — warknęła na koniec.
— W momencie, gdy zadzwoniłaś — odpowiedział cicho.
— Nienawidzę pogrzebów, nie pamiętasz?! — ryknęła.
— Egoistka — mruknął cicho z bladym uśmiechem.
— I kto to mówi — warknęła rozwścieczona.
Odwróciła się od niego.
— Gejsza — szepnął, a ona zacisnęła oczy.
Zabolało ją to, co jej wyznał.
— Co? — burknęła przez łzy.
— Dziękuję.
— Za co?
— Tego potrzebowałem. — Odwróciła się do niego z
niezrozumieniem na twarzy. — Tych wrzasków i obelg. Potrzebowałem takiego
kopniaka w dupę.
— Nie zrobisz tego? — szepnęła błagalnie.
— Nie zrobię. Możesz być z siebie dumna, bo znowu zepsułaś
mi plany.
Prychnęła, a on uśmiechnął się lekko. Tego szczerego
uśmiechu brakowało jej od dawna.
*Lacuna Coil – I don't believe in tomorrow
**Nightwish – Wish I had an Angel
***Skillet – Monster
****Nickelback – S.E.X.
__________________________________
Niezrównoważona, raczej już nie
będę pisała nic na tym blogu po zakończeniu.
W środę ostatnia część prequelu i oficjalne zakończenie opowiadania.
TT^TT Na pocieszenie został na jeszcze Twój drugi blog...Cholera dlaczego Harry nie zabił Szakala? Y^Y I Doris tez przy okazji mógł, taką s*kę to ja bym chyba żywcem zakopała, żeby cierpiała jak najdłużej... Niecierpliwie czekam na kolejny prequel ^__^
OdpowiedzUsuńTroche mi smutno ze ten blog juz sie konczy ;( Ale jak mowia inni mamy na pocieszenie twoj trzeci blog : HP I BM . Ale nie mysl sobie ze z tego zrezygnuje ! NIGDY ! Bede do niego wracac chodzby sie palilo i walilo ! Nie zrezygnowalam z pierwszego opowiadania , z drugiego tez nie zrezygnuje i z trzeciego ! Co do perquelu cudny chociaz smutny ;( Matko dajcie mi Magnum i powybijam ich wszystkich ! Zwlaszcza Dumledore'a , Snape'a , smierciojadkow , Voldzia , ta s*ke , tego su*insyna i innych sku*wysynow ! Nikita Cullen
OdpowiedzUsuńCholera, tak, powstrzymałam łzy. Wiesz co? Przez Ciebie robię się miękka. Przez Twoje opowiadania zaczynam płakać, choć jestem z natury osobą, która z byle powodu tego nie robi. I wiesz co? Dzięki Ci za to, na serio :) Na prawdę się cieszę, że przez przypadek natrafiłam na Twego pierwszego bloga i czytam wszystkie.
OdpowiedzUsuńPrequel podobał mi się... Nie było tego humoru, ale to nawet i dobrze. Nie pasowałby do tej części. Ale miałam ochotę zabić tą dwójkę... o matko. Ale się poryczałam, gdy Harry trzymał żyletkę... też o matko. Dobrze, że Gejsza zadzwoniła... A z resztą co ja tam mam pisać :D
Nie będę się rozpisywać teraz. Dopiero zrobię to w środę, w dzień ostatniej notki. Z pewnością pozostanie jakiś niedosyt. Po prostu te opowiadanie wciągnęło mnie na amen. Szczególnie końcówka, gdy Kobra i Nikita nie żyją. Naprawdę teraz czuję jakby ktoś mi ścisnął serce. Nie będzie więcej... ech. Trudno się mówi. A może kiedyś będziesz miała jakieś natchnienie na jakiś dodatek? Wiem, wiem, wiem... napisałaś, że jak dasz ostatnią część to zakończysz bloga na amen. Ale wolę sobie myśleć inaczej ;D
Weny mnóstwo życzę ;P
Dobry odcinek, od samego początku ukazania się prequelu czekałam na ten moment, w którym Harry się dowie o Szakalu i Doris. Po prostu zrobiło mi się go żal. Syriusz, przepowiednia, teraz to... ech, po prostu nie żyć, a umierać. Że też Gejsza tak trafiła... Gdy zapytała o to, nie usłyszała odpowiedzi - to samo w sobie odpowiadało. Całkiem niedawno byłam w podobnej sytuacji (mówię o sytuacji Gejszy, nie Harry'ego) i jak nie usłyszałam odpowiedzi od jednej osoby, to niemal się wściekłam.
OdpowiedzUsuńCzekam na ostatni odcinek, zastanawia mnie, w jakim momencie skończysz. Już to widzę, jak Kobra idzie na ławeczkę i siada na niej, a samochód podjeżdża. To byłoby zakończenie idealne dla tego dodatka, ale to się okaże w środę. Za chwilę lecę na BM czytać rozdział drugi :) Pozdrawiam i zapraszam [czas-jak-z-porcelany.blog.onet.pl oraz pisanina-frigus.blog.onet.pl]
Przepraszam, miał być plac zabaw, nie ławeczka :) Chociaż tak mi się wkiminiło, że była ławeczka, nie wiem, czemu :P Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŁał, widzisz co robisz z ludźmi? Niezrównoważona ryczy, a ja mam ochotę iść i zamordować Doris i Szakala. Jakie momenty były najlepsze? Cóż. Chyba nie chce kopiować całego rozdziału :) Mam jeszcze jedno pytanie odnośnie do Nicole. Czy pisałaś co stało się z jej ojcem? Czy po prostu go nie było? Sorry, jeśli gdzieś to napisałaś, ale jestem zapominalska. Szkoda, że już niedługo będzie ostatnia część Drugiego Oblicza, najbardziej mi się podobało :( Ech... rozklejam się.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jeden z najbardziej chwytających za serce rozdziałów. Śmierć, zdrada i to podwójna...
OdpowiedzUsuńSerce mnie boli jak to czytam...
Najgorsza z wszystkiego jest zdrada ukochanej osoby, zdrada najlepszego przyjaciela...
Patrzenie z uśmiechem w twarz, by potem za plecami śmiali się z ciebie i obgadywali i zdradzali w najgorszy z możliwych sposobów. Nie dziwię się porywczości Kobry...
Achhhh w najgorszych momentach przychodzą nam najmroczniejsze myśli....
Gejsza jest kochana, jak siostra.. Zawsze można na nią liczyć w najtrudniejszych momentach..
Dobrze, że Ostry ma takich przyjaciół, rodzinę w ekipie...
Jeszcze jeden rozdział i koniec.. Taki jakiś niedosyt pozostaje, jednakże nic nie trwa wiecznie.
Pociechą jest fakt iż pozostaje jeszcze 'Bitwa myśli', więc żegnam się tutaj i klikam na drugiego bloga xD.
Weny ;* !
Daga
Wiem. Komentarz trochę późno, ale, jak mówią, lepiej późno niż wcale. Twojego bloga odkryłam podzas wakacji w 2013 roku. Myślsłam, że nikt nie nspisze opowiadania w stylu, który uwielbiam. Może nigdy tego nie przeczytasz, ale czuję, że muszę to napisać. Ten blog to moje ulubione opko. Podoba mi się twój styl i to, że czytając, czuć w tym cząstkę ciebie. Nie znam Cię i nie wiem, czy wzorowałaś jakąś postać na sobie, czy też nie, ale chciałabym potrafić pisać tak jak Ty. Za każdym razem, kiedy wracam do tego bloga, mam nadzieję, że będzie widnieć tu nowa notka. I będzie o nowym opku. Twoim nowym opku. Bitwa Myśli była zaskakująca, przyznaję. Ale to Drugie Oblicze podbiło moje serce. I nie tylko moje. Kobra jest przykładem osoby, której powierzyłabym główną rolę mojego bloga, choć prawdopodobnie on nie powstanie. Mam nadzieję, że kiedyś to przeczytasz, nawet jeśli przynudzam, a chyba to robię. Mam prośbę. Podoba Ci się Jack Sparrow? Jeśli stworzyłabyś nowego bloga, myślę, że to byłby ciekawy temat. Zwłaszcza, że możnaby połączyć go z HP, nielegalnym mugolskim życiem, byciem piratem, czy przyjacielem Volturi, Cullenów, Salvatorów i kogokolwiek innego.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za nudziarstwo.
Pozdrawiam. Pati
Zawsze czytam wszystkie komentarze, bo przychodzą mi powiadomienia na maila :)
UsuńBardzo się cieszę, że opowiadanie tak Ci się spodobało.
Jeśli chodzi o Piratów... Lubię ten film. Kiedyś myślałam o połączeniu HP z jakimś innym filmem, Piraci też się pojawili w głowie, jednak nic nie wypaliło, bo ciągle pojawiają się nowe pomysły i wybieram te najlepsze, według mnie. Jeśli chodzi o Zmierzch, to tego kompletnie nie widzę, więc to na pewno by nie wypaliło ;)
Pozdrawiam :)
PS. Nie nudzisz. Lubię czytać długie komentarze :)
Witam,
OdpowiedzUsuńw końcu Harry poznał prawdę, Szakal i Doris go zdradzili, Szefuncio taki zimny był, ale jak widać ekipa razem i się wspiera.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia