Syriusz czekał. Nie miał zamiaru się stąd ruszać, dopóki nie porozmawia z Harrym. Siedział kilka
godzin, ale nie odpuszczał. Spojrzał na księżyc. Niedługo wypadała pełnia i Remus
po raz kolejny miał przechodzić istne męki. To nie było sprawiedliwe, żeby
takie osoby jak Lunatyk musiały być skazane na takie chwile pełne cierpienia.
Przymknął powieki, podpierając łokcie o kolana. Sekundy
zamieniały się w minuty. Minuty w godziny. Z oddali docierały do jego uszu
odgłosy samochodów i ludzi wracających z imprez lub na nie idących. Dopiero po
chwili zorientował się, że ktoś go obserwuje. Podniósł wzrok i wśród światła
padającego z latarni dostrzegł sylwetkę. Harry nie zbliżył się do niego, lecz
stał i patrzył. Łapa wstał i ruszył powoli w jego stronę z nadzieją, że
sytuacja sprzed kilku godzin nie powtórzy się. Był już na tyle blisko, że mógł
dojrzeć jego bladą twarz. Stanął jakieś dwa metry przed nim, czekając na
reakcję, której nie było. Zrobił jeszcze jeden krok.
— Przepraszam — szepnął.
Harry odwrócił głowę w drugą stronę i zamknął oczy. Nie
wybaczy…
Zobaczył łzy płynące po jego policzkach. Coraz bardziej
rozumiał, ile bólu mu sprawiał. Podszedł do niego i przytulił. Dopiero po
chwili chłopak odpowiedział tym samym, o wiele mocniej niż Syriusz się
spodziewał. Pocałował go w czubek głowy, nie wypuszczając z objęć.
— Przepraszam…
Nie wrócili na Grimmauld Place, ale też nie poszli do
klubu. Zostali na placu, rozmawiając na różne tematy, ale nie poruszając wątku
dotyczącego wyprawy Zakonu do pubu. Na pytanie, jakim sposobem Syriusz wrócił, ten
odpowiedział:
— Przez ciebie. A raczej dzięki tobie. Byłem za zasłoną
kilka dni, ale doszli do wniosku, że mam za dużo spraw do załatwienia poza nią.
Do ciebie mnie tu z powrotem przywiało. Zrobiłem błąd, że poszedłem z tym do
Dumbledore’a. Czemu jesteś na niego tak cięty?
— A ty nie jesteś?
— Jestem, ale zastanawia mnie, co zrobił tobie, stary
zgred.
— Powiedzmy, że za długo wszystko przede mną ukrywał —
odparł cicho.
— Kręcisz, ale jak nie chcesz, to nie mów.
— Po prostu za mało wiesz, żebyś to zrozumiał — mruknął,
nie patrząc na niego.
— Właśnie, mało wiem i są rzeczy, które nie dadzą mi
spokoju. — Harry spojrzał na niego i dostrzegł zmartwienie w jego oczach.
— Masz coś konkretnego na myśli?
— Teraz głównie jedno. Twoja ręka. — Nie rozumiał. — Bandaż
na nadgarstku. — Przełknął ślinę. — Ciąłeś się? — spytał cicho.
— Wiem, jak to wygląda — odpowiedział po chwili. — Ale nie,
chociaż nie raz miałem taki zamiar. Niech ci to wystarczy — dodał z prośbą w
oczach.
Nie dawało mu to spokoju, ale uwierzył chłopakowi.
— Wyglądasz całkiem inaczej. Gdzie podziałeś okulary?
Harry uśmiechnął się lekko.
— Głównie sprawka Gejszy. Rok temu uderzyłem się w głowę i
od tego czasu nie potrzebuję okularów, co przyjęła z radością.
— To po co je nosiłeś? — spytał ze śmiechem.
— Bo zaczęłyby się pytania, a poza tym Szefunio twierdził,
że wyglądam grzeczniej, co było czasami przydatne. — Syriusz parsknął śmiechem.
— Tak naprawdę to od tego czasu nosiłem zerówki.
— Teraz widać efekt zmian. — Kobra spojrzał na niego z
niezrozumieniem. — Dziewczyny do ciebie lgną.
— Syriusz…
— No co? — zarechotał, widząc jego minę. — Widziałem i
słyszałem.
— O matko… — mruknął pod nosem, domyślając się CO widział i
CO słyszał. — Ty tam byłeś? — Chciał się
upewnić.
— Jako Łysy.
— Kto jeszcze?
— Remus jako Joker. Poza tym Tonks i Snape.
— Snape? — jęknął.
— No tak.
— O rany… — załamał się, ale zaraz zaczął się śmiać. — On w
takim klubie?
Łapa zarechotał.
— Też byliśmy zdziwieni, gdy nas tam zaprowadził.
— Przetrawię tylko, co widzieliście… Od której byliście?
— Chwilę przed tym, zanim ty przyszedłeś — odparł z
rozbawieniem.
Akcja z Pussy, a później bójka z jej byłym, jak podrywał
Wdowę, kłócił się z Doris i Szakalem, zakład, strzelanina. I to Remus wyciągał
kulę z jego ramienia. Jednak troska w jego oczach nie była omamami. Drugi
dzień… Jego załatwianie interesów, mania samochodowa, zazdrość o Wdowę, upicie.
Wypuścił ze świstem powietrze.
— No to dużo widzieliście.
Syriusz zaśmiał się.
— No sporo, sporo. Długo się z nimi znasz?
— Z jednymi krócej, z innymi dłużej. Z większością od dwóch
lat. Od kiedy Żyleta zaprowadził mnie do klubu.
— Masz prawo jazdy?
Spojrzał na niego i uśmiechnął się.
— A co to takiego?
— Czyli nie — parsknął.
— Nie potrzebuję.
— Jak cię złapią, to wsadzą do paki.
Uśmiechnął się.
— Nie złapią, uwierz mi — odparł, patrząc na grupkę ludzi
wracających z imprezy.
Właśnie jeden z towarzyszy potknął się o własne nogi i
klapnął tyłkiem prosto w kałużę. Pozostali wybuchnęli pijackim śmiechem, a
mężczyzna zaklął donośnie. Ich krzyki oddaliły się, kiedy weszli za róg. Po
chwili trzasnęły drzwi, a dźwięki zostały stłumione. Jednak jeszcze zdołali
usłyszeć, jak ktoś chyba spada ze schodów.
— Nic o tobie nie wiem — stwierdził cicho po chwili
starszy.
A jak się dowiesz, wybaczysz?
— Tylko ekipa wie o mnie wszystko — szepnął.
— Jest szansa, że kiedykolwiek się dowiem?
— Możliwe…
Pomiędzy nimi ponownie zawisła cisza. Ktoś zatrzasnął
głośno okno, a inny mieszkaniec bloku zgasił światło w pokoju, prawdopodobnie
idąc spać.
— Przyjdziesz na Grimmauld Place? — Syriusz zmienił temat.
— A chcesz?
— Oczywiście.
— Możesz mieć mnie dosyć.
— Wątpię.
— Jeszcze się przekonasz — rzekł z rozbawieniem.
— Resztę też przyprowadź.
— Spodziewaj się nas w najbliższym czasie — powiedział ze
śmiechem.
Syriusz wrócił na Grimmauld Place 12 nad ranem. Na stole
stało śniadanie, a do jego nozdrzy wdarł się zapach jajecznicy na bekonie.
Remus siedział przy stole jedząc kanapkę i czytając gazetę. Kiedy wszedł do
środka, jasnowłosy złożył ją na pół i odłożył na bok.
— I jak?
— Chyba dobrze — uśmiechnął się szeroko. — Wprowadzi się
niedługo ze znajomymi.
Remus przyjął to z radością.
— W końcu coś będzie się tutaj działo. Draco też?
Kiwnął niepewnie głową.
— Chyba będę musiał go zaakceptować w swoim domu.
— Jeśli chcesz być w dobrych stosunkach z Harrym, to
powinieneś. Słyszałeś, co mówili. Pogodzili się i są po jednej stronie, a my
jesteśmy po tej stronie, co oni.
— Moody chyba dostanie zawału.
Lunatyk zaśmiał się wesoło.
— Moody kontra ekipa Harry’ego. Będzie się działo.
Jeszcze tego samego dnia zostało zorganizowane spotkanie
Zakonu Feniksa. Jego celem było wyduszenie z Łapy tego, czego dowiedział się o
Harrym. Powiedział tylko jedno zdanie:
— Nic wam do tego.
Na każde następne pytanie odpowiadała im cisza. Tonks
rechotała cicho, słysząc wrzaski Szalonookiego, a Remus był wyraźnie
rozbawiony. Lunatyk otworzył drzwi, kiedy zadzwonił dzwonek. Przywitało go
zgodne:
— Heloł!
Przed nim stała cała ekipa z Harrym na czele. Zaśmiał się
lekko, dostrzegając ich wielkie uśmiechy i otworzył szerzej wrota. Poubierali
się, jakby jechali na wakacje do ciepłych krajów. Wciągnęli do środka swoje
walizki i weszli na korytarz.
JEB!
— AŁA! Jeb*ny wieszak! — wrzasnął Szatan, kiedy prawie
wyrżnął nosem w ziemię.
Pozostali wybuchnęli głośnym śmiechem.
— PSY PLUGAWIĄ MÓJ DOM! ZDRAJCY, KTÓRZY PRZYPROWADZAJĄ
SZLAMY!
— Zamknij mordę, zdziro — stwierdził spokojnie Kobra, co ją
niezmiernie oburzyło.
Zasłoniła się kotarą i więcej nie odezwała.
— Idealnie trafiliście — powiedział Remus ze śmiechem. —
Wyobraźcie sobie, że Syriusz pierwszy raz siedzi cicho.
— Czemu? — zarechotał Kobra.
— Bo próbują z niego wycisnąć, co się o tobie wczoraj
dowiedział.
— Tu są? — spytał ze śmiechem, wskazując na drzwi do
jadalni, a Lunatyk kiwnął głową. Harry otworzył drzwi z rozmachem. — Mówiłem,
że możesz się nas spodziewać w najbliższym czasie — wyszczerzył ząbki w stronę
znudzonego chrzestnego, a pozostali wpakowali się za nim do środka. —
Słyszałem, że jest tu wywiad z jakąś mega gwiazdą.
Syriusz i Tonks parsknęli śmiechem.
— Co tu robi ten śmierciożerca? — warknął Moody, wskazując
na Dracona.
— Palcem się nie pokazuje — oburzył się Malfoy. — Po prostu
brak kultury. — Strzelił minę a’la typowy Ślizgon.
— Ten śmierciożerca przyszedł ze mną — rzekł Harry, patrząc
na Moody’ego znad okularów przeciwsłonecznych. — A dostałem pozwolenie na
przyprowadzenie kogo zechcę, więc przeżyjesz albo nie. — Nimfadora wybuchnęła
głośnym chichotem. — Co cię tak rozbawiło, różowa małpo? — spytał ze śmiechem.
— Co to za wywłoka darła mordę na powitanie? — zapytał Yom.
Kobra wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, podobnie jak
Remus i Syriusz. Tonks już leżała pod stołem.
— Jego matka — odpowiedział Lunatyk, wskazując na Łapę.
Yom rozszerzył oczy.
— Sorry.
— Sam tak na nią mówię — zaśmiał się Łapa.
— A to nie sorry — pokazał zęby.
— To które pokoje możemy opanować? — spytał Harry Syriusza.
— Wszystkie na górze są wolne, więc bierzcie jakie chcecie.
— Okay. Ale ja najpierw chcę posłuchać wywiadu z tą mega
gwiazdą — rzekła Gejsza, siadając wygodnie na krześle. — No, co jest? — rozejrzała
się komicznie po ludziach. — Brak pytań?
— Korzystaj z okazji. Może przyjmą cię do telewizji — podpowiedziała
Wdowa.
Wyszczerzyła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Chwyciła
wazon w kształcie rurki, wyrzuciła kwiaty, wylała wodę na ziemię i wystawiła go
w stronę twarzy Syriusza.
— Czy pan Syriusza B. zna nijakiego Harry’ego P.? Jeśli
tak, to od jak dawna? Rozmawialiście wczoraj? O czym? O kim? Ile czasu?
Kłóciliście się? Kto was widział? Tak? Nie?
Łapa parsknął śmiechem.
— Syriusz B. nie ma nic do powiedzenia — rzekła Milka. —
Rozejść się.
Łapa skorzystał z okazji i zwiał bokiem. Ekipa wyszła za
mężczyzną, nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Wzięli swoje walizki i weszli
na górę.
— Sześć pokoi trzeba rozdzielić na czternaście osób.
— Czemu tyle?
— Weasleyowie i Hermiona przyjadą za tydzień.
Walizka wyślizgnęła się z ręki Harry’ego i zjechała w dół.
— Ał! — stęknął Żyleta, gdy spadła mu na nogę.
— Sorry.
— Nie żyjesz.
Ostry wziął bagaż i uciekł spod ręki chłopaka.
— Coś czuję, że to nie będzie miła rozmowa — powiedział z
lekkim skrzywieniem.
— Kiedyś musisz to zrobić — stwierdziła Missy.
— Na Dextera trzeba rzucić tarczę ochronną — dodała Milka.
Zarechotali.
— To jak dzielimy się pokojami?
Harry gwizdnął, gdy zobaczył swoją dziewczynę ubraną na
imprezę. Uśmiechnęła się do niego szeroko, siadając mu na kolanach. Wdowa
wiedziała, jak się ubrać, by pokazać swoje wdzięki. Buty na wysokiej szpilce,
spódniczka, która nie ukrywała za dużo i bluzka z czaszką na ramiączkach.
Czarne włosy opadały jej na ramiona, a grzywka zasłaniała jedno oko.
— Mogę się przekonać, że jak cię pocałuję, to ktoś tu
wlezie — powiedział cicho, a ona zachichotała.
— To nie przedłużajmy.
Ledwo dotknęli swoich ust, gdy drzwi otworzyły się z
hukiem. Zgodnie wybuchnęli śmiechem.
— Sorki, że przeszkadzam, gołąbeczki, ale zapomniałem
telefonu — powiedział Żyleta.
— Właśnie… Zostawiłam torebkę w kuchni — przypomniała sobie
Wdowa.
— Teraz jest zebranie.
— Dlatego ci to mówię — uśmiechnęła się prosząco.
Żyleta zaśmiał się, wychodząc. Kobra postawił Wdowę na
ziemi i sam wstał. Skierowali się w stronę jadalni. Harry odetchnął przed
drzwiami i otworzył je.
— Nie rzucajcie zaklęciami i nie drzyjcie się, bo mnie nie
obchodzi, o czym tu gadacie — rzekł, idąc w stronę kuchni.
— Ty to wiesz, kiedy o tobie mowa — zachichotała Tonks.
— To jest niekulturalne! — krzyknął z kuchni. — Obgadujecie
mnie po raz enty! — Syriusz powstrzymał śmiech. — To zaczyna się robić nudne,
nie uważacie? — dodał, stając w drzwiach. — Gdzie chlasnęłaś tę torebkę?! —
krzyknął do Wdowy.
Warknęła i wparowała do środka jak burza.
— Jak zwykle faceci nie wiedzą, jak wygląda torebka. —
Rozejrzała się po kuchni i zakłopotała się, rozglądając się szybko po
pomieszczeniu. — Nie ma jej.
— Jeszcze jakieś pretensje do facetów?
Uśmiechnęła się słodko.
— Zadzwoń do mnie, bo w środku mam telefon.
Zadzwonił.
— Kochanie dzwoni. Odbierz telefon.
— Missy bawiła się moim telefonem — zachichotała, widząc
uniesioną brew Ostrego.
— Mnie bardziej dziwi, co twoja torebka robi na lampie — odpowiedział,
unosząc drugą brew. — Coś ty z nią robiła?
— Missy, więcej nie tkniesz moich rzeczy! — wrzasnęła
donośnie, a oni usłyszeli dziewczęcy śmiech.
Syriusz zaklęciem ściągnął torebkę.
— Dzięki — uśmiechnęła się i już mieli wyjść, gdy…
— Wychodzicie? — spytał Dumbledore.
— Tak — odparł cierpliwie Harry.
— Dokąd?
— Nie muszę się spowiadać.
— W takim razie nigdzie nie idziecie — wtrącił Moody.
Harry uśmiechnął się ironicznie i odwrócił w jego stronę,
dostrzegając, że balon z gumy do żucia Wdowy pęka i słysząc, że dziewczyna
prycha.
— Zabronić mi może jedynie prawny opiekun. — Spojrzał na
Syriusza i uśmiechnął się słodko, robiąc na złość Alastorowi. — Mogę wyjść na
całą noc?
— Od kiedy pytasz o pozwolenie? — zaśmiał się.
— Od kiedy ktoś chce mi czegoś bezprawnie zabronić.
— A idź i korzystaj z uroków młodości.
Wdowa zaśmiała się.
— Miłej nocy, kochani — rzekła, chwyciła Kobrę za rękę i
wyszli. — Syriusz to jest spoko gościu — stwierdziła.
— Wiem — uśmiechnął się szeroko.
Poranek. Zwykła pora dnia. Część Zakonników w tym momencie
jadła posiłek na Grimmauld Place 12. Brakowało tylko młodzieży, która wróciła
nad ranem i od razu poszła do swoich pokoi. Pod koniec śniadania otworzyły się
drzwi. Harry, ledwo przytomnie, poszedł jak burza do kuchni po butelkę z wodą,
a następnie usiadł przy stole z miną cierpiętnika. Syriusz parsknął śmiechem,
widząc jego bladą twarz i worki pod oczami.
— Ciszej — szepnął, patrząc na niego niemrawo. — Można ciszej
trzaskać tymi sztućcami? — poprosił z wyraźnym skrzywieniem.
— Kacyk? — podsunęła Tonks ze śmiechem.
Spojrzał na nią spode łba, co ją niezmiernie rozbawiło.
Przyszły Wdowa i Gejsza wyglądające nie lepiej od niego. Obie pocałowały go w
głowę i usiadły naprzeciwko, a on podał im bez słowa butelkę, na którą rzuciły
się jak głodny drapieżnik na mięso. Po jakimś czasie na miejscu byli wszyscy
imprezowicze.
— Niech mi ktoś powie… Jak dotarłem do domu? — szepnął Yom.
— Nie wiem, ale pamiętam, jak znalazłem cię całego
obrzyganego w łazience — odparł cicho Żyleta.
— O rany… Nie mów nic więcej.
— Lepiej spytać, czy ktokolwiek pamięta nasz powrót do domu
— mruknęła Milka.
Cisza.
— Ja mam przebłyski — rzekł Szatan. — Jak prawie Dextera
przejechali na pasach.
— To było w drodze na imprezę — mruknęła Missy.
— To ja się nie odzywam.
— A ja pamiętam, jak Kobra wlazł w dziurę i się wyje*ał na
Żyletę — powiedział Draco.
— Teraz wiem, czemu mam dziurę w spodniach — rzekł głośno
szatyn, ale zaraz stęknął, chwytając się za głowę.
— Może coś się uwieczniło na zdjęciach — szepnęła Gejsza.
— Fotograf wypił pół litra zanim zaczął robić zdjęcia, więc
wątpię, że czegoś się dowiemy.
— My zawsze twierdziliśmy, że jak większości się nie
pamięta, to znaczy, że impreza była udana — powiedział ze śmiechem Łapa.
— To my często mamy udane — wymsknęło się Missy.
Harry nie mógł skupić się na rozmowie przez dwa powody. Z
jednej strony przeklęty kac, a z drugiej stopa Wdowy, która prowokująco
gładziła go po nodze, by następnie wsunąć się pod nogawkę spodni na tyle, na
ile było to możliwe. Patrzyli na siebie, ale nie dali poznać, że coś się
dzieje.
— Kobra?
— Co? — rozbudził się.
— Ty dalej śpisz. Gdzie podziałeś zdjęcia?
— Pewnie zostawiłem w bluzie.
Po chwili fotografie wylądowały na stole, a oni próbowali
rozszyfrować, co się na nich znajduje.
— Z trzydziestu zdjęć coś widać na czterech — zaśmiała się
cicho Milka. — Mamy Żyletę i Dextera w otoczeniu jakiś lasek, Missy i Gejszę na
barze, Yoma całującego się z jakąś laską i do połowy rozebranego Szatana.
— Że co? — Jego oczy rozszerzyły się lekko.
Ze śmiechem podała mu zdjęcie, na którym miał rozpiętych
kilka guzików przy koszuli.
— Ciekawe, czyja to sprawka — mruknął.
— Czy czasami nie graliśmy w rozbieranego pokera? —
powiedział niewyraźnie Harry, podpierając dłonią głowę.
— O matko — stęknął Wujek.
Łapa, Lunatyk i Tonks nie wytrzymali tej wymiany zdań i
zaczęli się śmiać.
— No i co w tym śmiesznego?
— Rozbraja nas ta wymiana zdań, gdzie są same niewiadome, a
wy próbujecie to rozszyfrować — zachichotała kobieta w odpowiedzi.
Ekipa miała gdzieś zakazy i nakazy Dumbledore’a. Tylko
Syriusz, Remus oraz, ku ich zdumieniu, Tonks trzymali ich stronę i popierali
ich poczynania. Z Moodym często się kłócili i to dość ostro. Zgrzyty stały się
codziennością, a nienawiść była wyczuwalna. Dexter i Kobra najczęściej się z
nim żarli, a młodzież doprowadzała mężczyznę do szału. Powodem była niechęć
byłego aurora do syna śmierciożercy i nie pojmował tego, że chłopak nie miał
zamiaru iść w ślady swojego rodziciela. Gotów był do wszelkich środków, byle
się go pozbyć. Aż pewnego razu przesadził…
Jedli kolację, a Szalonooki był wyjątkowo cichy. Chłopaki
nie wszczynali awantury sami z siebie, więc zachowywali się jak najbardziej
normalnie.
— Nie bądź mendą i podziel się piciem.
— To idź sobie do kuchni — prychnął Draco.
— Moje nogi są zbyt stare.
— Masz i się udław — odparł i postawił przed Kobrą swoją
szklankę, z której jeszcze nic nie upił.
— Dziękuję, że życzysz mi tak dużo szczęścia — wywrócił
oczami i odlał sobie połowę soku.
— Czy wy jesteście normalni? — zapytał Syriusz.
— Nie — odparli jednocześnie.
— Tak myślałem.
Harry upił łyk soku i nie zwrócił uwagi na jego smak.
Dopiero gdy poczuł zimny pot na plecach i na chwilę go zaćmiło, zrozumiał, że
coś jest nie tak.
— Czemu jest tu tak zimno? — spytał.
— Co? Przecież przed chwilą narzekałeś, że jest gorąco —
zaśmiał się Dexter.
— To nie jest śmieszne — powiedział cicho i lekko
nieprzytomnie.
— Co ty taki blady jesteś? — zaniepokoiła się Wdowa.
Czuł się słabo, kręciło mu się w głowie, lekko drżał. Co
najgorsze, ciężko mu się oddychało.
— Kobra? Boże, co ci jest?! — przeraziła się Gejsza, gdy
usłyszała jego lekko świszczący oddech.
— Co ty dałeś do tego soku? — szepnął do Dextera.
— Nic — przeraził się nie na żarty.
— Ty — szepnął Harry do Moody’ego i chciał wstać, ale zaraz
runął na kolana.
Dexter dorwał się do aurora, który chciał wyciągnąć
różdżkę. Syriusz podbiegł do chrześniaka ze strachem w oczach.
— Co mu podałeś?! — warknął Yom do aurora.
Remus przełożył Harry’ego na plecy, dostrzegając, że ten ledwo
łapie oddech.
— Moody, co mu podałeś?! — wrzasnął Łapa z furią.
Żyleta postanowił oszołomić mężczyznę i przeszukać jego
kieszenie. Wyciągnął jakąś pustą fiolkę i rzucił ją do Milki, która najlepiej
znała się na eliksirach.
— Fioletowa, gęsta maź. — Nalała kropelkę do swojego soku.
— Rozpuszcza się w cieczy. Duszność… Co z jego oczami? — zwróciła się do
Remusa.
— Zaczerwienione.
— Eliksir Zastojowy. Częściowo zatrzymuje czynności
życiowe. Dexter, biegnij po poduszkę.
— Wiesz, co robić? — spytał Łapa.
— Kiedyś widziałam, jak ktoś pomagał innemu po tym
eliksirze. — Klęknęła przy chłopaku i odebrała poduszkę od Dracona. Podniosła
Kobrze głowę i podłożyła materiał tak, aby była na poziomie reszty ciała. —
Trzeba usunąć eliksir z żył. — Przełknęła ślinę. — Dajcie czysty nóż.
Wdowa podała jej przyrząd.
— Co chcesz zrobić? — spytała ze strachem.
— Muszę otworzyć żyłę.
— Prawa ręka — podsunęła jej cicho Gejsza.
Milka chwyciła rękę, która była zabandażowana. Odwinęła
materiał, a im bliżej była skóry, tym Syriusz miał większe obawy, co zobaczy. A
zobaczył długi ślad po cięciu.
— Powiedzcie, gdy jego oddech wróci do normy, bo czasami
przesadzę.
Ponownie rozcięła żyłę. Yom usiadł na krześle, gdy
zawirowało mu w głowie od widoku krwi. Słuchali uważnie, czekając na reakcję
Kobry. Oddech stawał się coraz spokojniejszy.
— Wystarczy — powiedział Remus, a Milka z powrotem zawinęła
rękę Harry’ego w bandaż.
Ostry wracał do siebie, a dziewczyna sprawdzała na różne
sposoby, czy wszystko jest okay.
— Stary, ja żartowałem z tym, że się udław, a ty od razu
bierzesz wszystko na poważnie — rzekł Draco.
Po chwili zrozumieli sens jego słów i nie mogli powstrzymać
śmiechu.
— I co z nim? — zapytał Żyleta, wskazując na nieprzytomnego
Moody’ego.
— Wyrzućcie go gdzieś do rowu. Pomyślą, że pijak —
stwierdziła Wdowa. — Ten koleś jest nienormalny!
Zrobili tak, jak powiedziała dziewczyna, czym zajęli się
Szatan i Yom. Stwierdzili, że gdy zaklęcie przestanie działać minie sporo
czasu, a młodzież zapewniła, że nie popuszczą mu tej akcji.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak cała ekipa wprowadziła się na grimuland place 12 no i uprzykrza życie Moodiemu, ech wciąż nie potrafią zrozumieć tego żeby się nie wtrącać…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcała ekipa wprowadziła się do domu Syriusza, no i uprzykrza życie Moodiemu, co mi się bardzo podoba, ech wciąż nie potrafią zrozumieć tego żeby się nie wtrącać…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Co za idiota z tego Szalonookiego! Mam nadzieję, że ekipa mu nie popuści i zrobi z jego życia piekło! Super, że Harry i Syriusz w końcu się spotkali no i że Łapa nie oceniał Pottera ;D
OdpowiedzUsuń