23.07.2012

Rozdział 24 - Czarna róża

Tak jak postanowił w nocy, rano poważnie zastanowił się nad słowami Naomi Grant. A konkretniej na jego ulubionym przedmiocie, jakim była transmutacja, na której siedział z uwielbianą przez siebie osobą. Transmutacja, przekonał się o tym nie po raz pierwszy, nie była dobrym momentem na rozmyślanie o czymkolwiek poza aktualnie przerabianym tematem. Uderzenie książką w głowę skutecznie przywróciło go do rzeczywistości. Takie czynniki jak zirytowana mina McGonagall, śmiech uczniów i wredny uśmiech Nicole były już standardem.
— Potter, zejdź na ziemię, bo inaczej zrobi to szlaban.
— Dobrze, pani profesor — odparł automatycznie.
Pokręciła głową z ustami zaciśniętymi w wąską linię. Przejął się? Skądże! Dalej nie słuchał, a dodatkowo napisał krótki liścik do Missy i Dextera siedzących w ławce obok. Oboje spojrzeli na niego wielkimi oczami, gdy przeczytali informację o tym, że wczoraj był w klubie. Na liściku zwrotnym było napisane: Ty mendo społeczna! Mogłeś powiedzieć, że idziesz! Nicole walnęła go z łokcia w ramię, gdy zbliżyła się profesorka. Schował liścik pod pergamin.
— Od kiedy ostrzegasz mnie przed zbliżającym się mordercą? — zdumiał się, gdy McGonagall odeszła.
— Kiedyś złapała mnie na tym samym — skrzywiła się. — Karą było odczytanie przy klasie wszystkiego, co tam było napisane. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
— Domyślam się.
Czy on jej właśnie współczuł? Świat się wali.
— Teraz ostrzegam, jeśli mogę. Taka mania — dodała pod nosem.
Odrzucił Missy i Dexterowi karteczkę, że wytłumaczy im wszystko na przerwie i zrobił coś, czym zadziwił McGonagall: zaczął słuchać.

Dlaczego jednocześnie nawiązała do wilkołaków i ich poszukiwań? Był niemalże stuprocentowo pewny, że kobieta wie o wszystkim i tymi słowami chciała mu pomóc. Przypomniał sobie każde jej słowa, każdy etap, każde podkreślenie i mimikę twarzy. Wspomniała coś o legendach, a on przecież zwrócił uwagę na te słowa. Legendy o wilkołakach? W tej dziedzinie mieli szukać? Na jego twarzy pojawiła się irytacja. Po co mu legendy o wilkołakach, aby znaleźć coś o pokonaniu Voldemorta?
Powiedział o tej rozmowie Missy, Milce, Dexterowi i Zeusowi. Ta pierwsza zmarszczyła brwi i zagryzła dolną wargę, co oznaczało, że intensywnie nad czymś myśli.
— Powiedz mi dokładanie i po kolei, co mówiła — rzekła, nie zmieniając miny. — To na pewno jakaś wskazówka, którą mamy dobrze zinterpretować. — Powtórzył dokładnie wszystkie słowa, przynajmniej w takim stopniu, w jakim pamiętał. — Och, to musi być wskazówka! — rzuciła, tupiąc nogą i zaczęła chodzić w kółko po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. — Najpierw mówiła coś o wilkołakach, księżycu… Wiadomo, że jedno łączy się z drugim — mówiła do siebie, a pozostali śledzili ją wzrokiem. — Później wspomniała o Remusie. Pewnie dlatego, że to wilkołak, więc to nie ma raczej nic wspólnego. Potem… potem…
— Potem wspomniała o tym, że czegoś szukamy…
— No tak… To było przejście do ogólnej intencji — wywnioskowała. — Nie interesowało jej, czego szukamy, ale czy coś znaleźliśmy. To oczywiste, że ona wie! W końcu coś znajdziecie, czyli nie mamy się poddawać, bo jesteśmy blisko. I wróciła do wilkołaków i legend o nich. Z jej słów wynika, że te stworzenia to tylko przykład — gadała, nie zwracając uwagi na ich zgłupiałe miny. Umilkła na chwilę, by zacząć mamrotać: Zawierają dużo prawdy, dziwnej, ale prawdy… Tak! Chciała nam przekazać, że mamy szukać odpowiedzi w legendach!
— Jesteś pewna? — spytała Alison ze zwątpieniem.
— Przecież to wszystko do tego zmierza! — Była tak podekscytowana swoim odkryciem, że oczy jej świeciły, a włosy miała w lekkim nieładzie.
Harry’emu przypominała Hermionę, która reagowała podobnie. Mimowolnie uśmiechnął się lekko, jednocześnie do swoich myśli i przyjaciółki, która wręcz latała pod sufitem.
— Czyli musimy przenieść swoje poszukiwania do działu z legendami.
— Chcecie mi powiedzieć, że będziemy musieli przeczytać każdą legendę bez wyjątku? — Głos Zeusa brzmiał tak, jakby myślał, że to żart.
Kobra i Missy spojrzeli na niego znacząco w milczeniu.
— Super — podsumował Draco bez entuzjazmu.

Kobra powiadomił Hermionę i Ginny o ich odkryciu, a one słuchały z uwagą wszystkiego, co mówił.
— Czyli jest jakiś trop — rzekła starsza Gryfonka. — To dużo zmienia i stawia sprawę w innym świetle.
— I zmniejsza krąg poszukiwań — dodała Weasleyówna.
— O ile dobrze interpretujemy jej słowa — odpowiedział Harry. — Ale zawsze coś. Rany boskie… Od trzech miesięcy siedzę w bibliotece więcej niż w swojej pięcioletniej edukacji.
Dziewczyny zaśmiały się zgodnie. Natychmiast wzięły się do pracy, dołączając po pozostałych.

Standardem zaczynało być to, że siedzieli w Pokoju Życzeń przy kominku i uczyli się dodatkowych zaklęć, na które poświęcali trochę więcej czasu. Scott poprawiał Missy, która źle wymawiała formułkę zaklęcia, a Dexter i Milka wspólnie robili zadanie z eliksirów. Harry patrzył tępo w ogień, który odbijał się w jego zielonych oczach. Postanowił skupić się na animagii, gdyż ostatnio ją zaniedbał. Nie wiedział, w co się zamieni. Miał się tego dowiedzieć dopiero po całkowitej przemianie, ale był bardzo ciekawy.
Zapatrzył się w płomienie, wyciszając się i odłączając od rzeczywistości. Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć, że wpadł w dziwny trans, gdy siedział z lekko rozszerzonymi, nieprzytomnymi oczami. Przyjaciele byli zajęci sobą, więc nie zwracali na niego uwagi. Ogień ułożył się tak, że widział sylwetkę jakiegoś niezidentyfikowanego zwierzęcia. Małe uszy, szpiczaste kły i sierść. Patrzył, nie słysząc kompletnie nic.
— Kobra! — Ktoś potrząsnął nim gwałtownie, a on wrócił do rzeczywistości.
— C-co? — wyjąkał.
— Ale odpłynąłeś — zachichotała Milka, a zaraz pisnęła głośno, gdy na nią spojrzał.
— Co? — powtórzył ze zdziwieniem.
— Co ci się stało z oczami?!
Wszyscy przenieśli na nich zaciekawione spojrzenia. Nancy zakryła usta, a Draco i Scott rozszerzyli oczy.
— O czym ty mówisz? — zdumiał się, gdy Missy zerwała się do pionu.
— Masz zwężone źrenice. Jak kot — odparł Zeus z zaskoczeniem.
Harry pomyślał o lusterku, które natychmiast pojawiło się na stoliku. Spojrzał w nie i aż rozdziawił usta.
— Osz w mordę!
— Człowieku, musiałeś się nieźle naćpać — parsknął Draco, a Ostry wywrócił oczami.
— Skupiłem się na animagii.
Missy rozszerzyła oczy z zaskoczenia, a on otworzył usta jeszcze bardziej.
— Kobra, zaczynasz się zmieniać! — Puchonka rzuciła się na niego z piskiem.
Uśmiechnął się zaskoczony, ale zaraz mina mu zrzedła.
— Problem w tym, że ja nie wiem, jak to cofnąć.
Missy odsunęła się od niego z wielkimi oczami.
— Syriusz ci nie powiedział? — przeraziła się Krukonka.
— Stwierdził, że na pierwsze zmiany czeka się jakieś pół roku przy intensywnych ćwiczeniach, więc nie będzie mi zawracał głowy do świąt.
Draco i Scott wymienili spojrzenia.
— Minęły dopiero niecałe cztery miesiące — rzekł ten drugi.
— Osz w mordę! — powtórzył Kobra z przerażeniem. — Przecież przez miesiąc nie będę łaził po szkole jak naćpany!
— Ale jaja — stwierdził Zeus, nie mogąc powstrzymać drżenia warg.
Milka zakryła oczy, a później usta. Dexter pierwszy nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem, a reszta poszła za nim. Nawet opanowana Nancy nie mogła powstrzymać rozbawienia.
— Och, bardzo śmieszne — warknął Ostry z rozdrażnieniem. — Lepiej mi powiedzcie, co mam zrobić — jęknął.
— Do McGonagall? — zaproponowała z wahaniem Milka.
— Żeby nakablowała Dumbledore’owi, a sprawa wylądowałaby w Ministerstwie? — odparł Scott.
— Snape odpada — mruknęła Nancy.
— Może Naomi? — zaproponował Zeus po chwili.
— Pracuje dla Ministerstwa — zawahała się Missy.
— Chyba nie mamy wyboru — stwierdził Dexter. — Odpuściła z tą wyprawą do klubu, więc może teraz też to zrobi.
Kobra odetchnął, zgadzając się z tą propozycją.
— Iść z tobą? — rzekła Nancy z uśmiechem.
— Nie, dzięki. Nie mam zamiaru słuchać waszych chichotów — sarknął, a oni na nowo zaczęli się śmiać. — Syriusz, nie żyjesz — usłyszeli, nim zamknął drzwi.

Z gulą w gardle stanął przed drzwiami i zapukał. Wrota otworzyły się po kilku sekundach, a w progu stanęła ich właścicielka.
— Harry? — Najwyraźniej była zdumiona. — Stało się coś?
— Nie… To znaczy… Właściwie to tak — westchnął.
Nie mogła zobaczyć jego zmiany w oczach, a on nie widział zbyt dobrze ze zwężonymi źrenicami w takiej ciemności.
— Wejdź — rzekła i otworzyła szerzej drzwi.
Po wejściu do środka od razu zaczął lepiej widzieć, gdyż w pomieszczeniu było dość jasno. Nauczycielka zmarszczyła brwi, gdy dostrzegła jego oczy.
— Powiesz mi, o co chodzi? — spytała z ciekawością, zapraszając go, aby usiadł.
Wypuścił ze świstem powietrze i rzekł:
— Zna się pani na animagii?
Nagle połączyła zmiany w jego oczach z pytaniem i roześmiała się lekko.
— Czy Ministerstwo wie? — zapytała, zamiast odpowiedzieć. Przygryzł wargę i pokręcił niepewnie głową. — Oj, Harry... — westchnęła z wyraźnym rozbawieniem. — Mam rozumieć, że nie wiesz, jak to cofnąć?
— Mój nauczyciel był na tyle inteligentny, że mi tego nie wytłumaczył — mruknął.
Naomi zaśmiała się cicho.
— Skup się na tym, jak wyglądasz w ciele człowieka. Skoro zmieniły się tylko oczy, zwróć na nie większą uwagę.
Zamilkła, aby mógł się bardziej skupić. Kiedy otworzył oczy, wszystko wróciło do normy.
Przetarł oczy, przyzwyczajając się do jasności i podziękował kobiecie. Rozejrzał się po kwaterach nauczycielki. Chyba była fanką bordowego, gdyż właśnie w takich odcieniach było urządzone pomieszczenie. Poza tym na biurku i na szafie stały wazony z czarnymi różami.
— Długo się uczysz? — zapytała, wyczarowując obojgu filiżankę z herbatą.
— Od sierpnia.
— Dość szybko zaczęła się przemiana. — Zaskoczył ją. — Większość zauważa jakieś zmiany dopiero po pół roku. To duży postęp.
Uśmiechnął się lekko. Oj, Syriusz, zdziwisz się, jak ci to pokażę. Nie miał zamiaru pisać mu o tym w liście, lecz chciał mu to pokazać osobiście i zdziwić z okazji świąt, które zbliżały się wielkimi krokami.
Powstrzymał się przed głośnym odetchnięciem ulgi, kiedy Naomi oznajmiła, że nikomu nie powie o jego tajemnicy, ale zastrzegła także, że ma na siebie uważać, bo animagia może okazać się niebezpieczna. Rozmawiali na temat przemian w zwierzęta, aż nie pojawił się skrzat domowy.
— Świeże kwiaty dla pani Grant — rzekł piskliwym głosem.
— Dziękuję ci, Kaczusiu. — Z uśmiechem odebrała od skrzata róże, a ten zniknął.
— Widzę, że jest pani fanką róż — zauważył Kobra.
— Oj tak. Uwielbiam je — odparła z jeszcze większym, tajemniczym uśmiechem. Kiedy wstawiała kwiaty do wazonu stojącego na biurku, Kobra zauważył na jej palcu duży pierścień w kształcie róży z lekko zarysowanymi zielonymi listkami i kolcami. — Czarne są szczególne — ciągnęła. — Mówią, że oznaczają nieszczęście i śmierć, ale ja w to nie wierzę.
Doszedł do wniosku, że kobieta szaleje na ich punkcie, co przyjął z lekkim rozbawieniem. Rozgadała się na temat tych kwiatów, patrząc przy tym na niego z taką natarczywością, że zaczął się zastanawiać, o co jej chodzi.

Kiedy tylko zbudził się ze snu, jeszcze przez zaciągnięte zasłony zorientował się, że jest zbyt jasno. Jak się okazało, prószył śnieg. Był przekonany, że rozpęta się wielka bitwa na śnieżki. Miał zamiar zmyć jedną osobę i aż szeroko się uśmiechnął, patrząc w okno.
Jak się spodziewał, przy śniadaniu Alison zaproponowała bitwę na śnieżki zaraz po zajęciach. Na transmutacji Harry siedział zbyt zadowolony z siebie, co dostrzegła Nicole. Była to ostatnia lekcja, więc non stop zerkał na zegarek. Zadzwonił dzwonek, a Kobra wysłał Ślizgonce współczujące spojrzenie, na co zmarszczyła brwi.
— Potter, co się tak na mnie patrzysz? — spytała groźnie.
— Ja? Wcale nie. — Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że kłamie.
— Jak to nie? Przecież widzę — burknęła, wrzucając książkę do torby.
— Wydaje ci się.
Poszła za nim, by wszystkiego się dowiedzieć.
— No poczekaj na mnie i wytłumacz — warknęła, nie zwracając uwagi na to, że idą w stronę drzwi wyjściowych.
— Niby co mam ci tłumaczyć? — udawał zdumienie, z satysfakcją dostrzegając, że jej ciekawość przeważa nad rozsądkiem.
— Przecież widziałam! — Wyszedł na błonia, a ona za nim. Dopiero tam przystanął bez słowa. — Mów mi natychmiast! — zaczęła wrzeszczeć, tupiąc nogą. Rozejrzała się. — Odbiło ci? Zimno jak cholera, a ty idziesz gdzieś bez kurtki?
— Martwisz się? — uniósł jedną brew.
— Chyba śnisz — syknęła i odwróciła się, by wrócić do szkoły.
W następnej chwili tego pożałowała, gdyż wylądowała na niej wielka warstwa śniegu. Wrzasnęła wściekle, a Harry zaczął się śmiać, uciekając do budynku.
— Potter! Ty idioto! Zabiję cię jak kaczkę! — Kobra minął zdezorientowanych szóstoklasistów zmierzających na obiad i ukrył się za nimi. Nicole wpadła do środka i zaczęła ciskać w niego kulkami śniegu, które miała w dłoniach. — Ty debilu, ty! Kretynie! Agh! — rozgniewała się jeszcze bardziej, gdy amunicja się skończyła. Teraz miała zacząć się zabawa. Harry chwycił ją w pasie, przerzucił sobie przez ramię i ruszył w stronę drzwi. — Potter! — darła się. — Co ty robisz?! Nie… Nie! Potter! — Zaczęła się wierzgać i bić go pięściami po plecach, gdy wyniósł ją na dwór. — Nie rób tego, bo wydłubię ci oczy! AAAAA! — wylądowała w zaspie. Ze szkoły dobiegł ich śmiech uczniów. — Nie żyjesz!
Zaczęła rzucać w niego śnieżkami, cała biała od puchu. Skoczyła na niego, powalając go na ziemię, a następnie usiadła na nim, by rozgnieść mu na twarzy śnieg. Nie pozostał jej dłużnym. Tarzali się w puchu, a na błoniach słychać było wrzask Ślizgonki i śmiech Gryfona, często stłumiane przez śnieg. Szóstoklasiści stali w drzwiach, śmiejąc się z nich i obserwując. Dexter zawył ze śmiechu, kiedy Kobra próbował uciec na klęczkach, ale Nicole wskoczyła mu na plecy i przewracała z powrotem w zaspę. W zamian za to biały puch wylądował za jej kołnierzykiem. Wzdrygnęła się z wielkimi oczami, piszcząc:
— Zabiję.
Zaatakowała z nową siłą.
— Co tu się dzieje?!
Naomi Grant przecisnęła się przez tłum rozweselonych uczniów i stanęła w drzwiach, zaskoczona widokiem. W tym momencie Ślizgonka wrzasnęła bojowo i cisnęła w Harry’ego wielką bryłą śniegu, która rozwaliła się na jego głowie. W następnej chwili wylądowała z krzykiem w wysokiej zaspie. Kobra zerwał się do biegu, kiedy dziewczyna wstała z rozszerzonymi oczami.
— Pożałujesz! — Ruszyła za nim z kulkami śniegu w dłoniach.
Ktoś wreszcie musiał skapitulować, bo zrobiło się strasznie zimno. Brunet wpadł do budynku i dopiero tam przystanął. Nicole stanęła naprzeciwko niego, mocno się trzęsąc. Zresztą, on też cały dygotał.
— Poddaj się — wydusiła, szczękając zębami.
— Ty pierwsza.
— W życiu. No, poddaj się. — Drgnęła mocniej. Pokręcił zaparcie głową. — Dalej, bo mi zimno.
— Tym bardziej się nie poddam.
— Jeszcze za to oberwiesz.
Oficjalnie nikt z nich się nie poddał, ale zakończyli bitwę. Harry’emu wydawało się, że miał zwidy. Czy naprawdę Nicole mimowolnie uśmiechnęła się z rozbawieniem? I to do niego?!
— Jeśli nie chcecie wylądować w Skrzydle, radzę wam się gdzieś rozgrzać — rzekła Naomi ze śmiechem, a oni pokiwali potulnie głowami.
— Idziecie na ten obiad? — powiedział Kobra do Missy, Milki i Dextera, szczękając zębami.
Ze śmiechem ruszyli w stronę wrót Wielkiej Sali. Draco poczochrał po drodze mokre włosy Nicole, która, świat zwariował, nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu, który cisnął jej się na usta.

Trzy dni przed wyjazdem do domów na przerwę świąteczną zorganizowano wypad do Hogsmeade, z którego starsze roczniki skorzystały z miłą chęcią. Harry miał niemałe problemy z doborem prezentów dla wszystkich bliskich. Missy wpadła na pomysł, aby złożyli się dla każdego, gdyż wraz z Milką i Dexterem również mieli kłopoty. Oczywiście, dla Wdowy Kobra kupował osobno. Kiedy rozeszli się, aby pokupować sobie prezenty nawzajem, miał dylemat dotyczący swojej dziewczyny. Bransoletka czy łańcuszek? Zdecydował się na komplet.
Dwa dni przed wyjazdem Kobra załapał się na szlaban wraz z Nicole. Urządzili sobie bitwę na śnieżki na korytarzu, co musiało dotrzeć do uszu nauczycieli. Tym razem padło na Snape’a, który wlepił im szlaban z woźnym, a Ostremu dodatkowo odjął punkty za rozpoczęcie walki, choć było odwrotnie. Jednak chłopak nie odezwał się na ten temat, bo wiedział, że to skończyłoby się odjęciem jeszcze kolejnych punktów. Prychnął, gdy na odchodnym kazał mu posprzątać.
— Young, ty zaczęłaś to chociaż posprzątaj — rzekł Harry.
Uśmiechnęła się wrednie.
— Z punktów wynika, że to ty zacząłeś, więc radź sobie sam.
Uśmiechnął się przesadnie słodko, machając różdżką, a nad jej głową pojawiła się tafla wody.
— Na pewno? — spytał.
— Niech ci będzie, debilu — warknęła, gdyż nie chciała być przemoczona do suchej nitki.
Z zaciętością wypisaną na twarzy pomogła mu sprzątać.

Aktualnie męczył się w towarzystwie Nicole w gabinecie Filcha. Mieli przepisywać kartoteki sprzed kilkunastu lat, co było nużącą pracą.
— Co wymyśliłeś, żeby uniknąć męczarni? — uśmiechnęła się szeroko, gdy woźny ich zostawił.
Odłożyła pióro i wyprostowała palce.
— Kto powiedział, że coś wymyśliłem? — odparł z uniesioną brwią.
— Chyba mi nie powiesz, że mając szansę na zmniejszenie ilości swojej pracy tego nie wykorzystasz — zdziwiła się.
— Czy ty mnie nie przeceniasz? — pokręcił głową z rozbawieniem, wyciągając różdżkę.
— Nie oddałeś? — zdumiała się.
— Oddałem… fałszywą — pokazał zęby.
— Tylko dzięki temu lubię mieć z tobą szlabany. Zawsze uniknę roboty. Z innych powodów możesz iść do diabła.
— Egoistka.
Machnął różdżką, a pióra zaczęły same pisać.
— Wiem. Już mi to mówiłeś — odparła, opierając się wygodnie o krzesło.
Założył ręce na karku, siedząc naprzeciwko niej.
— Ostatnio słynę ze szczerości.
— Szczególnie przy McGonagall — parsknęła. — Ależ ja słucham, pani profesor — udała jego oburzony głos. — A myślami buja w obłokach i obmyśla, jak wpakować mnie w kolejny szlaban.
— Mam ciekawsze tematy do obmyślania — odparł, uśmiechając się słodko.
— Och, no tak. Przecież tysiące kilometrów dalej czeka twoja księżniczka — wywróciła oczami. — Ja nie wiem, jak ona z tobą wytrzymuje. Może to przez to, że przez większość czasu cię nie widzi? — Milczał, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. — I wy macie do siebie tyle zaufania? — uniosła brwi. — Moglibyście na okrągło flirtować, a druga osoba nawet by o tym nie wiedziała.
— Na tym polega życie w związku, Young — odparł z lekkim chłodem. — Jeden drugiemu ufa.
Te słowa zbytnio przypominały mu zachowanie Doris, żeby zostawił je bez odpowiedzi.
— Wiem, na czym polega — odparła, marszcząc brwi. — Nie musisz mi tego tłumaczyć. Mówię tylko, jak to może się potoczyć.
— Wiem, jak może się potoczyć, uwierz mi — powiedział cicho i machnął różdżką, kiedy trzasnęły drzwi.
Pióra opadły na pergaminy, a Harry chwycił swoje. Nicole patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami.
— Young, do roboty — warknął Filch.
Spojrzała na niego jak na robaka, którego należy zdeptać.
— Ręka mnie bolała, więc musiałam odpocząć — odpowiedziała takim samym tonem.
Chwyciła pióro i wróciła do pisania. Zerknęła na chłopaka, który już nie zwracał na nią żadnej uwagi, pogrążony w myślach znanych tylko sobie.

2 komentarze:

  1. Hej,
    rozdział z wielkim humorem, bitwa na ścieżki wyszła po prostu , tak Snape zawsze zdali wszystko na Pottera
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    piękny rozdział taki z humorem, ta bitwa ścieżkami wyszła po prostu super, tak, tsk Severus zawsze zwali wszystko na Pottera... bo jakże by inaczej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń