24.07.2012

Rozdział 36 - Tonący brzytwy się chwyta

— Co za wredna osoba wymyśliła tę trasę? Chyba coś ją opuściło, żeby puszczać uczniów w takie miejsca.
Harry przekonał się, że Nicole jest wielką marudą. Gadała tak, od kiedy tylko wyszli z wody, a przerwała swój wywód dopiero, gdy zostali zaatakowani przez dementora, z którym poradzili sobie bez problemu. Następnie wróciła do wcześniejszej czynności, czując wzbierającą się w Gryfonie irytację, co tylko motywowało ją do robienia mu na złość. Po jakimś czasie się wyłączył i nie zwracał na nią uwagi, na co tupnęła nogą i się obraziła. Kobra na to też nie zareagował. Jednak chwilę później stwierdził, że ta cisza jest jeszcze gorsza od jej gadaniny, więc postanowił ją rozgniewać, żeby przerwała swoje milczenie.
— Pod wodą…
— Nie wspominaj mi o tym — warknęła natychmiast.
— Chciałem tylko powiedzieć, że pod wodą pewnie było więcej tych druzgotków — rzekł z rozbawieniem. Wypuściła ze świstem powietrze. — Ale skoro zaczęłaś…
— Zamknij się — burknęła.
— Może jednak chcesz mi o czymś powiedzieć? — drążył, aby ją wkurzyć.
Zaśmiał się, kiedy spojrzała na niego ostro.
— Powinieneś mi podziękować, że uratowałam ci życie — żachnęła się. — Niczego więcej sobie nie wyobrażaj.
— Nie przejmuj się. Nie mam zamiaru, Nikita.
— Przestań tak do mnie mówić — tupnęła nogą.
— Czemu?
— Bo… — zacisnęła wargi, intensywnie myśląc — dla ciebie jestem panną Young.
Spojrzał na nią z uniesioną brwią i kpiącym uśmiechem.
— Okay, panno Young vel Nikita.
— Agh! Jesteś wkurw…
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ chłopak chwycił ją za przegub i przyciągnął do siebie. Rozszerzyła oczy z zaskoczenia, ale zaraz nadeszła odpowiedź na pytanie, co mu chodzi po głowie. Dzięki temu czynowi zaklęcie śmignęło obok niej. Ostry zareagował natychmiastowo i cisnął promieniem w miejsce, skąd nadleciała klątwa. Mieli stawić czoła pięciu aurorom.
— Chyba ich powaliło — sapnęła Nicole, szykując się do walki.
Poleciały kolejne promienie. Wytworzyli przed sobą tarcze i rzucili zaklęciami.
— Wiem, że jestem wkur*iający. Dużo osób mi to mówi — podjął przerwany temat, nie przestając walczyć.
— Masz jedną osobę więcej na koncie — odpowiedziała. — Drętwota!
— To chyba działa w obie strony, wiesz?
— Możliwe. Poje*ało was?! — wrzasnęła, gdy przed nimi pojawiła się fala ognia.
— Spier*alamy!
Rzucili się w ścieżkę obok, ciskając za siebie zaklęciami. Ledwo uniknęli gorącego żaru. Aurorzy pobiegli za nimi, zawzięcie atakując. Czy wśród nich był Moody? Musiał zostać w tyle, gdyż był kulawy, więc jedna osoba odpadła. Zatrzymali się z konieczności, gdyż trafili na ślepą uliczkę. Nicole warknęła ze złością. Mieli przewagę dzięki odległości, ponieważ jako młodzi biegali znacznie szybciej.
— Wychodzi na to, Nikita, że musimy ruszyć wyobraźnią i przypomnieć sobie wszystkie zaklęcia ofensywne.
— Nie sądziłam, że będę walczyła u twego boku — wyszczerzyła się, zerkając na niego.
Jednocześnie cisnęli przed siebie klątwami. Aurorzy okazali się być zapartymi osobami. Z obu stron zaczęły lecieć coraz groźniejsze zaklęcia, a Kobra w tym momencie stwierdził, że nauka czarnej magii jest wyśmienitym pomysłem i już nigdy nie będzie narzekał. Ze zgrozą przyjęli to, że łowcy czarnoksiężników nie mają zamiaru ich oszczędzić i rzucają nawet klątwami mającymi zatrzymać czynności życiowe. Ślizgonka przełknęła ciężko ślinę, kiedy to zauważyła. Ale przecież się nie podda! Co to, to nie!
Illignis*. — Kobra postanowił użyć zaklęć czarnomagicznych z wyższego poziomu.
Rozległ się krzyk jednego z aurorów, który zaczął szamotać się pod wpływem iluzjonistycznego podpalenia. Nicole wykorzystała ten moment, by pozbawić go przytomności, choć w duchu była przerażona tym, jakimi klątwami posługuje się jej rówieśnik. Znała to zaklęcie jedynie z książek. W następnej chwili jęknęła cicho, gdy promień uderzył ją w brzuch i upadła na kolana. Koniec. Wiedziała o tym. Jednak niespodziewanie poczuła, jakby przeszedł po niej prąd. Jak się okazało, Ostry wykorzystał tarczę, którą uczyli się na lekcji obrony i objął nią także dziewczynę.
— Co robimy? — zapytała, obserwując jak aurorzy powoli usuwają ich obronę.
— Masz pomysł?
— Hmm… Przed chwilą wykorzystałeś zaklęcie iluzjonistyczne. Umiałbyś rzucić iluzję obrazową?
— Nie przeceniasz mnie? — uniósł brew. — To jedna z trudniejszych odmian, a ja dopiero zaczynam.
— W ogóle?
— Ewentualnie jakąś zamgloną.
Przygryzła wargę, podnosząc się do pionu z jego pomocą i widząc, że aurorzy są bliscy celu.
— Jak dodamy zaklęcie dymiące, to nic nie zobaczą — rzekła niespodziewanie. — Ominiemy ich bokiem, wpędzimy w kozi róg i zaatakujemy od tyłu.
— Typowe zachowanie Ślizgonki — stwierdził z rozbawieniem. — To do roboty.
— I mówi to Gryfon — parsknęła śmiechem.
— Tonący brzytwy się chwyta.
Na znak rzucili oba uroki, co spowodowało niemałe zamieszanie. Aby nie usłyszeli ich kroków, cisnęli także zaklęciami wybuchającymi. W efekcie końcowym stanęli za aurorami i dwójkę z nich pozbawili przytomności. Klątwa dymiąca Nicole okazała się bardzo silna, gdyż mgła zasłaniała sporo powierzchni. Z kolei Zaklęcie Iluzji Kobry spowodowało to, że aurorzy byli przekonani o tym, że uczniowie nadal stoją przed nimi, jednak są mało widoczni przez dym. Moody i jakiś młody blondyn cisnęli w nich promieniami i dopiero po zderzeniu z iluzją zorientowali się, że popełnili błąd.
— Niespodzianka — zaśmiała się Nicole stojąca zaraz za nimi i miotnęła w blondyna Drętwotą.
Ostry powalił na ziemię Szalonookiego z uśmiechem satysfakcji.
Dym opadł.

Uczniów poruszyło to, że Kobra rzucił tarczę, której nikt z nich nie potrafił wyczarować na większą liczbę osób niż jedna. Missy szczerzyła się dumnie, choć nie wiedziała, jakie kroki podejmą dalej. Chwilę później w kamerze nie widzieli nic, oprócz dymu. Dostrzegali jedynie lekkie błyski zaklęć, które mogły lecieć nie tylko od strony aurorów. Wreszcie wszystko się uspokoiło, a mgła opadła.
— Ha ha!
Elita Slytherinu wraz z Milką i Missy zaczęli wiwatować. Naomi nie mogła powstrzymać zadowolonego uśmiechu, a Łapa był dumny jak nigdy. Otóż piątka aurorów siedziała na ziemi związana i nieprzytomna, a Harry i Nicole przybijali sobie piątki. W następnej chwili Kobra zrobił coś, przez co cała sala ryknęła śmiechem i nawet Naomi z Syriuszem nie mogli opanować rechotu.

— Co się cieszysz jak głupi do sera? — zapytała Ślizgonka, przywołując do siebie różdżki aurorów.
— Mam z nim nieźle na pieńku — odparł, patrząc na Moody’ego.
Uniosła brwi w zdumieniu.
— I co w związku z tym?
— To, że mam okazję mu się odwdzięczyć nie tylko w moim imieniu, ale też Dextera.
— Jeśli chodzi o Dracona, to rób, co chcesz — wystawiła zęby.
Kobra zastanowił się chwilę i nagle uśmiechnął jak diabeł, by następnie wyczarować na głowie Szalonookiego puchate uszy króliczka Playboya. Nicole wybuchnęła chichotem, widząc jego zemstę.
— Zostaw ich różdżki i idziemy — powiedział z zadowolonym uśmiechem.
Po zerknięciu na mapę zorientowali się, że zboczyli z trasy spory kawałek, więc postanowili znaleźć nową, aby się nie cofać. Wymieniali się komentarzami, rozglądając z uwagą na boki. Nicole zaklęła donośnie, gdy potknęła się o kamień. Coś głośno warknęło, a oni stanęli jak wmurowani. Po chwili przed ich oczami pojawił się olbrzymi, włochaty stwór z rogami, które mogły przebić na wylot. To coś miało krótkie nogi i duży nos świni, z sierścią w odcieniu kory sosny. Ślizgonka zamierzała wydrzeć się na cały labirynt, ale Kobra zdążył zatkać jej usta dłonią.
— Ślepy — szepnął jak najciszej potrafił, ale tak, aby usłyszała.
Potwór ruszył w ich stronę, choć wzrok wbijał w punkt obok nich. Wstrzymali oddechy, kiedy był niedaleko. Kobra nie puszczał Nicole, aby nie spowodować najmniejszego szelestu, a dziewczyna dziękowała wszystkim bóstwom, że nie pozwolił jej wrzasnąć. Rozszerzyła oczy, gdy głowa stworzenia znalazła się tuż przy jej brzuchu. Wystarczył jeden krok w prawo, aby zorientował się, że coś stoi mu na drodze. Zacisnęła powieki z nerwów i spięła się. Poczuła lekki ruch chłopaka, a serce zabiło jej mocniej ze zdenerwowania. Uchyliła powieki, aby zobaczyć nad swoim ramieniem wyciągniętą rękę z różdżką, z której wyleciał promień zaklęcia. Ku jej zdumieniu, nie uderzył on w potwora, lecz w ścianę spory kawałek od nich. Zwierzę warknęło, odwracając się w przeciwną stronę i pomknęło przed siebie. Ostry odsunął się od Nicole, gdy ten zniknął im z oczu, a ona głośno odetchnęła.
— Idziemy za tym czymś? — spytała.
— Skręcił w prawo, więc za chwilę powinien pojawić się za nami, bo ta droga prowadzi w kółko. Musimy i tak iść w lewo.
Kiwnęła głową i ruszyli dalej. Za rogiem natknęli się na stolik z mugolskimi przyrządami, o którym wspomniał Alan. Były to między innymi różne rodzaje pistoletów, liny, noże czy nawet siekiera. Nad meblem wisiała karteczka informująca o tym, że mogą wziąć tylko jedną rzecz.
— Co bierzemy? — zapytała Nicole, przyglądając się przedmiotom.
— Ja wziąłbym któryś z pistoletów — odparł.
— Chyba to byłby najlepszy wybór.
— A umiesz strzelać?
— A co ja, z mafii jestem? — parsknęła. Kobra uśmiechnął się do siebie. Nawet nie spodziewała się, że ma obok siebie osobę zamieszaną w sprawy mafii, a spluwy to jego ulubione zabawki. — Wybierz jakiś. Ja się nie znam na takich mugolskich pierdołach.
Chwycił w dłoń pistolet, który w świecie mugolskim zwykle nosił przy sobie. Magazynek był pełny, a on zauważył mały napis przy spuście.
— Nie wypali w ludzi — przeczytał.
— To po cholerę mi to? — prychnęła.
— Chcesz dokonać mordów? — uniósł brew z rozbawieniem.
— To może zabić? — zdumiała się.
— Jak dobrze trafisz, to zabije.
— Och, tego to nie wiedziałam — zakłopotała się.
— Nie oglądasz mugolskich sensacji, nie? — zaśmiał się, odbezpieczając pistolet.
— Ty za to naoglądałeś się za dużo — zdziwiła się, gdy zachowywał się tak, jakby robił to nie po raz pierwszy.
Ostry tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. Broń potrzebowali już za następnym rogiem, choć o tym nie wiedzieli. Na drodze stanęło im pięć kobiet o białych twarzach, na które Harry’emu stanęło serce. Były zbyt piękne, aby były prawdziwe. Kiedy jedna z nich wręcz przypłynęła w jego stronę, kompletnie go zatkało. Wyprostował się jak struna od gitary, ręce opadły wzdłuż ciała i bez udziału swojej woli upuścił na ziemię różdżkę i pistolet. Patrzył w jej puste, czarne oczy, widząc w nich głębię, w której mógł się zapaść. Niekontrolowanie zaczął chwiać się na wszystkie strony. Nicole oburzyła się, widząc jego reakcję.
— Potter — syknęła — to nie pora na amory. — Nie zareagował. — Potter — warknęła. — Kobra? — dodała niepewnie. — Harry? — zaniepokoiła się.
Kiedy nie zareagował nawet na imię wypowiedziane przez nią, zrozumiała, że to nie jego wina. Był zahipnotyzowany przez tę dziwaczną kobietę. Tupnęła nogą ze złością i cisnęła w nią zaklęciem, które przeleciało przez nią jak przez mgłę. Nicole rozszerzyła oczy i spróbowała ponownie, ale nic to nie dało. Kobiety na nią nie reagowały, więc sięgnęła po pistolet leżący na ziemi. Nie wiedziała, co z tym zrobić, gdyż nigdy nie miała czegoś takiego w rękach. Domyśliła się, że powinna pociągnąć za spust, więc chwyciła broń tak, jak wydawało jej się najwygodniej. Wycelowała w kobietę i wystrzeliła. Pocisk uderzył nieznajomą w brzuch. Wrzasnęła przeraźliwie i zamieniła się w kupkę popiołu. Kobra rozbudził się z transu i rozejrzał ze zdziwieniem. Nie bardzo wiedział, co się wokół niego dzieje. Pozostałe niewiasty ruszyły w ich stronę, lecz teraz z groźnymi minami. Nicole wcisnęła Harry’emu pistolet w dłoń.
— Zastrzel je — jęknęła. — To jakieś dziwne widma, a zaklęcia nie działają.
Postanowił zaufać jej w tej sprawie. Musiał się spieszyć, gdyż kobiety były bardzo blisko. Jeden strzał. Zaraz po nim drugi, trzeci i czwarty. Ślizgonka otworzyła usta z zaskoczenia, kiedy trafiał idealnie w środek głowy. To ona ledwo w brzuch wycelowała, a on odprawia tu takie cyrki?! Chłopak nadal wyglądał, jakby ledwo kontaktował i robił automatycznie to, co wszyscy wokół niego mówią.
— Co jest? — wybełkotał.
— Ta suka chyba cię zahipnotyzowała — odparła zgodnie z prawdą.
Wywróciła oczami, widząc jego nieprzytomną minę. Podeszła do niego i uderzyła go w policzek z otwartej dłoni.
— Au! Co ty robisz? — warknął ze złością.
— Doprowadzam cię do normalnego stanu — ponownie przewróciła oczami.
— Mogłaś innym sposobem — oburzył się. — Albo chociaż z mniejszą siłą.
— Nie będę się z tobą cackać jak z porcelanową lalką. Wiesz co? Tego mi brakowało, od kiedy cię zobaczyłam — wyszczerzyła się niespodziewanie.
Prychnął i ruszył przed siebie.
— Najpierw całuje, a później wali po gębie.
JEB! Zaklął szpetnie, gdy przywaliła mu z kopniaka w tyłek. Odwrócił się do niej z zamiarem uduszenia. Zaciskała zęby, a w oczach czaiło się zadowolenie ze swojego czynu oraz złość.
— Nigdy cię nie pocałowałam. Wbij to sobie do tego pustego łba — wycedziła.
— Z boku wyglądało to całkiem inaczej — uśmiechnął się wrednie, tylko po to, by doprowadzić ją do szału.
Dobrze wiedział, że chciała mu pomóc, ale w tym momencie pragnął ją wkurzyć, trochę naginając fakty. Raz się żyje.
— Dobrze wiesz, jaka jest prawda — warknęła.
— Ja tak, ale inni nie.
— A niby skąd wiesz, że na słowo ci uwierzą?
Uśmiechnął się z ironią.
— Stąd, że od początku nas śledzą, Nikita. A dokładniej to oglądają nas przez kamerkę.
Rozszerzyła oczy i odwróciła się szybko do tyłu. Kobra wywrócił oczami i okręcił ją w odpowiednią stronę, a później podniósł jej głowę do góry. Zaklęła głośno i pokazała w stronę kamerki środkowy palec z zaciętą miną. Ostry zaśmiał się.
— Słyszą? — zaniepokoiła się, odwracając w jego stronę. Uśmiechnął się wrednie. — Słyszą — wydusiła.
— Uwierz, że gdyby słyszeli, to połowę zdań, które do ciebie wypowiedziałem w tym labiryncie, zatrzymałbym dla siebie.
Odetchnęła z ulgą.
— Od kiedy wiesz?
            — Od tego czasu, jak chciałaś mnie zostawić powieszonego do góry nogami.
— Czemu nie powiedziałeś?
— A czemu miałem powiedzieć? Wkurzyłaś mnie, więc niech się pośmieją — wyszczerzył się złośliwie.
— Świnia — burknęła i ruszyła w dalszą drogę.
Zaśmiał się ponownie i poszedł za nią.
— Twojego rzekomego ratunku przed utopieniem nie widzieli — odpuścił z wyraźnym rozbawieniem.
— Skąd wiesz? — mruknęła.
— Kamera nie sięga pod wodę, a przez takie brudy nie mogli nic zobaczyć.
Wyraźnie się rozluźniła.
— Znasz się na tym?
— Trochę się orientuję — powiedział. — Widzę, że nie słyszą, bo to kamera monitoringowa. Gdyby zaczarowali ją tak, żeby wszystko słyszeli, zaklęcie wywołałoby zakłócenia i z ich podglądania nic by nie wyszło. Już wystarczająco w niej nagrzebali, żeby działała w Hogwarcie. Pewnie mają niewyraźny obraz albo czarno-biały.
— Trochę się orientujesz? — parsknęła.
— Wiem z doświadczenia. Zaczarowałem tak komórkę i mam spore problemy z zasięgiem. Praktycznie jest bezużyteczna…
Automatycznie wrzasnęła, gdy weszli na jakąś klejącą pajęczynę.
— Co to jest, do cholery? — wydukała, rozpaczliwie machając rękoma, kiedy zawisła w powietrzu.
— Wygląda na to, że zaraz zjawi się tutaj jakiś puchaty zwierzak z długimi odnóżami — wydusił.
Jęknęła z przerażenia.
— Idzie — pisnęła. — Boże… zrób coś! — Serca podeszły im do gardeł, gdy zobaczyli tego olbrzyma. Aragog w porównaniu z tym to było nic. — On nas zje! — rozdarła się panicznie. — Nie — wycharczała, gdy pająk wyciągnął kończynę w jej stronę. — Nie… Nie! Zrób coś, proszę! — krzyknęła płaczliwie, szamocąc się.
Robił. Przynajmniej próbował, ale miał trudności z odklejeniem swojej ręki, by wycelować różdżką w stworzenie. Spojrzeli na siebie. Nigdy jeszcze nie widział w jej oczach tak rozpaczliwego błagania o pomoc. Pająk chwycił ją w pasie, a po jej policzkach popłynęły łzy. To wstrząsnęło nim jak wtedy, gdy go spoliczkowała. Szarpnął ramieniem jeszcze mocniej, co przyczyniło się do tego, że uwolnił górną część ciała. Machnięciem różdżki przeciął lepki materiał i spadł na ziemię.
Incendio! — pomyślał, celując w kończynę pająka, którą trzymał Nicole.
Stwór wrzasnął głośno piskliwym głosem, a Kobra chwycił przerażoną dziewczynę za rękę, gdy wylądowała na nogach i popędził w stronę pajęczyny. Podpalił ją klątwą, dzięki czemu mieli wolną drogę. Pająk pobiegł za nimi. Kobra ciskał w niego różnorodnymi zaklęciami, które spowalniały jego tempo. Wreszcie zobaczyli drzwi. Naparli na nie i wybiegli. Harry zatrzasnął wrota, a stwór uderzył w nie z całym impetem, aż zgodnie podskoczyli. Dopiero zorientował się, że Nicole kurczowo ściska go za rękę.
Rozległy się oklaski, a Ślizgonka standardowo wrzasnęła ze strachu, odwracając się.
— Boże… — jęknęła z ulgą.
Spojrzała na Kobrę, który stał z dziwną miną ze wzrokiem skierowanym na nią. Dopiero spostrzegła, że trzyma go mocno za dłoń, więc szybko ją puściła.
— Dzięki — szepnęła z lekkim zażenowaniem.
— W zamian chcę całusa.
Przywaliła mu w brzuch, wyczuwając nawiązanie do zdarzenia pod wodą. Zaśmiał się lekko, a ona z westchnięciem skierowała się do Viki, by odreagować stres sprzed chwili.
Naomi uśmiechała się szeroko do Harry’ego z tajemniczymi błyskami w oczach.
— Po pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru i Slytherinu.
— Dobra robota. — Syriusz z dumą klepnął go w plecy.
Kobra uśmiechnął się do niego, choć miał teraz ochotę runąć na łóżko i zasnąć.
— Ta kamerka była nie fair! — wrzasnęła niespodziewanie Ślizgonka, a Ostry pokręcił głową z rozbawieniem.
Wracała dawna, irytująca Nicole.

*Illignis – z łacińskiego: ignis – ogień, illusio – iluzja, złudzenie; w wolnym tłumaczeniu: złudzony ogień

2 komentarze:

  1. Hej,
    tak udało im się przejść przez ten labirynt, haha czyli w całym labiryncie były kamerki, czyżby Naomi wiedziała, że im się uda się przejść, Moody załatwiony...
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, udało im się przejść przez ten labirynt, tak, tak w całym labiryncie były kamerki, i wszystko było widać, co tam się dzieje,  czyżby Naomi wiedziała, że uda im się go przejść, och Moody załatwiony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń