23.07.2012

Rozdział 22 - Książę Slytherinu

— Dexter, ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł, żebyśmy tam przychodzili. — Milka wyraziła swoje obawy, dotyczące wspólnej imprezy ze Ślizgonami. — Przecież oni nas nienawidzą. Atmosfera cały czas będzie napięta, a my będziemy się czuć jak piąte koło u wozu.
Cała piątka siedziała na błoniach. Czuć było zbliżające się chłodne dni, które z kolei miały zwiastować zimę. Niedaleko widniała chatka Hagrida, którego Harry zdążył już kilka razy odwiedzić. W oddali Zakazany Las odstraszał wyglądem, a woda w jeziorze poruszała się lekko wraz z delikatnym wiatrem, który owiewał im twarze. W Wielkiej Sali uczniowie jedli posiłek przygotowany specjalnie na Noc Duchów.
— Och, nie przesadzajcie — odparł Draco.
— Taka jest prawda. — Zeus skrzywił się lekko.
— Ślizgoni nie są tacy straszniw — wywrócił oczami.
— Dla ciebie nie — parsknęła Milka.
— Bez dyskusji.
Wstał i szczerząc się głupio wrócił do budynku. Westchnęli zgodnie i poszli za jego przykładem.

Draco całkowicie rozumiał obawy całej czwórki, ale uparł się i koniec, jak przystało na arystokratę. Przed imprezą postanowił pogadać jeszcze ze Ślizgonami. Oj, tak. Jak Malfoy się uprze, to nie ma bata. Musi być tak, jak on chce.
— Zaprosiłeś Pottera i tę bandę?! — pierwsze słowa, jakie usłyszał, kiedy powiedział im o gościach specjalnych.
— Nie tę bandę. Traktuję ich tak samo jak was — zirytował się.
Mają zamiar się sprzeciwiać? Potomkowie Slytherina wiedzieli jedno: Draco Malfoy oszalał. No bo jak mógł się przyjaźnić z tymi… tymi…
— Draco, powiedz nam jedno — westchnął jego kumpel Blaise Zabini. — Czemu się z nimi zadajesz?
— Dobrze wiecie, że zwiałem z domu — powiedział cierpliwie. — Gdyby nie oni, to nie raz wylądowałbym przed Voldemortem i musiałbym się do niego przyłączyć.
— Draco…
— Pansy, bądź choć raz cicho, jak ja mówię — warknął. — Tak jak ja tego nie chcecie, więc jesteśmy po jednej stronie.
— Draco, nie jesteśmy widocznie po tej samej stronie, bo my nie jesteśmy po stronie Dumbledore’a — odparł Jeremy Travers.
— A czy ja jestem? — parsknął.
— Skoro jesteś po stronie Pottera, to jesteś po stronie Dumbledore’a.
— On nie jest po jego stronie — westchnął, powtarzając to do znudzenia. — Możecie mi wierzyć albo nie, ale nie jest po stronie żadnego z nich. Jak to stwierdziliśmy: dwie strony medalu i środek.
— Przecież to pupilek Dumbledore’a — prychnęła ze złością Nicole.
— Może i pupilek, a może nie. Gdybyście byli przy niektórych sytuacjach, przy których ja byłem i słyszelibyście słowa, jakie wymawiał, to byście mi uwierzyli.
— To je zacytuj.
Uśmiechnął się lekko.
— Nie mogę. Sami musieliście przecież zobaczyć te zmiany. — Jeremy i Blaise wymienili spojrzenia. — Poznacie ich to się przekonacie. I nie wszczynajcie awantur, bo więcej was nie zaproszę na imprezę.
Westchnęli zgodnie. Nie mogli przecież sprzeciwić się woli Księcia Slytherinu.

— Serce mi zaraz wyskoczy z piersi — stwierdziła Missy, kierując się wraz z resztą w stronę lochów, gdzie miała odbyć się impreza. — Denerwować się przed balangą. Ale jaja… Tego jeszcze nie było.
Zaśmiali się nerwowo.
— O matko… Oni nas przez okno wyrzucą — stwierdził Zeus.
— Tam nie ma okien — odparł Harry. — Mam nadzieję, złudną, ale zawsze, że nie będzie Young.
— Zmartwię cię... — zaczęła Milka.
— Cholera.
Zarechotali, słysząc jego reakcję. Stanęli przed drzwiami.
— Jeszcze można uciec — palnął Zeus.
— Jesteście Gryfonami. Gryfiaki są odważne — zaśmiała się Missy.
Zeus pchnął drzwi i gwizdnął. Muzyka rozwalona była na cały głos, ludzi było dość sporo, kilka osób już tańczyło. Butelki alkoholu stały na stolikach. W rogu pomieszczenia paliła się jedna lampa, rzucając mdłe światło. Dexter wyszczerzył się szeroko, gdy ich zobaczył i zerwał się do pionu, kierując w ich stronę pod spojrzeniami potomków Salazara. Tak naprawdę to zaczynał wątpić, czy się pojawią, więc skoro już przyszli, to musiał ich zatrzymać.
— Nieźle się zaczyna — stwierdził Scott.
— Dalej nie wyobrażam sobie wspólnej imprezy — podsumowała Milka. — Włosy ci odstają — dodała do Dracona.
Dorwał się do szklanki, by się w niej obejrzeć. Jęknął rozpaczliwie, przygładzając szybko włosy. Kilku Ślizgonów parsknęło śmiechem, tak jak nowoprzybyli.
— Ja myślę… — zaczął Draco.
— Brawo — mruknął Harry.
Missy i Milka zachichotały, a Malfoy rzekł:
— Gdybyś nie był gościem, to byś oberwał.
— Powodzenia — parsknął Zeus.
— Jeśli chcesz byś drugim Wiewiórem, to dalej — zaśmiała się głośno Missy. — Kolejna szczęka w ścianie mile widziana.
Rozbawiła ich tym stwierdzeniem.
— Wiewiór po prostu nigdy nie umiał się bić — zaśmiał się Dexter i wręcz siłą posadził Milkę na kanapie obok Pansy Parkinson, która nie wyglądała na uszczęśliwioną.
Alison z zaciśniętymi zębami chwyciła Kobrę za rękaw i zaciągnęła go obok siebie. Wysłał jej spojrzenie a’la bazyliszek. Milka, Dexter i Ostry swoimi spojrzeniami zmusili resztę do spoczynku. Organizator stwierdził, że pójdzie po butelki z alkoholem i zmył się pod zrozpaczonymi spojrzeniami kilku osób. Tylko on tutaj wszystkich znał i z każdym rozmawiał. Zapadła cisza. Nagle ktoś odetchnął.
— Dla nas jest to równie dziwna sytuacja jak dla was — rzekł szatyn. Jak wcześniej dowiedzieli się od Malfoya, był to Blaise Zabini. — Ale jak Draco się uprze to nie ma bata.
— Skądś to znamy — stwierdził Zeus.
— To co? Po jednym na rozluźnienie? — rzekł Dexter, pokazując rządek białych zębów.
Zgodzili się bez protestów.

Każdy miał we krwi alkohol, ale nikt się tym nie przejmował. To Blaise Zabini, jako jedyny ze Ślizgonów, poza Dexterem, rozmawiał z nimi na całkowitym luzie. Języki im się rozplątały i gadali bez hamulców. Po jakimś czasie już każdy plótł od rzeczy.
— Jery, bo wylejesz! — krzyknął Draco, kiedy Jeremy Travers trzęsącą się ręką nalewał do kieliszków.
— A co ja poradzę, że za dużo wypiłem i nie mogę trafić — zaśmiał się.
— To jest cenna rzecz, człowieku. Tego nie można wylać — stwierdził Zeus.
— To lejcie wy.
— Ja wuleje… wyleję. Cała ręka mi się telepie — zarechotał Gryfon.
— Gdzie jest Kobra? Kobra! — Dexter wydarł się głośno.
— Po co ci on?
— Nie zauważyłeś? Niezależnie od tego, ile wypije, nigdy nie wyleje — zaśmiał się. — Kobra, do jasnej cholery, gdzie polazłeś?! Umieram! Gdzie jesteś, cholera?! — zawył.
— Za tobą, czubku — odparł z rozbawieniem w towarzystwie… Nicole.
— Eee…
— Przeszkodziłeś nam w kłótni — rzekła dziewczyna, która nie wyglądała na trzeźwą.
— Nic nie było słychać — stwierdził Blaise ze śmiechem.
— Bo… tego… dopiero zaczynaliśmy — czknęła i zatoczyła się lekko. — Potter, trzymaj mnie — jęknęła i uczepiła się jego rękawa.
— Young, nie pij więcej, bo zachowujesz się jak nie ty — powiedział Harry z uniesioną brwią.
— Och, zamknij się — warknęła. — Wcale nie jestem pijana!
— A czy ja to powiedziałem? — Uniósł jedną brew z ironicznym uśmieszkiem.
Chyba doszła do wniosku, że sama się wygadała, więc postanowiła na niego naskoczyć.
— Ty jesteś pijany!
Nie mógł powstrzymać śmiechu.
— Ja się nie muszę niczego ani nikogo — zaznaczył — podtrzymywać.
Spojrzała na niego z niezrozumieniem i zaraz przeniosła wzrok na swoje ręce, które kurczowo przytrzymywały się ramienia chłopaka. Odskoczyła od niego jak oparzona.
— Ja też nie! — Nawet Ślizgoni nie mogli powstrzymać śmiechu, a Pansy Parkinson śmiała się najgłośniej. Chyba także przesadziła z alkoholem. — Och, naprawdę jesteś pijany. — Nicole tupnęła nogą i, nie dopuszczając do siebie innej myśli, usiadła na kanapie.
— Ty jeszcze nie widziałaś go pijanego — zachichotała Missy.
Nic nie odpowiedziała, robiąc minę obrażonej na cały świat. Ostry usiadł na swoim wcześniejszym miejscu z rozbawieniem.
— Nalejesz? — poprosił Alan Nott – brunet z dużymi, niebieskimi oczami, z miną wręcz błagającą.
— A mam wybór? — zaśmiał się, odkręcając butelkę.
— Lata wprawy — stwierdziła z wyszczerzem Milka, gdy nie wylał ani kropli.
— Lata? — Jery uniósł brwi, a blond grzywka opadła na jego zielone oczy.
Milka zaczęła się śmiać.
— To największy alkoholik jakiego znam — wydusiła.
— Nie przesadzaj. — Omawiany wywrócił oczami pod zaskoczonymi spojrzeniami Węży.
Po kim jak po kim, ale po Potterze się tego nie spodziewali. W głębi duszy myśleli, że to poukładany chłopak żyjący w idealnym świecie Gryfolandii, któremu w głowie ratowanie ludzkości, a nie używki.
— Mam ci przypomnieć, kto w wakacje niemal non stop…
— Nie przypominaj mi — przerwał jej szybko, a ona zachichotała.
— Mogę ci więcej przypomnieć.
— Lepiej nie.
Uśmiechnęła się z satysfakcją. W ruch poszły kolejne butelki.

— Wiecie, co wam powiem? — zaśmiał się niespodziewanie Blaise, gdy wszyscy już mieli bardzo dużo promili we krwi. — Świat stanął na głowie.
— A to dlaczego? — spytała Nicole, której odurzenie alkoholem doprowadziło do tego, że śmiała się nawet, gdy coś śmiesznego powiedział jej wróg – Potter – i rozmawiała z Milką o swoim wzroście.
— Pijemy z Potterem. Stał się cud. — Wszyscy wybuchnęli śmiechem. — I powiem wam coś jeszcze. Jest zaje*iście i trzeba to powtórzyć w podobnym towarzystwie.
Kiedy zaczęli klaskać, zarzucił ramię na ramię Kobry, który już też się chwiał, i stuknął się z nim kieliszkiem. Stanowczo za dużo wypili, ale raz się żyje…
— Nie, Blaise, trzeba powiększyć towarzystwo — poprawił go Dexter.
— Stanowczo tak — czknęła Missy. — O Yoma, Szatana, Gejszę, Żyletę i, żeby Kobra nie czuł się samotny, Wdowę.
— A kto to? — zaciekawiła się Victoria Cooper – blondwłosa Ślizgonka o morskich oczach, która uznawana była za ideał dziewczyny i nie było się czemu dziwić.
— Wdowa? To dziew-ewczyna Kobry. Zostawił biedaczkę samą w mugolskim świecie. Mówię wam… świetna laska — odpowiedziała Missy. — Lepiej nie mogłeś wybrać — dodała do Ostrego.
Chłopak przemilczał to, że ostatnio pokłócili się przez telefon. Odległość była zbyt dużym problemem, a Wdowa uważała, że Kobra się nią w ogóle nie interesuje. Rozumiał ją, ponieważ tysiące kilometrów męczyły także i jego, ale nic nie mógł poradzić na to, że telefon prawie w ogóle nie działał.
— Ach, uwielbiam tę piosenkę! — westchnęła Missy z rozmarzeniem i poszła na parkiet, by samotnie okręcać się wokół własnej osi.
Harry obserwował ją z uśmiechem. Wiedział, dlaczego ją uwielbia i sam darzył piosenkę wielką sympatią. To przy niej przysięgli sobie przyjaźń ze względu na wszystko wraz z Żyletą, Gejszą, Yomem i Szatanem. Szakal także należał do tej grupy, lecz po tym, co zrobił Kobrze, przysięga go nie obowiązywała. Nawet nie wiedział, kiedy dziewczyna doskoczyła do niego i ścisnęła go za szyję.
— Wiem, że też ją uwielbiaszw — wyszczerzyła zęby. — Bo to znacząca piosenka i wybraliśmy ją celowo, żeby każdy zapamiętał obietnicę. Ciul z tym, że jeden dupek zapomniał, ale był debilem.
Dexter, Milka i Zeus wymienili między sobą niewiedzące spojrzenia. Wzruszyli ramionami w odpowiedzi na swoje nieme pytanie.
— …Tell me would you kill to save your life? Tell me would you kill to prove you’re right? Crash, crash, burn let it all burn, this hurricane’s chasing us all underground…* — zaśpiewali zgodnie ze śmiechem.
Gdy zakończyli, Missy wybuchnęła chichotem, pod rozbawionym spojrzeniem Gryfona.
— Po prostu to kocham — wyszczerzyła się.
— Mówię wam, ludzie, nie pijcie więcej — zaśmiał się Zeus.
— Cichaj — wytknęła język w jego stronę. — Śpiewamy to nawet na trzeźwo, bo jest to jedna z ważniejszych piosenek w naszym życiu i siedzenie cicho, gdy ona leci, jest przestępstwem.
— Ej! Mam pomysł! — krzyknął niespodziewanie Dexter. — Pamiętacie tę grę, w którą mieliśmy zagrać na koniec wakacji, ale nie byliśmy już w stanie?
Kobra zmarszczył brwi.
— Kości z alkoholem?
— Właśnie — pokazał zęby.
— Ale plansza… — zaczęła Milka.
— Mamy planszę — przerwał jej Ostry. — Z Żyletą mamy tu wszystko — dodał z błyszczącymi oczami, gdy zauważył jej spojrzenie.
— To idź po nią, a my wytłumaczymy reszcie zasady — wyszczerzyła się Missy.
— Chodź ktoś ze mną, bo jak się wypie*dolę to nie będzie miał mnie kto zbierać.
Wszyscy zaśmiali się głośno. Dexter poszedł wraz z nim. Wiedzieli, że zabawa będzie niezła i nie obawiali się, że pewnie większość nie wytrzyma, bo w końcu czego się nie robi dla dobrej imprezy.
Gra w kości z alkoholem polegała na zwykłej grze w kości, lecz na polach było napisane, ile kto pije. Kiedy Ślizgoni przeczytali, co jest napisane w kwadratach, roześmiali się głośno i z chęcią przystali na taką zabawę. Zaczął Alan, który wyrzucił cztery oczka, zmuszając tym samym Blaise’a do wypicia kieliszka trunku. I tak toczyła się gra…
Pansy oparła głowę o ramię Zeusa, nie mogąc już usiedzieć na miejscu, lecz nie tylko ona miała z tym problem. Wszyscy bawili się doskonale, ale alkohol przyćmiewał im umysły.
— Cholera — stęknął Jeremy, gdy znowu musiał wypić kolejkę.
Kobra przytrzymał go za bluzkę, aby nie wyrżnął nosem w blat stolika. Był następny w kolejce, więc rzucił kośćmi. Wszyscy zaśmiali się, gdy wypadło cztery, co oznaczało, że musi tyle wypić. Samo wypicie nie było problemem, ale usiedzenie na kanapie już tak.
— O ja pier*olę… — potrząsnął głową.
Zaśmiali się ponownie.
— Kobra, powiedz mi jedno: czemu ty nie jesteś w Slytherinie, bo nie mogę tego pojąć — rzekł Blaise, energicznie wymachując rękoma.
— Przez Wiewióra — odparł z niezadowoleniem. — Bo byłem idiotą, że go posłuchałem. Mogłem słuchać tej nienormalnej czapki.
— Nie gadaj, że miałeś być w Slytherinie. — Dexter był wyraźnie zdumiony, podobnie jak reszta wychowanków Salazara.
— Miałem.
Wymienili między sobą zaskoczone spojrzenia ponad chłopakiem, który opierał się łokciami o kolana, by utrzymać równowagę.
— Stary, zaje*ię Wiewióra! — jęknął Blaise z załamaniem, zarzucając mu ramię na szyję. — Ten dupek odebrał nam kompana!
— Zaje*ać go! — krzyknął bojowo nagle pobudzony Jery, chwiejąc się na boki.
Draco patrzył na Kobrę z czymś dziwnym. Żal? Pomyślał o tym, że tak ciekawie mogło być już od początku, a nie dopiero w szóstej klasie. W tym momencie klął na Weasleya.
— Jak dla mnie — rzekł nagle pijacko Blaise — od tej imprezy jesteś Ślizgonem, chociaż mieszkasz w Gryfolandii.
Dexter uśmiechnął się ledwo zauważalnie, gdy zrobili Harry’emu pasowanie na Ślizgona, nakładając mu na szyję krawat ich domu i wrócili do gry. Lecz należało zadać sobie pytanie: czy jutro będą o tym pamiętać?

Uchylił powieki, czując na brzuchu i nogach jakiś ciężar. Usłyszał czyjś cichy rechot, więc rozejrzał się za źródłem tego hałasu. Draco i Blaise leżeli na jednym fotelu, opierając się o siebie plecami. Patrzyli w jego stronę z wyraźnym rozbawieniem. Nie wiedział, co ich tak śmieszy, ale ciężar na nogach był nie do wytrzymania. Jak się okazało, przygniatał mu je Scott swoim tyłkiem.
— Zeus — warknął cicho, próbując go z siebie zrzucić. — Bierz tę dupę. — Przez sen przewrócił się na drugi bok, przy okazji z niego schodząc. Zerknął na właściciela ręki leżącej na jego brzuchu i aż jęknął z przerażenia. Dexter i Blaise zarechotali głośniej. — Young? O matko... Young! — warknął.
— Zamknij się, Potter — powiedziała przez sen. Chwila ciszy. — Potter? — Otworzyła szybko oczy i pisnęła cicho, odskakując od niego. — Co ty tu robisz?!
— Och, leżę skacowany. Nie widać? — zironizował.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, najwyraźniej dopiero orientując się, co się wczoraj działo.
— To, że wczoraj z tobą normalnie rozmawiałam nie znaczy, że dzisiaj też tak będzie — powiedziała cicho, by nie wywoływać większego bólu głowy.
— To samo chciałem powiedzieć.
Kiwnęła głową z zadowoleniem, a Zabini i Malfoy parsknęli śmiechem. Po reakcji Blaise’a Harry wywnioskował, że ten nadal jest do niego pokojowy nastawiony, co przyjął z ulgą.
— Kobra — ledwo słyszalny szept. Skąd Missy wzięła się na stole? — Jesteś w stanie podać mi wodę?
— Masz po prawej.
— Och, dzięki. — Nie otwierając oczu, chwyciła butelkę i upiła z niej dużą ilość. Otworzyła swój nieprzytomny narząd wzroku, dostrzegając Blaise’a. — Byłam święcie przekonana, że jestem po imprezie w klubie — rzekła ze zmarszczonymi brwiami. — A to dlaczego?
— Bo zwykle tak kończyliśmy? — zaproponował Ostry.
— Strzał w dychę.
Zaśmiali się cicho, ale dziewczyna zaraz jęknęła.
— Trzeba obudzić całą hołotę — stwierdził Draco.
Kobra od razu wziął się do roboty i kopnął lekko Zeusa w tyłek.
— Scott, twoja matka przyjechała — powiedział.
— Co? Już idę, mamo — zerwał się z paniką.
Przebudzeni zaśmiali się lekko, a on rozejrzał ze zdezorientowaniem. Harry dobrze wiedział, że matka Zeusa wywołuje w chłopaku nagły szacunek, gdyż była nie tylko urodziwą kobietą, ale także stanowczą abstynentką, która nie pochwalała pijaństwa syna. Zaręczał, że się jej nie boi, tylko po prostu chce pokazać szacunek do jej osoby.
Opadł z ulgą na swoje miejsce, dopiero odczuwając skutki wczorajszej balangi.

Na śniadaniu żadne z nich się nie pojawiło, gdyż najzwyczajniej jeszcze wtedy spali. Był weekend, więc nie musieli przejmować się lekcjami. Pomijając to, że pewnie i tak by je sobie odpuścili.
Harry oddał Alanowi krawat z pasowania na Ślizgona i wraz Zeusem dowlekł się w opłakanym stanie do portretu Grubej Damy.
— Kicające króliki — rzekł Scott. — Idiotyczne hasło — dodał z niesmakiem, kiedy łaskawie uchyliła wejście. — Litości — stęknął, gdy dotarł do nich gwar rozmów.
Kobra wzdrygnął się, kiedy nagły huk wdarł się w jego wrażliwe uszy. Gdyby tak teraz… powybijać ich wszystkich. Pomysł wydawał mu się ciekawy, ale nie miał szans na jego realizację. Ze skrzywieniem wszedł do środka. Musieli wzbudzić spore zainteresowanie wśród Gryfonów, gdyż patrzyli na nich jak sępy. Cóż się dziwić… Nie co dzień widzieli Złotego Chłopca w takim stanie.
Któż to chciał narazić się na ich gniew głośnym powitaniem? Nawet nie wiedzieli, ale stwierdzili w myśli, że później odegrają się na tej osobie w sposób bardzo okrutny.
W sypialni panowała niesamowita cisza, którą ubóstwiali.

*30 Seconds To Mars – Hurricane

5 komentarzy:

  1. Czytam tego bloga już któryś raz i nadal mi się nie znudził, jest bardzo wciągający . Jedynie co mi się nie bardo podoba to to że nie ma zdjęć bohaterów , ale to nie jest najważniejsze . Nie umiałabym powiedzieć, który rozdział jest najfajniejszy bo wszystkie są naprawdę bardzo fascynujące .

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    impreza u ślizgonów świetna, dom węża zobaczył, że z Harrym można się pobawić, nie jest jakimś tam świętoszkiem tak jak myśleli, i Nicole pijana bomba…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne opisy, postaci i cholernie ciekawy pomysł. Życzę mnóstwo weny w tworzeniu takich cudeniek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Geniusz nad geniuszami. Najlepsze ff jakie czytałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, ta impreza u ślizgonów świetna, cały dom węża zobaczył, że z Harrym to można się dobrze pobawić, no i nie jest jakimś tam świętoszkiem tak jak cały czas myśleli, no i sama Nicole pijana... bombowo to wszystko wyszło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń