23.07.2012

Rozdział 4 - Kości zostały rzucone

— Zaczęło się od momentu, gdy Żyleta znalazł mnie w nocy w parku niedaleko mojego domu. Byłem po kolejnym ataku Dursleya, więc wyglądałem, jakbym nie wyglądał. Właściwie to ledwo funkcjonowałem. Zabrał mnie do klubu, a Szefunio, jak to ma w zwyczaju, przygarnął mnie jak wszystkie ofiary losu. — Draco uśmiechnął się lekko na to stwierdzenie. — Uznałem, że nie mam nic do stracenia, więc dałem się namówić. Dzień później, gdy wróciłem do nich z odpowiedzią, Yom przyprowadził jednego chłopaka – Szakala. Razem się uczyliśmy, z czasem wszystko robiliśmy razem. Byliśmy jak bracia. On – chłopak z dworca – i ja – chłopak z nienormalnej rodziny. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Po czwartym roku poznałem Doris. Byłem w nią zapatrzony jak w bóstwo. Przez jedną dziewczynę zachowywałem się jak idiota, ekipa może potwierdzić. Kompletnie mi odbiło na jej punkcie. Nie słuchałem nikogo, że mnie wystawi i poleci do innego, gdy tylko ktoś pojawi się na horyzoncie. Ideał. Przed moim wyjazdem obiecaliśmy sobie, że jeśli znajdziemy sobie kogoś innego, to od razu dowie się o tym druga osoba. W trakcie roku pojawiła się ta cała Cho. Wtedy mieliśmy chwile kryzysu, więc nic o tym nie wiedziała. Szybko się pogodziliśmy. Nie dostałem żadnego listu o tym, że kogoś poznała. Wracałem do domu przybity po śmierci Syriusza i, jak każdy, chciałem od razu się z nią spotkać. Przez dwa dni nie dała znaku, gdzie jest. W końcu przyszła, dowiedziałem się o tym od Gejszy. Patrzyła wtedy na mnie z takim z współczuciem, że nie wiedziałem, co jest grane. Nie wiedziała, jak mi to powiedzieć, więc sam się przekonałem. Co znalazłem? — uśmiechnął się z ironią i spojrzał na Dextera, który patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami. — Jak pieprzy się z moim przyjacielem. — Dexter mruknął pod nosem jakieś przekleństwo pełne zaskoczenia. — Nie widzieli mnie, a ja byłem w takim szoku, że nie wiedziałem, co robić. Dwa dni później siedziałem razem z ekipą. Gejsza najwidoczniej domyśliła się, co widziałem, ale milczała na ten temat. Oni przyszli później. Razem. Zachowywali się jak zwykle. Tego nie wytrzymałem. Nikomu tak nie wpie*doliłem jak jemu. Gdyby nie Żyleta, to chyba bym go zabił, a ją zaraz za nim. Co oni zrobili? Wyśmiali mi się prosto w twarz. Byli ze sobą od pół roku i ciągnęli mnie tylko na kasę. Żyleta wyciągnął mnie z dołka, z głowy wyperswadował mi wszystkie myśli o odstrzeleniu sobie łba, a takich miałem sporo. W życiu na nikim się tak nie przejechałem jak na nich.
Zamilkł, widząc przed oczami całą sytuację, która kiedyś miała miejsce. Kiedyś? Przecież to było niecały miesiąc temu! Poczuł ukłucie bólu, gdy sobie to uświadomił.
— Gejsza mnie zabije, jeśli się dowie — stwierdził i wyciągnął z szuflady papierosa, którego zapalił.
— Palisz?
— Jak się wku*wię, a jak o tym gadam, to zawsze. Gejsza próbuje mnie tego oduczyć, ale z marnym skutkiem. Poza tym sama to robi, gdy jest wkurzona.
Draco zaśmiał się lekko.
— Też tak mam — dodał. — Zastanawia mnie, dlaczego odwróciłeś się od dyrektora.
— Wiedział, co ze mną robi Dursley, a mimo to nadal mnie tam odsyłał. I… — zaciął się na chwilę. — Cholera, że też muszę to mówić tobie. — Dexter parsknął. — Umiesz oklumencję? — Kiwnął głową. — To okay. Ukrył przede mną przepowiednię, przez co zginął Syriusz.
— Czyli to jednak prawda z tym Wybrańcem?
— Niestety tak. Albo on, albo ja — westchnął. — Domyślasz się, na czym polegają akcje? — zmienił temat, gasząc niedopałek.
— Pewnie coś nielegalnego.
— Racja. Dokładniej mówiąc: akcje przestępcze. Nie zajmujemy się morderstwami, porwaniami, łamaniem nóg i takie tam. Bardziej coś w stylu: kradzieże aut, cennych przedmiotów, włamania, nielegalne przewozy. Nie raz trąbili o nas w telewizji — uśmiechnął się z zadowoleniem. — Ale nikt nie wie, kim jesteśmy. Dostajemy zlecenia za kasę, a Szefunio wybiera, kto najbardziej się do tego nadaje. Wyprzedzę twoje pytanie. Ostatnio mieliśmy wykraść z muzeum jakąś drogocenną maskę. Missy zajmuje się komputerami, ale akurat system siadł w trakcie akcji i ochroniarze dowiedzieli się o włamaniu. Zwinęliśmy maskę, ale przy ucieczce zdążyli mnie postrzelić. Snajper też jest związany z jedną akcją. Chciał tylko jedną osobę z ekipy, reszta była z jego bandy. To znacznie utrudniało sprawę, bo z resztą potrafimy dogadać się na migi, ale Snajper to jeden z najbardziej wpływowych ludzi, więc się zgodziliśmy. Mieliśmy przechwycić przewóz z narkotykami. Wszystko poszło łatwo. Już na miejscu, po akcji, miałem zwijać się do chaty, więc poszedłem do budynku po kasę. Usłyszałem rozmowę Snajpera z jego bandą. Mieli mnie stuknąć i zakopać. — Draco gwizdnął. — Zwinąłem im sporo towaru i spier*oliłem ich samochodem. Nikt nie wie, gdzie schowałem towar, a on jest wkurzony, bo jak mnie teraz zabije, to się tego nie dowie. Mam zabezpieczenie.
— Sporo musi to być warte — stwierdził Dexter, a brunet uśmiechnął się lekko.
— Ponad pół miliona. Mógłbym to sprzedać i wyjechać na drugi koniec świata, ale… nie chcę. Nie ciągnie mnie za granicę. Tutaj jest wystarczająca adrenalina.
— Czubek — rzekł z rozbawieniem blondyn. — Żyjesz ze spluwą przy skroni.
Wzruszył ramionami.
— Zwisa mi to. Pozostaje jeszcze Voldek, który pewnie i tak mnie zmiecie z powierzchni ziemi. Wtedy będzie mi tylko szkoda Gejszy, bo nie będzie miała się na kogo wściekać. — Draco parsknął śmiechem. Ktoś zapukał do drzwi. — Wejść.
W drzwiach stanęła omawiana dziewczyna.
— Dexter, tutaj jesteś. Szukaliśmy cię i myśleliśmy, że zwiałeś — zaśmiała się. Zmarszczyła brwi i pociągnęła nosem. — Paliłeś! — Przeniosła wściekłe spojrzenie na Kobrę.
— Przestań się czepiać i mnie oduczać, bo sama to robisz — stęknął.
Zmięła w ustach siarczyste przekleństwo.
— Pogadaliście? — Mruknęli coś na potwierdzenie. — To gadajcie dalej i się nie pozabijajcie, a ja wracam na imprezę.
Wyszła.
— Ile można imprezować? Mnie już łeb boli od tej muzyki — rzekł Dexter, podnosząc się do pionu.
— Z czasem się przyzwyczaisz.
— Jak ty.
— Jak ja — zaśmiał się, gdy Draco skierował się w stronę drzwi.
— Zwijam się. Może nie spać, ale coś się porobi. Na latające tyłki też mi się już patrzeć nie chce.
Harry zarechotał. Stwierdził, że z Dexterem można na luzie pogadać. Spać mu się nie chciało, imprezować też nie, więc…
— To jakiej muzyki jeszcze słuchasz?

— Remus, ja czuję, że coś jest z nim nie tak. Nie sądzę, żeby siedział od początku wakacji cały czas w domu. Czy tobie nie wydaje się to podejrzane?
— Szczerze?
— Jak zawsze.
— Tak. Nie pasuje mi to. Czasami mam wrażenie, że w ogóle go tam nie ma.
— Jak to?
— Niby wszystko jest w porządku. Hedwiga jest wypuszczana, dostajemy od niego listy. Ale… wieczorami prawie w ogóle nie świeci się światło, a wątpię, żeby tak wcześnie kładł się spać. Nie jest z tych, co w ogóle nie wychodzą z domu. Nawet po tym, co go spotkało. Zawsze się szwędał, nawet jak padał deszcz. Ani razu jeszcze go nie widziałem, a ostatnio już nawet nie świeci się światło.
— Przecież on ma niewidkę — przypomniał sobie.
— Myślisz, że ją wykorzystuje?
— Możliwe. Nie jest przecież głupi. Jak nie przez drzwi, to przez okno.
— Cholera.
— Remus, proszę cię, sprawdź to.
— Wiesz, że Dumbledore…
— W cholerę z Dumbledorem. Przecież nie jesteśmy jego wiernymi pieskami. Nie musi wiedzieć. Sam bym poszedł, ale wiesz, że mam mniejsze możliwości.
— Jasne. Przy następnej straży pójdę do nich.

Zmienił Nimfadorę, która przekazała mu, że Harry nigdzie nie wyszedł. Nie zdziwił się tym. Przyzwyczaili się do tego, że nic się nie dzieje. Zbliżał się wieczór, ale postanowił wszystko sprawdzić. Dopiero przed drzwiami ściągnął z siebie pelerynę-niewidkę. Zadzwonił do drzwi z numerem cztery. Usłyszał kroki, a następnie w progu stanęła kobieta o końskiej twarzy. Widocznie go rozpoznała z peronu, bo spojrzała na niego ostro. Przywitał się kulturalnie i od razu przeszedł do rzeczy:
— Zastałem Harry’ego?
Odparła obojętnie:
— Nie wrócił od pięciu dni.
Krew odpłynęła z jego twarzy.
— Wiadomo, gdzie wyszedł?
— Co chwilę gdzieś łazi. Ale gdzie to nie wiemy.
— Mogę zobaczyć jego pokój? — zapytał z myślą, że dobrze przypuszczali.
Wpuściła go niechętnie do środka i zaprowadziła do drzwi pokoju chłopaka. Otworzył je. Pomieszczenie wyglądało jakby ktoś w pośpiechu się pakował. Szafa była otwarta i dojrzał w niej pustkę. Na ziemi leżały stare, spalone ubrania po Dudleyu. Na łóżku dostrzegł kartkę, którą chwycił do ręki.

Kości zostały rzucone. Nie szukajcie mnie, bo nie ma po co. Tu gdzie jestem będę bezpieczny. Tomuś mnie nie porwał.
Wasz Zbawiciel Świata


Grimmauld Place 12 zawsze wzbudzało w nim negatywne emocje. Było to miejsce, w którym czuć było strach i chłód. Lampy, które rzucały mdłe światło, oświetlały zimne ściany w ciemnych kolorach. Podłoga skrzypiała pod stopami, a niewielkie kłębki kurzu wzbierały się wokół butów.  Pchnął drzwi prowadzące do jadalni, gdzie zebrało się kilkanaście osób. Usiadł na wolnym krześle między Minerwą McGonagall a Kingsleyem Shacklebottem, czekając na Albusa Dumbledore’a, który pojawił się po chwili. Uśmiechnął się do wszystkich dobrodusznie. Powstrzymał się przed wywróceniem swoich szarych oczu. Odgarnął jedynie czarne włosy, które opadały mu na czoło. Zaraz po zebraniu obetnę te kudły…
— Moi drodzy…
Zaczyna się…
— Remus zajął się strażą, a my…
Bla, bla, bla. To się robi nudne. A Remusek nie zajmuje się strażą, tylko sprawdzaniem, czy jest w ogóle kogo pilnować, staruszku – pomyślał z rozbawieniem. Niespodziewanie w drzwiach stanął Lunatyk.
— Remusie, powinieneś być na straży.
— Nie ma takiej potrzeby — odparł, trzymając w dłoni kartkę. — Harry uciekł od Dursleyów pięć dni temu. — Wszyscy byli w szoku. Brunet przymknął powieki, gdyż jego obawy się potwierdziły. — Od początku wakacji wymykał się w domu. Zostawił wiadomość w pustym pokoju.
Położył kartkę na stole, siadając obok szarookiego, z którym wymienił spojrzenie. Brunet uśmiechnął się niezauważalnie, gdy przeczytał list od chłopaka. Więc też już mu nie ufasz, Harry?
— Kości zostały rzucone? — zdziwiła się Tonks.
— Albusie, co jest grane? — zapytała McGonagall.
— Nie mam pojęcia.
Nie? – prychnął w myśli.
— I z kim są problemy? Jak zwykle z Potterem.
— Snape, przymknij się — rzekł brunet.
— Chłopcy, uspokójcie się.
Obaj skrzywili się na taki zwrot.
— Mówiłem, żeby od razu go zabrać — warknął szarooki.
— Trzeba zacząć go szukać.
— Napisał, że nie mamy…
— Nie jest bezpieczny, Syriuszu.
Skąd ta pewność, Dumbledore?

— Kobra, gadałeś, że przejmujecie nielegalnie towary — rzekł Draco, gdy razem z chłopakiem uczył się jazdy driftingiem. — I mówiłeś o akcji ze Snajperem. Dopiero wczoraj tak sobie pomyślałem. Zajmujecie się narkotykami…
Harry uśmiechnął się lekko.
— Masz zamiar zapytać, czy bierzemy?
— Czytasz mi w myślach.
— Okazyjnie się zdarzy. Czasami jeden drugiemu podkłada, na przykład zamiast papierosa na poprawę humoru, jak ktoś jest nie do wytrzymania. Ale to naprawdę nie zdarza się często. Wiesz, że już oficjalnie jesteś w ekipie?
— Serio? — zdumiał się.
— Nikt nie ma nic przeciwko, a Milka rozpowiedziała to wszystkim pracownikom klubu i nie tylko. Możesz wchodzić wszędzie bez problemu i o nic cię nie spytają. Na laski też uważaj, bo w głowie większości tylko kasa.
— Dostosuję się — zarechotał.
Wyszedł z zakrętu bez obicia o opony, później z kolejnych.
— No w końcu jeździsz jak człowiek! — uradował się Ostry, a Draco wyszczerzył się głupio.
Całkowicie zmienili do siebie podejście po poważnej rozmowie. Wiedzieli o sobie wszystko, co powinni, aby być w grupie, czym zyskali swoje wzajemne zaufanie.
— A jak w Hogwarcie? — zapytał Dexter.
— Missy, Milka i ja nie mamy zamiaru dłużej ukrywać tego, że się znamy. Wspólnie o tym zadecydowaliśmy. Ty musisz za siebie podjąć decyzję, my się dostosujemy.
— Jako typowy Ślizgon nie powinienem podchodzić pokojowo do żadnego Krukona i Puchona, a tym bardziej Gryfona.
Harry zaśmiał się lekko, domyślając się odpowiedzi.
— Spoko.
— Ale też jako typowy Ślizgon powinienem zaskakiwać — dodał.
Kobra zmarszczył brwi.
— Więc?
— Więc pie*dolę zasady. — Zarechotali i przybili sobie żółwiki. — A myślałeś, co na to Granger i Weasley?
— Nie wiem, co oni na to. Na pewno nie będą zadowoleni i będą mieli mi to za złe. I, szczerze mówiąc, nie zdziwię się temu. Ale jeśli są przyjaciółmi, to powinni to zaakceptować, mimo tylu zmian. Jeśli nie… to też ich zrozumiem.
— Będzie wielkie zjednoczenie wrogów. Ludzie nie będą mieli rozrywki, bo skończą się bójki i kłótnie na korytarzach.
Zaśmiali się zgodnie.

                Kobra intensywnie myślał, zerkając na kartkę przed sobą i po raz kolejny czytając list.

Drogi Luniaczku,
tak, wiem, zabijesz mnie za zwrot. Pewnie już zorientowaliście się, że zwinąłem manatki i zwiałem od Dursleyów. Jeśli nie, to już wiesz. Nie mogłem tak dłużej siedzieć, bo chyba bym oszalał.
Chciałbym się z Tobą spotkać. Jeśli nie masz mi za złe, napisz kiedy, gdzie i o której.
Ufam Ci i mam nadzieję, że reszta Zakonu nie dowie się o tej wiadomości.
Harry
PS. Sowa mnie znajdzie.

Odetchnął. Tak, to słuszna decyzja. Sówka pożyczona od Milki podleciała na jego znak. Powiedział jej, do kogo ma trafić list i otworzył okno, aby mogła wyfrunąć. Miał olbrzymią nadzieję, że Remus nie zawiedzie jego zaufania.

Remus Lupin otworzył okno, kiedy jakaś mała, puchata sówka zaczęła stukać dziobem w szybę. Wpuścił ją do środka, a ona zrzuciła pergamin na stolik przed nim i usiadła na lampie, wyraźnie czekając na list zwrotny.
— Od Harry’ego.
Syriusz zerwał się z krzesła i podszedł do niego.
— Co napisał?
Remus przeczytał treść listu na głos.
— Z pierwszym zdaniem to się zgodzę — rzekł Lunatyk, a Łapa zaśmiał się.
— Chce się spotkać i masz jego zaufanie. Masz u niego fory — powiedział brunet.
— Powiedzieć mu o tobie?
— Lepiej go tu przyprowadź.
— Nie będzie chciał.
— Spróbuj.
Remus westchnął, słysząc jego uparcie w głosie.
— Spróbuję.
— A może pójdę z tobą?
— Lepiej nie. Jeśli zobaczy kogoś jeszcze, może nie przyjść i stracę jego zaufanie.
— Racja. Odpisz mu.

— Jesteś pewny, że możesz mu ufać? — zapytał Żyleta, kiedy Ostry dostał list z odpowiedzią.
— Jemu ufam najbardziej z Zakonu — odparł.
— A jeśli będzie chciał zabrać cię do Dumbledore’a?
— Nie pójdę.
— Mogą zrobić to wbrew twojej woli.
— Nie Lunatyk.
Żyleta westchnął.
— Jak chcesz. Mam nadzieję, że masz rację.
— Ja też.

Od kilku minut siedział w małej kawiarence, czekając na Harry’ego. Pomieszczenie było zaludnione, jak to bywało w piątki wieczorem.
— Cześć, Remi.
Odwrócił się w stronę głosu. Przez chwilę zastanawiał się, czy to na pewno on. Nie miał okularów, a włosy, o dziwo, były w miarę ułożone, gdyż trochę je skrócił. Za duże ciuchy do Dudleyu zastąpił nowymi, w całkiem innym stylu, który do niego pasował.
— Cześć, Harry?
Chłopak widocznie wyczuł zaskoczenie w głosie, bo uśmiechnął się szerzej.
— Chodźmy stąd, bo trochę dużo ludzi.
Kiwnął głową i skierowali się do wyjścia. Stanęli na ulicy i ruszyli w stronę jednego z osiedli.
— Paliłeś. — Harry spojrzał na niego z uniesionymi brwiami i lekkim zaskoczeniem. — Mam wyostrzone zmysły. — Zrozumiał i ruszył dalej.
Remus westchnął i poszedł za nim.
— Nikt za tobą nie szedł? — zapytał chłopak z wahaniem.
— Nikt. Nikomu nie mówiłem, że napisałeś.
Pokiwał głową z uśmiechem. Stanęli na opustoszałym placu zabaw i usiedli na jednej z ławek. Było to ulubione miejsce ekipy, gdy nie mieli ochoty na zabawę. Przychodzili tutaj i wygłupiali się. Nie raz słyszeli krzyki mieszkańców bloku, że mają się zamknąć.
— Czemu uciekłeś? — zaczął Lunatyk.
— Miałem dosyć Dursleyów — mruknął, patrząc przed siebie.
— Coś zrobili?
— Samo to, że byli — odparł z lekkim rozbawieniem w oczach.
— Robiłeś nas w konia od początku wakacji. — Harry był teraz wyraźnie rozbawiony, a Lunatyk chyba nie miał mu tego za złe. — Zastanawia mnie jedno… Przez okno?
Kobra zarechotał.
— Zdarzało się i przez okno — odrzekł ze śmiechem.
Lunatyk pokręcił głową z rozbawieniem.
— Gdzie się teraz podziewasz?
— Muszę mówić? — mruknął. — Jeśli tobie powiem, to może dowiedzieć się Dumbledore. — Spojrzał na Remusa i dodał: — Nie chodzi mi o to, że sam mu o tym powiesz. On ma swoje sposoby, żeby się wszystkiego dowiedzieć.
— Rozumiem. Dumbledore nie musi wszystkiego wiedzieć. Ale będzie cię szukać.
— On nie potrafi pojąć, że sam umiem o siebie zadbać. Tam, gdzie mieszkam, nic mi nie będzie. Raczej — dodał po chwili, a Remus zaczął się śmiać.
Rozmawiali na różne tematy. Wilkołak dostrzegł jego zmianę nie tylko w wyglądzie, ale także w charakterze. Nie naciskał, gdy chłopak nie chciał czegoś powiedzieć, z czego Harry się cieszył. Wytłumaczenie był jedno: rozumiał jego zachowanie.
Zaczęło robić się coraz ciemniej, więc Ostry powiedział:
— Muszę lecieć. Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
— Odezwij się czasami.
— Jasne — uśmiechnął się i wstał.
— Harry — zaczął Remus, a on spojrzał na niego pytająco. — Przyjdź na Grimmauld Place. Nie ze względu na Dumbledore’a — dodał szybko. — Tam dowiesz się czegoś ważnego, a nie mogę ci o tym teraz powiedzieć.
— Nie mogę — odparł cicho.
— Rozumiem cię, ale to naprawdę dużo zmieni.
Uśmiechnął się słabo i pożegnał.

— I co? — zapytał Łapa.
— Mówiłem mu, żeby przyszedł, ale nie wyglądało na to, że skorzysta z zaproszenia.
Syriusz westchnął, opadając na kanapę.
— Muszę się z nim spotkać.
— Będę jeszcze próbował go namówić, ale on wyraźnie nie chce tu przyjść. Odpycha go ten dom. Za bardzo mu o wszystkim przypomina.
Syriusz podparł się łokciami o kolana.
— A co u niego? — odpuścił.
— Zmienił się — rzekł po chwili. — I z wyglądu, i z charakteru. Gdybym go nie znał wcześniej, to bym nie przypuszczał, że kiedyś był całkiem inny. Dorósł.
— Za szybko — szepnął.
— Niestety.

Po spotkaniu z Remusem Harry wsiadł do swojego nissana stojącego na innej ulicy i ruszył w stronę miejsca, gdzie miał odbyć się wyścig. Zastanawiały go ostatnie słowa mężczyzny. Co miało dużo zmienić? Chciał się dowiedzieć, ale wiedział, że jeszcze nie będzie w stanie wejść do tego domu. Za bardzo bolała go ta rana.
Dostrzegł tłum ludzi i wiedział, że jest na miejscu. Gdy przejeżdżał przez tę falę znajomych i nieznajomych, ludzie witali się z nim, schodząc z drogi.
— I jest czwarty zawodnik! — krzyknął Sydney.
Ustawił się na linii startowej i wysiadł. Jego przeciwnicy wyglądali na niezadowolonych. Uścisnęli z Sydneyem dłonie, a ten powiadomił go, ile kasy każdy wykłada. Dał mu wyznaczoną sumę, a kierowcy wsiedli do swoich aut. Kobra dostrzegł Żyletę z resztą ekipy, który spojrzał na niego pytająco. Pokazał mu uniesiony kciuk w górę, a ten pokiwał głową z zadowoleniem. Dostali nawigację, a Harry ledwo oderwał wzrok od brunetki, która już poprzednim razem dała mu ten przedmiot.
Ruszyli na znak.

Brunetkę zauważył w klubie. Od razu zabrał się do roboty i do niej zagadał. Nie ulegała, co coraz bardziej mu się podobało. Wiedział, że w końcu będzie musiał trochę się wysilić, aby się do niego przekonała, jednak nie miał zamiaru odpuścić. Kokietowała go, ale nie pozwoliła za bardzo się zbliżyć. Dowiedział się, że nazywają ją Wdową, gdyż zawsze miała na sobie czarne ubrania. Musiała wracać, ku jego niezadowoleniu, którego nie pokazał. Wdowa wstała pod jego spojrzeniem. Pochyliła się nad nim i powiedziała do ucha:
— Trochę musisz się postarać.
Pocałowała go tuż przy uchu i odeszła. Kobra uśmiechnął się lekko i zamówił kieliszek wódki.
— Twardy orzech do zgryzienia — powiedział Onik, nalewając mu trunku. — Wyzwanie na dłuższy okres.
Harry zaśmiał się, wypił zawartość kieliszka i poszedł do ekipy. Nie zauważył, że pewna osoba obserwuje każdy jego ruch.

Kolejne nudne spotkanie Zakonu. Syriusz zasłonił usta, by nikt nie zauważył, że ziewa.
— Harry z nikim się nie kontaktował? — zapytał Dumbledore. Nikt nic nie powiedział. — Remusie?
— Żadnej wiadomości.
Uwierzył. Łapa i Lunatyk wymienili zadowolone spojrzenia. Jak Remus chciał, to potrafił skutecznie skłamać. Nagle drzwi otworzyły się i wkroczył Snape. Syriusz skrzywił się lekko na jego widok, ale nie odezwał ani słowem.
— Znalazłem Pottera. — Zapanowało poruszenie. Syriusz i Remus ponownie wymienili spojrzenia, tym razem pełne obawy. — Wydaje mi się, że od dłuższego czasu nas okłamywał. I nie chodzi tylko o te wakacje.
— O czym ty mówisz, Severusie? — zapytał Albus.
— I tak nie uwierzycie, dlatego lepiej, jak wam pokażę. Jutro o dwudziestej tutaj.
O czym ty gadasz, Snape?

5 komentarzy:

  1. Hej,
    czyżby w tym barze to Snape go widział, ciekawe jak zareaguje Harry, że Syriusz jednak żyje, a było tak pięknie Snape musiał wszystko popsuć
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział, jak zawsze świetny, chcę tylko zwrócić uwagę na literówkę, która wkradła się w tekst:
    " — Przecież ona ma niewidkę — przypomniał sobie." - Syriusz o Harrym.
    Powinno być "on", zamiast "ona". ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest późno, spieszę się czytać dalej, więc napiszę tylko, że uwielbiam Remusa w przeciwieństwie do Snape'a :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    czyżby w tym barze to Severus go widział, ciekawe jak zareaguje Harry, że Syriusz jednak żyje, było tak pięknie Snape to musiał wszystko popsuć
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  5. Skąd Snape wie o Harrym? Niech Harry w końcu dowie się, że Syriusz żyję, a nie cierpi biedak :(

    OdpowiedzUsuń