24.07.2012

Rozdział 35 - Fobia

Po pamiętnym spotkaniu w Pokoju Życzeń Ślizgoni byli jeszcze bardziej zadowoleni, że wybrali stronę Harry’ego. Widzieli po nim, że nie ma zamiaru odpuścić, co było krokiem do sukcesu. Szybkość, z jaką zdobywał nową wiedzę, była imponująca, a oni coraz bardziej przekonywali się, że stanięcie u boku Gryfona było najlepszą decyzją, jaką mogli podjąć.
Nicole nie przyznawała się do tego, że jest po tej samej stronie co Potter, nawet przed przyjaciółmi, choć oni doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Chyba dlatego wszyscy tworzyli elitę Slytherinu. Każdy z nich miał w rodzinie śmierciożercę, a oni mieli iść w ich ślady. Jedynym wyjątkiem była Viki, która nie miała rodziców, gdyż zostali zamordowani przez Voldemorta. Stąd zrodziła się w niej nienawiść do Czarnego Pana. Draco nie miał łatwego dzieciństwa i pozostali dobrze o tym wiedzieli. Byli także powiadomieni o tym, co robił z nim jego ojciec. Coraz bardziej zaczęli obawiać się służby Voldemortowi, która prowadziła do fanatyzmu, mordów i tortur, a także braku uczuć. Nie mieli wyjścia, musieli przyzwyczaić się do tej myśli. I nagle na ich drodze stanął Harry Potter u boku Dracona. W tym momencie zmieniło się wszystko. Mieli czas do końca szkoły, a później musieli przyłączyć się do Lorda, lecz teraz z tego zrezygnowali.
Gryfon na początku nie miał planu dotyczącego Voldemorta, ale po tych dziwnych wypadkach, które zdarzyły się w ciągu ostatnich miesięcy, plan został stworzony. Nie mówił im tego prosto w oczy, ale w trakcie rozmów z Missy wszystko na to wskazywało.
Czuli, że dzięki Draconowi znaleźli stronę, która całkowicie im odpowiada.

                Pogoda coraz bardziej sprzyjała wiosennym spacerom po błoniach. Słońce często wychodziło zza chmur, aby umilić czas uczniom Szkoły Magii i Czarodziejstwa, a delikatny wiatr rozwiewał im włosy. Każdego ranka witani byli śpiewem ptaków, a jasne promienie całkowicie wybudzały ich ze snu. Hogwartczycy z utęsknieniem zerkali za okna, by oderwać się od nawału nauki. W oddali słychać było pogwizdującego Hagrida, u boku którego chodził Kieł. Trawa aż prosiła o położenie się na jej zielonej powierzchni.
Obecnie szóstoklasiści czekali na nauczycielkę od obrony, która otworzyła drzwi z uśmiechem, lecz zamiast wpuścić ich do klasy, zamknęła wrota.
— Dzisiaj sprawdzimy wasze umiejętności w realnej sytuacji. Chodźmy.
Blaise i Draco wymienili zdziwione spojrzenia i ruszyli za kobietą wraz z pozostałymi uczniami. Wszyscy głośno zastanawiali się nad tym, co kobieta wymyśliła tym razem. Dotarli do lochów, a kiedy Naomi pchnęła drewniane drzwi, te skrzypnęły z protestem. Harry, Alan i Jeremy weszli jako ostatni i to, co zobaczyli, całkowicie zbiło ich z pantałyku. Przed nimi rozciągał się wysoki mur, a zamiast sufitu widzieli ciemne niebo. Z zaskoczeniem zauważyli, że znajduje się tutaj kilku aurorów oraz członkowie Zakonu Feniksa, do których należeli między innymi Syriusz, Remus, Tonks i… Moody. Kobra i Dexter wymienili diabelne uśmieszki, na co Missy i Milka zachichotały. Nimfadora miała różowe włosy i szeroko się do nich uśmiechnęła. Łapa i Lunatyk zrobili to mniej perfidnie.
— W parach wejdziecie do labiryntu. Każda para dostanie mapkę z trasą. W labiryncie znajduje się wiele niebezpiecznych przeszkód, które nie ułatwią zadania. Wchodzicie tymi drzwiami, a wychodzicie tymi obok, jednak są one połączone dłuższą drogą. Wykorzystujecie wszystko, co umiecie. Absolutnie wszystko, pomijając Zaklęcia Niewybaczalne. Gdy będziecie chcieli przerwać zadanie, wystrzelcie w górę czerwony promień, a ktoś was stamtąd zabierze. Na wszelki wypadek mamy rozstawioną ochronę wokół labiryntu. Nie możecie się rozdzielić, ponieważ bez drugiej osoby nie wykonacie kolejnych zadań. Trasa jest bardzo trudna, przygotowana przez wszystkich nauczycieli i kilku aurorów. Pamiętajcie, że krótsze nie znaczy łatwiejsze. Na mapie będziecie oznaczeni czerwonymi punktami.
— Sami dobieramy się w pary? — spytał ktoś z przodu.
— Oczywiście, że nie — uśmiechnęła się szeroko. — Każdy kogoś wylosuje. Na pewno nie traficie na osobę ze swojego domu. Chcemy stworzyć współpracę między domami.
— Może będziemy mieli szczęście — mruknął Jery, patrząc na zaprzyjaźnione osoby z innych domów.
Harry i Nicole spojrzeli na siebie.
— Lepiej nie — rzekli zgodnie.
Po sali rozległ się śmiech.
— Wylosujecie też kolejność, w jakiej pójdziecie — dodała Naomi z rozbawieniem. — Zaczniemy od dziewczyn.
Pansy ze skrzywieniem przyjęła wiadomość, że idzie z Nevillem. Viki trafiła na Lavender Brown, Hermiona na Alana, Missy, ku swojej rozpaczy, na Rona, a Milka na Deana.
— Jak mnie wylosujesz, to zostawię cię na pastwę jakiegoś potworka z dużymi zębami — mruknął Harry do Nicole, zanim Naomi podeszła do niej z woreczkiem.
Pozostała część grupki zachichotała. Ślizgonka zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
— Myślisz, że mamy aż takiego pecha? — spytała, wkładając rękę do woreczka.
— Oby nie.
— Nie! Dlaczego?! — zawyła rozpaczliwie, gdy rozwinęła karteczkę.
Kobra walnął czołem o ścianę. Nawet nie musiała mówić, kogo wylosowała.
— Jednak macie — zachichotał Jery.
— Boże! Niech to będzie jak najszybciej — jęknęła, wsadzając rękę do drugiego worka. — Aaa! — wściekła się. — Wszystko na opak!
Nawet Naomi nie mogła powstrzymać śmiechu na reakcję dwójki uczniów. Poszła dalej, zostawiając zrozpaczonych Harry’ego i Nicole.
— Była mowa, że nie można się rozdzielić, ale nie było mowy, że przypadkiem nie można pozbawić drugiej osoby życia — mruknął Kobra, co uczniowie przyjęli ze śmiechem.
Syriusz patrzył na niego z wyraźnym rozbawieniem.
— Co za pech… Nie dość, że z nim, to jeszcze na samym końcu — jęczała Nicole, kierując się w stronę Pansy, która ubolewała nad swoim losem.
Blaise trafił na chłopaka Hermiony – Kellana, z kolei Draco na jakiegoś Puchona, a Jeremy na Padmę Patil. Aurorzy w czasie losowań gdzieś zniknęli, zostawiając członków Zakonu wokół labiryntu. Syriusz został na prośbę nauczycielki, co ten przyjął z zadowolonym uśmiechem. Kobra spojrzał na niego z uniesioną brwią, a Łapa rozejrzał się po ludziach i podszedł do niego. Na powitanie walnął go w łeb, co chłopak skwitował śmiechem.
— Planujesz powiększenie rodziny? — spytał cicho młodszy i zaraz umknął przed jego ręką wycelowaną w to samo miejsce, co wcześniej.
— Nie tylko ty podbijesz serca niewinnych niewiast.
Harry parsknął śmiechem, a Wąchacz wystawił zęby.
— Tylko ja nawet nie jestem pełnoletni, a ty… Czas wielki, żebyś się hajtnął.
W następnej chwili schował się za zdezorientowaną Missy.
— Nancy, bądź tak miła i daj mi go udusić — rzekł spokojnie Black.
— Prawda w oczy kole — wyszczerzył się Kobra.
— Po minie Syriusza widzę, że coraz bardziej się pogrążasz — zachichotała jego tarcza obronna.
— Zresztą… lepsze to, niż zadanie — stwierdził Harry. — Uduszeniem mnie uratujesz.
Nicole uśmiechnęła się słodko, gdy jego znaczący wzrok spoczął na niej. Łapa doszedł do wniosku, że nie może doprowadzić do tego, aby ominęła go taka rozrywka, więc mu odpuścił. Chwilowo.
Viki i Lavender poszły na pierwszy ogień. Minęło może pół minuty od zamknięcia drzwi, gdy rozległ się ich głośny wrzask i obie wypadły z labiryntu. Ślizgonka z przerażeniem uwiesiła się na szyi Blaise’a. Nie ukończyły trasy.
Wszyscy przygotowali się na mocne wrażenia po powrocie pierwszej pary w tak krótkim czasie. Chociaż… Wiedzieli, że obie to panikary i mogły trochę przesadzić.
Pansy i Neville byli w labiryncie trochę dłużej. Jakiś czas później w górze pojawił się czerwony promień zaklęcia. Kiedy zostali przyprowadzeni przez Tonks, okazało się, że zaatakowało ich coś niezidentyfikowanego i po wrzaskach dziewczyny, Gryfon postanowił przerwać zadanie. Ślizgonka z dumą stwierdziła, że mogła iść dalej, ale po jej zachrypniętym od krzyku głosie zrozumieli, że wcale by tego nie zrobiła.
Uczniowie rozsiedli się na podłodze, czekając na swoją kolej, gdyż wszystko ciągnęło się niemiłosiernie.
Missy wkroczyła do labiryntu w towarzystwie Rona. Nie dali znaku życia przez dziesięć minut, co oznaczało, że dobrze im idzie, lecz po jakimś czasie okazało się, że na samym początku zaczęli ciskać w siebie zaklęciami, gdyż nie mogli ustalić, w którą stronę lepiej iść. Blaise z Kellanem byli w labiryncie najdłużej. Zostało im niewiele, jednak zostali zaatakowani przez aurorów, którzy byli kolejną przeszkodą. Hermiona i Alan byli zgraną parą, ale dziewczyna złamała nogę w trakcie ucieczki, więc zakończyli zadanie. Draco zbuntował się i rozdzielił z Puchonem. W efekcie końcowym obaj wpadli w pułapkę i na tym zakończył się ich bunt. Jeremy i Padma zaszli niewiele bliżej niż Blaise z Kellanem. Niestety, Ślizgon zapadł się pod ziemię i po próbach uwolnienia go, dziewczyna zrezygnowała. Milka spanikowała, kiedy zobaczyła przed sobą szczura wielkości hipogryfa, wyrzucając w górę zaklęcie. W międzyczasie wchodziły inne pary, lecz nikomu nie udało się ukończyć trasy. Harry dowiedział się od Alana, że mogą wpaść na stolik, gdzie znajdują się mugolskie przyrządy, dzięki którym wraz z Hermioną pokonał jedno z zadań.
— Ostatnia para. Harry i Nicole. Chodźcie. — Naomi uśmiechnęła się szeroko.
— Najpierw w… — zaczęła Ślizgonka, patrząc na mapę.
— …w prawo.
— …w lewo.
Spojrzeli na siebie, gdy wymówili równocześnie różne kierunki.
— W lewo — burknęła. — Krócej.
— Heloł. Krócej nie znaczy łatwiej — zacytował nauczycielkę.
— Damie się ustępuje — uniosła głowę. — Idziemy w lewo.
— Nie widzę tu żadnej damy, więc w prawo.
— Osz ty…!
— Prosto — warknął, a ona zgodziła się z zaciśniętymi ze złości ustami.
Naomi ze śmiechem przerzuciła ich aktualne pozycje na mapę, aby wiedzieli, gdzie się znajdują. Łapa patrzył na Kobrę z rozbawieniem, a kiedy zirytowany chłopak na niego zerknął, ten pokazał mu zaciśnięte kciuki. Harry uśmiechnął się lekko. Wrota zostały otwarte. Kobra uśmiechnął się tym razem słodko.
— Damy przodem.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
— Teraz przodem, bo trzeba kogoś rzucić na pożarcie — mruknęła do siebie. — Męska, szowinistyczna świnia. — Weszła jako pierwsza. — Gryfon od siedmiu boleści. Zostawię go na pierwszym zakręcie. O Merlinie! Pająki! Dalej, właź! — wrzasnęła ze strachem.
Z rozbawieniem wszedł do środka, a kiedy drzwi się zamykały, słyszał jeszcze śmiech uczniów. Zapadła cisza i zalała ich ciemność.
— Ciemno jak w…
Nicole chrząknęła, by opanował język. Zaświecili końce różdżek i wyruszyli w drogę.
— Nie lubię takiej ciszy — szepnęła dziewczyna. — Mam wrażenie, że zaraz coś się na nas rzuci i będzie koniec zadania.
— Pękasz?
— Chyba ty.
— Ślizgoni chronią swoje tyłki. Gryfoni są odważni.
— Przypominam ci, że miałeś być w Slytherinie, więc coś w tym musi być. Nie wiem, czy bym wytrzymała z tobą w jednym domu siedem lat, więc cieszę się, że jednak wybrałeś Gryfolandię.
— Gdybym wylądował w Slytherinie, zapewne traktowałabyś mnie tak, jak każdego Ślizgona. Zauważyłem twoje podejście do innych uczniów. Milka, Missy i Zeus są wyjątkami, więc…
Nagle zamilkł, gdy coś się przed nimi poruszyło. Nicole spojrzała tam, gdzie on i przełknęła głośno ślinę. Kilka metrów przed nimi świeciły dwa wielkie punkty. Posiadacz tych oczu głośno sapnął i ruszył wprost na nich. Nicole zaczęła się głośno drżeć, aż Kobra rozszerzył oczy. Bardziej przeraził się jej wrzasku niż tego stwora. Stwierdził, że jego słuch ucierpi bardziej niż przez pięć imprez w klubie. Ku jego zdumieniu, stwór odwrócił się i pobiegł w przeciwną stronę. Ślizgonka zamknęła usta z wyraźnym zaskoczeniem. Ciszę przerwał wybuch śmiechu Harry’ego.
— Nikita, przestraszyłaś to coś swoim wrzaskiem.
Przez chwilę stała zakłopotana, a później się wyszczerzyła. Kobra z wyraźnym rozbawieniem ruszył przed siebie, a ona za nim, dumna ze swoich wrzasków. Skręcili w prawo, kiedy stanęli na drugiej krzyżówce. Pustka była niepokojąca, więc poszli dalej, czujnie się rozglądając. Niespodziewanie chłopak runął na ziemię, co spotkało się z jego jękiem, a następnie poleciał w górę z głową na dole. Szarpnęło nim mocno i zatrzymał się, upuszczając różdżkę.
— Zaje*iście — sarknął, gdy ujrzał, że wisi jakieś trzy metry nad ziemią, a jakaś lina owinęła się wokół jego nogi.
Nicole rozglądała się wokoło z roztargnieniem, ale nic nie zauważyła. Uspokoiła się i spojrzała na Gryfona.
— No to cześć — wyszczerzyła się i ruszyła przed siebie.
— Nie rób sobie jaj — warknął, a ona zachichotała. — Young, do cholery! — Za nic miała jego słowa i nie zatrzymywała się. — Ja pie*dolę — mruknął do siebie. — Przez gardło mi to chyba nie przejdzie.
— Albo ładnie prosisz, albo tu zostajesz — uśmiechnęła się szeroko, przystając.
— Nienawidzę cię — burknął i wydusił z bólem serca: — Nicole, czy mogłabyś mi pomóc?
— Ładnie, ale można jeszcze ładniej — szczerzyła się zadowolona z siebie.
Teraz to on się uśmiechnął.
— Radzę ci spie*dalać — wyszczerzył się.
— Co? — zdumiała się, a on wskazał za nią. Odwróciła się i jęknęła cicho. W jej kierunku pełzło kilkanaście węży wielkości dorównywające Nagini. — Pomóż mi — stęknęła.
— Ja się czuję bezpieczny. Nie wiem, jak ty — uśmiechnął się. Przełknęła ślinę i wyciągnęła przed siebie drżącą rękę z różdżką. Kobra zmarszczył brwi. Aż tak się bała? — Jak tak będziesz się telepała, to nie trafisz — powiedział.
— Nie mogę się skupić — szepnęła. — Nie dam rady. Jak widzę węże, dostaję fobii. — Po tych słowach w jej oczach pojawiły się łzy.
Gady zbliżały się coraz szybciej, a ona nie była w stanie rzucić żadnego zaklęcia, sparaliżowana strachem.
— Podejdź tutaj. — Nie zareagowała. — Young, podejdź tu. — Nadal nic. — Nicole?
— Co? — stęknęła głosem zwiastującym płacz.
— Chodź tutaj to ci pomogę. Szybko! — Zrobiła, co jej kazał. Opuścił luźno ręce. — Chwyć mnie.
— Nie sięgnę — jęknęła.
— Podskocz to sięgniesz.
Widząc zbliżające się gady, podskoczyła. Kobra chwycił ją za przeguby. Luźną nogą odbił się o ścianę, aby się rozbujać. To znacznie ułatwiło mu podciągnięcie dziewczyny w górę. Węże były tuż pod nimi, a Harry chwycił Nicole w pasie, aby nie spadła. Sprawę ułatwiało to, że Ślizgonka była bardzo lekka. Gdyby ktoś teraz ich zobaczył, pewnie nieźle by się zdziwił. No cóż… Nie co dzień widzi się chłopaka wiszącego do góry nogami i trzymającego dziewczynę. Gady syczały na nich, próbując sięgnąć, lecz uczniowie byli za wysoko. Do mózgu Kobry napływała krew, a w głowie zaczynało mu szumieć. Drugą ręką podciągnął się tak, aby nie wisiał głową w dół, wcześniej każąc Nicole przytrzymać się liny. Od razu poczuł się lepiej, gdy widział świat z normalnej perspektywy.
— I co teraz? — mruknęła, kiedy chłopak przytrzymywał ją lekko w pasie, w razie gdyby straciła siły.
Tym razem miał okazję pomyśleć nad tym, co zrobić. Walnąłby się w łeb, gdyby miał jak. Pozostało mu wywrócenie oczami na własną głupotę.
Zostawcie nas — powiedział w języku węży, z czym nie miał problemów.
Gady zatrzymały się, a następnie poszły w stronę, z której przyszły. Zapadła cisza.
— Trzeba zejść — rzekła cicho Nicole. — Tylko jak?
— Nie wiem jak, ale czuję się jak Tarzan.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, zapominając o wcześniejszej fobii. Nie mógł stwierdzić, że jest mu wygodnie, bo nie było. Tracił siły utrzymując siebie i po części jeszcze Nicole. Pomogło mu doświadczenie nabyte przez akcje, gdzie czasami zdarzały się sytuacje, gdy wisieli na linie, a także dodatkowa siła, którą otrzymał od Czarnych Róż.
— Masz różdżkę? — spytał. Pokazała mu kawałek drewna, który kurczowo trzymała w dłoni, mimo trudnej sytuacji. — Przetnij linę koło mojej nogi.
— Spadniesz i się połamiesz — stwierdziła, ale spojrzał na nią ponaglająco. — Tylko mnie trzymaj. — Zawinął linę na ręce i kazał jej zrobić to samo. Później przytrzymał ją mocniej, kiedy drugą rękę oderwała od sznura. — Relashio!
Lina pękła, a on zjechał kawałek w dół. W ostatniej chwili zatrzymał się, lecz mimo to puścił sznur. Wylądował na ugiętych nogach bez żadnych stłuczeń. Podniósł się do pionu i spojrzał na Nicole wiszącą nad nim.
— Skacz.
— Chyba cię prąd potaśtał — pisnęła, kurczowo ściskając linę.
— Złapię cię.
— I mam ci niby zaufać?
— Albo to zrobisz, albo spadniesz z utraty sił, gdy nie będzie miał cię kto złapać. Nie puścisz się, żeby pomóc sobie różdżką, a zanim dojdę do mojej to spadniesz.
Jęknęła.
— Ale złap.
Z wahaniem oderwała dłonie od sznura. Z piskiem wylądowała na rękach Kobry.
— Było tak źle? — zapytał, kiedy otworzyła oczy.
Odetchnęła.
— Dzięki.
Postawił ją na ziemi i wziął swoją różdżkę. Spojrzeli na mapę, którą wyciągnął z kieszeni. Wyznaczyli sobie najlepszą trasę i ruszyli dalej. Nicole mruczała pod nosem tekst piosenki:
— …Pray to your god, open your heart. Whatever you do, don't be afraid of the dark. Cover your eyes, the devil's inside…*
Niespodziewanie wpadli do wody po same czubki głów. Wynurzyli się na powierzchnię, jak najszybciej się dało.
— Tam jest brzeg — sapnęła, wskazując kierunek. — Płyniemy.
Przepłynęli kilka metrów, gdy coś wciągnęło Kobrę za nogę pod wodę. Nicole wrzasnęła głośno, ale zreflektowała się, gdy zobaczyła promień zaklęcia pod powierzchnią. Wciągnęła powietrze i zanurzyła się w brudnej cieczy. Tym czymś, co zaatakowało chłopaka, było kilka druzgotków. Dołączyła do Ostrego, który ciskał w nie zaklęciami dzięki magii niewerbalnej. Trzymały go mocno i nie chciały puścić, a jemu z każdą chwilą brakło powietrza.
Nicole ze zgrozą doszła do wniosku, że chłopak zaraz chyba się utopi, więc wypłynęła na powierzchnię i wciągnęła głęboko powietrze. Następnie podpłynęła do Gryfona. Nie wierzyła w to, co miała zamiar zrobić, ale był to jedyny sposób, aby uratować mu życie, przynajmniej tak jej się wydawało.
Harry z zaskoczeniem przyjął to, że dziewczyna zbliża się do niego w taki sposób, jakby chciała go pocałować. Jak się okazało, chciała wdmuchnąć w jego usta tlen, żeby miał czym odetchnąć. Zgodnie rzucili Drętwotę na jednego z druzgotków, a ten puścił chłopaka. Bezzwłocznie wypłynęli na powierzchnię i wciągnęli powietrze, krztusząc się.
— Szybko — jęknęła i ruszyli w stronę brzegu.
Byli już prawie na miejscu, kiedy druzgotki zaatakowały z nową siłą i próbowały wciągnąć Ślizgonkę pod wodę. Automatycznie chciała się ratować, więc chwyciła Kobrę za bluzkę. Zareagował natychmiastowo i przytrzymał ją za rękę. Użył trochę więcej siły i oboje wypadli na brzeg, kiedy potworki ustąpiły. Nicole runęła wprost na chłopaka w taki sposób, że prawie się pocałowali. Rozszerzyli oczy, patrząc na siebie, a dziewczyna prędko się z niego sturlała. Przez chwilę leżeli w ciszy, oddychając ciężko ze zmęczenia i zaskoczenia. Nagle Harry uśmiechnął się dziwnie.
— Pod wodą się tak nie cykałaś.
Przywaliła mu w łeb, a on zaśmiał się.

— Chcecie zobaczyć, jak mogła przebiegać jedna z tras? — zapytała Naomi, gdy tylko zamknęła drzwi za ostatnią parą.
Rozległ się potwierdzający pomruk. Nauczycielka machnięciem różdżki sprawiła, że na ścianie pojawił się obraz przedstawiający Kobrę i Nicole w labiryncie. Dostrzegli to, co się działo na ich trasie. Nie słyszeli, co mówili, ale widzieli, co robią. Przez chwilę szli prosto, aż nagle stanęli. Z mimiki twarzy dziewczyny doszli do wniosku, że krzyczy na całe gardło. Zamknęła usta z zaskoczeniem, a Ostry, który chwilę wcześniej patrzył przed siebie rozszerzonymi oczami, teraz pękał ze śmiechu. Ślizgonka wyglądała na dumną z siebie. Harry śmiał się dopóki kilka metrów dalej nie przewrócił się i nie poleciał w górę. Nicole przez chwilę wyglądała, jakby chciała go tak zostawić, co doprowadzało chłopaka do irytacji, ale w efekcie końcowym stanęła niedaleko z wrednym uśmiechem. Dopóki ku niej nie popełzło kilkanaście węży.
— Przecież ona dostaje fobii, gdy zobaczy węża — mruknęła Viki, siedząc na ziemi obok Blaise’a.
— Już cała lata — dodał Alan. — Może Kobra coś zrobi.
— Różdżka mu wypadła — powiedziała Pansy.
— Och, chyba nie skończą tak wcześnie, nie? — zdziwiła się Missy. — Są najlepsi z obrony, więc powinni zajść najdalej, a nawet przejść całą trasę.
— A mi się wydaje — szepnęła Milka, aby inni jej nie usłyszeli — że zostali celowo razem dobrani i celowo na samym końcu, właśnie z tego powodu. Mają nadzieję, że właśnie oni przejdą trasę.
— Całkiem możliwe — stwierdził Draco.
Jak się okazało, Harry nie zostawił Nicole na pastwę gadów i wciągnął ją na linę. Nie wiedzieli, jakim sposobem odstraszyli węże, dopóki Alan nie palnął:
— A to skurczybyk. Użył mowy węży.
Naomi uśmiechnęła się delikatnie, obserwując poczynania dwójki uczniów. Z niemałymi problemami zeszli z liny i ruszyli dalej, jednak wpadli do wody. Nastąpiło poruszenie, kiedy coś wciągnęło Gryfona pod wodę, a później Harry i Nicole długo się nie wynurzali. Missy poruszyła się niespokojnie, gdy na powierzchnię wynurzyła się tylko dziewczyna, by następnie wrócić pod wodę. Puchonka odetchnęła głośniej, kiedy wypłynęli oboje. Przy brzegu Nicole ponownie zniknęła z widoku, ale Kobra natychmiast ją wyciągnął. Viki i Pansy zachichotały cicho, kiedy Harry i Nicole prawie się pocałowali, a Draco gwizdnął z rozbawieniem. Syriusz nie mógł powstrzymać uniesienia kącików ust, gdy zobaczył ich zdumione twarze wywołane sytuacją, w jakiej się znaleźli. Po chwili jednak się zreflektowali i wyglądało na to, że uznali to za czysty przypadek. Z jakiegoś powodu Nicole zdzieliła Harry’ego w łeb, co go wyraźnie rozbawiło. Przemoczeni do suchej nitki, ruszyli w dalszą część trasy.

*30 Seconds To Mars – Night of the Hunter

4 komentarze:

  1. "... gdy ujrzał, że wisi jakieś trzy metry nad ziemią, a jakaś lina owinęła się wokół jego nogi... "
    W jaki sposób niska Nicole podskoczyła na wysokość 3metrów? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi w sensie, że jak Harry opuścił ręce to nie było aż tak wysoko ;)

      Usuń
  2. Hej,
    Nicole i Harry to mają pecha być zawsze razem , ciekawe czy udało im się przejść całą trasę razem, pewnie tak…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    cudowny rozdział, Nicole i Harry to mają zawsze trafiają na siebie, ciekawe czy udało im się przejść całą trasę razem, pewnie tak…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń