23.07.2012

Rozdział 14 - Sumienie

Pussy rozszerzyła oczy, patrząc na Harry’ego. Doris i Szakal byli zaskoczeni. Gangsterzy opuścili swoje pistolety po jego słowach, a Snajper uśmiechnął się lekko. Kiwnął na niego głową, więc wyszli, zostawiając więźniów samych.
— Koleś leży w szpitalu na obrzeżach miasta. Pierwsze piętro, sala numer dwadzieścia pięć. Wystarczy odciąć kabelek, który dostarcza mu krew. Przed salą pilnuje go policjant. Pójdzie z tobą jeden z moich ludzi. Jak to zrobisz? W ogóle mnie to nie obchodzi. Ważne, żeby nikt nie domyślił się, kto to zrobił. Będę wiedział, czy to zrobiłeś. Jeśli tak, wypuszczę tamtą trójkę i zawrzemy umowę.
— Kiedy?
— Teraz. Masz godzinę. W tym czasie rób, co chcesz. Ja muszę tylko dostać informację o jego śmierci. Czekaj w samochodzie. Zaraz ktoś przyjdzie.
Kiwnął głową i wyszedł. Usiadł za kierownicą swojego auta. Ściągnął okulary i przetarł oczy, a później je zamknął. Zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczył napis Szefunio, więc odebrał.
— Przyjedź do klubu — powiedział mężczyzna. — Może coś wymyślimy.
— Zaraz będę — mruknął, dostrzegając, że zbliża się jeden z ludzi Snajpera. Rozłączył się, gdy  wsiadł do środka. — Jedziemy do Szefunia — powiadomił i ubrał z powrotem okulary.
Ruszył.

— Gdy tylko przyjedzie tu z tym kolesiem, zachowujcie się tak, jakbyście nic nie wiedzieli o zleceniu — rzekł Szefunio, gdy Kobra odpalił silnik.
— Wiesz, jak go z tego wyplątać? — spytała z nadzieją Wdowa.
— Nie mam pojęcia — westchnął.
Zapadła cisza.
— Musi to zrobić — szepnęła Gejsza. — Nie ma innego wyjścia, aby Pussy, Doris i Szakal to przeżyli.
— Po takim świństwie jeszcze musi ratować im tyłki — warknął Szatan.
— Nawet nie możemy ich odbić, bo Kobra za to zapłaci — mruknęła Milka.
Missy wyłączyła laptopa, aby nie było podejrzeń, że cokolwiek widzieli, kiedy Harry stanął przed klubem. Po chwili chłopak wszedł do środka z niemrawą miną. Pionek najwyraźniej został w samochodzie.
— Co masz zamiar zrobić? — zapytał Yom, gdy usiadł.
— A mam jakieś wyjście? Albo ten koleś, albo oni. — Przetarł twarz dłonią. — Przysięga jeszcze nie obowiązuje, więc nie mam wyjścia.
— Po co mu to wszystko? — mruknęła Gejsza.
— Od pierwszej akcji chciał Kobrę u siebie — odparł Szefunio. — Twierdził, że kradzieże i przewozy to małe oczekiwania względem niego.
Harry spojrzał na Remusa i Syriusza, którzy siedzieli bardzo bladzi, patrząc z kolei na niego.
— Szefunio, pożyczysz mi bmkę? — zapytał Ostry po chwili.
— Jasne — odparł i podał mu kluczyki.
Wdowa ścisnęła go lekko za rękę. Chłopak wraz z Żyletą poszedł do pokoju, gdzie mieli sprzęt i ciuchy potrzebne do wszystkich akcji.
— Jak mam tam niezauważalnie wejść? Przecież tam jest pełno ludzi i kamer.
— Kamery są przed budynkiem i w holu — rzekł w zastanowieniu starszy. — Byłem tam kiedyś na akcji, więc trochę się orientuję. Ubierz się w normalne ciuchy. Wejdziesz jakbyś kogoś odwiedzał, ale pójdziesz do pierwszej łazienki od razu po prawej. Kamera nie obejmuje tyłów, więc możesz przez okno dostać się na piętro. Od razu tyłem nie dasz rady, bo jest ogrodzony wysokim murem i ktoś cię zobaczy. Okienko jest niemalże idealnie nad salami z numerami dwadzieścia. Musisz policzyć okna, żeby wiedzieć. Licz od lewej od numeru dwadzieścia. Weź jakąś perukę dla niepoznaki.
Wziął perukę z brązowymi włosami do ramion.
Wyszli.
Chwilę później Harry jechał czarnym bmw w stronę szpitala wraz z pionkiem Snajpera. Stanęli przed budynkiem, który miał co najmniej cztery piętra. Szpital musiał być jednym z najlepszych w okolicy, gdyż prezentował się jak willa czy luksusowy hotel. Ogrodzony był wysokim murem i Kobra doszedł do wniosku, że gdyby nie Żyleta, nie wiedziałby zbyt wiele na temat rozmieszczenia pomieszczeń. Przed wyjazdem rozrysował mu jeszcze miejsce, gdzie była łazienka i mniej więcej sala z odpowiednim numerem.
— Jak ten ktoś wygląda? — zapytał, nakładając perukę. — Żebym nie pozbawił życia nie tej osoby, co miałem.
— Rude włosy, przypakowany, na nosie blizna.
— Okay. Ale idę sam.
Kiwnął głową, a chłopak wyszedł, poprawiając okulary. Skierował się do wejścia z przeźroczystymi szybami. Dyskretnie rozglądał się za kamerami. Jedna była skierowana wprost na drzwi. Peruka była idealnym rozwiązaniem, gdyż istniała mniejsza szansa, że zostanie rozpoznany.
Recepcja znajdowała się po prawej stronie, a obok niej widniały drzwi z tabliczką łazienka męska, do której wszedł niezauważony. Przestronne pomieszczenie z trzema kabinami urządzone było w jasnych odcieniach niebieskiego. Okno widniało nad pierwszą kabiną i znajdowało się dość wysoko. Zamknął się w niej i spuścił klapę, by na nią wejść. Popchnął okno, które otworzyło się ze zgrzytem. Miał nadzieję, że się zmieści, ale przecież nie przez takie przestrzenie się przemieszczał. Podpierając się nogą o ścianę, usiadł na małym parapecie i przedostał głowę na dwór. Okno jego celu było jedno wyżej, a później jedno prawo. Tak jak mówił Żyleta, ściana zbudowana była z wystających kamieni, więc miał ułatwione zadanie. Na dodatek okno było tak nisko, że sam się tym zdziwił. Wyciągnął dwa przyrządy, dzięki którym z łatwością mógł dostać się na górę. Chwilę później już był przy oknie, gdzie leżał facet. Zerknął tam, lecz zaraz się schował, gdy zauważył pielęgniarkę. Przytrzymał się uchwytów i czekał aż wyjdzie z pomieszczenia. Wreszcie zobaczył, że poszła do innej sali, więc stanął na parapecie zewnętrznym i otworzył okno bez problemu, następnie wskakując do środka.
Rudowłosy mężczyzna wyglądał tak, jak opowiadał mu pionek Snajpera. Podłączony był do respiratora i różnych kabelków, których nawet nie potrafił nazwać. Zainteresowała go jednak rurka, przez którą płynęła krew. Odetchnął, a serce waliło mu jak młotem. Wyciągnął z kieszeni nóż i przez materiał koszulki chwycił rurkę, by nie znaleziono jego odcisków palców. Przeciął ją z wahaniem. Kilka kropel spłynęło na pościel. Spojrzał jeszcze raz na faceta, którego w tym momencie pozbawiał życia. Czuł się tak, jakby sam umierał i tylko świadomość, że Pussy na niego liczy, zmusiła go do tego, aby wyjść stąd takim samym sposobem, jakim się tu dostał.
W łazience nadal nikogo nie było, więc wszedł do kabiny bez kłopotu. Wyszedł z toalety. Kiedy otworzył drzwi prowadzące na parking, zobaczył, że lekarze biegną w stronę piętra. W samochodzie ściągnął perukę i ruszył przed siebie.
— Po robocie? — spytał pionek.
— Po — odparł cicho.
Mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem. Harry miał takie wyrzuty sumienia, jak nigdy wcześniej. Coś ściskało go mocno za serce z bólu. Świadomie zabił człowieka. Coś ty zrobił? – Sumienie co chwilę się do niego odzywało. Nie wiedział, kiedy dojechali do klubu, ale w środku czekał na nich Snajper z pełnym satysfakcji uśmiechem.
— Dobra robota — rzekł na wstępie. — Nie było tak źle, prawda? — Harry spojrzał na niego wrogo, siadając naprzeciwko. Snajper kiwnął głową na swoich ludzi, a oni poszli w stronę zaplecza, prawdopodobnie po więźniów. — Teraz jesteśmy kwita. Nadal chcesz Przysięgi? — Kiwnął zaparcie głową. — Okay. — Podali sobie dłonie, a jakiś łysy koleś podszedł do nich z różdżką. — Nie sądziłem, że jednak to zrobisz — rzekł jeszcze.
— Już się zamknij na ten temat i mów — syknął ze złością w odpowiedzi.
Chamsko się zaśmiał, a Harry miał wrażenie, że zaraz zabierze komuś spluwę i odstrzeli mu łeb, tym razem bez skrupułów. Przyrzekł, że odda towar i będzie wykonywał każde zlecenie, poza morderstwami, porwaniami oraz niszczeniem zdrowia innych, chyba że sam będzie chciał to zrobić, jak zaznaczył Snajper. Drugi z kolei przyrzekł, że nie tknie bliskich chłopaka oraz jego samego. Przysięga została zatwierdzona. Pussy, Doris i Szakala przyprowadzono po chwili, choć ledwo trzymali się na nogach.
— Teraz towar — rzekł Snajper. — Gdzie jest?
— Domek kempingowy poza miastem — odparł. — Nie znajdziecie.
— Jedź.
Nawet nie mógł odmówić, bo przepłaciłby to życiem. Wsiadł do bmw wraz z dwoma pionkami, których chciał ze sobą zabrać i ruszył z piskiem opon. Dojechali na miejsce po kwadransie. Weszli do jednego z domków, w którym panował istny syf.
— Rozpie*dolcie tę ścianę — wskazał murek, na którym wisiał obraz.
— Niby czym?
— A co mnie to obchodzi — prychnął, siadając wygodnie w fotelu.
Wzięli drewniane krzesła, kiedy zapalił papierosa, widząc ich poczynania. Kilka uderzeń i ściana pękła, gdyż była, jak się okazało, z płyty. W dziurze znajdowało się kilka worków z małymi saszetkami, w środku których była kokaina. Wzięli torby i wrzucili je do bagażnika bmw, by następnie ruszyć w drogę powrotną. Kiedy mężczyźni wnieśli wszystko do klubu, Snajper uśmiechnął się z zadowoleniem. Pussy i Doris spojrzały na obojętnego Kobrę, a Szakal wydawał się być zaskoczony tym, że chłopak oddaje towar.
— Do końca sierpnia stawiasz się na każde zlecenie. Wiem, że przez dziesięć miesięcy masz mniejsze możliwości, dlatego będę ci dawał więcej czasu. Pierwsza akcja niedługo. Możecie iść.
Harry pomógł wyjść Pussy, a Doris i Szakal wyszli zaraz za nimi. Wsiedli do bmw. Rudowłosa spostrzegła, że chłopak jest blady, dopiero kiedy wsiadł za kierownicę.
— Przepraszam — szepnęła.
— To nie twoja wina — odparł, odpalając auto. Nie odzywali się przez długi czas, dopóki Harry nie dostał smsa. — Przeczytaj — mruknął do Pussy, skupiony na drodze.
— Od Wdowy. Czekają w klubie.
Kiwnął głową i wyłączył kamerkę w okularach, wrzucając je na półeczkę.
Dojechali do klubu i weszli do środka. Szakal i Doris dopiero na znak Kobry, który nie odezwał się do niech ani słowem. Sami nie wiedzieli, co mają w takiej sytuacji zrobić. W drzwiach przywitała go Wdowa, która przytuliła go mocno. Pogładził ją lekko po plecach i ruszył dalej wraz z nią. Brunetka spojrzała wrogo na Szakala i Doris, ale się nie odezwała. Kobra zauważył, że Pussy ledwo idzie, więc chwycił ją na ręce i zaniósł na kanapę. Przy stoliku nikt nie miał chęci na jakąkolwiek rozmowę. Szefunio jednak musiał się zająć Szakalem i Doris.
— Radzę wam nie puścić pary z ust na temat tego, co się tu działo.
— Jasne — powiedział cicho chłopak, wiedząc, jakie panują tu zasady.
— Idźcie już.
Wymienili spojrzenia.
— Kobra, dzięki — dodała cicho Doris, widząc, że chłopak pali papierosa jednego za drugim.
Spojrzał na nich krótko i to wystarczyło, by zrozumieli, że nie chce ich widzieć. Wyszli.
— Chociaż tyle — mruknął pod nosem Yom.

Harry zamknął się w swoim pokoju, twierdząc, że nie ma ochoty na zabawę, czemu się nie dziwili. Wrócili wraz z nim, lecz zostawili go w spokoju. Rozeszli się do swoich pokoi.
Leżał na łóżku, wsłuchując się w głośną muzykę, na której próbował się skupić, aby odgonić wszelkie myśli.
— …Born with no soul, lack of control, cut from the mold of the anti-social, plug them in and turn them on, process the data, make yourself the bomb…*
Nawet powtarzanie tekstu w umyśle nie pomagało tak, jak oczekiwał. Machnięciem różdżki otworzył drzwi, kiedy usłyszał pukanie. Nie mogli wykryć magii, gdyż znajdował się w domu pełnym czarodziei, a poza tym nikt nie wiedział o tym miejscu. Na dodatek umiał tak czarować, że nie mogli go namierzyć, więc robił to bez obaw. Wdowa weszła do środka, zamykając drzwi. Usiadła obok niego, nie przejmując się głośną muzyką. Nie potrzebowała słów, aby domyślić się, że chłopak chce zapomnieć o dzisiejszym dniu. Wsunęła dłoń pod jego koszulkę, głaskając go lekko po brzuchu. W odpowiedzi pogładził ją po odkrytym kolanie. Pochyliła się nad nim i pocałowała delikatnie, by następnie zareagować na coraz brutalniejszą odpowiedź. Czuła, że ledwo się hamował. I czuła, że tego potrzebuje.
— Rób ze mną co chcesz — szepnęła w jego wargi.
Spojrzał jej w oczy, by upewnić się, że naprawdę tego chce. Zmiażdżyła mu usta kolejnym pocałunkiem. Nie odrywając się od niego, weszła na łóżko i położyła na nim, opierając się jedynie na kolanach. Westchnęła, gdy jego dłonie skierowały się na jej pośladki. Zmusił ją do wstania i chwycił różdżkę, którą miał pod ręką.
Colloportus — mruknął, odrywając się na chwilę od jej ust.
Zamek kliknął. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, a w następnej chwili leżała na pościeli. Wplotła palce w jego włosy, gdy zaczął składać pocałunki na jej szyi i dekolcie. Nawet nie wiedziała, kiedy rozpiął guziki od jej bluzki. Usta skierował niżej, kreśląc nieznane szlaczki na brzuchu. Westchnięcie przerodziło się w jęk przyjemności, gdy pocałował ją niespodziewanie w szyję. Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Ich usta złączyły się w pożądliwym pocałunku.
— …This time I'm a let it all come out. This time I'm a stand up and shout. I'm a do things my way, it's my way, my way or the highway…**

Wiedział, że nawet taka noc spędzona z Wdową nie zlikwiduje jego problemów, ale chwilowe zapomnienie bardzo mu się przydało. Spała na jego klatce piersiowej całkowicie naga, a on obejmował ją lekko w pasie i gładził po boku. Mruknęła cicho z przyjemności, kiedy spotkała ją taka pobudka. Podniosła głowę z półprzymkniętymi powiekami i uśmiechem na twarzy. Pocałował ją lekko, na co jej kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej. Przez chwilę wyglądała na zamyśloną.
— Gdy wczoraj zobaczyłam cię z Doris, coś zrozumiałam — szepnęła nieśmiało. — Wiesz… ja… ja chyba… Kocham cię. — Wyglądał na zaskoczonego tym wyznaniem, a ona zagryzła dolną wargę. — Ja wiem, że ty… — dodała cicho, bardzo szybko, ale przerwał jej w połowie zdania:
— Ja ciebie też.
Jej żołądek wywrócił koziołka, a serce zabiło mocniej. Podniosła się lekko ze szczęściem na twarzy. Widząc szeroki uśmiech na jego ustach, przytuliła go mocno, na co on odpowiedział tym samym. I nici z obietnicy, że się nie zakocham…

Ledwo rozumiała, co się wokół niej dzieje, kiedy wracała do swojego pokoju. Cała była wypełniona radością.
— Było aż tak dobrze? — spytała z lekkim rozbawieniem Milka, gdy weszła do pomieszczenia.
— Nie o to chodzi — odparła z uśmiechem. — Chociaż o to też — dodała po chwili z lekkim rumieńcem, co przyjęły z chichotem. — Boże, ja go kocham!
Gejsza, Milka i Missy wydawały się być zaskoczone jej wyznaniem, a ona rzucała się na nie z piskiem.
— Kobrę? — wykrztusiła Missy.
— A kogo innego? — zaśmiała się.
— A on wie?
— Powiedziałam mu.
— A on?
— A on powiedział, że mnie też!
Wymieniły między sobą spojrzenia, a następnie uśmiechnęły się szeroko. Z piskiem rzuciły się na nią, tuląc mocno.

Kolejnego dnia postanowili wybrać się na Pokątną, by zakupić potrzebne rzeczy do Hogwartu. Harry, na prośbę Wdowy, zabrał także ją. Gejsza nie chciała zostać sama z dziewczyn, więc tupnęła nogą i oznajmiła, że idzie z nimi. Szatan oraz Yom stali i patrzyli na nich, gdy znikali w ogniu. Po chwili uśmiechnęli się słodko do Remusa, a ten zaśmiał się i kiwnął na nich głową, by wskakiwali. W Dziurawym Kotle rozdzielili się na grupy. Harry miał iść z Łapą, który był pod wpływem Eliksiru Wielosokowego, oraz Wdową i Missy. Brunetka rozglądała się z zaciekawieniem po ulicy, a jej przyjaciółka mówiła, co i gdzie można znaleźć. Kobra i Syriusz gadali o nowym modelu miotły, którą zobaczyli na wystawie jednego ze sklepów ze sprzętem do quidditcha. Kiedy weszli do księgarni, oczy Missy błysnęły radośnie, gdy dostrzegła półkę z książką o najwybitniejszych kobietach w dziedzinie magii. Dorwała się do niej, taranując przy okazji jakiegoś małolata. Zaśmiali się z niej i rozeszli po księgarni, choć Wdowa trzymała się niedaleko swojego chłopaka.
— Kobra, czy mi się wydaje, czy ta książka ma zęby? — zdumiała się.
— Możliwe — zaśmiał się, odwrócony do niej tyłem i szukając książki do obrony przed czarną magią, zastanawiając się, kto tym razem będzie uczył tego przedmiotu.
— Cześć, Harry! — obok niego pojawił się Dean Thomas w towarzystwie Seamusa Finnigana.
— Cześć, chłopaki.
Wdowa nagle krzyknęła, odskoczyła do tyłu i uczepiła się ramienia Ostrego z wielkimi oczami.
— Ona mnie ugryzła! — wskazała na książkę.
— Przecież mówiłem, że ma zęby — odparł z rozbawieniem.
— Ale już nie dodałeś, że ich używa. Nie śmiej się ze mnie. Ja się na tym nie znam.
— Twoja mina mnie rozwaliła — zaśmiał się.
— Świnia z ciebie.
I odeszła kawałek dalej pod jego rozbawionym spojrzeniem.
— Mugolka? — zapytał Seamus, a on kiwnął głową.
— Ej, nie obrażajcie mnie — oburzyła się, ale widząc ich wesołe miny, zastanowiła się. — Missy, co to znaczy mugolka?
— Osoba pochodząca z niemagicznej rodziny.
— Ach… — wyszczerzyła się do nich i sięgnęła po jakąś książkę. — A animagia?
Kobra pokręcił głową z rozbawieniem i spytał kumpli, jak mijają im wakacje.
Kilka minut później skierowali się do kolejnego sklepu, później kolejnego i jeszcze następnego.
— Ja muszę tutaj iść — oznajmiła Missy, kiedy stanęli przed sklepem z ciuchami.
— O matko — westchnęli zgodnie Harry i Syriusz, gdy Missy i Wdowa tam wkroczyły.
Chcąc nie chcąc, weszli za dziewczynami. Rozwalili się w fotelach, które widocznie czekały na takich facetów jak oni. Co chwilę pokazywały im jakieś ubrania, pytając o zdanie, więc odpowiadali ze znudzeniem. Po jakimś czasie do pomieszczenia weszły Gejsza i Ginny w towarzystwie Remusa i Szatana. Mężczyźni wyglądali na niezadowolonych, lecz rozchmurzyli się, widząc, że nie są jedynymi osobnikami płci męskiej w sklepie. Biegały od przymierzalni do przymierzalni, a oni przybierali coraz dziwniejsze miny i pozycje mówiące o ich znudzeniu.
— A ta? — Wdowa stanęła przed swoim chłopakiem w sukience na ramiączkach w czarno-białą kratę.
— Super, ale zainwestuj też w kolory.
Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.
— Mówisz? — Kiwnął głową. — Mój znak rozpoznawczy to czerń.
— Czarny postarza — wtrąciła się Gejsza. — Kobra ma rację. Pokaż lepiej swoją młodość. — Nie wyglądała na przekonaną. — No chodź… Skoro jemu będziesz się podobała w kolorach, to się poświęć — dodała ciszej, ale i tak ją usłyszeli.
Ostry pokręcił głową i podparł się łokciu.

Kobra i Dexter postanowili, że wejdą do sklepu ze sprzętem do quidditcha. Reszta stwierdziła, że poczekają w sklepie ze składnikami do eliksirów.
— I tak Ślizgoni wygrają — stwierdził Draco.
— W twoich snach? Całkiem możliwe — odparł, gdyż kłócili się o to, kto zwycięży w tym roku.
W sklepie Draco dokonał zakupu sprzętu do prostowania gałęzi. Płacił, kiedy ktoś zwinął mu z blatu paczkę.
— Koleś, to moje! — oburzył się, lecz ten wyszedł, nie zwracając na niego uwagi.
Harry spojrzał najpierw na niego, a później na faceta i uniósł brew. Szybko ruszyli za nim, a Draco zaczął tracić cierpliwość i zaczął drzeć się, biegnąc za nim i szukając różdżki w kieszeni. Stanęli za rogiem, gdzie było bardzo cicho. Dopiero po chwili zorientowali się, że są na Nokturnie.
— Malfoy i Potter, co za niespodzianka.
Przełknęli ślinę, gdy dostrzegli przed sobą śmierciożerców.

*Papa Roach - Dead Cell
**Limp Bizkit - My Way

2 komentarze:

  1. Hej,
    Harry wykonał to zlecenie, ciekawe co to był za gość, i wpadli w pułapkę śmierciożerców…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    świetny rozdział, Harry wykonał to zlecenie, ciekawi mnie co to był za gość, no i co? wpadli w pułapkę śmierciożerców... mam nadzieję, że uda im się wyjść z tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń