23.07.2012

Rozdział 7 - Dwie strony medalu i środek

Nie mieli ochoty na imprezę, więc postanowili udać się na ich ulubiony plac zabaw. Kobra, Gejsza i Wdowa usiedli na ławce, Missy weszła po drabince na zjeżdżalnię i siedziała na jej szczycie, Dexter i Wujek Szatan stanęli na huśtawkach, a Yom wziął Milkę na barana, z czego ona głośno się śmiała. Gejsza puściła muzykę z telefonu, a Żyleta położył głowę na jej kolanach. Robili spory hałas, a ludzie zamykali okna, aby uchronić się przed ich krzykami. Usłyszeli, jak ktoś przeklina siarczyście, by następnie zatrzasnąć okno z hukiem. Milka i Yom zaczęli tańczyć walca angielskiego do muzyki rockowej, co spotkało się ze śmiechem pozostałych. Żyleta, Gejsza, Kobra i Wdowa usiedli na oparciu ławki i śpiewali głośno:
— ...Walking away from the things i adore, telling the truth for once i'm sure…*
Śmiali się głośno sami z siebie, a kłopoty ich nie dotyczyły. Ile by dali, żeby takie chwile trwały wiecznie. Każdy z nich był w innej sytuacji i każdy z nich nie miał łatwego życia. Ale żyli dalej, wiedząc, że mają przy sobie osoby, na które mogą liczyć bez względu na wszystko.

Remus nie miał sumienia przeszkadzać ekipie, ale dobrze wiedział, że nie powstrzyma przed tym pozostałych. Tonks śmiała się cicho z tańca i śpiewu młodzieży i chyba jako jedyna była po jego stronie.
— Może chwilę poczekamy? Patrzcie, jak dobrze się bawią — powiedziała.
— Nie mamy na co czekać, Tonks — burknął Moody, natychmiast psując jej humor.
— Sztywniaki — mruknęła pod nosem. — Zachowujecie się, jakbyście nigdy nie byli młodzi.
— Ty widocznie jeszcze nie dorosłaś — syknął Snape.
Zmierzyła go ostrym spojrzeniem.
— Ty za to wyrosłeś na gbura — warknęła.
Spojrzał na nią zimno.
— Idziemy po nich — wtrącił Kingsley.
— Bezuczuciowe dranie — szepnęła jeszcze i ruszyła za nimi.
Missy zjechała ze zjeżdżalni, a Yom poślizgnął się na twardym gruncie.
— Kobra… — powiedział Dexter, patrząc za niego.
Cała czwórka siedząca na ławce odwróciła się. Ku nim zmierzało kilka osób z Zakonu. Ostry ponownie spojrzał przed siebie i przełknął ślinę.
— Uciekajmy — szepnęła Gejsza, ale on pokręcił głową.
— To bez sensu — stwierdził cicho, a Wdowa ścisnęła go lekko za rękę.
Dexter i Wujek Szatan zeszli z huśtawek, a oni z ławki. Natrafił wzrokiem na Remusa, w którego oczach chciał zobaczyć odpowiedź na pytanie, czy to on zdradził. Nic nie zobaczył, choć ten patrzył wprost na niego. Wdowa pogładziła go uspokajająco kciukiem wewnątrz dłoni.
— Mamy naszego uciekiniera — powiedziała Tonks z nutą rozbawienia w głosie, a następnie potknęła się, jak to miała w zwyczaju.
— Nie wiem, co tu jest do śmiania — warknął Moody, a Gejsza skrzywiła się lekko. — Idziemy.
— Można kulturalniej — rzekł spokojnie Żyleta.
— Nie odzywaj się, gówniarzu.
— Zazdrościsz mu młodości? — wtrąciła Missy.
— Bezczelne…
Harry słuchał spięcia między ekipą a częścią Zakonu, ale sam nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że kłótnia nie ma sensu. Ścisnął Wdowę za rękę, gdy chciała się wtrącić. Po co mieli wszystko przedłużać? Wolał mieć to za sobą i ona chyba to zrozumiała.
— Żyleta — powiedziała cicho, kiedy ten miał zamiar coś odpyskować.
Zrozumiał, gdy na nich spojrzał.
— Idziemy.
Remus podszedł do Harry’ego i chwycił go za ramię.
— Snape was znalazł — powiedział tak, aby tylko on go słyszał.
Harry spojrzał na niego i dostrzegł prawdę w jego oczach. Uśmiechnął się słabo.
— Bierz te łapy! — warknęła Gejsza do Moody’ego.
— Gejsza… — załamał się Kobra.
— No dobra, ale robię to tylko dla ciebie — odpuściła.
Chwilę później nie było nikogo na placu.

Syriusz nie wiedział, jak Harry zareaguje na jego widok. Był jednak bardzo zły na Dumbledore’a, ponieważ kazał siedzieć mu cicho w kapturze, dopóki nie skończą rozmowy z chłopakiem, gdyż wtedy mógłby się zbuntować. Kiedy mu to powiedział, Łapa miał ochotę wyśmiać mu się w twarz. Dobrze wiedział, że Harry tak czy inaczej będzie miał gdzieś ten cały wywiad i potraktuje to jak moment do robienia sobie z innych jaj. Musiał jednak udawać wiernego pieska, więc przystał na tę propozycję, choć w myśli bał się, że takie przedłużanie tylko pogorszy pozycję, w jakiej się znalazł.
Kilku członków Zakonu siedziało na miejscach, reszta poszła po Harry’ego i jego znajomych.
Jakiś kwadrans później rozległy się głosy zwiastujące przybycie gości. Chociaż… to chyba były krzyki.
— Przestań mnie pchać!
— Zamknij się, gówniaro!
— Morda w kubeł, dupku! Nie będziesz mi rozkazywał!
Drzwi otworzyły się w hukiem. Moody wepchnął Wdowę do środka, a ona zaczęła na niego złorzeczyć, gdy ledwo utrzymała równowagę.
— Jeszcze raz ją popchniesz to nie ręczę za siebie! — Harry musiał się trochę wściec, skoro podniósł głos.
— Umiem chodzić, do cholery! — warknął Dexter i wyrwał się z drugiej ręki Szalonookiego, gdy stanęli w drzwiach.
— Zero kultury — burknęła Milka, kiedy wszyscy znaleźli się w pomieszczeniu.
Moody popchnął Szatana w stronę krzesła.
— Koleś, czy ty jesteś normalny?! — wrzasnął Yom.
— Siadać!
— Moody, nie przesadzaj. — Tym razem zdenerwował się Remus.
— Chociaż jeden normalny — stwierdziła Wdowa.
— Jeszcze słowo, gówniaro, to…
— To co? — wtrącił się Kobra ze złą miną.
Co jak co, ale nie pozwoli obrażać swojej dziewczyny. Szalonooki sięgnął po różdżkę. Och tak, Syriusz zauważył, że mężczyzna przegina i chociaż jednocześnie czuł dumę z chrześniaka i miał ochotę go wyściskać, to w tym momencie marzył także o tym, aby zamachnąć się i rozgnieść Moody’emu nos.
— Nie próbuj — syknął Draco.
— Nie odzywaj się, śmierciożerco.
— Mówisz o sobie?
— Ty…
— Alastorze.
Kobra spiął się jak struna, gdy usłyszał ten głos. Wszyscy nagle zamilkli.
— A miało być tak pięknie — szepnął Żyleta.
— Usiądźcie.
— A po co? — wymsknęło się Gejszy.
— Jak macie usiąść, to siadajcie — syknął Moody.
Gejsza spojrzał na niego zimno.
— Nie jestem psem, żeby biegnąć za patykiem, gdy powiedzą aport — odparła, lecz wykonała polecenie z dumnie uniesioną głową.
Ku złości Harry’ego, Dumbledore usiadł naprzeciwko niego. Dopiero rozejrzał się po twarzach. McGonagall, jego straż z poprzednich wakacji i ktoś w kapturze siedzący po drugiej stronie stołu na prawo od niego. Chyba ten ktoś na niego patrzył, ale nie mógł dostrzec, kto to jest. Spojrzał z powrotem na dyrektora, który w ogóle się nie zmienił i obserwował go znad okularów-połówek.
— No i tak będziemy siedzieć bez sensu? — zirytował się w końcu Ostry.
— Dlaczego uciekłeś?
— Bo taką miałem zachciankę.
Spodziewał się wywiadu, ale to nie znaczyło, że miał zamiar odpowiedzieć na każde pytanie.
— Gdzie mieszkasz?
— U znajomego.
— Jakiego?
— Zaufanego.
— Czyli?
— Czyli takiemu, któremu można ufać — wywrócił oczami.
Gejsza parsknęła cicho śmiechem.
— Nazwisko.
— Xyz.
— Odpowiadaj — warknął Moody.
Kobra przeniósł na niego wzrok.
— Chyba mówię, nie? — odparł bezczelnie.
— Nazwisko — syknął.
— Gall Anonim — warknął.
— Mów!
Prychnął z kpiną i spojrzał z powrotem na dyrektora.
— To wszystko? Bo mamy robotę na mieście.
— Jaką?
Czy on myśli, że mu powiem?
— Zbieramy puszki.
Gejsza parsknęła głośno i zatkała usta dłonią z oczami pełnymi rozbawienia. Syriusz uśmiechnął się lekko spod kaptura. Coraz bardziej podobała mu się zmiana Harry’ego i jego teksty, choć były też wynikające z tego wady.
— Zmieniłeś się.
— No coś takiego…
— Przeszedłeś na stronę Voldemorta?
Harry uniósł brwi.
— A ktoś mnie u niego widział? — Tu jego wzrok skierował się w stronę Snape’a. — Będę po tej stronie, po której będę chciał. Niekoniecznie Zakon albo Voldemort.
— Więc… — zaczęła Tonks.
— Po swojej — przerwał jej.
— Sam? — prychnął Moody.
— Nie sam — wtrącił Draco. — Niby są dwie strony medalu, ale zapomniano o środku.
— Właśnie wymyśliłeś nową teorię. Dwie strony medalu i środek — powiedział Żyleta z rozbawieniem.
Dexter uśmiechnął się słodko.
— Widocznie jestem genialny.
Ekipa zaśmiała się zgodnie.
— W każdej chwili możemy powiadomić twojego ojca, gdzie jesteś, więc nie odzywaj się niepytany — syknął Moody.
Malfoy uśmiechnął się szeroko.
— Chcecie kolejnego śmierciożercę? Nie po to się z nim — wskazał na Harry’ego — pogodziłem, żeby teraz polecieć do Voldemorta i robić coś, czego nie chcę.
— Mogłeś zwrócić się o pomoc do Zakonu.
— Po co? Jego strona jest ciekawsza. — Szczerzył się wrednie, dając do zrozumienia, że rozmawia z osobami głupszymi od siebie. — Zakon mnie nie interesuje, tak samo jak kłanianie się przed Lordziną. Jeśli wezwiecie mojego ojca…
—… to i tak go tam nie puścimy — zakończył Harry. Dexter uśmiechnął się lekko. — Skończmy już ten temat, bo i tak się nie dogadamy.
— Powinieneś zostać u swojej rodziny. — Dyrektor zmienił temat.
Oczy Harry’ego pociemniały.
— Ciekawe po co?
— Dla swojego dobra.
— Dla swojego dobra to ja stamtąd uciekłem — powiedział chłodno, patrząc mu prosto w oczy.
— Nalegam, abyś tam wrócił.
— A ja tego nie zrobię.
— Harry…
— Tylko spróbujcie go tam zabrać to nie ręczę za siebie! — Gejsza wybuchnęła złością.
Syriusz czuł, że coś jest nie tak, widząc minę chrześniaka i reakcję ekipy. Harry za wszelką cenę nie chciał wracać na Privet Drive, a reszta nie zamierzała go tam puścić. Coś wyraźnie było na rzeczy, o czym Dumbledore wiedział, a on znowu nie.
— Kim jest Snajper?
— Co? — Harry był wyraźnie zdumiony.
Skąd o nim wie?! Żyleta i Gejsza wymienili zaniepokojone spojrzenia.
— Część Zakonu była dwa dni temu w klubie.
Yom rozszerzył oczy, a Kobra zerknął na Żyletę, którego najwidoczniej zamurowało. Najlepszą obroną jest atak.
— Śledziliście mnie? — Ostry postanowił wszystko obrócić tak, żeby zmienić temat.
— Szukaliśmy cię.
— No tak… Przecież nie mogę sobie zrobić wakacji — prychnął.
— Odpowiedz na pytanie — warknął Moody.
Harry spojrzał na niego ze złością.
— Kultura wymaga niewtrącania się w rozmowę — odparł.
— Nie pyskuj.
— Spieprzaj.
Gejsza zatkała usta dłonią, a Żyleta uśmiechnął się słodko. Wdowa nie powstrzymała chichotu, więc Milka uderzyła ją lekko z uśmiechem. Łapa chrząknął, aby zamaskować śmiech, co nie uszło uwadze Kobry, który zerknął na niego ze zmarszczonymi brwiami.
— Joker i reszta? — olśniło Missy.
Dumbledore potwierdził.
— Wczoraj też, w takim razie — powiedział Ostry, z powrotem patrząc na dyrektora.
— Nie.
— Jak to nie? Przecież gadaliśmy z Łysym i Jokerem — zdenerwował się Szatan.
Remus i koleś w kapturze wymienili spojrzenia, a reszta Zakonu spojrzał na nich.
— Ups — rzekł Kobra z rozbawieniem, patrząc na Lunatyka. — Spodobało się.
— Dlaczego do was strzelali? — Dumbledore ponownie zwrócił się do Harry’ego.
— Nie wiem — skłamał.
— Z waszej rozmowy wynikało, że jednak wiesz.
Zgrzytnął zębami.
— Dobrze wiecie, że wam nie powiem — syknął. — Zresztą… co was to obchodzi? To moje życie i nic wam do tego. Mogę robić co mi się podoba i nikt mi tego nie zabroni. Nie muszę się ze wszystkiego tłumaczyć.
— Chodzi nam o twoje bezpieczeństwo.
Tracił cierpliwość.
— Tylko po to, żeby Voldemort za szybko mnie nie zabił — warknął. — Nie udawajcie, że w ogóle coś was obchodzę, bo chodzi wam tylko o to, żeby biedny Harruś uratował świat — zironizował.
Nawet nie wiedział, ile bólu sprawił tymi słowami Syriuszowi i Remusowi.
— Zapewniliśmy ci ochronę.
— Przez pięć dni nie było mnie w domu, a wcześniej potrafiłem nie wrócić na noc. Gdyby nie spostrzegawczość Remusa, nadal byście nic nie wiedzieli. To nazywacie ochroną? — zaśmiał się szyderczo. — Ktoś z was przy mnie był, gdy tego potrzebowałem? Nie. Więc teraz nie myślcie, że wszystko wam będę mówił. W ogóle mnie nie znacie, więc najlepiej będzie, jak dacie mi święty spokój i sobie pożyję jak chcę, póki mogę.
Wstał i chciał wyjść. Wdowa chwyciła go za rękę i ruszyła razem z nim w stronę drzwi. Pozostali także się do tego przymierzali, lecz padły słowa z ust Dumbledore’a:
— Syriusz by tego nie chciał.
Przymknął na chwilę powieki. Wspomnienie o nim zabolało. Gdy się odwrócił, jego oczy pociemniały.
— Skąd ty możesz o tym wiedzieć? — szepnął.
— Wiem to.
— Niby skąd, do cholery?! — stracił cierpliwość, patrząc w jego twarz. — Przecież nie żyje. Nie mógł ci powiedzieć, czego chce.
W jego oczach pojawił się ból, którego nie potrafił już zamaskować. Jak bardzo chciał teraz wyjść… A Syriusz? Chciał wstać, przeprosić i przytulić, ale Moody wycelował w niego dyskretnie różdżką. Remus zmierzył go rozeźlonym spojrzeniem.
— Nie przedłużaj, Moody — powiedział chłodno, co przykuło spojrzenie Harry’ego.
— Syriusz jest z nami…
Czemu kłamie mi w żywe oczy? I wtedy jego wzrok padł na osobę w kapturze. Ekipa była w szoku, gdy to sobie uświadomiła. Syriusz, nie zwracając już uwagi na aurora, wstał i podszedł do niego. Chłopak patrzył na niego wstrząśnięty, ze ściśniętym sercem. Widział, jak się zbliża. Harry odsunął się o krok.
— Jak wy mogliście to przede mną ukrywać tyle czasu? — szepnął, patrząc na niego.
— Harry… — Jego głos był pełen prośby o wybaczenie.
— Nienawidzę was — powiedział to prawie bezgłośnie.
Wyszedł, trzaskając drzwiami.
— Nie wierzę… Czy wy jesteście nienormalni?! — wrzasnęła Gejsza, zrywając się z krzesła.
— Kobra! — krzyknęła Wdowa, wybiegając za nim.

Szedł przed siebie, a z oczu zaczęły płynąć mu zdradzieckie łzy. Jak oni mogli…? Tyle czasu… Kręciło mu się w głowie przez nadmiar myśli. Powinien się cieszyć, ale nie potrafił wybaczyć. Remus chciał mi powiedzieć. Chciał, żebym przyszedł, żebym poznał prawdę, chociaż Dumbledore tego nie chciał. Jedyna osoba… Nie wiedział, kiedy stanął i patrzył tępo w chodnik. Ręce całe mu się trzęsły.
— Kobra…
Wdowa przytuliła się od niego od tyłu. Odwrócił się w jej stronę, dostrzegając łzy także na jej policzkach. Przytulił się do niej mocno, zaciskając powieki.
— Czemu oni mi to robią? — szepnął.
— Nie wiem, Kobra, naprawdę nie wiem — odparła równie cicho.
— Muszę zostać sam, przemyśleć to — powiedział po chwili, ujmując jej twarz w dłonie i patrząc w oczy.
— Odezwij się później.
Pocałował ją lekko w usta i ruszył przed siebie. Trafił do klubu, bo tam zaniosły go nogi. Wszedł po schodach na górę, gdzie zauważył Szefunia stojącego przy barierce. Ten odwrócił się, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi.
— Ostry, co się stało? — spytał, podchodząc do niego i dostrzegając zaschnięte łzy za policzkach.
Coś w nim pękło. Powiedział mu wszystko od początku do końca, a jego głos cały czas drżał.
— … Nie wiem czemu, ale przywiało mnie do ciebie — zakończył szeptem.
Szefunio siedział z zamkniętymi oczami. Nie wierzył, że Dumbledore zdolny był do czegoś takiego. Zawołał ochroniarza i nakazał mu przynieść jakieś środki uspokajające, bo Kobra był tak roztrzęsiony, że ledwo funkcjonował.
— Nie wiem, jak się czujesz, ale mogę się domyślić — powiedział cicho. — Nie myślałem, że Dumbledore posunie się do czegoś takiego, ale widocznie wszystkiego możemy się po nim spodziewać. Wiem, że jest ci trudno z tym wszystkim, ale pomyśl… To twoja jedyna rodzina, pomijając ekipę, oczywiście. — Tak, ekipa była jedną wielką rodziną. — Przez niego cierpiałeś, ale teraz… masz go z powrotem. Nawet po tym, co ci zrobili, nadal go kochasz. Na pewno nie zrobił tego celowo. Nie Syriusz. — Otępiały umysł Harry’ego dopiero po chwili przetrawił jego słowa. — Wybacz mu.

Nienawidzę was… Te słowa obijały się o uszy Syriusza jak uderzenie młota pneumatycznego. Równie dobrze mógłby powiedzieć nienawidzę cię i wyszłoby na to samo, bo patrzył wprost na niego, kiedy wypowiedział te dwa, przeklęte wyrazy. Bolało jak cholera. I nie miał do niego o to pretensji. Należało mu się.
— I po cholerę czekaliśmy? — powiedział ostro, odwracając się w stronę Zakonników. — Mówiłem, że nie ma na co czekać!
— No właśnie, po cholerę?! — warknął Żyleta. — Ledwo wyszedł z jednego dołka, a wy znowu mu mieszacie w głowie! Wy kretyni.
— Ty… — zaczął groźnie Moody.
            — Zamknij gębę! — wściekł się. — Nic nie mów, bo ci przypi*rdolę! Czy wy chcecie go wykończyć psychicznie?!
Był zdenerwowany jak nigdy. Nie dość, że rzucają sztyletami w jego braciszka to jeszcze będą ich obrażać? Co jak co, ale na to sobie nie pozwoli. Wróciła Wdowa z zaciętością wypisaną na twarzy.
— Gdzie poszedł? — zapytał Dumbledore.
— Gówno was to obchodzi! — warknęła. — Z łaski swojej uszanujcie chociaż to, że chce zostać sam.
Ekipa wstała. Nie mieli zamiaru dłużej tu siedzieć. Wdowa spojrzała jeszcze na wyraźnie przybitego Syriusza. Żałował. Widziała to po jego twarzy.
— Często jest na placu niedaleko klubu — powiedziała tak, aby tylko on ją usłyszał, gdy przechodziła obok niego.
Uśmiechnął się do niej słabo z wdzięcznością.
— Jak myślicie, gdzie teraz jest? — zapytała smutno Milka, gdy powolnym krokiem skierowali się w stronę klubu.
— Pewnie niedaleko — szepnęła Gejsza.
W klubie zjawili się ponad pół godziny później. Weszli po schodach, aby powiadomić Szefunia o zaistniałej sytuacji, jednak nie musieli tego robić.
Kobra siedział bokiem na kanapie, po turecku, a głowę opierał o oparcie. Wyglądał na ospałego i ledwo przytomnego. Gejsza pocałowała go w głowę. Wyglądał naprawdę kiepsko. Wykończona twarz, oczy bez wyrazu, zero rumieńców. Żyleta patrzył na niego smutno. Dokładnie taki sam widok zastał po rozstaniu z Doris i zerwaniu przyjaźni z Szakalem. Wymienił spojrzenie z Szefuniem, który powiedział cicho:
— Dałem mu tabletki uspokajające.
Wdowa usiadła obok Ostrego i położyła głowę na jego ramieniu.
— Będzie na ciebie czekał na placu dopóki nie przyjdziesz — powiadomiła cicho.
Nic nie odpowiedział, ale wiedziała, że słyszał.
Nie odzywali się zbyt dużo i często słyszeli tylko muzykę. Kobra myślał tylko o jednej osobie. Czekał na niego, ale on nie wiedział, czy chce tam iść. Minęło kilka godzin, aż wybiła północ.
— Nie wiesz, ile bym dał, żeby mnie spotkało coś takiego — powiedział Draco, siadając obok chłopaka, a on przeniósł na niego wzrok. — Masz do kogo iść.
Nie chcę znowu go stracić… Poruszył się niespokojnie i wstał.
— Dzięki — powiedział tylko cicho i wyszedł.
Draco uśmiechnął się jedynie, kiedy pozostali przenieśli na niego spojrzenia.

*Limp Bizkit – Walking Away

6 komentarzy:

  1. Hej,
    ekipa wspiera Harrego w przeciwieństwie do dyrektora jak i innych, którzy w zasadzie chcą go tylko kontrolować…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    super, cała ekipa wspiera Harrego w przeciwieństwie do Dumbledora i innych, którzy w zasadzie chcą go kontrolować w każdej sprawie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Dropsiarz oczywiście musiał się wtrącać. Nienawidzę go
    Powodzenia w dalszym pisaniu...
    Laura Black

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio Dumbledore sądzi, że po tym wszystkim Harry jeszcze mu zaufa? Naiwny ;|

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam to któryś i tak się zastanawiam... Kiedy Wdowa się dowiedziała, że Harry jest czarodziejem? Przecież w klubie tego nie wiedzą, a już leczyli w jej obecności magią i w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie rozwaliłas mi mózg. Moze wyszlo to gdzies pomiedzy rozdzialami albo cos?

      Usuń