Pussy rozszerzyła oczy, patrząc na Harry’ego. Doris i
Szakal byli zaskoczeni. Gangsterzy opuścili swoje pistolety po jego słowach, a
Snajper uśmiechnął się lekko. Kiwnął na niego głową, więc wyszli, zostawiając
więźniów samych.
— Koleś leży w szpitalu na obrzeżach miasta. Pierwsze
piętro, sala numer dwadzieścia pięć. Wystarczy odciąć kabelek, który dostarcza
mu krew. Przed salą pilnuje go policjant. Pójdzie z tobą jeden z moich ludzi.
Jak to zrobisz? W ogóle mnie to nie obchodzi. Ważne, żeby nikt nie domyślił
się, kto to zrobił. Będę wiedział, czy to zrobiłeś. Jeśli tak, wypuszczę tamtą
trójkę i zawrzemy umowę.
— Kiedy?
— Teraz. Masz godzinę. W tym czasie rób, co chcesz. Ja
muszę tylko dostać informację o jego śmierci. Czekaj w samochodzie. Zaraz ktoś
przyjdzie.
Kiwnął głową i wyszedł. Usiadł za kierownicą swojego auta.
Ściągnął okulary i przetarł oczy, a później je zamknął. Zadzwonił telefon. Na
wyświetlaczu zobaczył napis Szefunio,
więc odebrał.
— Przyjedź do klubu — powiedział mężczyzna. — Może coś
wymyślimy.
— Zaraz będę — mruknął, dostrzegając, że zbliża się jeden z
ludzi Snajpera. Rozłączył się, gdy wsiadł do środka. — Jedziemy do
Szefunia — powiadomił i ubrał z powrotem okulary.
Ruszył.
— Gdy tylko przyjedzie tu z tym kolesiem, zachowujcie się
tak, jakbyście nic nie wiedzieli o zleceniu — rzekł Szefunio, gdy Kobra odpalił
silnik.
— Wiesz, jak go z tego wyplątać? — spytała z nadzieją
Wdowa.
— Nie mam pojęcia — westchnął.
Zapadła cisza.
— Musi to zrobić — szepnęła Gejsza. — Nie ma innego
wyjścia, aby Pussy, Doris i Szakal to przeżyli.
— Po takim świństwie jeszcze musi ratować im tyłki —
warknął Szatan.
— Nawet nie możemy ich odbić, bo Kobra za to zapłaci —
mruknęła Milka.
Missy wyłączyła laptopa, aby nie było podejrzeń, że
cokolwiek widzieli, kiedy Harry stanął przed klubem. Po chwili chłopak wszedł
do środka z niemrawą miną. Pionek najwyraźniej został w samochodzie.
— Co masz zamiar zrobić? — zapytał Yom, gdy usiadł.
— A mam jakieś wyjście? Albo ten koleś, albo oni. —
Przetarł twarz dłonią. — Przysięga jeszcze nie obowiązuje, więc nie mam
wyjścia.
— Po co mu to wszystko? — mruknęła Gejsza.
— Od pierwszej akcji chciał Kobrę u siebie — odparł
Szefunio. — Twierdził, że kradzieże i przewozy to małe oczekiwania względem
niego.
Harry spojrzał na Remusa i Syriusza, którzy siedzieli
bardzo bladzi, patrząc z kolei na niego.
— Szefunio, pożyczysz mi bmkę? — zapytał Ostry po chwili.
— Jasne — odparł i podał mu kluczyki.
Wdowa ścisnęła go lekko za rękę. Chłopak wraz z Żyletą
poszedł do pokoju, gdzie mieli sprzęt i ciuchy potrzebne do wszystkich akcji.
— Jak mam tam niezauważalnie wejść? Przecież tam jest pełno
ludzi i kamer.
— Kamery są przed budynkiem i w holu — rzekł w
zastanowieniu starszy. — Byłem tam kiedyś na akcji, więc trochę się orientuję.
Ubierz się w normalne ciuchy. Wejdziesz jakbyś kogoś odwiedzał, ale pójdziesz
do pierwszej łazienki od razu po prawej. Kamera nie obejmuje tyłów, więc możesz
przez okno dostać się na piętro. Od razu tyłem nie dasz rady, bo jest ogrodzony
wysokim murem i ktoś cię zobaczy. Okienko jest niemalże idealnie nad salami z
numerami dwadzieścia. Musisz policzyć okna, żeby wiedzieć. Licz od lewej od
numeru dwadzieścia. Weź jakąś perukę dla niepoznaki.
Wziął perukę z brązowymi włosami do ramion.
Wyszli.
Chwilę później Harry jechał czarnym bmw w stronę szpitala
wraz z pionkiem Snajpera. Stanęli przed budynkiem, który miał co najmniej
cztery piętra. Szpital musiał być jednym z najlepszych w okolicy, gdyż
prezentował się jak willa czy luksusowy hotel. Ogrodzony był wysokim murem i
Kobra doszedł do wniosku, że gdyby nie Żyleta, nie wiedziałby zbyt wiele na
temat rozmieszczenia pomieszczeń. Przed wyjazdem rozrysował mu jeszcze miejsce,
gdzie była łazienka i mniej więcej sala z odpowiednim numerem.
— Jak ten ktoś wygląda? — zapytał, nakładając perukę. —
Żebym nie pozbawił życia nie tej osoby, co miałem.
— Rude włosy, przypakowany, na nosie blizna.
— Okay. Ale idę sam.
Kiwnął głową, a chłopak wyszedł, poprawiając okulary.
Skierował się do wejścia z przeźroczystymi szybami. Dyskretnie rozglądał się za
kamerami. Jedna była skierowana wprost na drzwi. Peruka była idealnym
rozwiązaniem, gdyż istniała mniejsza szansa, że zostanie rozpoznany.
Recepcja znajdowała się po prawej stronie, a obok niej
widniały drzwi z tabliczką łazienka męska,
do której wszedł niezauważony. Przestronne pomieszczenie z trzema kabinami urządzone
było w jasnych odcieniach niebieskiego. Okno widniało nad pierwszą kabiną i
znajdowało się dość wysoko. Zamknął się w niej i spuścił klapę, by na nią
wejść. Popchnął okno, które otworzyło się ze zgrzytem. Miał nadzieję, że się
zmieści, ale przecież nie przez takie przestrzenie się przemieszczał.
Podpierając się nogą o ścianę, usiadł na małym parapecie i przedostał głowę na
dwór. Okno jego celu było jedno wyżej, a później jedno prawo. Tak jak mówił
Żyleta, ściana zbudowana była z wystających kamieni, więc miał ułatwione
zadanie. Na dodatek okno było tak nisko, że sam się tym zdziwił. Wyciągnął dwa
przyrządy, dzięki którym z łatwością mógł dostać się na górę. Chwilę później
już był przy oknie, gdzie leżał facet. Zerknął tam, lecz zaraz się schował, gdy
zauważył pielęgniarkę. Przytrzymał się uchwytów i czekał aż wyjdzie z
pomieszczenia. Wreszcie zobaczył, że poszła do innej sali, więc stanął na
parapecie zewnętrznym i otworzył okno bez problemu, następnie wskakując do
środka.
Rudowłosy mężczyzna wyglądał tak, jak opowiadał mu pionek
Snajpera. Podłączony był do respiratora i różnych kabelków, których nawet nie
potrafił nazwać. Zainteresowała go jednak rurka, przez którą płynęła krew.
Odetchnął, a serce waliło mu jak młotem. Wyciągnął z kieszeni nóż i przez
materiał koszulki chwycił rurkę, by nie znaleziono jego odcisków palców.
Przeciął ją z wahaniem. Kilka kropel spłynęło na pościel. Spojrzał jeszcze raz
na faceta, którego w tym momencie pozbawiał życia. Czuł się tak, jakby sam
umierał i tylko świadomość, że Pussy na niego liczy, zmusiła go do tego, aby
wyjść stąd takim samym sposobem, jakim się tu dostał.
W łazience nadal nikogo nie było, więc wszedł do kabiny bez
kłopotu. Wyszedł z toalety. Kiedy otworzył drzwi prowadzące na parking,
zobaczył, że lekarze biegną w stronę piętra. W samochodzie ściągnął perukę i
ruszył przed siebie.
— Po robocie? — spytał pionek.
— Po — odparł cicho.
Mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem. Harry miał takie
wyrzuty sumienia, jak nigdy wcześniej. Coś ściskało go mocno za serce z bólu.
Świadomie zabił człowieka. Coś ty zrobił? –
Sumienie co chwilę się do niego odzywało. Nie wiedział, kiedy dojechali do
klubu, ale w środku czekał na nich Snajper z pełnym satysfakcji uśmiechem.
— Dobra robota — rzekł na wstępie. — Nie było tak źle,
prawda? — Harry spojrzał na niego wrogo, siadając naprzeciwko. Snajper kiwnął
głową na swoich ludzi, a oni poszli w stronę zaplecza, prawdopodobnie po
więźniów. — Teraz jesteśmy kwita. Nadal chcesz Przysięgi? — Kiwnął zaparcie
głową. — Okay. — Podali sobie dłonie, a jakiś łysy koleś podszedł do nich z
różdżką. — Nie sądziłem, że jednak to zrobisz — rzekł jeszcze.
— Już się zamknij na ten temat i mów — syknął ze złością w
odpowiedzi.
Chamsko się zaśmiał, a Harry miał wrażenie, że zaraz
zabierze komuś spluwę i odstrzeli mu łeb, tym razem bez skrupułów. Przyrzekł,
że odda towar i będzie wykonywał każde zlecenie, poza morderstwami, porwaniami
oraz niszczeniem zdrowia innych, chyba że sam będzie chciał to zrobić, jak
zaznaczył Snajper. Drugi z kolei przyrzekł, że nie tknie bliskich chłopaka oraz
jego samego. Przysięga została zatwierdzona. Pussy, Doris i Szakala przyprowadzono
po chwili, choć ledwo trzymali się na nogach.
— Teraz towar — rzekł Snajper. — Gdzie jest?
— Domek kempingowy poza miastem — odparł. — Nie
znajdziecie.
— Jedź.
Nawet nie mógł odmówić, bo przepłaciłby to życiem. Wsiadł
do bmw wraz z dwoma pionkami, których chciał ze sobą zabrać i ruszył z piskiem
opon. Dojechali na miejsce po kwadransie. Weszli do jednego z domków, w którym
panował istny syf.
— Rozpie*dolcie tę ścianę — wskazał murek, na którym wisiał
obraz.
— Niby czym?
— A co mnie to obchodzi — prychnął, siadając wygodnie w
fotelu.
Wzięli drewniane krzesła, kiedy zapalił papierosa, widząc
ich poczynania. Kilka uderzeń i ściana pękła, gdyż była, jak się okazało, z płyty.
W dziurze znajdowało się kilka worków z małymi saszetkami, w środku których
była kokaina. Wzięli torby i wrzucili je do bagażnika bmw, by następnie ruszyć w
drogę powrotną. Kiedy mężczyźni wnieśli wszystko do klubu, Snajper uśmiechnął
się z zadowoleniem. Pussy i Doris spojrzały na obojętnego Kobrę, a Szakal
wydawał się być zaskoczony tym, że chłopak oddaje towar.
— Do końca sierpnia stawiasz się na każde zlecenie. Wiem,
że przez dziesięć miesięcy masz mniejsze możliwości, dlatego będę ci dawał
więcej czasu. Pierwsza akcja niedługo. Możecie iść.
Harry pomógł wyjść Pussy, a Doris i Szakal wyszli zaraz za
nimi. Wsiedli do bmw. Rudowłosa spostrzegła, że chłopak jest blady, dopiero
kiedy wsiadł za kierownicę.
— Przepraszam — szepnęła.
— To nie twoja wina — odparł, odpalając auto. Nie odzywali
się przez długi czas, dopóki Harry nie dostał smsa. — Przeczytaj — mruknął do
Pussy, skupiony na drodze.
— Od Wdowy. Czekają w klubie.
Kiwnął głową i wyłączył kamerkę w okularach, wrzucając je
na półeczkę.
Dojechali do klubu i weszli do środka. Szakal i Doris
dopiero na znak Kobry, który nie odezwał się do niech ani słowem. Sami nie
wiedzieli, co mają w takiej sytuacji zrobić. W drzwiach przywitała go Wdowa,
która przytuliła go mocno. Pogładził ją lekko po plecach i ruszył dalej wraz z
nią. Brunetka spojrzała wrogo na Szakala i Doris, ale się nie odezwała. Kobra
zauważył, że Pussy ledwo idzie, więc chwycił ją na ręce i zaniósł na kanapę.
Przy stoliku nikt nie miał chęci na jakąkolwiek rozmowę. Szefunio jednak musiał
się zająć Szakalem i Doris.
— Radzę wam nie puścić pary z ust na temat tego, co się tu
działo.
— Jasne — powiedział cicho chłopak, wiedząc, jakie panują
tu zasady.
— Idźcie już.
Wymienili spojrzenia.
— Kobra, dzięki — dodała cicho Doris, widząc, że chłopak
pali papierosa jednego za drugim.
Spojrzał na nich krótko i to wystarczyło, by zrozumieli, że
nie chce ich widzieć. Wyszli.
— Chociaż tyle — mruknął pod nosem Yom.
Harry zamknął się w swoim pokoju, twierdząc, że nie ma
ochoty na zabawę, czemu się nie dziwili. Wrócili wraz z nim, lecz zostawili go
w spokoju. Rozeszli się do swoich pokoi.
Leżał na łóżku, wsłuchując się w głośną muzykę, na której
próbował się skupić, aby odgonić wszelkie myśli.
— …Born with no soul,
lack of control, cut from the mold of the anti-social, plug them in and turn
them on, process the data, make yourself the bomb…*
Nawet powtarzanie tekstu w umyśle nie pomagało tak, jak
oczekiwał. Machnięciem różdżki otworzył drzwi, kiedy usłyszał pukanie. Nie
mogli wykryć magii, gdyż znajdował się w domu pełnym czarodziei, a poza tym
nikt nie wiedział o tym miejscu. Na dodatek umiał tak czarować, że nie mogli go
namierzyć, więc robił to bez obaw. Wdowa weszła do środka, zamykając drzwi.
Usiadła obok niego, nie przejmując się głośną muzyką. Nie potrzebowała słów,
aby domyślić się, że chłopak chce zapomnieć o dzisiejszym dniu. Wsunęła dłoń
pod jego koszulkę, głaskając go lekko po brzuchu. W odpowiedzi pogładził ją po
odkrytym kolanie. Pochyliła się nad nim i pocałowała delikatnie, by następnie
zareagować na coraz brutalniejszą odpowiedź. Czuła, że ledwo się hamował. I
czuła, że tego potrzebuje.
— Rób ze mną co chcesz — szepnęła w jego wargi.
Spojrzał jej w oczy, by upewnić się, że naprawdę tego chce.
Zmiażdżyła mu usta kolejnym pocałunkiem. Nie odrywając się od niego, weszła na
łóżko i położyła na nim, opierając się jedynie na kolanach. Westchnęła, gdy
jego dłonie skierowały się na jej pośladki. Zmusił ją do wstania i chwycił
różdżkę, którą miał pod ręką.
— Colloportus —
mruknął, odrywając się na chwilę od jej ust.
Zamek kliknął. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, a w
następnej chwili leżała na pościeli. Wplotła palce w jego włosy, gdy zaczął
składać pocałunki na jej szyi i dekolcie. Nawet nie wiedziała, kiedy rozpiął
guziki od jej bluzki. Usta skierował niżej, kreśląc nieznane szlaczki na
brzuchu. Westchnięcie przerodziło się w jęk przyjemności, gdy pocałował ją niespodziewanie
w szyję. Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, przyciągając go jeszcze bliżej
siebie. Ich usta złączyły się w pożądliwym
pocałunku.
— …This time I'm a let
it all come out. This time I'm a stand up and shout. I'm a do things my way,
it's my way, my way or the highway…**
Wiedział, że nawet taka noc spędzona z Wdową nie zlikwiduje
jego problemów, ale chwilowe zapomnienie bardzo mu się przydało. Spała na jego
klatce piersiowej całkowicie naga, a on obejmował ją lekko w pasie i gładził po
boku. Mruknęła cicho z przyjemności, kiedy spotkała ją taka pobudka. Podniosła
głowę z półprzymkniętymi powiekami i uśmiechem na twarzy. Pocałował ją lekko,
na co jej kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej. Przez chwilę wyglądała na
zamyśloną.
— Gdy wczoraj zobaczyłam cię z Doris, coś zrozumiałam —
szepnęła nieśmiało. — Wiesz… ja… ja chyba… Kocham cię. — Wyglądał na
zaskoczonego tym wyznaniem, a ona zagryzła dolną wargę. — Ja wiem, że ty… —
dodała cicho, bardzo szybko, ale przerwał jej w połowie zdania:
— Ja ciebie też.
Jej żołądek wywrócił koziołka, a serce zabiło mocniej.
Podniosła się lekko ze szczęściem na twarzy. Widząc szeroki uśmiech na jego ustach,
przytuliła go mocno, na co on odpowiedział tym samym. I nici z obietnicy, że
się nie zakocham…
Ledwo rozumiała, co się wokół niej dzieje, kiedy wracała do
swojego pokoju. Cała była wypełniona radością.
— Było aż tak dobrze? — spytała z lekkim rozbawieniem
Milka, gdy weszła do pomieszczenia.
— Nie o to chodzi — odparła z uśmiechem. — Chociaż o to też
— dodała po chwili z lekkim rumieńcem, co przyjęły z chichotem. — Boże, ja go
kocham!
Gejsza, Milka i Missy wydawały się być zaskoczone jej
wyznaniem, a ona rzucała się na nie z piskiem.
— Kobrę? — wykrztusiła Missy.
— A kogo innego? — zaśmiała się.
— A on wie?
— Powiedziałam mu.
— A on?
— A on powiedział, że mnie też!
Wymieniły między sobą spojrzenia, a następnie uśmiechnęły
się szeroko. Z piskiem rzuciły się na nią, tuląc mocno.
Kolejnego dnia postanowili wybrać się na Pokątną, by
zakupić potrzebne rzeczy do Hogwartu. Harry, na prośbę Wdowy, zabrał także ją.
Gejsza nie chciała zostać sama z dziewczyn, więc tupnęła nogą i oznajmiła, że
idzie z nimi. Szatan oraz Yom stali i patrzyli na nich, gdy znikali w ogniu. Po
chwili uśmiechnęli się słodko do Remusa, a ten zaśmiał się i kiwnął na nich
głową, by wskakiwali. W Dziurawym Kotle rozdzielili się na grupy. Harry miał
iść z Łapą, który był pod wpływem Eliksiru Wielosokowego, oraz Wdową i Missy.
Brunetka rozglądała się z zaciekawieniem po ulicy, a jej przyjaciółka mówiła,
co i gdzie można znaleźć. Kobra i Syriusz gadali o nowym modelu miotły, którą
zobaczyli na wystawie jednego ze sklepów ze sprzętem do quidditcha. Kiedy
weszli do księgarni, oczy Missy błysnęły radośnie, gdy dostrzegła półkę z
książką o najwybitniejszych kobietach w dziedzinie magii. Dorwała się do niej,
taranując przy okazji jakiegoś małolata. Zaśmiali się z niej i rozeszli po
księgarni, choć Wdowa trzymała się niedaleko swojego chłopaka.
— Kobra, czy mi się wydaje, czy ta książka ma zęby? —
zdumiała się.
— Możliwe — zaśmiał się, odwrócony do niej tyłem i szukając
książki do obrony przed czarną magią, zastanawiając się, kto tym razem będzie
uczył tego przedmiotu.
— Cześć, Harry! — obok niego pojawił się Dean Thomas w
towarzystwie Seamusa Finnigana.
— Cześć, chłopaki.
Wdowa nagle krzyknęła, odskoczyła do tyłu i uczepiła się
ramienia Ostrego z wielkimi oczami.
— Ona mnie ugryzła! — wskazała na książkę.
— Przecież mówiłem, że ma zęby — odparł z rozbawieniem.
— Ale już nie dodałeś, że ich używa. Nie śmiej się ze mnie.
Ja się na tym nie znam.
— Twoja mina mnie rozwaliła — zaśmiał się.
— Świnia z ciebie.
I odeszła kawałek dalej pod jego rozbawionym spojrzeniem.
— Mugolka? — zapytał Seamus, a on kiwnął głową.
— Ej, nie obrażajcie mnie — oburzyła się, ale widząc ich
wesołe miny, zastanowiła się. — Missy, co to znaczy mugolka?
— Osoba pochodząca z niemagicznej rodziny.
— Ach… — wyszczerzyła się do nich i sięgnęła po jakąś
książkę. — A animagia?
Kobra pokręcił głową z rozbawieniem i spytał kumpli, jak
mijają im wakacje.
Kilka minut później skierowali się do kolejnego sklepu,
później kolejnego i jeszcze następnego.
— Ja muszę tutaj iść — oznajmiła Missy, kiedy stanęli przed
sklepem z ciuchami.
— O matko — westchnęli zgodnie Harry i Syriusz, gdy Missy i
Wdowa tam wkroczyły.
Chcąc nie chcąc, weszli za dziewczynami. Rozwalili się w
fotelach, które widocznie czekały na takich facetów jak oni. Co chwilę
pokazywały im jakieś ubrania, pytając o zdanie, więc odpowiadali ze znudzeniem.
Po jakimś czasie do pomieszczenia weszły Gejsza i Ginny w towarzystwie Remusa i
Szatana. Mężczyźni wyglądali na niezadowolonych, lecz rozchmurzyli się, widząc,
że nie są jedynymi osobnikami płci męskiej w sklepie. Biegały od przymierzalni
do przymierzalni, a oni przybierali coraz dziwniejsze miny i pozycje mówiące o
ich znudzeniu.
— A ta? — Wdowa stanęła przed swoim chłopakiem w sukience
na ramiączkach w czarno-białą kratę.
— Super, ale zainwestuj też w kolory.
Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.
— Mówisz? — Kiwnął głową. — Mój znak rozpoznawczy to czerń.
— Czarny postarza — wtrąciła się Gejsza. — Kobra ma rację.
Pokaż lepiej swoją młodość. — Nie wyglądała na przekonaną. — No chodź… Skoro
jemu będziesz się podobała w kolorach, to się poświęć — dodała ciszej, ale i
tak ją usłyszeli.
Ostry pokręcił głową i podparł się łokciu.
Kobra i Dexter postanowili, że wejdą do sklepu ze sprzętem
do quidditcha. Reszta stwierdziła, że poczekają w sklepie ze składnikami do
eliksirów.
— I tak Ślizgoni wygrają — stwierdził Draco.
— W twoich snach? Całkiem możliwe — odparł, gdyż kłócili
się o to, kto zwycięży w tym roku.
W sklepie Draco dokonał zakupu sprzętu do prostowania
gałęzi. Płacił, kiedy ktoś zwinął mu z blatu paczkę.
— Koleś, to moje! — oburzył się, lecz ten wyszedł, nie
zwracając na niego uwagi.
Harry spojrzał najpierw na niego, a później na faceta i
uniósł brew. Szybko ruszyli za nim, a Draco zaczął tracić cierpliwość i zaczął
drzeć się, biegnąc za nim i szukając różdżki w kieszeni. Stanęli za rogiem,
gdzie było bardzo cicho. Dopiero po chwili zorientowali się, że są na
Nokturnie.
— Malfoy i Potter, co za niespodzianka.
Przełknęli ślinę, gdy dostrzegli przed sobą śmierciożerców.
*Papa Roach - Dead Cell
**Limp Bizkit - My Way
Hej,
OdpowiedzUsuńHarry wykonał to zlecenie, ciekawe co to był za gość, i wpadli w pułapkę śmierciożerców…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, Harry wykonał to zlecenie, ciekawi mnie co to był za gość, no i co? wpadli w pułapkę śmierciożerców... mam nadzieję, że uda im się wyjść z tego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza