— Padnij!
Pociągnął Wdowę na ziemię, a reszta poszła za ich
przykładem. Schowali się za oparciem kanapy. Ludzie krzyczeli i uciekali, gdy
rozległy się kolejne strzały. Kobra i Żyleta wymienili szybkie spojrzenia i
wyciągnęli zza pasa pistolety. Kula trafiła w oparcie po drugiej stronie.
Równocześnie klęknęli i zaczęli strzelać zza sofy.
Syriusz nie wierzył. W trakcie tych kilku godzin dowiedział
się więcej niż przez kilka lat. A teraz jeszcze to? Udział w strzelaninie? To
mu się w głowie nie mieściło.
Wdowa rozglądała się po pomieszczeniu z roztargnieniem.
Rozszerzyła oczy, gdy zauważyła, że postrzelili Missy i celują w Żyletę. Kobra dostrzegł
to w tym samym momencie, więc pociągnął przyjaciela na ziemię. Pocisk wbił się
w miejsce, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się pierś chłopaka. Harry odwrócił
się i wycelował w atakującego.
Strzał.
Trafił wprost w kolano, tracąc ostatni nabój. Klepnął
Żyletę w plecy, a ten kiwnął głową. Widocznie mieli swoje znaki, bo kiedy Kobra
pobiegł w stronę Missy, starszy go osłaniał. Ostry ledwo zdążył wskoczyć za
kanapę, gdy nad jego głową przeleciał pocisk. Missy miała ranę brzucha, ale była
przytomna.
— Pod kanapą — szepnęła.
Zobaczył, że leży tam jej pistolet.
— Trzymaj się — powiedział, a ona uśmiechnęła się słabo.
Chciał sięgnąć po spluwę, ale usłyszał, jak ktoś
odbezpiecza pistolet tuż za nim. Bez namysłu rzucił się na osobą za nim. Pierwszy
pocisk trafił w kanapę.
Wdowa patrzyła na szarpaninę Kobry z jakimś kolesiem z
mocno bijącym sercem. Żyleta próbował wycelować spluwą, jednak cel co chwilę
trafiał na Ostrego.
Strzał.
Czas zwolnił, kiedy zobaczyli, że rozpryskuje się krew i
obaj nagle zamierają.
— Kobra! — Gejsza pierwsza zauważyła, kogo trafiło.
Wyrwał pistolet z rąk pionka Snajpera i przyłożył mu lufę
do skroni, dostrzegając, że ktoś inny trzyma spluwę przy głowie Dextera. Zapadła
cisza, a Kobra i członek gangu Snajpera patrzyli na siebie z zaparciem.
— Puść go, bo odstrzelę mu łeb — syknął Ostry, a oni
zauważyli, że pocisk trafił go w ramię.
— Ty pierwszy.
— Wymiana — wtrącił Szefunio, który pojawił się nie wiadomo
kiedy.
Popchnęli lekko swoich zakładników w przód. Draco patrzył
na Harry’ego, który celował w swoją ofiarę. Nagle przeniósł na niego wzrok, a
lufę podniósł trochę wyżej, celując mu w pierś i ledwo dostrzegalnie zniżając
głowę, by dać mu znak. Zakładnicy padli na ziemię, gdy rozległy się strzały.
Pionkowi Snajpera skończyły się naboje, Kobra miał ostatni, ale ten jeden mógł
wystarczyć, więc atakujący się poddał.
— Snajper czeka na to, co jego — rzekł.
— Wiesz, co mu powiedz? Dokładnie zacytuj. Pier*ol się.
— Nie daruje ci.
Wyszli ci, którzy byli przytomni, a resztę wyciągnęli.
Kobra opuścił broń dopiero wtedy, gdy trzasnęły drzwi. Milka natychmiast znalazła
się przy Missy. Wdowa zerwała się z ziemi i podbiegła do Ostrego z troską na
twarzy. Zaprowadziła go do kanapy i posadziła na niej.
— Dexter, bierz się za Missy — polecił Szefunio. — Milka do
Kobry.
Zamknął klub. Zostawił tylko nieznajomą czwórkę, ponieważ
ci zadeklarowali, że znają się na medycynie.
— Mamy ten pier*olony środek znieczulający?! — wrzasnęła
Milka z rozdrażnieniem, gdy szybko przyniesiono to, co mieli.
— Nie kupiliście — warknął Draco.
Dziewczyna spojrzała przepraszająco na swojego pacjenta, a
on wypuścił powietrze z ust, by rzec:
— Powtórka z rozrywki.
— I znowu, niemal idealnie, w to samo miejsce, co wcześniej.
Wiesz, czemu będzie mocniej boleć. — Wysłała mu znaczące spojrzenie. Ręce nadal
jej drżały. — Nie dam rady — stęknęła. — Nie mam już do tego nerwów.
Szefunio spojrzał na nieznajomych, którzy wytypowali
rudzielca. Nikt nie mógł wiedzieć, że to Remus Lupin, który postanowił nie
dopuścić do Harry’ego Snape’a, bo ten zapewne chamsko sprawiłby chłopakowi
dodatkowych męczarni. Kobra widział troskę w jego oczach, ale zrzucił to na to,
że już ma omamy. Przecież się nie znali…
— Żadnego środka znieczulającego? — zapytał rudzielec.
— Żadnego — mruknął Żyleta.
— Jak nie ma żadnego, to odwracamy uwagę czymś innym —
dodała Milka, patrząc na Wdowę.
Żyleta przytrzymał Ostrego za nogi, tak jak kilkanaście dni
temu.
— Do trzech razy sztuka. Następnym razem nie będę miał tyle
szczęścia — stwierdził Kobra pod nosem, patrząc na mały, metalowy przyrząd w
dłoni jego lekarza.
— Ja stąd idę — stęknął Yom, który nie przepadał za
widokiem krwi.
Wdowa także wyglądała blado.
— Wdowa, znieczul go — powiedziała szybko Gejsza, zanim
rudzielec zbliżył przyrząd do ramienia chłopaka.
Otrzeźwiała i zrozumiała. Pocałowała go mocno w usta,
widząc jego bladą twarz i nietęgą minę skierowaną na sprzęt lekarski. Pierwszy
odruch był najgorszy, gdyż był to nagły atak bólu.
Syriusz ledwo zdążył przytrzymać Harry’ego za przedramię,
nim poderwał je z bólu wraz z resztą ciała. Wiedział, że gdyby zaczął ruszać
ręką, poczułby o wiele więcej bólu, gdyż Remus mógłby niechcący go trącić w
zranione ramię. I wtedy dopiero poczuł to, czego wcześniej nie zauważył. Bandaż
na nadgarstku chłopaka. Serce zamarło mu na moment. Ciął się…
Harry jęknął w usta Wdowy, która automatycznie pocałowała
go z jeszcze większą zachłannością. Zacisnął dłoń na kanapie, a jego ciało spięło się mocno. Nie było różnicy, kto go znieczulał.
Gejsza i Wdowa całowały równie zniewalająco, ale rana po poprzednim postrzale jeszcze
nie była tak dobrze wyleczona, chociaż pomagali sobie magią. To grzebanie w
magii sprawiło mu tyle bólu.
Czuła, jak jego twarz także się spina. Przejechała językiem
po jego zaciśniętych zębach, jakby prosiła o pozwolenie. Jej długie loki
odgradzały ich od reszty, więc nie czuła takiego skrępowania. Poczuła, jak
zadrżał lekko z bólu. Wykorzystała moment, gdy zęby rozchyliły się delikatnie,
więc wprowadziła język w jego usta. Pieściła język i podniebienie chłopaka, a
jego mięśnie twarzy lekko się rozluźniły. Dopiero zaczynali zabawę, a już
musieli skończyć. Pierwszymi słowami Kobry było:
— Ała! Nie tak mocno!
Otóż Milka owijała mu ramię w bandaż. Żyleta zaśmiał się, a
Wdowa zachichotała.
— Już z nim dobrze — stwierdził chłopak.
Wcześniej dyskretnie wypytali nieznajomych o magię, więc
doleczyli ranę czarami. Podobnie zrobili z Missy, która była w gorszym stanie.
Harry wiedział, że obcy już wiedzą, kim jest, co nie było mu na rękę.
Podziękowali za pomoc i zaprosili ich ponownie do klubu, obiecując, że więcej
nie będzie takiej rozrywki.
Czekał na Wdowę w swoim pokoju. Razem mieli wybrać się na
wyścigi, w których miał brać udział Żyleta. Zastanawiał się nad t-shirtem i nie
usłyszał wśród głośnej muzyki, że ktoś wchodzi. Poczuł, że dziewczyna obejmuje
go od tyłu, a jej ręce lądują na jego brzuchu. Uśmiechnął się lekko i odwrócił
w ramionach Wdowy, która była od niego o pół głowy niższa. Stanęła lekko na
palcach i pocałowała go mocno w usta na powitanie.
— Ta będzie dobra — powiedziała, patrząc na bluzkę w jego
dłoni. — Ale to później — dodała, odrzucając ją na ziemię.
Zaśmiał się lekko i językiem rozchylił jej usta, na co z
chęcią pozwoliła. Pocałunek należał jednocześnie do zmysłowych i brutalnych, a
jej miękły nogi. Nie chciał niczego więcej, czym była lekko zdziwiona. Zwykle
takie pocałunki z innymi facetami kończyły się w łóżku, chociaż było ich tylko
dwóch. Spojrzał na nią. Dzieliły ich milimetry. Jakby czytał jej w umyśle.
— Nie jestem z tobą dla łóżka. — Poczuła jego oddech na
ustach. — Nie uważam cię za pierwszą lepszą, która wypełni smutki. — Takiego
chłopaka potrzebowała. Takiego, któremu zależało na niej, a nie na spędzeniu
miłej nocy. Pocałował ją lekko i spytał: — Na pewno ta niebieska?
Pokiwała głową z radosnym uśmiechem.
Syriusz i Remus ponownie poszli do klubu. Został im Eliksir
Wielosokowy, więc wypili go i ruszyli na miejsce w tajemnicy przed wszystkimi.
W klubie nie zastali nikogo z ekipy, więc usiedli niedaleko ich stolika.
— Cholera, może nie przyjdą — powiedział Łapa, kiedy minęła
prawie godzina.
— Nie wiem. Snape nie mówił, że są tutaj codziennie, ale
chyba stwierdzili, że możemy przyjść dzisiaj.
Rozległo się zamieszanie.
— Przyszli — zaśmiał się Syriusz, choć jeszcze ich nie
widział.
— Żyleta, stary, wymiatasz! — rozległ się głos Wujka
Szatana.
Spojrzeli w tamtą stronę. Zjawiła się cała ekipa w bardzo
dobrych humorach. Syriusz jednak skupiał się najbardziej na jednym osobniku.
Harry szedł wraz z Wdową. Obejmowała go w pasie, śmiejąc się z czegoś, a on, skoro
był wyższy, obejmował ją za ramiona. Wyglądali w tym momencie na szczęśliwą
parkę bez problemów.
— A komuś tu się chyba spodobało — powiedziała
ze śmiechem Milka. — Joker i Łysy zawitali ponownie.
Przywitali się z nimi i dosiedli. Gejsza zapytała, gdzie
pozostała dwójka, więc wymyślili, że nie dla nich taka impreza. Harry trzymał
ich na dystans, czuli to dość wyraźnie. Na pewno jeszcze im nie ufał i wcale
się temu nie dziwili. Musiał być uodporniony. Raczej ich słuchał, mniej mówił.
Harry zerknął na balkon, gdzie zwykle załatwiali interesy.
Szefunio opierał się o barierkę, patrząc na ich grupę. Dał mu znak, aby
przyszedł i wrócił do stolika na górze. Kobra powiedział Wdowie do ucha, że
musi iść do Szefunia, a ona kiwnęła głową. Odszedł pod jej wzrokiem. Wyszedł z
sali i ruszył po schodach w górę. Na szczycie czekał na niego Szefunio, który
wstał i ponownie podszedł do barierki. Ostry stanął obok niego i spojrzał na
tłum.
— Widzisz tą rudą przy barze? — Kiwnął głową. — W tylnej
kieszeni spódnicy ma wizytówkę faceta, który by nam się przydał. Ma wpływy w
ważnych instytucjach w okolicy. Daje ją tylko zaufanym, więc niełatwo byłoby ją
załatwić. Zabierz jej wizytówkę tak, żeby się nie zorientowała i żeby
podejrzenia nie padły na ciebie. — Podał mu plik banknotów. — Mogą się przydać.
Kiwnął głową. Razem wrócili na salę, lecz rozeszli się w
dwie strony. Szefunio dosiadł się do ekipy.
— A Kobra gdzie? — zapytała Wdowa.
— Załatwia interesy.
Syriusz miał idealny widok na to, co robi Harry, więc nie
zmarnował okazji, by mu się przyjrzeć.
Kobra zatrzymał za fraki jakiegoś nawalonego kolesia, który
następnego dnia na pewno nie będzie niczego pamiętać.
— Chcesz małą robotę i dużą kasę?
— Ile?
— Dwa patyki.
— Co to za robota?
— Widzisz tę laskę? — wskazał dyskretnie na rudowłosą, a on
pokiwał głową. — Zaczep ją, rąk nie trzymaj przy sobie, a jak da ci w pysk, to
się nie przejmuj.
— Tylko tyle? — zdumiał się.
— Tak. — Podał mu kasę. — Połowa teraz, połowa po robocie.
Znajdziesz mnie. Nic o mnie nie wspominaj, bo cię znajdę.
— Luzik.
Koleś podszedł do rudowłosej, a Kobra uważnie obserwował
ich ruchy. Chwilę do niej mówił, lecz szybko zabrał się do pracy. Dziewczyna
wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że ma się odczepić, ale ten miał to gdzieś.
Ostry ruszył w ich stronę, kiedy faceta coraz bardziej świerzbiły ręce. Koleś
chwycił dziewczynę za tyłek. Kobra wykorzystał moment, gdy skupiła się na
dłoniach nieznajomego i nie poczuje kolejnej. Zwolnił przy nich i z łatwością
wyciągnął z jej kieszeni wizytówkę. Rudowłosa zamachnęła się, a koleś
dostał z liścia, jednak Kobra zdobył to, co chciał, więc się tym nie przejął.
Dexter był pełen podziwu, podobnie jak Łapa.
Chłopak wrócił do ich stolika i usiadł we wcześniejszym
miejscu naprzeciwko Szefunia. Podał mu wizytówkę, jak gdyby wcześniejszej
sytuacji nie było.
— Mistrzunio — powiedział z uznaniem Yom.
Koleś przyszedł po kilku minutach wyraźnie zadowolony.
— I jak? — spytał Kobra z rozbawieniem.
— Tyle kasy za dwa liście i chwilę przyjemności? Człowieku,
jak jeszcze jakaś sprawa do załatwienia, to mnie szukaj.
Ostry zaśmiał się i podał mu resztę kasy. Obaj byli
zadowoleni.
— Bo w życiu trzeba tak robić, żeby się nie narobić —
powiedział Żyleta i stuknął się z Kobrą kieliszkami.
Obaj zarechotali. Reszta do nich dołączyła.
Dexter myślał z zawziętą miną, patrząc na bawiący się tłum.
Szefunio chciał mu wreszcie kupić samochód, ale miał sam sobie wybrać. Problem
w tym, że kompletnie się nie znał na tego typu rzeczach. Wiedział tylko, że ma
być wyścigowy i ciemnozielony. Tyle informacji było niczym. Missy podeszła do
niego tanecznym krokiem i przysiadła obok niego. Upiła łyk soku i klepnęła go w
kolano.
— Co jest, misiek?
— Nie mów tak na mnie, bo czuję się jak ciota.
Parsknęła śmiechem pod jego spojrzeniem.
— Więc… co jest, Dexter? — poprawiła
się z rozbawieniem.
— Kto tu najbardziej zna się na samochodach?
— Wybór autka? Tylko do Kobry — odpowiedziała natychmiast.
— Samochody to jego miłość, a zamiast z Wdową to śpi z silnikiem. — Dexter
zakrztusił się napojem, a Joker i Łysy zaczęli się śmiać. — Powiesz hasło auto to możesz się przygotować na godzinny
temat, ale z jego pomocą będziesz miał dobrą furę. Co prawda Yom też się zna,
ale po kilku odmowach szlag go trafia.
Kiwnął głową z zadowoleniem. Joker i Łysy podskoczyli
lekko, gdy ktoś przeskoczył przez oparcie i usiadł obok nich.
— Bu — powiedział Kobra, a Missy zarechotała.
— Pozytywnie szajbnięty człowiek — stwierdziła, na co
wyszczerzył się.
— Pilnie potrzeby doradca w sprawie samochodów — powiedział
Draco, a Ostry przeniósł na niego wzrok.
— Misja od Szefunia? — Dexter kiwnął głową. — Zwiń Yomowi
laptopa.
Dexter powiadomił chłopaka, że zabiera komputer, a ten uniósł
kciuk do góry, wpatrzony w jakąś dziewczynę. Blondyn postawił laptopa na stole
przed Kobrą i usiadł wygodnie obok niego. Otworzył sprzęt i po włączeniu
ukazała się ciekawa tapeta.
— Typowy facet — zarechotała Missy, siadając na oparciu za
czwórką mężczyzn i dostrzegając na pulpicie leżącą na masce sportowego
samochodu dziewczynę w bieliźnie.
— Masz ogólny typ? — Draco pokręcił głową. Harry westchnął.
— Według mnie najlepsze są… — I zaczęło się.
Włączali różne typy sportowych aut, a Łapa, Lunatyk i
Dexter byli pod wrażeniem jego wiedzy. Gadał o silnikach i innych częściach
samochodu. Chyba dostrzegł minę Ślizgona, bo zamilkł i spytał ze zmarszczonymi
brwiami:
— Czy rozumiesz chociaż połowę z tego, co mówię? — Pokręcił
głową, a Missy zaczęła się śmiać. — Jaka ta młodzież niedouczona na
najważniejsze tematy — stwierdził.
— A ten? — zaproponował po chwili Dexter, przeglądając
zdjęcia.
— Mazda mx5. Na nim uczyłem się jeździć. Nawet dobry, ale
dla mnie za mały. Jaki byś wolał?
— Ani mały, ani duży.
Kiwnął głową.
— To nissan gtr. To jest dopiero cacko.
— Taa… — dodała Missy. — Szkoda było patrzeć, jak
pier*olnął nim w mur.
Ostry skrzywił się lekko.
— Myślałem, że umrę, gdy wydostałem się z auta i na niego
spojrzałem. Z nissana praktycznie nic nie zostało i poszedł do kasacji.
— I wtedy na jego widoku pokazał się nissan skyline r34 —
wyszczerzyła się dziewczyna. — Miłość od pierwszego wejrzenia. — Kobra zepchnął
ją z kanapy, lecz ze śmiechem ustała na nogach.
— Ty się nie śmiej. Nogi mi zmiękły jak go zobaczyłem.
— Dosłownie przyczepił się kierownicy i powiedział, że albo
on i samochód, albo możemy spadać, a on zostaje. No cóż… Szefunio zmiękł, kiedy
zrobił słodkie oczka.
— I co? To był najlepszy wybór. Jeżdżę nim do teraz bez
żadnej stłuczki — powiedział Harry z rozbawieniem. — Wracamy do tematu… Proponuję
tego. Audi a8. Trochę się go podrasuje i będzie jak marzenie. — Spojrzał na
Dextera, który z wielkim uśmiechem patrzył na obrazek. — Widzę serduszka w
oczach, więc trafiłem.
Missy zachichotała. Przyszła Wdowa, która bezceremonialnie
usiadła Kobrze na kolanach.
— Znowu samochody? — westchnęła. — To już się nazywa mania.
— Pogłaskała swojego chłopaka z udawaną troską po włosach.
Dexter i Kobra wymieniali swoje zdania na temat auta,
prawie w ogóle nie zwracając na nią uwagi.
— Ej! Ja tu jestem! — oburzyła się.
— Nie wtrącaj się w rozmowę.
— Ty sukinsynu — powiedziała w stronę Kobry, zakładając
ręce na piersi.
Łysy zakrztusił się piciem, a Joker parsknął śmiechem.
Ostry dokończył zdanie i spojrzał na nią.
— Kostucha, trochę kultury.
Teraz to zaklęła szpetnie, strzeliła focha, wstała i
ruszyła przed siebie.
— Kobieta z charakterkiem — mrugnęła Missy.
— Zadzwoń do Szefunia albo do niego idź. Im szybciej go
powiadomisz, co wybrałeś, tym szybciej dostaniesz auto — rzekł Harry. — Idę jej
poszukać, bo mi nawali po gębie.
Cała czwórka zaśmiała się, a on zniknął w tłumie. Rozglądał
się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Wdowy. Wiedział, że udaje, ale jakoś nie
chciał jej obrazy. Dostrzegł ją przy barze w towarzystwie jakiegoś blondyna,
który rozbierał ją wzrokiem. Zmrużył oczy z niezadowoleniem i podszedł do
niech.
— Koleś, nie pomyliłeś miejsc? — zapytał.
Zmierzył go od góry do dołu i najwyraźniej nie rozpoznał.
— Nie było karteczki, że siedzi tu jakiś cwaniak.
— Za to na twoim czole widzę napis: idiota.
Koleś wstał i stanął przed nim gotów do starcia. Wdowa
patrzyła to na jednego, to na drugiego: na blondyna z zaciekawieniem, na
bruneta z wyczekiwaniem.
— Nie pozwalasz sobie na zbyt dużo? — warknął blondyn.
— Tylko cię grzecznie ostrzegam — powiedział ze słodkim fałszem.
— Radzę ci się stąd zmywać.
Od słowa do słowa. Dopiero jakiś kumpel blondyna odciągnął
go na bok i chyba przemówił do rozsądku. Kobra bez słowa zaciągnął Wdowę do
stolika. Usiadła mu na kolanach. Zamrugała kilka razy, uśmiechnęła się szeroko
i rzekła:
— Byłeś zazdrosny.
— O kogo niby? — prychnął.
— O mnie — wyszczerzyła się.
Prychnął po raz kolejny.
— Jakiś fagas się przyczepił to…
Missy zachichotała, a Wdowa krzyknęła z rozbawieniem:
— Byłeś!
Wywrócił oczami, gdy uświadomił sobie, że tłumaczeniem
wszystko potwierdził. Dexter zarechotał, podobnie jak Łysy i Joker.
— Ach… To było miłe — zachichotała dziewczyna i dała mu
buziaka w policzek, obejmując za szyję.
Westchnął cicho, ale nic nie powiedział.
Kobra krążył między tańczącymi, próbując dostać się do
baru. Nie był przekonany co do Łysego i Jokera, gdyż nauczył się nie ufać
komuś, o kim praktycznie nic nie wie. Wiedział, że prawdopodobnie znają go z gazet.
To też nie było mu na rękę. Nikt nie miał wiedzieć, gdzie aktualnie się znajduje,
bo bał się, że wiadomość dotrze do Dumbledore’a. Jednak reszta ekipy dobrze
bawiła się w ich towarzystwie, a on nie miał zamiaru się czepiać nie wiadomo
czego.
Przy barze pogadał chwilę z Monicą, a gdy odeszła do innego
klienta, wszystkie problemy zwaliły mu się na głowę, nie wiadomo dlaczego.
Często tak miał, gdy był sam, nawet wtedy, gdy tego nie chciał.
Jedna kolejka, druga, dziesiąta… Onik mówił mu, żeby więcej
nie pił, ale nie mógł nie wykonać jego polecenia, więc co chwilę dolewał mu do
kieliszka.
— Ja już nie wiem, co możemy zrobić. Myślałem, że już mu
przeszło, ale zaprzecza swoim zachowaniem — powiedział Żyleta. — Przecież gdy
on był nachlany do nieprzytomności, to było święto, a teraz? Prawie codziennie
musimy go wynosić, bo sam nie jest w stanie wyjść.
Ekipa milczała chwilę.
— Za dużo zwaliło mu się na głowę — mruknęła Gejsza. — Szakal,
Doris, Snajper, Syriusz. No ja pier*olę, kto normalny by sobie z tym poradził?
— Zapomniałaś o dyrektorku i jego jeb*iętej rodzince —
dodała Milka niemrawo.
— I Lordzina — przypomniał cicho Yom.
Gejsza wypuściła ze świstem powietrze.
— Co następne to gorsze…
Syriusz i Remus wymienili dyskretne spojrzenia.
Chwilę później do ich stolika podeszła Monica, która
rzekła:
— Lepiej zwińcie Kobrę z baru, bo zaraz odleci i to
dosłownie.
— To znaczy? — zaniepokoiła się Milka.
— Mieszanie wódki z trawką to nie jest dobry pomysł.
Żyleta przeklął pod nosem i szybko zerwał się do pionu, by
ruszyć w stronę przyjaciela.
— Tym nie rozwiążesz problemów — powiedział, siadając obok
chłopaka.
— Wiem — westchnął, podpierając dłonią głowę.
Żyleta odsunął mu kieliszek, a Onik wziął go z baru.
— Chodź do ekipy.
Wstali, lecz starszy musiał natychmiast przytrzymać Kobrę,
gdyż nie mógł utrzymać równowagi. Zaprowadził go do stolika, gdzie siedziała
cała ekipa. Ostry usiadł na kanapie zaraz na brzegu, najwyraźniej stwierdzając,
że kolejny krok zakończy się upadkiem.
— Kompletnie nie ogarnia — podsumowała Missy, gdy coś do
niego powiedzieli, a on prawdopodobnie nie usłyszał.
Pół-siedział, pół-leżał. Łokieć opierał o oparcie, by
dłonią podtrzymywać głowę. Oczy miał zamknięte, by opanować wirowanie. Obraz co
chwilę mu się zamazywał, gdy tylko uchylił powieki, a muzyka dudniła w uszach.
Nie mógł utrzymać równowagi, więc ręka lekko mu się chwiała. Przesadził, i to
bardzo, ale miał wrażenie, że wszystkie problemy stały się o wiele mniejsze, na
czym tak bardzo mu zależało. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko
złudzenie, ale nie zaprzątał sobie tym głowy. Miał inny problem. Musiał dostać
się do pokoju i rzucić na łóżko, by od razu zasnąć. Tylko gorzej było ze
wstaniem i przejściem tej niewielkiej odległości.
— Idę do pokoju — powiedział cicho do Wdowy, która
siedziała obok.
Kiwnęła głową, ale zaraz lekko się skrzywiła.
— Nie dojdziesz.
— Jakoś dam radę.
Stanął do pionu, przytrzymując się oparcia.
— Wątpię — rzekła i wstała za nim, aby go przytrzymać.
Miała z nim olbrzymi problem, więc Dexter przyszedł z
pomocą. Wyszli pod zmartwionymi spojrzeniami Jokera i Łysego, których nie
zauważyli.
— Nie mam zamiaru dłużej tego przeciągać. Nie po tym, co
usłyszałem i zobaczyłem wczoraj i dzisiaj.
Łapa szedł wraz z Lunatykiem do domu wolnym krokiem.
— Dumbledore zamiast mu pomóc, pogrąża go jeszcze bardziej —
stwierdził Remus. — Nie wiem, na co on czeka.
— Jeśli nie pozwoli mi się z nim spotkać, zrobię to bez
jego pozwolenia. Mam głęboko jego słowa. Harry nie może sobie poradzić, a on
chce to ciągnąć nie wiadomo ile czasu. Cholera jasna, przecież to jeszcze
dzieciak, a ile ma problemów! Nie możemy go zostawić z tym wszystkim samego! Dumbledore
coraz bardziej pogrąża się w moich oczach. Nie dość, że przedłuża nasze
spotkanie, to jeszcze nie pomaga. Naprawdę coraz bardziej wątpię, czy on chce w
ogóle pomóc Harry’emu. Po prostu nie mogę tego dostrzec. Raczej widzę, jak
wszystko mu utrudnia. — Przystanął na chwilę. — Nie myślałem, że tak bardzo to
przeżył — powiedział cicho.
Lunatyk zatrzymał się i spojrzał na niego.
— Nie jesteś jego jedynym zmartwieniem. Słyszałeś, co mówili.
Nie pasuje mi to, co mówili o Dursleyach. Wiemy, że nie ufa Dumbledore’owi.
Snajper to chyba ten od strzelaniny, a Szakal i Doris… Nie wiem, czemu tak na
nich reaguje, ale wiem, że Harry ma więcej problemów niż przeciętny dorosły.
— Ta ekipa wie o nim o wiele więcej niż wszyscy razem
wzięci z Zakonu. A Ron i Hermiona chyba jednak nie znają go tak dobrze, jak
przypuszczają.
Ruszyli dalej, postanawiając, że bez względu na zgodę dyrektora,
spotkają się z Harrym.
Hej,
OdpowiedzUsuńakcja w klubie świetnie wyszła, Syriusz i Remus dowiedzieli się dość sporo o Harrym, Łapa wyczuł bandaże, ale pomyślał, że się ciał, ciekawe jak by zareagował gdyby dowiedział się, że sprawcą tego jest Dursley…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńakcja w klubie wyszła świetnie, Syriusz i Remus dowiedzieli się dość sporo o Harrym, Łapa wyczuł bandaże, ale pomyślał, że się ciał, a nie że ktoś go bił... ciekawe jak by zareagował gdyby dowiedział się, że sprawcą tego jest Dursley…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Rozdział fajny, ciekawa jestem jak zareaguje Harry, gdy dowie się kim byli goście z klubu :D
OdpowiedzUsuńCzytam chyba 10 raz i kocham to opko z całego serduszka <3
OdpowiedzUsuń