Świat wirował mu w oczach. Obraz zamazywał
się.
Szedł przed siebie, czując przeraźliwy ból
w całym ciele. Z każdej strony otaczała go ciemność. Po raz kolejny musiał
sobie sam poradzić i wytrzymać całą noc na świeżym powietrzu. Modlił się tylko
o to, żeby nie spotkała go ulewa. Miał świadomość, że po plecach i twarzy
spływa mu krew, co zdarzało się bardzo rzadko. Tak kończyło się pyskowanie w
stronę tego bydlaka, który według niego miał problemy z głową, skoro wyżywał
się na nim za takie bzdury.
Wypluł z ust krew, przeklinając go cicho
od najgorszych. Usiadł na ławce, a z jego gardła wydobył się syk bólu. Z
doświadczenia wiedział, że nikt nie powinien tutaj przyjść tak późno w nocy,
dlatego, żeby się nie męczyć, położył się na ławce, patrząc zamglonym wzrokiem
w gwiazdy. Potrząsnął głową, gdy obraz mu się rozjechał. Przeklęta lampa mogła
zgasnąć, może udałoby mu się chociaż chwilę zdrzemnąć, skoro miał tutaj
przeleżeć do rana. Czuł się coraz gorzej i zaczynał wątpić w to, czy zaraz się
nie wykrwawi. Usłyszał coraz bliższe kroki, ale nie miał siły nawet odwrócić
głowy w tamtą stronę. Ktoś stanął przy jego ławce, lecz teraz było mu wszystko
jedno, co się stanie. Gdy ten ktoś stanął tak, że mógł go bez problemu
zobaczyć, spojrzał tam. Był to młody chłopak z oczami wypełnionymi pustką.
— Młody, chcesz zmienić swoje życie? —
spytał cicho.
W ciszy wbijał w niego wzrok. Nigdy nikt
nie proponował mu czegoś takiego, ale teraz nie miał nic do stracenia. Jego
życie i tak było dostatecznie beznadziejne. Kiwnął lekko głową. Obserwował
chłopaka, kiedy kucał przy nim. Pustka została wypełniona obawą, kiedy oczy
Harry’ego zaszły mgłą. Pomógł mu wstać z ławki, nie słysząc sprzeciwów. Czuł, jak
brunet ledwo idzie, więc trzymał go w pionie. Wsadził go do samochodu na tylne
siedzenie, gdy niemal wypadł mu z ramion. Sam szybko wsiadł za kierownicę i
ruszył z piskiem opon. Przez zamglony umysł Harry rozszyfrował jego słowa do
telefonu:
— …Czekajcie w punkcie medycznym. To ważne...
Szefunio, możesz mnie zabić, ale nie mogłem nie zareagować. Jak go zobaczycie,
sami będziecie w szoku... Nie wiem, ale chyba ktoś go nieźle poturbował… Niech
Szatan czeka przed punktem. Sam sobie nie poradzę, bo zaraz mi chyba odleci…
Rozłączył się. Harry nie wiedział, ile
minęło czasu, bo momentami nic nie widział, nie słyszał i nie czuł.
Niespodziewanie rozległ się pisk opon i odgłos otwieranych drzwi.
— Jest z tyłu.
Chwilę później prędko ciągnęli go,
trzymając pod ramiona. Gdy weszli do jakiegoś pomieszczenia, brunet usłyszał
hałas i szybkie kroki.
— Co za bydlak mógł zrobić coś takiego? —
dziewczęcy głos pełen przerażenia.
— Gdzie go znalazłeś?
— W parku. Kogoś przeklinał, nie szczędząc
języka. Myślałem, że się na kogoś wkurzył, dopóki nie zauważyłem, jak wygląda.
— Zajmijcie się nim na tyle, na ile
potraficie.
Ktoś zmywał krew z jego twarzy z
niewyobrażalną ostrożnością i delikatnością.
— O Merlinie… — rozległ się zdumiony i zatrwożony
głos innej dziewczyny.
— Co się stało, Missy?
— Przecież to Harry…
Później nic nie pamiętał.
Mały ruch sprawiał mu niewyobrażalny ból.
Czuł się zmęczony i obolały. Nie wiedział, gdzie się znajduje, ale wszystkie
rany zostały owinięte w bandaże, a na twarzy nie było ani śladu po
pobiciu. Pomieszczenie wyglądało jak mini szpital. Drgnął, gdy dotarł do
niego dziewczęcy głos:
— Nieźle ci się oberwało. — Chciał wstać,
jednak ból mu na to nie pozwolił. — Leż, bo tylko sobie zaszkodzisz.
Nad nim stanęła blondynka z brązowymi tęczówkami,
która nie mogła być starsza od niego. Spojrzała mu w oczy i na chwilę ją
zamurowało. Otrząsnęła się, kiedy drzwi otworzyły się. Na początku wszedł
starszy mężczyzna z ciemnymi oczami i prawie czarnymi włosami, a zaraz za nim
chłopak, którego sylwetkę Harry rozpoznał. Miał brązową czuprynę opadającą na
oko i morskie tęczówki. Na samym końcu, z obawą na twarzy, wkroczyła
czerwonowłosa dziewczyna o czarnych oczach. Miał wrażenie, że kojarzy tę osobę,
ale nie mógł dopasować jej do nazwiska.
— Czy tego chcesz, czy nie, już sporo o
tobie wiemy — rzekł najstarszy mężczyzna w jego stronę łagodnym głosem.
Harry usiadł, pytając jednocześnie cicho:
— Skąd?
— Zostałeś rozpoznany — odparł. — I
majaczyłeś.
Wypuścił z ust powietrze. Jeszcze tego mu
brakowało. Po spojrzeniu mężczyzny zorientował się, że gadał o tym, że w domu
go biją.
— Dużo? — spytał.
— Trochę — odparła z powątpieniem blondynka
ze zmarszczonymi brwiami.
Zaklął w myślach. Czyli dużo…
— Wiesz… Sporo osób się tutaj przewinęło,
ale kogoś w takim stanie jeszcze nie widzieliśmy — rzekł mężczyzna. — Gejsza
wykorzystała sytuację i co nieco z ciebie wydusiła, chociaż tego nie pamiętasz.
— Domyślił się, że Gejsza to blondynka. — Wydaje mi się, że możemy ci pomóc. —
Harry zmarszczył brwi, patrząc na niego. Pomóc? Jemu? Jak? — Wiem, że pewnie
nam nie ufasz, co nie jest niczym dziwnym, ale mimo to może weźmiesz to pod uwagę,
bo z tego, co mi wiadomo, nie masz nic do stracenia. Drobne kradzieże,
nielegalne interesy, przekręty… Coś ci to mówi?
— Dość dużo — mruknął.
— Do tego często szalone imprezy, szybkie
auta i dzikie tańce na barze — rzekła Gejsza, wtrącając się w rozmowę z
niewinnym uśmiechem.
— To jest dodatek — odparł z lekkim
rozbawieniem mężczyzna. — A tak poważnie mówiąc… To może ci pomóc wyjść na
prostą. Wielokrotnie spotykałem się z dzieciakami, które mają tego typu
problemy…
— Powiedz prosto z mostu, że mówisz o nas.
Nie ma co kręcić — stwierdził szatyn. — Szefunio wyciągnął nas z równie dużego
syfu, w jakim ty jesteś — zwrócił się do Harry’ego. — A z tego, co się
dowiedzieliśmy, jesteś w bagnie po pachy.
— Dobrze powiedziane — mruknął pod nosem.
— Możesz to zmienić — powiedział Szefunio.
— Wiem, że to może być dla ciebie dziwne. Nie będziemy cię zmuszać, ale myślę,
że warto. Damy ci czas na przemyślenie. Żyleta podwiezie cię do domu.
— Do domu? Do tego bydlaka go wysyłacie? —
skrzywiła się Gejsza.
— Możesz zostać tutaj — stwierdził
Szefunio, zwracając się do chłopaka.
— Nie, muszę wracać — odparł z myślą, że
znowu jest spóźniony, gdyż na zegarku było południe.
Szefunio spojrzał na niego ze
zrozumieniem. Domyślał się, co dzieciak przechodził.
— Żyleta — spojrzał na szatyna, a ten
kiwnął głową. — Pomyśl nad tym — dodał jeszcze do Harry’ego, gdy powoli
podniósł się do pionu.
Już miał wychodzić wraz z Żyletą, gdy
zerknął jeszcze raz na milczącą czerwonowłosą. Patrzyła na niego niepewnie.
Znał ją.
— Czekaj — rzekła Gejsza, a on odwrócił
się do niej, zerkając na nią pytająco. — Och — westchnęła. — Mogę wydłubać ci
oczy i wrzucić do słoika?
Szefunio parsknął śmiechem, czerwonowłosa
zachichotała, a Żyleta zaśmiał się.
— Nie słuchaj jej. Ona jest nienormalna — powiadomił
szatyn Harry’ego ze śmiechem, widząc jego zdumioną minę.
Zanim zamknęli drzwi, usłyszeli jeszcze blondynkę:
— Ma zaje*iste oczy.
— Tsa… Oczy kobry — dodał Szefunio.
Wraz z Żyletą wsiadł do jakiegoś
sportowego samochodu i ruszyli. Przez moment trwała cisza, którą przerwał
Harry:
— Skąd cię znam?
— Znasz? — zdziwił się.
— Skądś kojarzę.
Żyleta odpowiedział po chwili:
— Teraz będzie szósty rok w Hogwarcie.
Harry kiwnął głową ze zrozumieniem. Pewnie
gdzieś go widział.
— A tę dziewczynę z czerwonymi włosami?
— Jest na twoim roku. Nie poznałeś jej może
dlatego, że wcześniej miała brązowe włosy. Wczoraj zaszalała i się
przefarbowała. — Po chwili stanęli na placu, gdzie spotkali się pierwszy raz. —
Jutro o dwudziestej pierwszej — rzekł Żyleta. — Jeśli nie przyjdziesz, uznamy,
że rezygnujesz. Dasz radę?
Kiwnął głową w odpowiedzi. Pożegnali się.
Samochód odjechał. Harry ruszył do domu, nastawiając się w najlepszym wypadku
na awanturę.
Wahał się, ale tylko do czasu. Dopóki nie
poczuł bólu żebra po pobudce. Miał jedno wyjście, bo tylko w jednym miejscu
chcieli mu pomóc. Na placu był godzinę przed czasem. Kolejna noc pod gołym
niebem miała zmienić swoje znaczenie. Nie wiedział, kiedy wybiła wyznaczona
godzina.
— Więc jednak.
— Nie mam nic do stracenia.
— Nie pożałujesz. Chodź.
W szybkim tempie dostali się na ulicę i
wsiedli do auta. Żyleta niemal od razu włączył muzykę.
— …There was no love. There was no love
for me. There was only hatred. I am rape. I am hate…*
Zaprowadził go do jakiegoś klubu, gdzie
czekał Szefunio wraz z Gejszą, czerwonowłosą, niskim rudzielcem z zielonymi
oczami oraz brunetem z granatowymi tęczówkami i tatuażem z wizerunkiem diabła
na ramieniu. Blondynka uśmiechnęła się szeroko, gdy go zobaczyła.
— Wiedziałam — wyczytał z jej ust.
Harry pół nocy myślał o czerwonowłosej i
dopiero nad ranem przypomniało mu się, która to dziewczyna. W drugiej klasie
miał z nią zielarstwo. O ile dobrze pamiętał, miała na imię Nancy. Rudzielec
już na samym wstępie wywołał na nim wrażenie jajcarza. Gdy usłyszał przezwisko
– Yom – od razu domyślił się, że za dużo się nie pomylił. Drugi chłopak
nazywany był Wujkiem Szatanem. Nancy przedstawiła się jako Missy.
— Żyleta pomoże ci w podstawowych sprawach
typu jazda samochodem, strzelanie z broni i takie pierdoły do akcji. Zobaczymy,
jak ci pójdzie. Na razie ekipa zajmuje się w szczególności kradzieżami aut, ale
zauważyłem, że zaczęli kombinować coraz bardziej.
Yom i Szatan wyszczerzyli się.
— Niezła frajda — stwierdziła Gejsza z
uśmiechem.
Wiesz, w co się pakujesz? – mruknął mu do ucha głosik rozsądku. – To jest nielegalne życie. Wracaj do
rzeczywistości, Potter. Rzeczywistość była gorsza od tego. Nie chciał
dłużej się męczyć u Dursleya, chociaż wiedział, że tego nie uniknie. Ale
chociaż mógł mieć wsparcie. Może tutaj miał się oderwać od tego, co działo się
w domu? Chociaż na moment. Słuchał Szefunia, który opowiadał mu, na czym to
wszystko polega. Czuł, że tutaj nie pasuje. On i kradzieże? On i nielegalne
życie? On i imprezy? Jednak ciągnęło go, żeby tu zostać. Yom wyszedł w
międzyczasie, gdy zadzwonił do niego telefon. Z każdym zdaniem Szefunia Harry
wahał się coraz bardziej, jednak z drugiej strony wiedział, że i tak znajduje
się w beznadziejnej sytuacji. Jeśli wpadnie w jeszcze większe bagno,
pewnie tego nie odczuje, bo, jak to stwierdził Żyleta, był już w nim po pachy.
Nagle zadzwoniła komórka Szefunia, a gdy po
rozmowie się rozłączył, wyglądał na zdezorientowanego.
— Nie chcę nic mówić, ale chyba mamy
następnego nowego. Yom znalazł jakiegoś chłopaka na dworcu. Pobiła go jakaś
banda, więc powymachiwał bronią i go przyprowadził. Szatan, chodź.
Kiedy wyszli, zapadła cisza. Harry non
stop czuł na sobie spojrzenie Gejszy, która popijała sok.
— Długo możesz zostać, żebyś nie miał później
problemów? — zapytała.
— Do rana — mruknął.
Zamrugała kilka razy.
— Często tak?
— Z wiekiem coraz częściej.
Missy spojrzała na niego.
— Czemu nikt cię stamtąd nie zabierze? —
odezwała się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
— Bo nikt nie wie.
— Jak to? — zdumiała się. — Przecież… —
zacięła się z wahaniem w oczach.
— Dokończ.
— No… Dyrek?
Harry uśmiechnął się do siebie z lekką
ironią. Dumbledore. Coraz częściej przez głowę przechodziły mu myśli o tym, że
mężczyzna po prostu o wszystkim wie. Jednak nie potrafił stwierdzić, dlaczego
nadal go tam wysyła.
— Jego spytaj, bo ja nie mam pojęcia.
Wymieniła spojrzenie z Żyletą. Nagle
Gejsza zmieniła temat i palnęła:
— Szefunio nieświadomie wymyślił ci
przezwisko. Czy tego chcesz, czy nie, będę tak na ciebie mówić — wyszczerzyła
się.
— Bój się — zaśmiał się Żyleta.
— Kobra to bardzo fajne przezwisko.
Uważaj, bo mogę ci wymyślić takie, że już nie będziesz chciał przyjść do klubu
— odparła do szatyna z dumnie uniesioną głową.
— Wierzę — roześmiała się Missy.
Kobra? Czemu nie – pomyślał Harry z rozbawieniem.
Jakiś czas później pojawili się Szefunio,
Yom i Szatan wraz z szatynem o piwnych oczach.
— Szefunio, będzie Kobra! — ucieszyła się
Gejsza na wstępie, a ten zaśmiał się lekko.
— Więc mamy dwóch nowych: Kobrę i Szakala.
Gejsza nałogowo pisała smsy. Nawet nie
wiedziała, gdy została w klubie sama, wpatrzona w ekran telefonu. Zmarszczyła
brwi. Kobra… Polubiła go, choć było widać, że nie jest do nich przekonany. Był
zamknięty w sobie i widzieli, że dopiero nabiera do nich zaufania.
Obiekt jej rozmyślań pojawił się chwilę
później, chociaż z początku go nie rozpoznała, gdyż na głowie miał kaptur.
Chwiał się lekko, na co ponownie zmarszczyła brwi. Podeszła do niego, kiedy
przystanął, przytrzymując się pustego baru. Wiedziała, że był w domu, więc w
jej sercu pojawił się niepokój.
— Kobra? — Ledwo to powiedziała, a chłopak
zachwiał się i runął na kolana pozbawiony sił. — Mój Boże… — szepnęła
przerażona, gdy wypadał jej z ramion jak nieżywy. — Kobra? Słyszysz mnie?
Powiedz coś!
Trzymała go na swoich kolanach ze
ściśniętym gardłem. Ściągnęła mu kaptur i dostrzegła jego bladą jak kość skórę
i cienie pod oczami. Trzęsącymi się rękoma głaskała go po włosach i
twarzy, gdy nie otwierał powiek. Jego oddech był słaby i nierównomierny.
— Kobra, obudź się — szepnęła. — Kobra,
proszę cię! — W jej oczach stanęły łzy. — Obudź się. — Poderwała głowę, gdy coś
trzasnęło. — Żyleta! Szybko!
— Co się…? Ku*wa mać!
— Zaraz nam zejdzie!
Szybko podjął decyzję. Jednym zaklęciem
uniósł go w powietrze i przetransportował do punktu medycznego.
— Co robimy?
— Rób, co ci przychodzi do głowy —
jęknęła.
Maska tlenowa, kroplówka, bandaże. Nie wiedzieli,
czy postępują dobrze, ale musieli chociaż próbować. Nigdy nie widzieli tak
pobitego człowieka, nawet wtedy, gdy poznali Kobrę. Gejsza aż się popłakała,
kiedy zobaczyła, w jakim jest stanie. Zadzwonili do Szefunia, gdy
dostrzegli, że chłopak oddycha prawidłowo, a ten zjawił się wraz z ekipą bardzo
szybko. Missy zachwiała się mocno na ten widok, a Szakal zdrętwiał na moment.
— On jest… nienormalny — wydusił Yom,
mając na myśli Dursleya.
— Musimy go tam puszczać? — szepnęła
blondynka.
— Nie zatrzymamy go na siłę — odparł cicho
Szefunio.
— Szefunio, on prawie umarł mi w
ramionach! — popłakała się po raz kolejny.
— Kiedyś go zabije — podsumował Szatan z
trwogą.
— Wiecie, że gdybym miał nad nim jakąś
władzę, w życiu bym go tam nie puścił. W każdej chwili może powiedzieć, że zostaje
i od razu ma załatwioną kwaterę. Ale on cały czas musi tam wracać.
— Jak to?
— Trzymają go tam na siłę. Jeśli zaginie
bez śladu, będzie miał na karku pół świata czarodziei.
— Niech się walą. Ukryjemy go tak, że go
nie znajdą — rzekła Gejsza.
— Czy on tego chce, czy nie, ma na karku
Dumbledore’a. Nie usiedzi na miejscu, dobrze o tym wiesz. Prędzej czy później
go znajdą, a chyba lepiej, żeby nie wiedzieli, czym zaczął się zajmować. Tak
czy inaczej, nie zmusimy go do tego, żeby się ukrywał.
Missy patrzyła na niego w milczeniu. Cały
czas podchodziła do Harry’ego z dystansem, bo znała go z innej strony. Teraz
zaczęła poznawać o nim całą prawdę, która była całkiem odmienna od tej, którą
słyszała. Żeby nie mieć większych kłopotów, chłopak siedział w domu, gdzie był
bity. W życiu się tego nie spodziewała.
Gejsza sama zaproponowała, że zostanie
przy Kobrze, dopóki się nie obudzi. Widziała go w różnym stanie, ale nie takim.
Miała ochotę pójść do tej spasionej świni i strzelić mu kulką w sam środek łba.
Doskoczyła do chłopaka w mgnieniu oka, gdy zobaczyła jego ruch. Wreszcie się
wybudzał. Musiała przyznać, że zaczęła się do niego coraz bardziej
przywiązywać. Oczy, które chciała mu wydłubać, były teraz mętne i nieprzytomne.
Nie pytała, jak się czuje, bo łatwo mogła się domyślić. Poza tym nie chciała go
męczyć głupimi pytaniami. Pogłaskała go po włosach z troską na twarzy.
Siedziała przy nim w milczeniu, dopóki sam się nie odezwał:
— Długo tu siedzisz? — jego głos był
ochrypły i słaby, a dodatkowo stłumiany przez maskę tlenową.
— Jakiś czas — odparła cicho. Dopiero po
chwili zapytała: — Za co?
Zamknął oczy.
— Spóźniłem się.
— Ile?
— Dziesięć minut. — Ledwo to usłyszała.
W jej oczach zabłysły łzy. Za kilka minut
spóźnienia oberwał tak mocno, jakby nikt nikogo nawet nie uderzył za ucieczkę z
domu na tydzień, kradzież czy wrócenie pod wpływem alkoholu.
— Dlaczego nic z tym nie robisz? Powiedz,
proszę.
— Bo prędzej czy później znowu tam wrócę.
Ścisnęła go mocno za dłoń.
— Skąd ty bierzesz na to tyle siły? —
rzekła cicho w przestrzeń.
— A kto powiedział, że ją mam? — szepnął
słabo, otwierając oczy.
Gejsza wbiła w niego spojrzenie. W tym
zdaniu było coś niepokojącego.
— Co masz na myśli? — spytała z obawą. —
Kobra… — dodała, gdy nie odpowiadał.
— Pierwszy raz byłem gotowy się dobić —
wyznał cicho. Jej serce stanęło w miejscu. — Najzwyczajniej stchórzyłem,
chociaż wcześniej nic mnie nie blokowało.
— Czyś ty oszalał? — jęknęła.
— Nie wiesz, jak to jest — szepnął. — Ile
można? Z czasem odechciewa się żyć.
— Pomyśl, że masz nas — odparła. — Zawsze
ci pomożemy, pamiętaj o tym. I nie rób głupstw, proszę cię. Wiem, że nie znamy
się długo, ale to nie znaczy, że pozwolę ci zrobić coś takiego, rozumiesz?
Poczuł, że ma kogoś, komu może w pełni
zaufać.
Dwa dni przeleżał pod kroplówką, jednak
Gejsza przez kilka kolejnych dób nie wypuszczała go do domu. Chciała, żeby
chociaż wyzdrowiał, zanim wróci do tego bydlaka. Zauważyła, że chłopak zaczął inaczej
zachowywać się wobec niej i Żylety. Był bardziej otwarty niż wcześniej. To, że
uratowali mu życie, chyba dało mu do zrozumienia, że może na nich liczyć.
Pozostała część ekipy także odczuła pozytywne zmiany.
— Mój kochany Allahu! — wrzasnął Yom. —
Szefunio, zrób to!
Missy, Yom, Szatan, Gejsza, Żyleta i
Szefunio patrzyli na auto, w którym siedział Kobra, jakby ktoś wprowadził ich
do skarbca ze złotem.
— Mówiłem, że go poczęli w samochodzie —
rzekł z zapałem Żyleta. — Szefunio…
— Dajcie mi pomyśleć.
— Nad czym tu myśleć? — odparła Missy, gdy
Harry wysiadł z samochodu, jak gdyby nigdy nic.
— Co tak patrzycie? — spytał z obawą, kiedy
zobaczył ich miny.
Szefunio drgnął i uśmiechnął się szeroko.
Klepnął go w plecy, mówiąc:
— Wystawiamy cię do wyścigów.
Kobra uniósł brwi z zaskoczeniem, a po
chwili uśmiechnął się z zadowoleniem.
Czuł zdenerwowanie. Na nielegalnych
wyścigach był już kilka razy, ale pierwszy raz miał się ścigać. Wiedział, na
czym to polega, ale… Szefunio przywołał do siebie Sydneya – kolesia, który
organizował zawody. Ten trochę się zdumiał, gdy usłyszał, że biorą udział w
wyścigach i dodatkowo wystawiają nowego z ekipy. Przyjął pieniądze od Szefunia
i po chwili darł się do megafonu, że mają chętnego do pojedynku i potrzebują
drugiej osoby.
— No wy chyba sobie jaja robicie — rzekł
Kobra, gdy zauważył swojego przeciwnika.
Facet miał ze trzydzieści lat i Harry
zdążył zobaczyć, jak jeździ. Żyleta klepnął go na zachętę w plecy. Po chwili
siedział za kółkiem auta Żylety z myślą: Co
ja tu robię? Chyba ich popie*doliło. Na wycofanie się było za późno. Musiał
jechać.
Sydney wszedł na drogę wraz z jakąś
dziewczyną. Wyścig rozpoczął się kilka sekund później. Widownia obserwowała
część pojedynku z wyraźnym zaciekawieniem.
— Niezły jest — podniecił się Sydney,
widząc poczynania młodego ściganta.
Manewrował między samochodami jak
zawodowiec. Z rozdrażnieniem czekali na wyniki, gdy zeszli z dachu budynku na
ulicę. Ekipa niecierpliwiła się chyba najbardziej. Wreszcie wyłonił się
pierwszy pojazd. Ekipa rzuciła się na siebie z radością, gdy Kobra przekroczył
metę. Widownia była oszołomiona. Kiedy wysiadł z auta, niemal nosili go na
rękach.
— A niby taki niepozorny — zaśmiał się
Sydney, wręczając Szefuniowi pieniądze, w większej ilości niż ten wcześniej przekazał.
Kobra śmiał się jak opętany, kiedy
wydostał się z tłumu.
— Bez jaj. Idziemy się naje*ać —
stwierdził ze śmiechem.
Ekipa roześmiała się zgodnie.
— Mówisz jak jeden z nas — odrzekł Wujek z
wyszczerzem.
— Bo nim jest — odpowiedziała Missy z
uśmiechem.
Harry oficjalnie stał się członkiem ekipy.
Słowa Kobry znalazły swoje odzwierciedlenie
w rzeczywistości. Pierwszy raz tak się spił. Szakal dzielnie mu towarzyszył,
gdy dobrali się do spirytusu. Pozostali niemal płakali ze śmiechu, kiedy byli
tak pijani, że udawali jazdę samochodem w fotelu. Rechotali nie wiadomo z czego
i, co wywołało u reszty zdumienie, poszli na wielki podryw.
— Co alkohol robi z ludźmi — zaśmiał się
Żyleta, gdy we dwójkę wyrwali jakieś dwie blondyny.
— Nie chcę nic mówić — rzekła rozbawiona Gejsza,
gdy wróciła z baru — ale dziewczyny zaczynają dopytywać się o Kobrę.
— Chyba go zgorszyliśmy — stwierdził
szatyn.
— Jak każdego — odparł Yom i zarechotali.
Harry nigdy nie czuł się tak wyluzowany.
Szakal ostro szalał z dwiema blondynkami na parkiecie, a on zaczął przeciskać
się do wyjścia, żeby skorzystać z toalety. Trochę rzucało nim na boki, ale się
tym nie przejmował. Ekipa pomachała mu ze śmiechem. Z rozbawieniem im odmachał,
a później zatrzymał się jak wmurowany. Przed nim pojawiła się ładna szatynka z
wielkim biustem. Bez słowa przyciągnęła go do siebie i pocałowała w usta, a
następnie wyciągnęła z sali, ciągnąc go za koszulkę.
— No nieźle — zachichotał Yom. — Na
powodzenie nie będzie narzekać.
Kobra był zaskoczony tak szybkim zwrotem
akcji. W jednej chwili pocałowała go jakaś nieznajoma i wyciągnęła z sali. Na
korytarzu gotowa była zacząć go rozbierać. Było to miłe, więc po co miał to
przerywać? Przyszpilił ją do ściany, nie odrywając od niej ust. Sama sterowała
jego dłońmi, które w efekcie końcowym zatrzymały się na jej pośladkach. Nie
wiedział, kiedy wciągnęła go do jednego z pokoi. Zapaliła mu się czerwona
lampka. Może i był pijany, ale nie do tego stopnia. Pod pretekstem skorzystania
z łazienki wyszedł do toalety należącej do pokoju. Rozejrzał się. Nad sedesem
przy suficie znajdowało się okienko. Był chudy, więc z łatwością mógł się
tamtędy przecisnąć. Wszedł na klapę, a później z użyciem siły podciągnął się w
górę. Wylądował na podwórzu. Przeszedł wokoło budynek i wszedł głównym
wejściem, by wrócić na salę.
— Już? — zaśmiał się Żyleta.
— Spier*oliłem przez okno — wyszczerzył
się.
Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
— O mamusiu… Litości — szepnął Szakal,
chowając twarz w poduszce.
— Nie myślałem, że można umierać na ból
głowy — dodał cicho Harry.
Reszta zachichotała zgodnie.
— Kacyk to nie jest miła rzecz. Wczoraj
was ostrzegaliśmy — odparł Yom ze śmiechem.
— Tak? Nie przypominam sobie — stwierdził
Szakal.
— Całkiem zrozumiałe. Nigdy nie widziałem
osób, które za pierwszym razem upiły się spirytusem — zaśmiał się Żyleta.
— Gdzieś ty to znalazł? — zapytał Kobra
Szakala.
— Mnie się pytasz? — odparł ze zdumieniem.
Patrzyli na siebie z niewiedzą, ale nagle
roześmiali się, by po chwili jęknąć cicho z bólu. Jednocześnie nabijali się sami
z siebie i trzymali za głowy. Pozostali śmiali się razem z nimi.
*Epica – Replica
______________________________________
Ludzie, pisałam wielokrotnie, że
tworzę już nowe opowiadanie.
Frigus, wersję drugą zakończenia
traktujcie tylko i wyłącznie jako dodatek, bo w głowie zaświtał mi pomysł, a
już nie chciałam zmieniać tego, gdzie bohaterowie umierają. Musiałam po prostu
przelać na kartkę to, co zaświtało mi w głowie ;) Prequel pisałam zaraz po
napisaniu zakończenia i dopiero wtedy zabrałam się za sensację, która nie
wypaliła. Imię dziecka – Jared Leto, wokalista 30 Seconds To Mars, bo nie
mogłam się powstrzymać, hahah xD I lubię długie komentarze, więc się nie krępuj
:D
Kocham, całuje po stopach, kocham, uwielbiam, ubóstwiam, kocham - CIĘ!
OdpowiedzUsuńTo jest boskie!
Cudowne.
Urocze.
Fajowe.
Siupcio.
Nie mam więcej pomysłów!
Ale kocham tego bloga!
Jesteś złotą kobietą! Wiesz o tym?
OdpowiedzUsuńNormalnie się posikałam w niektórych momentach rozdziału! Ty to masz gadane xD
"Mówiłem, że go poczęli w samochodzie" - to mnie dobiło! Normalnie umieram! Ciągle mam wielkiego banana na twarzy. A scena, gdzie Gejsza gada, że chce Kobrze wydłubać oczy... Nie no, ja zejdę tu i teraz!
Pierwsza część genialna! I każdy będzie to z pewnością pisać. Jakby coś to nową czytelniczkę masz, jakby coś xD Każdy blogowicz, który pisze teksty potterowskie, powinien znać bloga Rockowej_Pumci. To niemal tak, jakby chrześcijanin znał Pismo Święte, nie? xD
Tak, masz rację, Pumciu. Odbija mi i się do tego przyzwyczajaj :D
Dzięki wielkie za komentarz :D Ja zawsze będę się chichrać za to, że napisałaś do mnie komentę! Jest się z czego cieszyć, uwierz mi ;)
Weny mnóstwo życzę xD
PS. Umieram ze śmiechu po raz kolejny! Reinkarnacja?
Skąd ty bierzesz takie pomysły? Zgadzam się z niezrównoważoną jakiego bloga nie przeczytam w linkach Harry Potter i drugie oblicze. Co tu jeszcze napisać? Mistrzostwo. Pozazdrościć talentu.
OdpowiedzUsuńO kurczę, po prostu nie wierzę! Czuję, jakbym dopiero zaczynała czytać tego bloga, po prostu ten klimat... wiesz, o co chodzi, prawda? Gdy blog już się kończył to już wszystko wiedzieliśmy, było tak (ale tylko odrobinę) typowo, a teraz znowu czuję tą atmosferę, kiedy przeczytałam prolog i później pierwsze rozdziały xD Gdy skończysz pisać ten prequel, to zacznę czytać od początku, z początkowym uzupełnieniem :P Do tej pory pamiętam, jak pisałam pierwszy komentarz na tym (onetowskim) blogu, a najlepsze, że to było w czasie rehabilitacji xD Rehabilitant na chwilę wyszedł, a ja od razu za telefon, internet i piszę, bo pomyślałam sobie, że to będzie chociaż jeden blog, na którym niemal pod każdym rozdziałem zostawię po sobie ślad xD
OdpowiedzUsuńHarry, Gejsza, Missy, Żyleta, Szakal... aż tak dziwnie o nim czytać jako o tym dobrym, kiedy wiemy, co później zrobił... Szkoda, jeśli ktoś zaczynałby czytanie całości od tego momentu pewnie by trochę się zaskoczył. Szkoda, że to tak podła łajza, chociaż teraz, zanim na horyzoncie pojawiła się Doris, jest on naprawdę dobrym przyjacielem. Głupia suka, taką przyjaźń zniszczyła...
A co do Twojej odpowiedzi - a co tam, że to tylko dodatek xD Słyszałaś kiedyś, że ludzie, którzy byli przeciwnikami epilogu IŚ wzięli go spięli w książce spinaczem i jest tak, jakby go nie było xD Mi się po prostu nie podoba to, że Nicole zrobiła z siebie Julię, gdyby nie to, byłoby całkiem okey.
Nie pasuje mi trochę jego zachowanie, ja obecnie jestem w jego wieku (tego z prequelu, nie tego z zakończenia xD)i... no dobra, słownictwo (w szkole) mam nie lepsze, gdy patrzę na moją koleżankę (chyba już kiedyś mowiłam, że ma na imię Nikola xD) to zaczynam wierzyć, że zachowanie Harry'ego w jego obecnym wieku jest możliwe. Kto przecież nigdy nie przeklinał czy nie upijał się dla szpanu? A tak nawiasem mówiąc, nawet akcja opowiadania zgrywa się z obecnym czasem, są wakacje... już półmetek, ale co tam :D za rok następne, ja jestem cierpliwym człowiekiem :P Harry w naszym kraju w tym momencie zaczynałby drugą gimnazjum, dokładnie jak ja :P
Kończę te już moje rozwodzenia (może i lubisz długie komentarze, ale teraz to ja już widzę, jak umarłaś z nudów przed monitorem, a jak umrzesz z nudów przeze mnie, to mnie Czytelnicy bloga chyba zabiją xD), pozdrowiam serdecznie i zapraszam [pisanina-frigus oraz czas-jak-z-porcelany.blog.onet.pl]
PS. Bez peesa ten komentarz ma 384 słów, chyba jeden z najdłuższych w mojej kadencji xD
Wpadłaś na świetny pomysł, żeby napisać o tym, co było wcześniej. Podoba mi się wizja tych wszystkich wyścigów, akcji i szalonych imprez. Z niecierpliwością czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńTwoja wielka fanka
mery_jane
Jedno slowo : BRAK MI SLOW ! To troche dziwne jak szybko sie zmienil . Juz nie moge doczekac sie akcji z Milka i Errorem ;) Podsumuwujac : Zwial przez okno ( kto by sie tego spodziewal ? ten kto przeczytal pewien rozdzial ;) ), mowia ze poczeto go w samochodzie ( i maja swietego Allaha racje ;) ) , najebal sie spirytusem z Szakalem ( poczatek przygody z alkoholem i kacem :) ), wygral wyscig z 30-latkiem ( uklony dla przyszlego Mistrza Mistrzow ;) ) , Zyleta i Gejsza sa dla niego najwazniejsi z ekipy ( to bylo wiadome od poczatku )i nie jest juz malutkim , slodkim , zlotym ptaszkiem Dropsa ;)( niech go diabli biora ) Spragniona dalszych rozdzialow Nikita Cullen ;)
OdpowiedzUsuńhmmm coś fajnego tak się cofnąć aż się chce przeczytać od początku tego bloga:) który jest cudowny:) a kiedy można się spodziewać czegoś nowego tego arcydzieła kolejnego??
OdpowiedzUsuń___
ivan cortez
Dobra, czas się zebrać i wreszcie coś naskrobać.Wcześniej nie miałam okazji, żeby skomentować chociażby zakończenie całego tomu.Ale mam coś na swoje usprawiedliwienie- nie miałam dostępu do neta. Droga Pumciu, brak mi słów, by opisać wszystko to , co działo się ze mną, gdy stawiałaś pierwsze kroki w tym opowiadaniu i w jaki sposób zakończyłaś to wszystko. Zawsze cię ceniłam, masz coś w sobie co przyciąga. Rzadko się zdarza, że ktoś nie zna twojej twórczości. Bo jak tu jej nie znać? To nierealne. Dobra nie nierealne, ale aż dziwne, bo twoj blog jest jednym z najlepszych w sieci. Moje blogi kończyły się zanim się na dobre zaczęły. Więc gratuluje ci wytrwałości i tego, że tak pięknie budujesz atmosfere. Co do samego zakończenie, powiem tak, jakkolwiek miałam nadzieję, że wszystko skończy sie dobrze, wiedziałam że łatwo nie będzie. I tutaj wielkie ukłony w twoją stronę. Rzadko kiedy płacze, tutaj ryczałam caly czas i nie mogłam sie powtrzymać, to było najlepsze zakońćzenie, bo wywołało lawinę emocji. Gratuluję, to jest wielki sukces. Nawet jeśli coś końćzy się źle, mówi się, ze zakonczenie podsumowuje całą powieść i świadczy o sukcesie. Ty go odniosłaś.
OdpowiedzUsuńPiszę, dalej bo się nie zmieściło. Budujesz atmosfere, wywołujesz emocje i to jest najważniejsze, że można poczuć, że to wszystko jest takie realne. Rzadko komu się to udaje, ty dotrwałaś do końca i nie znalazłam momentu, gdzie miałam ochote przestac czyatc dalej. Twoje historie mają tą moc,że przyciągają i trudno się od nich oderwać. Jeśli już przeczytasz jeden, dwa rozdzialy nie ma opcji, że nie zagłębisz się dalej w tę historię.
UsuńTo może zajmę się teraz alternatywnym zakończeniem. Jak napisałaś o niepsodziance, byłam prawie pewna że dasz drugie zakońćzenie. Gdybym miała wybrać, które jest lepsze odpowiadam zdecydowanie OFICJALNE, bo ono budzi emocje i wydaje sie takie prawdziwe, happy end czemu nie, pięknie napisane w twoim stylu, że aż trudno żeby uśmiech nie wstąpił na twarz. Zadowoliłaś wielu swoich fanów, w tym mnie. Co do kolejnych dodatków, świetny pomysł, bedziemy mogli poznać życie Harrego z tej innej perspektywy. Aczkolwiek, dzisiaj zabrakło mi tych emocji, ale pewnie dlatego że nadal jestem pod wpływem tego zakończenia, więc wybacz..
To teraz podsumowuje całość. Za co pokochałam Harrego Pottera? Nie wiem, chyba za wszystko. Wiadomo Rowling wymysliła postacie blabalalalba. ALE to otwoja opowiesc jest lepsza, bo w przeciwienstwie do niej, ty potrwaiłaś wzbudzić we mnie takie emocje, co jej się po rpstu nie udało. Gdybym miała postwaić na jednej szali ciebie i Rowling wygrałabyś bezapelacyjnie.
Mam nadzieję, że nei zraziła cię długosć komentarzy, ale... No powiedz, ze nie.
I teraz ostatnia rzecz, błagam cię, jak już skończysz z HP, czego za szybko nie rób, albo jeśli znajdziesz czas równolegle, napisz książke i leć do wydawcy, bo to jak piszesz jest rzeczą niezwykła
Zapomniałam się podpisać- Amanda
UsuńZaczyna się fenomenalnie.
OdpowiedzUsuńJak już wiemy, Kobrze wyjdzie na dobre ta zmiana heh.
Teraz przynajmniej przypomniałam sobie skąd wzięło się przezwisko ;D.
Hmmm nie będzie mu tu teraz łatwo żyć, a raczej przetrwać w tym okrutnym domu...
Takiego wujka to ja bym też odstrzeliła !
Nowy wizerunek oczywiście już dawno przypadł mi do gustu, ale fajnie, że pokazujesz to z tej drugiej strony, jak to się zaczęło i co się działo w międzyczasie.
Nie spotkałam się jeszcze (chyba) z takim pomysłem, by ktoś opisywał zdarzenia w prequelu.
Jesteś BEŚCIARSKA i nawet nie zaprzeczaj, bo Twoje historie są bezcenne !
Czytało mi się świetnie. Zdecydowanie przeczytam więcej i więcej i więcej, bo po prostu jak człowiek już zacznie,to się nie może oderwać no !
Mało komu udaje się tak przyciągnąć tekstem czytelnika !
Biję po raz kolejny pokłony.
Do następnego !
Weny :*** !
Oczywiście zapomniałam się podpisać ;D
UsuńDaga
Pumciu co ja mogę powiedzieć. Jesteś osobą , która co rusz otwiera mi klapki oczodołowe na muzykę. Wcześniej marsiontka (teraz jestem w Echelonie) a teraz Lifehouse za każdym razem gdy słyszę Come Back Down placze bo to jednak pasuje mi bardziej do oficjalnego zakończenia. Co do prequelu... Kochanie jest cudowne ale zgodze sie z Dagą... jakoś nie uderzyły mnie emocje. Poraz pierwszy mam ochote porzegnać się z tym blogiem ale to pewnie dlatego że jak czytam o kobrze przypomina mi się Nicol i... no to już wqiadome ich zwiazek i śmierć , która nawiasem mówiąc bardziej do mnie przemówiła. Mam trzy pytania. O czym bedzie kolejne opowiadanie? Kiedy mozemy się go spodziewać? Należysz do Echelonu i czy bylas na koncercie w Łodzi? (to cztery. nwzne) Pozdrowienia CzarnaWdowa
OdpowiedzUsuńŚwietny post .. Zapowiada się ciekawie ..
OdpowiedzUsuńTo tym razem też stworzysz ponad 45 "odcinków"?.. :)
O mamuniu I lov ju <33 xD zajebiste
OdpowiedzUsuńRingo~sensei
Witam,
OdpowiedzUsuńświetne, naprawdę dobrze jest przeczytać to jak się wszystko zaczęło......
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia