23.07.2012

Rozdział 20 - Krytyczna sytuacja

Obrona przed czarną magią na powrót stała się ulubionym przedmiotem Kobry. Nauczycielka znała się na rzeczy i w skuteczny sposób przekazywała swoją wiedzę. Harry czuł wokół niej jakąś tajemnicę, której pewnie nie chciała nikomu zdradzić, ale najwyraźniej polubiła go jako wychowanka, który szybko przyswaja wiedzę. Był uczniem, któremu zwykle jako pierwszemu udawało się rzucić nowe zaklęcie.
W wolnym czasie dużo ćwiczył. Głównie zwrócił uwagę na animagię i czarnomagiczne zaklęcia, których uczył się w Pokoju Życzeń. Missy, Milka, Dexter i Zeus dzielnie mu towarzyszyli i pomagali jak mogli. Scott szybko zdobył ich zaufanie i wkręcił się do ich grupy. Kłótnie z Nicole powoli stawały się codziennością, a oni z każdym dniem nienawidzili się coraz bardziej. Pierwszy szlaban w jej towarzystwie był dla niego istną katorgą, gdyż obrzucali się obelgami, gdy tylko się dało. Snape’a widywał praktycznie tylko na posiłkach i wszystkich za to błogosławił. Żałował, że marzenia o zawodzie aurora prysły i nie wiedział, co w tej sytuacji zrobi. Stwierdził, że jeśli dożyje, to prawdopodobnie wybierze jakiś mugolski kierunek.
Z przyjaciółmi dużo myślał o tym, jak pozbyć się Voldemorta, bo byli przekonani, że nie wystarczy rzucić w niego zwykłą Avadą Kedavrą. Przeglądali książki, nawet te z Działu Ksiąg Zakazanych, ale nic się pod tym względem nie zmieniło.
Dexter zorganizował wielką imprezę, którą Kobra niestety musiał opuścić, gdyż sprzeczka z Nicole popsuła jego plany i miał w tym czasie szlaban. Missy i Milka nie chciały iść bez niego jako jedyne z innego domu niż Slytherin, a Zeus musiał nadrobić zaległości, których mu się nazbierało w trakcie, gdy wszystko sobie olewał. Na końcu okazało się, że impreza jest tylko dla domu Węża. Draco nie był z tego zadowolony, bo chciał, aby Ślizgoni trochę poznali część ekipy, lecz jego plan nie wypalił.
Ostry i Dexter zwrócili także uwagę na quidditch i jako kapitanowie drużyn śmiali się z tego, kto wygra puchar. Zwykle grali jako wrogowie, ale teraz miało się to zmienić. Syriusz zapewnił Harry’ego w liście, że jakimś sposobem dostanie się do szkoły, by obejrzeć pierwszy mecz pomiędzy Gryffindorem a Ravenclawem. Z ekipą kontaktował się właściwie tylko listownie, gdyż komórka okazała się mało pożyteczna. Codziennie wieczorem wybierał się na Wieżę Astronomiczną, gdzie miał odrobinę zasięgu, by zobaczyć, czy Snajper niczego od niego nie chce. Okazało się, że mężczyzna daje mu spokój w trakcie roku szkolonego, co Harry przyjął ze zdumieniem. Przypomniały mu się jego słowa, że dba o swoich ludzi i najwyraźniej była to prawda.
Zauważył, że powoli odcina się od Gryfonów. Co prawda często rozmawiał w dormitorium z chłopakami, pomijając Rona, który pałał do niego nienawiścią, ale zwykle wracał dość późno. Co chwilę też widywał się z Ginny, szczególnie na treningach quidditcha. Miała do niego całkiem inne podejście niż Ron, czym mile go zaskoczyła. Hermionę natomiast widywał w bibliotece, gdzie szeptem mogli rozmawiać na różne tematy. Starał się nie zerwać całkowicie kontaktu z dziewczynami, gdyż zawsze traktował je jak siostry, chociaż Ginny miała do niego inne podejście. Sam się o tym przekonał, gdy pewnego wieczora razem wracali z treningu.
Nie chcieli trafić na Filcha, więc kiedy usłyszeli na pustym korytarzu kroki, Harry pociągnął rudowłosą dziewczynę do jakiejś pierwszej lepszej klasy.
— Mało brakowało — odetchnęła z ulgą, a on pokiwał głową.
— Czubek, stoi niedaleko. Musimy poczekać.
Usiedli na ławce obok siebie, rozmawiając lekko przyciszonymi głosami, by woźny ich nie usłyszał.
— Jak ci idzie z szukaniem czegoś na Voldemorta? — zapytała cicho, patrząc jak przysuwa sobie nogą krzesło, gdzie postawił stopy.
— Bez zmian — mruknął.
— Z Hermioną trochę się za tym rozglądamy, ale niestety też nic — odparła cicho.
— Takim tempem to nic nie zdziałam — westchnął, podpierając łokcie o kolana.
— Poradzisz sobie — szepnęła i pogłaskała go lekko po plecach.
Odwrócił głowę w jej stronę, dostrzegając smutek w orzechowych oczach. Była stanowczo za blisko. Kiedy chwyciła go za dłoń, postanowił, że nie będzie stwarzał jej złudnych nadziei na coś więcej niż przyjaźń.
— Ginny — zaczął cicho — ja zawsze traktowałem cię tylko jak siostrę. Nie chcę tego zmieniać. — Spuściła wzrok. — Jesteś naprawdę świetną dziewczyną i na pewno znajdziesz kogoś, kto odwzajemni twoje uczucia. Możesz na mnie zawsze liczyć, ale tylko jak na przyjaciela.
Uśmiechnęła się smutno.
— Dobrze, że chociaż nie owijasz w bawełnę — szepnęła.
— Nie chcę ci robić jakiś nadziei, skoro wiem, że to nie wypali.
— Dzięki za szczerość.
            — Nie smuć się. Jeszcze znajdziesz normalnego chłopaka, który nie ma na głowie całego świata.
Zaśmiała się lekko.
— Mogę? — spytała, wystawiając ręce w jego stronę. — Jak do przyjaciela.
— Oczywiście — uśmiechnął się, a ona przytuliła się do niego mocno, choć serce bardzo bolało.

— Nie wiem, gdzie jeszcze można poszukać — głowiła się Hermiona, gdy siedziała z Harrym w bibliotece. — Może napił się jakiegoś eliksiru, może zjadł jakiegoś glona, może transmutował się w nieśmiertelnego węża. Rozwiązań może być setki, dlaczego ten gnojek nadal żyje. Harry, robię, co mogę, ale większość nie trzyma się kupy.
Kobra westchnął.
— Dzięki za wszystko.
— Nie ma za co. Jeszcze nie skończyłam poszukiwań, więc w każdym wolnym czasie będę szukać.
— Hermi, wyluzuj — uśmiechnął się. — Nie możesz non stop siedzieć w książkach.
— Chcę ci pomóc.
— I jestem ci za to dozgonnie wdzięczny, ale zajmij się też sobą. Masz też swoje prywatne sprawy. Może wyłapałaś jakiegoś kolesia…
— Harry! — warknęła i zdzieliła go w ramię, rumieniąc się lekko.
Zachichotał.
— Nie chcę odbierać ci prywatności. Wszystko z umiarem. Ale… ten rumieniec coś znaczy.
— Nic nie znaczy — zapierała się, rumieniąc jeszcze bardziej.
— Hermi — uśmiechnął się jak diabeł — mnie nie oszukasz.
— O co ci chodzi? — zakłopotała się, rozglądając na boki.
— Będę jak baba, ale… Kto to?
— Harry! — warknęła ponownie.
— Oj, przecież widzę po tobie, że coś się dzieje. Chodzisz cała w skowronkach i doszły mnie słuchy, że na historii magii nie robisz notatek tylko bujasz w obłokach. Nie chcesz to nie mów, ale trzymam za ciebie kciuki.
— Dzięki — uśmiechnęła się ciepło. — Fajnie, że mimo tych zmian, mogę na ciebie liczyć.
— Tobie powinienem podziękować, że to zaakceptowałaś.
— Skoro jesteśmy przy tych tematach… Jak z Wdową?
— Trudno to określić po tym, że od miesiąca tylko piszemy do siebie listy i raz kiedyś chwilę porozmawia się przez telefon.
— Musi być wam ciężko w tej sytuacji.
— Cholernie — westchnął. — Czasami chciałoby się trochę pobyć z drugą osobą. No, ale nic na to nie poradzimy.
Uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
— Dobrze, że powiedziałeś Ginny, co do niej czujesz.
— Nie chcę, żeby żyła ze złudną nadzieją. Kogoś na pewno sobie znajdzie. Całe życie przed nią.
— Jesteś wyjątkowym człowiekiem, Harry. I nie chodzi mi o to, kim jesteś, ale jaki jesteś. Cieszę się, że cię poznałam.
— Mogę o tobie powiedzieć to samo — uśmiechnął się.
Jej kąciki ust uniosły się w górę.
— Dzięki. To na czym skończyliśmy, zanim zeszliśmy na tematy damsko-męskie?
Zaśmiał się lekko.

Milka była w wyjątkowo dobrym humorze po otrzymaniu oceny Wybitnej z eliksirów, więc na transmutacji roznosiła ją energia.
— Milka, uspokój się — zaśmiał się cicho Harry siedzący obok, kiedy piała cicho z radości.
— Wyobrażasz sobie minę Nietoperza, gdy nie miał do czego się przyczepić? — pisnęła.
Parvati i Lavender siedzące przed nimi, zerknęły na nich z rozbawieniem.
— Niestety nie — zarechotał.
— Potter!
— Tak, pani profesor? — podskoczył, gdy zauważył nad sobą nauczycielkę.
— Możesz mi powiedzieć, o czym tak zawzięcie dyskutujecie?
— O tym, jakie mogą być skutki źle rzuconego zaklęcia — skłamał gładko.
— Potter, nie opowiadaj mi tu bajek. — Milka zachichotała, więc Kobra spojrzał na nią ostro. — Jeszcze raz zobaczę, że nie słuchasz, to pójdziesz siedzieć do pierwszej ławki.
— A kto tam siedzi? — wychylił się.
— Nie! — Dwa głosy: jego i Nicole.
— Pani profesor, co ja zrobiłam, że mam siedzieć z tym… Potterem? — zerwała się z krzesła.
— No właśnie. Co ona zrobiła, że mam z nią siedzieć? Pani sobie ze mnie jaja robi?
Rozległy się pojedyncze chichoty, a Milka odwróciła głowę w drugą stronę czerwona ze śmiechu na twarzy.
— Nie, Potter. Nie robię sobie z ciebie jaj, jak to określiłeś. Jedno słowo.
— Nie waż się otworzyć gęby — syknęła Nicole w jego stronę.
— Pierwszy raz cię posłucham — odwarknął i zatkał sobie komicznie usta dłonią.
Profesorka odeszła, a on siedział jak zaklęty, ku rozbawieniu niektórych osób. Dexter siedzący ławkę obok powiedział coś do Missy, a ona zachichotała.
— Potter! Do pierwszej ławki!
— To nie ja! — oburzył się. — To Malfoy!
— Tak, to był Malfoy! — krzyknęła szybko Nicole.
— Malfoy, przyznaj się! — Harry natychmiast naskoczył na przyjaciela.
— To nie ja — parsknął.
A co będzie jeszcze siebie wkopywał…
— Ty szujo.
Uczniowie wybuchnęli głośnym śmiechem, a Kobra natychmiast zatkał gębę.
— Potter, szlaban jutro o dziewiętnastej! Siadaj do pierwszej ławki!
— Ale, pani profesor… — jęknęła rozpaczliwie Nicole.
— Spokój! Bierz rzeczy.
— Ale…
— Potter!
Z miną cierpiętnika wziął swoje rzeczy i wstał.
— Krzyżyk na drogę — stwierdził, co uczniowie przyjęli nową dawką śmiechu. — Ja pier*olę — mruknął, gdy stanął przy swojej nowej ławce.
— Coś mówiłeś, Potter?
— Nie — burknął, rzucając rzeczy na ławkę.
— Ty idioto, coś ty narobił? — jęknęła Nicole.
— Z pretensjami do tej ślizgońskiej fretki — syknął, widząc czerwonych ze śmiechu Deana i Seamusa, siedzących za nimi.
— Won na drugi koniec ławki — warknęła.
— Zrobię wszystko, by być jak najdalej od ciebie — odparł ze złością.
Nie miał zamiaru popuścić Dexterowi tej akcji.

— Malfoy, zabiję cię!
— No, sorry, stary!
— Mam w dupie twoje przeprosiny!
— Myślałem, że żartuje!
— To nie myśl następnym razem!
— MALFOY! — Do dwóch męskich głosów dołączył trzeci, kobiecy.
— Nicole, naprawdę przepraszam! Aaaaa! Kobra, nie, błagam!
— Zabiję cię jak kaczkę!
— Bez litości! — dodała dziewczyna. — Ja też chcę go zabić! Zostaw dla mnie połowę roboty!
Zza rogu wypadły trzy osoby: najpierw blondyn z przerażoną miną, następnie brunet z wściekłością wypisaną na twarzy, a całkiem na końcu dziewczyna o ciemnych kasztanowych włosach, równie wściekła, jak osoba biegnąca przed nią.
ŁUP!
Draco stanął jak wmurowany, gdy nie udało mu się umknąć przed zaklęciem.
— Coś ty narobił?! — wrzasnęła na niego z gniewem dziewczyna. — Masz natychmiast iść to wyjaśnić!
Malfoy odwrócił się do nich z wielkimi oczami.
— Idź to odkręcić! — dodał Ostry z furią w oczach.
— Mam zwalić winę na siebie?!
— TAK! — wrzasnęli zgodnie Harry i Nicole.
— Nie mam zamiaru być przez ciebie skazana na towarzystwo tego idioty! — krzyknęła Ślizgonka.
— Przecież…
— Zapie*dalaj! — przerwał mu natychmiast Kobra.
— Albo ci przy*ierdoli! — dodała dziewczyna.
— Dlaczego ja? — parsknął do niej Harry.
— A kto? Ja?! Okay, mam silny cios. — Ostry parsknął z rozbawieniem, a ona wystawiła zęby. — Jeszcze się przekonasz — dodała.
— Chyba śnisz.
— Nie chcę nic mówić, ale od ciebie się zaczęło! — Naskoczyła na Kobrę. — Gdybyś nie gadał, nic by się nie stało!
— To ty mogłaś się z kimś dobrać do pary! — odparował.
Malfoy zaczął się wycofywać, widząc, że ich złość przeszła z niego na osobę naprzeciwko. Ciskali w siebie gromy z oczu, licytując, czyja to wina.
— A TY GDZIE?! — wrzasnęli zgodnie, gdy zauważyli, że Dexter odsunął się kilka metrów.
— Już spokojnie — wtrąciła Missy z obawą. — Pójdę z Dexterem i potwierdzę. Może coś da się zrobić. Kobra — uśmiechnęła się lekko — odwróć się.
Ze zrezygnowaniem zrobił to, o co prosiła i rozszerzył oczy z zaskoczenia. Niedaleko nich stali Syriusz i Remus z lekko uchylonymi ustami i oczami pełnymi rozbawienia.
— Rozejść się! — krzyknęła McGonagall z daleka. — Potter, Malfoy i Young, szlaban!
Harry’emu opadły ramiona, a Łapa i Lunatyk zaśmiali się wesoło.

— Z jakiego powodu tak ci nerwy puściły? — spytał z rozbawieniem Syriusz, gdy część ekipy oraz on z Remusem znaleźli się w jakiejś pustej klasie, gdzie mogli spokojnie porozmawiać.
Harry podrapał się z zakłopotaniem po głowie, a następnie spojrzał morderczo na Dextera, który aż się skulił.
— Przez tego debila muszę siedzieć z osobą, której nienawidzę, z wzajemnością zresztą.
— Z tą dziewczyną? — Kiwnął głową. — Nie wygląda na niemiłą, pomijając dzisiejsze cyrki — stwierdził Syriusz, a Kobra parsknął śmiechem.
— Może i nie wygląda, ale nie raz chciała mi przywalić z pięści. Pisałem wam o tym incydencie w pociągu. To właśnie ona. — Łapa pokręcił głową z rozbawieniem. — To nie jest śmieszne — powiedział Harry ze zmarszczonymi brwiami. — Właśnie dostałem drugi szlaban w ciągu godziny.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
— Widzę, że nie próżnujesz — zaśmiał się Lunatyk, a Kobra wzruszył ramionami z uśmiechem.
— A poza tym to co wy tutaj robicie? — zapytała Milka.
— Ma się jakieś przywileje w Zakonie. Syriusz trochę naściemniał i jesteśmy.
— Ach! — krzyknęła nagle Missy. — Zabiję was! — dodała do Kobry i Dextera, którzy aż podskoczyli.
— Co? — przeraził się blondyn.
— Macie szlaban w ten dzień, gdy miała być impreza! Znowu przepadnie, matoły!
Mężczyźni zarechotali, gdy Draco powiedział ze skrzywieniem:
— Przełożymy.
— Nieczęsto szalejecie — strzelał Syriusz.
— Daj spokój — stęknął Dexter. — Żadnej — zaznaczył — nie było. Jak zorganizowałem wielką balangę, to ten — spojrzał ostro na Harry’ego — miał standardowo szlaban, Zeus nawał pracy, a one — wskazał na dziewczyny — nie chciały przyjść bez nich, bo bały się Ślizgonów.
— Ej! Wcale się nie bałyśmy! — oburzyła się Alison. — Tylko głupio by było być we dwie na imprezie samych Węży. Jak on pójdzie — pokazała palcem na Kobrę — to ja też pójdę, bo on ma najbardziej przekichane w waszym domu.
— To przemów tej całej Young, żeby przestała się na mnie drzeć na środku korytarza — burknął Harry. — To jej wina.
— To kto dzisiaj gadał na lekcji, hę? — parsknęła Missy.
— Ona — pokazał na Alison. — A jak dostałem ostrzeżenie, to wy — wskazał jak obrażone dziecko na Dracona i Nancy. — Przez was ten szlaban. Young tylko podgrzała sytuację. I co? Zatkało?
— Wszyscy są winni tylko nie ty? — zarechotała Milka.
Zastanowił się.
— Tak.
Zaśmiali się.
— Sprzeczki Potter kontra Young to codzienność — rzekła Missy. — Standardowe słowa? Karzeł i idiota wymienne na krasnal i kretyn.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Kobra podrapał się po głowie.
— Ja nie wiem, o co im chodzi. — Malfoy pokręcił głową z niedowierzaniem.
Twarz Ostrego stężała. Odwrócił powoli głowę w stronę blondyna i zmierzył go wściekłym spojrzeniem.
— Ty sugerujesz, że mam się pogodzić z… nią? — warknął. — Chyba cię coś opuściło! Won do McGonagall!
— Dobra już, dobra  — wywrócił oczami i wyszedł, ciągnąc za sobą Missy.
Draco i Nancy nie wracali przez dłuższy czas. Pozostali rozmawiali w tym czasie na różnorodne tematy, dopóki drzwi nie otworzyły się z hukiem.
— Ty! — wrzasnęła Nicole do Harry’ego. Podeszła do niego z wściekłością i zaczęła szarpać go za szatę, trzymając mocno. — Idź do tego kretyna i przyp*erdol mu tak, że w minutę zobaczy cały świat! McGonagall stwierdziła, że mówi to tylko po to, żeby ciebie wybronić i nie cofnie swojej decyzji!
— Dobra, ale… puść mnie! — odwarknął, co uczyniła.
Wyszli z pomieszczenia jak burza.
— MALFOY!
Niepewnie wróciła Missy.
— W krytycznej sytuacji nawet wrogowie się połączą — stwierdziła.
— No wiesz, to w ich interesie leży, żeby nie siedzieli razem — zaśmiała się Milka i wrócili do rozmowy.

Rzeczywiście, decyzji McGonagall nie dało się cofnąć. Chcąc nie chcąc, Harry i Nicole byli na siebie skazani na lekcji transmutacji. Ćwiczenia w parach zwykle kończyły się wielką awanturą i szlabanem. Mimo to wicedyrektorka nie miała zamiaru zmienić zdania. Dean i Seamus mieli niezły ubaw, kiedy szeptem rzucali w siebie różnorodnymi epitetami, często wulgarnymi.
— Potter, szlaban!
— Za co znowu?! — oburzył się gwałtownie.
— Za niecenzuralne słowa!
Zamilkł, słysząc rechot kumpli z dormitorium.
— Jesteś u Filcha stałym bywalcem — rzekła Nicole, uśmiechając się wrednie, gdy nauczycielka nie słyszała.
— Ty też zaraz będziesz — odwdzięczył się.
— Tylko spróbuj mnie wkopać — syknęła z furią.
— A co? Karzełek nie lubi woźnego?
— Potter, ty gnido jedna — powiedziała głośniej niż zamierzała.
— Young, szlaban!
Harry uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc na nią.
— Zabiję cię — syknęła wściekle.
Dean i Seamus dusili się ze śmiechu.
— Thomas i Finnigan, szlaban z Potterem i Young! — McGonagall wychodziła z siebie.
Kobra odwrócił się do tyłu.
— Nie będę skazany na jej towarzystwo. Dzięki.
— Potter! — Oberwał książką po głowie od nauczycielki.
Uczniowie zaśmiali się. Hermiona spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem. Co ta miłość robi z ludźmi…

Drużyna Gryffindoru zebrała się na ostatnim treningu przed pierwszym meczem, który miał się odbyć następnego dnia. Harry spojrzał na wszystkich członków grupy. Po prawej stronie stała Ginny wraz z Deanem Thomasem i Colinem Creevay’em – niespodziewanymi nabytkami drużyny, którzy okazali się być niezłymi ścigającymi. Naprzeciwko kapitana sterczał obrońca, Paul Saldana – siódmoklasista o masie strongmana, która pomagała mu w obronie. Ron zrezygnował ze stanowiska i nawet nie pokazał się na eliminacjach. Dalej stał Scott, który przyszedł dla zabawy i okazał się niesamowitym pałkarzem, oraz Dominic Doyle – czwartoklasista, który miał tyle krzepy jak nikt.
Kobra postanowił nie przemęczać drużyny przed meczem, więc zrobił lekkie ćwiczenia wyrabiające szybkość. Był bardzo zadowolony z grupy, choć tego nie powiedział, by nie spoczęli na laurach. Liczył na to, że dokopią Ślizgonom w meczu finałowym i patrząc na Gryfonów był o tym coraz bardziej przekonany.

2 komentarze:

  1. Hej,
    te kłótnie z Nicole świetne, jak to się mówi od miłości do nienawiści, ale ja sama chciałabym aby był nadal z wdową, ledwo się rok rozpoczął, a już Harry tyle szlabanów ma…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział jest fenomenalny, ledwo się tok rozpoczął a już tyle szlabanów zarobił ;) a te kłótnie z Nicole są rewelacyjne, jak to się mówi od nienawiści fo miłości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń