23.07.2012

Rozdział 32 - Nowa siła

Sytuacja dotycząca ataku Gryfonów na Harry’ego zakończyła się sukcesem chłopaka. Jeden z napastników ujawnił, że to oni zaatakowali, a Kobra tylko się bronił. No cóż… Mała groźba ze strony poszkodowanego wystarczyła, aby młodszy do wszystkiego się przyznał. Ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Ron został zawieszony w prawach ucznia, a krzyk pani Weasley z wyjca na całą Wielką Salę całkowicie zadowolił Ostrego.
Aktualnie krążył po szkole w poszukiwaniu tajemniczego pokoju, lecz pół godziny później stracił siły i ochotę, więc wrócił po pokoju wspólnego i zawiedziony położył się do łóżka. Śniło mu się pomieszczenie pełne luster, szkła i diamentów. Krążył po nim, próbując się wydostać, lecz nie było żadnej pary drzwi. Ze wściekłością uderzył w jedno z luster, które rozsypało się na drobny mak. Okazało się, że za zwierciadłem była tylko pustka… i czarna róża na ziemi.
Zerwał się ze snu, czując ból dłoni. Z mocno bijącym sercem spojrzał na nią i z przerażeniem dostrzegł, że z poranionej szkłem ręki spływa krew. Kiedy przeniósł wzrok na zegarek, aż zaklął. Właśnie kończyła się transmutacja, a w tym momencie nie miał szans udobruchać McGonagall. Stwierdził jednak, że obrony nie może przegapić, więc zerwał się do pionu, gdyż miał niecały kwadrans do kolejnej lekcji. Znalazł bandaże, gdyż nie miał czasu na szukanie jakiegoś zaklęcia, o które później miał zamiar poprosić Milkę, a następnie owinął szybko dłoń. Następnie ubrał pierwsze lepsze ciuchy i chwycił torbę. Popędził po schodach w dół, nie mijając nikogo. Zatrzymał się gwałtownie na drugim piętrze, kiedy poczuł uścisk w klatce i metaliczny smak w ustach. Wbiegł do łazienki, gdy usłyszał kroki kilkunastu osób oznaczające koniec zajęć. Upuścił plecak na ziemię i nie zwracając na nic uwagi, spojrzał w lustro. Rozszerzył oczy z przerażenia. Czerwona posoka wydobywała się spomiędzy jego warg, płynąc po brodzie i plamiąc białą koszulę. Nie była to strużka, lecz strumień, który wydobywał się wprost z jego gardła.
— Harry!
Ratunek.
— Marta, proszę cię, znajdź Nancy Wright i ją tu przyprowadź. — Krzyknęła z przerażenia, kiedy dostrzegła jego stan. — Dyskretnie — szepnął słabo, a ona wyleciała z piskiem.
Jęknął, pochylając się nad umywalką, a krew spływała swobodnie na porcelanę. Gardło go piekło, jakby połknął potłuczone szkło. Podobnie było z przełykiem. Ciecz wypływała coraz mocniej, dając mu jednak raz po raz chwilę wytchnienia. Wymiotował krwią, lecz w jakiś dziwny sposób. Sama płynęła, a on nie czuł bólu żołądka. Z oczu wypłynęły mu łzy bólu. Kiedy spojrzał na swoje drżące dłonie, dostrzegł, że są całe w czerwonej cieczy, a bandaż nią przesiąknął. Podniósł wzrok na lustro. Krew lecąca z nosa, oczu i ust. Merlinie, co jest? W następnej chwili zgiął się z bólu, kiedy nowa fala wydostała się z jego gardła. Drzwi otworzyły się z hukiem, a on rozpoznał głosy swoich przyjaciół i elity Slytherinu oraz piszczącą Martę.
— Kobra… O Merlinie! — krzyknęła Milka.
Pansy pisnęła głośno z przerażenia. Missy natychmiast do niego podbiegła ze strachem w oczach. Nie musiał na nich patrzeć, by wiedzieć, że pozostałych zamurowało.
— Co mu jest? — Nawet Nicole nie kryła obaw.       
— Kobra, słyszysz mnie? — spytała Missy, trzymając go za ramię. Kiwnął lekko głową. — Wiesz, co ci jest? — Tym razem zaprzeczył. — Idźcie po Pomfrey!
— Nie — wycharczał, czując chwilę ulgi.
— Przecież… ty… — jąkała się Alison. — Merlinie…
Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz zamiast tego stęknął cicho, a z jego gardła wydobył się kolejny strumień krwi. Viki zaczęła świszcząco oddychać.
— Wykrwawi się w takim tempie — wydusił Alan.
Nie mogąc mówić, Ostry palcem napisał jedno słowo: NAOMI. Missy wciągnęła powietrze i spojrzała na niego wielkimi oczami. Kiwnął głową na nieme pytanie.
— Idź ktoś po Naomi Grant — rzekła na pozór spokojnie.
Jeremy natychmiast wybiegł. Harry wyraźnie tracił siły, pochylając się nad umywalką. Missy matczynie głaskała go po włosach, mówiąc cicho uspokajające słowa, choć głos jej drżał. Nagle podniósł spojrzenie. Z przekrwionych oczu wydobywała się krew, przez co wyglądał jak człowiek po niewyobrażalnych torturach. Wzrok miał martwy, tęczówki były czarne z domieszką fioletu, a posoka stawała się coraz ciemniejsza.
— Kobra… — pisnęła Missy. — Co się dzieje?
Martwe oczy wypełniły się furią i siłą tak dominującą, że ledwo oddychali. Nancy z przerażeniem zaczęła się od niego odsuwać sztywna jak struna. Krzyknęła, kiedy lustro, przy którym stała jeszcze chwilę wcześniej, rozsypało się w drobny mak pod spojrzeniem Harry’ego. Coś mu podpowiadało, że nie ma na nich patrzeć, bo zrobi im krzywdę, czego nie chciał. Jednak miał taki zamiar. Wszystko pękało, gdy na to spojrzał, a oni rozszerzyli powieki, kiedy jego wzrok przesuwał się na nich. Pierwsza w kolejności była Milka, która skuliła się lekko, wybuchając płaczem, na co jego oczy stały się jeszcze zimniejsze.
— Przestań — popłakiwała, drżąc na całym ciele. — Proszę cię.
Nie reagował. Zachowywał się jak w transie.
— Kobra, przestań! — Dexter przeraził się, widząc przyjaciółkę w takim stanie.
Chciał przesunąć na niego spojrzenie i blondyn już czuł na sobie jego wzrok, gdy drzwi otworzyły się z rozmachem.
— Nie patrz na nich! — Naomi podbiegła do Harry’ego i odwróciła go w drugą stronę. Milka nie przestawała płakać, a wszystko nadal pękało pod spojrzeniem Ostrego, który czuł się, jakby coś go opętało. — Nie patrz, bo zrobisz im krzywdę — powiedziała cicho nauczycielka, trzymając jego głowę tak, aby obserwował ścianę. — Pomyśl, ile dla ciebie zrobili, ile razy pomogli — mówiła, kiedy Pansy przytuliła Milkę.
Nagle ogarnęły go takie wyrzuty sumienia, że miał wrażenie, iż zaraz umrze z bólu, lecz tym razem psychicznego. Co on najlepszego zrobił?! Osunął się na kolana. Na powrót zielone oczy były rozszerzone z przerażenia i rozpaczy. Chwycił się na głowę i zacisnął powieki. Wyglądał jak obłąkany, co wzbudziło w Nicole współczucie. Dodatkowo potęgowała to cała zakrwawiona twarz.
— Wyjdziecie — powiedziała cicho Naomi.
— Ale… — Missy wyraźnie chciała jakoś pomóc przyjacielowi, choć jeszcze chwilę wcześniej planowała uciec od niego jak najdalej.
— Muszę mu coś wytłumaczyć. Idźcie do klasy i powiedzcie, że lekcja jest odwołana.
Nancy zawahała się, ale Dexter przekonał ją spojrzeniem. Wyszli, zamykając z sobą drzwi. Naomi usiadła obok Harry’ego z zatroskaną miną. Zgromiła wzrokiem Jęczącą Martę, która wyleciała z łazienki, wybuchając żałosnym płaczem. Na powrót przeniosła wzrok na Gryfona.
— Wybacz, to moja wina. Powinnam ci powiedzieć, że coś takiego może się zdarzyć. — Wiedziała, że ją słucha, chociaż nie robił nic, co by na to wskazywało. — Widzisz… Nie myślałam, że stanie się to przed znalezieniem zamku Róż. Jesteś gotowy jak nigdy wcześniej, aby rozpocząć swoją misję. Dostałeś nową siłę, która ci pomoże. Jest to pomoc ze strony Róż, żeby udało ci się zdobyć Diament Ciemności. Zaczniesz szybciej chłonąć wiedzę, zyskasz większą odporność na ból, będziesz prędzej dorastał, poprawi się twoja koncentracja, szybkość i nie tylko. Kiedy nastąpią pierwsze zmiany, pójdziesz na pierwsze zadanie. Możesz też być trochę agresywniejszy. Przez jakiś czas będziemy cię sprawdzać.
Podniósł na nią wzrok.
— Czemu jej to zrobiłem? — szepnął.
— To zawsze następuje — odparła cicho. — Gdybyś był sam, pewnie rozwaliłbyś całe pomieszczenie samym spojrzeniem.
— Chciałem ją zabić…
— Ale tego nie zrobiłeś, ciesz się z tego. Przeżyła wielki szok, podobnie jak ty. Dajcie sobie trochę czasu. Niech się uspokoi. Wracaj do pokoju. Zwolnię cię z pozostałych lekcji. Przez jakiś czas możesz też być trochę rozchwiany emocjonalnie i psychicznie. Jeśli nie czujesz się na siłach, w ogóle nie ruszaj się z łóżka. Wytłumaczę to opiekunce Gryffindoru, żeby nie wyciągała żadnych konsekwencji.
— To się jeszcze zdarzy?
— Nie powinno, ale niczego nie można być pewnym. Jeśli jednak, idź do pustego pomieszczenia i zdemoluj je bez litości. Tylko żeby nie było tam innych osób, to jest najważniejsze. Rozładowanie emocji pomoże w stu procentach.
Pokiwał lekko głową, patrząc w ziemię. Nauczycielka zostawiła go samego. Siedział na podłodze przez dłuższy czas. Był w kompletnym szoku i otępieniu. We znaki dało się wykończenie psychiczne i fizyczne. Więc próba zamordowania Alison była oznaką, że jest gotowy do misji… Jego twarz wygięła się w grymasie bólu. Co innego będzie musiał robić, skoro to dopiero próba?
Jedno lustro cudem uniknęło rozbicia, więc na nogach jak z waty podszedł do umywalki. Spowolnionymi ruchami zmył z twarzy całą krew, duchem będąc w całkiem innym świecie. Nawet nie usłyszał, kiedy ktoś wszedł. Był blady jak mleko, kiedy po czerwonej posoce nie pozostał żaden ślad.
— Co tu robisz? — spytał cicho, dostrzegając Dracona.
                — Stoję i patrzę.
— Tyle to widzę…
— Stwierdziłem, że może się przydam — odparł poważnie. — No wiesz… Może ci w czymś pomóc.
Właściwie to sam nie wiedział, czy wolałby zostać w samotności czy mieć kogoś przy sobie.
— Co z Milką? — Bardziej jednak przejmował się dziewczyną niż sobą. — Tylko szczerze — dodał, gdy zobaczył zawahanie na twarzy Ślizgona.
— No… Jest w szoku — wydukał, lecz kiedy Harry na niego spojrzał, postanowił powiedzieć mu całą prawdę. — Jest podłamana — mruknął. — I boi się… ciebie. — Choć nic nie odpowiedział, to Draco dostrzegł w jego oczach pretensje do samego siebie. — Odstawię cię pod pokój. Naomi mówiła, że nie wrócisz na lekcje.
— Nie musisz — mruknął.
— Streszczaj się, bo nie mam czasu.
Kobra uśmiechnął się lekko, słysząc te dziwne poczucie humoru. Upewnił się, że swoim widokiem nikogo nie przestraszy, chwycił torbę i wyszedł wraz z Draconem, który po drodze mówił o bzdetach, byle nie myślał o sytuacji, która zdarzyła się jakiś czas temu. Odstawił go pod portret Grubej Damy i rozeszli się w dwie strony. Harry przeszedł przez opustoszały pokój wspólny, a w sypialni położył się na łóżko, po chwili zasypiając.

Kiedy się obudził, było już dawno po obiedzie. Od Neville’a dowiedział się, że w dormitorium pojawił się Zeus, który chciał pogadać, ale postanowił go nie budzić. Kobra nie miał siły ruszyć się z łóżka, więc posłuchał rady Naomi. Przespał cały wieczór i noc. Rano obudził go Seamus, mówiąc, że zaraz zaczynają się lekcje. Stwierdził, że nie idzie i ledwo ponownie dotknął głową poduszki, a już spał. Gdy chłopcy wrócili ze wszystkich zajęć, on nadal pogrążony był we śnie, co lekko zaniepokoiło Neville’a, Deana i Seamusa. Wstał tylko po to, żeby zjeść obiad przyniesiony przez Zgredka. Później znowu wpadł w objęcia Morfeusza. Scott nie mógł go dobudzić, więc po raz drugi odpuścił. Trzeciego popołudnia przemycił do pokoju wspólnego Dracona i Nancy. Milka nadal miała złe wspomnienia, które nie chciały się od niej odczepić, więc została u siebie. Ron wszczął kłótnie, kiedy Ślizgon pojawił się w jego dormitorium, ale ten tylko go wyśmiał. Weasley darł się na pół zamku i udało mu się zbudzić Kobrę.
— Weasley, do ku*wy nędzy, zamknij ten ryj, bo jak ci zaraz przy*ierdolę to Pomfrey będzie układała z ciebie puzzle — powiedział, nawet nie otwierając oczu, odwrócony w drugą stronę.
— A co? Śpiąca Królewna się nie wyspała? — prychnął.
— Zaraz ta Śpiąca Królewna je*nie ci z pantofelka w gębę.
— Ty…
— Bla, bla, bla… Słyszałem, że dzieci i wiewiórki głosu nie mają — podsumował Ostry. — Jeb*any książę — mruknął do siebie, kiedy drzwi trzasnęły z hukiem.
Missy nie wytrzymała i wybuchnęła chichotem, podobnie jak Scott i Draco.
— Kobra? — Dziewczyna uspokoiła się po chwili.
— Hmm?
Usiadła na skraju jego łóżka.
— Otwórz oczy. — Westchnął i uchylił leniwie powieki. Mimo trzech przespanych dni i nocy, wyglądał na tak wykończonego, jakby ich nie przespał. — Co się dzieje? — spytała ściszonym głosem, kiedy Dexter oparł się o słupek od baldachimu z założonymi na piersiach rękoma, a Zeus chamsko rozłożył się na łóżku Rona.
— Co ma się dziać? — mruknął.
— Nie udawaj idioty. Od trzech dni nie wstajesz z łóżka. Za każdym razem, kiedy chcemy pogadać, to Zeus nam mówi, że śpisz jak zabity i nie może cię dobudzić. Od tego incydentu w łazience nie pojawiasz się na lekcjach, posiłkach, korytarzach. Kobra, wytłumacz nam, o co chodzi z tamtymi wydarzeniami. Braliśmy w tym udział, widzieliśmy, co się z tobą działo. To nie było normalne, nawet w świecie magii. Martwiliśmy się, a Milka nadal jest spłoszona — dodała szeptem.
Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, czując się senny. Podniósł się do pozycji siedzącej, tłumiąc ziewnięcie i przecierając twarz. Missy dostrzegła w nim drobne zmiany, kiedy uwolnił się spod nawału kołdry. Miała wrażenie, jakby ostatni raz widziała go jakiś rok temu. Nabrał postury, ramiona miał szersze, a rysy twarzy wyostrzyły się delikatnie. Miał także trzydniowy zarost.
— Gadaliście z Naomi?
— Jak zwykle nic nam nie chce powiedzieć — odparł Draco, także dostrzegając zmiany.
— Niedługo idę na pierwsze zadanie — powiedział po kolejnej chwili ciszy.
— Jak to? — Nancy rozszerzyła oczy. — Znalazłeś to tajemnicze miejsce?
— Nie, ale to, co działo się w łazience, stało się za szybko. Powinno się zdarzyć dopiero po odnalezieniu tego miejsca. To był znak, że nie muszą dłużej czekać. Jestem wykończony, bo zmieniam się w przyspieszonym tempie.
— Zmieniasz?
— Pomoc Róż. Wszystko dzieje się szybciej. Szybciej będę się uczyć, do jakiegoś momentu szybciej będę dorastał. Między innymi poprawi mi się szybkość i koncentracja. Już nie musimy szukać, bo niedługo wszystkiego się dowiem.
Zapadła chwila ciszy.
— Długo to potrwa? — spytała cicho dziewczyna.
— Jaki czas. Nie wiem dokładnie.
— Teraz wszystko rozumiem — szepnęła. —Tylko nie wiem, czy mam się z tego cieszyć.

Dopiero dwa dni po wizycie przyjaciół wstał rano z jakąś energią. Postanowił ruszyć się z łóżka i iść na zajęcia. Seamus i Neville odprowadzili go zaskoczonymi spojrzeniami do łazienki. Spojrzał w zwierciadło i aż rozszerzył oczy. Ostatni raz widział się w lustrze pięć dni temu i nie sądził, że zaszło w nim aż tyle zmian zewnętrznych. Zarost czuł wcześniej, więc zbytnio się nie zdziwił, ale zmienione rysy twarz go zaskoczyły. Zielone oczy wydawały się jeszcze wyraźniejsze z powodu ciemniejszych obwódek wokół tęczówek, a włosy znowu odstawały niesfornie w każdą stronę. Był bardziej umięśniony i wyższy o kilka centymetrów. Wyglądał co najmniej na dwadzieścia lat.
— No nieźle. Ciekawe jak wytłumaczę się ciekawskim — mruknął do siebie.
Postanowił doprowadzić się do stanu używalności. Ogolił się, a włosy postawił na żel, aby go nie denerwowały. Uniósł lekko kąciki ust, kiedy przeszło mu przez myśl, że znowu narobi w Hogwarcie hałasu. Swoje kroki skierował w stronę Wielkiej Sali, gdzie trwało śniadanie.
— Zeus, czekaj, ty matole! — krzyknął, gdy zobaczył przed sobą przyjaciela i ze zdumieniem stwierdził, że jego głos stał się mocniejszy.
— Co za menda mnie obraża? — odparł chłopak, odwracając się. — Kobra? — Rozszerzył oczy z oszołomienia.
— Nie poznajesz mnie? — wystawił zęby.
— Nie no, stary. Jesteś innym człowiekiem — odpowiedział z zaskoczeniem. — I to wszystko przez tę akcję w kiblu? — dodał ciszej, kiedy chłopak się z nim zrównał. Pokiwał głową. — Nieźle. Dyrek zejdzie na zawał — zarechotał przy drzwiach.
— Bardziej obawiam się rozmowy z Milką — mruknął.
— No tak. Dalej ledwo funkcjonuje. Wszystko jej powiedzieliśmy, ale to nie to samo.
Pchnął drzwi i weszli do środka, nadal rozmawiając. Z początku nie zwrócili uwagi na zszokowane spojrzenia, dopóki nie rozległ się pisk jakiejś Puchonki. Rozejrzeli się, a później zerknęli na siebie ze zrozumieniem.
— Ja wiem, że jestem przystojny, ale żeby aż tak? — cmoknął Scott.
Ostry parsknął śmiechem, a starszy do niego dołączył. Naomi uśmiechnęła się lekko, kiedy spojrzenia jej i Harry’ego się spotkały. Grono nauczycielskie obrzuciło go lekko zaskoczonym spojrzeniem. Tylko Snape zachowywał się jak na niego przystało.
— Gryffindor czy Slytherin? — zapytał Zeus, gdyż nie wiedział, przy którym stole usiąść.
Odpowiedzi udzielił mu Draco, który pojawił się za nimi:
— Slytherin. Nicole już się stęskniła — dodał z wyszczerzem.
Wymieniona dziewczyna prychnęła z oburzeniem, a kiedy podeszli do stołu, kopnęła go w piszczel, aż zawył z bólu. Elita Ślizgonów zaśmiała się radośnie, podobnie jak Zeus. Harry uśmiechnął się wrednie do Nicole, która uniosła dumnie głowę, jak to miała w zwyczaju, kiedy chciała pokazać, że uważa go za idiotę i osobę głupszą od siebie. Standardowo się tym nie przejął i całkowicie ją zignorował, siadając obok Viki, która przywitała go z uśmiechem.
Zjedli spokojnie śniadanie, pomijając spojrzenia rzucane co chwilę na Kobrę. Na koniec posiłku zjawiła się Milka w towarzystwie Missy. Ta druga uśmiechnęła się do niego promiennie. Reakcja Alison jednak go zabolała. Zaczęła nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu, jakby szukała ucieczki, a jej policzki przybrały jaśniejszy odcień. Nancy uśmiechnęła się do niego, tym razem niepewnie, widząc reakcję przyjaciółki. Usiadły przy stole Krukonów, daleko od niego. Harry wymienił spojrzenie z Dexterem, który skrzywił się delikatnie.
— Bo ci zmarszczki wyjdą — powiedział cicho Kobra, a ten natychmiast przybrał kamienną twarz, by skóra nigdzie się nie zgięła.
Alan i Blaise zarechotali pod nosami, a Ostry uśmiechnął się lekko, czując jednak smutek. Musiał złapać gdzieś Alison i z nią porozmawiać, przeprosić.
Po śniadaniu skierowali się na zajęcia do Flitwicka. Pod klasą była już spora grupa szóstoklasistów z każdego domu. Ron rzucił Harry’emu szydercze spojrzenie, na co tylko uniósł brew w geście pogardy. Scott skierował się dalej, na transmutację, ale wcześniej rzucił chamsko i głośno:
— Kobra, uważaj na wiewiórki, bo pałętają się pod nogami i niechcący możesz którąś zdeptać.
Ślizgoni zaśmiali się głośno, a Ostry wyszczerzył zęby do przyjaciela.
— Orzechów brakuje to szukają.
Scott zaśmiał się pod nosem, idąc dalej.
— Robią zapasy na następną zimę.
To Harry pierwszy zauważył ruch Rona, który z wściekłością ruszył w kierunku Zeusa, z zaciśniętą pięścią.
— Ty szujo, nie atakuje się od tyłu — powiedział groźnie, stając obok niego i w ostatniej chwili przytrzymując jego rękę, która wycelowana była w głowę Scotta. Starszy Gryfon odwrócił się z zaskoczeniem widocznym na twarzy. W Kobrze wrzała krew. Popchnął byłego przyjaciela wprost na ścianę i w szybkim tempie znalazł się przy nim, trzymając go za gardło. — Jeszcze raz zobaczę, że atakujesz kogoś od tyłu, to ci nogi z dupy powyrywam — wysyczał, ciskając w niego gromy z oczu.
Ochłonął, dopiero gdy Missy chwyciła go za ramię i lekko pociągnęła do tyłu. Nawet nie zauważył, że zaczął coraz bardziej zaciskać dłoń na szyi Weasleya. Puścił go pospiesznie, przypominając sobie słowa Naomi, że może być trochę agresywniejszy.
— Dzięki — mruknął do przyjaciółki, a ona uśmiechnęła się słabo.
— Pogadamy później — szepnęła.
Wróciła do Milki obserwującej zdarzenie spod ściany z lekkim zdenerwowaniem. Zeus skinął mu głową w podziękowaniu i w lekkim oszołomieniu ruszył przed siebie. Harry, pod spojrzeniem zszokowanych szóstoklasistów, wrócił do Ślizgonów.
— Nie macie na co patrzeć?! — warknął jeszcze.
Zadziałało.
— Potter!
— Ku*wa — szepnął pod nosem, a Ślizgoni zarechotali pod nosami. — Słucham, pani profesor.
Odwrócił się w stronę McGonagall, która, w to nie wątpił, widziała sytuację. Ze zrezygnowaniem powiedziała:
— Idziemy do dyrektora.
— Mam lekcję. — Próbował trzymać się ostatniej deski ratunku.
— Będziesz zwolniony. Za mną.
Minęła go, a on, mrucząc coś pod nosem, odwrócił się, by ruszyć za nią. Dexter wysłał mu współczujące spojrzenie, zanim poszedł za wicedyrektorką. Przeszli w ciszy przez korytarz, a następnie stanęli przed wejściem do gabinetu dyrektora.
— Zielone pończochy. — Harry omal się nie zaśmiał, słysząc hasło, ale utrzymał powagę. — Dyrektor czeka.
Z wahaniem wszedł na schodek i po chwili był przed drzwiami, które otworzyły się, zanim w nie zapukał.

3 komentarze:

  1. Hej,
    przepiękny rozdział, och tak Harry kolejny raz zmężniał i wprowadził zamęt w Hogwarcie…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział wspaniały, nasz Harry kolejny raz już zmężniał i wprowadził całkowity zamęt w Hogwarcie ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń