Po pamiętnym spotkaniu w Pokoju Życzeń Ślizgoni byli
jeszcze bardziej zadowoleni, że wybrali stronę Harry’ego. Widzieli po nim, że
nie ma zamiaru odpuścić, co było krokiem do sukcesu. Szybkość, z jaką zdobywał
nową wiedzę, była imponująca, a oni coraz bardziej przekonywali się, że
stanięcie u boku Gryfona było najlepszą decyzją, jaką mogli podjąć.
Nicole nie przyznawała się do tego, że jest po tej samej
stronie co Potter, nawet przed przyjaciółmi, choć oni doskonale zdawali sobie z
tego sprawę. Chyba dlatego wszyscy tworzyli elitę Slytherinu. Każdy z nich miał
w rodzinie śmierciożercę, a oni mieli iść w ich ślady. Jedynym wyjątkiem była
Viki, która nie miała rodziców, gdyż zostali zamordowani przez Voldemorta. Stąd
zrodziła się w niej nienawiść do Czarnego Pana. Draco nie miał łatwego
dzieciństwa i pozostali dobrze o tym wiedzieli. Byli także powiadomieni o tym,
co robił z nim jego ojciec. Coraz bardziej zaczęli obawiać się służby
Voldemortowi, która prowadziła do fanatyzmu, mordów i tortur, a także braku uczuć.
Nie mieli wyjścia, musieli przyzwyczaić się do tej myśli. I nagle na ich drodze
stanął Harry Potter u boku Dracona. W tym momencie zmieniło się wszystko. Mieli
czas do końca szkoły, a później musieli przyłączyć się do Lorda, lecz teraz z
tego zrezygnowali.
Gryfon na początku nie miał planu dotyczącego Voldemorta,
ale po tych dziwnych wypadkach, które zdarzyły się w ciągu ostatnich miesięcy,
plan został stworzony. Nie mówił im tego prosto w oczy, ale w trakcie rozmów z
Missy wszystko na to wskazywało.
Czuli, że dzięki Draconowi znaleźli stronę, która
całkowicie im odpowiada.
Pogoda coraz bardziej sprzyjała wiosennym spacerom po błoniach. Słońce często
wychodziło zza chmur, aby umilić czas uczniom Szkoły Magii i Czarodziejstwa, a
delikatny wiatr rozwiewał im włosy. Każdego ranka witani byli śpiewem ptaków, a
jasne promienie całkowicie wybudzały ich ze snu. Hogwartczycy z utęsknieniem
zerkali za okna, by oderwać się od nawału nauki. W oddali słychać było
pogwizdującego Hagrida, u boku którego chodził Kieł. Trawa aż prosiła o
położenie się na jej zielonej powierzchni.
Obecnie szóstoklasiści czekali na nauczycielkę od obrony,
która otworzyła drzwi z uśmiechem, lecz zamiast wpuścić ich do klasy, zamknęła
wrota.
— Dzisiaj sprawdzimy wasze umiejętności w realnej sytuacji.
Chodźmy.
Blaise i Draco wymienili zdziwione spojrzenia i ruszyli za
kobietą wraz z pozostałymi uczniami. Wszyscy głośno zastanawiali się nad tym,
co kobieta wymyśliła tym razem. Dotarli do lochów, a kiedy Naomi pchnęła
drewniane drzwi, te skrzypnęły z protestem. Harry, Alan i Jeremy weszli jako
ostatni i to, co zobaczyli, całkowicie zbiło ich z pantałyku. Przed nimi
rozciągał się wysoki mur, a zamiast sufitu widzieli ciemne niebo. Z
zaskoczeniem zauważyli, że znajduje się tutaj kilku aurorów oraz członkowie
Zakonu Feniksa, do których należeli między innymi Syriusz, Remus, Tonks i…
Moody. Kobra i Dexter wymienili diabelne uśmieszki, na co Missy i Milka
zachichotały. Nimfadora miała różowe włosy i szeroko się do nich uśmiechnęła. Łapa
i Lunatyk zrobili to mniej perfidnie.
— W parach wejdziecie do labiryntu. Każda para dostanie
mapkę z trasą. W labiryncie znajduje się wiele niebezpiecznych przeszkód, które
nie ułatwią zadania. Wchodzicie tymi drzwiami, a wychodzicie tymi obok, jednak
są one połączone dłuższą drogą. Wykorzystujecie wszystko, co umiecie.
Absolutnie wszystko, pomijając Zaklęcia Niewybaczalne. Gdy będziecie chcieli
przerwać zadanie, wystrzelcie w górę czerwony promień, a ktoś was stamtąd
zabierze. Na wszelki wypadek mamy rozstawioną ochronę wokół labiryntu. Nie
możecie się rozdzielić, ponieważ bez drugiej osoby nie wykonacie kolejnych
zadań. Trasa jest bardzo trudna, przygotowana przez wszystkich nauczycieli i
kilku aurorów. Pamiętajcie, że krótsze nie znaczy łatwiejsze. Na mapie
będziecie oznaczeni czerwonymi punktami.
— Sami dobieramy się w pary? — spytał ktoś z przodu.
— Oczywiście, że nie — uśmiechnęła się szeroko. — Każdy
kogoś wylosuje. Na pewno nie traficie na osobę ze swojego domu. Chcemy stworzyć
współpracę między domami.
— Może będziemy mieli szczęście — mruknął Jery, patrząc na
zaprzyjaźnione osoby z innych domów.
Harry i Nicole spojrzeli na siebie.
— Lepiej nie — rzekli zgodnie.
Po sali rozległ się śmiech.
— Wylosujecie też kolejność, w jakiej pójdziecie — dodała Naomi
z rozbawieniem. — Zaczniemy od dziewczyn.
Pansy ze skrzywieniem przyjęła wiadomość, że idzie z
Nevillem. Viki trafiła na Lavender Brown, Hermiona na Alana, Missy, ku swojej
rozpaczy, na Rona, a Milka na Deana.
— Jak mnie wylosujesz, to zostawię cię na pastwę jakiegoś
potworka z dużymi zębami — mruknął Harry do Nicole, zanim Naomi podeszła do
niej z woreczkiem.
Pozostała część grupki zachichotała. Ślizgonka zmierzyła go
zimnym spojrzeniem.
— Myślisz, że mamy aż takiego pecha? — spytała, wkładając
rękę do woreczka.
— Oby nie.
— Nie! Dlaczego?! — zawyła rozpaczliwie, gdy rozwinęła
karteczkę.
Kobra walnął czołem o ścianę. Nawet nie musiała mówić, kogo
wylosowała.
— Jednak macie — zachichotał Jery.
— Boże! Niech to będzie jak najszybciej — jęknęła,
wsadzając rękę do drugiego worka. — Aaa! — wściekła się. — Wszystko na opak!
Nawet Naomi nie mogła powstrzymać śmiechu na reakcję dwójki
uczniów. Poszła dalej, zostawiając zrozpaczonych Harry’ego i Nicole.
— Była mowa, że nie można się rozdzielić, ale nie było mowy,
że przypadkiem nie można pozbawić drugiej osoby życia — mruknął Kobra, co
uczniowie przyjęli ze śmiechem.
Syriusz patrzył na niego z wyraźnym rozbawieniem.
— Co za pech… Nie dość, że z nim, to jeszcze na samym końcu
— jęczała Nicole, kierując się w stronę Pansy, która ubolewała nad swoim losem.
Blaise trafił na chłopaka Hermiony – Kellana, z kolei Draco
na jakiegoś Puchona, a Jeremy na Padmę Patil. Aurorzy w czasie losowań gdzieś
zniknęli, zostawiając członków Zakonu wokół labiryntu. Syriusz został na prośbę
nauczycielki, co ten przyjął z zadowolonym uśmiechem. Kobra spojrzał na niego z
uniesioną brwią, a Łapa rozejrzał się po ludziach i podszedł do niego. Na
powitanie walnął go w łeb, co chłopak skwitował śmiechem.
— Planujesz powiększenie rodziny? — spytał cicho młodszy i
zaraz umknął przed jego ręką wycelowaną w to samo miejsce, co wcześniej.
— Nie tylko ty podbijesz serca niewinnych niewiast.
Harry parsknął śmiechem, a Wąchacz wystawił zęby.
— Tylko ja nawet nie jestem pełnoletni, a ty… Czas wielki,
żebyś się hajtnął.
W następnej chwili schował się za zdezorientowaną Missy.
— Nancy, bądź tak miła i daj mi go udusić — rzekł spokojnie
Black.
— Prawda w oczy kole — wyszczerzył się Kobra.
— Po minie Syriusza widzę, że coraz bardziej się pogrążasz
— zachichotała jego tarcza obronna.
— Zresztą… lepsze to, niż zadanie — stwierdził Harry. —
Uduszeniem mnie uratujesz.
Nicole uśmiechnęła się słodko, gdy jego znaczący wzrok
spoczął na niej. Łapa doszedł do wniosku, że nie może doprowadzić do tego, aby
ominęła go taka rozrywka, więc mu odpuścił. Chwilowo.
Viki i Lavender poszły na pierwszy ogień. Minęło może pół
minuty od zamknięcia drzwi, gdy rozległ się ich głośny wrzask i obie wypadły z
labiryntu. Ślizgonka z przerażeniem uwiesiła się na szyi Blaise’a. Nie
ukończyły trasy.
Wszyscy przygotowali się na mocne wrażenia po powrocie
pierwszej pary w tak krótkim czasie. Chociaż… Wiedzieli, że obie to panikary i
mogły trochę przesadzić.
Pansy i Neville byli w labiryncie trochę dłużej. Jakiś czas
później w górze pojawił się czerwony promień zaklęcia. Kiedy zostali
przyprowadzeni przez Tonks, okazało się, że zaatakowało ich coś
niezidentyfikowanego i po wrzaskach dziewczyny, Gryfon postanowił przerwać
zadanie. Ślizgonka z dumą stwierdziła, że mogła iść dalej, ale po jej zachrypniętym
od krzyku głosie zrozumieli, że wcale by tego nie zrobiła.
Uczniowie rozsiedli się na podłodze, czekając na swoją
kolej, gdyż wszystko ciągnęło się niemiłosiernie.
Missy wkroczyła do labiryntu w towarzystwie Rona. Nie dali
znaku życia przez dziesięć minut, co oznaczało, że dobrze im idzie, lecz po
jakimś czasie okazało się, że na samym początku zaczęli ciskać w siebie
zaklęciami, gdyż nie mogli ustalić, w którą stronę lepiej iść. Blaise z
Kellanem byli w labiryncie najdłużej. Zostało im niewiele, jednak zostali
zaatakowani przez aurorów, którzy byli kolejną przeszkodą. Hermiona i Alan byli
zgraną parą, ale dziewczyna złamała nogę w trakcie ucieczki, więc zakończyli
zadanie. Draco zbuntował się i rozdzielił z Puchonem. W efekcie końcowym obaj
wpadli w pułapkę i na tym zakończył się ich bunt. Jeremy i Padma zaszli
niewiele bliżej niż Blaise z Kellanem. Niestety, Ślizgon zapadł się pod ziemię
i po próbach uwolnienia go, dziewczyna zrezygnowała. Milka spanikowała, kiedy
zobaczyła przed sobą szczura wielkości hipogryfa, wyrzucając w górę zaklęcie. W
międzyczasie wchodziły inne pary, lecz nikomu nie udało się ukończyć trasy.
Harry dowiedział się od Alana, że mogą wpaść na stolik, gdzie znajdują się
mugolskie przyrządy, dzięki którym wraz z Hermioną pokonał jedno z zadań.
— Ostatnia para. Harry i Nicole. Chodźcie. — Naomi
uśmiechnęła się szeroko.
— Najpierw w… — zaczęła Ślizgonka, patrząc na mapę.
— …w prawo.
— …w lewo.
Spojrzeli na siebie, gdy wymówili równocześnie różne
kierunki.
— W lewo — burknęła. — Krócej.
— Heloł. Krócej nie znaczy łatwiej — zacytował
nauczycielkę.
— Damie się ustępuje — uniosła głowę. — Idziemy w lewo.
— Nie widzę tu żadnej damy, więc w prawo.
— Osz ty…!
— Prosto — warknął, a ona zgodziła się z zaciśniętymi ze
złości ustami.
Naomi ze śmiechem przerzuciła ich aktualne pozycje na mapę,
aby wiedzieli, gdzie się znajdują. Łapa patrzył na Kobrę z rozbawieniem, a
kiedy zirytowany chłopak na niego zerknął, ten pokazał mu zaciśnięte kciuki.
Harry uśmiechnął się lekko. Wrota zostały otwarte. Kobra uśmiechnął się tym
razem słodko.
— Damy przodem.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
— Teraz przodem, bo trzeba kogoś rzucić na pożarcie —
mruknęła do siebie. — Męska, szowinistyczna świnia. — Weszła jako pierwsza. —
Gryfon od siedmiu boleści. Zostawię go na pierwszym zakręcie. O Merlinie!
Pająki! Dalej, właź! — wrzasnęła ze strachem.
Z rozbawieniem wszedł do środka, a kiedy drzwi się
zamykały, słyszał jeszcze śmiech uczniów. Zapadła cisza i zalała ich ciemność.
— Ciemno jak w…
Nicole chrząknęła, by opanował język. Zaświecili końce
różdżek i wyruszyli w drogę.
— Nie lubię takiej ciszy — szepnęła dziewczyna. — Mam
wrażenie, że zaraz coś się na nas rzuci i będzie koniec zadania.
— Pękasz?
— Chyba ty.
— Ślizgoni chronią swoje tyłki. Gryfoni są odważni.
— Przypominam ci, że miałeś być w Slytherinie, więc coś w
tym musi być. Nie wiem, czy bym wytrzymała z tobą w jednym domu siedem lat,
więc cieszę się, że jednak wybrałeś Gryfolandię.
— Gdybym wylądował w Slytherinie, zapewne traktowałabyś
mnie tak, jak każdego Ślizgona. Zauważyłem twoje podejście do innych uczniów.
Milka, Missy i Zeus są wyjątkami, więc…
Nagle zamilkł, gdy coś się przed nimi poruszyło. Nicole
spojrzała tam, gdzie on i przełknęła głośno ślinę. Kilka metrów przed nimi
świeciły dwa wielkie punkty. Posiadacz tych oczu głośno sapnął i ruszył wprost
na nich. Nicole zaczęła się głośno drżeć, aż Kobra rozszerzył oczy. Bardziej
przeraził się jej wrzasku niż tego stwora. Stwierdził, że jego słuch ucierpi
bardziej niż przez pięć imprez w klubie. Ku jego zdumieniu, stwór odwrócił się
i pobiegł w przeciwną stronę. Ślizgonka zamknęła usta z wyraźnym zaskoczeniem.
Ciszę przerwał wybuch śmiechu Harry’ego.
— Nikita, przestraszyłaś to coś swoim wrzaskiem.
Przez chwilę stała zakłopotana, a później się wyszczerzyła.
Kobra z wyraźnym rozbawieniem ruszył przed siebie, a ona za nim, dumna ze
swoich wrzasków. Skręcili w prawo, kiedy stanęli na drugiej krzyżówce. Pustka
była niepokojąca, więc poszli dalej, czujnie się rozglądając. Niespodziewanie
chłopak runął na ziemię, co spotkało się z jego jękiem, a następnie poleciał w
górę z głową na dole. Szarpnęło nim mocno i zatrzymał się, upuszczając różdżkę.
— Zaje*iście — sarknął, gdy ujrzał, że wisi jakieś trzy
metry nad ziemią, a jakaś lina owinęła się wokół jego nogi.
Nicole rozglądała się wokoło z roztargnieniem, ale nic nie
zauważyła. Uspokoiła się i spojrzała na Gryfona.
— No to cześć — wyszczerzyła się i ruszyła przed siebie.
— Nie rób sobie jaj — warknął, a ona zachichotała. — Young,
do cholery! — Za nic miała jego słowa i nie zatrzymywała się. — Ja pie*dolę —
mruknął do siebie. — Przez gardło mi to chyba nie przejdzie.
— Albo ładnie prosisz, albo tu zostajesz — uśmiechnęła się
szeroko, przystając.
— Nienawidzę cię — burknął i wydusił z bólem serca: —
Nicole, czy mogłabyś mi pomóc?
— Ładnie, ale można jeszcze ładniej — szczerzyła się
zadowolona z siebie.
Teraz to on się uśmiechnął.
— Radzę ci spie*dalać — wyszczerzył się.
— Co? — zdumiała się, a on wskazał za nią. Odwróciła się i
jęknęła cicho. W jej kierunku pełzło kilkanaście węży wielkości dorównywające
Nagini. — Pomóż mi — stęknęła.
— Ja się czuję bezpieczny. Nie wiem, jak ty — uśmiechnął
się. Przełknęła ślinę i wyciągnęła przed siebie drżącą rękę z różdżką. Kobra
zmarszczył brwi. Aż tak się bała? — Jak tak będziesz się telepała, to nie
trafisz — powiedział.
— Nie mogę się skupić — szepnęła. — Nie dam rady. Jak widzę
węże, dostaję fobii. — Po tych słowach w jej oczach pojawiły się łzy.
Gady zbliżały się coraz szybciej, a ona nie była w stanie
rzucić żadnego zaklęcia, sparaliżowana strachem.
— Podejdź tutaj. — Nie zareagowała. — Young, podejdź tu. —
Nadal nic. — Nicole?
— Co? — stęknęła głosem zwiastującym płacz.
— Chodź tutaj to ci pomogę. Szybko! — Zrobiła, co jej
kazał. Opuścił luźno ręce. — Chwyć mnie.
— Nie sięgnę — jęknęła.
— Podskocz to sięgniesz.
Widząc zbliżające się gady, podskoczyła. Kobra chwycił ją
za przeguby. Luźną nogą odbił się o ścianę, aby się rozbujać. To znacznie
ułatwiło mu podciągnięcie dziewczyny w górę. Węże były tuż pod nimi, a Harry
chwycił Nicole w pasie, aby nie spadła. Sprawę ułatwiało to, że Ślizgonka była
bardzo lekka. Gdyby ktoś teraz ich zobaczył, pewnie nieźle by się zdziwił. No
cóż… Nie co dzień widzi się chłopaka wiszącego do góry nogami i trzymającego
dziewczynę. Gady syczały na nich, próbując sięgnąć, lecz uczniowie byli za
wysoko. Do mózgu Kobry napływała krew, a w głowie zaczynało mu szumieć. Drugą ręką
podciągnął się tak, aby nie wisiał głową w dół, wcześniej każąc Nicole
przytrzymać się liny. Od razu poczuł się lepiej, gdy widział świat z normalnej
perspektywy.
— I co teraz? — mruknęła, kiedy chłopak przytrzymywał ją
lekko w pasie, w razie gdyby straciła siły.
Tym razem miał okazję pomyśleć nad tym, co zrobić. Walnąłby
się w łeb, gdyby miał jak. Pozostało mu wywrócenie oczami na własną głupotę.
— Zostawcie nas —
powiedział w języku węży, z czym nie miał problemów.
Gady zatrzymały się, a następnie poszły w stronę, z której
przyszły. Zapadła cisza.
— Trzeba zejść — rzekła cicho Nicole. — Tylko jak?
— Nie wiem jak, ale czuję się jak Tarzan.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, zapominając o wcześniejszej
fobii. Nie mógł stwierdzić, że jest mu wygodnie, bo nie było. Tracił siły
utrzymując siebie i po części jeszcze Nicole. Pomogło mu doświadczenie nabyte
przez akcje, gdzie czasami zdarzały się sytuacje, gdy wisieli na linie, a także
dodatkowa siła, którą otrzymał od Czarnych Róż.
— Masz różdżkę? — spytał. Pokazała mu kawałek drewna, który
kurczowo trzymała w dłoni, mimo trudnej sytuacji. — Przetnij linę koło mojej
nogi.
— Spadniesz i się połamiesz — stwierdziła, ale spojrzał na
nią ponaglająco. — Tylko mnie trzymaj. — Zawinął linę na ręce i kazał jej
zrobić to samo. Później przytrzymał ją mocniej, kiedy drugą rękę oderwała od
sznura. — Relashio!
Lina pękła, a on zjechał kawałek w dół. W ostatniej chwili
zatrzymał się, lecz mimo to puścił sznur. Wylądował na ugiętych nogach bez
żadnych stłuczeń. Podniósł się do pionu i spojrzał na Nicole wiszącą nad nim.
— Skacz.
— Chyba cię prąd potaśtał — pisnęła, kurczowo ściskając
linę.
— Złapię cię.
— I mam ci niby zaufać?
— Albo to zrobisz, albo spadniesz z utraty sił, gdy nie
będzie miał cię kto złapać. Nie puścisz się, żeby pomóc sobie różdżką, a zanim
dojdę do mojej to spadniesz.
Jęknęła.
— Ale złap.
Z wahaniem oderwała dłonie od sznura. Z piskiem wylądowała
na rękach Kobry.
— Było tak źle? — zapytał, kiedy otworzyła oczy.
Odetchnęła.
— Dzięki.
Postawił ją na ziemi i wziął swoją różdżkę. Spojrzeli na
mapę, którą wyciągnął z kieszeni. Wyznaczyli sobie najlepszą trasę i ruszyli
dalej. Nicole mruczała pod nosem tekst piosenki:
— …Pray to your god,
open your heart. Whatever you do, don't be afraid of the dark. Cover
your eyes, the devil's inside…*
Niespodziewanie wpadli do wody po same czubki głów.
Wynurzyli się na powierzchnię, jak najszybciej się dało.
— Tam jest brzeg — sapnęła, wskazując kierunek. — Płyniemy.
Przepłynęli kilka metrów, gdy coś wciągnęło Kobrę za nogę
pod wodę. Nicole wrzasnęła głośno, ale zreflektowała się, gdy zobaczyła promień
zaklęcia pod powierzchnią. Wciągnęła powietrze i zanurzyła się w brudnej
cieczy. Tym czymś, co zaatakowało chłopaka, było kilka druzgotków. Dołączyła do
Ostrego, który ciskał w nie zaklęciami dzięki magii niewerbalnej. Trzymały go
mocno i nie chciały puścić, a jemu z każdą chwilą brakło powietrza.
Nicole ze zgrozą doszła do wniosku, że chłopak zaraz chyba
się utopi, więc wypłynęła na powierzchnię i wciągnęła głęboko powietrze.
Następnie podpłynęła do Gryfona. Nie wierzyła w to, co miała zamiar zrobić, ale
był to jedyny sposób, aby uratować mu życie, przynajmniej tak jej się wydawało.
Harry z zaskoczeniem przyjął to, że dziewczyna zbliża się
do niego w taki sposób, jakby chciała go pocałować. Jak się okazało, chciała
wdmuchnąć w jego usta tlen, żeby miał czym odetchnąć. Zgodnie rzucili Drętwotę
na jednego z druzgotków, a ten puścił chłopaka. Bezzwłocznie wypłynęli na
powierzchnię i wciągnęli powietrze, krztusząc się.
— Szybko — jęknęła i ruszyli w stronę brzegu.
Byli już prawie na miejscu, kiedy druzgotki zaatakowały z
nową siłą i próbowały wciągnąć Ślizgonkę pod wodę. Automatycznie chciała się
ratować, więc chwyciła Kobrę za bluzkę. Zareagował natychmiastowo i przytrzymał
ją za rękę. Użył trochę więcej siły i oboje wypadli na brzeg, kiedy potworki
ustąpiły. Nicole runęła wprost na chłopaka w taki sposób, że prawie się
pocałowali. Rozszerzyli oczy, patrząc na siebie, a dziewczyna prędko się z
niego sturlała. Przez chwilę leżeli w ciszy, oddychając ciężko ze zmęczenia i
zaskoczenia. Nagle Harry uśmiechnął się dziwnie.
— Pod wodą się tak nie cykałaś.
Przywaliła mu w łeb, a on zaśmiał się.
— Chcecie zobaczyć, jak mogła przebiegać jedna z tras? —
zapytała Naomi, gdy tylko zamknęła drzwi za ostatnią parą.
Rozległ się potwierdzający pomruk. Nauczycielka machnięciem
różdżki sprawiła, że na ścianie pojawił się obraz przedstawiający Kobrę i
Nicole w labiryncie. Dostrzegli to, co się działo na ich trasie. Nie słyszeli,
co mówili, ale widzieli, co robią. Przez chwilę szli prosto, aż nagle stanęli.
Z mimiki twarzy dziewczyny doszli do wniosku, że krzyczy na całe gardło.
Zamknęła usta z zaskoczeniem, a Ostry, który chwilę wcześniej patrzył przed
siebie rozszerzonymi oczami, teraz pękał ze śmiechu. Ślizgonka wyglądała na
dumną z siebie. Harry śmiał się dopóki kilka metrów dalej nie przewrócił się i
nie poleciał w górę. Nicole przez chwilę wyglądała, jakby chciała go tak
zostawić, co doprowadzało chłopaka do irytacji, ale w efekcie końcowym stanęła
niedaleko z wrednym uśmiechem. Dopóki ku niej nie popełzło kilkanaście węży.
— Przecież ona dostaje fobii, gdy zobaczy węża — mruknęła
Viki, siedząc na ziemi obok Blaise’a.
— Już cała lata — dodał Alan. — Może Kobra coś zrobi.
— Różdżka mu wypadła — powiedziała Pansy.
— Och, chyba nie skończą tak wcześnie, nie? — zdziwiła się
Missy. — Są najlepsi z obrony, więc powinni zajść najdalej, a nawet przejść
całą trasę.
— A mi się wydaje — szepnęła Milka, aby inni jej nie
usłyszeli — że zostali celowo razem dobrani i celowo na samym końcu, właśnie z
tego powodu. Mają nadzieję, że właśnie oni przejdą trasę.
— Całkiem możliwe — stwierdził Draco.
Jak się okazało, Harry nie zostawił Nicole na pastwę gadów
i wciągnął ją na linę. Nie wiedzieli, jakim sposobem odstraszyli węże, dopóki
Alan nie palnął:
— A to skurczybyk. Użył mowy węży.
Naomi uśmiechnęła się delikatnie, obserwując poczynania
dwójki uczniów. Z niemałymi problemami zeszli z liny i ruszyli dalej, jednak
wpadli do wody. Nastąpiło poruszenie, kiedy coś wciągnęło Gryfona pod wodę, a
później Harry i Nicole długo się nie wynurzali. Missy poruszyła się
niespokojnie, gdy na powierzchnię wynurzyła się tylko dziewczyna, by następnie
wrócić pod wodę. Puchonka odetchnęła głośniej, kiedy wypłynęli oboje. Przy
brzegu Nicole ponownie zniknęła z widoku, ale Kobra natychmiast ją wyciągnął.
Viki i Pansy zachichotały cicho, kiedy Harry i Nicole prawie się pocałowali, a
Draco gwizdnął z rozbawieniem. Syriusz nie mógł powstrzymać uniesienia kącików
ust, gdy zobaczył ich zdumione twarze wywołane sytuacją, w jakiej się znaleźli.
Po chwili jednak się zreflektowali i wyglądało na to, że uznali to za czysty
przypadek. Z jakiegoś powodu Nicole zdzieliła Harry’ego w łeb, co go wyraźnie
rozbawiło. Przemoczeni do suchej
nitki, ruszyli w dalszą część trasy.
*30
Seconds To Mars – Night of the Hunter
"... gdy ujrzał, że wisi jakieś trzy metry nad ziemią, a jakaś lina owinęła się wokół jego nogi... "
OdpowiedzUsuńW jaki sposób niska Nicole podskoczyła na wysokość 3metrów? ;p
Chodzi w sensie, że jak Harry opuścił ręce to nie było aż tak wysoko ;)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńNicole i Harry to mają pecha być zawsze razem , ciekawe czy udało im się przejść całą trasę razem, pewnie tak…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, Nicole i Harry to mają zawsze trafiają na siebie, ciekawe czy udało im się przejść całą trasę razem, pewnie tak…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza