24.07.2012

II. Rozdział 5 - Impuls

Nicole rozglądała się po klubie z zaciekawieniem. Właściwie to do ostatniej chwili zastanawiała się, czy przyjść na urodziny Kobry. Jednak obiecała, a on wyraził zgodę. Naprzeciwko niej siedziała Victoria wtulona w Blaise’a. Bardzo się różniły i dopiero teraz dostrzegła te niezgodności, ale mimo to były prawdziwymi przyjaciółkami. Viki wolała spokój. Ona wręcz przeciwnie. Zwariowany związek i stanowczy facet, który nie zawsze odpuszcza przy kłótniach. Co jak co, ale akurat ona potrzebowała chłopaka, który czasami da jej do myślenia. Blaise zwykle machał ręką, co często nie było dobrym rozwiązaniem. Obok Zabiniego siedział Alan rozmawiający z Jerym. Dwa przystojniaki, ale tylko przyjaciele i nie chciała tego zmieniać. Po jej prawej stronie wygodnie usadowiła się Pansy, której komplementy prawił Scott. Dziewczyna była pełna energii i wyglądała olśniewająco po dwutygodniowych wakacjach w Egipcie. Nic dziwnego, że Zeus zaczął się nią interesować.
— O, już jesteście.
Spojrzeli w stronę głosu. Żyleta przyszedł wraz z Wdową. Oboje się do nich dosiedli.
— Długo tu czekacie? — zapytała dziewczyna.
— Dobre pół godziny — odparł Blaise.
— A to świnie. Nie powiedzieli wam, jaka jest zasada — zauważył Żyleta ze śmiechem. — Jak spóźnisz się pół godziny, to wiedz, że i tak przyjdziesz przed ekipą. Zeus, myślałem, że wiesz.
— Wiem, ale matka mnie z domu wypie*doliła, czaisz? — Chłopak zaśmiał się na te słowa. — Stwierdziła, że mam już iść, bo jak zwykle muszę wszystko robić na ostatnią chwilę. To jeszcze nic… Dzisiaj rano zwinęła mi telefon i spisała numer do Kobry. Jak się spytałem, po co, to odpowiedziała, że czego się głupio pytam, przecież ma urodziny i musi mu złożyć życzenia. Pie*dolili przez telefon dobre pół godziny.
Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
— Słyszycie to poruszenie na sali? — spytał nagle Żyleta.
— No tak, coś się dzieje.
— Kobra przyszedł — zaśmiał się.
Wdowa i Scott zarechotali. Chwilę później do ich stolika podeszła pozostała część ekipy, oprócz solenizanta.
— Kobrę porwały jego byłe dziewczyny. Zaraz przyjdzie — zaśmiała się Gejsza, witając z nimi.
Milka i Missy wyściskały się z dziewczynami. Z tłumu wypadli Syriusz i Remus. — Gdzie on jest? — zaczęła się irytować dziewczyna.
— Jakaś blondynka molestuje go przy barze — odparł Łapa.
— Jak zwykle prostolinijny w przekazach — roześmiał się Żyleta. — Lepiej byś mu pomógł.
— A niech sam sobie radzi.
— Rodzinka — zarechotał Szatan.
— To może ja go poratuję — zachichotała Gejsza i zniknęła w tłumie.
— Ale jaja. Będziemy imprezować z naszym byłym nauczycielem — rzekł nagle Jery.
Remus uśmiechnął się wesoło.
— On wam jeszcze pokaże, jak się bawi młodzież — wystawił zęby Łapa.
— Puknij się w łeb i przestań bredzić — odparował Lunatyk.
Młodzież zarechotała.
— Mam solenizanta! — krzyknęła ze śmiechem Gejsza, lecz widzieli tylko jego rękę w jej uścisku. — Pussy, teraz on jest nasz! — dodała do tłumu z rozbawieniem.
— Już go oddaję!
Kobra wypadł z hordy ludzi z wesołością na twarzy. I wtedy spojrzenia jego i Nicole spotkały się.
Dopiero zrozumiała, dlaczego dziewczyny tak na niego lecą. Nie wiedziała, z jakiego powodu spostrzegała to w tym momencie. Może zmiana fryzury tak na niego wpłynęła? Od razu skreśliła tę myśl. Raczej przez to, że długo go nie widziała. Poza tym zawsze podobali jej się faceci w kraciastych, luźnych koszulach. I te oczy…  Jakby były jeszcze wyraźniejsze niż wcześniej.
Nie tylko Kobra zmienił fryzurę. Nicole także to zrobiła. Wyprostowała włosy, zaczesała je do tyłu i wycieniowała. Na jej policzkach pojawił się delikatny brąz – opaliła się. Ubrała niebieską bluzkę na ramiączkach i do tego krótkie, czarne spodenki oraz buty na niewielkim koturnie. Harry zawsze twierdził, oczywiście w myślach, że Ślizgonka jest bardzo ładną dziewczyną, ale dzisiaj przeszła samą siebie.
Patrzyli na siebie najwyżej krótką chwilę, ale Gejsza dostrzegła te spojrzenia. Zagryzła wargę, by szeroko się nie wyszczerzyć. Pisk Viki całkowicie doprowadził ich do porządku. Ślizgoni rzucili się do niego z życzeniami. Gejsza usiadła obok Missy i zaczęła pukać ją po nodze.
— Widziałaś? Missy, widziałaś? — popiskiwała cicho.
— Widziałam — zachichotała dziewczyna.
— Milka?
— Widziałam — odparła, ledwo hamując wybuch radości.
— Co widziałyście? — zapytał Yom.
— Och, faceci — rzekły zgodnie, wywracając oczami.
— Zeus, nie wiem, czy ci już to mówiłem, ale masz zaje*istą matkę — powiedział Harry, gdy wszyscy usiedli.
— Mówiłeś — jęknął. — Merlinie, idę się powiesić. Ona ciebie bardziej kocha niż mnie.
— Dzwoniła do mnie rano — wyszczerzył się.
— Wiem, bo zwinęła mi telefon, żeby zdobyć twój numer. Jeszcze się na mnie darła, że głupio się pytam, po co — biadolił, a Harry zaczął się śmiać. — Ludzie, on wbił do mnie na chatę dwa tygodnie temu i moja matka mu otworzyła. Nie zamieniłem z nim ani słowa, chociaż siedział u mnie trzy godziny. Od tego czasu jest z moją matką na ty.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— No co? — zaśmiał się Kobra. — Spoko babka.
— Stary, to moja matka — stęknął Zeus.
— No to co? — zarechotał. — Chyba wpadnie dzisiaj do klubu.
— No nie pie*dol!
— Zaprosiłem ją — wystawił zęby.
Scott uderzył głową w stół.
— Nieee… Naprawdę idę sobie zrobić stryczek. Nawet nie będę mógł się napić.
— Jak to nie? — zdziwił się. — Wszystko załatwiłem. Możesz się schlać w trupa i nikt się nie będzie czepiać.
— Jak ty to zrobiłeś? — zdumiał się.
— Normalnie. Tylko powiedziałem, że urodziny ma się raz w roku i sama stwierdziła, że mam cię uchlać do nieprzytomności.
— Moja matka oszalała. — Scott walnął głową w stół mocniej niż wcześniej.
— Teraz mnie rozwaliłeś — rzekła Milka do Kobry i wybuchnęła chichotem.
— To może się napijemy? — mruknął Zeus z rozpaczą.
— Jasne.
W ruch poszła pierwsza butelka.

— Ludzie! — krzyknęła Milka, podskakując na kanapie. — Prezent! Teraz prezent! Bo później się upijemy i zapomnimy! — Wszyscy przy stoliku ucichli z szerokimi uśmiechami. Byli ciekawi reakcji Kobry. Alison spojrzała na solenizanta. — Wiemy, że preferujesz prezenty, które możesz zrealizować ze znajomymi, jak każdy z nas, dlatego ten taki będzie. Jakiś czas temu wspomniałeś o tym wielkim Festiwalu Rockowym…*
— No nie mów. — Nie dał jej dokończyć.
— No mówię — zaśmiała się. — Ekipa i elita jedzie na festiwal!
— Nie. — Dalej nie wierzył.
— Tak! — pisnęła i skoczyła do niego, by go wyściskać. — Mamy szesnaście biletów! Każdy z nich to karnet na trzy dni!
Piski, kwiki i inne odgłosy wydobywały się z gardeł ludzi siedzących przy stoliku. Syriusz, Remus i Szefunio głośno się śmiali, słysząc radość młodzieży. Co jak co, ale to był prezent dla nich wszystkich.
Kiedy trochę się uspokoili, a zajęło im to sporo czasu, zaczęli omawiać szczegóły.
— Pojedziemy samochodami. Prześpimy się w namiotach, jak nakazuje tradycja festiwalu. Zostaniemy trochę dłużej i pójdziemy jeszcze nad morze…
Doszli do wniosku, że muszą to opić.

Ostry nabijał się nie wiadomo z czego wraz z Jerym oraz Pansy, kiedy telefon zaczął mu wibrować i dzwonić. Widząc na ekranie imię Maggie, szeroko się wyszczerzył.
— Kobra, drogi chłopcze. Ci gburowaci ochroniarze nie chcą mnie wpuścić.
— Jak to nie? — oburzył się.
— Powołałam się na ciebie i stwierdzili, że co druga osoba chce wejść, twierdząc, że ty ją zaprosiłeś.
— Och, całkiem możliwe. Już idę.
Rozłączył się i wstał.
— Zeus, twoja matka przyszła — powiedział do Scotta.
— Gdzie jest? — jęknął.
— Przed klubem. Ochrona nie chce jej wpuścić.
— I chwała im za to! — zawołał. — Nie idź po nią! — dodał, trzymając go rozpaczliwie za łokieć.
— Opanuj się, człowieku. — Jego kąciki ust powędrowały w górę z rozbawienia.
Zeus zaszlochał, puszczając go, a Ostry wykorzystał to i ze śmiechem zniknął w tłumie. Wyszedł z sali do zabawy, a następnie skierował się do drzwi wyjściowych, gdzie miała czekać kobieta, która, jak się okazało, sprzeczała się z dwójką ochroniarzy.
— Chłopaki, tą panią wpuszczajcie jak ekipę — powiedział z uśmiechem.
— Kobra, mój drogi, wszystkiego najlepszego.
Maggie Alley była kobietą przed czterdziestką, choć wcale tak nie wyglądała. Każdy odjąłby jej co najmniej kilka lat. Miała blond loki sięgające do ramion i duże, niebieskie oczy błyskające radością. Ubrała się jak nastolatka, co nie było nowością. Jeansowe spodnie podkreślały długie nogi, a bluzka biust.
Wprowadził ją do środka, przepraszając ją za ochroniarzy. Otworzył drzwi, wpuszczając kobietę jako pierwszą.
— Strasznie głośno — powiedziała donośnie. — Już odzwyczaiłam się od takich hałasów. Chyba że Scott puści muzykę na pół domu. — Zaprowadził Maggie do ich stolika, a Zeus chwycił się za głowę. — Scott, zachowuj się — rzekła kobieta, witając się z Łapą.
— Co ty tu robisz? – stęknął żałośnie jej syn.
— Mam prawo tutaj być tak samo jak ty. — Młodzież zachichotała. — Poza tym także zostałam zaproszona.
— Ale…
— Lepiej się napij to przestaniesz bredzić.
Zeus otworzył usta ze zdumienia, a Kobra zaczął się z nich śmiać. Usiedli obok siebie i zaczęli rozmawiać, jakby byli dobrymi znajomymi znającymi się kilka lat. Wszyscy patrzyli na nich w osłupieniu, a Scott miał najbardziej zgłupiałą minę.
— Ja pie*dolę — wymamrotał do siebie, uderzając dłonią w twarz, a Żyleta spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Synu, jak chcesz pie*dolić, to znajdź sobie dziewczynę.
Kobra wybuchnął niepohamowanym śmiechem, gdy Zeus rozdziawił usta. Reszta najpierw rozszerzyła oczy, a później dołączyła do Harry’ego. Maggie zaśmiała się lekko, widząc, że rozbawiła młodzież, a Ostry aż się zapowietrzył.
— Coś ty zrobił z moją matką? — wydukał Scott do nabijającego się przyjaciela, a kobieta natychmiast stanęła w obronie bruneta.
— Ty się go nie czepiaj. To złoty chłopak i mógłbyś go częściej do nas zapraszać.
— Słuchaj, Scott — wydusił Kobra, pomiędzy kolejnymi napadami chichotu.
— Spieprzaj — stęknął załamany. — Kumplujesz się z moją matką, zamiast ze mną.
— Jesteś zazdrosny? — spytała Maggie. — Nie martw się. Jest za młody, żeby zostać twoim ojczymem.
Ostry wytarł łzy po tym stwierdzeniu, kiedy wszyscy zawyli ze śmiechu.
— Tego by brakowało – mruknął do siebie Scott.
Maggie była w siódmym niebie. Młodzież słuchała jej z zaciekawieniem, gdy opowiadała o swoich latach młodości, w trakcie których uciekała z chłopakami nad jezioro, gdy miała szlaban. Tylko Scott był załamany. Kobieta po chwili zagadała się z Remusem oraz Syriuszem na temat jej ulubionych zespołów z młodych lat i znalazła z nimi wspólny temat.
— Ona jest świetna. Nie masz się czego wstydzić — powiedział Blaise, klepiąc Zeusa po plecach.
— Jej teksty powalają — dodała z chichotem Gejsza.
— To jeszcze nic — rzekł Kobra z rozbawieniem. — Wiecie, co mi powiedziała, zanim tu weszliśmy? Cytuję: „Baw się, póki możesz, byle nie było z tego dzieci”.
— Żartujesz?! – wrzasnął Zeus.
— Serio mówię — zaśmiał się. — Aż mnie zamurowało.
Wszyscy zaśmiali się głośno.
— Szkoda, że mi tego nie powiedziała — zarechotał sam Zeus. — Coś ty jej zrobił? Zawsze była wyluzowana, ale żeby aż tak?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo Maggie zawołała nagle, klepiąc Harry’ego po plecach:
— Przy tym chłopaku to ja czuję się dwadzieścia lat młodziej! Scott, traktuj matkę jak rówieśniczkę, to poczuje się jak nastolatka.
— Mam ci mówić po imieniu? — parsknął.
— Bez przesady — oburzyła się. — Wracasz dzisiaj do domu?
— Nocujemy u Kobry.
— To zachowuj się i nie wracaj na kacu, bo nie będę słuchać twojego biadolenia. Kobra, mój drogi, było miło, ale ja muszę uciekać.
Młodzież przyjęła to z jękiem, a Zeus był zaskoczony ich reakcją. Chyba naprawdę nie dostrzegał, jak świetna jest jego matka.
Kobra odprowadził ją na samą ulicę, gdzie deportowała się po kolejnym kwadransie rozmowy.

Przy stoliku pozostała sama młodzież. Wypili… trochę więcej niż powinni, po czym Viki zaciągnęła Blaise’a na parkiet, podobnie jak Milka Dracona. Szatan, Yom i Zeus polecieli za jakimiś dziewczynami, a Wdowa, Gejsza i Missy dorwały jakieś znajome. Żyleta spojrzał na Harry’ego, a Harry na Żyletę.
— Naje*iemy się jak zwykle, nie? — spytał starszy.
— Standardowo.
— Jeszcze bardziej niż zwykle?
— Tak jak na twojej siedemnastce.
— Bez hamulców?
— Hyhy — wystawił zęby, co było potwierdzającą odpowiedzią.
— Zapie*dalać po coś mocniejszego?
Kiedy Ostry uśmiechnął się od ucha do ucha, Żyleta zaśmiał się i klepnął go w plecy. Poszedł w podskokach w tłum.
— Czy kiedykolwiek wyszedłeś o własnych siłach ze swoich urodzin? — zapytał Alan ze śmiechem.
— Od czternastego roku życia zawsze mnie wynosili.
Ślizgoni zaśmiali się zgodnie.
— Nie masz zamiaru tego zmieniać? — dodała Pansy.
— Tradycja to tradycja.
Pogadali chwilę na luźne tematy, aż wrócił Żyleta, który na wstępie powiedział:
— Ty pierwszy. Ty się ze mnie nabijałeś w siedemnastkę, to teraz ja się ponabijam z ciebie. — Podał Kobrze paczkę papierosów, jak się zdawało. — A tak poza tym słyszałem, że ktoś planuje ci przy*pierdolić — dodał.
— Chudy blondasek z mordą, jakby ktoś mu ją rozjechał i krzywym nosem? — spytał lekceważąco.
— Dokładnie. Ten krzywy nos to efekt złamania. Domyślam się, kto to zrobił – zaśmiał się.
— No co? — burknął. — Wku*wił mnie to mu przy*ebałem.
Żyleta westchnął.
— Ma obstawę. — Kobra prychnął w odpowiedzi, wyciągając, jak się okazało, nie papierosa. — Spokojnie, jest nas dwóch.
Przybili sobie żółwiki.
— Znowu będziemy się tłuc. Ja pie*dolę — rzekł Harry. — Chciałbym przeżyć w tym klubie chociaż jeden tydzień bez bójki.
Wszyscy zaśmiali się.
— Chociaż jest ciekawie — stwierdził szatyn z rozbawieniem. — Ale zauważ, że zwykle tłuczesz się przez kobiety.
— Dokładnie. Te kobiety mnie wykończą. Wszystkie baby dwa metry ode mnie!
— I po co głupio gadasz? Wypijesz kieliszek i polecisz w tłum, żeby poznać jakąś nową. — Ostry patrzył na niego przez chwilę, a później skrzywił się i wsadził papierosa do ust bez słowa. Żyleta wybuchnął śmiechem, uznając to za potwierdzenie, a Kobra zapalił. — Jak znowu zaczniesz bredzić o jakichś latających chomikach, to więcej ci tego nie dam — ostrzegł Żyleta.
Ślizgoni ryknęli głośnym śmiechem, gdy Harry się skrzywił.
— Ty gadałeś o białych, mówiących myszkach i się nie czepiam — burknął i zaciągnął się, gdy wrócili Viki i Blaise.
— Cicho.
Kobra wystawił zęby.
Siedzieli chwilę, rozmawiając o bzdetach, a Ostremu humor znacznie się poprawił. Żyleta czekał z niecierpliwością na efekty, gdyż chciał się pośmiać z przyjaciela. Nie zawiódł się. Chłopak spojrzał na stolik i uniósł brew. Następnie przetarł twarz i ponownie zerknął na mebel.
— Żyleta, czemu, ku*wa, te kieliszki na mnie patrzą? — stęknął. Żyleta rozszerzył oczy i wybuchnął śmiechem wraz ze Ślizgonami. Kobra zaczął chichotać. — Wódka chce nam spie*dolić! Nóżki dostała! No łap ją, cepie — warknął do Żylety i popchnął go w ramię lekko, a ten zawył ze śmiechu. Jery i Nicole wycierali łzy. — Ale jazda… One naprawdę na mnie patrzą — jęczał Ostry i zachichotał. — Co one robią? Będą się ścigać? — Zmarszczył brwi.
— Kto? — zapytała Gejsza, siadając obok niego.
            — Kieliszki.
— Co? — zdumiała się.
— No nie widzisz?! Szykują się do biegu!
— Eee… — Spojrzała na wyjącego Żyletę i Ślizgonów. — Brał coś?
Alan pokiwał głową, trzymając się za brzuch. Przewróciła oczami.
— Gejsza — stęknął — weź je. One chcą się na mnie rzucić… A ta butelka celuje we mnie pistoletem. Nie chcę zostać zabity przez butelkę!
Zaczął się odsuwać jak najdalej od stolika.
— O ku*wa, ale go wzięło — powiedział Żyleta z rozbawieniem.
— Ja pie*dolę — rzekł Kobra z ulgą.
— Co? Przeszło ci? — zapytała Pansy ze śmiechem.
Spojrzał na nią ze zgłupiałym uśmieszkiem.
— To tylko pistolet na wodę.
Wszyscy zawyli ze śmiechu, a Harry przetarł twarz dłonią, chwycił kieliszek, obejrzał go z każdej strony, a następnie wypił jego zawartość. Zaśmiał się sam z siebie. Żyleta, nadal się śmiejąc, zapalił.
— Jesteście nienormalni — zaśmiała się Gejsza.
— I za to nas kochasz — odpowiedział Harry.
— Wszystko jest dla ludzi — dodał szatyn, wypuszczając z ust dym.
Blaise stwierdził, że sprawdzi, jak to jest być na haju i chwilę później śmiali się nie wiadomo z czego jak idioci. Przyszedł Draco i gdy tylko powiedziano mu, jaki jest powód chichotów chłopaków, ten zaczął wyzywać ich od świń i sam zapalił, by następnie do nich dołączyć. Poszli w tłum. Chwilę później Kobrę zauważono na barze w towarzystwie czterech dziewczyn, które kręciły tyłkami, umilając czas nie tylko solenizantowi. Jego goście głośno się śmiali, a Szatan gwizdnął, gdy na ladę wdrapała się Wdowa i swoim tańcem pobiła swoje przeciwniczki, wyginając się bardzo blisko Kobry. Kiedy zmieniono piosenkę, cała szóstka coś wrzasnęła, by następnie zacząć jeszcze śpiewać.
— …When I walk in the spot, this is what I see. Everybody stops and staring at me. I got passion in my pants and I ain't afraid to show it. I'm sexy and I know it…**
Cały tłum skakał do rytmu, a Ślizgoni zrozumieli, co miała na myśli ekipa, mówiąc, że są tutaj najlepsze imprezy. Każdy bawił się z każdym, nieważne, czy był to ktoś znajomy. Milka, Missy i Gejsza wskoczyły na kanapę, dołączając do bawiących się klubowiczów. Alison wyciągnęła Nicole spomiędzy Alana i Zeusa, żeby do nich dołączyła. Ślizgonka była spięta, więc chciały poprawić jej humor. Dała się porwać muzyce i po chwili szalała wraz z dziewczynami.
Wdowa z wyszczerzonymi zębami skakała wraz z nieznajomą szatynką i przypadkiem zerknęła na Ostrego otoczonego dwoma bliźniaczkami. Piosenka skończyła się, a ona, tknięta impulsem, podeszła do niego i pocałowała krótko, ale mocno w usta.
Większa część ekipy rozszerzyła oczy, a Ślizgoni byli zdumieni. Tylko Gejsza cicho westchnęła.
— Wiedziałam, że nie wytrzyma.
Kobra nie do końca wiedział, co jest grane, gdyż nie spodziewał się czegoś takiego po Wdowie. Tak szybko, jak go pocałowała, równie szybko zeszła z baru i zniknęła w tłumie, zostawiając go w osłupieniu. Również zsunął się z lady, ale usiadł przy niej i ze zmarszczonymi brwiami poprosił Monicę o whisky, którą wypił jednym haustem. Zamówił drugą kolejkę.
— Zaskoczony? — spytała dziewczyna.
— Cholernie.
Wypił. Monica uśmiechnęła się.
— Najwidoczniej ona sama jest zaskoczona swoim zachowaniem. Skoro uciekła… Dalej na ciebie leci, Kobra. Takie odnoszę wrażenie.
Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Z mieszanymi uczuciami wrócił do swojego stolika. Wdowy przy nim nie było. Klapnął obok Gejszy, która, widząc jego minę, poczochrała go bez słowa po włosach. Wypił kolejny kieliszek wódki, jakby alkohol miał mu pomóc w zrozumieniu dziewczyny.

Nicole weszła do łazienki, by poprawić makijaż, który, ku jej irytacji, rozmazał się. A celowo użyła tylko kredki, tuszu do rzęs i błyszczyka!
— Idiotka. Idiotka do potęgi entej — usłyszała na wejściu. — Jestem nienormalna.
— Wdowa? — zdumiała się.
Dziewczyna szybko się odwróciła się.
— Och, Nicole.
— Stało się coś?
— Nie widziałaś?
— Ymm… Chyba każdy to widział — rzekła niepewnie.
Wdowa stęknęła żałośnie.
— Jestem idiotką. Powiedz mi, po kiego grzyba to zrobiłam? Cholerny impuls!
— Dalej na niego lecisz — stwierdziła Ślizgonka, ścierając kredkę, którą przypadkowo musiała rozmazać.
Wdowa milczała przez chwilę.
— Nic nie poradzę na to, że chociaż zerwaliśmy, to nadal mi się podoba — wymamrotała.
— Nic dziwnego — powiedziała do siebie cicho Nicole.
Brunetka zmarszczyła brwi, patrząc na nią w zastanowieniu.
— Też na niego lecisz?
— Nie — zaśmiała się. — Powiem ci coś szczerze, ale nikomu o tym nie mów, a zwłaszcza jemu.
— Babska solidarność — uśmiechnęła się.
— Chociaż to mój wróg, to… uhh… wygląda jak… jak…
— … młody bóg? — podpowiedziała jej Wdowa ze śmiechem.
— Może być młody bóg. To muszę przyznać. Jeśli na niego lecisz, to może daj mu to jaśniej do zrozumienia? Chcesz z nim być?
— Sama nie wiem — mruknęła.
— Spróbować zawsze można.
— A jak on zareagował?
— Chyba trochę zbiłaś go z pantałyku. Zerwać zawsze możecie, a spróbować nie zaszkodzi. Tylko zobacz, co on o tym myśli.
— Muszę się zastanowić.
— Tak poza tym, Gejsza cię szukała.
— Ach, dzięki — uśmiechnęła się Wdowa i szybko wyszła.
— I ja to powiedziałam? — zdumiała się Nicole do swojego odbicia.

*Festiwal wymyślony na potrzeby opowiadania
**Lmfao – Sexy and I know it

5 komentarzy:

  1. ,, Miała Blond loki sięgające do ramion ..."
    Kilka rozdziałów wcześniej napisałaś że Nicole odziedziczyła po matce drobną postury i ciemne włosy

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam to czytać po północy. Musiałam się że śmiechu. Później prawie obudziła rodziców płacząc że śmiechu. Ten jeszcze kilka rozdziałów i dodatków jak np. ,,niesforna policjantka" doprowadzają mnie do płaczu. Ten teksty że nie chce zginąć zabity przez kieliszek. Pękłam.Ty tak genialnie łączysz te niesamowite żarty z cierpieniem, horrorem jak naprzyklad w tym zadaniu z jaskinią . Masz bardzo oryginalne pomysły i często zaskakujesz na pozytyw . Te ich kłótnie z Moodym. Te teksty. Ten blog poleciłam paru moim koleżanką.. Co prawda jeszcze nie przeczytała całego ale bardzo im się podoba. Tam miniatura ,,Nawiedzonych dom"(wiem że nie ten rozdział ale chce napisać wszystko zq jednym razem a nie latać po całym blogu ) był taki przerażający. I czasem taki śmieszny. Masz talent więc radzę go nie zmarnować. Mam nadzieję na jeszcze jakieś opowiadanie potterowskie. Pozdrawiam Saphi

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    impreza świetna, Kobra bardzo dobrze dogaduje się z matką Zeusa, to naprawdę było dobre…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    cudownie, o tak impreza to wspaniałe się rozkreciła, o matko Kobra bardzo dobrze dogaduje się z matką Zeusa ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń