Snape przyniósł kilka włosów, twierdząc, że muszą zmienić
wygląd. Szły tylko cztery osoby: on sam, Syriusz, Remus i Tonks. Reszcie dał do
zrozumienia, że to nie miejsce dla nich i swoim zachowaniem ich wydadzą.
Nimfadora zmieniła się w długowłosą szatynkę o morskich
oczach i szczupłej sylwetce. Remus z kolei stał się szarookim rudzielcem, w
przeciwieństwie do Łapy, który był łysy, miał niebieskie oczy, a na ramieniu
posiadał dziwny tatuaż. Zamiast Snape’a pojawił się jego sobowtór w młodszym
wydaniu. Miał czarne, długie włosy i tego samego koloru tęczówki. Zmianą był
mały nos. Na jego polecenie przebrali się w młodzieżowe ciuchy.
— Czy ja muszę iść w tej miniówie? — stęknęła Tonks, naciągając
ją jak najbardziej. — I w tej bluzce z dekoltem do pępka? Czuję się jak jakaś…
Zamilkła pod ostrym spojrzeniem Nietoperza. Widocznie
musiała tak być ubrana. Powiadomił, że muszą pić eliksir co godzinę i dał im po
flakoniku. Deportowali się we wskazane miejsce. Ruszyli wzdłuż uliczki i, ku
zdumieniu Łapy, Tonks i Lunatyka, stanęli przed jakimś klubem. Weszli do środka,
wcześniej płacąc za bilety. Skierowali się do drzwi, słysząc muzykę dochodzącą
z niedaleka. Otworzyli wrota, a widok był oszałamiający. Niby zwykły klub, ale
jednak było w nim coś przyciągającego. Muzyka? Bar? Wystrój? Chyba raczej
dziewczyny, które odsłaniały sporo ciała.
— Skąd ty znasz takie kluby? — rzekła z podejrzliwością
Tonks, a Snape zmroził ją wzrokiem.
Weszli do środka i znaleźli wolne kanapy.
— Mamy rozumieć, że ktoś tu przyjdzie z informacją —
stwierdził Remus, a Snape uśmiechnął się z ironią.
— Wzięliście ten eliksir, który wam dałem?
— Tak.
— Pijąc alkohol nie będziecie odczuwać jego działania. —
Byli coraz bardziej zdumieni tym, co Snape robi i mówi. — Widzicie tych, którzy
siedzą dwa stoliki od nas? Nie czepiajcie się ich, choćby nie wiem, co zrobili,
bo ich popamiętacie. Tak samo z każdą osobą, która w najbliższym czasie do nich
dołączy.
Nie wiedzieli, do czego to wszystko zmierza, ale siedzieli
cicho. Dopóki nie pojawiła się pewna osoba, o której w życiu by nie pomyśleli.
— Przecież to młody Mal…! — zaczął zduszonym głosem
Syriusz.
— Nie mówicie tu po nazwisku — syknął Snape. — Tak, to on.
Ale nie do końca o niego tu chodzi.
Ku ich zdumieniu, Malfoy dosiadł się do osób, przed którymi
przestrzegał ich Severus. Zachowywali się dość głośno, ale widocznie klubowicze
byli do tego przyzwyczajeni. Najbardziej ich uwagę przykuwała ładna dziewczyna
o ciemnych blond włosach, która najwyraźniej na kogoś czekała.
— Gdzie on, do cholery, jest?! — zaczęła się niecierpliwić.
— Zaraz przyjdzie — zaśmiał się chłopak z tatuażem na
ramieniu.
Dziewczyna nagle wyszczerzyła się, patrząc gdzieś ponad
nimi. Wstała i wrzasnęła:
— Kobra, wreszcie jesteś, ty mendo społeczna, tak dawno cię
nie widziałam!
Rozległ się znajomy śmiech.
— Normalnie przez godzinę — odparł, a po chwili widzieli go
przed sobą.
Zaskoczeni? Mało powiedziane. Byli zszokowani. Harry stał
niedaleko w towarzystwie dwóch dziewczyn. Syriusz pamiętał słowa Remusa, że
chłopak zmienił się z wyglądu, ale nie sądził, że tak bardzo. Wyprzystojniał,
musiał to przyznać i wreszcie pokazał, że ma świetny gust. Zwiewna koszula z
krótkim rękawem doskonale do niego pasowała, a luźne jeansy pokazywały, że
chłopak lubi swobodny styl.
— Dziewczęta, muszę was zmartwić, ale on jest mój — rzekła
blondynka.
Odeszły bez słowa pod wzrokiem chłopaka.
— Od kiedy? — zapytał.
— Od dwóch lat. Te cizie i tak by zaraz gdzieś poszły.
Tylko przyspieszyłam proces.
Zaśmiał się lekko.
— Oj, Gejsza.
Zdumieli się, gdy przywitał się z resztą towarzystwa, ale
to, w jaki sposób powitał się z Malfoyem, wyprowadziło ich z równowagi. Od
kiedy są do siebie tak pokojowo nastawieni?!
— Nie wierzę — wydusił z siebie Łapa, widząc także szok u
Lunatyka oraz Tonks i domyślając się, że to nie koniec niespodzianek.
Kobra usiadł wygodnie wśród ekipy. Dexter poderwał sobie
jakąś brązowowłosą dziewczynę. Yom nalał mu do kieliszka wódki, więc wypił
zawartość. Gejsza siedziała obok niego z uśmiechem. Och, jak ona go uwielbiała.
Był jej ukochanym przyszywanym braciszkiem, choć czasami zachowywali się, jakby
było między nimi coś więcej. Uważali to jednak za przejaw miłości brata i
siostry i nie przejmowali się gadaniem Yoma. Poza tym jej pasją było całowanie,
więc kiedy nie miała komu dać całusa, to Kobra zawsze był chętny. Położył ramię
na oparciu za nią, a ona zrobiła balona z gumy do żucia. Opróżnili część
butelki, a humory bardzo im się polepszyły. Porozchodzili się po klubie,
szukając rozrywki. Ostry rozejrzał się po parkiecie, wypatrując jakiejś
dziewczyny godnej uwagi. Wstał i ruszył w stronę, z której przyszedł jakiś czas
temu.
— Kobra!
Odwrócił się i dostrzegł wyszczerzoną Pussy. Uśmiechnął się
lekko, a ona pocałowała go w policzek na powitanie.
— Milka mi mówiła, że jesteś tu teraz stałym bywalcem —
wyszczerzyła się. — Niby z domu spie*doliłeś.
— Tej to się gęba nie zamyka — stwierdził z rozbawieniem.
Usiedli przy pierwszym lepszym stoliku, nie zwracając uwagi
na to, że ktoś przy nim siedzi.
— I dobrze zrobiłeś.
— A jak tam twoje podboje?
Zarechotała.
— Było kilku, ale jakieś przydupasy. Ostatni był nawet,
nawet, ale poleciał do innej z wielkimi cyckami, kutas i fagas.
Kobra parsknął śmiechem, dostrzegając, że siedzą przy
stoliku jakiejś nieznajomej szatynki i trzech kolesi.
— Właśnie… — zaczęła Pussy ze skrzywieniem. — Pamiętasz
nasze ostatnie spotkanie?
— Piąte przez dziesiąte.
— Ach, to tak jak ja. Nie wiem, co ja wtedy mówiłam, więc z
góry przepraszam.
Ostry podrapał się po nosie.
— Nie pamiętam nic, za co mogłabyś przepraszać.
Zachichotała.
— Zrozumiałe. Tylko nie wiem, jakim cudem trafiłam do
pokoju.
— Niby Missy znalazła cię w łazience i zaprowadziła.
— Ach. A ty? — zachichotała.
— Ja? — chrząknął. — Żyleta i Dexter mnie zanieśli do
pokoju.
Wybuchnęła śmiechem.
— To chyba dobrze, że całości nie pamiętamy — stwierdziła.
— A jak tam po spotkaniu ze Snajperem?
— Skąd wiesz? — zdziwił się.
— To ja powiadomiłam Szefunia.
Harry westchnął.
— Szuja upominała się o swoje trochę agresywnymi sposobami.
Skrzywiła się, rozumiejąc. Zmrużyła oczy, patrząc ponad
nim.
— Ten kretyn tu przylazł?
Ostry spojrzał za siebie.
— To on?
— Niestety. Pomożesz mi?
— Do usług.
— Na ciebie to zawsze można liczyć — uśmiechnęła się. —
Chcę mu udowodnić, że nie obeszło mnie nasze zerwanie. — Zrobiła słodkie oczka
i złożyła ręce jak do pacierza. — Poudajesz mojego faceta? — Zaśmiał się, ale
zgodził. — Od razu bierzemy się do roboty. — Chwyciła go za rękę i wstała. Już
mieli iść, ale coś sobie przypomniała. — A jakby co, to mu wpie*dol. Żadna
strata — dodała, a on parsknął śmiechem. — Niech się boi, palant.
Skierowali się w stronę kolesia i zatrzymali kilka metrów
od niego. Spojrzeli na siebie, a w następnej chwili już złączyli się namiętnym
pocałunku. Żeby było jak najbardziej realistycznie, wczuli się w rolę. Wplotła
palce w jego włosy, a on objął ją w pasie. Koleś się wkurzył dość wyraźnie i
odszedł, więc oderwali się od siebie.
— Dzięki — sapnęła i w podziękowaniu pocałowała go jeszcze
raz.
Trudno było nie zauważyć sytuacji. Łapa przechylił
kieliszek, wlewając do ust napój alkoholowy. Nie poznawał tego chłopaka.
Myślał, że jest spokojnym nastolatkiem, a imprezy nie chodzą mu po głowie.
Zrozumiał, jak bardzo się mylił w stosunku do niego. Zmienił się przez te kilka
tygodni? Nie sądził. Wyglądało na to, że dopiero pokazuje, jaki naprawdę jest.
Przecież nie mógł stać się tak nagle kimś innym. I słowa tej całej Gejszy…
Znali się dwa lata, więc to także sporo zmieniało. Widać było, że chłopak jest
znany w klubie, gdyż co chwilę z kimś się witał lub rozmawiał. Były to w
szczególności dziewczyny.
Rudowłosa dziewczyna, z którą Harry całował się jeszcze
chwilę temu, przechodziła obok ich stolika, gdy zaczepił ją jej były.
— Chodzisz z Kobrą?
— Gówno cię to obchodzi — warknęła, a on szarpnął ją lekko
za rękę, na co skrzywiła się z bólu. — Zostaw mnie.
— Narobi ci nadziei i zostawi jak każdą inną.
— Nie znasz go, więc zamknij gębę — syknęła.
— Ty go niby znasz?
— Tak, od dobrego roku i wiem, że jest porządnym facetem, w
przeciwieństwie do ciebie. Te, które się do niego lepią, wiedzą, że nie powinny
robić sobie nadziei.
— Ledwo się rozstaliśmy, a ty już latasz za innymi.
— I kto to mówi?! — warknęła. — Ty nawet ze mną nie
zerwałeś, a już poszedłeś do łóżka z inną, sukinsynu!
Chwycił ją mocno za twarz. Łapa i Lunatyk wymienili
spojrzenia, widząc, że sytuacja robi się coraz bardziej groźna. Snape spojrzał
jednak na nich ostro, dając do zrozumienia, że nie mają się wtrącać. Syriusz
zerknął na Harry’ego, który nieświadomy sytuacji rozmawiał z dwoma kumplami.
Nagle szatyn pokazał w ich stronę, a chłopak zerknął tam. Oczy zabłysły mu
złowrogo i zerwał się do pionu.
— Odszczekaj to! — warknął do rudowłosej.
— Prawda w oczy kole — szepnęła.
Podniósł rękę, by ją uderzyć, ale ktoś trzeci ją zatrzymał.
Harry, nie oszczędzając siły, uderzył kolesia z pięści w twarz, a ten runął na
szklany stolik, zbijając go. Pussy była w szoku zachowaniem swojego byłego, ale
powstrzymała Kobrę, by nie zatłukł go do nieprzytomności.
— Wypie*dalaj stąd i więcej się nie pokazuj — powiedział
groźnie, gdy Pussy trzymała go mocno za łokieć.
Dopiero gdy kolesia wyniosło dwóch ochroniarzy, dziewczyna
go puściła.
— Dzięki — rzekła cicho.
— Po co mnie trzymałaś? — odpowiedział z pretensją.
— Nie chcę, żebyś przez niego miał problemy. Wiem, jak jesteś
nastawiony do takich ludzi po tym, co ci zrobili, więc pewnie byś go zatłukł do
nieprzytomności.
Odetchnął i przyznał jej rację. Co ci zrobili? –
zastanowił się Łapa.
— Rozje*ałem następny stolik. Szefunio mnie zabije.
Pussy zaśmiała się lekko.
— A goście nie mają gdzie teraz siedzieć — wskazała na
nich. — Następnym razem ustaw się tak, żeby lecieli na ziemię.
Parsknął.
— Jak chcecie to możecie przysiąść się do naszego stolika —
powiedział, a Snape kiwnął głową.
Mieli teraz okazję, by być w samym centrum informacji.
Dosiedli się do stolika ekipy, a Wujek od razu nalał im wódki do kieliszków.
Gejsza patrzyła na Kobrę z papierosem w ustach. Westchnęła i przysiadła obok
niego. Spojrzał na nią jakoś żałośnie, a ona wsadziła mu do ust swojego
papierosa, mówiąc:
— Jesteś bardziej wku*wiony ode mnie.
— Mieliście się oduczyć — powiedział Yom, przysiadając się
do nich. Spojrzeli na niego jak na idiotę. — Wiem, że nie idzie — zarechotał.
— Jak was zwą? — Żyleta zwrócił się do nowopoznanych.
Wymyślili na poczekaniu jakieś przezwiska.
— Pierwszy raz tutaj? — zagadała Gejsza.
— Zgadza się — odparł Syriusz vel Łysy.
Kątem oka obserwował chrześniaka skupionego na paleniu.
Widocznie myślał, a dym tytoniowy go uspokajał. Malfoy przeskoczył przez
oparcie i usiadł obok Gejszy, układając nogi na stoliku.
— A kysz! Bierz te nogi, do cholery! — zganiła go,
trzaskając po kolanach.
— Au! Dobra, spokojnie. — Postawił nogi na ziemi.
— Już ja cię tego oduczę.
— Najpierw sama się oducz. — Harry uśmiechnął się do niej
słodko.
— Ja mam przywileje, bo… mam fajny tyłek, o. — Zaśmiali
się. — Nie mówię, że wy nie macie, ale dziewczyna to dziewczyna.
Gadali o bzdurach, popijając coraz to nowsze trunki.
Czasami ktoś się do nich dosiadał, ale zaraz odchodzili.
— Cześć, Kobra.
Draco zaśmiał się.
— A ty co? — zapytał Harry.
— To już chyba dwudziesta osoba, która się z tobą wita. I
wiesz, co zauważyłem? Że wszystkie były płci żeńskiej.
— Bo to nasz Casanova — odparła Gejsza ze śmiechem.
— Ja tu jestem — wtrącił omawiany.
Wszyscy zaczęli się śmiać, a on pokręcił głową z
politowaniem. Podszedł Szefunio, który rzekł:
— Kto chce poczuć jutro adrenalinę? — Ekipa wiedziała, o co
chodzi, w przeciwieństwie do nich. Harry zaczął machać mu ręką przed nosem, ale
on patrzył ponad niego. — Żyleta, ty.
— A ja? — Kobra był wyraźnie oburzony.
Szefunio spojrzał na niego, siadając.
— Bo ciebie nie chcą. — Uniósł brwi wśród śmiechu reszty. —
Bo robią to z nastawieniem, że i tak przegrają.
Prychnął.
— Uznaj to za komplement — zachichotała Missy.
— Ostry, zobacz, kto przyszedł — powiedziała Milka,
wskazując za niego.
Odwrócił głowę i uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Zaraz wracam.
Poszedł za jakąś brunetką, wśród śmiechu ekipy.
— Jedyna laska, która mu nie ulega, a i tak na nią leci —
zarechotał Wujek Szatan.
— Dlatego za nią lata — dodała ze śmiechem Gejsza, sięgając
po kieliszek.
Kobra nie był zadowolony, gdy Wdowę zaczepił jakiś facet,
ale wystarczyło jedno słowo z jej strony, a facet się odczepił. Dosiadł się do
niej przy barze. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się niezauważalnie.
— Nie masz zamiaru odpuścić, dopóki nie dam ci
jednoznacznej odpowiedzi?
— Oczywiście, że nie — odparł z uśmiechem, zamawiając dwa
drinki.
— Uparty — zaśmiała się, ale nie zbyła go, co było krokiem
do sukcesu.
Rozmawiali na różne tematy, powoli sącząc napoje. Po jakimś
czasie spojrzała na niego z pytaniem. Rzadko tańczył, ale czego się nie zrobi,
żeby zdobyć dziewczynę. Weszli na parkiet wśród tłumy innych ludzi. Kusiła
bardziej niż zwykle. Wiedział, że nie może się spieszyć, więc nawet gdy ich
usta znalazły się bardzo blisko siebie, nie zrobił nic. To chyba była słuszna
decyzja. Zaczęła spychać go przez tłum w stronę stolików. Nie wiedział, co
zamierza, ale stwierdził, że warto zaryzykować. Stanęła poza parkietem, lecz
nadal przy tańczących. Spojrzała na niego z uśmiechem i zrobiła dokładnie to
samo, co ostatnio, mówiąc tylko:
— Cierpliwość popłaca.
Pocałowała go dokładnie w ten sam punkt, co wcześniej i
wmieszała się w tłum. Stał i patrzył z lekkim zawodem w miejsce, gdzie
zniknęła. Westchnął i skierował się do stolika ekipy.
— I znowu uciekła. — Gejsza przeczesała mu włosy, a on
skrzywił się.
Syriusz był zdumiony tym, ile Harry potrafi wypić, by
poprawił mu się humor, który, niestety, został szybko zlikwidowany.
— A teraz specjalna piosenka z dedykacją dla Kobry od
Doris.
Kieliszek zatrzymał się w drodze do ust, a ekipa wymieniła
między sobą spojrzenia.
— On a bridge across the
Severn on a Saturday night, Susie meets the man of her dreams...*
Przy stoliku zapadła frustrująca cisza. Ostry patrzył
pustym wzrokiem w jedno miejsce, nie ruszając się.
W pomieszczeniu leciała spokojna piosenka. Ludzie bawili
się, a on siedział przy barze, myśląc o wszystkim. Barman dolał mu do kieliszka
trunku. Nagle obok niego stanęła piękna blondynka z włosami ułożonymi w lekkie
fale. Jej oczy błyszczały wesoło, a on miał wrażenie, że są diamentami.
Delikatne rysy twarzy mówiły, że jest młoda, ale jednocześnie pełna kobiecości.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się jak anioł. Nie potrafił oderwać od niej
wzroku. Odwracając się, dotknęła go lekko za dłoń. Patrzył na nią, dopóki nie
zniknęła w tłumie. Raz jeszcze odwróciła się do niego z uśmiechem na ustach.
Wiedział, że ta piosenka zawsze będzie mu się kojarzyć z
tym aniołem.
— ...She says:
"Don't let go, Never give up, It's such a wonderful life…*
Kieliszek pękł w jego dłoni, a zawartość rozlała się na
podłodze. Upadające szkło dźwięczało w uszach, wśród ciszy ekipy. Jakaś młoda
dziewczyna podeszła do ich stolika i podała Kobrze kopertę, mówiąc:
— Miałam ci to dać.
Chwycił kopertę.
— Od kogo? — mruknął.
Wzruszyła ramionami.
— Jakaś blondynka i szatyn.
Odeszła, a oni patrzyli za nią, póki nie zniknęła im z
oczu. Ostry wiedział, kim są te osoby. Przez chwilę chciał w ogóle tego nie
otwierać. Kiedy jednak to zrobił, stwierdził, że mógł tego nie robić.
Wystarczyło jedno zdjęcie, by poczuł, jak serce ściska mu
się z żalu. On i Doris jako szczęśliwa para. On obejmujący ją w pasie. Ona
obejmująca go za szyję. Radosne oczy obojga, patrzące na osobę stojącą przed
nią.
Rzucił zdjęcie na stolik i odszedł.
Patrzyli na fotkę w milczeniu.
— Czemu ta suka w kółko mu o tym przypomina? — szepnęła
Gejsza.
Najpierw czuł ból. Później chęć zemsty. Następnie oba
uczucia się wymieszały. Przecież odeszła z innym i zrobiła mu takie świństwo,
więc dlaczego to tak bardzo bolało? Skoro zrobiła coś takiego, powinien szybko
o niej zapomnieć, bo najwyraźniej nie była warta takiego uczucia. Ale nie
potrafił tego zrobić.
Napił się. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Przecież oni
mogli tu gdzieś być. Nie miał pojęcia, jak się zachowa, gdy ich zobaczy.
Wracał do stolika już uspokojony. Gejsza uśmiechnęła się do
niego z lekkim wymuszeniem, kiedy ktoś stanął przed nim, zagradzając mu drogę.
Eks przyjaciel i eks dziewczyna.
— Miło powspominać, prawda? — spytała Doris ze sztucznym
uśmiechem.
Wyminął ich z zaciętą miną.
— Nie uciekaj, Kobra — powiedział Szakal. — Wypadałoby porozmawiać
z przyjacielem.
Zacisnął pięści. Gejsza kręciła błagalnie głową, lecz nie
zareagował na jej znaki. Odwrócił się z nienawiścią w oczach.
— Oczywiście, możemy porozmawiać, mój drogi przyjacielu —
powiedział, a w jego głosie wyczuli sople lodu. — Dobrze wiecie, że nie
jesteście tu mile widziani.
— Ach, stwierdziliśmy, że zobaczymy, jak ci się wiedzie —
rzekła Doris z fałszem w głosie.
— O wiele lepiej niż wtedy, gdy byłem z taką jedną dzi*ką.
Nie próbuj, Szakal, bo znowu dostaniesz wpie*dol, jak kilka tygodni temu —
dodał, gdy zauważył, że chłopak zaciska pięści.
— Nigdy nie myślałam, że jesteś aż tak naiwny — powiedziała
Doris w stronę Harry’ego.
— Sam się dziwię, że nie przejrzałem wcześniej, jaką jesteś
suką, chociaż wszyscy mi to powtarzali.
Złapał Szakala za rękę, gdy prawie go uderzył i sam
grzmotnął mu w brodę, puszczając go. Ponownie spojrzał na Doris, kiedy chłopak
wstawał z ziemi. Odsunęła się o krok pod jego wzrokiem pełnym furii. Już nie
była taka pewna siebie.
— I co? Dobrze się z tym czujesz? — syknął. — Zeszmaciłaś
się i tyle. Chyba że zawsze taka byłaś, a ja tego nie widziałem. Żal mi cię. —
Spojrzał na Szakala, który patrzył na niego ze złością. — Jesteś taki sam jak
ona. Widocznie jesteście siebie warci. Dni, w których was poznałem były
najgorszymi w moim życiu.
— A nie śmierć tego kundla? — zapytał Szakal z pogardliwym
uśmiechem.
Poczuł, jakby ktoś rozlał w jego sercu kubeł lodowatej
wody. Szakal uśmiechnął się z udawanym współczuciem.
— Żyleta, on go zabije — przeraziła się Gejsza, a chłopak
zerwał się z kanapy i przeskoczył przez stolik.
Kobra uderzył Szakala z całej siły, a on nawet nie zdążył
się obronić. Od bruneta biła furia.
— Nie wiesz, jak to jest być w takiej sytuacji, więc
zamknij pysk, sukinsynu — warknął.
Chciał go pobić, uderzyć jeszcze raz, wyżyć się za to, co mu
zrobili. Zabić, jeśli będzie musiał. Był zaślepiony wściekłością.
— Kobra, nie rób tego. — Żyleta stanął między nimi i przytrzymał
przyjaciela. — Nie warto.
— Szkoda nerwów — powiedziała Wdowa, przytrzymując chłopaka
za rękę.
Doris wybuchnęła szyderczym śmiechem.
— No proszę. Dobrali się.
— Zamknij się, szmato, bo od twoich słów aż uszy więdną —
odparła ze spokojem Wdowa.
Ostry patrzył na nią z niezrozumieniem. Uśmiechnęła się do
niego lekko. Oczy Doris zabłysły groźnie, kiedy brunetka objęła Kobrę w pasie.
— Wynoście się stąd — warknął Żyleta do Doris i Szakala.
Dziewczyna prychnęła i pomogła wstać swojemu chłopakowi.
Odeszli. Żyleta i Wdowa zaprowadzili zdenerwowanego Ostrego do stolika i
posadzili go na kanapie pod spojrzeniami pozostałych. Gejsza, znając doskonale
jego zwyczaje, zapaliła papierosa i mu podała.
— Po jaką cholerę się tu pokazują? — burknęła Missy.
Harry spojrzał na Wdowę siedzącą obok.
— Wywinęła mi podobny numer dwa lata temu — powiedziała.
Jego wzrok padł na to przeklęte zdjęcie. Chwycił je,
spojrzał jak na śmiecia i podpalił z nadzieją, że wspomnienia ulotnią się wraz
z dymem.
Łapa wiedział jedno: Harry nie był trzeźwy. Widział, jak
się stacza. I czuł, że sam się do tego przyczynił. Nie chciał już czekać.
Musiał wreszcie mu powiedzieć, że żyje. Przecież przez niego i dla niego
wrócił. Tylko był jeden problem, który zwał się Dumbledore.
Patrzył jak Wdowa, równie pijana jak Kobra, ściska go od
tyłu za szyję ze śmiechem. Chłopak był tak samo rozbawiony. Jednocześnie ze
sobą chodzili i nie chodzili. Zachowywali się jak para, ale oficjalnie tego nie
powiedzieli. W ich relacjach można było wyczuć jakieś iskry. Z Gejszą było
inaczej. Tutaj czuć było tylko przyjaźń, choć Yom gadał inaczej.
— Zabawmy się jakoś — rzuciła Milka ze śmiechem.
— Co wymyśliłaś? — zaciekawił się Dexter.
— Poker, ale nie taki zwykły. Dziewczyny kontra chłopaki.
Trzy rundy, każda para gra w każdej rundzie. Przegrani do końca imprezy chodzą
bez koszulek.
— Nie wiem jak wy, ale ja na to idę — rzekł Draco.
— Nie mam zamiaru latać bez koszulki po klubie, chłopaki,
więc się postarajcie — wyszczerzył się Yom.
— Kobra?
— Głupie pytanie.
Żyleta zaśmiał się.
— Chłopaki wchodzą.
— Dziewczyny też, ale jedną mamy za mało. Kobra, idź załatw
jedną.
Po chwili wrócił z Pussy.
— Ja w to wchodzę — zarechotała. — Ostry, już cię widzę,
jak łazisz bez koszulki po klubie.
— Chyba ty w samym staniku.
— W twoich snach, kotek — wyszczerzyła się.
— To co? Gramy?
Chłopaki byli załamani. Było już dwa do zera w trzeciej
rundzie. Wygrana jednej dziewczyny oznaczałaby przegraną chłopaków. Dobijające
było to, że Yom nie umiał grać w pokera, a właśnie nadeszła na niego kolej. Kobra
i Żyleta zerknęli na siebie ze współczuciem.
— Czy też widzisz siebie z gołą klatą latającego po klubie?
— spytał starszy, gdy dziewczyny ich nie słyszały.
— Yom nie umie grać w pokera, więc tak — odparł bez
entuzjazmu.
Łysy zarechotał z nich pod nosem.
Milka usiadła naprzeciw Yoma z uśmiechem.
— Już możecie się rozbierać — zachichotała Pussy ze słodkim
półuśmieszkiem skierowanym na Kobrę.
— Ku*wa, wygrałem!
Tym razem Harry uśmiechnął się słodko do Pussy, kiedy Yom z
radosnym okrzykiem odtańczył dziwny taniec.
— O nie, zostało dwóch największych krętaczy — jęknęła
Gejsza, a Harry i Żyleta przybili sobie żółwiki.
Szatyn usiadł naprzeciw niej i wygrał. Zostali Kobra i
Wdowa.
— A może dodatkowe zadanie na podniesienie napięcia? —
wyszczerzyła się Milka. — Tylko dla was.
— To znaczy?
— Przegrany z tej pary zatańczy przed drugą osobą na barze.
Spojrzeli na siebie. Widzieli na barze osobę siedzącą
naprzeciwko, ale nie siebie.
— Zgódź się! Zgódź się! — krzyczeli zgodnie wszyscy gracze.
Kobra pierwszy się zgodził, co osobnicy płci męskiej
przyjęli głośnym okrzykiem. Syriusz i Remus wymienili rozbawione spojrzenia.
Nie myśleli, że Harry jest tak szalony. Wdowa także wyraziła zgodę.
Ona pierwsza odłożyła karty. Wszyscy spojrzeli z napięciem
na Kobrę, który uśmiechnął się.
— Wyskakujcie z ciuszków, dziewczyny. Poker.
Chłopaki wrzasnęli głośno, kiedy odłożył karty. Żyleta
pocałował go w czuprynę z radości, gdyż nie musiał pokazywać się półnago przed
dziesiątkami osób. Syriusz zarechotał, podobnie jak Tonks i Remus.
— Pomóc wam? — spytał Szatan, widząc nietęgie miny
dziewczyn.
— Nie, dzięki — odparła Pussy i zaczęła odpinać guziki
bluzki.
Kobra spojrzał na Wdowę, która z kolei patrzyła na niego.
Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, pokręciła głową z westchnięciem i sięgnęła
po brzeg bluzki. Chwilę później cała piątka siedziała bez koszulek, a chłopaki
przybili sobie żółwiki. Wdowa chwyciła Ostrego za rękę i pociągnęła w stronę
baru. Ktoś gwizdnął z rozbawieniem.
— Może podejdziemy bliżej? — rzucił Yom, ale Milka go
zatrzymała.
— To ma być dla niego, a nie dla was — zachichotała.
Westchnęli.
Wdowa posadziła Kobrę na krześle. Niektórzy oglądali się za
nią, gdyż bez bluzki wyglądała jeszcze bardziej prowokująco.
— Ciebie tu widziałam — stwierdziła, a on spojrzał na nią z
rozbawieniem.
Pomógł jej wspiąć się na ladę. Onik zaprzestał wycierania
szklanki i oparł się łokciem o bar, patrząc na nią. Mężczyźni przystawali, gdy
zaczęła tańczyć. Kobra dokładnie jej się przyjrzał. Na stopach sandały na
szpilce, opalone, szczupłe nogi i uda, szersze biodra, które zasłonięte były
przez czarne spodenki ze skóry, płaski brzuch z kolczykiem w pępku, stanik
podkreślający biust i te oczy, które przyciągały jego wzrok. Jedna piosenka,
tak jak się umówili. Usiadła na blacie przed nim, dostrzegając jego zadowoloną
minę. Oparła stopę między jego nogami, pokazując swoje wdzięki. Przejechał
wzrokiem po jej udzie i spojrzał na twarz.
— Chyba uległam — szepnęła i zsunęła się z blatu, by usiąść
mu okrakiem na kolanach.
Objął ją lekko, aby nie spadła i poczuł, jak przechodzą po
niej ciarki. Zbliżyła się do niego, aż poczuł jej oddech na swoich ustach.
Wiedział, że nie jest taką dziewczyną jak większość w tym klubie. Odważyła się
go pocałować. Z początku delikatnie, lecz gdy oddał pocałunek, zmieniło się to
diametralnie. Z niechęcią oderwali się od siebie, by zaczerpnąć powietrza.
Harry dostrzegł, że faceci patrzą na nią jak na coś do schrupania. Dopiero po
chwili przypomniał sobie, że przecież jest bez bluzki. Ściągnął z siebie bluzę
i zawiesił na ramionach dziewczyny. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i
przytuliła do niego. Wcale nie była taka ostra, jak mawiali ludzie.
— I do czego ta zabawa doprowadziła? — mruknął, a ona
zachichotała.
Do ekipy wrócili po kilku minutach, już jako para. Niektóre
dziewczyny patrzyły na Wdowę z zazdrością, widząc, że trzymają się za ręce.
— A jednak — zaśmiał się Żyleta, gdy ich zobaczył.
Wdowa uśmiechnęła się lekko. Kobra patrzył gdzieś na bok ze
zmarszczonymi brwiami.
— Ej! Ledwo zaczęliście ze sobą chodzić, a już się
rozglądasz za inną? — zaśmiała się Missy.
Pokręcił głową i spojrzał na nią.
— Wydawało mi się, że widziałem ludzi Snajpera.
Od razu przestali żartować.
— Kto? — zapytała Milka,
dyskretnie rozglądając się po pomieszczeniu.
— Kolesie z akcji.
— Cholera.
Sięgnęli za pas, przygotowując się do szybkiej reakcji.
Harry zobaczył lufę skierowaną we Wdowę.
Strzał.
*Hurts –
Wonderful Life
LoL xD Czytam to już drugi raz i dopiero teraz zauważyłam... Skoro łysy jest łysy to skąd Snape ma jego włos??? xD Może inne pytanie, czy my w ogóle chcemy to wiedzieć jak on go zdobył? o. O
OdpowiedzUsuńEee... Hahahahah xD Nie zwróciłam na to uwagi xD Może to inne włosy? :O hahaha ;D
UsuńHahahaha ja czytam to juz chyba ponad setny a tego nie skumalam ;)
UsuńHahahahaha, coś w tym jest... Sama czytam to po raz XX i nie skumałam xD
UsuńAle serio, chyba nie chcę wiedzieć z jakiej części ciała był ten włos... brrr...
Czytałam kiedyś, że do zrobienia eliksiru wielosokowego można równie dobrze wziąć część paznokcia, więc wytłumaczenie jest :D
UsuńWystarczy kawałek włosa, skóry, paznokcia
UsuńByle jaka tkanka zawierająca DNA
Ale musieli mieć miny...
OdpowiedzUsuń— Ciebie tu widziałam — stwierdziła, a ona spojrzał na nią z rozbawieniem.
OdpowiedzUsuń:) Przeczytaj ten fragment jeszcze raz ^^
Hej,
OdpowiedzUsuńhaha, Szukał nie jest już w ekipie jak widzę po tym co się stało, ale po co wciąż się pojawiają w klubie, cała nasza czwórka nieoczekiwanie pojawiła się w klubie i dosiadła się do ich stolika, tak mogli zobaczyć, że Harry nie jest taki jak myśleli…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńjak widzę szakal nie jest już w ekipie po tym co zrobiał, ale po co nadal przychodzi do klubu? cała nasza czwórka nieoczekiwanie pojawiła się w klubie i dosiadła się do ich stolika, tak mogli zobaczyć, że Harry nie jest taki jak myśleli…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
O Doris i Szakalu to się lepiej nie wypowiem, byłoby najlepiej jakby zniknęli z powierzchni ziemi i tyle. Syriusz, Remus i Dora musieli być w niemałym szoku jak zobaczyli prawdziwego Harry'ego. Biedacy tego się pewnie nie spodziewali :D
OdpowiedzUsuńCzytam to opowiadanie juz 3 raz i dopiero wzięła mnie rozkmina. Po co Tonks eliksir wielosokowy skoro jest metamorfomagiem?
OdpowiedzUsuń