24.07.2012

II. Rozdział 8 - Error

Kobra natychmiast się odwrócił i rozdziawił usta.
— Error?!
— Pamiętasz swojego nauczyciela — wyszczerzył się mężczyzna stojący przed nim.
Był to wysoki blondyn, który nie miał więcej niż trzydzieści lat. Od ostatniego spotkania bardzo się zmienił. Jego zielone oczy błyszczały radośnie, a w brwi miał kolczyk. Przy oku widniała blizna, a z kolei ramię było całe wytatuowane.
— Jak zwykle w towarzystwie ładnej laski — pokazał zęby.
— A ty jak zwykle non stop się szczerzysz — odparł ze śmiechem, ale nagle spoważniał. — Ty szujo, miałeś się odzywać!
Ekipa zaśmiała się, gdy Error zrobił oczka niewiniątka.
— Zgubiłem telefon i nie miałem numerów.
— Czy jest coś, czego nigdy nie zgubiłeś? — wywrócił oczami.
— Głowy — wyszczerzył się ponownie.
— Tak w ogóle, co ty tu robisz?
— Przyjechałem zobaczyć, jak sobie radzisz, Młody, i widzę, że całkiem nieźle, bo Sydney drze się jak opętany, że Mistrzu wygrał — roześmiał się. — Ale co tam… Ruszaj dupę i idziemy się ścigać.
Zostawił Kobrę z wielkimi oczami. Choć Error uczył go jeździć, nigdy się nie ścigali i Harry nie sądził, że ma jakiekolwiek szanse.
            — Stary, jak z nim wygrasz, to Yom całuje cię po butach — rzekł Szatan.
— Ej, spie*dalaj — warknął Yom, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— Ludzie! Ja pie*dolę, nie uwierzycie! — wrzasnął Sydney przez megafon. — Teraz będzie wyścig wszechczasów! Pięcioletni Mistrz Mistrzów kontra aktualny Mistrz, czyli Error i Kobra! Zaraz zacznę sprzedawać bilety, nie ma bata!
— Pierwszy raz od dawna życzę ci powiedzenia przed wyścigiem — wyszczerzyła się Gejsza, gdy Ostry wsiadł do nissana.
Lekko się do niej uśmiechnął, a po chwili stanął na linii startu obok lexusa Errora. Widownia jeszcze nigdy tak bardzo nie hałasowała, nawet na wyścigach mistrzów. Ekipa i elita stojące na linii rozpoczęcia, darły się chyba najgłośniej, z energią kibicując Kobrze. Nawet Nicole, której bardzo spodobało się to, co robiła ekipa i jak jeździł Ostry.
Dwójka aktualnych rywali dostała nawigacje z odpowiednią trasą od samego Sydneya, który był tak podniecony wyścigiem jak nikt inny. Stanik spadł na ziemię. Ściganci wcisnęli pedały gazu. Auta stały w miejscu, całe dygocząc. Podłoże aż drgało, a dym oślepił osoby znajdujące się za samochodami. Opony piszczały, rozpaczliwie chcąc ruszyć z miejsca. Wystartowali niemal w tym samym momencie. Piski opon na zakręcie były jeszcze głośniejsze niż wcześniej. Większość widowni już chciała iść na dach budynku, ale Sydney oznajmił, że będą tędy przejeżdżać dwa razy. Żyleta zaproponował, aby poszli na zakręt, gdzie elita mogła dokładnie zobaczyć, jak wygląda drifting.
Po kilku minutach ściganci wyłonili się zza rogu i pognali w ich stronę. Jechali łeb w łeb, choć na zakręcie Error zrobił mniejszy łuk, czym zyskał przewagę. Zniknęli z piskami opon. Kiedy przyjechali drugi raz, Kobra wyprzedził Errora, więc nikt nie mógł określić, kto będzie zwycięzcą. Ekipa i elita wróciły na linię mety i czekały niecierpliwie. Dwójka kierowców wreszcie pokazała się na horyzoncie. Jechali z wielką prędkością na prostym odcinku, tuż obok siebie. Ludzie na nowo zaczęli krzyczeć i piszczeć. Przemknęli obok nich tak szybko, że nie zauważyli nic, oprócz szarej i niebieskiej smugi. Przejechali metę. Jedni krzyczeli Kobra, drudzy Error. Sydney stał z głupią miną. Auta zatrzymały się i wycofały. Wszyscy umilkli, nie słysząc wyniku wyścigu.
— Eee… — zaczął koślawo Sydney, ale zaraz się zrehabilitował. — Jeszcze mi się to nie zdarzyło, ale… REMIS!
Wszyscy wrzasnęli ponownie, a ściganci wysiedli z samochodów. Uśmiechając się, przybili sobie żółwiki. Error poczochrał Ostrego po włosach, mówiąc:
— Mogę być spokojny, że mnie godnie zastąpisz. A teraz wracam do żony.
— Ożeniłeś się?! — Harry rozszerzył oczy ze zdumienia.
— I mam syna — wystawił zęby.
— Najpierw mogłeś sam dorosnąć.
Uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie.
— Miłej zabawy, ludzie! — krzyknął blondyn i wsiadł do auta.
Został odprowadzony brawami widowni i samego Kobry.
— To mam całować te buty czy nie? — palnął Yom, gdy Żyleta klepnął Harry’ego w plecy.
Kręcili się między autami dobre dziesięć minut, gdy nagle rozległ się wrzask:
— GLINY!
Zapanował chaos. Ostry rzucił kluczyki od nissana Yomowi, który wsiadł za kierownicę, zabierając ze sobą Pansy i Gejszę. Harry podszedł do arasha i otworzył drzwi, wołając Nicole i Blaise’a stających niedaleko.
— Mieliśmy nadzieję, że ty nas zwiniesz — wyszczerzył się chłopak.
— Blaise, ty chamie, idź do tyłu — warknęła dziewczyna. — Bądź chociaż raz dżentelmenem.
Ślizgon westchnął i wsiadł do tyłu, zostawiając jej miejsce z przodu. Uradowana usiadła obok Kobry.
— A czemu mieliście nadzieję, że to ja was zwinę? — zapytał Ostry, odpalając silnik.
— Bo chcemy zobaczyć, jak się jedzie z Mistrzem — wystawił zęby Blaise, a Kobra pokręcił głową z rozbawieniem.
Włączył bieg i ruszył z piskiem opon. Popędził przed siebie. Kierowca slalomem przejechał między autami policyjnymi, sprawiając, że samochody zaczęły w siebie wjeżdżać.
— Co by z nami zrobili, gdyby udało im się nas złapać? — zaciekawił się Blaise.
— Wpakowaliby nas do aresztu na czterdzieści osiem godzin, a później mogliby wszcząć postępowanie. Sprawa w sądzie i do więzienia.
— Ostro. Dużo was tam wpadło?
— Eee… Jeden koleś.
— Co?! Tylko tylu was złapali?
— Coś ty. Co chwilę ktoś wpada, ale to nielegalne życie i tutaj nie ma skrupułów.
— Czyli?
— Łapówka i jesteś wolny.
Nicole spojrzała na niego.
— Złapali cię?
— Pierwszy raz jakiś miesiąc temu i na razie na tym koniec. Miałem iść do aresztu za cztery wykroczenia. Wyszedłem z mandatem, którego i tak nie zapłaciłem.
Blaise zaczął się śmiać, podobnie jak Nicole. Kobra zaciągnął ręczny przy wciśniętym sprzęgle w momencie wchodzenia w zakręt. Wjechał w małą uliczkę, gdy zaczął ich gonić samochód policyjny. Z piskiem opon przedostał się na ruchliwą ulicę. Kierowcy trąbili, ale się tym nie przejął, lecz tylko zmienił bieg i pognał jeszcze szybciej.
— Ale już jesteście w kartotekach — stwierdziła Nicole, patrząc, jak slalomem wyprzedza pojazdy.
— Nielegalne życie — powtórzył.
— Fałszywe?
— Przed złapaniem byłem Robertem Jacksonem, a teraz jestem Jackiem Swiftem. Ważna jest znajomość swoich fałszywych dokumentów lepiej od prawdziwych, żeby nie wpaść, bo wtedy może być ciężko.
Nicole przytrzymała się uchwytu, gdy niespodziewanie przyhamował i skręcił w wąską uliczkę. Przejechał jakimiś nieuczęszczanymi zaułkami i niespodziewanie zjechali w dół, na mały parking, gdzie był już Yom z Pansy i Gejszą oraz Missy z Viki i Milką. Chwilę po nich wjechał Zeus z Alanem i Szatanem. Niecałe pięć minut później na parkingu byli pozostali. Wszyscy poszli do klubu, gdzie siedział Szefunio w towarzystwie Syriusza i Remusa.
— Szefunio, nie uwierzysz. Był Error… — zaczęli opowiadać, lecz Harry nie słuchał.
Chwycił Wdowę za rękę, zanim doszli do stolika i wyciągnął ją z sali.
— Gdzie mnie prowadzisz? — zapytała, gdy wyszli na ulicę.
— Coś ci obiecałem — uśmiechnął się.
— Kobra… — zaczęła, wzdychając.
— Nie odmawiaj — poprosił.
— Ale jak ja się odwdzięczę?
— Nie musisz. — Objął ją w pasie.
— Ale chcę — upierała się.
Westchnął i wywrócił oczami.
— Odwdzięczysz się w naturze.
Zaśmiała się, kręcąc głową z rozbawieniem.
Wprowadził ją do podziemnego garażu, o którym nawet nie wiedziała. Zapalił światło. Było to dość wielkie pomieszczenie, by zmieściło się tutaj pięć samochodów: bordowe bmw, czarna mazda, żółto-zielona mazda, fioletowo-białe audi i granatowy aston z czerwonymi paskami.
— Wszystkie twoje? — zapytała dziewczyna ze zdumieniem, głaszcząc maskę astona.
— Yhym… — mruknął. — Wybierz, który chcesz. Aston odpada, bo ma zepsuty tłumik i trzeba go naprawić.
— Jesteś uparty jak osioł — westchnęła, a on uśmiechnął się w odpowiedzi. — Niech będzie to bmw — wybrała, zawieszając ramiona na jego szyi.
Objął ją w talii.
— Jazda próbna?
— Może być.
Cmoknęła go w usta. Kobra wziął kluczyki z niedaleko stojącej szafki i podał je dziewczynie. Wsiadła za kierownicę, a on obok niej. Wyjechała z garażu, gdy blaszana brama podjechała do góry. Wyjechała na tyły klubu i po chwili gnała przed siebie. Cieszyła się jak dziecko, mijając różnych kierowców, a Kobra cieszył się jej szczęściem. Nawet nie patrzyli na zegarek. Wrócili do garażu Ostrego i tam zgasiła silnik.
— Mógłbyś pójść na tyły? — spytała znienacka.
— Po co? — zmarszczył brwi.
— Proszę — uśmiechnęła się słodko.
Westchnął, ale zrobił to, o co prosiła. Weszła tam zaraz za nim i usiadła na nim, zmuszając wcześniej do położenia się na tylnej kanapie. Ściągnęła z niego koszulkę i mruknęła, przejeżdżając dłonią po jego klatce piersiowej:
— Wypróbujemy tylne kanapy, kotku.
Do klubu już nie wrócili.

Ślizgonom bardzo spodobało się uczestnictwo w wyścigach, więc gdy Harry miał brać udział w wyścigu mistrzów, przyjechali na nie wraz z ekipą. Ostry z łatwością wygrał ćwierćfinał. W półfinale miał więcej problemów, ale także zwyciężył. Trzeciego dnia ścigał się z facetem, za którym nie przepadał i to z wzajemnością. Jednak dojechał na metę jako pierwszy po przejechaniu odcinka z ciągłym driftowaniem. Po zatrzymaniu nissana przywitał go głośny wrzask radości. Zanim wysiadł z auta, już go otoczono.
— Kobra drugi raz zostaje Królem Ulicy! — wrzasnął Sydney. Wdowa uwiesiła się na Ostrym z radości, a ekipa i elita biły brawa z wyszczerzami od ucha do ucha. — Teraz śmiało możecie do niego mówić Mistrzu!
— Trzeba to opić, nie ma bata — powiedział Szefunio.
Porozsiadali się do pięciu aut i ruszyli do klubu. Do nissana Kobry wsiedli Alan, Gejsza i Jery. Kierowcy zadzwonił telefon.
— Gdzie jesteś? — usłyszał w słuchawce głos Snajpera.
— Jadę się naje*ać — powiedział, a jego pasażerowie zaśmiali się.
— Wygrałeś — stwierdził.
— Wątpiłeś?
— Szczerze mówiąc, nie. To zanim się naje*iesz, wjedź do mnie na moment.
— Teraz? — stęknął.
— Teraz, to ważne.
— No okay — westchnął.
— Uważaj na drodze.
Rozłączył się, a Kobra zmarszczył brwi. Uważaj na drodze?
— Muszę was wysadzić.
— Snajper? — burknęła Gejsza.
Spojrzał na nią przepraszająco. Skręcił na parking, a za nim pozostali.
— Co jest? — zapytał Szefunio jako pasażer Zeusa.
— Snajper — stwierdził tylko Harry, gdy Alan, Jery i Gejsza wysiedli.
To wystarczyło.
— To widzimy się w klubie.
Ruszyli dalej. Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego. Nie wiadomo skąd pojawiło się sześć czarnych samochodów. Cztery z nich wjechały między Kobrę a ekipę, dwa pozostałe z kolei ustawiły się tak, że nissan był między nimi.
— Co się dzieje? — szepnęła z niepokojem Gejsza.
Żyleta spróbował minąć auta, lecz mu na to nie pozwolono.
— Ku*wa, Kobra… — wykrztusił.
— Co? — jęknęła blondynka.
— Na niego polują!
Jeden z czarnych samochodów uderzył w bok auta Ostrego. Rozległy się piski opon, a z drugiej strony uderzył w niego drugi pojazd. Wszyscy patrzyli na to z rozszerzonymi oczami.
— Zepchną go z drogi! — spanikowała Gejsza, gdy nissan zaczął obijać się o dwa wozy.
Kierowcy dostali smsy od Szefunia, więc blondynka odczytała go na polecenie Żylety.
— Mamy ich spychać — przeczytała.
Cztery auta przyspieszyły.
— Trzymajcie się — powiedział Żyleta do Nicole, Blaise’a i Gejszy.
Wjechał w tył czarnej skody. Piski opon nasiliły się.
— Nie wjeżdżaj między nich, bo zakleszczą nas tak jak Kobrę — rzekła blondynka.
— Ale jeśli tak pojedzie, jest większe prawdopodobieństwo, że on wjedzie w rów, a nie my — odparł Blaise, widząc, że to nie jest zabawa.
— Blaise ma rację — stwierdził Żyleta. — Jeśli dobrze pójdzie, zepchniemy tego po lewej.
Przyspieszył i wjechał między dwie skody. Szarpnął kierownicą w lewo, uderzając w tył jednego z aut.
Kobra próbował się rozpędzić, lecz dwie skody tak go zakleszczyły, że opony jedynie zapiszczały. Pozostało mu hamowanie, ale za nim jechało następne auto, które wtedy by w niego wjechało. Dostrzegł w lusterku, że Żyleta dostał się między dwa kolejne samochody i spychał jeden z nich. Po przeciwnej stronie Szatan atakował inną skodę. Dexter i Zeus wjeżdżali w nich od tyłu. Kolejne uderzenie zmusiło go do spojrzenia przed siebie. Wcisnął pedał gazu jeszcze mocniej, ale samochód tylko wściekle zaryczał. Szarpnął kierownicą w prawo. Musiał atakować. Tylne koła próbowały skręcić, ale przednie były zablokowane. Zaklął szpetnie, widząc, że Żyleta jest w podobnej sytuacji. Byli skończeni.
Gejsza pisnęła, gdy w jej drzwi uderzył samochód, a Nicole przytrzymała się siedzenia, by nie wpaść na Blaise’a.
— Ku*wa, zakleszczyli nas — warknął Żyleta.
— Żyleta — pisnęła dziewczyna, gdy drzwi zaczęły się wgniatać.
Dodał gazu. Nic. Zahamował. Też nic, gdyż za nimi pojawiły się kolejne skody, a jedna z nich zablokowała go od tyłu. Przełknął ślinę.
— Ku*wa — jęknął, rozpaczliwie wciskając gaz.
— Kobra — stęknęła płaczliwie Gejsza, gdy zauważyła, że dwie skody wgniatały nissana z obu stron.
Harry’mu bardzo szybko biło serce. Za nim Żyleta był zakleszczony, podobnie jak on, lecz szatyn miał na tyle dobrze, że nie próbowali go zdusić. Szatan zepchnął do rowu jeden z samochodów. Dexter uderzył w bok skody, która blokowała Żyletę od tyłu i wepchnął go na pobocze. Zeus z kolei przepychał się z innym autem. Kobra nie miał szans wydostać się przodem, więc gwałtownie zahamował, mając nadzieję, że z jednej strony uwolni Żyletę. Koła zapiszczały. Dwie skody zderzyły się ze sobą, lecz kierowcom udało się wyrównać koła. W tył nissana uderzył inny samochód. Gdyby nie pasy, Harry uderzyłby głową w szybę. Granatowy nissan przejechał obok niego, lecz Żyleta nie miał zamiaru uciec. Zwolnił, aby próbować wyeliminować kolejnych przeciwników. Ostry dodał gazu i ruszył dalej, a po chwili zrównali się. Zerknął w lusterko. Kolejna skoda siedziała mu na ogonie. Żyleta i Harry spojrzeli na siebie. Gejsza pokazała mu dwa palce wskazujące skierowane do środka. Kiwnął głową. Zahamowali delikatnie, a Ostry dodatkowo odbił lekko w prawo. Skoda wjechała między nich, więc szarpnęli kierownicami i równocześnie w nią uderzyli. Żyleta odbił w lewo, kiedy czarne auto zaczęło tracić przyczepność. Kierowca zahamował i uderzył w niego nadjeżdżający volkswagen. Żyleta wcisnął hamulec, gdy przed nim pojawił się błękitny fiat. Ledwo udało mu się uniknąć stłuczki.
To stało się bardzo szybko. Harry zdążył zaledwie mrugnąć oczami od momentu, gdy Żyleta zahamował. Uderzyła w niego skoda, wprost w drzwi. Spróbował jeszcze odbić w drugą stronę, lecz było zbyt późno.
— Kobra! — wrzasnęła z przerażeniem Gejsza.
— Boże — szepnęła Nicole z rozszerzonymi oczami, gdy nissan zaczął dachować.
Jechał z ogromną prędkością, siła uderzenia była olbrzymia, więc auto koziołkowało szybko i długo. Wypadł z drogi, przeleciał nad rowem i wpadł na polanę. Huk był niesamowity. Pojazd wreszcie stanął. Przez chwilę chwiał się, stojąc na drzwiach od strony kierowcy, lecz przechylił się i spadł na koła.
Wszystkie czarne skody natychmiast odjechały. Cztery auta ekipy bezzwłocznie się zatrzymały. Wysiedli i biegiem ruszyli do nissana Kobry, gdy samochód zaczął płonąć.
Ostry był w szoku. Siedział przez chwilę w bezruchu z rozszerzonymi oczami. Sięgnął do klamki i popchnął drzwi, ale te nie otworzyły się. Wyszedł przez zbitą szybę, wcześniej odpinając pas. Przez mgłę widział zbliżających się przyjaciół i ogień. Nie czuł bólu złamanej nogi i biodra. Głowa też nie była problemem. Nieświadomie zaczął się cofać, patrząc na nissana. Tylko ręce całe mu się trzęsły.
— Kobra! — głos zza mgły.
Wdowa stanęła przed nim z przerażeniem na twarzy. Chwyciła go za głowę, później za ramiona i ręce, jakby nie wiedziała, co zrobić. Harry nie odrywał wzroku od płonącego samochodu.
— Nitro — powiedział w końcu zachrypniętym głosem.
Yom otworzył szerzej oczy.
— Spie*dalać, bo wybuchnie! — krzyknął.
Zerwali się do biegu. Wdowa pociągnęła za sobą oszołomionego Ostrego. Rozległ się głośny wybuch. Nissan stanął w płomieniach.
— Merlinie — jęknęła Viki. — On ma złamaną nogę.
— Jest w szoku. Nie czuje — odparł Remus.
Nie mylił się. Kobra nigdy nie był tak zdruzgotany. Nawet nie wiedział, kiedy posadzili go na ziemi. Wstrząs powoli mijał, a on zaczął odczuwać bóle. Jęknął cicho, gdy lekko się poruszył. Ból w biodrze stał się nie do wytrzymania. Wszystko zaczęło się rozmazywać. Dexter i Milka coś do niego mówili, ale ich nie rozumiał. Chyba pytali, co ma złamane. Syriusz poklepał go po policzkach, powtarzając jego imię. Nie wiedział, co się dzieje. W końcu oczy poszły w głąb czaszki. Nicole przytrzymała go za plecy, żeby nie uderzył głową w kamień, a następnie położyła delikatnie, gdy stracił przytomność.

2 komentarze:

  1. Hej,
    och tak, och tak kolejny raz jest zwycięzca wyścigu mistrzów, to na pewno nie stoi za tym Snajper, chciał ostrzec ale tamci byli piersi, buuu jego ukochane autko...
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, no i Harry kolejny raz jest zwycięzca wyścigu mistrzów ;) no na pewno nie stoi za tym Snajper, chciał go ostrzec tylko tamci byli pierwsi... jego kochane autko... :(
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń