Postacie w kapturach stały naprzeciwko nich. Nie mogli
dostrzec ich twarzy, ale wiedzieli jedno: wpakowali się w kłopoty i mieli
zamiar uciec jak najszybciej. Pomiędzy nich, z innej uliczki, wpadło dwóch
bijących się meneli, więc dwójka uczniów wykorzystała chwilę dezorientacji i
zaczęła uciekać, wyciągając różdżki.
— Protego! —
krzyknęli zgodnie, kierując patykami za siebie, gdy poleciały w nich pierwsze
zaklęcia.
Odskakiwali i bronili się, pędząc w stronę Pokątnej, która
była tuż za rogiem.
— Crucio!
Zaklęcie przeleciało tuż nad
głową Dextera.
— Expulso!
Ziemia wystrzeliła tuż przed nogami śmierciożerców. Nie
dość, że ludzie to usłyszeli, to Kobra powstrzymał na chwilę napastników.
Rozległa się panika, kiedy wreszcie wpadli na ulicę Pokątną. Wmieszali się w
tłum z mocno bijącymi sercami.
— Gdzie oni są? — sapnął Dexter, patrząc za siebie i nie
widząc śmieriożerców.
— Nie mam pojęcia.
Wpadli na kogoś. Czwórka popleczników Czarnego Pana stała
tuż przed nimi. Krew odpłynęła im z twarzy, gdy chwycili ich za ramiona.
Próbowali się wyrwać, lecz ci wycelowali w nich różdżkami.
— Idealne osoby w idealnym miejscu.
Ludzie byli tak spanikowani atakiem, że nawet ich nie
dostrzegli. Harry i Draco zaczęli się wyrywać, kiedy jeden ze śmierciożerców
sięgnął do Mrocznego Znaku, a Ostry poczuł pierwsze znaki bolącej blizny.
Dexter, wykorzystując pierwszą myśl, jaka wpadła mu do głowy, uderzył poplecznika
Voldemorta pięścią w twarz. Kobra kopnął drugiego między nogi, a uścisk
rozluźnił się na jego ramieniu, gdy tamten zawył z bólu. Rzucili się do dalszej
ucieczki, lecz mieli znikome szanse, więc uchylali się przed zaklęciami, a
następnie rzucili się na szybę do jakiegoś sklepu i wskoczyli do środka. Wpadli
na stolik i, przewracając go, spadli na ziemię. Przez chwilę w pomieszczaniu
panowała cisza, dopóki śmierciożercy nie wskoczyli za nimi.
— Drętwota!
Dwóch padło na ziemię, tracąc przytomność, ale pozostało
jeszcze dwóch. Klienci kawiarenki, jak się okazało, zareagowali natychmiastowo,
oszałamiając ich. Kobra i Dexter odetchnęli zgodnie z ulgą.
— Trzeba poszukać resztę i się stąd zmywać — sapnął Draco.
— Chyba masz rację.
Zerwali się do pionu i wybiegli na zewnątrz, gdzie śmigały
zaklęcia. Musieli dostać się w okolice miejsca, gdzie mieli się spotkać z
pozostałymi. Co chwilę odbijali promienie lub rzucali kolejne klątwy.
— Crucio!
Zaklęcie przeleciało nad nimi, gdy w ostatniej chwili
przeskoczyli przez przewrócony stolik i się za nim schowali. Yom, Wdowa i
Gejsza znaleźli dokładnie tę samą kryjówkę. No tak, przecież byli mugolami i
nie mieli jak się bronić.
— Szybko! Do Dziurawego Kotła! — krzyknął Draco.
Zerwali się do biegu. Kobra i Dexter odbijali lecące w nich
zaklęcia, by nikt przypadkiem nie oberwał.
— Tam są!
W Harry’ego i Dracona poleciały dwa promienie Cruciatusa i
ledwo zdążyli ich uniknąć, lecz nie przewidzieli, że trafią one w resztę
przyjaciół. Yom umknął przed jednym z nich, ale Gejszy się to nie udało. Runęła
na ziemię i, krzycząc głośno, zwijała się z bólu.
— Drętwota! — Dwójka
Hogwartczyków zareagowała natychmiastowo, więc przerwali zaklęcie, eliminując
przeciwnika.
Dziewczyna była blada i, pojękując cicho, zaciskała
powieki.
— Yom, weź ją! Szybko! — krzyknął Harry, rzucając lewitowanym
stołem w śmierciożercę, który chciał ich zaatakować.
Chłopak chwycił wykończoną dziewczynę na ręce i ruszył w
stronę baru. Przed drzwiami Wdowa obejrzała się za swoim chłopakiem i
przyjacielem, lecz oni walczyli z dwoma wrogami kilka metrów od nich.
— Kobra! — krzyknęła, chcąc się cofnąć.
— Uciekajcie!
— Ale…
— Wdowa, poradzą sobie, w przeciwieństwie do nas —
powiedział Yom.
Po chwili wahania wbiegła do środka, gdy zauważyła, że
Ostry powalił jednego z przeciwników. Na szczęście nie zauważyła, że po tym ataku
uderzyło go zaklęcie z innej strony i poraniło mu rękę, gdyż pewnie by go nie
posłuchała. Harry wiedział, że jest na gorszej pozycji, podobnie jak Draco. Nie
umieli magii niewerbalnej, więc nie mogli zaskoczyć przeciwników
niespodziewanym atakiem. Śmierciożercy odbijali każde z ich zaklęć i Hogwartczycy
nie mogli ich pokonać.
BUM!
Wylecieli w powietrze, kiedy nastąpiła eksplozja, która
rozwaliła spory kawał ulicy. Kilka kamieni spadło im na ciała, a kłęby kurzu
unosiły się w powietrzu.
— Ku*wa, złamałem nogę — usłyszał jęk Dextera.
Musiał odkaszlnąć kilka razy, ponieważ opary drażniły mu
gardło. Dopiero po chwili ujrzał Dracona, kiedy kurz trochę opadł. Nogę miał
wygiętą pod dziwnym kątem i cały był pokryty szarym pyłem. Zobaczyli rozbłyski
zaklęć, a obok nich znalazł się Syriusz.
— Zabierz go do domu i tam zostańcie — powiedział szybko do
chrześniaka. — Reszta jest już na miejscu.
Pomógł mu podnieść Dracona.
— Tam mam dojść? — zaśmiał się nerwowo blondyn, widząc tak
wielką odległość.
Spojrzeli na niego. Wyglądał, jakby zaraz miał zejść z tego
świata.
— Dacie radę? — zapytał Łapa.
— Luzik — odparł Kobra i deportował się tuż przed jego
nosem w szarej mgiełce.
Syriusz stał przez chwilę oniemiały i zaskoczony. A ten
skąd, do choinki, umie się deportować w taki sposób i na dodatek bez
charakterystycznego trzasku?! Przelatujące obok niego zaklęcie przywróciło go
do rzeczywistości.
Stanęli w salonie Grimmauld Place 12, gdzie dostrzegli całą
młodzież aktualnie tu mieszkającą. Szatan natychmiast pomógł Kobrze przytrzymać
Dextera, który bladł w oczach.
— Trzeba się nim zająć — rzekła szybko Milka, zrywając się
do pionu.
Położyli go na kanapie.
— Trzeba nastawić kość — dodała Hermiona, prawie tak samo
blada jak Malfoy.
— Może lepiej poczekajmy na resztę — wykrztusiła Ginny.
— Nie wiadomo kiedy wrócą, a z tym nie powinniśmy długo
czekać — stwierdziła z kolei Missy.
— Dajcie mi fajkę — powiedział omawiany. Ekipa parsknęła
śmiechem, słysząc to życzenie w takim stanie. Ostry podał mu całą paczkę.
Gejsza zapaliła papierosa. — Teraz mogę poczekać — stwierdził Draco, ku ich
rozbawieniu.
— Gdzie tu są bandaże i takie pierdoły? — zapytała Milka.
— W kuchni.
— Ty idziesz ze mną — rzekła do Ostrego. — Głowa —
wytłumaczyła.
— Z moją głową nigdy nie było dobrze.
Zarechotała, a on dopiero poczuł, że krwawi. Postanowił jej
się nie sprzeciwiać, gdyż w takich sprawach była drażliwa. Ramię owinęła mu
bandażem, a do głowy przyłożyła lód i kazała go trzymać, gdyż ona chciała zająć
się także Dexterem. Stwierdził, że nie ma zamiaru patrzeć na to, jak naprawia
chłopakowi nogę, gdyż to nie będzie miły widok. Zapalił papierosa i usiadł przy
stole, trzymając lód z tyłu głowy. Spodziewał się, że zaraz przyjdzie tu kilka
osób na czele z Yomem, który, widząc takie sceny, potrafił zemdleć. Nie mylił
się. Chłopak przyszedł jako pierwszy wraz z Wdową, a chwilę później dosiadły
się do nich Ginny i Gejsza. Ron poszedł w innym kierunku, czemu się nie
zdziwili.
— Lepiej mogła poczekać na kogoś bardziej doświadczonego —
stwierdził Yom.
— Nie odważy się. Za dużo od tego zależy — mruknęła Gejsza
i zabrała Ostremu papierosa, by wsadzić sobie do ust. — No już ci oddaję —
dodała do Kobry, kiedy zobaczyła jego minę a’la zbity psiak.
— Ech… Jak wy możecie to palić? — rzekła Wdowa.
— Dobre na stres — odparł Yom. — Uzależnienie. Podziwiam
ludzi, którzy to rzucili.
— Ostatnio palimy stanowczo za dużo — dodała Gejsza.
— Gdzieś się tak pierd*lnął? — skrzywiła się Wdowa, kiedy
Kobra zmienił rękę, gdyż prawa już go bolała od trzymania w górze.
Zgasił niedopałek i mruknął:
— Wynik małej eksplozji.
— Małej? A Malfoy złamał nogę w tej małej eksplozji —
prychnęła Ginny.
Uśmiechnął się słabo. Do kuchni wszedł Syriusz.
— Żyjecie? — Rozległ się zgodny pomruk. Podszedł do
Harry’ego, wziął mu rękę i skrzywił się, sycząc, gdy zobaczył ranę. — Oj,
trzymaj, trzymaj.
Harry parsknął.
— Nie popisałeś się teraz. Wiem to od dziesięciu minut.
Walnął go w ramię, ku wesołości reszty osobników.
— Idę tutaj, bo nie mam zamiaru patrzeć na tortury
skierowane w Dextera — rzekł Żyleta, wchodząc do pomieszczenia.
Ledwo co usiadł, a przyszła reszta młodzieży wraz z
Remusem.
— Dziwny zbieg okoliczności, że akurat zostawiliśmy was
samych i śmierciożercy zaatakowali — rzekł Lunatyk, patrząc na Kobrę, który
spojrzał ukradkiem na Łapę, który z kolei nie miał zamiaru się zlitować.
Westchnął.
— Jakiś koleś zwinął nam paczkę, więc polecieliśmy za nim
i, nie wiedząc kiedy, znaleźliśmy się na Nokturnie, gdzie czekała cała banda.
Szansa na zwianie pojawiła się natychmiast, więc skorzystaliśmy.
Remus i Syriusz wymienili spojrzenia.
— To nie był przypadek — stwierdził ten pierwszy. — Ty i
Draco jesteście najbardziej poszukiwanymi osobami przez śmierciożerców, a
sytuacja mówi sama za siebie. Mieli was najwyraźniej złapać.
— Musimy skazać cię na obecność Dumbledore’a — mruknął
Łapa, choć sam nie pałał chęcią.
Harry skrzywił się lekko, ale kiwnął głową.
— Co z Dexterem?
— Ściągnęliśmy Snape’a, więc się nim zajął.
— To ja się zmywam, bo jakoś nie mam ochoty na oglądanie
fruwającego nietoperza.
Zgodnie się zaśmiali, a on jak powiedział, tak zrobił. Był
już na korytarzu i miał wchodzić po schodach, gdy poczuł niewyobrażalny ból
blizny, a później skroni. Upuścił lód i chwycił się za głowę, by odpędzić
wściekłość Voldemorta od swojego umysłu, co nie było proste. Nie wiedział,
kiedy runął na kolana i zacisnął mocno powieki. Słyszał strzępki krzyków
Riddle’a, a także innych, torturowanych ludzi.
— Crucio!
Czerwony promień uderzający w pierś mężczyzny.
W następnej chwili skupił się na ścianie znajdującej się
naprzeciwko. Skoncentrował się na kolorze, każdym najmniejszym brudzie,
niewielkim wgłębieniu.
— Panie, oni uciekl…
— Zamknij się! Crucio!
— Harry? — cichy, zaniepokojony głos i czyjaś ręka na
ramieniu.
Otworzył zamglone oczy, dostrzegając pełnego obawy
Syriusza, klęczącego przy nim.
— Wy idioci! Jak mógł wam uciec?! Crucio!
— Spieprzaj z mojej głowy, padalcu!
Skupił się maksymalnie i po chwili odczuł niewyobrażalną
ulgę. Głowa cała mu pulsowała, a kiedy uchylił powieki, obraz miał lekko
zamazany.
— Już dobrze? — spytał z troską Syriusz, a on kiwnął lekko
głową.
— Remus miał rację. Szukali nas — mruknął.
— Teraz się tym nie martw — odparł cicho i pomógł mu wstać.
— Mówiłeś, że umiesz oklumencję — rzekł, gdy byli w połowie schodów.
— Ale na razie nie tak bardzo, jak powinienem. Jeśli
odczuwa bardzo silne emocje, jeszcze mam problemy.
Kiwnął głową ze zrozumieniem.
— Jak zdołałeś się deportować, a nikt jeszcze się o tym nie
dowiedział?
— Żyleta nauczył mnie deportacji, włącznie z tą
niewykrywalną.
— Magii też się tam uczycie? — zapytał, patrząc na niego
znacząco.
— Niewiele. Kilka zaklęć, które mogą się przydać do akcji.
I teleportację. Oklumencję sam chciałem, ale jeszcze jednego nie zdążyłem. —
Spojrzał na niego. — Naucz mnie niewerbalnej — poprosił.
Łapa zerknął w jego stronę.
— Zajmiemy się tym.
— Dzięki — uśmiechnął się.
— Coś jeszcze? — zapytał Wąchacz ze śmiechem, gdy zagryzł
wargę. Harry zrobił słodkie oczka. — Na serio chcesz? To zajmuje sporo czasu i
może trwać latami — szybko zrozumiał.
— To nic. Im wcześniej tym lepiej. A kogo mam o to prosić,
jak nie animaga?
— Żebyś później nie marudził.
— I tak wiedziałem, że nie odmówisz.
Syriusz zaśmiał się lekko.
Łapa wrócił do domu z wielkim uśmiechem na twarzy. Tylko
Remus wiedział skąd, ale aktualnie przebywał poza miejscem zamieszkania.
Syriusz wszedł do salonu i dostrzegł, że ekipa najwyraźniej się nudzi, gdyż
grali w wyścigi samochodowe na PlayStation. Aktualnie ścigały się Milka oraz
Missy i szły łeb w łeb. Kobra leżał w fotelu i kibicował tej drugiej, gdyż był
z nią w drużynie, a Gejsza siedziała na oparciu, podając mu kubeł Pepsi.
— Harry, mogę cię prosić na chwilę? — spytał z uśmiechem.
— Tylko wygramolę się spod moich wszystkich leniwych części
ciała.
Zaśmiał się i wrócił do jadalni. Chłopak przyszedł po
chwili i usiadł obok niego.
— Słucham ja cię — powiedział, celowo układając zdanie w
dziwny sposób.
— Twoje wybryki na Pokątnej okazały się dla mnie bardzo
korzystne. — Harry wyszczerzył się na te słowa. — Na polu bitwy widziano
Glizdogona, a to oznacza, że ludzie dowiedzieli się prawdy. Zostałem pośmiertnie
uniewinniony, więc żeby te pośmiertnie
usunąć, byłem w Ministerstwie. Nie muszę się już ukrywać.
Kobra siedział wyraźnie zaskoczony, ale zaraz wyszczerzył
się ponownie.
— I po co były te morały, że nigdzie mnie już samego nie
puścisz? — odparł i uwiesił się na jego szyi z radości.
Był wieczór, a cała ekipa wraz z Remusem i Syriuszem
oglądali film w telewizji. Jakiś horror, jak się okazało. Mrożąca krew w żyłach
muzyka, przerażona ofiara i skradający się napastnik. Nagła cisza.
Niespodziewany dźwięk telefonu. Wdowa wrzasnęła, gdyż
rozległ się tuż przy jej uchu i zerwała się do pozycji siedzącej. Harry i
Żyleta zaczęli się śmiać.
— To tylko sms — uspokoił ją z rozbawieniem Kobra.
— Można dostać zawału!
Po chwili sama zaczęła się śmiać. Ostry wziął telefon ze
stołu i przeczytał smsa.
Nasz
przyjaciel ma dla ciebie prezent. Reszta pewnie chętnie zobaczy.
— Zwijamy się — powiedział, podnosząc się i rozumiejąc
szyfr Szefunia.
— Akcja? — zapytał Szatan, a on potwierdził.
Kobra wiedział, że Lunatyk i Łapa chcieliby zobaczyć, jak
przebiegają akcje, więc zabrali ich ze sobą.
Chwilę później jechali podstawionymi autami do klubu, gdzie
czekał Szefunio. Zaprowadził ich do jakiegoś pokoju, aby nikt ich nie widział i
nie słyszał.
— Zlecenie od Snajpera, więc wiadomo, że idzie Kobra. Do
Londynu przywieziono naszyjnik wart miliony. Chroniony jest jak nie wiadomo co,
nie tylko przez ludzi. Dziesiątki kamer, czujniki. Jest w podziemiach muzeum i
żeby przejść niezauważonym potrzeba cudu. Wszystko jest podłączone pod różne
systemy, więc ich przechwycenie zajmie kilkanaście godzin, a nie mamy tyle
czasu.
— Zostają rury wentylacyjne — stwierdził Yom, a on kiwnął
głową i podał Kobrze plan budynku wraz z przejściami.
— Weź, kogo chcesz i ilu chcesz. Snajper daje ci wolną
rękę. Musi mu zależeć na tym klejnociku, bo sporo płaci. Zabierają go jutro
wieczorem, więc jak noc, to tylko ta.
— Ile te rury mogą mieć szerokości?
— Każdy powinien przejść — stwierdziła Milka, patrząc
Ostremu przez ramię.
— Widzę na planie, że w miejscu, gdzie znajduje się
naszyjnik będę kamery z tego samego systemu, więc jak podasz mi kod to na luzie
pozbędziemy się kamer i będą cały czas pokazywały jedno i to samo, chociaż wy
tam będziecie — rzekła Missy.
— Trzeba znaleźć najkrótszą drogę przez rury i zajmiemy się
tym, żeby nas nie widzieli…
Szefunio uśmiechnął się lekko do Remusa i Syriusza, widząc
ich zdumione miny.
— Gadają jak zawodowcy, nie? — zapytał, a oni kiwnęli
głowami.
— Ile mamy minut od momentu, gdy nas zobaczą do przyjazdu policji?
— Około siedmiu.
— Kto idzie? — Szefunio zwrócił się do Kobry po kilkunastu
minutach obmyślania planu.
— Missy zostaje przy kompie w klubie i na odległość łamie
system, Dexter jako kierowca, a ze mną Gejsza.
— Wystarczy?
— Im mniej tym lepiej, a tutaj przyda się mała waga Gejszy.
— Dobra. Lećcie się przygotować i zainstalujemy wam
kamerki.
W pokoju, korytarz dalej, przebrali się w czarne ciuchy i
rękawiczki, aby nigdzie nie było ich odcisków palców. Gejsza spięła włosy tak,
aby nie przeszkadzały jej w akcji i gdy będzie miała kominiarkę.
— Gdzie kamerka? — zastanowiła się Milka. — Okulary
odpadają, guziki zasłonicie, jak będziecie się czołgać.
— Do kolczyka Gejszy — stwierdziła Wdowa.
— O!
Mikrofony mieli przy specjalnych zegarkach, a słuchawki w
uszach, przyczepione tak, aby nie wypadały. Szatan podał im kominiarki, Gejszy
z wyciętym otworem na ucho, a Yom pistolety. Dexter dostał kluczyki i po
sprawdzeniu, czy wszystko działa, ruszyli na akcję.
Z planu wynikało, że muszą dostać się na szczyt budynku, by
wtedy przejść do wnętrza otworów wentylacyjnych. Wspięli się po drabince,
omijając wszelkie kamery dzięki Missy i znaleźli właz, który zakrywał wejście.
— Podajcie mi kod — rzekła czerwonowłosa przez słuchawki. —
Powinien być z boku, ledwo widoczny.
Zaświecili małe latarki i po chwili znaleźli cyferki, które
jej podali. Właz przesunął się po kilku minutach, więc wsunęli się do środka.
Musieli iść po kolanach, by nie zaryć głową w ściankę rury. Starali się
zachowywać jak najciszej, co nie było wcale takie łatwe. Droga zaczęła biec
delikatnie w dół, a gdy była już prosta, stanęli przed kratą blokującą
przejście. Harry pokazał Gejszy kamerkę, która skierowana była w stronę pokoju,
gdzie musieli się dostać.
— Jeśli ma takie chińskie znaczki, to znaczy, że kamery
rejestrują obraz, ale nie głos.
— Możemy swobodnie gadać — stwierdziła Gejsza.
— Kobra, widzisz te dwa kabelki? Zielony i niebieski —
wtrącił Szatan. — Zamień je miejscami. Na chwilę zniknie obraz, a później
będzie pokazywać to, co teraz.
Kobra zrobił jak kazał, a następnie odkręcił śrubokrętem
gwoździki, które przytrzymywały kratę. W tym czasie Gejsza rozglądała się za
następnymi kamerkami. Pokręciła głową, gdy na nią spojrzał, więc wyciągnął
kratę. Musieli zeskoczyć z jakiś dwóch-trzech metrów, co uczynili. By nie wzbudzić
podejrzeń, musieli przyczepić kratę z powrotem tak, aby później z łatwością ją
ściągnąć. Kobra podsadził dziewczynę, a ona przywiązała ją lekko. Naprzeciwko
była kolejna krata i właśnie przez nią musieli przejść. Ostry znowu podsadził
Gejszę, a ta po chwili była na górze. Przywiązała linę do uchwytu przy rurze i
rzuciła końcówkę Kobrze, aby się po niej wspiął. Przeszli spory kawał i z
gadania Missy wywnioskowali, że są już na parterze. Tak jak poprzednio, zeszli
w dół i już mieli wychodzić przez drzwi, gdy te otworzyły się. Schowali się
szybko w cieniu, wstrzymując oddechy. Jakiś facet rozejrzał się po
pomieszczeniu i zmarszczył brwi, patrząc na zagięty dywan. Harry i Gejsza
rozszerzyli oczy, gdy mężczyzna skierował się w stronę guzika wzywającego
ochronę, lecz nie było mu to dane. Harry zatkał mu od tyłu usta i nos jakąś
szmatką, a ten po chwili osunął się na ziemię nieprzytomny.
— Uff… Dobrze, że o tym nie zapomniałeś — odetchnęła
dziewczyna, gdy domyśliła się, że odurzył kolesia, a następnie wyszli,
zostawiając faceta w cieniu.
Przeszli cicho korytarzami, a później po schodach w dół.
Trafili tylko na jedną kamerkę, czym zajęła się Missy, i raz prawie złapał ich
ochroniarz, ale zdołali się ukryć. Wreszcie dotarli do drzwi pancernych,
których nie mieli szans otworzyć.
— Szukamy kraty — szepnęła Gejsza.
Obeszli pokój od dwóch stron i znaleźli swój cel, choć
musieli iść dookoła. Od razu dostali się na górę. Gdy przedostali się do rury
przy pokoju z naszyjnikiem, zauważyli kolejną kratę. Kiedy przez nią zajrzeli,
uważając na kamerkę znajdującą się przy niej, dostrzegli cel ich wyprawy.
Wymienili spojrzenia, a oczy Gejszy błysnęły. Podali Missy kod, a ta z
łatwością złamała system. Odczepili kratę, a Harry zeskoczył jako pierwszy. Wylądował
i zamarł.
— Lasery — rzekła Gejsza z góry. — Włączyły się.
Wiedziałam, że poszło za łatwo. Masz jeden nad głową, więc nie drgnij.
Usiadł na podłodze, aby mieć więcej przestrzeni dla głowy i
rozejrzał się. Droga do naszyjnika nafaszerowana była laserami.
— Musisz przejść. Ja nie skoczę, bo włączę alarm —
stwierdziła Gejsza. — Przy drzwiach pancernych widzę wyłącznik. Musisz najpierw
tam się dostać.
Ostrożnie wstał, by nie dotknąć zielonych promieni, które
teraz były przekleństwem. Nad pierwszym przeszedł, pod drugim się przeczołgał,
lecz dalej zaczynały się schody, gdyż były podwójne i potrójne. Zaczął
posługiwać się rękoma i resztą ciała.
— Mistrzunio — powiedział cicho Żyleta z uśmiechem, kiedy
przez kolczyk Gejszy widzieli, z jaką zwinnością Harry porusza się między
laserami.
Łapa i Lunatyk przyglądali się całej akcji z wielkim
podziwem. U Gejszy i Kobry nie widzieli żadnych oznak zdenerwowania i strachu
przed konsekwencjami w razie nieudanej akcji. Chłopak właśnie musiał stanąć na
rękach, aby uniknąć lasera, a następnie zrobić mostek. Missy trzymała
zaciśnięte z nerwów pięści, ale z każdym omijanym promieniem przez Harry’ego
jej uśmiech rósł. Wreszcie stanął przy drzwiach pancernych i wyłączył lasery.
Gejsza zeskoczyła swobodnie i podeszli do naszyjnika. Oczy dziewczyny zabłysły
ponownie. Wytworzony był z diamentów, które mieniły się z każdym ruchem
światła.
— Ale cudo — wymsknęło się dziewczynie, lecz zaraz wzięli
się do roboty.
Odkręcili śrubki przy stojaku, aby usunąć zabezpieczenia.
Harry dał Gejszy dostęp, żeby pokazała wszystkie kabelki Szatanowi, który
najbardziej się na tym znał.
— Przetnij zielony i czerwony, a końcówki ze sobą połącz na
przemian — zawyrokował, więc tak uczynili.
Gejsza wciągnęła powietrze, gdy Kobra zamierzył się do
zbicia szyby, ale mu nie przeszkodziła. Trzask łamanego szkła. I cisza.
— Yeah — ucieszyła się, wyciągając czarny woreczek.
— Sprawdźcie, czy nie ma nadajnika — rzekła Missy.
Nie było, co przyjęli z ulgą. Ostry włożył naszyjnik do
woreczka, a następnie skierowali się w stronę, z której przyszli.
Wrócili do klubu z wyraźną ulgą.
— Najlepsza hakerka na ziemi — rzekła Gejsza do Missy, gdy
Kobra pocałował informatyczkę w głowę, a ona uśmiechnęła się szeroko.
— Najlepsi włamywacze na ziemi — odparła ze śmiechem. — A teraz…
pokażcie to cudo — zachwyciła się. — O matko… — westchnęła, gdy Gejsza
wyciągnęła naszyjnik.
Harry patrzył na niego przez chwilę.
— Może mu go nie oddamy, co? — rzekła konspiracyjnym
szeptem Gejsza.
— Jak to sprzedamy, mamy o wiele więcej niż nam oferuje —
dodał Kobra. Wymienili się spojrzeniami pełnymi nadziei. Kobra rozweselił się.
— Wolicie kasę czy życie? — zaśmiał się.
Westchnęli zasmuceni.
Hej,
OdpowiedzUsuńkolejna akcja zakończona sukcesem, Syriusz jest już uniewinniony, to była pułapka, śmierciożercy czekali na nich…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, kolejna akcja zakończyła się sukcesem, Syriusz już został uniewinniony, jak sie okazuje to była pułapka, śmierciożercy na nich czekali tam...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Czemu te komentarze mnie tak okropnie wkurzają?
Usuńbo są prawie identyczne?
UsuńO, witam XD nie sądziłam że nadal ktoś to czyta. Pamiętam jak x lat temu czytałam to po raz 1 i te komentarze Izki/Basi irytowały tak samo jak za drugim razem
UsuńJa czytam już chyba po raz 6 czy nawet 7 i dalej są tak samo wkurzające xD
Usuń