24.07.2012

II. Rozdział 1 - Wskazówka

Zapach benzyny. Ryk silników. Piski opon. Głośna muzyka. Krzyki radości.
— I znowu nowe autko do kolekcji. Jego chyba poczęto w samochodzie.
Śmiech pełen rozbawienia.
— Kto stawiał na Kobrę, do mnie po wygraną!
— Czy ty kiedykolwiek przegrasz? — Żyleta pokręcił głową z rozbawieniem, gdy tylko chłopak wrócił do nich z kluczykami do nowego samochodu.
Wystawił zęby zadowolony z siebie, na co uśmiechnęli się szeroko.
Po powrocie z szóstego roku w Hogwarcie chłopak zrobił jeszcze większą furorę w klubie niż we wcześniejszych latach. Był rozchwytywany przez dziewczyny jeszcze bardziej niż zwykle, co momentami było bardzo irytujące. Zmiany w wyglądzie przyczyniły się do coraz bardziej widocznego kokietowania przez płeć żeńską. Na dodatek Gejsza postanowiła zabawić się we fryzjerkę, a on był jej ofiarą, gdyż oprócz nich nikogo nie było wtedy w domu. Gdy wszyscy wrócili, zastali zaskakujący widok. Gejsza z błyszczącymi oczami patrzyła na Harry’ego, który z nową fryzurą rozmawiał przez telefon.
— Zaje*iście mi wyszło, nie? — ucieszyła się blondynka na ich widok.
— Dziewczyno, ty idź na fryzjerkę — rzekła Milka, odwracając Kobrę w różne strony, by obejrzeć go z każdego profilu, co irytowało chłopaka, który żalił się swojemu rozmówcy, że baby dorwały go w swoje sidła i nie chcą puścić.
Otóż Gejsza wygoliła mu włosy przy skroniach aż do karku, pozostawiając na środku pas dłuższych włosów postawionych na żel w różne strony, a kilka kosmyków opadało na czoło, zasłaniając przeklętą bliznę.
— Z autem rób, co chcesz. Jest twoje — rzekł Szefunio.
— Następne?
— W ciągu zaledwie dziesięciu dni wykonałeś sześć zleceń, zdobyłeś dwa samochody, ten jest trzeci, i na wyścigach zarobiłeś tyle kasy, ile zwykle zarabialiśmy w ciągu miesiąca. Coś dodatkowego ci się należy za tyle roboty.
Kobra zmarszczył brwi, patrząc na świeżo zdobyte bordowe bmw.
— Zeus, chcesz dorobić na wyścigach?
— A co?
Rzucił mu kluczyki, które ten złapał.
— Jeśli wygrasz, auto jest twoje. — Scott rozdziawił usta. — Nie będziesz nikomu jęczał, żeby pożyczyli ci samochód, bo musisz dorobić.
— A tak na serio?
— Nie mam miejsca w garażu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— Sydney! Mamy chętnego do ściągania! — krzyknęła z radością Missy, gdy Zeus ścisnął jedną ręką Kobrę za szyję, a drugą poczochrał go mocno po włosach.
— Ale jak przegrasz, miejsce w garażu się znajdzie — dodał z rozbawieniem chłopak.
— Luzik — wyszczerzył się i zniknął w tłumie, by przyszykować się do wyścigu.
Ostry i tak nie miał zamiaru zabierać mu auta, ale chciał go zmotywować. Gdy Scott wygrał, wydarł się, że przechleją całą wygraną za zdrowie Kobry.
— To ja się nie dziwię, że do tej pory nie kupił sobie żadnego auta — stwierdził Harry z rozbawieniem.
— Gliny!
Zapanował istny chaos, gdy wszyscy rzucili się do swoich aut, aby nie zostać złapanym. Remus wsiadł do samochodu Yoma, a Szefunio do Gejszy. Z kolei Syriusz usadowił się wygodnie na miejscu pasażera w nissanie swojego chrześniaka. Kobra ruszył z piskiem opon, gdy na horyzoncie pojawiły się wozy policyjne. Łapa siedział tak, jakby opalał się na hamaku, popijając drinka z parasolką i patrzył na fale pojawiające się na morzu. Już był przyzwyczajony do brawurowej jazdy chrześniaka i nie reagował na podnoszącą się wskazówkę, która wskazywała sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę i nadal przesuwała się w górę.
— Kiedy masz następne zlecenie? — zapytał Syriusz, jak gdyby mówili o pogodzie.
— Jutro. Znowu jakiś przewóz, nawet nie wiem czego — odpowiedział, patrząc na drogę.
— Przystopuj trochę, bo wysiądziesz — stwierdził ze zmarszczonymi brwiami. — Zaharujesz się.
— Po powrocie z Hogwartu zwykle tak mam. Korzystają, dopóki jestem non stop w Londynie. Raz się nawet zdarzyło, że w jeden dzień miałem trzy zlecenia — dodał z rozbawieniem. — Więc jeszcze nie jest źle.
— Nie możesz odmówić?
— Jestem przyzwyczajony. Snajperowi nie mogę, a Szefunio i tak już minimalizuje mi robotę.
— Ale na imprezy to masz siły — zaśmiał się.
— Cicho. — Syriusz wybuchnął śmiechem, widząc jego niewinną minkę. — Muszę odbić sobie te dziesięć miesięcy. W sierpniu chęci na imprezy spadną do minimum, a w ostatnim tygodniu będę chciał imprezować na zapas.
— Jesteś niemożliwy. — Łapa pokręcił głową z uśmiechem. — Ale nie mydl mi tu oczu, bo w Hogwarcie na pewno, i nie wmówisz mi, że nie, robicie sobie balangi.
— Odkąd zawarliśmy rozejm ze Ślizgonami, rzeczywiście.
— Nie sądziłem, że to się kiedyś stanie.
— A ja tym bardziej — dodał Harry z błyszczącymi oczami i zmienił bieg.
Gwałtownie wcisnął hamulec, kiedy przed maską wyjechała mu jakaś zielona skoda. Nic dziwnego, skoro wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Zrobił manewr pomiędzy innymi samochodami i zobaczył koguty policyjne, które wyłoniły się zza rogu, doganiając go. Wcisnął gaz do dechy, przekręcił kierownicę i pognał dalej z coraz większą prędkością. Zauważył znak mówiący o tym, że przed nimi jest ostry zakręt, więc zaciągnął ręczny i wcisnął pedał gazu. Z głośnym piskiem opon przejechali zakręt, unikając stłuczki, w przeciwieństwie do wozów policyjnych, które zrobiły kraksę. Zostały one zastąpione kolejnymi autami pojawiającymi się przed nimi. Jak się okazało, dogonili Szatana, Żyletę i Wdowę. Chłopaki byli na samym przedzie, za nimi dwa radiowozy, dziewczyna i kolejne auta policyjne.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Z bocznej ulicy wyjechał kolejny samochód policji, który wjechał w auto Szatana. Chłopak, próbując się ratować, odbił w drugą stronę, co spowodowało, że uderzył w niego inny wóz policyjny. Wdowa nie zdążyła zahamować i wjechała prosto w nich. Kobra uszedłby z tego bez szwanku, tak jak Żyleta, lecz policja wyrzuciła przed nim kolczatkę. Nie zdążył zareagować tak prędko jak zwykle, więc odbił w prawo i uderzył bokiem auta w karambol.
— O cholera — wypsnęło się Syriuszowi.
— Deportuj się.
— Co?
— Im mniej nas złapią, tym lepiej. Szefunio musi się o tym dowiedzieć jak najszybciej — rzekł Harry, rozglądając się wokoło. — Jeśli nie zadzwonimy w ciągu dziesięciu minut, to znaczy, że nie zdążyliśmy zwiać i nas złapali. No idź już — ponaglił go. — Szefunio nas wyciągnie.
— No okay.
Deportował się w momencie, gdy karambol otoczyła policja.
— Wysiąść z samochodu, położyć ręce na masce i rozstawić nogi. Jesteście zatrzymani.
Po przeanalizowaniu sytuacji Harry stwierdził, że nie mają szansy na ucieczkę, więc zrobił to, co im kazano. Obszukano ich i zakuto w kajdanki, by następnie wsadzić do radiowozów.

Siedział w małym pomieszczeniu naprzeciwko mundurowego z odznaką na piersi. Biuro było zawalone papierami, a zakratowane okno wychodziło na parking i ulicę. Znajdował się na komisariacie policji.
— Imię.
— Robert.
— Nazwisko.
— Jackson.
— Data urodzenia.
I tak toczył się dialog. Harry mówił to, co miał w fałszywych papierach bez cienia uśmiechu. Pierwszy raz go złapali i wpakowali do aresztu. Miał nadzieję, że Szefunio szybko się tym zajmie, bo kajdanki, którymi był przykuty do krzesła, wbijały mu się w nadgarstki.
— Chciało się szybkiej jazdy i adrenaliny, to posiedzimy w areszcie czterdzieści osiem godzin, panie Jackson.
— Ja pie*dolę — mruknął do siebie Kobra.
Ktoś zapukał do drzwi i po chwili wszedł.
— Matt, do ciebie w sprawie ścigantów.
Ostry powstrzymał odetchnięcie ulgi, gdy wszedł Szefunio, który rozpoczął rozmowę.
— Przekroczenie prędkości, ucieczka przed policją, udział w nielegalnych wyścigach, spowodowanie wypadku. Za to będzie wytoczony proces.
Kobra wymienił z Szefuniem spojrzenie. Mężczyzna pojechał z grubej rury i od razu wziął się za uwalnianie trójki ścigantów nielegalnymi sposobami.
Jakiś czas później cała czwórka wyszła zadowolona z komendy. Szatan, Wdowa i Kobra dostali tylko mandat za przekroczenie prędkości.
— Co z autami? — zapytał Wujek, gdy wsiedli do srebrnego volkswagena i ruszyli do klubu.
— Musimy je odebrać. Yom chętnie przy nich pomajsterkuje.
Dojechali do klubu, gdzie miała czekać pozostała część ekipy. Weszli po schodach na górę, gdzie zwykle załatwiali interesy.
— Szybko — uśmiechnęła się szeroko Gejsza.
— Szefunio pojechał z grubej rury — odparł Harry z rozbawieniem.
— Gliniarze są po prostu chciwi na kasę — odpowiedział sam zainteresowany.
Rozsiedli się wygodnie na kanapach. Wdowa , Szatan i Kobra rzucili swoje fałszywe papiery na stół, gdy Szefunio chwycił za telefon. Milka wzięła zapalniczkę i podpaliła dokumenty, by nie pozostawić śladu w kartotekach.
— Cześć, Anonim. Potrzebne są nowe dokumenty dla Wdowy, Kobry i Szatana. Wszystkie. Jak najszybciej.

Kiedy w garażu wylądowały trzy rozbite samochody, ekipa poszła tam, aby oszacować straty. Wszyscy aż syknęli, kiedy zobaczyli auto Szatana.
— Nie wiem, czy jest sens w niego inwestować — stwierdził Yom po wstępnych oględzinach. — Przywalili w przód auta, zgniatając większość części. Coś mi się wydaje, że koszty naprawy mogą przekroczyć koszty nowego auta.
— Kasacja?
— Chyba najlepiej będzie wziąć nienaruszone części i dać do kasacji.
Szatan nie wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu sprawy, ale patrzenie na zgnieciony samochód podpowiadało mu, że tak będzie najlepiej.
— U Wdowy jest lepiej. Tylko wgnieciony prawy przód. Silnik nietknięty. Będziemy naprawiać — zdecydował Yom, patrząc na czarną hondę. — A u Kobry to nic poważnego. Bok auta. Praktycznie trzeba wymienić drzwi i lusterko. Trochę wyprostujemy, pomalujemy i będzie jak nowy.
— Spiszcie potrzebne części i wszystko się załatwi — zarządził Szefunio. — Szatan, wybierz nowe auto. Do roboty, dzieciaki z piekła rodem.

— I jak? Autka zdolne do jazdy? — spytał Łapa, szykując sobie kawę, gdy Harry usiadł w jadalni, wygodnie rozsiadając się w krześle.
— Wujka do kasacji.
Syriusz syknął.
— A twoje i Wdowy?
— Jutro będziemy mieli części i bierzemy się za naprawę — odparł, odbierając mu kubek. — Dziękuję, nie trzeba było — wyszczerzył zęby i wypił łyk napoju pod oburzonym spojrzeniem chrzestnego, który przywalił mu lekko w łeb. Z westchnięciem poszedł sobie zrobić drugą kawę. — Przy hondzie będzie więcej roboty, ale nie takie szkody się naprawiało.
— Przerwa w wyścigach?
— Wdowa nie jest maniaczką ścigania, więc pewnie odpuści, Szatan raczej też. A ja mam jeszcze… yyy… kilka aut, więc mam w zastępstwie, jakby ktoś chciał się ścigać.
Syriusz zaśmiał się.
— Kilka — parsknął. — Nie możecie naprawić magią?
— To żadna zabawa. Poza tym później mogłyby być problemy. Naprawianie takich sprzętów magią nie jest dobrym pomysłem. Kiedyś z Żyletą spróbowaliśmy. Przy przyspieszeniu sto na godzinę wywaliły nam świece i śruby. Tyle mieliśmy z mieszania w to czarów.
Syriusz usiadł naprzeciwko niego, popijając świeżo zrobioną kawę, gdy niespodziewanie przed chłopakiem zmaterializowała się czarna róża. Ze zgrozą uświadomił sobie, że czeka go kolejne zadanie dotyczące zniszczenia Voldemorta. Chwycił różę pod spojrzeniem Łapy. Na płatku była informacja: Pojutrze, 15:30, dużo magicznych stworzeń.
— Pojutrze — mruknął do animaga.
— A wskazówka?
— Dużo magicznych stworzeń.
Łapa zmarszczył brwi.
— Myślisz, że będzie coś podobnego jak poprzednio.
— Nie mam pojęcia, można się wszystkiego spodziewać.
Ledwo wypowiedział te słowa, gdy pojawiła się przed nim kolejna róża, w której Anja dała mu znać o tym, że stworzy dla niego wir, aby przeniósł się do zamku Róż, gdyż nie miał takiej możliwości poza szkołą. Do jadalni wpadł Wujek Szatan z laptopem i Yomem.
— Kobra, patrz, ta mazda jest według ciebie dobra? — zapytał brunet, pokazując mu zdjęcie samochodu.
— Nie jest dobra. — Do środka wpadła Milka z Gejszą i Missy. — Jechałam nią i ma słabą przyczepność.
— To była wina opon, Milka — odparł rudzielec.
Nancy spojrzała na dwie róże leżące na stole i rozszerzyła oczy.
— Zadanie?! — przekrzyczała kłócących się przyjaciół, a Harry przytaknął, popijając kawę. — Kiedy?
— Pojutrze.
Usiadła obok niego, zaczynając się denerwować, w przeciwieństwie do niego.
— Tylko spokój może nas uratować. Nie stresuj się. Trzeba być opanowanym i…
— Missy — podniósł głos z rozbawieniem — ja jestem spokojny. To ty z nerwów popadłaś w słowotok.
— Och, przepraszam. Wiesz, że zawsze tak mam — westchnęła. — Po prostu nie lubię, gdy tam idziesz i nie wiem, co się z tobą dzieje. Wiadomo, ile dni?
Pokręcił głową.
— Pewnie mniej więcej tyle, co ostatnio.
— Znowu nie będę mogła się na niczym skupić — mruknęła z rozpaczą.

Gdy tylko dostali wiadomość, że wszystkie części są już w salonie samochodowym, natychmiast tam pojechali, aby wziąć się za naprawę zniszczonej hondy oraz nissana. Znudzone dziewczyny poszły na zakupy, Szatan pojechał z Szefuniem i Dexterem po nowe auto, Zeus szedł na jakieś spotkanie rodzinne, a Yom, Kobra i Żyleta naprawiali nissana, z którym było mniej roboty. Włączyli sobie głośno muzykę i cali umorusani od smaru oraz innych płynów, pracowali przy zniszczonym samochodzie. Dość szybko sobie z nim poradzili, więc od razu wzięli się za drugi. Ostry, skupiając się na odnowie aut, całkowicie wyrzucił z głowy jutrzejsze zadanie. Był na nie przygotowany. Wiedział, czego może się spodziewać i jak wszystko będzie wyglądało. Wskazówka także dała mu dużo do zrozumienia. W myślach układały mu się różne scenariusze. Może coś w stylu Turnieju Trójmagicznego? Jednak zdał sobie sprawę z tego, że zadanie będzie trwało o wiele dłużej.
Dziewczyny wróciły z zakupów jakiś czas później obładowane torbami.
— Ojej — rzekła na wstępie Gejsza. — Mogliście uprzedzić, że latacie po garażu bez koszulek — wyszczerzyła się. — Bym się przygotowała psychicznie na taki szok.
— Możesz do nas dołączyć — odpowiedział Żyleta z błyskiem w oku, zerkając na nią zza maski auta.
— Ty zboczuchu. Tylko jedno ci w głowie — zaśmiała się. — A gdzie Kobra?
— Tutaj — odpowiedział spod samochodu. — Żyleta, w zbiorniku jest dziura.
— Duża?
— Jak cholera.
— Yom, zamawialiśmy?
— Nie, ale zwiniemy ze sklepu.
— Skoczysz?
— Jasne.
— Czemu do gęby kapie mi piwo? Żyleta, co ty tam, ku*wa, robisz?
— Sorry, ale ta puszka mnie nęciła.
— Byś się podzielił, ty pedale.
— Przecież ci kapie — zaśmiał się.
— To jak ty pijesz?
— Dziurawa jest.
Ostry wyjechał spod samochodu na jakiejś desce z kółkami, by wziąć klucz. Nie widział wbitego w niego wzroku Wdowy i jej zadowolonego uśmiechu. Lecz Milka go zauważyła.
— Wdowa, zerwaliście — zachichotała cicho.
— Ale to nie znaczy, że przestał mi się podobać — wytknęła jej język i ruszyła w stronę auta.
Kobra zobaczył spod hondy nogi, które nie raz dotykał i całował. Szczupłe, gładkie, opalone, na wysokim obcasie. Ich właścicielka schyliła się i zajrzała do niego z uśmiechem.
— I jak się sprawuje autko, panie mechaniku? — spytała.
— Właścicielka musiała zrobić niezłą kraksę, droga panno — odparł poważnie, ale z lekkim błyskiem w oku.
Te nogi go dekoncentrowały. Gdzieś z daleka usłyszał chichoty dziewczyn.
— Och, to niedobra — westchnęła Wdowa.
— Bardzo — mruknął jakby do siebie.
Uśmiechnęła się kusząco, patrząc na niego. Znał ten wzrok. I musiał przyznać, że nadal na niego działał.
— Schowaj te nogi, bo nie mogę się skoncentrować — dodał tak, że pozostali nie usłyszeli.
— A ty schowaj tę klatę, bo cię przelecę pod autem — odpowiedziała równie cicho.
Patrzyli na siebie przez chwilę.
— Kobra, podać ci ten zbiornik? — zapytał niespodziewanie Yom.
— Zaraz — odparł, a Wdowa podniosła się do pionu z uśmiechem zadowolenia.
Ostry automatycznie też chciał wstać… JEB!
— Ku*wa! Mój łeb!
… lecz zapomniał, że ma nad sobą auto. Wszyscy zaśmiali się gromko, ale to śmiech Wdowy był najgłośniejszy.

2 komentarze:

  1. Hej,
    Kobra wsiął się ostro, już sporo kasy zarobił, a ta scena z Wdową przy samochodzie boska…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział wspaniały, Kobra wziął się ostro, już sporo zarobił, ale najbardziej to mi się podobała ta scena z Wdową przy samochodzie była naprawde boska…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń