24.07.2012

Rozdział 44 - Miłość to przekleństwo

Słowa Nicole dźwięczały mu w uszach przez całą noc, nie dając zasnąć. Musiały coś w sobie mieć. Musiało być rozwiązanie. Najprostsze. Najbliższe. Jego mózg odmawiał posłuszeństwa po nieprzespanych lub niespokojnych nocach. Natarczywie patrzył na Syriusza, jakby chciał go prosić o ważną radę, lecz ten ani drgnął. Gdybyś mógł się obudzić i powiedzieć mi, co mam robić… Remus znalazł go ledwo przytomnego przy łóżku Łapy. Cienie pod oczami świadczyły o kolejnej nieprzespanej nocy.
— Harry, nie pomożesz mu siedząc tutaj i nie śpiąc— skarcił go cicho.
— Ja po prostu czuję, że mogę coś zrobić — szepnął.
— Ale on by sobie nie życzył, żebyś się wykończył.
Ostry patrzył na niego zmęczonymi oczami, które nagle się rozszerzyły.
— Jesteś genialny!
— Medalion Morgany może uratować życie, ale nie może pozbawić życia słowa Naomi naparły na niego z całą siłą.
Gdy tylko o nim pomyślał, poczuł go na swojej szyi. Szybko wyciągnął spod bluzki złoty łańcuszek z medalionem, a oczy rozbłysły mu nadzieją. Spełnia jedno ważne życzenie.
— Czekaj. — Lunatyk go zatrzymał, a Kobra spojrzał na niego z pytaniem w oczach. — Tobie się jeszcze przyda.
Remus wyciągnął mu medalion z ręki i zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć, wokół jego ręki rozbłysło lekko fioletowe światło, które zgasło po chwili.
— To już? — zdziwił się Kobra.
— Na to wygląda.
— To czemu on…?
— Pomyślałem o tym, żeby wyzdrowiał. Gdybym od razu palnął, że ma się obudzić albo przeżyć, mógłby później mieć problemy ze zdrowiem.
— To trzeba mieć taktykę do takich wisiorków.
Remus uśmiechnął się lekko i oddał mu medalion, czochrając po włosach.
— Dobra robota. Teraz wszystko zależy od niego.
Na twarzy Harry’ego znowu pojawiła się radość.

Według Pomfrey stan Syriusza uległ znacznej poprawie. Wszystkie w połowie zniszczone narządy samoistnie zaczęły zdrowieć, a Łapa nabrał ponownie kolorów. Kobra dzielnie czekał cały dzień na jego przebudzenie, lecz nieprzespane noce dały o sobie znać. Słuchając monologu pielęgniarki, oczy mu się zamknęły i odpłynął. Remus zaśmiał się cicho, kiedy zobaczył, jak ciekawie musiała mówić Pomfrey. Spał o wiele spokojniej niż wcześniej, bez żadnych koszmarów.
Lunatyk patrzył przez okno na błonia, gdzie uczniowie cieszyli się słońcem, kiedy usłyszał zakłócenia przy aparaturze podłączonej do Syriusza. Odwrócił się w jego stronę. Łapa rozglądał się po pomieszczeniu ze zdziwieniem, bez odwracania głowy z braku sił. Wilkołak uśmiechnął się do siebie i podszedł do niego.
— W końcu, śpiąca królewno — powiedział na przywitanie.
— Co jest? — spytał słabym i zachrypniętym głosem.
— Oberwałeś zaklęciem — odpowiedział.
Syriusz odwrócił lekko głowę, gdy usłyszał ruch po prawej stronie. Kobra spał wtulony w poduszkę jak niemowlak.
— Siedział tu prawie non stop przez cztery dni ledwo zmrużając oczy – mruknął Remus, widząc jego wzrok.
Łapa milczał przez chwilę.
— Cztery?
— Cztery — potwierdził. — I nie było szans na to, że kiedykolwiek łaskawie wrócisz do żywych.
— Ale…
— Harry uratował ci tyłek. Medalion Morgany.
— Wykorzystał?
— Nie. Ja wykorzystałem, ale on chciał.
Na horyzoncie pojawiła się Pomfrey, która natychmiast zaczęła go badać. Kobra spał twardo, nie słysząc żadnych odgłosów. Dopiero kiedy pielęgniarka zatrzasnęła drzwi swojego gabinetu, poruszył się nerwowo i otworzył oczy. Widząc pełnego energii Remusa, przeniósł wzrok dalej. Przez chwilę patrzył na Syriusza, jakby myślał, że jeszcze śni, lecz nagle zmrużył oczy i powiedział:
— Jeśli chciałeś tym wzbudzić we mnie litość, to ci nie wyszło. Dalej jestem wściekły.
Mężczyźni zaśmiali się głośno, a Harry uniósł lekko kąciki ust.

Wypełniony pozytywną energią chodził po korytarzach, szukając ekipy, aby powiedzieć im, że wszystko wraca do normy, a Syriusz jeszcze pozatruwa im życie. Niespodziewanie na pustym przejściu pojawiła się Nicole ze znudzoną miną. Uśmiechnął się szerzej. Gdyby nie ona, w życiu nie wpadłby na pomysł ratunku chrzestnego. Podszedł do niej i powiedział z uśmiechem:
— Dzięki. — I pocałował ją krótko w usta, by następnie ominąć zszokowaną dziewczynę.
— Potter — pisnęła w końcu, gdy był kilkanaście metrów za nią, ale on tylko się zaśmiał.
Przez dobre pięć minut nie wiedziała, co to miało znaczyć i stała jak wmurowana.
Kobra sam nie wiedział, co mu odbiło. Mógł przecież powiedzieć tylko dzięki bez żadnych gestów, których dziewczyna, on zresztą też, się nie spodziewała. Dziwny odruch, który miał podkreślić, że jest jej bardzo wdzięczny – tak to nazwał. Porwał Missy oraz Milkę i podniósł je do góry, kręcąc się z nimi dookoła, wśród ich pisków. Dexter i Zeus aż unieśli brwi z zaskoczenia.
— Co jest? — spytała Alison, gdy stanęła pewnie na nogach i zobaczyła na ustach przyjaciela uśmiech.
Wytłumaczył im sytuację, a oni odetchnęli z ulgą.
— Więc gdyby nie Nicole, to byłoby kiepsko — stwierdziła Nancy. — Powinieneś jej podziękować.
— Już to zrobiłem. Aż chyba za bardzo — dodał w myśli.
Uśmiechnęła się szerzej. Zdezorientowana Ślizgonka wkroczyła na korytarz. Zatrzymała wzrok na Harrym, ale zaraz spojrzała na Dracona.
— Nicole, jesteś wielka — uśmiechnęła się Alison. — Kobra powiedział nam, że podsunęłaś mu pomysł.
Uśmiechnęła się delikatnie, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Po głowie jeszcze latało jej to, co stało się chwilę temu.
— Powinien ci dziękować na kolanach z bukietem kwiatów — dodała ze śmiechem Missy.
Harry patrzył na nią z rozbawieniem, gdy zrobiła dziwną minę. Aż tak wyprowadził ją z równowagi, że nie potrafiła palnąć czegoś, z czego by się zaśmiali? Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, a pozostali zajęci byli sobą, dziewczyna popukała się w czoło, dając mu do zrozumienia, co myśli o jego podziękowaniu. Nie mógł się powstrzymać i zaczął się śmiać, ściągając na siebie spojrzenia pozostałych.
— Jesteś nienormalny, Potter.
— Ja jestem normalny, ale ludzie dookoła nie — powtórzył jej słowa ze śmiechem.
Pokręciła głową z politowaniem i poszła do Wielkiej Sali. Harry, z wyraźnym rozbawieniem, ruszył w przeciwnym kierunku – do Skrzydła Szpitalnego.
— Rozumiecie ich? — rzekł Zeus z uniesioną brwią.
— Ni w cholerę — odparł Draco z taką samą miną.

Egzaminy przebiegły w całkowitym spokoju. Scott niepotrzebnie się stresował, gdyż poszło mu całkiem nieźle, jak twierdził.
— To by zaje*isty rok — podsumował, gdy wszyscy siedzieli na błoniach odprężeni po ostatnich testach.
— W stu procentach się z tobą zgadzam, absolwencie — uśmiechnęła się szeroko Missy.
Westchnął.
— Aż to dziwnie brzmi.
— Kto w następnym roku będzie Kobrę odprowadzał po imprezie do dormitorium? Zawsze we dwójkę jakoś się dowlekliście — zaśmiał się Alan, a reszta do niego dołączyła.
— Zeus, zmień datę urodzenia, żebyś był na naszym roku — mruknęła Nancy. — To nie będzie to samo, jak ciebie nie będzie. — Jej usta wygięły się w dół. — Kto cię zastąpi w hierarchii?
Chłopak zaśmiał się, czochrając ją po czuprynie.
— Ktoś z głupimi pomysłami przejmie moją rolę.
— Każdy z nas już ma swoją. Dexter jest od śmiesznych pomysłów, Kobra od zwariowanych, Milka od dokładnego planowania, a ja od hamowania was, gdy przeginacie. Próbujesz wymigać się od swoich obowiązków.
Zaśmiali się lekko.
— Niepotrzebnie dałaś mu materiały do nauki — stwierdził Draco. — Ściąłby kibla i byłby na naszym roku.
— Mogłeś wcześniej mi to uświadomić — westchnęła.
— I tak byś tego nie zrobiła — stwierdził Kobra, patrząc na kałamarnicę, która wynurzyła swoje macki.
— Masz rację — westchnęła. — Jestem zbyt uczuciowa i pomocna. Zbyt szybko odpuszczam. — Jęknęła. — Co za beznadzieja.
Wszyscy zaczęli się zastanawiać, o czym ona mówi, gdy zaczęła bredzić bez sensu o swoich wadach.
— Missy, co ci teraz odbiło? — spytała niepewnie Alison.
— Bo ja chcę się zakochać! — oznajmiła.
— Dobrze się zastanów, zanim to powiesz — stwierdził Kobra z rozbawieniem.
— Nie zawsze miłość jest dobrym uczuciem — dodała Milka w zamyśleniu. — Mówisz, że chcesz się zakochać, ale co to za szczęśliwa miłość, jeśli nie jest ona odwzajemniona? Nie każdy ma takie szczęście jak Viki i Blaise.
— Równie dobrze może cię uszczęśliwić i zniszczyć — dodała Pansy z zamkniętymi oczami.
Przez chwilę panowała cisza.
— A chcesz się zakochać? — spytała Missy.
— Jak miłość będzie chciała, to sama przyjdzie — westchnęła. — Nic na siłę.
— Racja — dodał Jeremy.
— Kobra, a ty znowu chcesz?
— A kysz mi z tym cholerstwem — odpowiedział, nie odrywając wzroku od kałamarnicy.
— Gadanie człowieka, który przejechał się na uczuciu — stwierdził Alan. Harry uśmiechnął się do siebie. — Trafiłem?
— W sam środek.
— Ale Wdowa…
— Nie ona.
— Czyli nie chcesz się zakochać? — drążyła Nancy. Potwierdził. — I tak cię złapie.
— Niech spie*rza.
Zaśmiali się zgodnie.
— Miłość to przekleństwo. — Nicole odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu. — Wystarczy spojrzeć na złamane serca i już się tego odechciewa.
— Więc też nie chcesz?
— Nie chcę.
— A spójrz na to, ile może dać szczęścia.
— Szczęśliwa to ja jestem, gdy jem czekoladę i tyle mi wystarczy.
Zaśmiali się po raz kolejny.
— Ale miałaś jakiegoś chłopaka… Przygoda?
— Można to tak nazwać. Na pewno bym się dla niego nie zabiła.
— Zabiłabyś się dla prawdziwej miłości?
— Missy, zadajesz cholernie trudne pytania. Nie wiem, nie przeżyłam takiego uczucia, nie wiem, jak to jest i do czego człowiek jest wtedy zdolny.
— Witaj w klubie — uśmiechnęła się słabo Missy.
— Baby, koniec tego tematu. Idziemy szykować imprezę — przerwał im Dexter i przystanęli na to z ochotą.

Nie myśleli, że ten rok minie tak szybko. Zanim się obejrzeli, już siedzieli w pociągu powrotnym. Mieli wrócić do swoich domów, by spotkać się za dwa miesiące w Hogwarcie po raz kolejny.
W trakcie roku wiele się wydarzyło. Zrodziły się nowe przyjaźnie i uczucia pełne wrogości. Slytherin i reszta szkoły pokazali, że mogą współpracować i pałać do siebie sympatią. Rozwinęła się też miłość i nastąpiły rozstania, lecz taki jest bieg życia. Dzięki wspólnym czynom, każdy wiele się nauczył i znalazł odpowiednie rozwiązanie problemu lub odwrotnie – zrodziły się nowe problemy i szukano rozwiązania.
Droga do Londynu minęła w wesołej atmosferze. Grali w Eksplodującego Durnia, żartowali i rozmawiali na różne tematy, a czas zleciał szybciej, niż się spodziewali. Nim się obejrzeli, już ściągali bagaże z półek i wychodzili z pociągu, by przywitać się z bliskimi.
Syriusz, Remus i Żyleta wyszli im na powitanie. Milka i Missy wyściskały wszystkich trzech mężczyzn z radością.
— I jak, młodzieży? — spytał Łapa z uśmiechem.
— Spoko — wyszczerzył się Dexter.
— Gotowi do domu?
— Gotowi — stwierdził Harry.
— Niech ja was wyściskam!
— Stop. Jednak nie — rzekł Kobra i odwrócił się.
Viki z piskiem przygarnęła całą czwórkę w ramiona.
— Dzwońcie do mnie i piszcie, bo jak nie, to jak się spotkamy, to będzie z wami krucho — oznajmiła.
— Z zaproszenia skorzystamy — dodał Jery.
— Zeus!
— Matko, zadusi go. — Alan pokręcił głową z rozbawieniem, gdy Victoria ścisnęła Scotta.
— Bo będę zazdrosny — powiedział Blasie, a jego dziewczyna wytknęła mu język.
— Nazbieraj siły na dalsze kłótnie. — Nicole wystawiła zęby w stronę Harry’ego.
— Nie masz dość?
— Ja? Nigdy.
— Sama chciałaś — zaśmiał się. — Ale cóż… Ktoś musi zapewnić w Hogwarcie rozrywkę.
— Nicole!
— Idę już! — odkrzyknęła do swojej matki.
Ślizgonka odziedziczyła po swojej rodzicielce drobną posturę i długie włosy w kolorze ciemnego brązu, lecz cała twarz w ogóle jej nie przypominała. Nicole wyściskała Alison i Nancy.
— Dwa miesiące spokoju. Żyć, nie umierać! — ucieszyła się i w podskokach ruszyła do matki.
— Ej, coś nam obiecałaś — oburzyła się Missy.
— Miesiąc spokoju, Nicole. Miesiąc — dodała z rozbawieniem Pansy, a ona jęknęła.
— Widocznie mój los jest skazany na zatruwanie życia.
Odprowadzili ją śmiechem. Ślizgoni rozeszli się, a Scott zniknął ze swoją matką.
— To co? Idziemy?
— Jasne.
Przeszli po kolei przez barierkę i skierowali się do miejsca, skąd mieli się deportować.
— Ten miesiąc chyba bez niej wytrzymasz, nie? — spytał Draco Harry’ego.
Z wrzaskiem rzucił walizkę na chodnik i zaczął uciekać.
— Malfoy! Ty fretko! Zabiję cię jak… fretkę!
— Nie powiedział tak — zachichotała Milka, gdy Ostry pognał za nim.
Wymieniła z Nancy spojrzenia pełne wesołości, słysząc śmiech Dextera i obelgi Kobry.

4 komentarze:

  1. Witam,
    koniec szkoły już, ciekawe co przyniesie im nowy rok... tak, tak Syriusz żyje3 dzięki medalionowi Maorgany...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak się zabija fretkę?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no i mamy koniec szkoły, ciekawe co tym razem przyniesie im nowy rok... jak ja się cieszę, że Syriusz żyje dzięki temu medalionowi od Morgany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń