Tak jak postanowił w nocy, rano poważnie zastanowił się nad
słowami Naomi Grant. A konkretniej na jego ulubionym przedmiocie, jakim była
transmutacja, na której siedział z uwielbianą przez siebie osobą. Transmutacja,
przekonał się o tym nie po raz pierwszy, nie była dobrym momentem na
rozmyślanie o czymkolwiek poza aktualnie przerabianym tematem. Uderzenie
książką w głowę skutecznie przywróciło go do rzeczywistości. Takie czynniki jak
zirytowana mina McGonagall, śmiech uczniów i wredny uśmiech Nicole były już
standardem.
— Potter, zejdź na ziemię, bo inaczej zrobi to szlaban.
— Dobrze, pani profesor — odparł automatycznie.
Pokręciła głową z ustami zaciśniętymi w wąską linię.
Przejął się? Skądże! Dalej nie słuchał, a dodatkowo napisał krótki liścik do
Missy i Dextera siedzących w ławce obok. Oboje spojrzeli na niego wielkimi
oczami, gdy przeczytali informację o tym, że wczoraj był w klubie. Na liściku
zwrotnym było napisane: Ty mendo społeczna! Mogłeś powiedzieć, że idziesz!
Nicole walnęła go z łokcia w ramię, gdy zbliżyła się profesorka. Schował liścik
pod pergamin.
— Od kiedy ostrzegasz mnie przed zbliżającym się mordercą?
— zdumiał się, gdy McGonagall odeszła.
— Kiedyś złapała mnie na tym samym — skrzywiła się. — Karą
było odczytanie przy klasie wszystkiego, co tam było napisane. Myślałam, że
zapadnę się pod ziemię.
— Domyślam się.
Czy on jej właśnie współczuł? Świat się wali.
— Teraz ostrzegam, jeśli mogę. Taka mania — dodała pod
nosem.
Odrzucił Missy i Dexterowi karteczkę, że wytłumaczy im
wszystko na przerwie i zrobił coś, czym zadziwił McGonagall: zaczął słuchać.
Dlaczego jednocześnie nawiązała do wilkołaków i ich
poszukiwań? Był niemalże stuprocentowo pewny, że kobieta wie o wszystkim i tymi
słowami chciała mu pomóc. Przypomniał sobie każde jej słowa, każdy etap, każde
podkreślenie i mimikę twarzy. Wspomniała coś o legendach, a on przecież zwrócił
uwagę na te słowa. Legendy o wilkołakach? W tej dziedzinie mieli szukać? Na
jego twarzy pojawiła się irytacja. Po co mu legendy o wilkołakach, aby znaleźć
coś o pokonaniu Voldemorta?
Powiedział o tej rozmowie Missy, Milce, Dexterowi i
Zeusowi. Ta pierwsza zmarszczyła brwi i zagryzła dolną wargę, co oznaczało, że
intensywnie nad czymś myśli.
— Powiedz mi dokładanie i po kolei, co mówiła — rzekła, nie
zmieniając miny. — To na pewno jakaś wskazówka, którą mamy dobrze
zinterpretować. — Powtórzył dokładnie wszystkie słowa, przynajmniej w takim
stopniu, w jakim pamiętał. — Och, to musi być wskazówka! — rzuciła, tupiąc nogą
i zaczęła chodzić w kółko po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. — Najpierw
mówiła coś o wilkołakach, księżycu… Wiadomo, że jedno łączy się z drugim —
mówiła do siebie, a pozostali śledzili ją wzrokiem. — Później wspomniała o
Remusie. Pewnie dlatego, że to wilkołak, więc to nie ma raczej nic wspólnego.
Potem… potem…
— Potem wspomniała o tym, że czegoś szukamy…
— No tak… To było przejście do ogólnej intencji —
wywnioskowała. — Nie interesowało jej, czego szukamy, ale czy coś znaleźliśmy.
To oczywiste, że ona wie! W
końcu coś znajdziecie, czyli nie mamy się poddawać, bo jesteśmy blisko. I
wróciła do wilkołaków i legend o nich. Z jej słów wynika, że te stworzenia to
tylko przykład — gadała, nie zwracając uwagi na ich zgłupiałe miny. Umilkła na
chwilę, by zacząć mamrotać: — Zawierają
dużo prawdy, dziwnej, ale prawdy… Tak!
Chciała nam przekazać, że mamy szukać odpowiedzi w legendach!
— Jesteś pewna? — spytała Alison ze zwątpieniem.
— Przecież to wszystko do tego zmierza! — Była tak
podekscytowana swoim odkryciem, że oczy jej świeciły, a włosy miała w lekkim
nieładzie.
Harry’emu przypominała Hermionę, która reagowała podobnie.
Mimowolnie uśmiechnął się lekko, jednocześnie do swoich myśli i przyjaciółki,
która wręcz latała pod sufitem.
— Czyli musimy przenieść swoje poszukiwania do działu z
legendami.
— Chcecie mi powiedzieć, że będziemy musieli przeczytać
każdą legendę bez wyjątku? — Głos Zeusa brzmiał tak, jakby myślał, że to żart.
Kobra i Missy spojrzeli na niego znacząco w milczeniu.
— Super — podsumował Draco bez entuzjazmu.
Kobra powiadomił Hermionę i Ginny o ich odkryciu, a one
słuchały z uwagą wszystkiego, co mówił.
— Czyli jest jakiś trop — rzekła starsza Gryfonka. — To
dużo zmienia i stawia sprawę w innym świetle.
— I zmniejsza krąg poszukiwań — dodała Weasleyówna.
— O ile dobrze interpretujemy jej słowa — odpowiedział
Harry. — Ale zawsze coś. Rany boskie… Od trzech miesięcy siedzę w bibliotece
więcej niż w swojej pięcioletniej edukacji.
Dziewczyny zaśmiały się zgodnie. Natychmiast wzięły się do
pracy, dołączając po pozostałych.
Standardem zaczynało być to, że siedzieli w Pokoju Życzeń
przy kominku i uczyli się dodatkowych zaklęć, na które poświęcali trochę więcej
czasu. Scott poprawiał Missy, która źle wymawiała formułkę zaklęcia, a Dexter i
Milka wspólnie robili zadanie z eliksirów. Harry patrzył tępo w ogień, który
odbijał się w jego zielonych oczach. Postanowił skupić się na animagii, gdyż
ostatnio ją zaniedbał. Nie wiedział, w co się zamieni. Miał się tego dowiedzieć
dopiero po całkowitej przemianie, ale był bardzo ciekawy.
Zapatrzył się w płomienie, wyciszając się i odłączając od
rzeczywistości. Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć, że wpadł w dziwny trans,
gdy siedział z lekko rozszerzonymi, nieprzytomnymi oczami. Przyjaciele byli
zajęci sobą, więc nie zwracali na niego uwagi. Ogień ułożył się tak, że widział
sylwetkę jakiegoś niezidentyfikowanego zwierzęcia. Małe uszy, szpiczaste kły i
sierść. Patrzył, nie słysząc kompletnie nic.
— Kobra! — Ktoś potrząsnął nim gwałtownie, a on wrócił do
rzeczywistości.
— C-co? — wyjąkał.
— Ale odpłynąłeś — zachichotała Milka, a zaraz pisnęła
głośno, gdy na nią spojrzał.
— Co? — powtórzył ze zdziwieniem.
— Co ci się stało z oczami?!
Wszyscy przenieśli na nich zaciekawione spojrzenia. Nancy
zakryła usta, a Draco i Scott rozszerzyli oczy.
— O czym ty mówisz? — zdumiał się, gdy Missy zerwała się do
pionu.
— Masz zwężone źrenice. Jak kot — odparł Zeus z
zaskoczeniem.
Harry pomyślał o lusterku, które natychmiast pojawiło się
na stoliku. Spojrzał w nie i aż rozdziawił usta.
— Osz w mordę!
— Człowieku, musiałeś się nieźle naćpać — parsknął Draco, a
Ostry wywrócił oczami.
— Skupiłem się na animagii.
Missy rozszerzyła oczy z zaskoczenia, a on otworzył usta
jeszcze bardziej.
— Kobra, zaczynasz się zmieniać! — Puchonka rzuciła się na
niego z piskiem.
Uśmiechnął się zaskoczony, ale zaraz mina mu zrzedła.
— Problem w tym, że ja nie wiem, jak to cofnąć.
Missy odsunęła się od niego z wielkimi oczami.
— Syriusz ci nie powiedział? — przeraziła się Krukonka.
— Stwierdził, że na pierwsze zmiany czeka się jakieś pół
roku przy intensywnych ćwiczeniach, więc nie będzie mi zawracał głowy do świąt.
Draco i Scott wymienili spojrzenia.
— Minęły dopiero niecałe cztery miesiące — rzekł ten drugi.
— Osz w mordę! — powtórzył Kobra z przerażeniem. — Przecież
przez miesiąc nie będę łaził po szkole jak naćpany!
— Ale jaja — stwierdził Zeus, nie mogąc powstrzymać drżenia
warg.
Milka zakryła oczy, a później usta. Dexter pierwszy nie wytrzymał
i wybuchnął głośnym śmiechem, a reszta poszła za nim. Nawet opanowana Nancy nie
mogła powstrzymać rozbawienia.
— Och, bardzo śmieszne — warknął Ostry z rozdrażnieniem. —
Lepiej mi powiedzcie, co mam zrobić — jęknął.
— Do McGonagall? — zaproponowała z wahaniem Milka.
— Żeby nakablowała Dumbledore’owi, a sprawa wylądowałaby w
Ministerstwie? — odparł Scott.
— Snape odpada — mruknęła Nancy.
— Może Naomi? — zaproponował Zeus po chwili.
— Pracuje dla Ministerstwa — zawahała się Missy.
— Chyba nie mamy wyboru — stwierdził Dexter. — Odpuściła z
tą wyprawą do klubu, więc może teraz też to zrobi.
Kobra odetchnął, zgadzając się z tą propozycją.
— Iść z tobą? — rzekła Nancy z uśmiechem.
— Nie, dzięki. Nie mam zamiaru słuchać waszych chichotów —
sarknął, a oni na nowo zaczęli się śmiać. — Syriusz, nie żyjesz — usłyszeli,
nim zamknął drzwi.
Z gulą w gardle stanął przed drzwiami i zapukał. Wrota
otworzyły się po kilku sekundach, a w progu stanęła ich właścicielka.
— Harry? — Najwyraźniej była zdumiona. — Stało się coś?
— Nie… To znaczy… Właściwie to tak — westchnął.
Nie mogła zobaczyć jego zmiany w oczach, a on nie widział
zbyt dobrze ze zwężonymi źrenicami w takiej ciemności.
— Wejdź — rzekła i otworzyła szerzej drzwi.
Po wejściu do środka od razu zaczął lepiej widzieć, gdyż w
pomieszczeniu było dość jasno. Nauczycielka zmarszczyła brwi, gdy dostrzegła
jego oczy.
— Powiesz mi, o co chodzi? — spytała z ciekawością,
zapraszając go, aby usiadł.
Wypuścił ze świstem powietrze i rzekł:
— Zna się pani na animagii?
Nagle połączyła zmiany w jego oczach z pytaniem i
roześmiała się lekko.
— Czy Ministerstwo wie? — zapytała, zamiast odpowiedzieć.
Przygryzł wargę i pokręcił niepewnie głową. — Oj, Harry... — westchnęła z
wyraźnym rozbawieniem. — Mam rozumieć, że nie wiesz, jak to cofnąć?
— Mój nauczyciel był na tyle inteligentny, że mi tego nie
wytłumaczył — mruknął.
Naomi zaśmiała się cicho.
— Skup się na tym, jak wyglądasz w ciele człowieka. Skoro
zmieniły się tylko oczy, zwróć na nie większą uwagę.
Zamilkła, aby mógł się bardziej skupić. Kiedy otworzył
oczy, wszystko wróciło do normy.
Przetarł
oczy, przyzwyczajając się do jasności i podziękował kobiecie. Rozejrzał się po
kwaterach nauczycielki. Chyba była fanką bordowego, gdyż właśnie w takich
odcieniach było urządzone pomieszczenie. Poza tym na biurku i na szafie stały
wazony z czarnymi różami.
— Długo się uczysz? — zapytała, wyczarowując obojgu
filiżankę z herbatą.
— Od sierpnia.
— Dość szybko zaczęła się przemiana. — Zaskoczył ją. —
Większość zauważa jakieś zmiany dopiero po pół roku. To duży postęp.
Uśmiechnął się lekko. Oj,
Syriusz, zdziwisz się, jak ci to pokażę. Nie
miał zamiaru pisać mu o tym w liście, lecz chciał mu to pokazać osobiście i
zdziwić z okazji świąt, które zbliżały się wielkimi krokami.
Powstrzymał się przed głośnym odetchnięciem ulgi, kiedy
Naomi oznajmiła, że nikomu nie powie o jego tajemnicy, ale zastrzegła także, że
ma na siebie uważać, bo animagia może okazać się niebezpieczna. Rozmawiali na
temat przemian w zwierzęta, aż nie pojawił się skrzat domowy.
— Świeże kwiaty dla pani Grant — rzekł piskliwym głosem.
— Dziękuję ci, Kaczusiu. — Z uśmiechem odebrała od skrzata
róże, a ten zniknął.
— Widzę, że jest pani fanką róż — zauważył Kobra.
— Oj tak. Uwielbiam je — odparła z jeszcze większym,
tajemniczym uśmiechem. Kiedy wstawiała kwiaty do wazonu stojącego na biurku,
Kobra zauważył na jej palcu duży pierścień w kształcie róży z lekko
zarysowanymi zielonymi listkami i kolcami. — Czarne są szczególne — ciągnęła. —
Mówią, że oznaczają nieszczęście i śmierć, ale ja w to nie wierzę.
Doszedł do wniosku, że kobieta szaleje na ich punkcie, co
przyjął z lekkim rozbawieniem. Rozgadała się na temat tych kwiatów, patrząc
przy tym na niego z taką natarczywością, że zaczął się zastanawiać, o co jej
chodzi.
Kiedy tylko zbudził się ze snu, jeszcze przez zaciągnięte
zasłony zorientował się, że jest zbyt jasno. Jak się okazało, prószył śnieg.
Był przekonany, że rozpęta się wielka bitwa na śnieżki. Miał zamiar zmyć jedną
osobę i aż szeroko się uśmiechnął, patrząc w okno.
Jak się spodziewał, przy śniadaniu Alison zaproponowała
bitwę na śnieżki zaraz po zajęciach. Na transmutacji Harry siedział zbyt
zadowolony z siebie, co dostrzegła Nicole. Była to ostatnia lekcja, więc non
stop zerkał na zegarek. Zadzwonił dzwonek, a Kobra wysłał Ślizgonce
współczujące spojrzenie, na co zmarszczyła brwi.
— Potter, co się tak na mnie patrzysz? — spytała groźnie.
— Ja? Wcale nie. — Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że
kłamie.
— Jak to nie? Przecież widzę — burknęła, wrzucając książkę
do torby.
— Wydaje ci się.
Poszła za nim, by wszystkiego się dowiedzieć.
— No poczekaj na mnie i wytłumacz — warknęła, nie zwracając
uwagi na to, że idą w stronę drzwi wyjściowych.
— Niby co mam ci tłumaczyć? — udawał zdumienie, z
satysfakcją dostrzegając, że jej ciekawość przeważa nad rozsądkiem.
— Przecież widziałam! — Wyszedł na błonia, a ona za nim.
Dopiero tam przystanął bez słowa. — Mów mi natychmiast! — zaczęła wrzeszczeć,
tupiąc nogą. Rozejrzała się. — Odbiło ci? Zimno jak cholera, a ty idziesz
gdzieś bez kurtki?
— Martwisz się? — uniósł jedną brew.
— Chyba śnisz — syknęła i odwróciła się, by wrócić do
szkoły.
W następnej chwili tego pożałowała, gdyż wylądowała na niej
wielka warstwa śniegu. Wrzasnęła wściekle, a Harry zaczął się śmiać, uciekając
do budynku.
— Potter! Ty idioto! Zabiję cię jak kaczkę! — Kobra minął
zdezorientowanych szóstoklasistów zmierzających na obiad i ukrył się za nimi.
Nicole wpadła do środka i zaczęła ciskać w niego kulkami śniegu, które miała w
dłoniach. — Ty debilu, ty! Kretynie! Agh! — rozgniewała się jeszcze bardziej,
gdy amunicja się skończyła. Teraz miała zacząć się zabawa. Harry chwycił ją w
pasie, przerzucił sobie przez ramię i ruszył w stronę drzwi. — Potter! — darła
się. — Co ty robisz?! Nie… Nie! Potter! — Zaczęła się wierzgać i bić go
pięściami po plecach, gdy wyniósł ją na dwór. — Nie rób tego, bo wydłubię ci
oczy! AAAAA! — wylądowała w zaspie. Ze szkoły dobiegł ich śmiech uczniów. — Nie
żyjesz!
Zaczęła rzucać w niego śnieżkami, cała biała od puchu.
Skoczyła na niego, powalając go na ziemię, a następnie usiadła na nim, by
rozgnieść mu na twarzy śnieg. Nie pozostał jej dłużnym. Tarzali się w puchu, a
na błoniach słychać było wrzask Ślizgonki i śmiech Gryfona, często stłumiane
przez śnieg. Szóstoklasiści stali w drzwiach, śmiejąc się z nich i obserwując.
Dexter zawył ze śmiechu, kiedy Kobra próbował uciec na klęczkach, ale Nicole
wskoczyła mu na plecy i przewracała z powrotem w zaspę. W zamian za to biały
puch wylądował za jej kołnierzykiem. Wzdrygnęła się z wielkimi oczami,
piszcząc:
— Zabiję.
Zaatakowała z nową siłą.
— Co tu się dzieje?!
Naomi Grant przecisnęła się przez tłum rozweselonych
uczniów i stanęła w drzwiach, zaskoczona widokiem. W tym momencie Ślizgonka
wrzasnęła bojowo i cisnęła w Harry’ego wielką bryłą śniegu, która rozwaliła się
na jego głowie. W następnej chwili wylądowała z krzykiem w wysokiej zaspie.
Kobra zerwał się do biegu, kiedy dziewczyna wstała z rozszerzonymi oczami.
— Pożałujesz! — Ruszyła za nim z kulkami śniegu w dłoniach.
Ktoś wreszcie musiał skapitulować, bo zrobiło się strasznie
zimno. Brunet wpadł do budynku i dopiero tam przystanął. Nicole stanęła
naprzeciwko niego, mocno się trzęsąc. Zresztą, on też cały dygotał.
— Poddaj się — wydusiła, szczękając zębami.
— Ty pierwsza.
— W życiu. No, poddaj się. — Drgnęła mocniej. Pokręcił
zaparcie głową. — Dalej, bo mi zimno.
— Tym bardziej się nie poddam.
— Jeszcze za to oberwiesz.
Oficjalnie nikt z nich się nie poddał, ale zakończyli
bitwę. Harry’emu wydawało się, że miał zwidy. Czy naprawdę Nicole mimowolnie
uśmiechnęła się z rozbawieniem? I to do niego?!
— Jeśli nie chcecie wylądować w Skrzydle, radzę wam się
gdzieś rozgrzać — rzekła Naomi ze śmiechem, a oni pokiwali potulnie głowami.
— Idziecie na ten obiad? — powiedział Kobra do Missy, Milki
i Dextera, szczękając zębami.
Ze śmiechem ruszyli w stronę wrót Wielkiej Sali. Draco
poczochrał po drodze mokre włosy Nicole, która, świat zwariował, nie mogła
powstrzymać szerokiego uśmiechu, który cisnął jej się na usta.
Trzy dni przed wyjazdem do domów na przerwę świąteczną zorganizowano
wypad do Hogsmeade, z którego starsze roczniki skorzystały z miłą chęcią. Harry
miał niemałe problemy z doborem prezentów dla wszystkich bliskich. Missy wpadła
na pomysł, aby złożyli się dla każdego, gdyż wraz z Milką i Dexterem również
mieli kłopoty. Oczywiście, dla Wdowy Kobra kupował osobno. Kiedy rozeszli się,
aby pokupować sobie prezenty nawzajem, miał dylemat dotyczący swojej
dziewczyny. Bransoletka czy łańcuszek? Zdecydował się na komplet.
Dwa dni przed wyjazdem Kobra załapał się na szlaban wraz z
Nicole. Urządzili sobie bitwę na śnieżki na korytarzu, co musiało dotrzeć do
uszu nauczycieli. Tym razem padło na Snape’a, który wlepił im szlaban z woźnym,
a Ostremu dodatkowo odjął punkty za rozpoczęcie walki, choć było odwrotnie.
Jednak chłopak nie odezwał się na ten temat, bo wiedział, że to skończyłoby się
odjęciem jeszcze kolejnych punktów. Prychnął, gdy na odchodnym kazał mu
posprzątać.
— Young, ty zaczęłaś to chociaż posprzątaj — rzekł Harry.
Uśmiechnęła się wrednie.
— Z punktów wynika, że to ty zacząłeś, więc radź sobie sam.
Uśmiechnął się przesadnie słodko, machając różdżką, a nad
jej głową pojawiła się tafla wody.
— Na pewno? — spytał.
— Niech ci będzie, debilu — warknęła, gdyż nie chciała być
przemoczona do suchej nitki.
Z zaciętością wypisaną na twarzy pomogła mu sprzątać.
Aktualnie męczył się w towarzystwie Nicole w gabinecie
Filcha. Mieli przepisywać kartoteki sprzed kilkunastu lat, co było nużącą
pracą.
— Co wymyśliłeś, żeby uniknąć męczarni? — uśmiechnęła się
szeroko, gdy woźny ich zostawił.
Odłożyła pióro i wyprostowała palce.
— Kto powiedział, że coś wymyśliłem? — odparł z uniesioną
brwią.
— Chyba mi nie powiesz, że mając szansę na zmniejszenie
ilości swojej pracy tego nie wykorzystasz — zdziwiła się.
— Czy ty mnie nie przeceniasz? — pokręcił głową z
rozbawieniem, wyciągając różdżkę.
— Nie oddałeś? — zdumiała się.
— Oddałem… fałszywą — pokazał zęby.
— Tylko dzięki temu lubię mieć z tobą szlabany. Zawsze
uniknę roboty. Z innych powodów możesz iść do diabła.
— Egoistka.
Machnął różdżką, a pióra zaczęły same pisać.
— Wiem. Już mi to mówiłeś — odparła, opierając się wygodnie
o krzesło.
Założył ręce na karku, siedząc naprzeciwko niej.
— Ostatnio słynę ze szczerości.
— Szczególnie przy McGonagall — parsknęła. — Ależ ja
słucham, pani profesor — udała jego oburzony głos. — A myślami buja w obłokach
i obmyśla, jak wpakować mnie w kolejny szlaban.
— Mam ciekawsze tematy do obmyślania — odparł, uśmiechając
się słodko.
— Och, no tak. Przecież tysiące kilometrów dalej czeka
twoja księżniczka — wywróciła oczami. — Ja nie wiem, jak ona z tobą wytrzymuje.
Może to przez to, że przez większość czasu cię nie widzi? — Milczał, patrząc na
nią spod przymrużonych powiek. — I wy macie do siebie tyle zaufania? — uniosła
brwi. — Moglibyście na okrągło flirtować, a druga osoba nawet by o tym nie
wiedziała.
— Na tym polega życie w związku, Young — odparł z lekkim
chłodem. — Jeden drugiemu ufa.
Te słowa zbytnio przypominały mu zachowanie Doris, żeby
zostawił je bez odpowiedzi.
— Wiem, na czym polega — odparła, marszcząc brwi. — Nie
musisz mi tego tłumaczyć. Mówię tylko, jak to może się potoczyć.
— Wiem, jak może się potoczyć, uwierz mi — powiedział cicho
i machnął różdżką, kiedy trzasnęły drzwi.
Pióra opadły na pergaminy, a Harry chwycił swoje. Nicole
patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami.
— Young, do roboty — warknął Filch.
Spojrzała na niego jak na robaka, którego należy zdeptać.
— Ręka mnie bolała, więc musiałam odpocząć — odpowiedziała
takim samym tonem.
Chwyciła pióro i wróciła do pisania. Zerknęła na chłopaka,
który już nie zwracał na nią żadnej uwagi, pogrążony w myślach znanych tylko
sobie.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział z wielkim humorem, bitwa na ścieżki wyszła po prostu , tak Snape zawsze zdali wszystko na Pottera
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńpiękny rozdział taki z humorem, ta bitwa ścieżkami wyszła po prostu super, tak, tsk Severus zawsze zwali wszystko na Pottera... bo jakże by inaczej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza