Sytuacja dotycząca
ataku Gryfonów na Harry’ego zakończyła się sukcesem chłopaka. Jeden z
napastników ujawnił, że to oni zaatakowali, a Kobra tylko się bronił. No cóż…
Mała groźba ze strony poszkodowanego wystarczyła, aby młodszy do wszystkiego
się przyznał. Ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Ron został zawieszony w
prawach ucznia, a krzyk pani Weasley z wyjca na całą Wielką Salę całkowicie
zadowolił Ostrego.
Aktualnie krążył po
szkole w poszukiwaniu tajemniczego pokoju, lecz pół godziny później stracił
siły i ochotę, więc wrócił po pokoju wspólnego i zawiedziony położył się do
łóżka. Śniło mu się pomieszczenie pełne luster, szkła i diamentów. Krążył po
nim, próbując się wydostać, lecz nie było żadnej pary drzwi. Ze wściekłością
uderzył w jedno z luster, które rozsypało się na drobny mak. Okazało się, że za
zwierciadłem była tylko pustka… i czarna róża na ziemi.
Zerwał się ze snu,
czując ból dłoni. Z mocno bijącym sercem spojrzał na nią i z przerażeniem
dostrzegł, że z poranionej szkłem ręki spływa krew. Kiedy przeniósł wzrok na
zegarek, aż zaklął. Właśnie kończyła się transmutacja, a w tym momencie nie
miał szans udobruchać McGonagall. Stwierdził jednak, że obrony nie może
przegapić, więc zerwał się do pionu, gdyż miał niecały kwadrans do kolejnej
lekcji. Znalazł bandaże, gdyż nie miał czasu na szukanie jakiegoś zaklęcia, o
które później miał zamiar poprosić Milkę, a następnie owinął szybko dłoń. Następnie
ubrał pierwsze lepsze ciuchy i chwycił torbę. Popędził po schodach w dół, nie
mijając nikogo. Zatrzymał się gwałtownie na drugim piętrze, kiedy poczuł uścisk
w klatce i metaliczny smak w ustach. Wbiegł do łazienki, gdy usłyszał kroki
kilkunastu osób oznaczające koniec zajęć. Upuścił plecak na ziemię i nie
zwracając na nic uwagi, spojrzał w lustro. Rozszerzył oczy z przerażenia.
Czerwona posoka wydobywała się spomiędzy jego warg, płynąc po brodzie i plamiąc
białą koszulę. Nie była to strużka, lecz strumień, który wydobywał się wprost z
jego gardła.
— Harry!
Ratunek.
— Marta, proszę cię,
znajdź Nancy Wright i ją tu przyprowadź. — Krzyknęła z przerażenia, kiedy
dostrzegła jego stan. — Dyskretnie — szepnął słabo, a ona wyleciała z piskiem.
Jęknął, pochylając
się nad umywalką, a krew spływała swobodnie na porcelanę. Gardło go piekło,
jakby połknął potłuczone szkło. Podobnie było z przełykiem. Ciecz wypływała
coraz mocniej, dając mu jednak raz po raz chwilę wytchnienia. Wymiotował krwią,
lecz w jakiś dziwny sposób. Sama płynęła, a on nie czuł bólu żołądka. Z oczu
wypłynęły mu łzy bólu. Kiedy spojrzał na swoje drżące dłonie, dostrzegł, że są
całe w czerwonej cieczy, a bandaż nią przesiąknął. Podniósł wzrok na lustro.
Krew lecąca z nosa, oczu i ust. Merlinie,
co jest? W następnej chwili
zgiął się z bólu, kiedy nowa fala wydostała się z jego gardła. Drzwi otworzyły
się z hukiem, a on rozpoznał głosy swoich przyjaciół i elity Slytherinu oraz
piszczącą Martę.
— Kobra… O Merlinie!
— krzyknęła Milka.
Pansy pisnęła głośno
z przerażenia. Missy natychmiast do niego podbiegła ze strachem w oczach. Nie
musiał na nich patrzeć, by wiedzieć, że pozostałych zamurowało.
— Co mu jest? — Nawet
Nicole nie kryła obaw.
— Kobra, słyszysz
mnie? — spytała Missy, trzymając go za ramię. Kiwnął lekko głową. — Wiesz, co
ci jest? — Tym razem zaprzeczył. — Idźcie po Pomfrey!
— Nie — wycharczał,
czując chwilę ulgi.
— Przecież… ty… —
jąkała się Alison. — Merlinie…
Otworzył usta, by coś
powiedzieć, lecz zamiast tego stęknął cicho, a z jego gardła wydobył się
kolejny strumień krwi. Viki zaczęła świszcząco oddychać.
— Wykrwawi się w
takim tempie — wydusił Alan.
Nie mogąc mówić,
Ostry palcem napisał jedno słowo: NAOMI. Missy wciągnęła powietrze i spojrzała
na niego wielkimi oczami. Kiwnął głową na nieme pytanie.
— Idź ktoś po Naomi
Grant — rzekła na pozór spokojnie.
Jeremy natychmiast
wybiegł. Harry wyraźnie tracił siły, pochylając się nad umywalką. Missy
matczynie głaskała go po włosach, mówiąc cicho uspokajające słowa, choć głos
jej drżał. Nagle podniósł spojrzenie. Z przekrwionych oczu wydobywała się krew,
przez co wyglądał jak człowiek po niewyobrażalnych torturach. Wzrok miał
martwy, tęczówki były czarne z domieszką fioletu, a posoka stawała się coraz
ciemniejsza.
— Kobra… — pisnęła
Missy. — Co się dzieje?
Martwe oczy wypełniły
się furią i siłą tak dominującą, że ledwo oddychali. Nancy z przerażeniem
zaczęła się od niego odsuwać sztywna jak struna. Krzyknęła, kiedy lustro, przy
którym stała jeszcze chwilę wcześniej, rozsypało się w drobny mak pod
spojrzeniem Harry’ego. Coś mu podpowiadało, że nie ma na nich patrzeć, bo zrobi
im krzywdę, czego nie chciał. Jednak miał taki zamiar. Wszystko pękało, gdy na
to spojrzał, a oni rozszerzyli powieki, kiedy jego wzrok przesuwał się na nich.
Pierwsza w kolejności była Milka, która skuliła się lekko, wybuchając płaczem,
na co jego oczy stały się jeszcze zimniejsze.
— Przestań — popłakiwała,
drżąc na całym ciele. — Proszę cię.
Nie reagował.
Zachowywał się jak w transie.
— Kobra, przestań! —
Dexter przeraził się, widząc przyjaciółkę w takim stanie.
Chciał przesunąć na
niego spojrzenie i blondyn już czuł na sobie jego wzrok, gdy drzwi otworzyły
się z rozmachem.
— Nie patrz na nich!
— Naomi podbiegła do Harry’ego i odwróciła go w drugą stronę. Milka nie
przestawała płakać, a wszystko nadal pękało pod spojrzeniem Ostrego, który czuł
się, jakby coś go opętało. — Nie patrz, bo zrobisz im krzywdę — powiedziała
cicho nauczycielka, trzymając jego głowę tak, aby obserwował ścianę. — Pomyśl,
ile dla ciebie zrobili, ile razy pomogli — mówiła, kiedy Pansy przytuliła
Milkę.
Nagle ogarnęły go
takie wyrzuty sumienia, że miał wrażenie, iż zaraz umrze z bólu, lecz tym razem
psychicznego. Co on najlepszego zrobił?! Osunął się na kolana. Na powrót
zielone oczy były rozszerzone z przerażenia i rozpaczy. Chwycił się na głowę i
zacisnął powieki. Wyglądał jak obłąkany, co wzbudziło w Nicole współczucie.
Dodatkowo potęgowała to cała zakrwawiona twarz.
— Wyjdziecie —
powiedziała cicho Naomi.
— Ale… — Missy
wyraźnie chciała jakoś pomóc przyjacielowi, choć jeszcze chwilę wcześniej
planowała uciec od niego jak najdalej.
— Muszę mu coś
wytłumaczyć. Idźcie do klasy i powiedzcie, że lekcja jest odwołana.
Nancy zawahała się,
ale Dexter przekonał ją spojrzeniem. Wyszli, zamykając z sobą drzwi. Naomi
usiadła obok Harry’ego z zatroskaną miną. Zgromiła wzrokiem Jęczącą Martę,
która wyleciała z łazienki, wybuchając żałosnym płaczem. Na powrót przeniosła
wzrok na Gryfona.
— Wybacz, to moja
wina. Powinnam ci powiedzieć, że coś takiego może się zdarzyć. — Wiedziała, że
ją słucha, chociaż nie robił nic, co by na to wskazywało. — Widzisz… Nie
myślałam, że stanie się to przed znalezieniem zamku Róż. Jesteś gotowy jak
nigdy wcześniej, aby rozpocząć swoją misję. Dostałeś nową siłę, która ci
pomoże. Jest to pomoc ze strony Róż, żeby udało ci się zdobyć Diament
Ciemności. Zaczniesz szybciej chłonąć wiedzę, zyskasz większą odporność na ból,
będziesz prędzej dorastał, poprawi się twoja koncentracja, szybkość i nie
tylko. Kiedy nastąpią pierwsze zmiany, pójdziesz na pierwsze zadanie. Możesz
też być trochę agresywniejszy. Przez jakiś czas będziemy cię sprawdzać.
Podniósł na nią
wzrok.
— Czemu jej to
zrobiłem? — szepnął.
— To zawsze następuje
— odparła cicho. — Gdybyś był sam, pewnie rozwaliłbyś całe pomieszczenie samym
spojrzeniem.
— Chciałem ją zabić…
— Ale tego nie
zrobiłeś, ciesz się z tego. Przeżyła wielki szok, podobnie jak ty. Dajcie sobie
trochę czasu. Niech się uspokoi. Wracaj do pokoju. Zwolnię cię z pozostałych
lekcji. Przez jakiś czas możesz też być trochę rozchwiany emocjonalnie i
psychicznie. Jeśli nie czujesz się na siłach, w ogóle nie ruszaj się z łóżka.
Wytłumaczę to opiekunce Gryffindoru, żeby nie wyciągała żadnych konsekwencji.
— To się jeszcze
zdarzy?
— Nie powinno, ale niczego
nie można być pewnym. Jeśli jednak, idź do pustego pomieszczenia i zdemoluj je
bez litości. Tylko żeby nie było tam innych osób, to jest najważniejsze.
Rozładowanie emocji pomoże w stu procentach.
Pokiwał lekko głową,
patrząc w ziemię. Nauczycielka zostawiła go samego. Siedział na podłodze przez
dłuższy czas. Był w kompletnym szoku i otępieniu. We znaki dało się wykończenie
psychiczne i fizyczne. Więc próba zamordowania Alison była oznaką, że jest
gotowy do misji… Jego twarz wygięła się w grymasie bólu. Co innego będzie
musiał robić, skoro to dopiero próba?
Jedno lustro cudem uniknęło
rozbicia, więc na nogach jak z waty podszedł do umywalki. Spowolnionymi ruchami
zmył z twarzy całą krew, duchem będąc w całkiem innym świecie. Nawet nie
usłyszał, kiedy ktoś wszedł. Był blady jak mleko, kiedy po czerwonej posoce nie
pozostał żaden ślad.
— Co tu robisz? —
spytał cicho, dostrzegając Dracona.
—
Stoję i patrzę.
— Tyle to widzę…
— Stwierdziłem, że
może się przydam — odparł poważnie. — No wiesz… Może ci w czymś pomóc.
Właściwie to sam nie
wiedział, czy wolałby zostać w samotności czy mieć kogoś przy sobie.
— Co z Milką? —
Bardziej jednak przejmował się dziewczyną niż sobą. — Tylko szczerze — dodał,
gdy zobaczył zawahanie na twarzy Ślizgona.
— No… Jest w szoku —
wydukał, lecz kiedy Harry na niego spojrzał, postanowił powiedzieć mu całą
prawdę. — Jest podłamana — mruknął. — I boi się… ciebie. — Choć nic nie
odpowiedział, to Draco dostrzegł w jego oczach pretensje do samego siebie. — Odstawię
cię pod pokój. Naomi mówiła, że nie wrócisz na lekcje.
— Nie musisz —
mruknął.
— Streszczaj się, bo
nie mam czasu.
Kobra uśmiechnął się
lekko, słysząc te dziwne poczucie humoru. Upewnił się, że swoim widokiem nikogo
nie przestraszy, chwycił torbę i wyszedł wraz z Draconem, który po drodze mówił
o bzdetach, byle nie myślał o sytuacji, która zdarzyła się jakiś czas temu.
Odstawił go pod portret Grubej Damy i rozeszli się w dwie strony. Harry przeszedł
przez opustoszały pokój wspólny, a w sypialni położył się na łóżko, po chwili
zasypiając.
Kiedy się obudził,
było już dawno po obiedzie. Od Neville’a dowiedział się, że w dormitorium
pojawił się Zeus, który chciał pogadać, ale postanowił go nie budzić. Kobra nie
miał siły ruszyć się z łóżka, więc posłuchał rady Naomi. Przespał cały wieczór
i noc. Rano obudził go Seamus, mówiąc, że zaraz zaczynają się lekcje.
Stwierdził, że nie idzie i ledwo ponownie dotknął głową poduszki, a już spał. Gdy
chłopcy wrócili ze wszystkich zajęć, on nadal pogrążony był we śnie, co lekko
zaniepokoiło Neville’a, Deana i Seamusa. Wstał tylko po to, żeby zjeść obiad
przyniesiony przez Zgredka. Później znowu wpadł w objęcia Morfeusza. Scott nie
mógł go dobudzić, więc po raz drugi odpuścił. Trzeciego popołudnia przemycił do
pokoju wspólnego Dracona i Nancy. Milka nadal miała złe wspomnienia, które nie
chciały się od niej odczepić, więc została u siebie. Ron wszczął kłótnie, kiedy
Ślizgon pojawił się w jego dormitorium, ale ten tylko go wyśmiał. Weasley darł
się na pół zamku i udało mu się zbudzić Kobrę.
— Weasley, do ku*wy
nędzy, zamknij ten ryj, bo jak ci zaraz przy*ierdolę to Pomfrey będzie układała
z ciebie puzzle — powiedział, nawet nie otwierając oczu, odwrócony w drugą
stronę.
— A co? Śpiąca
Królewna się nie wyspała? — prychnął.
— Zaraz ta Śpiąca Królewna
je*nie ci z pantofelka w gębę.
— Ty…
— Bla, bla, bla…
Słyszałem, że dzieci i wiewiórki głosu nie mają — podsumował Ostry. — Jeb*any
książę — mruknął do siebie, kiedy drzwi trzasnęły z hukiem.
Missy nie wytrzymała
i wybuchnęła chichotem, podobnie jak Scott i Draco.
— Kobra? — Dziewczyna
uspokoiła się po chwili.
— Hmm?
Usiadła na skraju
jego łóżka.
— Otwórz oczy. — Westchnął
i uchylił leniwie powieki. Mimo trzech przespanych dni i nocy, wyglądał na tak wykończonego,
jakby ich nie przespał. — Co się dzieje? — spytała ściszonym głosem, kiedy
Dexter oparł się o słupek od baldachimu z założonymi na piersiach rękoma, a
Zeus chamsko rozłożył się na łóżku Rona.
— Co ma się dziać? —
mruknął.
— Nie udawaj idioty.
Od trzech dni nie wstajesz z łóżka. Za każdym razem, kiedy chcemy pogadać, to
Zeus nam mówi, że śpisz jak zabity i nie może cię dobudzić. Od tego incydentu w
łazience nie pojawiasz się na lekcjach, posiłkach, korytarzach. Kobra,
wytłumacz nam, o co chodzi z tamtymi wydarzeniami. Braliśmy w tym udział,
widzieliśmy, co się z tobą działo. To nie było normalne, nawet w świecie magii.
Martwiliśmy się, a Milka nadal jest spłoszona — dodała szeptem.
Patrzył na nią przez
chwilę w milczeniu, czując się senny. Podniósł się do pozycji siedzącej, tłumiąc
ziewnięcie i przecierając twarz. Missy dostrzegła w nim drobne zmiany, kiedy
uwolnił się spod nawału kołdry. Miała wrażenie, jakby ostatni raz widziała go
jakiś rok temu. Nabrał postury, ramiona miał szersze, a rysy twarzy wyostrzyły
się delikatnie. Miał także trzydniowy zarost.
— Gadaliście z Naomi?
— Jak zwykle nic nam
nie chce powiedzieć — odparł Draco, także dostrzegając zmiany.
— Niedługo idę na
pierwsze zadanie — powiedział po kolejnej chwili ciszy.
— Jak to? — Nancy
rozszerzyła oczy. — Znalazłeś to tajemnicze miejsce?
— Nie, ale to, co działo
się w łazience, stało się za szybko. Powinno się zdarzyć dopiero po
odnalezieniu tego miejsca. To był znak, że nie muszą dłużej czekać. Jestem
wykończony, bo zmieniam się w przyspieszonym tempie.
— Zmieniasz?
— Pomoc Róż. Wszystko
dzieje się szybciej. Szybciej będę się uczyć, do jakiegoś momentu szybciej będę
dorastał. Między innymi poprawi mi się szybkość i koncentracja. Już nie musimy
szukać, bo niedługo wszystkiego się dowiem.
Zapadła chwila ciszy.
— Długo to potrwa? —
spytała cicho dziewczyna.
— Jaki czas. Nie wiem
dokładnie.
— Teraz wszystko
rozumiem — szepnęła. —Tylko nie wiem, czy mam się z tego cieszyć.
Dopiero dwa dni po
wizycie przyjaciół wstał rano z jakąś energią. Postanowił ruszyć się z łóżka i
iść na zajęcia. Seamus i Neville odprowadzili go zaskoczonymi spojrzeniami do
łazienki. Spojrzał w zwierciadło i aż rozszerzył oczy. Ostatni raz widział się
w lustrze pięć dni temu i nie sądził, że zaszło w nim aż tyle zmian
zewnętrznych. Zarost czuł wcześniej, więc zbytnio się nie zdziwił, ale zmienione
rysy twarz go zaskoczyły. Zielone oczy wydawały się jeszcze wyraźniejsze z
powodu ciemniejszych obwódek wokół tęczówek, a włosy znowu odstawały niesfornie
w każdą stronę. Był bardziej umięśniony i wyższy o kilka centymetrów. Wyglądał
co najmniej na dwadzieścia lat.
— No nieźle. Ciekawe
jak wytłumaczę się ciekawskim — mruknął do siebie.
Postanowił
doprowadzić się do stanu używalności. Ogolił się, a włosy postawił na żel, aby
go nie denerwowały. Uniósł lekko kąciki ust, kiedy przeszło mu przez myśl, że
znowu narobi w Hogwarcie hałasu. Swoje kroki skierował w stronę Wielkiej Sali,
gdzie trwało śniadanie.
— Zeus, czekaj, ty
matole! — krzyknął, gdy zobaczył przed sobą przyjaciela i ze zdumieniem
stwierdził, że jego głos stał się mocniejszy.
— Co za menda mnie
obraża? — odparł chłopak, odwracając się. — Kobra? — Rozszerzył oczy z oszołomienia.
— Nie poznajesz mnie?
— wystawił zęby.
— Nie no, stary.
Jesteś innym człowiekiem — odpowiedział z zaskoczeniem. — I to wszystko przez
tę akcję w kiblu? — dodał ciszej, kiedy chłopak się z nim zrównał. Pokiwał
głową. — Nieźle. Dyrek zejdzie na zawał — zarechotał przy drzwiach.
— Bardziej obawiam
się rozmowy z Milką — mruknął.
— No tak. Dalej ledwo
funkcjonuje. Wszystko jej powiedzieliśmy, ale to nie to samo.
Pchnął drzwi i weszli
do środka, nadal rozmawiając. Z początku nie zwrócili uwagi na zszokowane
spojrzenia, dopóki nie rozległ się pisk jakiejś Puchonki. Rozejrzeli się, a
później zerknęli na siebie ze zrozumieniem.
— Ja wiem, że jestem
przystojny, ale żeby aż tak? — cmoknął Scott.
Ostry parsknął
śmiechem, a starszy do niego dołączył. Naomi uśmiechnęła się lekko, kiedy
spojrzenia jej i Harry’ego się spotkały. Grono nauczycielskie obrzuciło go lekko
zaskoczonym spojrzeniem. Tylko Snape zachowywał się jak na niego przystało.
— Gryffindor czy
Slytherin? — zapytał Zeus, gdyż nie wiedział, przy którym stole usiąść.
Odpowiedzi udzielił
mu Draco, który pojawił się za nimi:
— Slytherin. Nicole
już się stęskniła — dodał z wyszczerzem.
Wymieniona dziewczyna
prychnęła z oburzeniem, a kiedy podeszli do stołu, kopnęła go w piszczel, aż
zawył z bólu. Elita Ślizgonów zaśmiała się radośnie, podobnie jak Zeus. Harry
uśmiechnął się wrednie do Nicole, która uniosła dumnie głowę, jak to miała w
zwyczaju, kiedy chciała pokazać, że uważa go za idiotę i osobę głupszą od
siebie. Standardowo się tym nie przejął i całkowicie ją zignorował, siadając
obok Viki, która przywitała go z uśmiechem.
Zjedli spokojnie
śniadanie, pomijając spojrzenia rzucane co chwilę na Kobrę. Na koniec posiłku
zjawiła się Milka w towarzystwie Missy. Ta druga uśmiechnęła się do niego
promiennie. Reakcja Alison jednak go zabolała. Zaczęła nerwowo rozglądać się po
pomieszczeniu, jakby szukała ucieczki, a jej policzki przybrały jaśniejszy
odcień. Nancy uśmiechnęła się do niego, tym razem niepewnie, widząc reakcję
przyjaciółki. Usiadły przy stole Krukonów, daleko od niego. Harry wymienił
spojrzenie z Dexterem, który skrzywił się delikatnie.
— Bo ci zmarszczki
wyjdą — powiedział cicho Kobra, a ten natychmiast przybrał kamienną twarz, by
skóra nigdzie się nie zgięła.
Alan i Blaise
zarechotali pod nosami, a Ostry uśmiechnął się lekko, czując jednak smutek.
Musiał złapać gdzieś Alison i z nią porozmawiać, przeprosić.
Po śniadaniu skierowali
się na zajęcia do Flitwicka. Pod klasą była już spora grupa szóstoklasistów z
każdego domu. Ron rzucił Harry’emu szydercze spojrzenie, na co tylko uniósł
brew w geście pogardy. Scott skierował się dalej, na transmutację, ale
wcześniej rzucił chamsko i głośno:
— Kobra, uważaj na
wiewiórki, bo pałętają się pod nogami i niechcący możesz którąś zdeptać.
Ślizgoni zaśmiali się
głośno, a Ostry wyszczerzył zęby do przyjaciela.
— Orzechów brakuje to
szukają.
Scott zaśmiał się pod
nosem, idąc dalej.
— Robią zapasy na następną
zimę.
To Harry pierwszy
zauważył ruch Rona, który z wściekłością ruszył w kierunku Zeusa, z zaciśniętą
pięścią.
— Ty szujo, nie
atakuje się od tyłu — powiedział groźnie, stając obok niego i w ostatniej
chwili przytrzymując jego rękę, która wycelowana była w głowę Scotta. Starszy
Gryfon odwrócił się z zaskoczeniem widocznym na twarzy. W Kobrze wrzała krew.
Popchnął byłego przyjaciela wprost na ścianę i w szybkim tempie znalazł się
przy nim, trzymając go za gardło. — Jeszcze raz zobaczę, że atakujesz kogoś od
tyłu, to ci nogi z dupy powyrywam — wysyczał, ciskając w niego gromy z oczu.
Ochłonął, dopiero gdy Missy chwyciła go za ramię i lekko pociągnęła do tyłu. Nawet nie
zauważył, że zaczął coraz bardziej zaciskać dłoń na szyi Weasleya. Puścił go
pospiesznie, przypominając sobie słowa Naomi, że może być trochę
agresywniejszy.
— Dzięki — mruknął do
przyjaciółki, a ona uśmiechnęła się słabo.
— Pogadamy później —
szepnęła.
Wróciła do Milki
obserwującej zdarzenie spod ściany z lekkim zdenerwowaniem. Zeus skinął mu głową
w podziękowaniu i w lekkim oszołomieniu ruszył przed siebie. Harry, pod
spojrzeniem zszokowanych szóstoklasistów, wrócił do Ślizgonów.
— Nie macie na co
patrzeć?! — warknął jeszcze.
Zadziałało.
— Potter!
— Ku*wa — szepnął pod
nosem, a Ślizgoni zarechotali pod nosami. — Słucham, pani profesor.
Odwrócił się w stronę
McGonagall, która, w to nie wątpił, widziała sytuację. Ze zrezygnowaniem
powiedziała:
— Idziemy do
dyrektora.
— Mam lekcję. —
Próbował trzymać się ostatniej deski ratunku.
— Będziesz zwolniony.
Za mną.
Minęła go, a on,
mrucząc coś pod nosem, odwrócił się, by ruszyć za nią. Dexter wysłał mu
współczujące spojrzenie, zanim poszedł za wicedyrektorką. Przeszli w ciszy przez
korytarz, a następnie stanęli przed wejściem do gabinetu dyrektora.
— Zielone pończochy.
— Harry omal się nie zaśmiał, słysząc hasło, ale utrzymał powagę. — Dyrektor
czeka.
Z wahaniem wszedł na
schodek i po chwili był przed drzwiami, które otworzyły się, zanim w nie zapukał.
:)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńprzepiękny rozdział, och tak Harry kolejny raz zmężniał i wprowadził zamęt w Hogwarcie…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, nasz Harry kolejny raz już zmężniał i wprowadził całkowity zamęt w Hogwarcie ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza