Zaczęli się do siebie przywiązywać.
Wszyscy zauważyli, że Gejsza zrobiła to w bardzo szybkim tempie. Gdy Kobra
przychodził pobity, niemal wychodziła z siebie, żeby mu pomóc i przeklinała Dursleya
jak nikogo innego. Żyleta zaraził Kobrę muzykomanią. Puszczał muzykę, gdy tylko
miał okazję, a brunet to podłapał. Missy dostrzegła, że Harry’ego w ogóle nie
znała lub zmienił się tak bardzo pod ich wpływem.
— Chłopaki, sprawdzimy was w akcji — rzekł
Szefunio do Kobry i Szakala. — Żyleta zabiera Kobrę, a Yom Szakala. W jak
najkrótszym czasie kradniecie jak najwięcej aut. Tylko nie przyprowadzajcie mi
żadnego starego rupiecia, bo pójdą na sprzedaż. I, co ważne, spośród tych,
które zgarniecie, wybierzecie swój samochód. Akcję robicie bez przemyślenia,
przyjeżdżacie nimi na nasz parking, ale pamiętajcie o tym, że nie może was
dorwać policja. Do roboty.
Żyleta i Yom zawieźli ich w dwie różne
części miasta, żeby nie wchodzili sobie w drogę. Harry szybko znalazł obiekt
jego zainteresowania, więc Żyleta zatrzymał się niedaleko. Szatyn obserwował z
ciekawością, jak sobie poradzi. Rozeznał się w terenie. Alarm nie zrobił na Kobrze
dużego wrażenia. Żyleta uśmiechnął się do siebie, kiedy z łatwością otworzył
drzwi i odpalił auto bez kluczyków. Pisk opon. Właściciel mógł już na stałe
pożegnać się ze swoim bmw.
Za trzecim podejściem brunet niemal
zapomniał, co ma robić, kiedy zobaczył mazdę mx5 w kolorze czerni.
— Ten będzie mój — stwierdził, wysiadając
z auta Żylety.
— Dobry wybór — usłyszał jego głos.
W efekcie końcowym Szakal i Kobra
przyprowadzili po cztery auta. Harry zdecydował się na mazdę, Szakal na porsche
cayman.
— Kobra, chcesz wyścig? — zaproponował
Szefunio, gdy zostali sami. Pokiwał głową. Adrenalina związana z pojedynkami
samochodowymi bardzo mu się spodobała. — Coś ci załatwię. Do końca wakacji
jesteś u Dursleya?
— Na razie na to wychodzi — odparł
niemrawo.
Szefunio patrzył na niego przez chwilę.
— Mówiłeś coś o tym, że Ron pisał o
Mistrzostwach Quidditcha.
— Nie mam pojęcia kiedy.
— Może być problem z dojazdem, gdy
będziesz u nich. Chcesz im powiedzieć?
— To chyba nie jest dobry pomysł.
— Dasz radę czasami się wymknąć?
— Chyba tak.
— W takim razie Żyleta nauczy cię
deportacji niewykrywalnej, okay?
Kiwnął głową w odpowiedzi. Ruszyli do
pracy.
Na wyścigi Szefunio wysyłał go coraz
częściej, widząc, że dobrze sobie radzi. Puszczał nawet Żyletę i zaczynał
przekonywać się do udziału ekipy w pojedynkach samochodowych. Kobra stawił się
na ustaloną walkę wraz z ekipą. Gejsza sztyletowała wzrokiem dziewczynę łaszącą
się do bruneta. Nie czuł, że jest cały czas obserwowany. Kiedy ruszył z piskiem
opon i zniknął za rogiem, Sydney podszedł do Szefunia.
— Na Młodego czai się Mistrzunio.
Yom i Szatan wymienili spojrzenia.
— Czai? — zainteresowała się Missy.
— Doszły do niego plotki, że jakiś młody
ścigant sieje spustoszenie. Przyjechał zobaczyć go w akcji.
Kobra dotarł na metę jako pierwszy.
Szefunio spostrzegł, że Mistrz Mistrzów obserwuje chłopaka z zainteresowaniem.
Harry zaczął coraz bardziej lgnąć do
dziewczyn, a dziewczyny coraz bardziej lgnęły do niego. Gejsza zachichotała
cicho, kiedy okrążyły go z każdej strony i nie wiedział, na której skupić
największą uwagę. W tym czasie na widoku zjawił się Mistrz, którzy przywitał
się z Szefuniem i poprosił go na słówko. Był to wysoki blondyn przed
trzydziestką z zielonymi oczami.
— Długo szkolicie Młodego? — zapytał.
— Nawet nie miesiąc — odparł Szefunio.
Mężczyzna uniósł brwi ze zdziwieniem.
— A wcześniej?
— Zagubiony dzieciak, jak każdy inny z
ekipy.
— Żadnej styczności z autami?
— Żadnej.
Milczał przez chwilę.
— Jakoś uczycie go różnych technik jazdy?
Szefunio spojrzał na niego znacząco.
— Byle jeździł i byle udało mu się uciec
przed policją. Wiesz, że nie mamy możliwości.
— Zmarnuje się. Widzę w nim urodzonego
ściganta. Tylko trzeba oszlifować diament.
— Co planujesz?
— Dasz mi go wyszkolić? Będzie jeździł jak
zawodowiec. Nie mogę patrzeć, jak ktoś taki się marnuje. Niedługo wyjeżdżam, ktoś
musi mnie zastąpić.
Szefunio uśmiechnął się lekko.
— Kobra! — Chłopak spojrzał na niego pytająco
spomiędzy dziewczyn. — Możesz podejść?
— Jasne.
Wydostał się z tłumu brunetek, blondynek,
rudych i szatynek, by do nich podejść.
— Pewnie zdążyłeś się rozeznać w sytuacji
i kojarzysz Errora — rzekł Szefunio, a on kiwnął głową. Error uścisnął mu dłoń.
— Ma dla ciebie propozycję.
Error spojrzał na Szefunia i uśmiechnął
się zadowolony.
— Z tego co widzę, kręcą cię wyścigi,
prawda? — Potwierdził bez mrugnięcia okiem. — Chciałbyś jeszcze się podszkolić
w tym fachu?
— Czemu nie.
— No to się dogadamy — stwierdził z satysfakcją.
— Drifting i te sprawy?
Chłopakowi mocniej zabłysły oczy.
— Chyba nie musisz więcej pytać — zaśmiał
się Szefunio.
— To co? Jutro u mnie o szesnastej.
Szefunio powie ci, gdzie to jest.
— Jasne — uśmiechnął się.
— Załatwiłem to, co miałem, więc się
zwijam. Nie spóźnij się, bo nie będzie miło — dodał z daleka.
— Spoko — wyszczerzył się.
— Stary! — podniecił się Yom, przybiegając
do niego, gdy Error zniknął im z oczu. — Mistrzunio cię wyszkoli! Zazdroszczę.
Niejeden chciał być na jego miejscu.
Na spotkanie z Errorem przyjechał o
ustalonej godzinie. Mężczyzna był oazą spokoju i cierpliwie czekał na pierwsze
efekty szkolenia. Kobra szybko łapał, o co chodzi, ku jego zadowoleniu. Nie
mieli też problemu z dogadywaniem się na inne tematy. Spotykali się codziennie,
a Harry za każdym razem przyjeżdżał na czas, żeby mu się nie narażać. Do czasu…
Error czekał na spóźniającego się bruneta
już od kwadransa. Był już lekko zirytowany, gdyż cenił sobie punktualność.
Wreszcie się zjawił. Nie czekał na jego słowa tylko od razu przeprosił za
spóźnienie, twierdząc, że nie mógł wcześniej przyjechać. Error widział, że
chłopak jest jakiś zdekoncentrowany. Miał rozbiegany wzrok i był nerwowy.
— Co się…?
— Mogę skorzystać z łazienki? — przerwał
mu szybko, jakby chciał urwać temat.
— Jasne — odparł ciszej. Harry zniknął za
drzwiami odprowadzony jego spojrzeniem. Od razu chwycił za telefon. — Szefunio,
Kobra był u ciebie?
— Nie, dzisiaj się nie widzieliśmy.
Dlaczego? Nie przyjechał?
— Przed chwilą zjawił się spóźniony.
Miałem nadzieję, że wyjaśnisz mi, co się stało, bo unika odpowiedzi.
— Jak się zachowuje? — zaniepokoił się.
— Jest jakiś nerwowy.
— Co ma ubrane?
— Co? — zdumiał się.
— To ważne.
— Bluzę z kapturem i długim rękawem —
zdziwił się.
— Ku*wa — szepnął Szefunio do siebie.
— Co jest? — nie rozumiał.
— Nie powiedział ci…
— O czym?
— W domu go leją. Z ekipą zauważyliśmy, że
zawsze jest tak ubrany, gdy facet trochę przesadzi, dlatego pytałem.
Error przetarł twarz dłonią.
— Długo?
— Od zawsze. Gdzie jest?
— W łazience.
Chwila ciszy.
— Sprawdź, czy wszystko z nim okay. Koleś
jest nienormalny. Nie wiadomo, co mu zrobił tym razem. Już dwa razy zlał go
tak, że ledwo utrzymaliśmy go przy życiu.
Error zaklął cicho. Po chwili się
rozłączył.
— Kobra?
— No? — odparł stłumionym głosem.
— Wszystko okay?
— Jasne.
Chwila ciszy.
— Mogę wejść? — Milczenie. — Kobra? —
Znowu nic.
Bez dalszych pytań szybko wszedł do
środka. Chłopak chwiał się lekko, trzymając za umywalkę. Error wyprowadził go z
łazienki i posadził na kanapie w salonie, podając ręcznik, gdyż z jego nosa
zaczęła lecieć krew. Patrzył na niego przez chwilę bez słowa.
— Co ci zrobił?
— Kto? — odpowiedział słabo.
— Dobrze wiesz. Dzwoniłem do Szefunia. Od
razu cię rozszyfrował, nawet cię nie widząc.
— Przesadza — podsumował Kobra.
— Nie sądzę. Dzisiaj lepiej odpuścimy sobie
tę lekcję. — Usiadł naprzeciwko niego. — Jest jakiś powód czy nie?
— Jeśli spóźnienie uważasz za powód, jest
dość częsty.
Error przeczesał dłonią włosy.
— Takich kutasów to tylko ustawić pod
ścianą i strzelić kulką w łeb. Nie lepiej byłoby zwiać i mieć spokój? Szefunio zająłby
się tym, żebyś miał dach nad głową.
— Jeśli to zrobię, mogę mieć jeszcze
większe kłopoty, uwierz mi.
Error wiedział, że skoro ekipa nic nie
zdziałała w tej sprawie, to on nie ma najmniejszych szans. Dał Harry’emu trochę
odetchnąć i dopiero po jego zapewnieniu, że wszystko już jest okay i prośbach,
aby zaczęli ćwiczyć, zgodził się na to.
— Kobra, do jasnej cholery! Jeszcze raz przyjedziesz
na lekcję na kacu, to ci wpier*olę!
— No co? — jęknął. — Była okazja.
— Jaka? Znowu Yom wygrał wyścig? —
wywrócił oczami.
— Niee… Opijaliśmy to, że za cztery dni
mam urodziny — stęknął.
Error spojrzał na niego zgłupiałym
wzrokiem i parsknął śmiechem.
— Idźcie wy się zbiorowo leczyć —
stwierdził. — Opijać miesiąc po urodzinach też będziecie?
— Możliwe.
— Już nie myślę jak dzisiejsza młodzież —
powiedział do siebie, kierując się do auta.
Harry odprowadził go śmiechem.
Żyleta przyszedł popatrzeć na jego trening
wraz z resztą ekipy i Szefuniem.
— No chyba cię coś je*ło — oznajmił Kobra,
gdy Error wyznał mu, co przygotował na dziś.
Wszyscy z rozbawieniem dostrzegli, że chłopak
stał się bardzo dosłowny w swoich przekazach. Miał jechać slalomem między
drzewami metodą driftingu. Ledwo widzieli, co się dzieje, ponieważ unosiły się
tumany kurzu. Nagle rozległ się huk.
— Ku*wa — wydusił Error, gdy zauważył, że Harry
wraz ze swoją mazdą wylądował na drzewie.
Ekipa stała z wielkimi oczami. Już mieli
do niego biec, gdy rozległo się:
— Nieeeeee! Mój samochodzik!
Wysiadł z pojazdu z miną cierpiętnika.
— Nic ci nie jest? — przeraził się Error.
— Ch*j ze mną! Patrz, co z autem!
— Czy cię poje*ało?! — wybuchnął Error. —
Wjechałeś w sam środek drzewa! Człowieku, ogarnij się!
— To trzeba było mi powiedzieć, że za
jednym drzewem jest niespodzianka w postaci drugiego! — warknął, załamany losem
swojego samochodu.
— Tak to jest, jak się przychodzi na kacu!
Okazja? Cztery dni przed urodzinami! Naprawdę, godne oblewania!
Yom i Szatan zarechotali. Error długo
jeszcze wyklinał wszystko, co mógł, a w szczególności Kobrę, który złośliwie odpowiadał.
Mężczyzna wreszcie ochłonął.
— Gdyby nie wpadka na samym końcu, byłoby
nieźle — podsumował.
Harry prychnął.
— Taa… A na treningi to chyba przyjadę
pożyczonym rowerem — zironizował.
— Weźmiesz któryś z tych, które zwinąłeś
na pierwszej akcji — stwierdził Szefunio.
Nie miał innego wyjścia.
Auta były doskonałe, jednak według Kobry
nie były takie, jakie chciał. Jego mazda nie nadawała się do niczego, oprócz
sprzedaży na części. Szefunio cierpliwie czekał na jego wybór, lecz się nie
doczekał.
— Mogę sobie ukraść? — spytał w końcu
Harry.
Szefunio zaśmiał się.
— Weź Żyletę, niech ci pomoże.
Brunet uśmiechnął się szeroko.
Krążyli po mieście i salonach samochodowych,
aby znaleźć Kobrze wymarzone auto. Szefunio chciał, żeby miał takie auto, jakie
zapragnie, skoro miał być jego ścigantem wystawianym do najtrudniejszych wyzwań.
Żyleta gwizdnął, gdy dostrzegł wzrok Harry’ego padający na samochód stojący na
wystawie jednego z salonów.
— Nissan gtr. Niezłe cacko. Widzę, że masz
do tego nosa — zaśmiał się lekko. — Teraz nie ma szans, żeby zwinąć go bez
problemów.
— Teraz?
— Szefunio chce ci dać dobre auto, skoro
masz być wyszkolony przed Errora. Na pewno zgodzi się na akcję.
Weszli do klubu Szefunia i oznajmili mu,
jaki jest wybór Kobry.
— Skoro tak, to sprawdzimy cię w
trudniejszej akcji — rzekł mężczyzna do bruneta.
Szykowała się pierwsza poważna akcja.
Szatan podwiózł go pod salon samochodowy,
w którym stał nissan gtr. Kamerki i mikrofony miał zainstalowane, a Missy
czuwała nad akcją w roli hakerki.
— Auto jest chronione jak diament, więc
żeby nie ściągnąć policji, musisz zająć się ochroną i kamerami. Kamery można
ominąć w większej części, więc musisz się tylko dostać do pokoju, gdzie jest
zainstalowany monitoring. Idź od tyłu, poprowadzę cię. — Z łatwością ominął sprzęt
monitorujący, który mogły go uchwycić i wszedł do budynku. — Jakaś opatrzność
nad tobą czuwa — stwierdziła Missy. — Nie ma kolesia od monitoringu, bo jest w
pomieszczeniu obok. Jak się pospieszysz, z łatwością będziesz mógł usunąć
taśmy, więc możesz na luzie iść. — Dostał się do pokoju monitoringowego i
zabrał wszystkie kasety, które mogły mieć na nagraniu jego osobę. — Koleś
wraca. Zajmij się nim.
Stanął za drzwiami i czekał. Gdy facet
wszedł i zamknął wrota, nie zdążył nic powiedzieć, bo został uśpiony przez
zamaskowaną osobę.
— Wyłącz kamerki na czas piętnastu minut,
żeby nic nie rejestrowały. Tylko ja będę wszystko widziała. Teraz ochrona.
Jeden na podwórku, drugi koło samochodu.
Za radą Missy najpierw zajął się tym z
dworu, usypiając go. Z drugim mógł być większy kłopot. Nie myślał zbyt długo
nad tym, jak się go pozbyć. Otworzył cicho drzwi i zatrzasnął je, nawet tam nie
wchodząc. Cisza. Zza drzwi mężczyzna wołał innego ochroniarza, ale nie było
odzewu. Wrota otworzyły się, a Kobra od razu chwycił go od tyłu i uśpił szmatką
nasączoną specjalnym płynem.
— Droga wolna. Teraz tylko otwórz sobie
okno wystawowe i auto jest twoje.
Nie miał żadnych problemów i po chwili
jechał przez ulice miasta swoim nowym samochodem.
Szefunio nie miał przed ekipą żadnych
tajemnic, dlatego gdy do pomieszczenia, w którym pomagali Kobrze w akcji,
wszedł jeden z najważniejszych facetów w przestępczym świecie Londynu, nie
ukrywał, że robi z nim interesy. Snajper – bo tak go nazywano – zerknął na
monitor, gdzie Harry usypiał jednego z ochroniarzy.
— Akcja? — zapytał, a Szefunio kiwnął
głową. — Kto to?
— Kobra — odpowiedział.
— Nowy?
— Nowy — potwierdził.
— I już na akcji?
— Nieźle mu idzie, więc czemu nie. Mam
zamiar wystawić go na wyścigach i w tym celu kradnie sobie auto.
— Zwykle robisz maraton i akcję ukradnij jak najwięcej w jak
najkrótszym czasie.
— Zrobiłem, ale zdążył rozwalić jedno
auto, a reszta mu nie pasowała.
Snajper uniósł brwi.
— Trochę dyscypliny.
— Gdybyś zobaczył, jak jeździ, pozwoliłbyś
mu na jeszcze trudniejszą akcję, żeby miał takie auto, aby dobrze mu się nim
ścigało. Sam Error go szkoli, a to coś znaczy.
— Szefunio, akcja udana — oznajmiła po
chwili Missy.
— Będą z niego ludzie — dodał Żyleta.
Snajper patrzył na nich z zaciekawieniem.
Chłopak po jakimś czasie wszedł do
pomieszczenia zadowolony ze swojego nowego nabytku. Szefunio zerknął na
Snajpera, kiedy ten wbił w niego wzrok. Gejsza pomogła chłopakowi uwolnić się z
kamerek, mikrofonów i słuchawek.
— Idziemy go zobaczyć? — podniecił się
Szakal.
— Chcecie to idźcie. Ja spadam do domu —
odparł Kobra.
Gejsza poruszyła się nerwowo.
— O której miałeś być? — zapytał Szefunio,
nie zwracając uwagi na Snajpera.
Harry uśmiechnął się słabo.
— Prawie godzinę temu.
Już miał wychodzić, gdy Gejsza poszła za
nim z cichym:
— Kobra? — Spojrzał na nią. — Zadzwoń… po
wszystkim — szepnęła.
Po raz kolejny uśmiechnął się słabo.
Gejsza patrzyła na zamykające się drzwi z pustką w oczach.
Czekała na telefon, a czas dłużył się
niemiłosiernie. Wreszcie komórka zawibrowała. Przyszedł sms o treści Wszystko okay, który
przeczytała na głos, by inni także wiedzieli.
— Miał zadzwonić — szepnęła z bólem.
Żyleta i Szakal spojrzeli na siebie spode
łba.
Kolejnego dnia czekali na jakiś znak od
chłopaka. Szakal napisał do niego smsa z pytaniem, czy przyjdzie. Odpowiedź
była jasna: Nie mogę.
Gejsza i Missy długi czas milczały po tej wiadomości. Kobra nie dał znaku życia
do końca dnia.
Dopiero dzień przed swoimi urodzinami
Harry mógł wyjść z domu. Był wieczór, słońce zachodziło. Przyszedł na plac,
gdzie miesiąc temu znalazł go Żyleta. To miejsce go uspokajało. Musiał trochę
odetchnąć przed pójściem do klubu. Położył się na ławce ze słuchawkami w
uszach.
— … Did you ever hear what I told you? Did you ever read
what I wrote you? Did you ever listen to what we played?...*
W kieszeni bluzy coś wymacał. Wyciągnął
to. Uśmiechnął się lekko do siebie. Paczka papierosów i zapalniczka. Kupił to z
Szakalem, gdyż chcieli spróbować. Krztusili się dobre pięć minut, a Onik –
barman – śmiał się nich jak opętany do końca imprezy. Niby dym tytoniowy
uspokajał, więc postanowił spróbować jeszcze raz. Zapalił papierosa. Nastawił
się na to, co mogło być dalej, ale drugi raz już wyglądał lepiej. I musiał
przyznać, że było mu trochę lżej. Nawet nie zorientował się, że spalił trzy z
nich, a niebo stało się ciemniejsze.
— Clock
is ticking while I’m killing time. Spinning all around . Nothing else that you
can do. To turn it back…**
Ktoś wyciągnął mu słuchawki z uszu, więc
otworzył oczy, żeby to sprawdzić. Gejsza, a za nią reszta ekipy.
— Ja tu czekam, a ty sobie w kulki lecisz
— rzekła na wstępie. — Miałeś zamiar dać znak życia?
— Miałem.
— Kiedy?
— Zaraz.
— Taa…?
— No tak. W planach miałem wizytę w
klubie.
— Po spaleniu całej paczki, jak rozumiem —
wtrącił Yom.
Zamrugał kilka razy, ale nie odpowiedział.
— Widzę, że kogoś zaraziłem manią — rzekł
Żyleta, zmieniając temat i zerkając na ekran, co chłopak słucha.
Rozsiedli się obok niego, a Gejsza
położyła głowę Kobry na swoich kolanach, by bawić się jego włosami. Domyślili
się, czym było spowodowane nie odzywanie się Harry’ego, dlatego nie drążyli
tematu.
Nie poszli do klubu, lecz siedzieli na
placu. Missy spojrzała na zegarek. Trzy minuty po północy.
— Kobra?
— Hmm?
— Wszystkiego najlepszego.
Chwila ciszy.
— Dzięki.
— Wiesz… Jak ktoś z ekipy ma urodziny,
robimy jeden, wielki prezent — rzekł Szatan. — Ciebie to nie ominęło.
Harry zerknął na niego z zaciekawieniem.
— Ale w pierwszej kolejności musisz
doprowadzić się do użytku — stwierdziła Gejsza. — I koniecznie musisz się
wyspać, bo, jak sądzę, nie miałeś takiej możliwości przez ostatnie dwa dni.
Wstali i razem wrócili do klubu Szefunia.
Prezent i impreza musiały zostać odłożone na później.
Kobra w życiu nie sądził, że kiedykolwiek
skoczy na bungee, ale okazało się, że ekipa jest bardzo szalona. Zafundowali mu
skok z okazji urodzin. Wiedział, że nie zapomni tego do końca życia. Pierwszy
raz czuł się zupełnie wolny.
Impreza była centralnym punktem jego
urodzin. Nie przejmował się niczym, nie myślał o konsekwencjach i
rzeczywistości. Chciał się wybawić i chociaż w ten dzień zapomnieć o wszystkim.
Ekipa mu to zagwarantowała. I nie tylko ona. Pewna rudowłosa dziewczyna
sprawiła, że zrobiło mu się gorąco. Szakal dostrzegł, że coś się kroi i w ciągu
chwili sprawił, że Kobra i ruda spotkali się przy barze. Pod pretekstem
zauważenia kogoś znajomego, zostawił ich samych. Dziewczyna nie zachowywała się
jak większość płci żeńskiej z tego klubu. Siedziała spokojnie, popijając
drinka i rozmawiała z nim na zwykłe tematy. Dyskusja rozwinęła się w szybkim
tempie, dopóki jakiś pijany facet się do niej nie doczepił. Nad głową Harry’ego
zapaliła się czerwona lampka. Stanął w jej obronie, chociaż mężczyzna znacznie
go przewyższał. Zyskał w jej oczach. Jedno obraźliwe słowo i Kobra zareagował.
Nie sądził, że ma aż tak silny cios i faceta musieli podnosić. Gdzieś niedaleko
słyszał śmiech Żylety i Szakala. Dziewczyna patrzyła na niego błyszczącymi
oczami, gdy spokojnie usiadł z powrotem obok niej i wrócił do przerwanej
rozmowy.
— Przejdziemy się? — spytała nagle.
— Jasne — odparł i razem wyszli z klubu.
Zbyt daleko nie dotarli, gdyż rudowłosej
wcale nie zależało w tym momencie na spacerze. Zbliżyła się do niego.
— Chyba lepiej, jak się cofniemy —
stwierdziła, patrząc mu w oczy.
Zrobili to w szybkim tempie, lecz na salę
nie doszli. Już przed drzwiami do pokoju dziewczyna ciągnęła go do siebie, by
całować z pasją.
*Nightwish – Bye Bye Beautiful
**Lacuna Coil – Our Truth
___________________________________________
Czarna Wdowa, pisałam już, że
będzie to kolejne opowiadanie potterowskie, ale nic więcej na ten temat nie
powiem. Spodziewajcie się (o czym też pisałam nie raz) po zakończeniu tego. Nie
byłam na koncercie i należę do Echelonu.
Ten rozdzial to : CUDO ! Uuu...Widze ze Mistrzunio i Snajper sie nim zaciekawili ;) To sie dopiero nazywa dbanie o SWOJE zdrowie : '' Ku*wa – wydusił Error, gdy zauważył, że Kobra wraz ze swoją mazdą wylądował na drzewie.
OdpowiedzUsuńEkipa stała z wielkimi oczami. Już mieli do niego biec, gdy rozległo się:
-Nieeeeee! Mój samochodzik!
Wysiadł z auta z miną cierpiętnika.
-Nic ci nie jest? – przeraził się Error.
-Ch*j ze mną! Patrz co z autem! '' Usmialam sie jak nigdy ! Ach ten Kobra ;) Przeklety Dursley ! Ma ktos Magnum ? Pozyczylabym je na chwilke . Rockowa : I LOVE YOU ! Nikita Cullen
OMG, ta ruda hańbi wszystkie dziewczyny, z rudymi włosami, jeżeli to Doris!
OdpowiedzUsuńAle i tak uwielbiam ten blog!
Mi się wydaje, że ruda to Pussy, ale pewności nie mam. Blog od początku cudny, a akcja z mazdą i drzewem w rolach głównych mnie rozwaliła. To opowiadanie jest nawet chyba lepsze od bitwy myśli (która też jest całkiem niezła). :-D
UsuńJa pierdzielę! Się ciągle śmieje z tego "Nieeeee! Mój samochodzik!" To było najlepsze :D
OdpowiedzUsuńTekst świetny. Po prostu niema lepszego bloga niż twoje. Ja tu nie słodzę, ja mówię prawdę. I na pewno wiele osób w tej sprawie się zgodzi ;D
Końcówka... coś się kroi, nie? :P Już się nie mogę doczekać akcji z narkotykami i ze Snajperem. Ten dodatek to świetny pomysł, na serio.
Dziwnie tak czytać o Doris i Szakalu, jak się wie, co potem zrobią. Ale część 2 świetna.
I ukochany Nissan gtr! Jakbym go widziała, to bym pocałowała go w maskę... xD
Weny mnóstwo
"-Nieeeeee! Mój samochodzik!
OdpowiedzUsuńWysiadł z auta z miną cierpiętnika.
-Nic ci nie jest? – przeraził się Error.
-Ch*j ze mną! Patrz co z autem!" Uśmiałam się jak nigdy! I low ju Rockowa xD
Pozdrawiam
Ringo~sensei
Powtórzę to, co wszyscy - najlepsza akcja na drzewie xD Po prostu cud, miód i orzeszki :)
OdpowiedzUsuńFajny odcinek, jednak trochę gorszy od poprzedniego (ale nadal jest naprawdę dobry, żeby nie było!) Error go uczy, no i Snajper się pojawił :) Ciekawe, czy już wtedy zoaczył to podobieństwo do swojego brata. Pewnie tak, w końcu było napisane, że się jakoś dziwnie w niego wpatrywał.
Co jeszcze mogę powiedzieć? Nie chcę pisać takich krótkich komentarzy, nie lubię takich czytać ani pisać :P Zaczynają się akcje, w końcu. I podoba mi się, że Szefunio już tak dobrze poznał swojego podopiecznego. A urodzinki - naprawdę ładnie wyszły :P Niedawno byłam w wesołym miasteczku i poczułam trochę adrenaliny(a także żołądek w gardle :P), tak jak Kobra podczas skoku na bungee. Wyobrażam sobie, jak to jest :P
Znalazłam chyba dwie literówki w rozdziale, jedna zaraz na samym początku, powinno być "siebie", a napisałaś "sobie". Potem była jeszcz jedna, niestety teraz nie mogę jej znaleźć.
No dobrze, mam nadzieję, że teraz komentarz jest przyzwoitej długości. Serdecznie pozdrawiam i zapraszam [czas-jak-z-porcelany.blog.onet.pl oraz pisanina-frigus.blog.onet.pl]
heh, nie ma co więcej mówić, dziewczyno! Twój blog powinien trafić do wydawnictwa. Może pomyśl o tym? Jakiś inny tytuł, a na przodzie :Postacie zapożyczyłam od J.K. Rowling. Powinnaś coś z tym zrobić, bo naprawdę szkoda, abyś się gdzieś w świecie zmarnowała ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Tyśka ;D
Ten rozdział jest super! Najlepsza jest akcja z drzewem.
OdpowiedzUsuń"-Nieeeeee! Mój samochodzik!
Wysiadł z auta z miną cierpiętnika.
-Nic ci nie jest? – przeraził się Error.
-Ch*j ze mną! Patrz co z autem!"
Śmiałam się jak głupia do monitora. ;D Zgadzam się z Tyśką, ten blog powinien trafić do wydawnictwa.
Pozdrawiam, Catherine ;>
immortel-amour.blogspot.com
Na razie jestem na pierwszych rozdziałach Twojego owpoaidania, lecz po prostu muszę skomentować. Jak od kilku dni, szukam czegoś dobrego to w końcu znalazłam. Przypomina mi Twoje dzieło pewne dawno zapomniane opowiadanie, lecz to zapewnię tylko przypadek. Harry stał się takim zwykłym draniem z klasą, których się kocha, choć nienawidzi. Wracam do czytania - jesteś wielka!
OdpowiedzUsuńGejsza zaczyna swoje 'sztuczki lecznicze' xD. Uwielbiam ją, już od pierwszych chwil troszczy się o Kobrę ;].
OdpowiedzUsuńPierwsze autko mmm...
Wyścigi achhh... No i Error, ciekawie poznać go od tej drugiej strony i od razu bierze do siebie ucznia.
Szefunio to taki świetny facet ;].
Ojjjjja biedny samochód xD, tak się zawinąć na drzewku ehhhh xD.
'Mogę sobie ukraść?' - umarłam xDDDDDDDD
Nissan gtr mmmmmmmm
I pierwsza akcja udana..
Snajper, też uważam, że już teraz świta mu w głowie jakiś plan odnośnie Kobry ;D
Pieny prezent na urodziny ;D.
Ach te ich imprezy xD i ta ruda hmmm, coś się kroi...
Weny ;*** !
Daga
Świetny odcinek, z resztą jak zwykle. Fajnie jest się tak dowiedzieć jak to wszystko się zaczęło :). Pomysł z napisaniem tego był znakomity! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńIv
a tutaj co , żadnej informacji, że nowy blog już założony? Oj nieładnie.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńboskie, Szzefuncio i Snajper zainteresowali się Kobrą, no to się nazywa dbanie o swoje zdrowie, ważniejszy był samochodzik...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia