Zeus pojawił się na Grimmauld Place 12 dwa dni później.
Zapoznał się z domownikami, których jeszcze nie miał okazji spotkać i znaleźli
wiele wspólnych tematów.
— Wiecie, że będziecie mieli Bal Walentynkowy? — spytał
Łapa.
Młodzież spojrzała na niego.
— Dumbledore chce, jak to powiedział, żeby uczniowie się
rozluźnili i zabawili.
— Wiesz co? — rzekł Harry ze zmarszczonymi brwiami. —
Właśnie zepsułeś mi święta.
— Dlaczego?
— Wiesz, jak ja uwielbiam takie bale?
— Po twojej minie mogę się domyślić — zaśmiał się.
Scott także nie wyglądał na zadowolonego.
— Skoro robią takie bale, to nie lepsze byłoby coś
bardziej… młodzieżowego? — zaproponował z niechęcią. — Poprzedni bal to była
tragedia do potęgi entej, przynajmniej dla mnie.
— Och, dlaczego tak tego nie lubicie? — rzekła Missy. —
Bardzo fajne są takie zabawy. Ja się z chęcią wybiorę.
— Typowe gadanie baby — powiedział szeptem Yom, a Zeus
kiwnął lekko głową.
— Już nawet wiem, kogo zaproszę.
Zerknęła na Milkę i obie zachichotały. Draco i Harry
wywrócili oczami jak na zawołanie.
— Ten blondasek z Ravenclawu? — spytał Dexter.
— Tak, ten blondasek, blondasku — odparła.
— To kretyn — palnął Scott.
— Och, wiem, że nadepnął wam na odcisk i go nie lubicie,
ale to naprawdę fajny facet.
— Tak, bardzo fajny. Jego pasją jest kablowanie na innych —
prychnął Draco. — Kto normalny doniesie na osoby, które chcą zrobić kawał
Filchowi? To jest karalne!
— Prefekt, którym ty jesteś — zaśmiała się dziewczyna.
— Jestem prefektem, ale zadając się z nimi — wskazał na
Kobrę i Zeusa — w krótkim czasie stracę odznakę.
Gryfoni prychnęli zgodnie.
— Jeden szlaban ci nie zaszkodzi — stwierdził Ostry.
— W stosunku ilościowym do twoich to prawie jak nic. —
Scott wybuchnął rechotem.
Kobra zerknął na niego z ukosa, kiedy pozostali poszli za
jego przykładem.
— Przyznaj się, ile już masz szlabanów po powrocie do
szkoły — powiedziała Missy z rozbawieniem.
— Jeden na pewno, za to, że urządziłeś sobie z Young bitwę
na śnieżki na korytarzu — stwierdził Scott.
— Przecież już odrobił — odpowiedziała Nancy.
— Drugi raz — zarechotał Zeus.
Dziewczyna uderzyła głową w stół.
— Ona też?
Kobra kiwnął głową.
— Nie zauważyłaś, że wszystkie szlabany mam przez nią?
Zawsze jak ona dostanie, to mnie też wkopie. Jak tylko ja dostanę, to ją
wkopię. Tak dla równowagi.
Zachichotała.
Kobra naprawdę nienawidził takich balów i było to słychać w
każdej jego wypowiedzi na ten temat. Kiedy szedł do swojego pokoju, doszedł do
najprostszego rozwiązania: po prostu nie pójdzie i będzie miał spokój. Lecz po
chwili zorientował się, że Missy nie odpuści mu bez walki. Musiał znaleźć
odpowiednie argumenty. Jednak domyślił się, że jest z góry przegrany.
— Ja tam nie pójdę — zaparł się Zeus, gdy we dwójkę
siedzieli w pokoju Harry’ego. — Takie imprezy są beznadziejne.
— Myślisz, że Missy ci popuści? — parsknął Kobra.
— Nie — jęknął.
— Wiesz co? Z góry przyszykuj się, kogo zaprosisz.
Scott był załamany.
— Będę jednak próbował.
— A ja cię poprę i dołączę do jednoosobowej armii.
— Może we dwójkę coś zdziałamy — zaśmiał się Scott.
Ktoś zapukał do drzwi, a po chwili pojawiła się
wyszczerzona Wdowa.
— Planujecie, jak uniknąć balu? — spytała ze śmiechem.
— Patrz, jasnowidz — powiedział Zeus do Kobry, kiedy
rozłożyła się obok nich na łóżku.
— Małe szanse — stwierdziła. — Lepiej szukajcie sobie
partnerek.
— Przemycę cię do Hogwartu — rzekł Harry, a ona wytknęła
język.
— Raczej mnie nie wpuszczą, więc muszę przetrawić to, że
pójdziesz z inną.
— Mimo wszystko pomyślę nad argumentami — stwierdził Zeus,
a zaraz wyszczerzył się głupio i wstał. — To ja wam nie przeszkadzam. Miłej
zabawy.
Kobra cisnął w niego poduszką, ale uderzyła ona w zamknięte
drzwi. Usłyszeli jeszcze śmiech chłopaka i oddalające się kroki.
— O jaką zabawę mu chodzi? — zastanowiła się Wdowa.
— Nie mam pojęcia — odparł poważnie. Zerknęli na siebie z
rozbawieniem. — Chociaż może… — mruknął Kobra jakby do siebie.
Niespodziewanie zrobił tak szybki ruch, że znalazł się tuż
nad nią. Oczy błysnęły jej lekko i ułożyła usta w dzióbek. Pocałował ją krótko.
Spojrzała na niego z oburzeniem i przerzuciła tak, że teraz ona była nad nim.
Pocałowała go znacznie dłużej, jednocześnie rozpinając pierwsze guziki jego
niebieskiej koszuli. Żeby było jej wygodniej, usiadła mu na biodrach i
zagryzając kusząco wargę, powoli wróciła do poprzedniej czynności, patrząc mu
prosto w oczy. Patrzył na nią z niemałym zainteresowaniem, czekając na dalszy
rozwój wypadków. Pochyliła się nad nim, ściągając z siebie koszulkę. Już miała
pocałować go w usta, kiedy rozległ się huk i drzwi uderzyły z trzaskiem w
ścianę.
— Wiem, że nie lubisz takich balów, ale Zeus powie…
Missy, Milka i Gejsza wpadły do środka bez pukania, a ta
pierwsza zamilkła machinalnie, kiedy zobaczyła zaistniałą sytuację. Harry i
Wdowa spojrzeli na nie z lekkim zaskoczeniem w dość jednoznacznej pozycji.
— Sorry — pisnęła Gejsza z zakłopotaniem i szybko wyszły.
Para spojrzała na siebie z rozbawieniem. Wdowie drgały
wargi, ale nie wytrzymała i położyła się obok niego, wybuchając śmiechem.
— Chyba czują się bardziej skrępowane od nas — parsknął
Kobra.
— Chyba zaraz kolacja — zachichotała dziewczyna, sięgając
po swoją bluzkę.
Doprowadzili się do porządku i zeszli do jadalni, gdzie siedziały
trzy skrępowane dziewczyny i rozbawiony Zeus.
— Mówiłem im, żeby nie szły. — Scott parsknął śmiechem,
widząc nieprzejętych nowoprzybyłych.
Usiedli, niby przypadkiem, naprzeciwko dziewczyn.
— Przepraszamy — powiedziała ze skruchą Milka. — Nie
wiedziałyśmy, że wy… yyy… — Zamilkła, klnąc na siebie w myśli, że zaczęła to
zdanie.
— Nie szkodzi — odparła ze śmiechem Wdowa, kiedy weszli
pozostali. — Ale…
— … następnym razem pukajcie — dokończył Harry.
— Jasne, okay — powiedziała szybko Missy.
— Co jest? — zapytał Szatan, wchodząc do pomieszczenia.
Zeus zawył ze śmiechu, Wdowa i Ostry spojrzeli na siebie z
rozbawieniem, a Milka, Missy i Gejsza zakryły twarze dłońmi.
— Nic. Kompletnie nic nie widziałyśmy — odparła blondynka
cicho. — I wreszcie nauczę się pukać.
Scott miał niezły ubaw. Draco uniósł brwi w geście
zdziwienia, a Yom spojrzał pytająco na Kobrę.
— Och, przestań się nabijać — burknęła Alison do Zeusa.
— Zachowujecie się, jakbyście nigdy tego nie widziały —
zachichotała Wdowa.
Szatan, Yom i Dexter od razu pojęli, o co chodzi i
zarechotali, patrząc na trzy winowajczynie.
— Obcych tak, ale ze znajomymi to trochę… inaczej —
chrząknęła Gejsza.
Kobra pokręcił głową z rozbawieniem.
Nie pierwszy raz ktoś przyłapał go w podobnej sytuacji. Na
przykład, nie tak dawno, był w nieco bardziej intymnej sytuacji. Jego
partnerka, której imienia aktualnie nie pamiętał, była już praktycznie bez
stanika, a on bez koszulki i z odpiętym paskiem od spodni. Przyłapano ich w
samochodzie późną nocą, gdy zabrakło im paliwa, aby wrócić do domu z wycieczki.
Dziękowali wszystkim, że przyłapali ich przejezdni Włosi, którzy odeszli z
uśmiechami. Z późniejszej rozmowy z dziewczyną dowiedział się, że taka ich
natura i wyznają zasadę kochajmy się
wszyscy.
Z początku krępowała go ta sytuacja, ale po jakimś czasie
uznał ją za dość zabawne doświadczenie. Partnerka zaginęła bez śladu po kilku
bliższych spotkaniach. Doszły go słuchy, że musiała niespodziewanie wyjechać na
stałe. Było, minęło, a on nie miał zamiaru do tego wracać, chociaż, musiał to
przyznać, znajomość była ciekawa.
Powrót do Hogwartu miał się odbyć przez kominek. Walizki
już wylądowały tam, gdzie powinny, a oni zduszani byli przez przyjaciół.
— Więcej szlabanów — życzył Żyleta Kobrze.
— Więcej się nie da — odparł ze śmiechem.
Przez te kilka dni wolnego odwiedzili Szefunia i
zaimprezowali, jak to mieli w zwyczaju. Po kolei dostawali się do Hogwartu, by
powrócić do nauki i harmonii. Missy zaczęła temat Czarnych Róż, gdy tylko
wiedziała, że nikt ich nie podsłucha.
— Kobra, musisz z nią jak najszybciej porozmawiać — rzekła
prosto z mostu.
— I co mam powiedzieć? Przecież sama z siebie nie powie mi,
czego chronią. A na tym nam najbardziej zależy.
— Musisz to odpowiednio rozegrać. Wydusić, co tylko się da.
Ona chce nam pomóc, więc pewnie znowu jakoś cię naprowadzi. Dokładnie patrz na
jej ruchy i zapamiętaj jak najwięcej. Wszystko może mieć znaczenie, chociaż na
pierwszy rzut oka może wydać się to kompletnie niepotrzebne.
— Jutro do niej pójdę — odpuścił z westchnięciem.
— Wiesz już, kogo zaprosisz na bal? — Zmieniła temat,
patrząc na niego z przemiłym uśmiechem.
Milka i Dexter wymienili rozbawione spojrzenia.
— Dobrze wiesz, że się na niego nie wybieram — odpowiedział
cierpliwie.
— Jak to nie? Kobra! Idziesz i koniec! Zabawa bez ciebie to
nie zabawa.
— Nie podlizuj się. I tak nie pójdę — odparł, patrząc na
nią.
— Nie bądź taki. — Tupnęła nogą, zatrzymując się.
— Jaki? — Wywrócił oczami.
— Taki… taki… Wiesz, o co mi chodzi — zirytowała się.
— Po co mam iść? Żeby zwiać jak najprędzej? — parsknął. —
Skończmy ten temat.
Usiedli przy stole Krukonów i wzięli się za jedzenie.
Uczniowie byli przyzwyczajeni do tego, że siadają gdzie chcą, więc nie zwrócili
na to większej uwagi. Tak jak Harry się spodziewał, Missy nie skończyła tematu
Balu Walentynkowego, więc musiał słuchać jej gderania. Kiedy w końcu zamilkła,
odetchnął z ulgą. Walnął głową w stół, gdy Dumbledore ogłosił tę informację na
forum całej szkoły, podkreślając, że idą wszystkie klasy od czwartej wzwyż.
Nancy zaatakowała z podwójną siłą.
Nie mógł nie zauważyć ukradkowych, jak i perfidnych
spojrzeń kierowanych w jego stronę, kiedy przechodził korytarzem. Wiedział, o
co chodziło tym wszystkim dziewczynom, ale nie miał zamiaru zareagować.
Niekiedy same do niego podchodziły i pytały, czy pójdzie z nimi na bal, ale
odmawiał. Missy nie dawała mu spokoju, podobnie jak Zeusowi. Wiedział, że jego
przyjaciel niestety się łamie, co dziewczyna próbowała wykorzystać.
Chociaż mówił, że pójdzie do Naomi dzień po powrocie do
zamku, nie zrobił tego. Minął tydzień, a on nie wiedział, jak z nią porozmawiać
na temat Róż. Jego przyjaciele już się trochę niecierpliwili, więc postanowił w
końcu wziąć się w garść.
Stanął przed drzwiami i zapukał z myślą: i co ja jej teraz powiem?, ale
nie uciekł, bo w końcu był Gryfonem. Wrota otworzyły się i stanęła w nich
uśmiechnięta nauczycielka. Wpuściła go do środka, jakby wiedziała, z czym
chłopak do niej przyszedł.
— Co cię do mnie sprowadza? — zapytała, kiedy usiedli przy
herbacie po dwóch stronach biurka.
Patrzył wprost na nią i nie wiedział, jak zacząć.
Stwierdził, że następnym razem ułoży sobie gotową gadkę na rozpoczęcie tak
ważnej rozmowy. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco, kiedy nie odpowiadał,
wymyślając na szybko jakieś zdanie, które wyrażało jego wiedzę i pytanie
jednocześnie.
— Zna pani legendę o Czarnych Różach? — zapytał z lekko
zmarszczonymi brwiami, nie spuszczając z niej wzroku.
— Oczywiście — odparła z błyskiem w oku.
— Bardzo dobrze?
— Bardzo.
— Ze szczegółami?
— Tak. — Była coraz bardziej rozbawiona jego krótkimi
pytaniami.
— Nawet tymi, których nie ma w książkach? — Uśmiechnęła się
znacząco. — Z doświadczenia?
— Czyli znalazłeś — podsumowała.
Kiwnął głową w zdumieniu. Nie sądził, że zareaguje tak
pozytywnie. I właściwie wszystko potwierdziła.
— Ale jaja — szepnął pod nosem.
Do tej pory mimo wszystko wątpił w legendę. Zaśmiała się
melodyjnie.
— Jesteś bardzo spostrzegawczy.
— Sam raczej bym się nie skapnął — odparł w nadal małym
szoku.
— Uwierz, że tak — uśmiechnęła się. — Zapewne przyszedłeś
tu, aby dowiedzieć się czegoś więcej.
Kiwnął głową i zaczął:
— Ta historia ukazana w książkach jest całkowicie
prawdziwa?
— Rzadko się zdarza, ale tak. Historia jest w stu
procentach prawdziwa. Od samego początku do samego końca.
— Skoro tak, to dlaczego ludzie o tym nie wiedzą? —
Zmarszczył brwi jeszcze mocniej.
— Czarne Róże mają setki lat. Dziedzictwo przekazywane jest
z pokolenia na pokolenie. Kiedyś ludzie w to wierzyli, lecz z czasem prawda
zaczęła zamierać. Czarne Róże kryły się ze swoim istnieniem, by tajemnica była
bardziej strzeżona. Im mniej ludzi w to wierzy, tym ochrona jest
skuteczniejsza. Róże wtopiły się w tłum, udają normalne kobiety. Kiedy zjawi
się osoba, która dowie się prawdy, oznacza to, że zrobiła to przypadkiem lub
Róża nakierowała ją celowo. Tak, Harry, celowo naprowadziłam cię na tę legendę,
bo jesteś osobą, która powinna o tym wiedzieć. Dlaczego? Wiesz, jakie jest
twoje przeznaczenie. Przeznaczenie, które możesz zmienić. A raczej się z niego
wywiązać w dość zaskakujący sposób. Spełniłam swoje zadanie. Dalej będzie
trudniej. O wiele trudniej. Ale skoro zostałeś wybrany, podołasz. Wierzę w
ciebie.
— Ale czemu mam podołać? — zdziwił się. — Wiem o swoim
przeznaczeniu, ale jak mam się z niego wywiązać? Mało prawdopodobne, że wyjdę z
tego żywy.
— Prawdopodobieństwo, że ci się uda jest większe, od kiedy
wiesz o Różach. Ty i Róże jesteście ze sobą ściśle powiązani. Twoje losy
przeplatają się z Czarnymi Różami. To ty zostałeś wybrany do poznania całej
prawdy, którą sam musisz odkryć.
— Ta tajemnica… O nią chodzi. — Bardziej stwierdził niż
zapytał.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
— I ty mówisz, że sam byś
siebie nie poradził?
— Ale co to takiego? — Nie rozumiał.
— Nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie. Musisz udowodnić,
że jesteś gotowy poznać prawdę i na to zasługujesz.
— Jak? — Uśmiechnęła się, tym razem przepraszająco, a on
westchnął z lekką irytacją. — Wszystkiego sam się muszę dowiadywać?
— Większość. Ja mogę cię jedynie nakierować i wyprowadzić z
błędu.
— To prędzej umrę śmiercią naturalną — załamał się.
— Trochę optymizmu — odpowiedziała z rozbawieniem. — Nawet
nie wiesz, z jaką łatwością ci to przyjdzie. Wydaje się niemożliwe, ale tak nie
jest. Nie odwrócisz się, a już będziesz całkowicie uświadomiony.
— To chociaż od czego mam zacząć? — mruknął.
— Dowiedz się, jaki jest twój cel związany z Czarnymi
Różami. Później warto się także dowiedzieć, gdzie ich szukać.
— Tego raczej nie będzie w książkach ze szkolnej biblioteki
— mruknął. Ponownie potwierdziła jego słowa uśmiechem. — Tam, gdzie wcześniej
szukałem? — strzelał. Pokręciła głową. — Pokątna?
— Nie — odpowiedziała, śmiejąc się głośno z jego
strzelania.
— Zawsze jest droga eliminacji — odparł z lekkim uśmiechem.
— Jakieś ukryte miejsce, o którym nikt nie wie — palnął bez namysłu. Jakie było
zaskoczenie, kiedy potwierdziła. — To skąd ja mam to wiedzieć?
— Jesteś wybrany, więc masz jakieś przywileje.
— Chociaż tak mniej więcej? — poprosił.
— Najciemniej pod latarnią.
— Ach, super — mruknął pod nosem. — Uwielbiam te zagadki.
Jestem w nich mistrzem.
Naomi zaśmiała się.
— Uwierz w siebie.
Westchnął.
— Mam w ogóle jakieś szanse dowiedzieć się czegoś jeszcze?
— Na chwilę obecną, nie.
— Czyli muszę zacząć szukać — rzekł, podnosząc się. Naomi
uczyniła to samo i odprowadziła go do drzwi. — Ja wierzę, ale w intuicję Nancy
— dodał, kiedy otwierał wrota.
Naomi zaśmiała się lekko po raz kolejny. Pożegnał się i z
mózgiem pracującym na pełnych obrotach, ruszył przed siebie, by spotkać się z
przyjaciółmi.
— Nie szukaj za daleko. — Dotarł do niego cichy głos.
Zmarszczył brwi.
— Hogwart — powiedział, odwracając się.
Naomi zamknęła drzwi z uśmiechem.
Wiedział, że informacje, które dzisiaj zdobył będą
niezbędne. Gorzej było ze znalezieniem odpowiedniego miejsca. Miał szukać w
Hogwarcie, ale jak? Było ono ukryte i tylko on mógł je odkryć, jako ten
wybrany. Aż zaklął w myśli na te określenie. Uwielbiał je. Po prostu ubóstwiał.
Ale go nie słyszeć. Znowu on był tym, który ma na głowie cały świat. Ze złości
krew napłynęła mu z każdej kończyny do mózgu. Żeby pozbyć się tego gniewu,
musiał się wyżyć. I w tym momencie na drodze stanęła mu Nicole, która, ku jego
zadowoleniu, rozpoczęła wielką awanturę na całe piętro.
Kiedy konsekwentnie wlepiono im szlaban, rozeszli się w
dwie strony. Harry ruszył do Pokoju Życzeń, gdzie czekali jego przyjaciele.
Właściwie to o co pokłócił się ze Ślizgonką? No tak, stwierdziła, że jest
idiotą, gdyż na nią wszedł. On standardowo rozjuszył ją słowem karzeł i tak rozpoczęła się wielka
jatka. Przynajmniej stłumił gniew i to tak bardzo, że zrobiło mu się słabo.
Poluzował lekko krawat, gdyż zrobiło mu się zbyt gorąco. Poczuł zimny pot na
plecach, lecz nie zwrócił na to dużej uwagi. W głowie kotłowały mu się
wszystkie informacje od Naomi. Jedna myśl mieszała się z drugą, by stworzyć
istny chaos w jego umyśle. Nie mógł skupić się na jednym wspomnieniu, bo już
zastępowało je inne. Po drodze rozmawiał z Nevillem, ale gdy tylko się
rozeszli, nie pamiętał dokładnie o czym. Chyba coś wspominał o Ronie, a później
Ginny i Hermionie. Ale nawet tego nie był do końca pewny.
Szedł dalej, by dotrzeć do swojego celu, który był już
niedaleko. Niespodziewanie przypomniał sobie o Balu Walentynkowym, potem o
zadaniu z zaklęć, a następnie o jutrzejszym szlabanie. Spojrzał przed siebie,
chcąc odrzucić wszystkie niepotrzebne myśli. Czarne Róże… Nicole… Naomi… Missy…
Nicole… Czarne Róże… Wszystko mu się mieszało. To, co mówiła Naomi w
rzeczywistości wypowiedziała Missy, to, co mówiła Missy tak naprawdę
powiedziała Nicole.
Zamknął na chwilę oczy, gdy obraz lekko zawirował. Po chwili
ruszył dalej, nie reagując na nic. Poluzował krawat jeszcze bardziej, gdyż miał
wrażenie, że ten go dusi. Starł pot z czoła. Nogi stawały się coraz bardziej
ociężałe, tak jak ręce, głowa, włosy… Oddychał ciężej i głośniej niż normalnie.
Serce uderzało bardzo mocno, a puls był przyspieszony. Ledwo podniósł rękę, by
sięgnąć do drzwi. Naparł na wrota, naciskając na klamkę. Zrobił krok i
przekroczył próg.
— Wreszcie jesteś — słowa jak zza grubej szyby.
Zobaczył Dextera, później Missy i Milką, a na kanapie Zeusa.
Nagle ich twarze stały się dziwnie zniekształcone, a następnie zamazane.
— Kobra? — Alison była zaniepokojona, czy mu się wydawało?
A może to był ktoś inny? — Co… ało…?
Podłoga wysunęła mu się spod stóp. Kiedy tylko puścił
klamkę, runął na kolana. Obraz zamazał mu się całkowicie. Ostatnim, co poczuł
było to, że padł na twarz i usłyszał krzyk przerażonej Milki.
Hej,
OdpowiedzUsuńtak on jest tym, który może poznać prawdę o Czarnych Różach, ale co się z nim działo…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Harry jest tym, który może poznać prawdę o Czarnych Różach, ale co się tak naprawdę z nim działo…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza