24.07.2012

II. Rozdział 4 - Głowa rodziny

Gejsza opierała głowę o ramię Kobry, który trzymał w ustach papierosa, patrząc na kartkę leżącą na stoliku.
— To nie jest śmieszne — powiedział cicho Yom, zerkając w to samo miejsce.
Treść tekstu mówiła sama za siebie: Lepiej nie wychodź z domu, bo możesz wpaść pod koła samochodu, Kobra. Kopertę z takim przesłaniem w środku Harry dostał od Monici, która powiedziała, że znalazła to na barze. Litery były wycięte z gazety.
— Ktoś cię chyba nie lubi — mruknął Żyleta. — Próba morderstwa i list z pogróżkami. Ten ktoś może tu być, a my nawet nie wiemy, jak wygląda.
— Może powinieneś na razie się wycofać? — spytała cicho Gejsza.
— Nie będę uziemiony przez jakiegoś psychola — wymamrotał.
— A co, jeśli następnym razem nie spudłuje? — rzekł Szatan z obawą. — To nie są przelewki. Chodzi o życie, Kobra.
— Siedzenie w domu tego nie rozwiąże.
— Czemu ty jesteś taki uparty? — westchnęła z kolei Missy.
Kobra uśmiechnął się lekko, gasząc niedopałek w popielniczce.
— Kto nie ryzykuje, ten nie ma — podsumował.
— Taa… I niedługo nie będziesz miał życia — prychnął Łapa.
— Nie przesadzajcie. Snajper w końcu dorwie tego czubka.
Nie wiedzieli, jak mu przemówić do rozsądku. Chłopak był uparty jak osioł i nie przejmował się, że ktoś czyha na jego życie i to nie był Voldemort. Sprawa była coraz poważniejsza.
— Od kiedy się tu zjawiłeś, zawsze miałeś w tyłku, że może cię spotkać jakieś niebezpieczeństwo — westchnął Szefunio.
Ostry uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Normalnie czubek do potęgi entej — stwierdził Draco, widząc jego reakcję.
— A co się będę przejmował jakimś fagasem, który nawet nie umie dobrze wycelować, a uważa się za profesjonalistę.
Parsknęli śmiechem. Udało mu się trochę rozładować atmosferę, a po chwili zręcznie zszedł na całkiem inny temat.
— Tak właściwie to kto pierwszy trafił do ekipy? Żyleta czy Gejsza? — zapytała w pewnej chwili Milka Szefunia.
— Trudno to określić — odpowiedział mężczyzna. — Żyleta zawsze kręcił się przy parku i raz po raz wymienialiśmy jakieś słowa. Gejsza przypałętała się nagle. Zwerbowałem ich mniej więcej w tym samym czasie. Gdybym miał określić, kto pierwszy oficjalnie, to Żyleta.
— Lubię, jak opowiadasz — rzekła Alison, siadając blisko niego i dodała z błyszczącymi oczami: — Opowiedz, jak powstała ekipa.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło, gdy wszyscy przenieśli na niego spojrzenia, by posłuchać.
— Nie wiem, kiedy powstała ekipa. Nie było to oficjalnie ogłoszone. Sami ją stworzyliście, dzieciaki. Ludzie przychodzili i odchodzili. Dopiero wy zostaliście tak nazwani, gdy było was czterech: Żyleta, Gejsza, Wujek Szatan i Yom. Wtedy zaczęło się mówić o ekipie, bo byliście zgraną grupą i wszystko robiliście razem. Żyleta… Mały, czteroletni kurdupel, który przylepił się jak rzep do psiego ogona.
Wszyscy zaśmiali się na takie określenie, a chłopak mruknął z rozbawieniem:
— No co? Zawsze cię lubiłem.
— Latał po parku, żeby nie siedzieć w domu. Niekiedy przypadkiem się spotykaliśmy. Pierwszy raz…?
— Wyrżnąłem nosem w ziemię, jak spadłem z huśtawki — zarechotał chłopak. — Pamiętam jak dziś.
— A ja pamiętam twój płacz na całe osiedle — dodał Szefunio z rozbawieniem, a Żyleta ze śmiechem zakrył dłonią twarz, słysząc chichoty przyjaciół. — Taka mała ofiara losu. Pomogłem mu się pozbierać i od tego czasu spotykałem go coraz częściej. Trwało to aż cztery lata, a on przychodził praktycznie codziennie, uciekając od zachlanych rodziców. Nie raz zabierałem go do klubu, żeby coś zjadł. I pewnego razu do klubu, nie wiem do tej pory jak, wpadła mała, zapłakana blondynka, którą rodzice wyrzucili na noc z domu. Narobiła ochroniarzom takiego rabanu, że to się w głowie nie mieści. — Gejsza uśmiechnęła się do swoich wspomnień. — Rzuciła w nich butem i schowała się za barem. — Wszyscy zaśmiali się głośno. — Nie ma co, dziewczę podbiło mi tym serce. Przychodziła coraz częściej po tym, jak przypadkiem usiadła mi na kolanach. Myślałem, że przywali mi w gębę z przerażenia. Dopiero Żyleta ją uspokoił. I tak została… Dwa małe brzdące już miały chęci do bicia się z ochroniarzami. Wielokrotnie byli świadkami nielegalnych interesów i po jakimś czasie sami się tego nauczyli. Aż pewnego razu przyprowadzili następne dwa dzieciaki. Jeden z siniakiem pod okiem, drugi z połamaną ręką. Obaj w brudnych i poszarpanych ubraniach, śpiący pod mostem w zimie. Aż mnie zmroziło, gdy Gejsza powiedziała, gdzie ich znaleźli. Zrobiła słodkie oczka. Nie miałem sumienia ich wyrzucić. Jak się okazało, mieli lepkie ręce i byli doświadczeni przy włamaniach.
Yom i Szatan wymienili spojrzenia i uśmieszki.
— Jakoś trzeba było sobie radzić w życiu — powiedział Wujek, wzruszając ramionami.
— Żyleta i Gejsza szybko podłapali ich sposób na życie, aż w końcu sami zaczęli to robić. Nie raz wykiwali jakiegoś bogatego biznesmena. I wtedy znaleźli garaż z samochodem sportowym. Zachciało im się jeździć, więc ich nauczyłem. Dziesięciolatka, jedenastolatki i dwunastolatek jeżdżące samochodem. Yom od tego czasu zaczął kręcić się wokół garażu, żeby popatrzeć, jak pracują mechanicy. Któregoś razu razem byliśmy w parku. W końcu to dalej były dzieciaki, które chciały się pobawić. Żyleta już chodził do trzeciej klasy w Hogwarcie, więc poznał siedzącą na ławce Nancy Wright, która uciekła z domu. Gejsza od razu do niej podbiegła. I znowu zrobiła słodkie oczka, a ja nie miałem wyjścia. W życiu nie widziałem takiej specjalistki od komputera. I w życiu nie widziałem takiej rozsądnej wariatki, która dla zakładu pofarbowała włosy na czerwono.
— Kolor się spodobał — wyszczerzyła się Gejsza, czochrając rozbawioną Missy po włosach.
— Akcje przestępcze rozszerzyliśmy już na większą skalę. Ścigali się, ale tylko koło klubu i nie za pieniądze, lecz dla rozrywki. Dopóki Żyleta nie przywiózł pobitego chłopaka, który swoimi ślepiami rozkochał w sobie kogo?
— Gejszę — odpowiedzieli wszyscy chórem ze śmiechem, a dziewczyna i Harry wymienili rozbawione spojrzenia.
— Przywlekł tyle samo problemów, co śmiechu, i namieszał jak nikt inny. Cały Kobra. Gdy wsiadł za kółko, nie mogłem się nie zgodzić na to, żeby jechał w prawdziwym wyścigu. Pierwsza walka i od razu wygrana. Czternastoletni dzieciak pokonał trzydziestoletniego faceta. Ludzie prawie nosili go na rękach. Od tej chwili każdego puszczałem na wyścigi i nie żałuję. Zaczęto nas uważać za grupę przestępczą, zgłaszali się do nas, by za pieniądze wykonywać zlecenia. Z czasem stawaliśmy się najlepszą grupą przestępczą, dawali nam najważniejsze akcje. Broń w dłoniach czternastolatków w klubie już nikogo nie zaskakiwała. Na jednym z wyścigów pojawił się dotychczasowy Mistrz Mistrzów, który zauważył w Kobrze potencjał na niezłego ściganta. To on go tak wyszkolił. Później musiał wyjechać. Wiecie, co powiedział mi na odchodnym? Że w najbliższym czasie Kobra przejmie po nim pałeczkę. I miał rację.
Harry uśmiechnął się do siebie, patrząc na szklany stolik. Error. Doskonale go pamiętał. Jego cierpliwy nauczyciel, którego szlag trafiał, gdy przychodził na kacu. Miał nietypowe metody nauczania, dzięki czemu Ostry nauczył się jeździć jak zawodowiec.
— Pamiętam, jak prawie dostał zawału, kiedy Kobra przypie*dolił w drzewo — rzekł z rozbawieniem Yom.
— Taa… A jak wyszedłem z auta bez żadnych urazów, zaczął się drzeć jak opętany — dodał Harry z uśmiechem. — Znacznie lepiej by to przyjął, gdybym wylądował na oiomie.
— A tak to tylko narzekał, że rozwaliłeś auto — stwierdził Szatan, gdy wszyscy się zaśmiali.
— Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — uśmiechnął się Szefunio. — Jakiś czas później w klubie pojawiła się nowa osoba, która przesiedziała całą noc i nie wyszła do samego rana. Milka przychodziła do klubu codziennie przez kilka dni i przesiadywała tu całe noce. Nikt jej nie znał, z nikim nie rozmawiała, tylko piła. Aż Kobra do niej nie podszedł po pijaku. Spotkały się dwa pijaki i się dogadały. — Wszyscy zachichotali. — Dopiero gdy rano obudzili się na jednej kanapie, zrozumieli, kim jest druga osoba. Milka – zaskoczenie, Kobra – przerażenie. Milka zaskoczona tym, że w takim miejscu spotkała Pottera, a Kobra przerażony tym, że dziewczyna wygada to w szkole. Dopóki nie przypomnieli sobie, co do siebie pletli po pijaku. Alison zwiała z domu, Harry nie wracał do swojego przez kilka dni. Szybko postanowiliśmy ją zwerbować do siebie i to był dobry wybór. Rok później dostałem niespodziewaną wiadomość od Narcyzy Malfoy, że potrzebuje pomocy i chodzi o jej syna. Spotkaliśmy się.
— Skąd ją znałeś? — spytał cicho Draco.
— Widzisz, Dexter, twoja matka była dla mnie jak córka. Przychodziła kiedyś do klubu, zanim wyszła za mąż za Lucjusza. Przez jakiś czas nawet tutaj mieszkała. Ale po ślubie musieliśmy zerwać kontakt. Nie chciała nas narażać na zdemaskowanie. Aż do momentu, w którym nie wysłała mi wiadomości i nie powiedziała, że musi pomóc ci uciec z domu. Nie miała dokąd cię wysłać, więc postanowiła przekazać mi opiekę nad tobą, choć wiedziała, czym zajmowała się ekipa. Zanim uciekłeś, dała mi znak, dlatego byliśmy z Missy na miejscu tak szybko. Wiedziałem, że przyjmując cię do ekipy, nawarzę sobie piwa u Kobry. No i tak było, ale nie miałem wyboru. Znałem wasze szkolne relacje, bo nie raz cię wyklinał, nie szczędząc słów. — Wszyscy zaśmiali się głośno. — Ale, jak widać, doszliście do porozumienia i ekipa jest taka, jak powinna. Więc widzicie… To wy stworzyliście ekipę, nie ja. Ja tu jestem tylko od zarządzania, dzieciaki — uśmiechnął się na koniec.
— Co ty gadasz, Szefunio? Ty jesteś głową rodziny — odparła z uśmiechem Missy i przytuliła się do niego. — Gdyby nie ty, pewnie każdy z nas byłby nałogowym alkoholikiem i ćpunem.
— Missy ma rację — dodała Gejsza. — Brałeś każdego dzieciaka z problemami do siebie. Dlatego wszyscy tak dobrze się dogadujemy. Ty nas wychowałeś — powiedziała i dołączyła do Nancy.
Widząc uśmiechy ekipy, Syriusz tylko potwierdził swoje przypuszczenia, że jest to jedna, wielka rodzina. Doszedł do wniosku, że chyba powinien dziękować Szefuniowi za to, że przygarnął Harry’ego do siebie, dzięki czemu chłopak jest taki, a nie inny.

Kobra spał spokojnie we własnym łóżku. Nie przejmował się, że już jest południe i czas wielki wstawać. Wrócił grubo po trzeciej w nocy, gdyż omawiał ze Snajperem jedną z akcji. Nie usłyszał, że drzwi cicho się otwierają.
— Śpi jak zabity — zachichotała Gejsza, trzymając wielki tort w kształcie samochodu.
Weszli do środka.
— Raz, dwa, trzy — szepnęła Milka.
— STO LAT! STO LAT! NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!
Kobra gwałtownie zerwał się z łóżka, aż spadł z jękiem na ziemię. Wszyscy zaczęli się śmiać, a on podniósł się do pionu z rozszerzonymi oczami.
— Zwirowaliście? — stęknął, jeszcze nieuświadomiony, że od tego dnia jest pełnoletnią osobą w świecie magii.
— Kobra, wszystkiego najlepszego!
— Ach, no tak. — Był jeszcze zbyt zaspany, żeby ogarnąć, co się naprawdę dzieje. — Dobrze wiedzieć. Dobranoc. — I z powrotem runął na łóżko.
Przez chwilę stali oniemiali i nagle wybuchnęli głośnym śmiechem.
— Kobra, wstawaj — zaśmiał się Dexter i na cały głos włączył rocka z jego wieży.
— …A new day is coming. And I am finally free. Run away, run away. I'll attack. Run away, run away. Go chase yourself. Runaway, runaway. Now I'll attack…*
Chłopak stęknął żałośnie i nakrył głowę poduszką.
— Chcesz przespać swoje urodziny? — zaśmiała się Missy, wskakując na jego łóżko i wyrywając mu z rąk poszewkę.
— Obudźcie mnie na imprezę — stęknął, naciągając na siebie kołdrę. Yom ze śmiechem ściągnął z niego materiał. — Ciepełko — jęknął Kobra, machając rozpaczliwie rękoma. — Torturujecie mnie nawet w moje urodziny — westchnął, otwierając oczy. Gejsza z szerokim uśmiechem postawiła mu tort na brzuchu. — Właśnie odkupiliście swoje winy — stwierdził, widząc ciasto w kształcie jego nissana.
— Prezent dostaniesz w klubie — wystawiła zęby Milka. — Elita też będzie, tak jak obiecali. I przenocują tutaj.
— Muszę się przygotować psychicznie na starcie z Young. Co jak co, ale ona potrafi tak dogadać, że czasami trzeba się zastanowić, co odpowiedzieć.
Zaśmiali się zgodnie.
Szczerze przyznali, że wypieki to mocna strona Gejszy. Dobrze wiedziała, że solenizant uwielbia wszystko, co czekoladowe, więc zrobiła tort o takim smaku.
Kiedy wszyscy zeszli na dół, w okno zapukały trzy sowy. Harry wpuścił je do środka. Jak się okazało, były to listy od Hermiony, Weasleyów i Hagrida, którzy składali mu najserdeczniejsze życzenia urodzinowe i wysłali drobne upominki. Po przeczytaniu korespondencji i odpisaniu, ubrał jeansy i luźną koszulkę, wcześniej doprowadzając się do  ładu i składu w łazience. Już miał wychodzić z pokoju, gdy w okno ponownie zapukała sowa. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest to czarny jak smoła orzeł z wielkimi, niebieskimi ślepiami. Ostrożnie uchylił okno. Ptak zrobił okrążenie po pokoju i zrzucił na łóżko list, by usiąść z gracją na parapecie. Kobra niepewnie chwycił kopertę w dłoń i otworzył ją.

Witaj Potter,
zapewne zdziwisz się tym listem, ale mam dla Ciebie korzystną propozycję. Dowiedziałem się o zmianach, jakie w Tobie zaszły i kim jesteś. Przyłącz się do mnie, a zapewnię Ci odpowiednie warunki do tego, co robisz i bezpieczeństwo, nie tylko Tobie, ale także Twoim przyjaciołom.
Tom Riddle

Kobra patrzył na list zgłupiałym wzrokiem. Riddle złożył mu propozycję przyłączenia się do niego? Zaczynam naprawdę wątpić, czy chodzi mu tylko i wyłącznie o to, żeby cię zabić – słowa Missy uderzyły w niego jak grom z jasnego nieba. Dowiedział się, kim jestem. Chce to wykorzystać i przeciągnąć mnie na swoją stronę.
— Chyba zwariowałeś, Riddle — szepnął do siebie.
Odpisał krótką odpowiedź z treścią „Nie” i odesłał ją przez orła.
— Kobra, idziesz?!
— Już!
List włożył pod pozostałe korespondencje i wyszedł z mętlikiem w głowie.

— No wiesz ty co? Jak mogłeś to zgubić? — jęknął z rozpaczą Łapa, wchodząc do pokoju chrześniaka.
— Mówię ci, że zaraz to znajdę — odpowiedział Kobra, wchodząc zaraz za nim. — Gdzieś się na pewno zapodziało. — Syriusz oparł się o jego biurko, a chłopak spowodował w pokoju tornado, przewracając do góry nogami wszystko, co było w pomieszczeniu. — Czekaj, może zostawiłem w łazience — stwierdził i wybiegł z pokoju.
Łapa westchnął rozpaczliwie, widząc, jaki bałaganiarz jest z jego chrześniaka. Zerknął na list leżący na biurku. Uśmiechnął się do siebie, widząc życzenia urodzinowe od Hermiony. Cieszył się, że mimo wszystko dziewczyna nie odwróciła się od Harry’ego. Z ciekawości zerknął na kolejne korespondencje. Hagrid, Weasleyowie, Tom Riddle. Rozszerzył oczy z zaskoczenia. Riddle?! Voldemort?! Wiedział, że nie powinien czytać czyjś listów, ale strach o chłopaka wziął górę. Przeczytał wiadomość. Serce waliło mu jak młotem. Voldemort chciał Kobrę u siebie. Z szokiem na twarzy patrzył na podpis.
— Wiedziałem, że nie zgubiłem!
Ostry stanął w drzwiach zadowolony z siebie, wymachując nad sobą jakąś kartką. Uśmiech zszedł z jego twarzy, kiedy zauważył, że Łapa przeczytał list. Nie wątpił, że ten od Riddle’a.
— Czemu nie powiedziałeś?
— Po co? — mruknął Kobra, zamykając drzwi.
— Harry, to poważna sprawa. — Animag przeniósł na niego spojrzenie.
— Jego głupie wymysły… Nie wiem, co on sobie myśli.
— Odpisałeś?
Kiwnął głową. Syriusz wyglądał na niepewnego.
— Chyba nie sądzisz, że się zgodziłem? — zdziwił się Ostry.
— Jesteś nieprzewidywalny.
Kobra uśmiechnął się słabo.
— Koleś wybił mi rodzinę, a ja mam się do niego przyłączyć? — odpowiedział cicho.
— Wiem, że nie patrzysz na siebie, ale na innych — powiedział Syriusz bez pewności. — Może się zdarzyć, że wpadnie na pomysł, żeby cię zaszantażować. Tak jak wtedy, gdy chciał cię atakować zaklęciami przez umysł. Ale teraz wykorzysta do tego innych. — Kobra przełknął ślinę. Właśnie tego się obawiał. Syriusz podszedł do niego i położył dłonie na jego ramionach.  — Obiecaj mi, że gdy to zrobi, powiesz mi o tym — szepnął. Chłopak milczał, nie patrząc na niego. — Harry…
Westchnął.
— Powiem.
— Wiesz, do czego jest zdolny. Nie chcę, żeby jakoś na ciebie wpłynął albo cię do czegoś zmusił.
— Myślisz, że będzie próbował? — spytał cicho.
— Obawiam się, że może to zrobić. Szczególnie po tym liście — odpowiedział szczerze, patrząc na niego smutno. — Uważaj na niego, bo potrafi mówić tak, żeby omotać.
— Nie musisz mi tego mówić — uśmiechnął się bez wesołości.
— Nie chciałbym zobaczyć cię po drugiej stronie — szepnął.
— Nie zobaczysz — westchnął.
— Idziecie?!
— Tak!
Syriusz poklepał go lekko po plecach i razem wyszli, by zapomnieć o problemach.

*30 Seconds To Mars – Attack

4 komentarze:

  1. drżeć jak opętany - drżał? może chodziło ci o drzeć się jak opętany?

    OdpowiedzUsuń
  2. przeczytałem tego bloga dwa razy, z całą stanowczością muszę stwierdzić. TO NAJLEPSZY ROZDZIAŁ NA TYM BLOGU :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale było dowiedzieć się jak to było z powstawaniem ekipy, urodziny, zaspany Harry boskie, i ten list od Riddla…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    rozdział wspaniły, fajnie było dowiedzieć jak powstawawała ekipa, no i urodziny taki zaspany Harry boski ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń