24.07.2012

II. Rozdział 6 - Solenizant

Siedzieli spokojnie, nie zwracając na nic uwagi. Kobrę złapał jakiś kumpel i koniecznie chciał się z nim napić, więc brunet zniknął im z oczu. Niespodziewanie do ich stolika podbiegła Pussy.
— Kobra… będzie się bił — wydyszała.
— Znowu? — stęknęła Missy.
— Jakiś koleś zaczął do niego sapać bez powodu.
— Chudy blondyn ze złamanym nosem?
— I płaską gębą.
— To ma powód. I ma obstawę — rzekł Żyleta, wstając. — Idę się z nimi tłuc.
— Stary, idziemy z tobą — odpowiedział Yom w imieniu swoim, Szatana i Dracona.
— A o mnie to zapomnieliście? — dodał Zeus i poszedł na ich przykładem.
Dziewczyny z ekipy jęknęły żałośnie, a chłopaki wyszczerzyli się do nich. Syriusz westchnął ciężko. Po chwili wszyscy byli niedaleko miejsca sprzeczki.
— Jakby nie mogli wyjść na dwór — wzdychał Szefunio. — Znowu coś rozpi*rdolą. — Ale jednak zbytnio się tym nie przejął.
Kobra i blondyn stali blisko siebie, gotowi do wymierzenia przeciwnikowi pięścią. Mówili coś do siebie, lecz ciężko było cokolwiek usłyszeć wśród muzyki.
— Wiesz co, ty pie*dolony blondasku? Zwykle nie rzucam się pierwszy, ale z okazji urodzin zrobię sobie prezent — stwierdził Ostry i walnął facetowi z główki.
— Ouu! — skrzywili się widzowie, gdy jasnowłosy runął na ziemię.
Ekipa zaśmiała się. Później nie było tak wesoło, gdyż do Harry’ego podeszło pięciu kolegów blondyna. Chłopak spojrzał na nich i prychnął z ironią, a męska część ekipy natychmiast stanęła obok niego.
— Uważaj!
Kobra zdążył się odwrócić i runął na ziemię, gdyż jego przeciwnik podłożył mu nogę. Wlazł na niego i zaczęli okładać się pięściami. Pozostali także rzucili się na rywali i wybuchła wielka bójka na cały klub. Szefunio chwycił się za głowę, a Remus poklepał go po plecach ze śmiechem.
Ostry ostatni raz tak się z kimś turlał w zimie z Nicole, gdy wrzucił ją w zaspę, a ona chciała się zemścić. Tyle, że wtedy używali śniegu, który rozgniatali na twarzy drugiej osoby, a ze swoim aktualnym przeciwnikiem uderzali się pięściami. Mieli za mało miejsca, dlatego wpadli wprost na obserwującą pojedynek elitę Slytherinu. Pansy i Nicole odskoczyły do tyłu, by przypadkiem nie oberwać. Harry przywalił chłopakowi w złamany już wcześniej nos. Poleciała krew, a blondyn przestał atakować, więc Kobra wstał z niego z myślą, że skończyli bójkę. Syriusz uniósł kąciki ust z rozbawieniem, a młodzieniec prychnął. Rozległ się wściekły ryk jakiejś dziewczyny, która wycelowała Ostremu pięścią w twarz. Automatycznie chwycił ją za przegub. Czyżby dziewczyna blondasa?
— Ty sku*wysynu! — zaczęła wrzeszczeć. — Coś ty mu zrobił?!
— Idź stąd, dziewczyno, bo kobiet nie biję — zirytował się.
Chwycił ją za drugą rękę, gdy chciała zaatakować drugą pięścią. Jak wściekła Nikita – przeszło mu przez myśl. Dziewczyna wrzasnęła, kiedy ktoś z piskiem chwycił ją za włosy. Kobra rozdziawił usta. Wdowa była w trakcie przewracania swojej przeciwniczki na ziemię za kudły.
— Ty suko! Dzi*ko! — darły się jedna przez drugą.
Teraz wszyscy byli zdumieni.
— Ku*wa — jęknął Kobra, gdy ponownie runął na ziemię.
Blondyn wycelował w niego pięścią, ale brunet odtrącił go, kopiąc w brzuch. Słychać było wrzaski dziewczyn, dźwięki rozdzieranych ubrań, uderzenia w różne części ciała i kibicowanie.
W końcu Ostry przywalił blondynowi w skroń, a ten stracił przytomność. Brunet wytarł krew cieknącą z rozciętej brwi i wstał. Zakręciło mu się w głowie, kiedy odwrócił się w stronę pozostałych walczących. Łapa przytrzymał go.
— Okay?
— W skroń mi przypie*dzielił — mruknął.
Syriusz pokręcił głową z rozbawieniem.
Dexter nadal bił się z jakimś brunetem, podobnie jak Zeus z łysym. Rywala Wujka wynosili nieprzytomnego, dwóch ochroniarzy rozdzielało Żyletę z rudym, a Yom stał nad ciemnowłosym i wyklinał go z krwią lecącą z nosa. W oddali słychać było wrzaski Wdowy i jej przeciwniczki. Alan i jakiś chłopak próbowali je rozdzielić, co było bardzo trudne. Ostry podszedł do nich, by uratować przyjaciela przed swoją byłą dziewczyną, która przez jego ramię wymachiwała pięścią i ciągnęła drugą za włosy. Kobra chwycił ją w pasie i odniósł kilka metrów dalej, choć ta wyrywała się i wierzgała.
— Ty suko! Jeszcze raz go tak nazwiesz to ci kudły powyrywam, szmato! — Harry postawił ją na ziemi z rozbawieniem w oczach, a ona spojrzała na niego. — O — rzekła z zaskoczeniem. — Jak wyglądam?
— Oszałamiająco — zaśmiał się.
Włosy miała w nieładzie, spódniczkę przekręconą o sto osiemdziesiąt stopni, a bluzkę przedartą.
— Ty też — wyszczerzyła się.
Bójka skończyła się zwycięstwem ekipy.
— Wyglądacie jak menele — podsumował ich wygląd Szefunio. — Nie ma żadnych szkód, więc jestem z was zadowolony.
Roześmiali się. Yomowi ciekła krew z nosa, Szatan miał guza na czole, a Kobra rozciętą brew. Efektem walki Dextera i Żylety były porozdzierane koszule, ale nie narzekali. Tylko Zeus wyglądał w miarę dobrze.
— Dzięki, chłopaki — rzekł Kobra.
— Luzik — odpowiedział Wujek, trzymając lód przy czole i przybili sobie żółwiki.
Wdowa doprowadzała się do porządku z pomocą Viki. Syriusz wraz z Remusem poszli na Grimmauld Place 12 po nowe ciuchy dla chłopaków. Dla Żylety i Zeusa mieli wziąć jakieś koszule Kobry, a dla Wdowy bluzkę od Gejszy. Ślizgoni co chwilę się śmiali, a Milka, chichocząc, przykleiła plaster Ostremu. Kiedy zajęła się Yomem, spojrzenia Kobry i Wdowy spotkały się.
— Mam gdzieś zasady — rzekła niespodziewanie dziewczyna i szybko przeszła po stoliku, by usiąść okrakiem na chłopaku i pocałować go mocno w usta.
Rozległy się gwizdy i chichoty, ale oni nie zwrócili na to większej uwagi. Brunetka chwyciła Harry’ego za rękę, a następnie wstała, ciągnąc go za sobą.
— Ale wróćcie jeszcze na imprezę — zaproponował ze śmiechem Zeus, a oni pokazali mu środkowe palce, nawet się nie odwracając.
Wszyscy zachichotali.
Kobra i Wdowa zatopili się w namiętnym pocałunku, zanim jeszcze doszli do drzwi, za którymi mieściły się pokoje.

— Wyciągnęłam cię z twojej imprezy urodzinowej — rzekła Wdowa, wciągając na siebie spódniczkę. — Zlinczują mnie za to.
— Wyciągnęłaś w słusznej sprawie — odparł, zapinając guziki koszuli. Dziewczyna zaśmiała się, zerkając do lusterka. — Walczyłaś jak lwica — dodał z rozbawieniem.
— Wkurzyło mnie dziewczę. Wyrwałam jej garść kudłów. — Kobra roześmiał się, a ona podeszła do niego i dokończyła zapinanie koszuli. — Muszę iść do Gejszy po nową bluzkę — stwierdziła, na koniec dając mu buziaka w usta. — Gotowy?
— Gotowy.
Razem wyszli z pokoju i niezauważeni wrócili na salę. Jak gdyby nigdy nic, dosiedli się do stolika.
— A nam to co? — Wdowa dała o sobie znać, widząc pełne kieliszki, oprócz tych należących do niej i chłopaka.
— Nie byliśmy pewni, czy wrócicie — wyszczerzył zęby Yom i polał także im.
Wypili kolejkę, a Wdowa wzięła od Gejszy bluzkę i poszła się przebrać do łazienki. Blondynka spojrzała na Kobrę, a on na nią. Dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem.
— No co? — spytał bezgłośnie.
— Nic — zachichotała. — Ale niby nie warto wchodzić dwa razy do tej samej rzeki — dodała poważniej.
Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu. Wróciła Wdowa, która usiadła obok Ostrego. Gejsza i Harry odwrócili od siebie spojrzenia, choć po głowie chłopaka jeszcze wędrowały jej słowa. Brunetka rozbudziła go z rozmyślań, klepiąc go po kolanie. Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. Położył ramię na oparciu za nią, a ona podała mu kieliszek z błyskiem w oku. Skądś wrócili starsi członkowie imprezy. Syriusz aż uniósł brew, patrząc na chrześniaka z dziewczyną, którzy najwyraźniej znowu byli parą. Przynajmniej na to wyglądało. Zerknął pytająco na Gejszę, a ona kiwnęła twierdząco na nieme pytanie. Łapa pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie nadążał za młodzieżą, a w szczególności za Harrym. W końcu nie było żadnych wcześniejszych oznak, że nadal mają się ku sobie, a tu takie zaskoczenie.
Impreza szybko zeszła na prawidłowe tory i wszyscy pili oraz tańczyli, śmiejąc się nie wiadomo z czego. Kobra co chwilę gdzieś znikał z kimś znajomym, gdyż w jego urodziny każdy chciał z nim wypić. Było tych osób trochę za dużo, a on miał już ze sobą drobne problemy. Żyleta zaczął niekontrolowanie rechotać, gdy wrócił ze spotkania z kolejnym kolegą.
— Czego się głupio śmiejesz? — powiedział brunet, trzymając się za oparcie kanapy i mówiąc już trochę niewyraźnie. Teraz musiał przejść przez kilka par nóg, by dostać się na wolne miejsce. Zrobili mu przejście, ale było dla niego zbyt wąskie. — Yyy… To ja lepiej pójdę tędy — stwierdził i poszedł za oparciem, by przez nie przejść.
Wszyscy zaśmiali się, gdy przypadkiem uderzył kolanem w stolik i zaklął niewyraźnie. Był pijany. Ślizgoni w końcu mogli zobaczyć go zalanego, gdy oni byli jeszcze w miarę trzeźwi. Zawsze kiedy razem imprezowali, zwykle w tym samym czasie zaczęli bredzić i krzywo chodzić, a tu taka odmiana, której jeszcze nie widzieli, a raczej nie pamiętali. Solenizant przetarł twarz, a później przejechał dłonią po włosach, sprawiając, że na jego głowie pojawił się istny chaos.
— O niee… Tylko nie Alex — stęknął, zsuwając się z kanapy. — On będzie chciał piś... Mnie tu nie ma. — Schował się tak, że jego czupryny nie było widać znad oparcia. Wszyscy mieli z niego niezły ubaw. — Masz zamiar się upiś? — rzekł do chrzestnego.
— Na pewno nie tak jak ty — odparł z rozbawieniem.
— To dobsze. Zaniesiesz mnie do domu, nie? Bo ja nie chcę znowu obudzić się w rowie.
— Co? — spytała ze śmiechem Pansy.
— W moje… czekaj… policzę… piętnaste urodziny obudziłem się w rowie, bo ktoś chciał sobie srobić szart i samiast zanieść mnie do pokoju, wrzucił mnie do rowu. Do tej pory nie pamiętam, kto miał mnie odnieść, więc nie wiem, kto to był. — Wszyscy wybuchnęli śmiechem, poza Żyletą, który też nie miał miłych wspomnień. — Ale za to pamiętam, że Żyleta znalazł się po drugiej stronie ulicy, też w rowie, a Szakal… taki jeden pedał, cieszcie się, sze nie snacie… w śmietniku. To nie było miłe, gdy obudziła mnie pszejeszczająca obok cięszarówka.
— Taa… I tak nie ogarniałeś, że wlazłeś na środek jezdni i prawie przejechał cię samochód — dodał Żyleta z rozbawieniem.
— Więc wiesz… — rzekł Ostry do Syriusza. — Nie chcę powtórki. Tym bardziej, sze do domu mieliśmy dwadzieścia kilometrów.
Nijaki Alex chyba usłyszał jego bredzenie, gdyż rozległo się niespodziewane:
— Kobra, stary, tu się chowasz! Chodź, napijemy się!
Harry jęknął rozpaczliwie.
 — A może trochę później? — trzymał się ostatniej deski ratunku.
— Później będziesz leżał nieprzytomny — zaśmiał się brunet o szarych oczach i uśmiechem na twarzy. — No chodź.
— Alex — stęknął rozpaczliwie. — Litości.
— No wiesz co! — oburzył się. — Upiłeś się bez mojego udziału i nie chcesz mi potowarzyszyć? Ty mendo, więcej z tobą nie piję.
Odwrócił się i miał już iść…
— Czekaj, ty pi*dzielcu — jęknął Ostry i wstał.
— Yeah! — wrzasnął Alex, odwracając się z szerokim uśmiechem. — Wiedziałem!
Harry przecisnął się przez nogi znajomych i stwierdził:
— Jeśli przez ciebie walnę czołem w stół, zabiję cię, jak tylko wyleczę kaca.
— Luzik — wystawił zęby, zarzucił rękę na jego ramię i zniknęli w tłumie, odprowadzeni śmiechem imprezowiczów.

— Alex, sabiję cię…
Rozległ się śmiech i po chwili na widoku pojawił się Alex, trzymający Kobrę w pionie. Posadził go na kanapie i rzekł z wyszczerzem:
— I tak mnie lubisz.
— Spie*dalaj, padalcu — jęknął solenizant.
Alex zaśmiał się, gdy chłopak położył się z głową na kolanach Gejszy.
— Czuję, że jeszcze dzisiaj się napijemy.
— Chyba w snach — powiedział w stronę nóg dziewczyny, słysząc śmiech przyjaciół i samego Alexa.
— To ja idę dalej pić.
— Świnia.
Brunet odszedł ze śmiechem. Gejsza z rozbawieniem poczochrała Kobrę po włosach.
— Miska? — spytał rozweselony Szatan.
— Łóżko — odparł. — Dajsie mi gosinę i pijemy dalej — mówił w kolana dziewczyny. — Jakbyś chciała gdzieś iść, zrzuć mnie na ziemię. Nie obraszę się. Gosina i mnie buźsie…
Ledwo dokończył zdanie i zasnął, słysząc śmiechy i czując, że Gejsza bawi się jego włosami.

Silne potrząsanie w ramię skutecznie wybudziło go ze snu, a klepanie po policzkach wyostrzyło jego zmysły. Muzyka dudniła w uszach. Zasnął na swojej imprezie… Do czego to doszło! Na pewno nie leżał na kolanach Gejszy. Otworzył oczy. Na pierwszym planie zobaczył ładną brunetkę z zadziornym noskiem i dużymi, niebieskimi tęczówkami, która siedziała przy jego brzuchu. Dziewczyna trzymała go jedną ręką za ramię, a drugą na jego policzku. Jej oczy błyszczały rozbawieniem.
— Nareszcie. Budzę cię od dobrych pięciu minut.
— Nikita? — zdziwił się, a ona wzięła dłonie.
— A kto inny? — zaśmiała się. — Gejsza akurat poszła po wodę, żeby cię oblać.
Kobra uśmiechnął się lekko.
— Nie wydarłaś się za Nikitę.
Przez chwilę siedziała ze zmarszczonymi brwiami.
— Mam dzień dobroci dla zwierząt, a ty naje*ałeś się jak świnia — odpowiedziała w końcu.
Ostry parsknął śmiechem.
— Urodziny ma się raz w roku. Zaraz naje*ię się drugi raz.
— Jesteś nienormalny.
— A ty jesteś, świat zwariował, miła.
— Ja? — udała zdziwienie.
— A kto inny?
— Nasz pakt na imprezę: bez kłótni.
— Ale dzisiaj zachowujesz się inaczej — upierał się.
— Draco mnie prosił – przyznała w końcu.
— Teraz rozumiem — zaśmiał się.
Przetarł twarz dłonią i, pomagając sobie rękoma, usiadł na kanapie. Włosy miał w nieładzie, oczy jeszcze nieprzytomne i był wyraźnie zaspany. Ale trochę wytrzeźwiał.
— Ooo… żyjesz — rozległ się śmiech Alana, który opadł na sofę naprzeciwko wraz z Dexterem.
Kobra uniósł kciuk do góry.
— Tak tragicznie jeszcze nie było — zaśmiał się Żyleta i poczochrał go po włosach.
— Daj spokój — stęknął Ostry, a cała czwórka zarechotała.
— Boję się spytać, jakich środków użyłaś, że tak szybko go obudziłaś — rzekła Gejsza do Nicole, pojawiając się z dwoma szklankami wody w dłoniach.
— Nie było źle — odparła z rozbawieniem.
— Taa… Kilka liści po mordzie. Nie było źle — dodał Kobra, odbierając od blondynki wodę, by się napić.
Nicole wzruszyła ramionami, a reszta zaśmiała się, widząc jej niewinną minkę.
Wszyscy wrócili do imprezowania, a solenizant nie był wyjątkiem. Dalej pił, nie przejmując się, że nie wytrzyma i będzie musiał po raz kolejny odpocząć. Cała grupa tańczyła na parkiecie, barze, kanapach i stolikach, z kim tylko mogli. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że Kobra i Nicole razem dobrze się bawili na bufecie wraz z jakimiś nieznanymi osobami. Czy ktoś był trzeźwy? O dziwno, tak. Szefunio, Remus i Syriusz, którzy jako jedyni mieli zapamiętać wszystko, co się działo. Lunatyk i Łapa wymienili ukradkowe spojrzenia pełne rozbawienia, kiedy Gryfon i Ślizgonka usiedli obok siebie i rozmawiali na różne tematy, popijając napoje alkoholowe. Dziewczyna co chwilę chichotała, a chłopak szczerzył się.
Nad ranem wszyscy zaczęli powoli odpływać do świata snu. Korzystając z tego, że Blaise, Draco i Milka jeszcze utrzymywali się w pionie, Szefunio dał kluczyki jednemu ze swoich ludzi, a ten odwiózł ich na Grimmauld Place 12. Na miejscu Remus i Syriusz przenieśli ich do pokoi, gdzie szybko zasnęli. Teleportowali się ponownie do klubu, by wziąć resztę i zastali tam zaskakujący widok. Kobra spał na kolanach Wdowy, która skulona drzemała na kanapie. Chłopak obejmował ramionami wtulone w niego Gejszę i Nicole.
— Paszcieeee… Oni szę tulimy — wyseplenił Jeremy, wymachując ręką w stronę czwórki śpiących przyjaciół.
— My tesz szę tulimy — odparł równie pijany Zeus w objęciach Pansy.
— A ja tesz możę?
— Mogesz, Jemy.
Cała trójka objęła się i tak zasnęła. Missy drzemała na stole wraz z Alanem, który miał rozpiętą koszulę, a Viki trzymała dziewczynę za rękę z głową na blacie. Żyleta zasnął na barze.
— Nie damy szę! — wrzasnął niewyraźnie Yom, stojąc na ladzie wraz z Szatanem, który mu wtórował i klaskał.
— Nie poszrą nasz szyfcem! — dodał od siebie.
— Dzięki wszystkim, że w klubie już nikogo nie ma — rzekł ze śmiechem Szefunio, wchodząc do środka, jak gdyby nigdy nic. — Wiecie co? Weźcie lepiej Kobrę i dziewczyny. Ledwo zasnęli, więc jeszcze dacie radę ich obudzić. Onik, pomożesz?
— Jasne — zaśmiał się, wycierając szklankę.
— Zajmij się tymi dwoma. — Kiwnął na Yoma i Wujka.
— Niech szę w zady cmokną! — wydarł się rudzielec, a Onik nie wytrzymał i ryknął śmiechem.
— Uwielbiam naje*aną ekipę — dodał ze śmiechem, gdy pozostała trójka poszła za jego przykładem.
Odstawił szklankę i zaczął ściągać chłopaków z lady.
— Aaa! — wrzasnął Wujek. — Macki!
Łapa potrząsnął Ostrym.
— Szo? — wyseplenił chłopak.
— Chodź.
— Po szo? — uchylił powieki, patrząc na niego z oburzeniem.
— Po niespodziankę.
— Neszpoćankę?
— Tak — zaśmiał się Syriusz.
— Ale ja tu mam dziewszyny. Pasz… Mam szy dziewczyny. Nie sabieraj jej — jęknął, gdy Lunatyk wyciągnął Gejszę z jego objęć.
— Zaraz wróci — powiedział Łapa. — Ale musisz wstać.
— Ochej… Nichita, pobuszka — spojrzał na Nicole.
— Szo?
— Gejszę nam sabrali. Szeba ją ratować.
— Już idę, mój bohatesze! — zerwała się do pozycji siedzącej.
Kobra sturlał się na ziemię z jękiem, a Nicole chwyciła go za rękę i próbowała podnieść. Łapa pomógł jej, ledwo hamując śmiech.
— Trzymaj Nicole — rzekł, gdy chłopak stanął w pionie.
— Zawsze i szędzie!
Dziewczyna zatoczyła się i wpadła mu w ramiona.
— Iśemy ratować Gejszę — powiedziała bojowo.
Syriusz, widząc pewne objęcie Harry’ego, co go rozbawiło jeszcze bardziej, przytrzymał chłopaka i wyprowadził ich, by następnie wrzucić do niebieskiego porsche.
— A Wdowa?
— Zaraz przyjdzie — odpowiedział i zatrzasnął drzwi, dając znak kierowcy, aby zawiózł ich do domu w towarzystwie Yoma i Szatana, którzy bredzili od rzeczy.

3 komentarze:

  1. Hej,
    oj będzie po takiej imprezie wielki kacyk, Syriusz i Remus znów będą mieć ubaw, jak zwykle bójka ale tym razem nic nie zniszczyli…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahhah napowietrzyłam się😂😂

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    fantastycznie, przeczuwam że będzie wielki kacyk po tej imprezce, no jak zwykle bójka... ale tym razem nic nie zniszczyli ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń