15.08.2012

Prequel: część 5

Doskonale znał ten ból. Wiedział, że będzie go pamiętał do końca swojego życia. Czuł go tyle razy, że powinien wreszcie się do niego przyzwyczaić. Ale czy można było przyzwyczaić się do cierpienia?
— Kiedyś tego pożałujesz — szepnął do siebie, widząc przed sobą agresora.
— Co powiedziałeś? — syk pełen wściekłości.
— Że kiedyś los odwdzięczy ci się czymś gorszym. — Odważył się powiedzieć to głośno.
Stał, choć ciało przechodziło istne tortury. Krew ciekła mu z kącika ust i nosa, ale było w nim tyle zła i chęci doprowadzenia Dursleya do szału, że splunął mu pod nogi. Uderzenie z otwartej dłoni miało przywołać go do porządku, lecz on nie miał zamiaru tego zrobić.
— Kiedyś ktoś tu przyjdzie i pożałujesz. Jeśli się uda, sam to zrobię, obiecuję, szujo.
Wiedział, że przesadził, ale teraz go to nie obchodziło.

Z samego rana wyrzucono go z domu. Ledwo zmrużył oczy, gdy zaczęło świtać. Był wczesny poranek. Do klubu dotarł dość szybko, w sam raz na śniadanie.
— Matko, jak ty wyglądasz? — przeraziła się Gejsza. — Czy ty widziałeś się w lustrze?
Nic dziwnego, że tak zareagowała. Był niemal przeźroczysty, pod oczami widniały ciemne cienie, a tęczówki wyrażały zmęczenie.
— Spałeś w ogóle?
Pokręcił głową.
— Co tu robisz tak wcześnie? — zapytał Szefunio.
— Wyrzucił mnie z domu — mruknął.
— Chociaż się nie przyczepi, że się spóźniłeś — odparł niemrawo Szakal.
— Idź się przespać. Słabo wyglądasz — dodała Missy. — Nie jesteś głodny?
Pokręcił głową. Szczerze mówiąc, było mu niedobrze, gdy patrzył na jedzenie. Poszedł za jej radą. Ledwo dotknął poduszki, a już zasnął.
— Wykończy go — powiedział cicho Szatan. — Organizm to odczuwa. Zniszczy sobie zdrowie.
— Ledwo wyleczy się z jednego, a już idzie na drugie — dodała szeptem Gejsza.
— Mam tylko nadzieję, że szybko go zabiorą — westchnęła Missy.

Już wieczorem pozwolił sobie na imprezę. Może nie czuł się zbyt dobrze, ale nie chciał siedzieć w pokoju.
Jak każdy normalny człowiek musiał odwiedzić łazienkę, gdzie wpadł na dwóch rozmawiających ze sobą chłopaków. Nie zwróciłby na to uwagi, gdyby w rozmowie nie padło jego przezwisko.
— … Daj spokój. Tak Mike’owi wpie*dolił, że ledwo chodził. Przy bójce tak się wkurzył, że kopnął go w jaja.
Drugi syknął.
— Pozbawiony skrupułów skur*wysyn.
— Żebyś wiedział.
Kobra uśmiechnął się lekko do siebie, hamując wybuch śmiechu. Chyba nawet kojarzył tę bójkę. Jakiś koleś obraził Gejszę, więc dał mu takie manto, że się więcej nie pokazał. Całkiem możliwe, że oberwał także między nogi.
— Nie chciałbym mu podpaść. Niby to nie pierwszy raz.
Później zmienili temat, więc Harry umył ręce i wyszedł, wcześniej lustrując ich wzrokiem. Wrócił na salę rozbawiony.

Miał ochotę ryknąć śmiechem, kiedy Yom przyprowadził do ich stolika dwójkę mężczyzn z łazienki. Kobra tylko czekał, aż dowiedzą się, przy kim usiedli. Przedstawił się jako Ostry, żeby nie było podejrzeń. Chciał zobaczyć ich miny później. Obserwował ich i chyba zdawali sobie z tego sprawę.
Gejsza usiadła mu na kolanach i mocno przytuliła, co robiła dość często w ostatnim czasie. To, że bez powodu dawała mu buziaki, nawet w usta, także stawało się normą. Co poniektórzy gadali, że są parą, co było nieprawdą. Nie ciągnęło ich do siebie pod tym względem.
— Gejsza, momentami można stwierdzić, że jednak macie się ku sobie — powtórzył po raz kolejny Yom.
Kolesie wymienili spojrzenia. Czy tak nie mówiono na dziewczynę, o którą ich kolega bił się z Kobrą?
— Chyba cię jeb*o — odparła. — Nie, Kobra? — spojrzała na Harry’ego.
To był piękny widok. Mężczyźni wbili w siebie spojrzenia. Mieli lekko rozszerzone oczy i pobladłe twarze. Zerknęli na Ostrego, który patrzył na nich ze świecącymi jak żarówki tęczówkami. Czuli ten palący wzrok. Wiedzieli, że wpadli po uszy.
Harry nie sądził, że tak szybko można się zmyć z tłumaczeniem, że zostawili mleko na ogniu. Odprowadził ich wzrokiem, słysząc jeszcze ostatnie słowa kolesia, który obraził go w łazience:
— Ja pie*dolę, ale wpadka.
Nie mógł wytrzymać i zaczął się śmiać jak opętany. Spojrzeli na niego ze zdziwieniem, więc powiedział Gejszy, Szakalowi i Szefuniowi o rozmowie w toalecie, a oni dołączyli do niego.

Gadanie, że on i Gejsza są parą zaczęło ich irytować. Kolejna osoba, która o to spytała, powinna zostać za to zamordowana, jednak zirytowana dwójka przyjaciół zerknęła na siebie znacząco.
— Tak, jesteśmy parą — rzekła dumnie Gejsza, a Yom wypluł sok, słysząc taką odpowiedź.
Jej koleżanka zaśmiała się.
— Serio?
— Nie, tak tylko picujemy, żeby było śmiesznie — odparł Kobra.
— Jakoś wam nie wierzę.
— To po co pytasz?
Gejsza chwyciła Harry’ego za rękę i wciągnęła go w tłum.
— Odwalmy coś, żeby niektórzy żyli w tym przekonaniu i namieszamy im w głowach — rzekła.
Wymienili spojrzenia i uśmiechnęli się jak diabły.
W następnej chwili Gejsza usiadła na barze, ciągnąc za sobą Ostrego, z którym całowała się bez skrępowania. Kiedy niemalże leżeli na ladzie, dziewczyna zaczęła rozpinać jego koszulę, a on całować ją po szyi. Ludzie patrzyli na nich: jedni ze zdumieniem, drudzy z rozbawieniem, a jeszcze inni z zazdrością bądź zaciekawieniem. Namieszali w głowach wielu osobom i chcieli to zrobić w jeszcze większym stopniu, dlatego, śmiejąc się sami z siebie, zeszli z baru i wrócili do stolika, zostawiając zaskoczony tłum.

Kręcił się po klubie w poszukiwaniu rozrywki i w efekcie końcowym wylądował przy barze, rozmawiając z Monicą. Nagle obok niego rozległo się kobiece:
— Dostanę wódkę z colą?
Z ciekawości przeniósł wzrok na bok i aż go zamurowało. Była to młoda blondynka z ciemnymi, niebieskimi oczami. Na jej ustach widniał czarujący uśmiech, a tęczówki mocno błyszczały. Anioł w ciele dziewczyny. Wzięła od Monici drinka i już miała odchodzić, gdy zerknęła w jego stronę. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a serce zabiło mu mocniej, kiedy usta blondynki wygięły się w górę, a jej dłoń przez chwilę dotknęła jego skóry. Odprowadził ją wzrokiem do samego tłumu, oniemiały z wrażenia.
— Znasz ją? — zwrócił się z pytaniem do barmanki.
— Tylko z twarzy i przezwiska. Doris. Przychodzi tu od niedawna.
Wiedział, że zapadnie mu w pamięci.

Szukał okazji, żeby się z nią zapoznać, ale nie było to wcale takie proste. Jego myśli były rozerwane na dwie części: Doris i groźby Snajpera. Szefunio obawiał się o jego życie i było to całkiem zrozumiałe.
Kobra wyszedł przed klub, kiedy w jego ręce trafiła trzecia tego dnia groźba. Zapalił papierosa, żeby się trochę odstresować. Drzwi wejściowe otworzyły się, ale nie zwrócił na to uwagi, dopóki nie usłyszał głosu, który poznał kilka godzin temu przy barze. Towarzyszyło jej kilka koleżanek. Z ich rozmowy wywnioskował, że chcą się przejść po okolicy.
— Doris, miałyśmy iść w drugą stronę! — krzyknęła nagle jedna z nich.
— Wiem, idźcie! Zaraz dołączę!
— Przecież nie znasz okolicy!
— To poznam!
Jej głos był coraz bliżej niego. Nie chciał perfidnie się odwracać, by sprawdzić, gdzie idzie.
— Poczekamy! — odparły nagle z chichotem.
— Papierosy szkodzą zdrowiu — rozległo się nagle obok niego, a serce mu stanęło.
Zerknął w bok. Doris stała obok, wbijając w niego swój wzrok.
— Ale są dobre na odstresowanie — odpowiedział.
— Można odstresować się w zdrowszy sposób.
— Na przykład?
— Spacer.
— Jeśli ma się z kim, owszem — stwierdził z uśmiechem.
Jej oczy zabłysły.
— Doris! — jęczały jej przyjaciółki.
— Zaraz! Przecież się nie pali! — odkrzyknęła.
— Chyba się niecierpliwią — podsumował Kobra.
— Jak zwykle. — Nagle uśmiechnęła się szerzej. — Znasz okolicę?
— Dość dobrze, żeby poprowadzić  ślepego przez telefon — odpowiedział.
— Bo my nie bardzo. Może dasz się namówić na to, żebyś został naszym przewodnikiem?
Uśmiechnął się do niej.
— Samotny rodzynek wśród tylu dziewczyn?
— Może któraś cię zainteresuje.
— Już mnie zainteresowała — przyznał, patrząc na nią.
Lekko uniosła kąciki ust.
— Tym bardziej — odrzekła ciszej. — Dziewczyny, znalazłam przewodnika!
Dołączyli do jej przyjaciółek i ruszyli w wędrówkę po okolicy. Koleżanki Doris szły przodem, Ostry z blondynką we dwójkę za nimi, rozmawiając na różne tematy. Obeszli w tym czasie kilka ulic. Wrócili ponad pół godziny później.
— Muszę wracać — powiedziała do niego Doris.
— Będziesz jutro?
— Nie wiem, może… Zobaczę, co wymyślą dziewczyny. Kobra?
— Hmm?
— A ty często tu jesteś?
— Przez wakacje niemal codziennie.
— Czyli nietrudno na ciebie trafić.
Pożegnali się, a Harry wrócił do ekipy.
— Gdzie zaginąłeś na tak długo? — zapytała Missy.
— Załatwiałem pewną sprawę.
— A ta sprawa to wysoka blondynka? — odparł ze śmiechem Yom.
— Spadaj — mruknął Kobra, a oni zaśmiali się lekko.

Często o niej myślał z nadzieją, że jeszcze się spotkają. Kolejnego dnia wypatrywał jej w klubie, jednak się nie pojawiła. Klął na siebie, że nie wziął jej numeru telefonu. Wrócił do domu na czas i udało mu się uniknąć kary.
Gdy kolejnego dnia został zaatakowany przez dementorów, miał wrażenie, że Dursley zabije go na miejscu. List z Ministerstwa Magii uratował mu skórę, choć jego treść go przeraziła. Dalsze wypadki potoczyły się bardzo szybko. Zabrano go z Privet Drive, wylądował w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa, gdzie czekał na niego Syriusz oraz Weasleyowie z Hermioną. Znowu musiał udawać kogoś, kim nie był, ale zabrnął w to za daleko. Wymykał się z domu, żeby spotkać się z ekipą. Ukrywanie się było strasznie męczące, ale nie mógł powiedzieć im prawdy.
Tego dnia po raz kolejny ukradkiem wyszedł z kwatery. Wiedział, że nie może zaimprezować, bo nie wyobrażał sobie wtedy powrotu. Z tego względu mieszkanie z Dursleyem było plusem: mógł wychodzić, gdy miał ochotę i wracał, kiedy chciał. Czasami kończyło się to awanturą i siniakami, ale miał pełną swobodę.
— Ja pie*dolę, ten koleś ma oko dookoła głowy i widzi przez ściany. Jeśli zauważy, że mnie nie ma, może pojawić się problem — stwierdził.
— Często jest u was? — zapytał Szakal.
— Na szczęście nie. Tak czy inaczej, urodzin nie przepuszczę.
Ekipa roześmiała się. Wtedy zauważył Doris. Serce zabiło mu mocniej. Gejsza dostrzegła to spojrzenie i od razu tam zerknęła. Nic nie powiedziała. Harry poszedł do dziewczyny, która uśmiechnęła się na jego widok. Przyprowadził ją do ekipy jakiś czas później. Czas zleciał szybciej, niż sądzili i choć Kobra wiedział, że powinien wracać, nadal siedział w klubie.
— Będzie miał problemy — powiedziała Gejsza, gdy zniknął z Doris w tłumie.
— Daj spokój. Nie widzisz, że coś się kroi? — odparł Szatan.
Westchnęła. Nie była przekonana do Doris, ale nie chciała psuć chłopakowi humoru.
— Chyba ktoś tu się zakochał — stwierdziła pod nosem Missy.

Pisali ze sobą niemal non stop, a gdy tylko Harry mógł wymknąć się z Kwatery Głównej, spotykał się z nią w klubie. Zbliżali się do siebie coraz bardziej, a ekipa już nie wątpiła w to, że brunet się zakochał. Gejsza nie wyglądała na usatysfakcjonowaną. Nie darzyła Doris zaufaniem.
W urodziny Kobry wiele się zmieniło. Szaleli jak zawsze, palili, pili, tańczyli i śpiewali. Prezent w postaci całonocnej wyprawy do parku rozrywki bardzo mu się spodobał. Musieli poszukać tylko jednej nocy, gdzie chłopak będzie miał okazję się tam z nimi wybrać. Harry’ego roznosiła energia. Szakal nie mógł zrobić nic lepszego, jak zamówienie u DJa ulubionej piosenki chłopaka.
— Nie dawajcie im więcej alkoholu — zaśmiał się Yom, gdy dwójka przyjaciół szalała na kanapie.
— … We're going off tonight. To kick out every light. Take anything we want. Drink everything in sight…*
Doris siedziała obok nich, głośno się śmiejąc. Milka zerknęła na Żyletę, gdy ten zaczął drgać w rytm muzyki.
— Matko, klub mi rozniosą — westchnął Szefunio, gdy Żyleta do nich dołączył.
Doris wyciągnęła Kobrę na parkiet, gdzie doskonale się bawili. Po jakimś czasie dziewczyna opadła sił, w przeciwieństwie do Harry’ego, który zawsze miał w sobie pokłady energii. Dziewczyna przystanęła ze zmęczenia, zerknęła na niego i przyciągnęła do siebie. Ich spojrzenia spotkały się blisko siebie. Nie zawahał się i pocałował ją w usta.
— No to mamy nową parkę — stwierdziła Missy, widząc z niedaleka tę sytuację.

Kobrę obudził niesamowity hałas tuż obok jego głowy. Otworzył oczy i poraziła go jasność. Czaszka pulsowała bólem, a nad sobą widział niebo.
— Gdzie ja, ku*wa, jestem? — szepnął do siebie.
Podniósł się na klęczki i wszedł na kolanach pod małą górkę, a później wstał z półprzymkniętymi powiekami.
— Ku*wa! — wrzasnął, gdy tuż przed jego nosem przejechała ciężarówka.
— Złaź z tej drogi! — krzyknął do niego Żyleta wychodzący z rowu po drugiej stronie ulicy.
— Co to, ku*wa, jest?!
— Mnie pytasz?!
— Eee! Pomocy! — usłyszeli z niedaleka głos Szakala.
— Szakal?! Gdzie jesteś?!
— Ja pie*dolę! W śmietniku! — Pomogli mu wyjść ze śmietnika. — Gdzie my jesteśmy? — jęknął. — I jakim sposobem obudziłem się w koszu na śmieci?
— Ktoś nas tu wywiózł — stęknął Żyleta. — Jesteśmy jakieś dwadzieścia kilometrów od klubu.
— Co?!
— Kto miał nas zaprowadzić do pokojów? — zapytał Szakal.
Wymienili niewiedzące spojrzenia.
— Ma ktoś telefon?
— Nieee…
— Ja pie*dolę. Musimy iść pieszo.
Udało im się złapać taksówkę.
— Kto nam zrobił taki nienormalny kawał?! — wrzasnął na wstępie Szakal.
Ekipa wybuchnęła śmiechem wraz z Doris.
— To nie było śmieszne. Kobrę prawie rozjechała ciężarówka — dodał Żyleta.
Nie dowiedzieli się, kto im zrobił taki dowcip.
— Która godzina? — zapytał Harry, przecierając twarz. Gdy mu to powiedzieli, zamarł. — Uwierzą w spacer z samego rana?
— Uwierzą, jeśli doprowadzisz się do użytku.
— I przebierzesz się w te szmaty — skrzywiła się Gejsza, mając na myśli ciuchy po Dudleyu.
Pomogła mu doprowadzić się do porządku i choć nie wyglądał na pełnego energii, Szatan odwiózł go na Grimmauld Place 12, gdzie nie zauważono jego zniknięcia.

Z Doris spotykał się tak często, jak tylko mógł. Czuł się szczęśliwy jak nigdy wcześniej, gdy wspólnie spędzali czas. Ekipa to dostrzegała. Gejsza mówiła chłopakowi, żeby się tak nie angażował, bo nie chciała, żeby później cierpiał, ale ją zbywał. Pragnął być szczęśliwy, a tak było z Doris.
— Świata poza nią nie widzi — stwierdziła Milka pewnego razu.
— Zakochał się, nic nie poradzimy — odparła Missy.
Doris chętnie spędzała z nimi czas. Zależało jej na nim, wspierała go, pomagała jak mogła.
— Mamy was! — krzyknął Szakal, kiedy uchwycił ich na wspólnym zdjęciu.
Patrzyli na siebie błyszczącymi oczami. Ona obejmowała go za szyję, a on ją w pasie. Wtedy po raz pierwszy wyznał jej, że ją kocha. Odpowiedziała tak samo.
Ogłoszono, że Kobra ma wziąć udział w wyścigach mistrzów. Ekipa przyjęła to z wielką radością. Wszyscy przeżyli wstrząs, kiedy dowiedzieli się od Szakala, że Harry miał wypadek samochodowy.
— Nic mu nie jest? — przeraziła się Doris.
— Ma wstrząśnienie mózgu. Siedzimy w szpitalu, a on walczy o wypis.
— Co się stało? — zapytał Yom.
— Wysadził mnie, bo miałem sprawę do załatwienia. Nie zdążył się rozpędzić i wjechała w niego ciężarówka. Auto całe skasowane. Koleś nie zauważył czerwonego światła. Dziwię się, że tylko tak się to skończyło. Wyglądało to o wiele groźniej. O, chyba ma wypis. Zaraz będziemy w klubie.
Po ich powrocie Doris i Gejsza dopadły Harry’ego w samych drzwiach.
— Z Mistrzów nici — mruknął, gdy dały mu spokój.
— Ważne, że tobie nic poważnego nie dolega — odpowiedział z ulgą Szefunio. — Lepsze wstrząśnienie mózgu niż połamany kręgosłup.
Sydney był zawiedziony, gdy dowiedział się, że Kobra nie może wziąć udziału w wyścigach z powodów zdrowotnych, ale nie mógł nic na to poradzić.

Nadszedł dzień wyjazdu do Hogwartu. Poprzedniej doby Harry ostatni raz spotkał się z ekipą. Doris wycałowała go za wszystkie czasy. Obiecał, że będzie przychodził, gdy tylko będzie mógł wymknąć się ze szkoły.
Powrócili do nauki i potajemnych spotkań za szklarnią.
— Głupia żmija — skrzywiła się Missy, gdy spotkała Kobrę po jego pierwszym szlabanie z nową nauczycielką obrony – Umbridge.
— Mało powiedziane. Przecież takie kary są zakazane — dodała Milka.
— Wiecie co… Już przyzwyczaiłem się do wszystkiego, co dziwne w tej szkole — odparł brunet, wypuszczając z ust dym. Nagle zmarszczył brwi i z udawanym zaskoczeniem dodał: — Czy tylko ja to odczuwam?
— Gdyby nie twoja osoba, w tej szkole nie działoby się nic dziwnego — stwierdził Żyleta.
— Ciekawe czemu — prychnął.
— Nie wiem jak wy, ale na samym wstępie tak nas zawalili, że muszę usiąść do książek, żeby jakoś się pokazać na owutemach — rzekł Żyleta, zgniatając niedopałek nogą.
— Nam też — stwierdziła Missy. — Muszę wziąć się za zaklęcia.
— Ja już zrobiłam — wystawiła język Milka.
Ich spojrzenia padły na Harry’ego. Machnął ręką.
— Później.
Żyleta parsknął śmiechem.
— Później to będziesz błagał Hermionę, żeby ci pomogła.
Wzruszył ramionami. Nadal miał wyrzuty sumienia, że okłamuje Hermionę i Rona. Zostali z Milką sami.
— Nudno, nie? — rzekła.
— Trochę.
Spojrzeli na siebie, a ich oczy zabłyszczały.
— Co robimy?
— Włamanie do McGonagall?
— Z miłą chęcią. Nie możemy wyjść z wprawy.
Ze śmiechem zaczęli planować akcję.

Wymykali się z Hogwartu, gdy tylko mieli okazję i czas. Mimo chwilowego kryzysu z Doris, ich związek przetrwał próbę czasu. Do uszu Kobry dotarły plotki, że Gejsza i Doris nie są w zbyt dobrych stosunkach i między nimi często dochodziło do kłótni. Nie potrafił wpłynąć w tej sprawie na żadną z nich. Nie wiedział, o co im chodzi i dlaczego nie darzą się sympatią. Doris mówiła, że Gejsza chce zniszczyć ich związek. Gejsza twierdziła, że Doris jest fałszywa i chodzi jej tylko o kasę.
— Nie widzisz, że tylko na tym jej zależy? — powiedziała do niego przyjaciółka. — Co chwilę tylko prosi cię o pieniądze. Gdybyś wszystko stracił, rzuciłaby cię dla innego.
— Gejsza, nie przeginaj — odparł.
— Takie jest moje odczucie. Nie chcę, żebyś przez nią cierpiał — szepnęła.
Uśmiechnął się do niej delikatnie. Doceniał, że się o niego troszczy.
— Wszystko jest okay — odpowiedział. — Nie martw się.
Westchnęła.
Nigdy nie czuł się tak źle. Śmierć Syriusza była dla niego trudnym przeżyciem. Przywiązał się do niego, chociaż nie spędzili ze sobą zbyt dużo czasu. Dodatkowo odkrycie przepowiedni… Nie miał na nic ochoty. Missy, Milka i Żyleta wspierali go w najtrudniejszych chwilach. Gdy udało mu się spotykać z Szakalem, ten wysłuchał go w milczeniu, gdy mówił o najgorszym. Doris nie spotkał. Reszta ekipy była na akcji. Szefunio załatwiał sprawy.
— Będzie okay — rzekł Szakal na koniec.
Kobra wrócił do Hogwartu. Ron i Hermiona także go wspierali, jednak miał wrażenie, że jest mu coraz trudniej. Nie domyślał się, że najgorsze dopiero przed nim.

*Nickelback – Burn it to the Ground

_________________________________________

Niezrównoważona, nawet nie wiesz, jak ciężko było ułożyć cały prequel, żeby wszystko zgadzało się z ciągiem dalszym. Jak to zrobiłam? Przeczytałam całe swoje opowiadanie od początku i wypisałam na kartce wszystkie zdarzenia, które były wspomniane, a później ułożyłam je w odpowiedniej kolejności. Łatwo nie było ;)
Frigus, „Little Whinging znajdowało się niedaleko Londynu” – nie wiadomo, jak daleko było LW od Londynu, więc założyłam, że niedaleko, tak więc Harry miał dość blisko do klubu. Co do „Pussy”, bardziej w tłumaczeniu chodziło mi jako „kotek”, „kiciuś”.


6 komentarzy:

  1. Jeszcze raz cię kobieto podziwiam za ten dodatek i z pewnością wszyscy czytelnicy ci za to dziękują :D Miałaś wiele roboty...
    Błędów nie zauważyłam bo szybko czytałam, by jako pierwsza wstawić komentę, nie wiem czy tak będzie xD Rozdział strasznie mi się podoba. Chichotałam w najlepsze przy scenie, gdzie wywieźli ich gdzieś xD
    Najgorsze jest to, że zostały tylko... TYLKO dwie części... Jak ja bez tego bloga radę dam sobie? No tak, twój trzeci blog. Ale ten jest strasznie oryginalny i chyba zacznę czytać go od nowa. :D
    A czy gdy już zakończysz dodawanie tego prequelu, to kiedyś tam dodasz taki inny dodatek... na przykład jak sobie radzą po śmierci Kobry i Nikity? Nie chodzi mi o teraz, ale czy za pół roku, rok, dwa?
    Koniec ględzenia, bo nie wiem co pisać i bym pisała same durnoty w tym komentarzu.
    Weny mnóstwo życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Również podziwiam, że chciało ci się to wszystko pisać... Scena, gdy wywieźli ich poza klub, świetna :D. Widzę, że Gejsza jako jedyna nie może się przekonać do Doris i cóż, będzie mieć rację. Podobała mi się również scena z tymi gośćmi, którzy aż tak przestraszyli się Kobry. Szkoda, że jeszcze tylko 2 części, ale na pocieszenie zostaje nam twój 3 blog. Pozdrawiam, kinina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow ! Napisanie tego perquelu musialo byc trudne ale '' Dla chcacego nic trudnego '' ;) Co do perquelu zara*isty :3 To dopiero bylo : slawna sprawa z rowem ( musialo to wygladac zabawnie ;) ) , dementorzy ( blee ) , Doris ( a niech ta k*rwe zaje*ia ! ) , ciezarowka ( auc ) , wlamanie do gabinetu McGonagall ( szkoda ze nic z niego nie ukradli , mogliby te rzeczy porozrzucac po calym Hogwarcie ;) ) , klotnie Gejszy i Doris ( ja kibicuje Gejszy ;) ) i sprawa z lazienka ( hahaha ! :) ) . Rockowa moze i sie powtarzam ale I LOVE YOU ! Nikita Cullen

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach ten Vernon, przynajmniej teraz wiemy, że Ostry spełni swoją obietnicę w przyszłości..
    Hahaha rozmowa w klubie bezcenna i te ich spojrzenia na siebie xD.
    Kobra i Gejsza wymiatają, nie ma to jak ucięcie plotek potwierdzeniem o związku xD. Boskieeee !!!
    I mamy słynną miłość od pierwszego wejrzenia, szkoda tylko, że Kobra wyjdzie z tego ze złamanym sercem ehhhh...
    Ależ urodziny !
    I to zakończenie imprezy, wylądowanie Kobry w rowie i Szakala w śmietniku xDDDDD
    Uchhh kolejny wypadek ajjjjjj niedobrze.
    No i Kobra wpadł po uszy. Gejsza ma rację, ale zakochany człowiek jest zaślepiony...
    A gdy potrzeba najważniejszej osoby nie ma przy nim... Może to powinno mu dać do myślenia, że Doris nie jest jednak taka, jak myślał?!
    Tylko dwa rozdziały zostały do końca?? Jak to?? ;((
    Weny ;*** !

    Daga

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno już nie czytałam czegoś, przy czym parskałam śmiechem, zazwyczaj obywałam się na lekkim uśmiechu. Tym razem nie mogłam powstrzymać się przy dialogu:
    "-Szakal?! Gdzie jesteś?!
    -Ja pie*dolę! W śmietniku!" (Przypomniało mi się, jak kuzyn zadzwonił do mojego brata, który akurat do niego jechał i zapytał "Gdzie jesteś?", a mój brat odpowiedział "Nie wiem, gdzie jestem. O! W Oborze!", po chwili śmiechu kuzyn się pyta "To gdzie tak serio jesteś?", a mój brat na to "No mówię, że w Oborze!". Okazało się, że to taka miejscowość w pobliżu Gniezna xD).
    Doris, przeklęta Doris... Nie lubię jej, ale kto lubiłby ją znając ciąg dalszy? Chyba nikt... Szkoda, że Szakal okaże się zdrajcą, fajny całkiem się wydaje. Nawet wyboraziłam sobie jego wygląd, a ja rzadko kiedy umiem sobie wyobrazić nowe postaci (lub np. Huncwotów za młodu).
    Niecierpliwie czekam na ostatnie dwa rozdziały prequelu. I brawo za tą wytrwałość przy wyszukiwaniu informacji, które zawarłaś w całości :) Ja chyba nie miałabym cierpliwości.
    Pozdrawiam i zapraszam [czas-jak-z-porcelany.blog.onet.pl oraz pisanina-frigus.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    boski,k sławna sprawa z nosem, śmierć Syriusza, pojawienie się Doris i to, że Gejsza jej nie ufa, i na dodatek ta ciężarówka auć...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń