23.07.2012

Rozdział 11 - Polityka

Hermiona wiedziała jedno: Harry był całkiem innym człowiekiem niż do tej pory myślała. Wiedziała o tym już wcześniej, ale dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo go nie znała. Czasami nawet zastanawiała się, czy kiedykolwiek go poznała, gdyż zaczynała w to wątpić. Niby utrzymywali swoją przyjaźń, ale czuła, że to już nie jest to samo, co kiedyś. Razem z ekipą pili dość sporo, lecz ona częściej odmawiała, podobnie jak Ginny. Ekipa marudziła, ale Kobra się za nimi wstawił, gdyż wiedział, że nie są takimi imprezowiczkami, za co były mu wdzięczne.
                Solenizant został wyciągnięty z towarzystwa po spotkaniu z jakimś kumplem, który koniecznie chciał z nim wypić, więc poszli do baru. Gejsza wróciła z toalety i stanęła przy stoliku, patrząc na Wdowę, która zerknęła na nią pytająco.
— Lepiej pilnuj Kobry.
— Dlaczego?
— W kiblu dwie laski obmyślały plan, jak zaciągnąć go na zaplecze.
Wdowa przemieliła w ustach gumę do żucia pod rozbawionymi spojrzeniami ekipy i lekko zmieszanymi pozostałych.
— Tylko niech cizie spróbują — rzekła wreszcie dziewczyna. — Nie wyjdą z gładkimi twarzyczkami. Gdzie on jest?
— Dalej przy barze z tym kumplem — odparła Gejsza, a ona pokiwała głową z zadowoleniem.
— Ludzie, luzik — wyszczerzyła się Milka do osób spoza ekipy. — Nie krępujcie się. Tutaj nie ma tematów, których nie poruszamy, a sprawy damsko-męskie to wątek numer jeden.
— Ale z Kobrą już chyba nie jest za dobrze — stwierdziła z rozbawieniem Missy, gdy chłopak przecisnął się przez tłum tańczących i stanął lekko niepewnie, by następnie z powrotem się do nich dosiąść.
— Ten koleś chyba ma żołądek bez dna i co wypije od razu wydycha — stwierdził z niemrawą miną.
— Ty lepiej uważaj, bo są tutaj osobniki, które dzisiaj na ciebie polują — zaśmiała się Gejsza, a on machnął zbywająco ręką.
Co z tego, że on miał to gdzieś, skoro osoby atakujące nie? Co chwilę poznawał nowe osoby, które zjawiały się w klubie, więc nie domyślił się, że akurat te dwie rozmówczynie mają wobec niego plany. Zresztą, alkohol trochę zaćmił mu umysł. Nie zwrócił uwagi na duże dekolty i krótkie spódniczki, gdyż miał ich mnóstwo dookoła. Poza tym była Wdowa, która pokazałaby mu znacznie więcej na osobności. Jedna z nich zbliżała się coraz bardziej z każdym nowym tematem, a on był otoczony, gdyż siedział na oparciu kanapy, w trakcie gdy dziewczyny stały naprzeciw niego.
Wdowa nie widziała tej sytuacji, ale Gejsza owszem. Z początku tylko obserwowała. Wszystko robiło się coraz poważniejsze, więc rzekła wreszcie:
— Wdowa, to one.
Podniosła gwałtownie wzrok.
— O wy suki — syknęła i wstała. Ktoś gwizdnął z rozbawieniem. — Wypie*dalać od mojego faceta — dodała i ruszyła w ich stronę.
— Zazdrość z niej bucha — zarechotał Dexter, obserwując dalszy ciąg wydarzeń.
Kobra zauważył, że jedna z dziewczyn już nie ma zamiaru czekać, więc stwierdził, że czas wielki się zwijać. Wstał, ale z uśmiechem ponownie go posadziła i bardzo szybko dostała się zbyt blisko niego. Najpierw skupił się na utrzymaniu równowagi, aby nie spaść na kanapę i dopiero w ostatniej chwili zobaczył, że dzielą ich centymetry.
— Tylko spróbuj, niunia, a wydrapię ci oczy — rozległ się syk tuż za dziewczynami. Odwróciły się szybko. Wdowa wyglądała na opanowaną, choć jej oczy błyszczały złowrogo. — Nie radzę wam mnie denerwować, bo możecie tego gorzko pożałować. On jest mój, więc znajdźcie sobie kogoś innego. — Chwyciła Kobrę za rękę i szepnęła do tej, która chciała go pocałować: — Jeden zły ruch i poharatam twoją śliczną buźkę.
Wyciągnęła lekko zdumionego chłopaka i posadziła go przy stoliku, siadając tuż obok niego.
— Co to było? — spytał z rozbawieniem.
— Do końca imprezy siedzisz tutaj i nie zbliżasz się do żadnej dziewczyny, oprócz tych, z którymi przyszedłeś, na mniej niż metr. — Zastanowiła się, kiedy zaczęli się śmiać, a Kobra parsknął. — Dobra, i tak tego nie zrobisz, ale jak jeszcze raz zobaczę te laski obok ciebie, to będą ofiary w ludziach.
Łapa parsknął śmiechem, kiedy Wdowa wróciła do rozmowy z Szatanem jak gdyby nigdy nic, a chrześniak spojrzał na niego z uniesioną brwią.

Wdowa nie miała przez kilka kolejnych kwadransów powodów do niepokoju, dopóki Harry nie zniknął w tłumie osób. Nie miała co do tego żadnych pretensji, lecz jej mina mówiła sama za siebie, gdy DJ ogłosił:
— Ze specjalnymi życzeniami urodzinowymi dla Kobry od kilku znajomych dziewczyn. Kobra, spójrz na bar.
Jak to było w zwyczaju, spojrzeli wszyscy osobnicy przebywający w klubie.
— No nieźle — zarechotał Żyleta, gdy zobaczył to, co zobaczył.
Trzy dziewczyny bawiły się na barze, by umilić czas solenizantowi. Wdowa odstawiła głośno pusty kieliszek, kiedy ściągnęły bluzki, a ktoś zaczął sikać na nie szampanem.
— Ku*wa, czy obok niego zawsze muszą kręcić się jakieś panienki? — wkurzyła się.
— Nacieszy oczy i wróci do ciebie — zaśmiał się Szatan, a Gejsza spojrzała na niego ostro.
— Nie martw się — powiedziała uspokajająco do przyjaciółki. — Dopóki ma dziewczynę, jest wierny jak pies. To nie jest typ faceta, który myśli o skoku w bok. Widzisz tę blondynę? — wskazała na jakąś dziewczynę siedzącą przy stoliku obok. — Od dwóch lat na niego poluje. Nikt jej nie odmawia, bo ma duże cycki, które pokazuje światu. A Kobra? Nie zwraca na nią uwagi. Tamta w żółtej bluzce — pokazała następną dziewczynę. — Właściwie zwiał jej z łóżka. Dokładniej mówiąc: zaciągnęła go do pokoju, gdy był nachlany, ale zwiał jej przez okno w łazience. Ta z rudnymi lokami. — Na odstrzał poszła kolejna osoba płci żeńskiej. — Podwalała się do niego dość perfidnie. Żeby się odczepiła, upił ją do nieprzytomności. Mogłabym wymieniać jeszcze sporo. Żadnej zdrady, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, a mówi mi dość sporo. Jest na to cholernie cięty, szczególnie teraz. Warto też zaznaczyć, że on nie jest kobieciarzem. To dziewczyny na niego lecą.
— Od kiedy go znam, zastanawia mnie jedno — zaczęła Milka. — Ja od początku widziałam w nim kumpla i nic więcej. A te laski… Dlaczego tak do niego lgną?
Zawahała się.
— Jak go poznałam to myślałam, że wydrapię mu oczy, żeby patrzeć na nie, kiedy tylko będę chciała. — Żyleta i Missy parsknęli śmiechem, a Wdowa uśmiechnęła się delikatnie. — Na serio, nawet go spytałam, czy mogę — zaśmiała się. — Tak na poważnie… Ma do nich podejście, dodajmy do tego wygląd, bo co jak co, ale jest do schrupania. — Milka zaczęła niekontrolowanie chichotać, a Gejsza z rozbawieniem wystawiła w jej stronę język. — Pomnóżmy to przez charakter i kasę. Sprawa wyjaśniona. Założę się, że co druga laska w tym klubie chętnie zaciągnęłaby go gdzieś na ubocze.
Jak gdyby mówiła o pogodzie, upiła łyk soku. Syriusz był lekko zaskoczony jej szczerością i takimi informacjami. Z każdym dniem dowiadywał się o chłopaku coraz więcej ciekawych rzeczy i za każdym razem był coraz bardziej zaskoczony. Gdy grono się trochę pomniejszyło i pozostała tylko część ekipy oraz Remus, zapytał:
— Kim była Doris?
— Doris? — Gejsza wymieniła spojrzenie z Żyletą. — To jego była — mruknęła niechętnie. — Jedyna laska, w którą był zapatrzony jak w bóstwo. Myśleliśmy, że tak samo jest w drugą stronę.
— Więc dlaczego…?
— Ona… — zawahała się. — Nie wiem, czy chce, żebym o tym mówiła, bo…
— Poszła do łóżka z moim przyjacielem — przerwano jej.
Zerknęła z lekkim niepokojem na Kobrę, który przeskoczył przez oparcie i usiadł obok Wdowy.
— Żartujesz?
Pokręcił głową ze zmarszczonymi brwiami.
— Urabiali mnie na kasę przez pół roku.
Łapa aż syknął.
— To ta, co…?
— Tak, byliście świadkami kłótni z nimi. Była suką i tyle. Czegoś mnie to chociaż nauczyło.
— Zawsze taka była — dodała Wdowa. — Kiedyś się z nią przyjaźniłam. Odbiła mi chłopaka w podobny sposób.
— Tacy ludzie nigdy się nie zmieniają — stwierdził Yom.
— A wyszedł z tego tylko plus — podsumowała z uśmiechem Gejsza, patrząc na Wdowę, która usiadła Kobrze na kolanach, a on przytrzymywał ją lekko. Zaczepiła ich jakaś parka i nie zwracali uwagi na rozmowę ekipy. — Nigdy nie miałam zaufania do Doris. Wydawała mi się zawsze jakaś… fałszywa. Ale nie chciałam psuć szczęścia Kobry, chociaż często się z nią kłóciłam. Wdowa jest całkiem inna i jestem pewna, że nie odwali mu takiego numeru. Jest tak samo cięta na zdradę jak on.
— I wiecie, co mi się wydaje? — rzekł Żyleta, zerkając na Harry’ego. — Że Doris poszła w odstawkę. — Powrócili pozostali imprezowicze. — Teraz jest zapatrzony we Wdowę — zakończył.
Ginny spojrzała na śmiejącego się Kobrę, uwięzionego w objęciach Wdowy. Chciała być na jej miejscu, musiała to przyznać. Nie odmówiła toastu, z marną nadzieją, że zapomni o nim i jego zielonych oczach.

— Kobra! Najlepszego! — rozległ się śmiech Pussy, a następnie rudowłosa ścisnęła mocno solenizanta i wycałowała w oba policzki.
Wdowa zachichotała z jej radości.
— Nie jesteś o nią zazdrosna? — spytała cicho z lekkim rozbawieniem Missy.
— O Pussy? Nie — zdziwiła się. — Przecież ją znam i wiem, że się przyjaźnią.
— A że to jego była, to wiesz?
Wypluła sok z ust, a Missy zarechotała.
— Nie wiesz — podsumowała Milka i razem z czerwonowłosą skierowała się na parkiet, by wyhaczyć jakąś parę chłopaków.
Wdowa siedziała z lekko zaskoczoną miną. Szatan zaśmiał się, kiedy wzrokiem odprowadziła Ostrego i Pussy do baru.
— Tylko wtajemniczeni wiedzą, że ze sobą chodzili — rzekł. — Ile ze sobą byli? Jeden dzień? — zwrócił się do Szefunia.
— Na jednej imprezie zaczęli ze sobą chodzić i zerwali — odparł. — Jacy byli zdziwieni, kiedy im o tym powiedzieliśmy następnego dnia.
Ekipa wybuchnęła głośnym śmiechem, a Syriusz i Remus parsknęli z rozbawieniem.
— No cóż — zarechotał Yom. — Utrzymują stosunki kumpel-kumpela i czasami spełniają dla siebie jakieś, często dziwne, przysługi. Zresztą, ostatnio widzieliście jedną.
— Udawał jej faceta i pobił jej byłego? — zaśmiała się Tonks, która miała sporo promili we krwi.
— Dokładnie — zachichotała Gejsza. — Więc wiesz… Luzik — dodała do Wdowy, która odetchnęła.

— A szy ty wiesz, sze wypiliśmy z pięć butlek wószki? — wyseplenił Yom w stronę George’a, który ledwo siedział. — Kobra, szemu nie rodziłeś szę więsej rasy?
Ostry wylał napój z kieliszka, parskając śmiechem.
— I coś ty zrobił? Przez ciebie wylałem ostatni kieliszek — burknął.
— Ty wylałeś, więc ty idziesz po następną butelkę — zarządziła pijackim głosem Wdowa, a on zerwał się do pionu, lecz w efekcie końcowym uderzył kolanem w stolik i runął na oba, tracąc równowagę.
— Nie dojdę — powiedział i uderzył czołem o blat.
— To żeś poszedł jak burza — zarechotała Gejsza, przechylając się na boki.
Syriusz pomógł podnieść się chrześniakowi, gdyż wypił o wiele mniej od niego i jeszcze kontaktował, w przeciwieństwie do niego.
— To co? Koniec picia? — zmartwił się Żyleta.
— Ja ci dam koniec…
Zaśmiali się zgodnie, widząc, że solenizant dopiero się rozkręca. Wyciągnął telefon i zadzwonił.
— Onik, litościwy człeku, przynieś nam butelkę wódki, bo nikt raczej nie dojdzie. — Wybuchnęli zgodnie śmiechem, a on wyszczerzył się głupio. — Przyniesiesz? I love you. Przynieś dwie przy okazji.
Onik przyszedł po chwili wyraźnie rozbawiony.
— Który to wyznawał mi miłość?
— Solenizant — zaśmiał się Fred, a barman podał wskazanej osobie nawet trzy butelki.
— Widzicie? Chcesz jedną, mówisz dwie, a dostajesz trzy. To jest polityka — stwierdził chłopak.
Podziękował dość wylewnie, a gdy mężczyzna odszedł, odkręcił nakrętkę i nalał sobie do kieliszka, nie wylewając ani kropli.
Po toaście rozeszli się po klubie, choć niektórzy przytrzymywali się rzeczy lub ludzi. Wdowa wyciągnęła Kobrę na parkiet. Chichotała w najlepsze z różnych powodów. Wpadła mu w ramiona, gdy zagrano wolniejszą melodię, zarzucając mu ręce na szyję. Ledwo trzymali się na nogach, ale twierdzili, że tańczą. Brunetka nie krępowała się i pocałowała go mocno w usta. Ludzie często spotykali się z takim widokiem, więc nie zwrócili na to większej uwagi. Kiedy się od siebie oderwali, zrozumiała, że Harry jest o wiele bardziej pijany, niż sądziła i musiała go trzymać, żeby się nie przewrócił. Zaprowadziła go do stolika, gdzie wszyscy byli gotowi do dalszego picia. No, nie wszyscy. Yom już spał, podobnie jak Missy. Dexter ledwo zipał, leżąc na kanapie, a bliźniacy wzięli przykład z Yoma. Kobra wyłożył się na sofie. Żyleta zarył głową z stolik, więc Szefunio usadził go na kanapie.
— Jeszcze? — zwrócił się do Ostrego z rozbawieniem, a ten pokręcił głową. Wiedział, że już dłużej nie wytrzyma, więc zamknął oczy i zasnął. — Wszystkiego najlepszego — powiedział jeszcze Szefunio, a Syriusz ze śmiechem nalał im do kieliszków.

Obudził się z wielkim kacem i nie sądził, że szybko go wyleczy. Był w swoim pokoju, lecz nie miał siły się ruszyć. Nie wstaję dzisiaj… Nakrył się szczelniej kołdrą i wtulił bardziej w poduszkę, stwierdzając w myśli, że ma gdzieś obowiązki na dziś. Doszedł do wniosku, że przecież żadnych nie ma i z czystym sumieniem ścisnął poduchę. Akcja…
— Ku*wa — szepnął z bólem.
Rozległ się cichy śmiech. Otworzył jedno oko. Syriusz obserwował go z rozbawieniem.
— Czyżbyś sobie o czymś przypomniał?
— Miałem sobie pospać cały dzień — szepnął Harry.
Zarechotał cicho, lecz chłopak i tak się skrzywił.
— Dostałeś list.
— Od kogo?
— Sumy.
— Nie ma to jak dobicie człowieka z samego rana.
Łapa chrząknął.
— Dochodzi szesnasta.
Rozszerzył oczy.
— Wow. — Akcje miał za trzy godziny. Z ociąganiem przewrócił się na plecy i usiadł, a Łapa podał mu koperty. — Dwie? — zdziwił się Kobra, a on uśmiechnął się lekko.
Krzywiąc się niemiłosiernie, rozdarł papier.

Szanowny Panie Potter,
mamy zaszczyt przekazać Panu wyniki Standardowych Umiejętności Magicznych:
Obrona przed czarną magią – W+
Transmutacja – P
Eliksiry – P
Zielarstwo – P
Opieka nad magicznymi stworzeniami – Z
Astronomia – Z
Historia Magii N
Wróżbiarstwo – N
Zaklęcia – W
Zdał Pan 7/9 przedmiotów. Proszę poinformować o kontynuacji wybranych przedmiotów do 18 sierpnia.
Z poważaniem,
Zastępca Dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart
Minewra McGonagall

— Same Nędzne? — spytał Łapa z uśmiechem.
— Ha, ha, ha — zaśmiał się sztucznie i podał mu list.
— Twoja mina nie mówi, że jesteś zadowolony — stwierdził po przejrzeniu wyników.
— Bo dam Snape’owi satysfakcję i nie będę go nękać na lekcjach.
— Rezygnujesz?
— Nie przyjmuje bez Wybitnych i zatrzymał mi, dupek, drogę do zawodu. No nic… Przeboleję — westchnął i otworzył drugi list.
Aż pisnął, gdy na kołdrę wypadła odznaka kapitana drużyny Gryffindoru. Łapa zaśmiał się i poczochrał go po włosach, gratulując.
— Draco i Hermiona zostali prefektami naczelnymi — dodał.
— Dexter? — uniósł brew. — Gdyby mnie nie bolała głowa, zacząłbym się śmiać. Przecież on zamęczy młodych.
— Tak samo powiedziała Missy, gdy im to przekazał — zaśmiał się Syriusz.
Kobrze zahuczało w głowie.
— Pić…
Łapa ponownie zaczął się śmiać i podał mu butelkę z wodą.

— Wy macie siłę jeszcze wychodzić? — zapytał Remus ze zdumieniem, kiedy Harry, Yom, Szatan i Milka oznajmili, że wychodzą.
— Szefunio ma sprawę — rzekł zbywająco rudzielec.
Za rogiem czekał na nich samochód, którym dojechali do klubu, gdzie zastali Szefunia.
— Na trasie do Birmingham będzie przewożony towar z trzema autami, które są sporo warte. Są transportowane w jednej ciężarówce. Macie dziesięć minut, żeby dostać się do środka i wyjechać nimi na drogę, zanim dostaniecie się z jednego miasta do drugiego. We czwórkę sobie poradzicie?
— Bez problemu.
Wypytali się o szczegóły, a następnie wyszli. Dostali się do piwnicy, gdzie ubrali się w czarne ciuchy. Później skierowali się do podziemnego garażu. Szatan wsiadł za kierownicę czarnego bmw i ruszyli w trasę.
— Yom, wskakujesz na przyczepę? — zapytała Milka.
— Spoko.
— Szatan, kierujesz. Po tym, jak we trójkę dostaniemy się do ciężarówki, trzymaj się niedaleko, w razie gdyby akcja nie wypaliła.
Kiwnął głową.
— Żeby nie było później nieporozumień: Yom, bierzesz pierwszy, Milka drugi, a Kobra trzeci.
Dojechali na wyznaczoną trasę, gdy zadzwonił telefon Harry’ego.
— Ciężarówka dojeżdża do trasy — rzekł Szefunio. — Szukajcie szarej naczepy z napisem Autotrans.
— Okay.
— Widzę ją — powiedziała Milka, więc się rozłączyli.
Nasunęli na twarze kominiarki, a Szatan otworzył dach. Wjechali za ciężarówkę i wyrównali prędkość. Yom wlazł na maskę, a Wujek podjechał jeszcze bliżej pojazdu. Byli na tyle blisko, że chłopak sięgnął do kłódki, którą z łatwością otworzył. Kierowca ciężarówki najwyraźniej nie zauważył, że coś jest nie tak, więc mieli ułatwione zadanie. Yom wskoczył do środka, otwierając drzwi w taki sposób, aby nie było tego widać z przodu. Milka wskoczyła tam zaraz za nim, kiedy tylko kiwnął ręką. Kobra zrobił to po niej. Auta były przyczepione łańcuchami, więc wzięli się za odkluczanie kolejnych kłódek. Yom i Milka wsiedli do pojazdów i odpalili je, łącząc odpowiednie kabelki. Następnie dziewczyna uruchomiła auto Ostrego, który wysunął specjalną blachę, aby samochody mogły swobodnie zjechać. Później szybko wskoczył do samochodu. Szatan odjechał kawałek dalej, aby im nie przeszkodzić. Yom przycisnął pedał gazu i wyjechał z ciężarówki. Milka zrobiła to zaraz za nim. Kobra też się do tego zabierał, kiedy tir zahamował gwałtownie. Dodał gazu i wyjechał na ulicę. Popędzili w stronę, z której przyjechali.
Akcja była udana.

Łapa skierował się w stronę salonu, myśląc o tym, czy Harry już wrócił. Na schodach minął się z Fredem, który powiedział, że ekipa jest w jadalni. Na korytarzu jego matka obrzuciła go obelgami, lecz on nie był jej dłużny. Stanął przed lekko uchylonymi drzwiami, ponieważ chciał zrobić im dowcip.
— …Koleś chyba zorientował się, że coś jest nie tak, bo jak Kobra miał wyjeżdżać, to zahamował, chociaż miał jeszcze kilka kilometrów do miasta — mówiła Milka.
— Ale i tak późno się zorientował, więc luzik. Nie będzie problemów — dodał Szatan.
Zmarszczył brwi i wszedł do środka, zapominając o dowcipie. Ekipa spojrzała na niego szybko.
— Bu — powiedział z rozbawieniem, a oni parsknęli śmiechem. — Co tak spiskujecie?
Nie wiedzieli, ile słyszał i czy w ogóle coś słyszał, więc zażartowali, że mają zamiar udusić Moody’ego we śnie.

— Antony Brucker, dzień dobry. Poranne wiadomości zaczynamy od…
Wdowa ziewnęła szeroko, siedząc wygodnie przy stole i jedząc śniadanie. Starsi domownicy oglądali wiadomości, w których mówiono o polityce.
— … A teraz akcja przestępcza, która wydarzyła się wczorajszego wieczora. Zaatakowany został przewóz samochodów do Birmingham. — Ekipa nagle zainteresowała się informacją. — Oto relacja kierowcy ciężarówki.
— To musieli być profesjonaliści. Dopóki nie zaczęli wyjeżdżać z ciężarówki, nie było słychać żadnych niepokojących oznak. Zorientowałem się, dopiero gdy zobaczyłem dwa auta poza tirem. Trzeci zdążył uciec, zanim zdążyłem się zatrzymać.
— Sprawców nie znaleziono, podobnie jak skradzionych samochodów. Policja bada tę sprawę, lecz nie ma żadnych świadków. Sto sześć lat i nadal w dobrym zdrowiu…
Tym już się nie interesowali. Yom uśmiechnął się z zadowoleniem, dłubiąc w jajecznicy. Syriusz zerknął podejrzliwie na Ostrego, do którego szeroko uśmiechała się Wdowa.
— Zero skuteczności policji. I jak tu czuć się bezpiecznie? — westchnęła Gejsza, kręcąc głową z politowaniem.
Harry uśmiechnął się ledwo zauważalnie, dostrzegając wzrok chrzestnego. Coś mi tu nie gra…

6 komentarzy:

  1. Hej,
    impreza przednia, Syriusz przypadkowo usłyszał na czym polega ich akcja, och czemu Snape nie ma na tych imprezach rozluźniłby się…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pier*olę, czy ty pod każdym postem musisz pisac STRESZCZENIE rozdziału? Wiesz, jakie to denerwujące, Pozdrawiam Serdecznie Basiu?

      Usuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, impreza przednia, Syriusz przypadkowo usłyszał na czym polegają ich akcje, czemu Severus nie ma na tych imprezach rozluźniłby się trochę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fucktycznie, trochę irytują te komentarze. Streszczenie całego rozdziału, w dodatku napisane tak irytującym językiem. Jeez...

      Usuń