23.07.2012

Rozdział 10 - Trzecie dziewiętnaste urodziny

— To prawda?
Harry odwrócił się gwałtownie. Syriusz patrzył na niego z bladą twarzą.
— Nie — powiedział ostro, aby nie okazać strachu.
— Przestań — szepnął Żyleta. Harry spojrzał na niego błagalnie, lecz on rzekł do niego cicho: — Przepraszam. — Przeniósł wzrok na Łapę. — Leje go, gdy tylko coś mu nie pasuje.
— Przestań kłamać — jęknął rozpaczliwie Kobra, ale on nie słuchał.
— Dlatego uciekł, a my już więcej nie chcieliśmy go tam puścić.
— Żyleta…
— Dołączył do ekipy, gdy znalazłem go tak pobitego, że ledwo żył.
Syriusz bladł z każdym jego słowem.
— Coś ty narobił… — szepnął Ostry.
— Ktoś wreszcie musi wyciągnąć cię z tego syfu — rzekł, odwracając się do niego. — A ja nie chcę więcej patrzeć na to, jak przyłazisz do klubu półprzytomny.
Wyszedł, zostawiając ich samych. Harry chciał uciec, lecz Syriusz zatrzymał go, przytrzymując za łokieć.
— Od kiedy? — szepnął, lecz on nie odpowiedział, przestając się jednak wyrywać. — Proszę, powiedz. — Odwrócił go w swoją stronę i dostrzegł jego bladą twarz i ból w oczach pełnych łez.
— Od zawsze — złamał się pod jego spojrzeniem.
— Dlaczego nie powiedziałeś?
— Komu? Tobie? — spytał słabo. — W ogóle cię nie znałem. Nie na tyle, żeby mówić ci coś takiego. Weasleyowie nic nie mogli zrobić, a Remusa znałem tyle, ile ciebie.
— A Dumbledore?
— On…
— Wie? — Nie odpowiedział. — I pozwolił na to? — zdenerwował się. — Powiedz mi. Wszystko — dodał spokojniej.
— Przecież wszystko wiesz — odrzekł, patrząc w ziemię i łamiąc się coraz bardziej pod jego spojrzeniem.
— On ci to zrobił — bardziej stwierdził niż zapytał, chwytając go za rękę, gdzie został ślad po tasaku. Potwierdził to milczeniem. — Kiedy pierwszy raz? — spytał szeptem.
— Nawet nie pamiętam — odparł cicho, nie patrząc na niego. — Zaczynało się od zwykłego klapsa na tyłek. Z czasem doszły inne środki. Czym? Co było pod ręką. — Głos zaczął mu drżeć, a wspomnienia przelatywać przed oczami. — Powody były różne. Zbyt późny powrót do domu, gdy za dużo wypił, coś źle zrobiłem. Zdarzało się bez powodu, bo potrzebował, jak on to określał, czegoś, na czym może się wyżyć. — Syriusz zacisnął powieki w niemej złości. Nie dość, że znęcał się nad nim fizycznie, to jeszcze psychicznie. — Później zazwyczaj zamykał mnie w pokoju albo wyrzucał z domu, często na całą noc. Byłem właśnie w takiej sytuacji, kiedy znalazł mnie Żyleta. Zawiózł mnie do klubu i mi pomógł. Pogadałem z Szefuniem i… zostałem. Często ratowali mi tyłek. Wystarczył cynk do kogoś z nich i podjechali pod dom, gdy było bardzo kiepsko.
Umilkł i dopiero spojrzał na Syriusza, który patrzył na niego pustym wzrokiem.
— Nie próbowałeś się bronić?
— Co mogłem zrobić w porównaniu z tą kupą tłuszczu? — zaśmiał się nerwowo. — Chociaż ostatnio, kilka dni przed ucieczką, miałem przy sobie pistolet. Chciałem, ale spanikowałem. Trochę się wkurzył.
— Wyobrażam sobie to trochę — syknął do siebie Łapa. — Zabiję go. Powieszę go tak, żeby zdychał jak najdłużej. — Był gotów zrobić to natychmiast, ale Harry powstrzymał go z błagalną miną. Animag stwierdził w myśli, że teraz bardziej jest potrzebny chrześniakowi, a ten wieloryb może jeszcze chwilę poczekać. — Skoro uciekłeś, musiał zrobić coś gorszego…
Kobra zawahał się, ale widząc nacisk w jego oczach, ustąpił i rzekł cicho:
            — Nachlał się i rzucił na mnie z tasakiem. — Wypuścił ze świstem powietrze i ruszył w stronę drzwi. — Syriusz — stęknął Harry, rozpaczliwie trzymając go za łokieć. Tylko przez niego Łapa się powstrzymywał. — Proszę cię, zostaw to tak, jak jest. Proszę. Nie chcę, żebyś przeze mnie miał znowu problemy. Ostatnie wakacje i będę miał spokój.
Na te słowa mężczyzna zareagował natychmiastowo i odwrócił się w jego stronę z lekkim niedowierzaniem na twarzy.
— Harry, czy ty myślisz, że po tym, czego się dowiedziałem, kiedykolwiek cię tam jeszcze puszczę? Nigdy w życiu tam nie wrócisz, rozumiesz?
— Dumbledore…
— On to już inna sprawa i może sobie mówić, co chce. Właśnie, od razu mu to powiem.
Wyszedł jak burza, zanim Harry zorientował się, co powiedział. Wybiegł za nim. Na schodach staranowali ekipę, ale nie zwrócili na to większej uwagi.
— Czekaj, do choinki jasnej! Co ty chcesz zrobić?
Harry zatrzymał się przed nim na dole schodów.
— Wytłumaczę mu dogłębnie wszystkie wady tego pomysłu.
— Mam się bać?
Syriusz uśmiechnął się do niego lekko.
— Zostań tutaj. — Wszedł do jadalni i trzasnął głośno drzwiami, ukazując swoje emocje. — ON NIGDY WIĘCEJ TAM NIE WRÓCI!
Kobra podskoczył lekko z rozszerzonymi oczami. No cóż… Nie myślał, że Syriusz ma tak bardzo donośny głos, gdy wrzeszczy.
— SZLAMY! PIJACY I SZUMOWINY PLUGAWIĄ MÓJ DOM! — odezwała się matka Łapy.
Odwrócił się na pięcie z niepewnością na twarzy. Żyleta uśmiechał się szeroko, podobnie jak pozostali. Najwyraźniej wiedzieli już o zaistniałej sytuacji.
 — On oszalał…
— Zrobił to, co słuszne — odparł Yom.
— ZAKAŁY!
— Zamknij mordę, ty stara, spróchniała, bezużyteczna zdziro! — zdenerwował się Ostry.
— Ty szujo!
— Oddział zamknięty czeka, dzi*ko!
Na tym się nie skończyło. Ekipa patrzyła to na niego, to na portret. Na szczycie schodów zbiegli się mieszkańcy, przywołani hałasem. Syriusz dość szybko załatwił sprawę i stanął w drzwiach jadalni.
— Niewychowany bachor!
— Gdzie twoja twarz, a gdzie dupa, bo nie rozpoznaję!
— Ty psie!
— Hau, hau, żmijo!
— Ty… ty…!
— Masz mordę jak rozrusznik do gnoju! — Z oburzeniem zasłoniła portret. Harry uniósł ręce do góry z literką v z palca środkowego i wskazującego. — Veni, vidi, vici*, suko.
Ekipa wybuchnęła głośnym śmiechem.
— Gdzie ty nauczyłeś się takich tekstów? — spytał Syriusz.
Harry odwrócił się, dopiero go dostrzegając. Mężczyzna był wyraźnie rozbawiony. Tonks zaczęła niekontrolowanie chichotać.
— Lata praktyki — odparł. — Teraz wiem, kto mi porządnie odpyskuje, gdy będę chciał się wyżyć.
Zaśmiali się ponownie. Harry spoważniał, kiedy przypomniał sobie, co miało miejsce przed kłótnią z matką Syriusza. Spojrzał na chrzestnego niepewnie, ale jemu nie schodził z ust uśmiech.
— Wybieraj pokój, w którym będziesz mieszkał do osiemnastki, albo i dłużej.
— C-co? — stęknął z niedowierzaniem.
Łapa zaśmiał się.
— Nie wracasz do Dursleyów.
Te słowa obijały mu się o uszy, gdy wraz z chrzestnym wchodził na górę, nadal będąc w szoku. Wąchacz wskazał mu jakiś niezamieszkany pokój, a on kiwnął głową na zgodę. Pomieszczenie było zakurzone, ściany brudne, a podłoga skrzypiała pod stopami, ale animag zapewnił, że z łatwością można go odnowić.
— Nie cieszysz się? — zapytał, widząc jego minę.
— Jasne, że się cieszę, ale to tak szybko się dzieje, że nie ogarniam.
Syriusz zaśmiał się lekko.
— Nie mogę przecież pozwolić, żebyś mieszkał u tego świra — powiedział ze zmartwieniem.
Harry spojrzał na niego.
— Dzięki.
Przytulił się do niego mocno, a Łapa pocałował go w głowę.
— Możesz na mnie liczyć bez względu na wszystko.
Na pewno?

            — Widzisz? Mogłeś od razu mu powiedzieć. Wszystko by się ułożyło.
Harry uśmiechnął się blado, patrząc w sufit. Żyleta rozdzielał ciuchy na czyste, te, które jeszcze można nosić i do prania.
— Obiecał mi, że mogę na niego liczyć bez względu na sytuację.
— To chyba dobrze, nie?
— Dobrze, ale… Co, jeśli dowie się, kim jestem? Przecież on nie wie tego najważniejszego.
— Chcesz mu powiedzieć?
— Nie wiem. Teraz, jak wszystko dobrze się układa, nie chcę nic psuć.
Żyleta odrzucił jakieś jeansy na kupkę można jeszcze nosić i spojrzał na niego w zamyśleniu.
— Ty go lepiej znasz, więc ty powinieneś to wiedzieć. Wiesz, że on i Remus nie są po stronie starego zgreda, więc to jest plus, bo nie polecą z tą informacją do niego, ale z drugiej strony zawsze jest jakieś ryzyko.
Kobra westchnął.
— Na razie będę siedział cicho. Może wyjdzie z czasem. — Żyleta spojrzał na niego z pytaniem, trzymając w górze żółty t-shirt. — Można nosić — rzekł po zastanowieniu brunet.
Zarechotali, a bluzka wylądowała na odpowiedniej kupce.
— Ta młoda Ginny chyba coś do ciebie ma — stwierdził starszy.
— Hę? — zdziwił się.
— Jesteś wpatrzony we Wdowę, więc nie widzisz, jak na was patrzy, gdy jesteście razem. Jakoś znam się na dziewczynach i widzę zazdrość w jej oczach, Casanovo.
— Przestań tak na mnie mówić. — Rzucił w niego poduszką, a ten zaśmiał się.
— No i co się burzysz? — rzekł ze śmiechem, odrzucając materiał. — Połowa lasek w klubie obmyśla plan, jak zaciągnąć cię do łóżka. Słyszy się to i owo na zapleczu — dodał, widząc jego uniesioną brew.
— Odezwał się ten, który nie ma powodzenia — prychnął. — Tylko żadna z nich nie wie, że nawet nie jestem pełnoletni.
Zarechotali i przybili sobie żółwiki.
— Które urodziny oblewamy w tym roku?
— Dziewiętnaste po raz trzeci.
Zaśmiali się zgodnie.
— Jeszcze trzy razy będziesz musiał je oblewać, póki to będą prawdziwie dziewiętnaste urodziny.
— Że jeszcze nikt się nie zorientował — rechotał Kobra.
— Ale ja żadnych nie pamiętam.
— Ja też nie. — Ponownie zaczęli się śmiać. — Mogę się założyć, że moich trzecich dziewiętnastych urodzin też nie zapamiętam.
— I bardzo dobrze.
Parsknęli śmiechem.

— Ludzie, wszyscy, jak tu siedzicie: jutro idziemy do klubu na dziewiętnaste urodziny Kobry — oznajmił Żyleta, gdy chłopak był zajęty obmyślaniem wystroju swojego pokoju, a przed nim siedziała cała ekipa wraz z Łapą, Lunatykiem i Tonks.
— Dziewiętnaste? — zdziwiła się ta ostatnia.
— W klubie nikt nie wie, że jest niepełnoletni i po raz trzeci oblewamy jego dziewiętnastkę — wyszczerzyła się Gejsza.
— Trzeba zrobić zrzutę na prezent. Myśleliście, co zrobimy w tym roku?
— Chyba wiem, co mu się spodoba — uśmiechnęła się szeroko Wdowa.

Od samego źródła dowiedzieli się, że Harry zaprosił na imprezę urodzinową także Hermionę, Ginny i bliźniaków, więc wiedzieli, że należałoby zakupić pewnego produktu trochę więcej. Ron nie wchodził w grę, gdyż ostatnio podchodził do Kobry z wyraźną nienawiścią, więc wszyscy wiedzieli, że przyjaźń się rozpadła.
Z samego poranka jak zwykle był torcik i takie bzdety.
— Ale ciasto pierwsza klasa — zachwycała się Missy, a pani Weasley uśmiechnęła się do niej ciepło. — Później w spodnie się nie zmieszczę.
— Ty? — zdziwił się Dexter. — Przecież ty jesteś chuda jak mój kciuk. Powinni cię utuczyć.
Zdzieliła go w łeb, ale z drugiego kawałka tortu nie zrezygnowała.
Harry już się trochę nudził, więc robił, co się dało. Ku uciesze Dracona, zaczął rzucać kulkami winogrona do kaptura szaty Moody’ego. Udawał, że rozmawia z Remusem, gdy trafił go w głowę. Dobrze wiedział, że prezent od ekipy będzie odjechany, jak zwykle. Zawsze robili zrzutę na urodziny innego członka grupy i wymyślali coś szalonego, co wcale nie znaczyło, że drogiego. Standardowo Milka ułożyła przemowę.
— Dwa lata temu prezentem był skok na bungee, rok temu całonocna wyprawa do parku rozrywki tylko dla nas, gdzie Yom standardowo wylądował w łazience i nie mógł brać udziału w dalszej zabawie…
— Nie musiałaś tego mówić — powiedział z urazą wśród śmiechu pozostałych.
— … a w tym roku — ciągnęła ze śmiechem i wyciągnęła zza pleców jakąś kartkę — bilet na koncert Limp Bizkit.**
Z jego gardła wydobyło się coś pomiędzy zduszonym kwikiem a piskiem, co pozostali przyjęli ze śmiechem.
— Zabierasz tyle osób, ile chcesz — dodał z wyszczerzem Szatan.
— Wiadomo, kto idzie — rzekł nadal w szoku, na co ekipa wystawiła ząbki.
— To nie koniec emocji — powiedziała Missy, a Syriusz wyprowadził go za drzwi.
Nie wiedział, co mu chodzi po głowie, ale na szczycie schodów czekali na nich Remus i Tonks. Zaprowadzili go przed drzwi, za którymi miał być jego pokój. Gdy je otworzył, wydusił jedynie:
— Zawał.
Trójka przyjaciół zaśmiała się.
Jego pokój był całkowicie skończony. Na ziemi leżał czarny, puchaty dywan, czyli w jego ulubionym kolorze. Ściana została wytapetowana w biało-bordowe kolory z mieszaniną czarnego, a wszystko układało się w kratę. Już z daleka widział, że wielkie łóżko jest bardzo miękkie. Szafa miała metaliczny kolor, tak jak biurko, a w kącie stało kilka wodnych foteli, również o takiej barwie. W całym pokoju widać było szczegóły dotyczące samochodów, między innymi koło przyczepione do ściany. Ogólnie wystrój był dość ostry, w czym się zakochał.
— Z pomocą ekipy urządziliśmy pokój tak, jak nam się wydawało, że ci się spodoba — rzekł Łapa.
— Lepiej być nie mogło — wydusił.
Jego oczy błyszczały radośnie, a Syriusz pomyślał, że taki widok chciałby mieć przed sobą częściej. Chłopak wyściskał ich jak nigdy.
— Czegoś chyba nie zauważyłeś — zaśmiała się wesoło Tonks.
Harry rozejrzał się. Na łóżku leżał jego laptop i stał karton. Nie wiedział, jak mógł tego nie zauważyć wcześniej.
— Bomba? — spytał, a oni parsknęli śmiechem.
— W pewnym sensie — odparł Remus z rozbawieniem.
Trochę niepewnie podszedł do pudła. Nie bawił się w odklejanie taśmy, lecz rozerwał opakowanie na kawałki. W środku znajdowała się wieża, którą widział w sklepie razem z głośnikami.
— Żyleta nam podpowiedział, co masz w planach kupić — rzekła kobieta.
— To jest aluzja: rozwal dom i doprowadź domowników do szału? — ucieszył się.
Dobrze wiedział, że muzyka z tego sprzętu może roznieść się na całą ulicę. Rozległ się rumor i cała ekipa wpadła do pokoju.
— Świetnie im doradziliśmy, nie? — wyszczerzyła się Gejsza.
— To co? Podłączamy?
Harry, Draco i Żyleta zostali w pokoju, a reszta wróciła do salonu. Chwilę później usłyszeli głośną muzykę dochodzącą z piętra.
— Chyba wszystkie trzy prezenty przypadły mu do gustu — zaśmiała się Wdowa.

Yom wpadł z wyszczerzem do salonu.
— Transport czeka.
Harry uśmiechnął się szeroko, kierując wraz z pozostałymi do wyjścia.
— I gdzie ten transport? — zapytał George, nie widząc żadnej podwózki.
— Musimy iść na najbliższy parking.
— Które to? — zapytała Ginny, gdy byli na miejscu.
— Pierwsze cztery z brzegu.
Otworzyli usta, na co ekipa zaśmiała się zgodnie. Pierwsze stało bmw Missy, druga mazda x7 w kolorze czerwonym Szatana, trzecie audi a8 Dextera, a ostatnie…
— Jesteś, mój drogi — ucieszył się Kobra, dostrzegając swojego nissana skyline r34, którego pocałował w maskę.
Ekipa zaśmiała się zgodnie.
— Miłość — westchnęła Gejsza.
— To twój? — spytał Fred z wielkimi oczami, a on kiwnął głową.
— Uau… — wydusił Syriusz. — Ja jadę z nim — dodał, gdy Harry wpakował się za kierownicę.
— Ale ja z przodu — wyszczerzyła się Wdowa, więc musiał ustąpić.
Weszli się po czterech do każdego auta.
— Chłopaki, uważajcie, bo to pirat drogowy — zaśmiał się Yom, gdy wszystkie dachy się schowały.
Wdowa zachichotała, kiedy Kobra wywrócił oczami.
— Ja przejmuję stery nad sprzętem grającym — powiedziała.
— Ruszamy!
Silniki zaryczały wesoło, gdy przekręcili kluczyki. Wycofali i ruszyli z piskiem opon. Wdowa włączyła głośno muzykę i zaczęła tańczyć na siedzeniu, ku rozbawieniu Łapy i Lunatyka siedzących z tyłu. Kobra pokręcił głową ze śmiechem. Po jakimś czasie zaczęła nawet śpiewać.
— ...Chica Bomb, and then I, my head was, before i looked, it hit me…***
Missy stanęła obok niego na światłach, a Gejsza, Milka i Yom doskonale bawili się w jej bmw. Tonks, która była pasażerką Dextera stojącego przed Kobrą, odwróciła się i wrzasnęła do Łapy oraz Lunatyka:
— To jest jazda, nie, chłopaki?!
— Dexter, jedź szybciej, bo ci wjedziemy w dupę! — krzyknęła ze śmiechem Wdowa.
— Przecież uczeń nie może pokonać mistrza! — odwrzasnął.
— Zaraz ten mistrz rozpierdzieli ci tył auta! — dodał Kobra, a on zaśmiał się.
— Uczyłeś go? — spytał Remus, a brunet kiwnął głową.
Obok nich stanęło granatowe porsche.
— Się masz, Kobra — wyszczerzył się Sydney w towarzystwie jakiejś dziewczyny z podkreślonym biustem.
— Się masz, Sydney. Nowe auto?
— Pieski mi zarekwirowały mazdę jak pierd*lnąłem w jakiegoś zardzewiałego passata — odparł ze skrzywieniem.
— Nie popuścisz — rzekła Wdowa.
— W życiu — wyszczerzył zęby. — Dam wam cynk i się zdzwonimy, no nie? — mrugnął do nich.
— Jasne.
— Masz Chińczyka w kolejce — dodał do Kobry, cały czas wystawiając zęby. — Pieski na ósemce, tak dla wiadomości. Trzymajcie się.
— Miłej zabawy — odpowiedzieli zgodnie Harry i Wdowa, zanim Sydney odjechał. — Psy na ósemce! — wrzasnęła dziewczyna do reszty.
— Pie*dolić ich! — odkrzyknął Szatan i ruszyli dalej.
— Cholerne światła! — wkurzył się Żyleta, gdy znowu zaświeciło się czerwone światło.
— Kobra, nie masz czasem ochoty na mały…? — zaczęła Missy z błyskiem w oku.
— Hę? — zdziwił się Yom.
— Ty to masz tylko jedno w głowie, zboczuchu — zaśmiała się Gejsza.
Kobra włączył bieg i stanął na przeciwnym pasie obok Dextera, a Missy tuż obok niego.
— Szatan, szykuj się — powiadomił Draco.
— Popierdzieliło was?! — wystraszyła się Tonks. — Zaraz ktoś w was wjedzie!
— Nie ma takiej opcji — zaśmiała się Missy.
— Lepiej się trzymajcie — rzekła z wyszczerzem Wdowa do pasażerów za sobą.
— Co chcecie zrobić? — zapytał Łapa.
— To, co lubimy najbardziej — uśmiechnęła się szeroko i usiadła wygodnie. — Zaraz poczujecie zapach kurzu! — krzyknęła ze śmiechem, a Harry zaśmiał się, kładąc rękę na biegu. — Postaraj się — dodała do chłopaka.
— Jak sobie życzysz.
Zachichotała.
Pomarańczowe.
Włączył bieg.
Zielone.
Przez chwilę stali w miejscu, a następnie ruszyli z piskiem opon. Łapa zrozumiał. Ścigali się i wcale nie miał nic przeciwko. Jechali równo. Pasażerowie wrzeszczeli z uciechy. Syriusz zerknął na licznik. Ponad sto kilometrów na godzinę. Nadjeżdżały auta z naprzeciwka, więc Missy i Kobra musieli zjechać za pozostałych.
— Sukinkot — zaśmiała się Wdowa, gdy Dexter nie pozwalał się wyprzedzić.
— Chociaż czegoś się nauczył — odparł z rozbawieniem.
Spojrzała na niego z uśmiechem. On zerknął na nią. Całkowicie mu ufała. Zjechał na przeciwny pas. Były dwa, gdzie auta poruszały się w przeciwną stronę niż oni, więc jechał pół na jednym i pół na drugim. Syriusz miał wrażenie, że jedzie z profesjonalistą. Amator na pewno nie jeździłby w taki sposób i tak dobrze. Chłopak zmienił bieg i już był na prowadzeniu, więc zjechał na swój pas, w ostatniej chwili unikając stłuczki. Kilka sekund później pomiędzy nimi a pozostałymi kierowcami była tak duża odległość, że zwycięzca był wytypowany.
Kiedy pozostali wreszcie do nich dołączyli, wyrównali tempo i, już spokojniej, przejechali dalszą część trasy. Jechali jakąś godzinę, choć zwykłym tempem powinno im to zająć ponad dwie. Ustawili auta na strzeżonym parkingu, gdyż tak zarządziła Missy i ruszyli w stronę miejsca, gdzie miał odbyć się koncert.
Kobra nie pamiętał, kiedy ostatnio tak świetnie się bawił. Jako największy fan wraz z Żyletą i Dexterem, śpiewali głośno i wygłupiali się. Pozostali członkowie wyprawy bawili się równie znakomicie. Trójka przyjaciół wyszła jednak z największym żalem, że to już koniec, ale byli bardzo zadowoleni z imprezy. Po tylu skokach byli spoceni jak po jakimś biegu długodystansowym na Saharze. Droga do aut była jednym wielkim darciem trójki fanów. Pozostali szli za nimi i głośno się śmiali z ich wygłupów. Po chwili do ich krzyków dołączyły kolejne, kiedy na chodnik weszli inni, nieznajomi fani zespołu. Dopiero gdy dostali do samochodów, Żyleta stwierdził, że się zmęczył.
— Ciąg dalszy w klubie.
Wsiedli do aut i ruszyli. Wdowa wielokrotnie musiała uspokajać Kobrę, który myślami jeszcze był na koncercie.
— Wy braliście jakieś dopalacze, czy co? — zaśmiała się, gdy zaczął trąbić w rytm muzyki.
Syriusz i Remus mieli z niego niezły ubaw i musieli przyznać, że takie zabawy mu służą, gdyż mógł się porządnie wyszaleć i całkowicie zapomnieć o problemach.
Ustawili auta na podziemnym, klubowym parkingu i ruszyli w stronę wejścia. Ochroniarze wpuścili ich do środka, witając się przy okazji, a kiedy dotarli do drzwi prowadzących wprost na salę, Harry rzekł:
— To jest prawdopodobnie ostatni moment, jaki zapamiętam z tej imprezy.
Zgodnie wybuchnęli śmiechem, a on pchnął drzwi.

*Veni, vidi, vici – z łacińskiego: przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem
** moje marzenie ^^
***Dan Balan – Chica Bomb

7 komentarzy:

  1. Hej,
    I tak świetnie Syriusz poznał prawdę, i już nigdy nie pozwoli wrócić do Dursleyow…prezenty świetne, Harry się wyszalał, i chyba znów będzie poranny kacyk…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    o tak śietnie Syriusz poznał prawdę, i już nie pozwoli aby Harry wrócić do Dursleyow... prezenty świetne, wyszalał się, i chyba znów będzie poranny kacyk :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę nie rozumiem tych komentarzy od Basi i Izy xD jakieś rozdwojenie jaźni chyba ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Syriusz wreszcie poznał prawdę o Vernonie. Oj zazdroszczę im imprezy sama bym się chętnie na jakąś wybrała ;D Z tak doborowym towarzystwem Xdd

    OdpowiedzUsuń
  5. P — On oszalał…
    — Zrobił to, co słuszne — odparł Yom.
    — ZAKAŁY!
    — Zamknij mordę, ty stara, spróchniała, bezużyteczna zdziro! — zdenerwował się Ostry.
    — Ty szujo!
    — Oddział zamknięty czeka, dzi*ko!
    Na tym się nie skończyło. Ekipa patrzyła to na niego, to na portret. Na szczycie schodów zbiegli się mieszkańcy, przywołani hałasem. Syriusz dość szybko załatwił sprawę i stanął w drzwiach jadalni.
    — Niewychowany bachor!
    — Gdzie twoja twarz, a gdzie dupa, bo nie rozpoznaję!
    — Ty psie!
    — Hau, hau, żmijo!
    — Ty… ty…!
    — Masz mordę jak rozrusznik do gnoju! — Z oburzeniem zasłoniła portret. Harry uniósł ręce do góry z literką v z palca środkowego i wskazującego. — Veni, vidi, vici*, suko.
    To jest piękne

    OdpowiedzUsuń