Pobudka nie była miła. Głowa bolała, w ustach suszyło, w
żołądku wszystko wywracało się w różne strony. Otworzył jedno oko i spojrzał na
telefon, aby ustalić, która jest godzina. Opadł ponownie na poduszkę. Dochodziła
szesnasta. Próbował przypomnieć sobie wszystko, co się działo, ale film mu się
urwał, gdy razem z Blaisem i Dexterem wlazł na stolik i śpiewał jakąś piosenkę.
Później dołączyła do nich Nicole. I to by było na tyle. Dalej nic nie pamiętał.
Doszedł do wniosku, że musiałby ruszyć tyłek i doprowadzić
się do porządku. Ale najpierw musiał napić się wody. Zwlekł się z łóżka i,
nawet nie patrząc w lustro, wyszedł z pokoju. Zastanowił się, co się stało z
pozostałymi i jak wrócił do domu. Prosił Syriusza, więc to pewnie on go
przyprowadził. Otworzył drzwi od jadalni. Choć było tu dobre dwanaście osób,
nie było hałasu. Widocznie nie tylko on miał silnego kaca. Jedynie Łapa i
Lunatyk siedzieli z rozbawionymi minami.
— Przyszedł główny winowajca — stwierdził cicho Zeus, kiedy
go zobaczył.
— Wyglądasz, jakby wrzucili cię do pralki i wyprali —
ziewnęła Wdowa.
— Dzięki — szepnął, by nie spowodować silniejszego bólu
głowy i skierował się do kuchni, by wziąć butelkę wody.
Usiadł przy stole, na którym stał mały poczęstunek w
postaci kawy i ciasta, dostrzegając marnie wyglądającą Nicole. Napił się, nie
domyślając się, że na imprezie nawet oni z wielką chęcią się do siebie tulili.
— Widziałeś się w lustrze? — rzekł do niego cicho Żyleta,
patrząc z lekkim uśmiechem w jego stronę.
Pokręcił głową.
— Nawet nie wiem, czy jestem ubrany — dodał cicho. Zaśmiali
się pod nosami, a on zerknął na siebie. Miał na sobie wczorajsze ciuchy.
Odgarnął z oczu coś czerwonego, co mu zawadzało. Zaraz, zaraz… Czerwonego? — O
ku*wa.
— Harry — warknął Syriusz.
— Czemu mam czerwone włosy? — nie przejął się reprymendą
chrzestnego.
Yom zarechotał, a Łapie automatycznie przeszło oburzenie
spowodowane klęciem przez Kobrę i śmiał się razem z nim.
— W pewnym momencie stwierdziłeś, że chcesz mieć takie
włosy jak Missy i zmusiłeś Gejszę, żeby ci je pofarbowała — zachichotał Blaise.
— Łooo… — zdziwił się niezmiernie Harry.
— Nie pamiętasz?
— No nie bardzo.
— To dość szybko urwał ci się film — stwierdziła z
rozbawieniem Wdowa.
— Bo Alex mnie drugi raz znalazł — burknął.
Zarechotali. Wkroczył jeszcze nieogarnięty Dexter w
otoczeniu Missy, Milki i Gejszy.
— Ooo… Mój bliźniak już na nogach — zachichotała Nancy i
poczochrała Kobrę po włosach. — Pamiętasz chociaż nasze pasowanie na
rodzeństwo?
— Co?
Zachichotała.
— Po tym, jak błagałeś Gejszę na kolanach, żeby pofarbowała
ci włosy, zrobili nam pasowanie na rodzeństwo, czyli wypicie literatki wódki.
Od tej pory nie pamiętam, co było dalej.
— Jakim sposobem spałem wśród nich? — spytał cicho Dexter,
wskazując na równie zdezorientowane dziewczyny, z którymi przyszedł.
— Gdy przenieśliśmy was do pokoju, stwierdziłeś, że idziesz
odwiedzić Milkę — odpowiedział Remus.
— Ach… — Draco i Alison uśmiechnęli się do siebie słabo.
— Zdjęcia? — zapytał Syriusz, gdy do stołu usiadły ostatnie
osoby.
— Boję się — przyznał Alan ze skrzywieniem.
Łapa spojrzał na Kobrę, wymienił spojrzenie z Remusem, a
oczy obojga zabłysły śmiechem.
— To może solenizant pierwszy je zobaczy — wystawił zęby
Wąchacz.
Chłopak spojrzał na niego z obawą.
— To nie wróży nic dobrego — zauważył, a Lunatyk dołączył
do przyjaciela. Ostry przełknął ślinę i odebrał od niego zdjęcia. — Może lepiej
spalmy je bez oglądania? — jęknął.
— Dalej, Gryfonie — wyszczerzyła się Milka.
Spojrzał na pierwszą fotografię. Z jego gardła wydobyło się
coś pomiędzy jęknięciem a piśnięciem, a jego oczy rozszerzyły się szeroko. Łapa
i Lunatyk wybuchnęli śmiechem, sprawiając, że pozostali skrzywili się z bólu.
Kobra zerknął na Nicole, a ona przełknęła ślinę.
— Chcesz to widzieć? — spytał.
— Nie chcę, ale wolę być uświadomiona — odparła z wahaniem.
Podał jej zdjęcie tak, aby pozostali nie widzieli. Jej oczy
rozszerzyły się z przerażenia i chwyciła się za głowę.
— Spalę to! — pisnęła, a on pokiwał szybko głową.
— Nie! — wrzasnęło kilka osób, a następnie cała zgraja
rzuciła się na Nicole.
Krzyknęła i podała fotkę Kobrze, który już chciał ją
podrzeć, lecz Łapa powiedział ze śmiechem:
— Mamy odbitki.
Ślizgonka i Gryfon jęknęli zgodnie. Pansy wyciągnęła
Harry’emu zdjęcie z dłoni i wybuchnęła chichotem, gdy na nią zerknęła. Dwójka
głównych zainteresowanych siedziała załamana. Fotografia przeszła przez
wszystkie pary rąk, a na koniec każdy zaczął klaskać. Ostry walnął głową w
stół.
— Śmieszne — burknęła Nicole. — Ile ja wtedy wypiłam?
Co było na zdjęciu? Otóż Harry i Nicole spali przytuleni do
siebie wraz z Gejszą na kolanach Wdowy, która w tym momencie nie mogła
powstrzymać śmiechu, choć na fotce był jej chłopak przytulony do innej
dziewczyny. No cóż… Syriusz nie mógł się powstrzymać i zanim obudził
chrześniaka, pstryknął mu zdjęcie. Kolejne fotografie były równie zabawne,
jednak już nie tak bardzo zaskakujące.
Ślizgoni stwierdzili, że pora się zbierać, więc Kobra
postanowił odprowadzić ich do drzwi. Byli na korytarzu, kiedy Alan wpadł na
stojak i zrobił huk.
— Dom pełen bachorów! Plugawią mój dom!
— Ja pie*dolę — szepnął do siebie Ostry, przymykając
powieki.
— Kto to? — spytał z rozbawieniem Blaise.
— Moja babcia chrzestna — odpowiedział z rozpaczą. — Matka
Syriusza.
— Harry, weź ją ucisz! — jęknął Łapa zza drzwi.
— Spoko! Zamknij ryj, spróchniała szmato! — wydarł się.
Ślizgoni rozszerzyli oczy na takie słowa do babci, bądź co
bądź.
— Niewychowany gówniarz!
— Stara dzi*ka!
— Wynoś się z mojego domu, przestępco!
— Spalę cię na ścianie, ladacznico!
— Sukinsyn!
— Pier*olony obrazek!
— Kanalia!
— Zapchlona suka, która dawała każdemu na prawo i lewo! — Z
oburzeniem zasłoniła się kotarą. — Jeszcze z tobą nie skończyłem, głupia
wywłoko! — Niestety, już się nie pokazała.
— Dzięki! — krzyknął do niego Łapa.
— Luzik! — odparł, a Ślizgoni ryknęli śmiechem. — Tylko tak
idzie ją uciszyć — uśmiechnął się do nich.
— O rany… — jęknęła Viki, dusząc się ze śmiechu.
— Trzeba wyj*bać twoją mamuśkę! — stwierdził Harry,
zwracając się do chrzestnego.
— Potter, przestań przeklinać, bo ci je*nę! — odkrzyknął. —
Ale masz rację!
Kobra zaśmiał się.
— Patologia — podsumował z rozbawieniem. — I ten stojak
przy okazji, bo każdy się o niego potyka!
— Właśnie! — zawołał Szatan, który co chwilę lądował przez
niego na ziemi.
Gryfon zaprowadził do wyjścia zataczających się ze śmiechu
Ślizgonów.
— To co? Widzimy się jutro — rzekł z rozbawieniem Jery.
— Jasne. Wpadnijcie to pokażemy wam coś ciekawego.
Pożegnali się i po chwili na placu nie było po Ślizgonach
śladu.
Następnego dnia ponownie spotkali się w klubie.
— Coś wam pokażemy, ale zostawcie to dla siebie, okay? —
rzekła Missy do elity, a oni ze zdziwieniem pokiwali głowami.
Zadzwonił telefon Kobry, więc chłopak odszedł na bok, by
porozmawiać. Gdy wrócił, spojrzał przepraszająco na Gejszę.
— Nie jedziesz z nami — mruknęła, a on pokiwał głową.
— Snajper ma sprawę. — Westchnęła. — Spotkamy się na
miejscu.
— Okay — powiedziała zgodnie ekipa, a on wyszedł z klubu,
by chwilę później jechać do pubu Snajpera.
Wypadła niespodziewana akcja. Mieli przejąć przewóz
samochodów. Od razu wzięli się do roboty.
Nicole nie wiedziała, gdzie Dexter ich wiezie. Na tylnych
siedzeniach usadowił Blaise wraz z Victorią. Wcześniej ekipa zaprowadziła ich
do czterech samochodów. Żyleta stwierdził, że mają wsiadać, a zobaczą coś, co
na pewno im się spodoba.
— Draco, o co chodzi? — zapytała Viki.
Chłopak uśmiechnął się do siebie.
— Pytaliście, co robimy nielegalnego. Zaraz się dowiecie.
Blondynka wymieniła spojrzenie ze swoim chłopakiem. Dexter
zmienił bieg i przyspieszył.
— Od kiedy umiesz jeździć samochodem? — spytała ze
zmarszczonymi brwiami Nicole.
— Od zeszłego lata.
— Sam się nauczyłeś?
— Kobra mnie nauczył.
— Kobra? — uniosła brwi Victoria.
Dexter zaśmiał się krótko.
— To jest mistrz kierownicy, Viki. — Umilkli zaskoczeni. —
Jesteśmy na miejscu — rzekł, gdy zobaczył przed sobą tłumy ludzi i dziesiątki
samochodów.
— Zaraz, zaraz… Czy to są…? — zaczął Blaise z rozszerzonymi
oczami.
— Nielegalne wyścigi samochodowe. Zgadza się, Blaise —
dokończył Draco.
Przez otwarte okna słyszeli głośną muzykę wydobywającą się
z kilkunastu aut. Każda mieszała się ze sobą. Dexter zaparkował i wysiadł.
Zeus, Żyleta i Missy stanęli obok nich. Alan, Jery i Pansy byli równie zdumieni
jak Blaise, Viki i Nicole.
— Zaskoczeni? — zachichotała Milka.
— Cholernie — odparł Alan.
— To jest nasze ulubione zajęcie — dodał Żyleta z
uśmiechem, witając się z Pussy.
— Ludzie! Mamy kandydatów do wyścigu, więc zaczynamy! —
powiedział Sydney przez megafon, a widownia zaczęła wiwatować.
Oczy nowoprzybyłych świeciły z podniecenia. Zobaczyli już
trzy wyścigi i byli zachwyceni. Nie tylko rywalizacjami, ale także atmosferą,
która tu panowała.
— Spodobało się? — zapytał ze śmiechem Zeus.
— Człowieku, tu jest zaje*iście! — odpowiedział z energią
Blaise.
Ekipa roześmiała się. Przyszedł do nich Sydney z wyszczerzem
od ucha do ucha i przywitał się ze wszystkimi.
— Ludzie, mówicie mi, gdzie się podział nasz Mistrzunio?
— Nasz Mistrzunio, Sydney, znowu ma nawał roboty i się
spóźni — odparła Missy.
— Zabiegany człowiek. Życia mu na wszystko nie wystarczy,
bo w kółko robota. Dalej, ludzie, bo nudno się robi! — Ostatnie zdanie wrzasnął
przez megafon. Ekipa i elita zarechotały. — Kobra, gdzie ty, do cholery,
jesteś? Z nim zawsze ktoś chce się ścigać.
— Masz dla niego przeciwnika? — spytała Wdowa.
— Nie, ale ja mam do tego człowieka szacunek i jak nikogo
nie namówię na wyścig z nim, jeśli on chce, to może mnie zabić. On już o tym
wie. Kochanie moje! — krzyknął do jakiejś dziewczyny i pobiegł za nią.
Po jakimś czasie niespodziewanie rozległa się głośna
muzyka, która mogła zagłuszyć helikopter. Milka uśmiechnęła się szeroko.
— Przyjechał.
Pojawił się szary nissan Kobry, a Sydney wrzasnął do
megafonu:
— Ludzie! Nasz Mistrzu przyjechał!
Wszyscy zaczęli schodzić z drogi. Nicole, jak i pozostała
część elity, była zdumiona. Oni mieli trudności z przejechaniem przez tłum, a Ostremu
każdy sam schodził z ulicy. Szanują
go. Skręcił, gdy tylko ich
zobaczył i zaparkował obok nich. Otworzył drzwi, a muzyka
pobiła wszystko inne.
— …I'll tell you
somethin’ else you can take it to the bank. I don’t give a f*ck what none of
y'all people think. Holdin’ the gold it’s so gold it’s so golden y'all. The
Golden Cobra…*
— Mistrzu! — Harry zaczął się śmiać, gdy Sydney przybiegł
do niego z wyszczerzem od ucha do ucha. — Siemanko. — Przybili sobie żółwiki. —
Ścigasz się?
— Skoro muszę.
— Ha! Kto się ściga z Mistrzem?! — wrzasnął do megafonu,
odchodząc. — Jak nikt nie będzie chętny, zaje*ię wszystkich!
Ostry zaśmiał się lekko i skierował do przyjaciół.
— Szkoda, że cię wcześniej nie było. Jakiś koleś przegrał z
Pussy — zachichotała Gejsza. — Ale się wkurzył.
— Musiał jej oddać astona martina v8 — dodał Yom.
Kobra gwizdnął.
— Współczuję mu. Szefunio nie przyjechał?
— Coś mu wypadło — odparł Yom, patrząc na jakąś rudą
dziewczynę. — A w cholerę, idę na wyrywanie.
Zaśmiali się, gdy poleciał za rudowłosą, którą upatrzył
chwilę wcześniej.
Elita w towarzystwie większej części ekipy poszła oglądać
samochody. Szatan zniknął z jakąś blondynką, a Gejsza skierowała się do Sydneya.
Takim oto sposobem Harry i Wdowa zostali sami. Dziewczyna uśmiechnęła się
kusząco, przybliżając do chłopaka opartego o swojego nissana, z którego
wydobywała się głośna muzyka. Zmierzył ją od góry do dołu. Trampki, do tego
długie getry za kolana i krótka spódniczka. Odsłaniała tylko kawałek ud, ale dzięki
temu wyglądała jak anioł w diabelskim wcieleniu. Wszystko było czarne,
pomijając bluzkę w odcieniu bieli na jednym ramiączku. Jego fantazja zabrnęła
trochę dalej, niż powinna, ale jak tu mieć czyste myśli przy takiej dziewczynie?
Przyciągnął ją bliżej siebie, kładąc dłonie na jej odsłoniętych udach. Byli tak
blisko, że czuli oddech osoby naprzeciwko. Założył dłonie na jej biodrach tak,
że nie mogła się nawet wycofać. Chciała? Oczywiście, że nie. Patrzył lekko do
góry, gdyż w aktualnym położeniu to ona była wyższa. Zbliżyła się jeszcze
bardziej, a ich usta spotkały się ze sobą. Nie było wstępnego, delikatnego
pocałunku. Od razu przeszli do rzeczy, tak jak to mieli w zwyczaju, i zatopili
się w swoich wargach. Wdowa jęknęła cicho w jego usta, coraz bardziej
przechylając się w jego stronę.
— …I'm' gonan sink your
ship so fast, one blast, don't ask, your ass is grass. No red no green, Imma'
paint this black and crack your spleen. Commin' stright from the dark Imma'
shark, Imma' rip your shit like a slasher scene. Gimmie
the racket for the brain…**
Już prawie leżeli na masce auta i, Harry w to nie wątpił,
Wdowa była gotowa zaciągnąć go do samochodu, ale rozległo się rozbawione
chrząknięcie. Brunetka warknęła zirytowana, nie patrząc nawet, kto to jest.
— Ugh! Czego, ku*wa, znowu od niego chcecie?!
Kilka osób zachichotało. Podnieśli się do prostego już
pionu, patrząc na siebie. Wdowa była wściekła jak osa, Kobra dość mocno
zirytowany. Spojrzeli w odpowiednią stronę.
— Czego?! — warknęli zgodnie.
Gejsza nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Ekipa i elita
znalazły sobie zły moment na powrót. Sydney głupio się szczerzył.
— Mam dla ciebie przeciwnika — powiedział.
— Kto?
— A nawet nie znam.
— Ile?
— Samochód.
— Jaki?
— Arash af10.
Kobra zmiękł na te słowa, a Wdowa westchnęła, widząc jego
rozkochaną minę.
— Jadę.
Sydney wyszczerzył się i wrzasnął do megafonu:
— Ludzie! Mamy ścigantów! Ruszać dupska z drogi! Arash af10
kontra nissan skyline r34, czyli…!
— KOBRA! — wrzasnęło kilka osób.
— Dokładnie! Mistrzu! Kto stawia? — Popędził do tłumu. —
Wyścig za pięć minut. Chyba że gliny przyjadą, to spie*dalamy, gdzie się da.
— I gdzie ty postawisz ten samochód, skoro masz zapełniony
cały garaż? — spytał z rozbawieniem Żyleta Ostrego.
— Sprzedam bmkę. Albo… — Spojrzał na Wdowę ze zmarszczonymi
brwiami. — Czy ty ostatnio nie narzekałaś na swoją hondę?
— Kobra… — zaczęła ostrzegawczo.
— Narzekała! — powiedziała Nancy ze śmiechem.
— Missy! — warknęła Wdowa.
— I tak stoi i się kurzy — zachichotała Milka.
— No to już nie będziesz narzekać — stwierdził Harry, a dziewczyna
wypuściła ze świstem powietrze, wiedząc, że nie ma nic do gadania. — To idę.
Wdowa dała mu krótkiego całusa w usta i wszedł do auta.
Zeszli mu z drogi, by mógł przejechać. Odpalił nissana, a silnik zaryczał
wesoło. Wcisnął gaz, opony pisnęły, skręcił w prawo i pojechał na linię startu.
— Dostaniecie po gębach — warknęła Wdowa do Missy i Milki.
— No co? — zachichotały. — Chce ci dać prezent. Tego mu nie
zabronisz — dodała z uśmiechem Alison.
— I tak by ci dał, nawet gdybyśmy milczały — wtrąciła
druga. — Wiesz, że on robi, co chce.
— Nie wypada odmówić — zaśmiała się Gejsza. — Prezenty się
przyjmuje.
Wdowa prychnęła.
— On ma w garażu bmkę, dwie mazdy, audi i astona. Musi nimi
obracać, żeby mieć miejsce na następne auta — zarechotał Szatan. — Dlatego
czasami je wydaje, jeśli ma komu. Tak jak ostatnio Zeusowi.
Scott parsknął śmiechem.
— Ten głupek wiedział, że nie mam
auta, bo co zarobiłem, to przechlałem — wytłumaczył Ślizgonom, a oni
zarechotali. — Wygrał bmkę, stwierdził, że nie ma miejsca w garażu, rzucił mi
kluczyki i powiedział, że jak wygram, to auto jest moje. I tyle w temacie.
Wszyscy zaśmiali się, a Wdowa westchnęła z rozbawieniem.
Poszli na linię startu, gdzie stało już auto Kobry wraz z
właścicielem w środku. Wszyscy czekali tylko na przeciwnika, który po chwili
pojawił się białym arashem i stanął obok nissana. Ludzie zaczęli wiwatować, a
jakaś szatynka dała ścigantom nawigację. Uśmiechnęła się przy tym do Harry’ego
w taki sposób, że Wdowie podskoczyło ciśnienie, ku rozbawieniu ekipy i elity.
Sydney rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś dziewczyny, która rozpocznie
wyścig. Nie musiał długo czekać. Wdowa sama weszła na jezdnię. Mężczyzna
wyszczerzył się, a Ostry pokręcił głową z rozbawieniem. Sydney spojrzał na
siedzącego za kółkiem szatyna, który dodał gazu na znak, że jest gotowy. Kobra
zrobił to samo, gdy chłopak przeniósł wzrok na niego. Wdowa mrugnęła jeszcze do
swojego chłopaka i wyrzuciła stanik w górę. Rozległ się pisk opon, koła przez
chwilę obracały się w miejscu, sprawiając, że pojawił się dym. Ruszyli
równocześnie. Widownia wrzasnęła głośno, jednocześnie klaskając. Po chwili
zniknęli za rogiem.
— I tyle ich widzieliśmy — powiedział Sydney do megafonu.
Rozległy się jęki zawodu, a mężczyzna wystawił zęby. — NA GÓRĘ!
Ludzie rozdarli się i rzucili do jednego z budynków.
— Chodźcie. Z góry zobaczymy część wyścigu — rzekł Szatan
do elity i poszli za tłumem.
Blaise patrzył na rywalizację z błyszczącymi oczami.
— Gdzie on nauczył się tak jeździć? — zapytał, gdy Kobra
driftem wjechał w zakręt.
— Uczył się od mistrza — odpowiedział Żyleta z założonymi
rękoma na piersiach i uśmiechem na twarzy. — Wygrał pierwszy wyścig, w którym
jechał. Koleś miał trzydzieści lat, on czternaście. — Ślizgoni rozdziawili usta
na te słowa, a ekipa roześmiała się. — Zawsze się nabijamy, że poczęto go w
samochodzie. Na wyścigu zauważył go Mistrz Mistrzów i go wyszkolił.
— Kto to jest Mistrz Mistrzów? — zapytała Pansy.
— Raz w roku, w wakacje, ludzie wybierają osiem osób, które,
ich zdaniem, jeżdżą najlepiej. Ścigają się dla szacunku i satysfakcji. Jeden na
jednego w trzech etapach.
— I Kobra wygrał… — powiedział Alan jakby do siebie.
Żyleta uśmiechnął się szerzej.
— W tamtym roku. Dlatego Sydney gada do niego Mistrzu. Mogę się założyć, że w tym roku
też pojedzie.
Wszyscy zamilkli, gdy ściganci wjechali na drogę, gdzie
prostopadle do nich przejeżdżały auta. Obojgu udało się wyjść bez szwanku.
— Miał jechać już dwa lata temu, ale był po wypadku, więc
zrezygnował — powiedział Yom.
— Jakim wypadku? — Viki rozszerzyła oczy.
— Wjechał w niego tir. Nie wiem, jakim cudem miał tylko
wstrząśnienie mózgu. Auto poszło do kasacji. Jechał niecałe sześćdziesiąt
kilometrów na godzinę, bo dopiero się rozpędzał. O ironio, gdyby pojechał szybciej,
to nic by się nie stało. Dlatego teraz zapie*dala jak postrzelony — rzekła
Missy.
— Twierdzi, że jak coś ma się stać, to się stanie.
Ewentualnie on w coś wjedzie, ale nie zdążą wjechać w niego — zaśmiała się
Gejsza. — Wiecie, co z tego jest najśmieszniejsze? Że dokładnie rok wcześniej
wjechał w drzewo, ale też nic mu się nie stało. Od czasu, gdy walnął w niego
tir i przestał przejmować się prędkością, nie miał żadnej stłuczki —
wyszczerzyła się.
Ściganci zniknęli im z oczu, więc zeszli na dół. Wszyscy z
niecierpliwieniem patrzyli na zakręt, zza którego miały wyłonić się samochody.
Słyszeli piski opon z daleka, więc musieli być blisko. Przez chwilę trwała
cisza, aż nagle zza rogu wyłonił się nissan. Wszedł w zakręt metodą driftingu i
pognał przed siebie. Wśród wrzasku widowni przejechał linię mety i zatrzymał
się niedaleko. Wszyscy wiwatowali, a Ślizgoni nie byli wyjątkami. Kobra wysiadł
z auta, wcześniej je parkując. Otoczyli go z każdej strony, jednak szybko
wydostał się z tłumu. Wdowa wskoczyła na niego z piskiem i pocałowała go w
usta. Przerwało im pojawienie się arasha, który przystanął obok nissana. Facet
wysiadł z auta z niezadowoloną miną i rzucił mu kluczyki. Ostry złapał je jedną
ręką, drugą trzymając w objęciu swoją dziewczynę.
— To co? Zmiana autka? — zapytał Yom ze śmiechem.
— Coś ty. To cacko jej niezastąpione — odparł, klepiąc
nissana po dachu.
— Odkochasz ty się wreszcie? — zaśmiała się Milka, a on
pokręcił głową w uśmiechem.
— Ludzie, już wiadomo, kto jedzie w Mistrzach, prawda?! —
wrzasnął Sydney przez megafon.
Wszyscy wrzasnęli potwierdzająco, a Ostrzy uśmiechnął się
lekko.
— Mówiłem? Mówiłem — parsknął Żyleta z rozbawieniem.
— Tak, Żyleta. A ja mówiłem, że Młody przejmie pałeczkę i
miałem rację — rozległ się głos, którego się tutaj nie spodziewali.
*Limp Bizkit - Gold Cobra
**Limp Bizkit - Bring it Back
Hej,
OdpowiedzUsuńtak myślałam, że pojawią się zdjęcia z tej imprezy, Harry znów wygrał wyścig, i jak widać wszyscy go szanują, ach pojawił się poprzedni mistrz..
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, i mamy zdjęcia z tej imprezy ;) Harry brawo znów wygrany wyścig... i jak widać jest szanowany przez wszystkich, ach pojawił się poprzedni mistrz bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza