24.07.2012

II. Rozdział 44 - Ciche dni

— Czyś ty do reszty zgłupiał?!
— Przecież wiesz, gdzie pracuję!
— Ale to nie znaczy, że musisz pchać się w coś takiego! Pomyślałeś o konsekwencjach?!
— Dlaczego Kobla i Nicole tak krzyczą? — spytała Emily z wielkimi oczami.
— Wiesz… Pary czasami się kłócą, żeby później było lepiej — odpowiedziała z wahaniem Wdowa, która trzymała ją na kolanach.
— Akurat oni należą do tych, którzy kłócą się rzadko, ale porządnie — dodała Gejsza z lekkim skrzywieniem.
— Przecież mogą cię zdemaskować! Niech weźmie kogoś innego!
— Nikt inny nie może! Ile razy mam ci powtarzać?!
— Nie może?! Na pewno może, ale ten czubek zawsze we wszystko wciąga ciebie! Przecież to cholernie niebezpieczne!
— Jakbyś nie zauważyła, na tym polega moja praca!
— Ale nie do tego stopnia! Chyba was obu popie*doliło!
— Emily, lepiej tego nie słuchaj — stwierdziła Milka, gdy usłyszała pierwsze przekleństwa.
— Ja pie*dolę, dostajemy różne akcje i teraz taka się trafiła!
— Naprawdę nie słuchaj — dodał Żyleta do dziewczynki i zatkał jej uszy dłońmi.
— Po cholerę ci to mówiłem…
— Jakbyś nie powiedział, to chyba bym cię zabiła! — wrzasnęła z nową falą wściekłości. — Chciałeś to przede mną ukrywać?!
— Widocznie powinienem!
— I dowiedziałabym się dopiero, gdyby wezwali mnie na identyfikację zwłok albo do ośrodka dla ćpunów?!
— Co ty bredzisz?!
— A jak inaczej to się może skończyć?! Tylko tak! — Yom i Dexter wymienili ukradkowe spojrzenia. — Czy ty tego nie dostrzegasz?! — usłyszeli w jej głosie nutkę rozpaczy. — Nawet nie wiesz, jak szybko możesz wpaść w nałóg!
— Nie przesadzaj.
— Myślisz, że tam nie będziesz musiał tego robić?! Na tym to głównie polega!
— Długo jeszcze? — zapytała Emily.
— Nie wiemy, Mila — odparł Szatan.
— Jesteś kretynem, skoro pakujesz się w takie bagno tylko dlatego, że u niego pracujesz! Niech czasami spojrzy na to, że ktoś może przez to ucierpieć. A ty nie bądź idiotą, do cholery.
Trzask drzwi i cisza. Po kilku minutach weszła Nicole, która spytała drżącym głosem:
— Mogę zostawić Milę?
— Jasne — szepnęła Gejsza.
— Dzięki.
Deportowała się.

Kobra nie wiedział, co ze sobą zrobić po wyjściu z domu. Był wściekły po kłótni z Nicole. Powiedział jej o akcji, a ona zareagowała, jakby to był koniec świata tylko dlatego, że miał wkupić się w łaski grupy przestępczej w celu zdobycia informacji. Jednocześnie była to grupka ćpunów i o to było tyle hałasu. Akcja jak akcja, a ona zrobiła mu taką awanturę!
Zapalił papierosa i rozejrzał się po ulicy. Przydałoby się trochę adrenaliny dla uspokojenia. Jego oczy zabłysły, gdy dostrzegł zaparkowaną mazdę 6. Srebrna z niebieskimi paskami. Zapewne miał mało czasu na akcję, więc musiała być ona szybka i bez przemyślenia. Rzucił fajkę na ziemię i ją zdeptał.
— Wracamy do początków — szepnął do siebie.
Przeszedł na drugą stronę ulicy. Huk zbijanej szyby. Alarm. Wskoczył przez okno do auta i dorwał się do kabelków. Po chwili ruszył z piskiem opon. Właściciel mazdy wybiegł za późno.

— … W ciągu godziny na terenie Londynu doszło do czterech kradzieży drogocennych samochodów. Zrobił to jeden i ten sam mężczyzna. Ma na sobie bluzę w kolorze granatowym z kapturem i jeansy. Średniego wzrostu. Jeśli ktoś widział taką osobę, prosimy zadzwonić na policję…
— Czy Kobra nie był dzisiaj tak ubrany? — zapytała Missy z westchnięciem.
— Był — odparła Wdowa.

Bluzę zostawił w koszu dla biednych ludzi, a samochody wstawił do swojego garażu, jednak zabrakło mu miejsca, więc zapożyczył garaż Wujka bez jego pozwolenia. Wiedział, że nie będzie miał nic przeciwko.
Poszedł do klubu, jednak nie do Szefunia. Przy barze spędził kilka godzin, obserwując bawiących się ludzi, zbywając dziewczyny i oglądając tańce na barze specjalnie dla niego. Żadna nie zawróciła mu w głowie tak, żeby rzucił dla niej Nicole. Nicole była jedną jedyną i nic nie mogło tego zmienić. Nawet taka kłótnia.
Gdy wrócił do domu, był trochę wcięty i Yom musiał pomóc mu wejść po schodach. Przypadkiem obudzili matkę Syriusza, ale Kobra szybko się jej pozbył wiązanką niecenzuralnych epitetów. Runął na łóżko i od razu zasnął. Nicole nie było.

Przy śniadaniu usiedli daleko od siebie i nie powiedzieli w swoją stronę żadnego słowa. Syriusz i Naomi zerknęli w swoją stronę. Nie byli przy wczorajszej kłótni, dlatego nie wiedzieli, że doszło do awantury.
— Kobla?
— Hmm?
— Dlaczego cię wczolaj nie było, jak przyszłam?
— Późno wróciłem, Mila — odparł ze słabym uśmiechem.
— Wczoraj dzwonił do mnie Szefunio. Snajper nie mógł się do ciebie dodzwonić — rzekł Żyleta.
— Telefon mi się rozładował.
— Chciał omówić jakąś akcję.
Nicole odstawiła z hukiem szklankę i poszła do kuchni odprowadzona wzrokiem Kobry. Missy i Wdowa zerknęły na siebie kątem oka.
— Później oddzwonię — mruknął Harry.
— Czuję sztylety wiszące nad stołem — szepnęła Naomi.
Emily poprosiła Ostrego, aby włączył jej grę na komputerze, więc chłopak zaprowadził ją do salonu i zrobił to, o co prosiła. Syriusz wykorzystał ich nieobecność i spytał:
— Latały talerze?
— Było blisko — odparł Szatan.
— O co?
— Kobra ma wziąć udział w jakiejś akcji, a Nicole nie chce go puścić.
— Przecież wiedziała, w co się pakuje — zmarszczył brwi.
— No tak, ale chyba nie wiedziała, że zajmujemy się także szpiegowaniem innych gangów przestępczych. Akurat Kobra trafił na taką akcję, gdzie ma się wkupić w łaski ćpunów — wytłumaczyła Missy.
Łapa syknął.
— Teraz rozumiem.
— Istnieje ryzyko, że będzie musiał ćpać razem z nimi, a ona boi się, że wpadnie w nałóg — dodał Dexter.
— Wcale jej się nie dziwię — stwierdziła Gejsza. — Też pewnie bym tak zareagowała. I zastanawiałam się, czy nie stanąć po jej stronie, bo jakoś nie chciałabym odwiedzać go na odwyku.
Zamilkli, gdy wróciła Nicole i w milczeniu usiadła na swoim miejscu. Po powrocie do jadalni Kobra też się nie odezwał. Śniadanie dawno nie przebiegało w takiej atmosferze. Tylko zza drzwi słychać było piski Emily grającej w wyścigi. Oboje wyszli po jakimś czasie, nie odzywając się do siebie ani słowem.
— Coś czuję ciche dni — podsumowała Naomi.

Kolejny poranek nie wyglądał lepiej. Emily również odczuwała napiętą atmosferę między parą i traciła dobry humor.
— Mila, rozchmurz się — rzekła niezadowolona Gejsza.
— Nie — odparła z ustami wygiętymi w dół.
— Dlaczego?
— Bo Kobla i Nicole się kłócą. I Nicole śpi w moim pokoju, a nie u Kobly.
Paląca atmosfera zawisła w powietrzu. Były Gryfon i była Ślizgonka zerknęli nie siebie, ale nic nie powiedzieli w swoją stronę.
— To nie powód, żebyś była w złym humorze — zauważyła dziewczyna.
— Ale ja lubiłam z wami spać — upierała się.
Już nawet nie spali w jednym pokoju?

Żyleta stwierdził, że Kobra jest nieznośny i irytujący, gdy jest pokłócony z Nicole, dlatego postanowił z nim pogadać.
— Weź wyluzuj — powiedział do niego, gdy znaleźli się sami w jednym pomieszczeniu.
— Co? — mruknął.
— Jesteś wku*wiający, gdy łazisz jak tykająca bomba.
— O co ci chodzi? — burknął.
— O to, że czasami nie warto postawić na swoim. Postaw się na miejscu Nicole. Zrobiłbyś to samo względem niej. — Harry westchnął, nie mogąc się sprzeciwić. — Warto dla jednej, głupiej akcji kłócić się z kimś, kogo się kocha?

Nicole układała zabawki porozrzucane po całym pokoju przez Emily, gdy w fotelu usiadła Gejsza, uważnie ją obserwując.
— Wiesz… Rozumiem cię. Też bym tak zrobiła — rzekła.
— Ale on nie może tego pojąć — odparła, wrzucając klocek do pudełka. — Myśli, że będę się zgadzać na każdy jego wyskok. Chyba jest niepoważny.
— Zawsze robił to, co chciał, bo nikt mu niczego nie zabraniał. Mogłam się drżeć, ile się dało, ale ja to co innego i mnie nie słuchał. Nigdy nie miał dziewczyny, która zakazywała mu czegoś tylko dlatego, że się martwiła. Nie jest do tego przyzwyczajony.
— Więc co mam robić? — spytała po chwili. — Puścić go?
— Weź sprawy w swoje ręce.

Na kolacji brakowało Kobry, który miał tendencję do spóźniania się na posiłki. Gdy wszedł do jadalni, Nicole niosła z kuchni widelec. Spojrzeli na siebie w milczeniu.
— Poszedłem do Snajpera wycofać się z akcji i wiesz, co mi powiedział? Że miał zamiar sam mnie wykluczyć, bo przyszedł do niego, jak to sam określił, jakiś krasnal i zaczął się na niego drżeć, że… Mila, zasłoń uszy… że jak tego nie zrobi, to go zaje*ie, a zaraz za nim każdego, kto będzie próbował go bronić. Wyzywał go ten krasnal od sukinsynów, bezuczuciowych chamów i używał słów, których Snajper sam nie potrafił wypowiedzieć, bo był w ciągłym szoku. — Zapadła cisza. Nicole drgały wargi. — Jesteś nienormalna — stwierdził jeszcze poważnie Harry, a na jego twarzy pojawiło się rozbawienie.
— To się dobraliśmy — powiedziała i wyszczerzyła się.
— Mila, zasłoń oczy, bo będą się godzić — zaśmiał się Szatan.
— Całus na zgodę — zarządziła dziewczynka.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Harry i Nicole spełnili jej życzenie.

Kobra i Nicole słodko spali w jego pokoju w dziwnych pozycjach, wplątani w swoje kończyny. Dziewczyna mruknęła, przeciągając się jak kotka, a Ostry w odpowiedzi nałożył swoją nogę na nią jeszcze bardziej.
— Prześpijmy cały dzień — wymamrotał do poduszki, a ona zaśmiała się pod nosem.
Nagle zamilkła.
— Mila? — Cisza. Zerwała się do pionu. Ani śladu po dziewczynce. — Mila!
Wylecieli z łóżka jak z procy. Przeryli wszystkie pokoje na górze i pobiegli na dół. Wpadli do jadalni.
— Merlinie, tutaj jesteś — odetchnął Kobra, dostrzegając dziewczynkę wesoło rozmawiającą z Missy i Naomi.
— Oo… Śniadanie tak szybko? — zdziwiła się Nicole.
— Śniadanie? Obiad! — zaśmiał się Żyleta.
Dziewczyna wymieniła z Harrym spojrzenie.
— Nie wiem jak ty, ale ja nie patrzę na pory posiłków i śniadanie zjem na kolację. Tymczasem… dobranoc.
Kobra powlekł się na korytarz. Nicole rozejrzała się.
— Jakie plany?
— Z Milą idziemy na zakupy — odparła Gejsza.
Uśmiechnęła się szeroko.
— Potter, czekaj, idę z tobą! — pognała za chłopakiem.
Odprowadzili ich śmiechem.
— Oni są niemożliwi — zaśmiała się Naomi.
Po obiedzie wpadła elita.
— Gdzie są? Gniją cały dzień w łóżku — odparł Dexter na ich pytanie.
— Zaraz ich wyciągniemy — stwierdził Blaise z błyskiem w oku.
Pukali, ale ci nie odpowiadali, więc weszli do środka. Viki i Pansy zachichotały. Już chyba brakowało im pozycji do spania.
— Pobudka, bo cuchniecie lenistwem! — krzyknął ze śmiechem Jery, gdy Blaise chamsko ściągnął z nich kołdrę.
— Nieee! — zawył rozpaczliwie Kobra, nie ruszając się.
— Soooo? — jęknęła Nicole ze zmrużonymi oczami. — Elita.
— Niech spie*dalają.
Zaśmiali się, gdy wtulił się w poduszkę jeszcze bardziej.
— Racja — dodała Nicole i poszła za jego przykładem.
Harry nagle zerwał się z łóżka i jednym susem odzyskał kołdrę. Gdy ponownie próbowali ją z nich ściągnąć, walczyli o nią jak lwy.
— Mówiłem, że się nie uda — roześmiał się Żyleta, zaglądając z Zeusem do pokoju Kobry.
Ostry zakrył siebie i swoją wybrankę po same czubki głów.
— Tylko żeby czasami Nicole nie pokazała się z większym brzuchem spod tej kołdry — zarechotał Zeus, a brunet wystawił rękę i pokazał mu środkowym palcem, co o nim sądzi.
Dziewczyna burknęła coś, co brzmiało jak kretyn. Blaise nie zrezygnował z budzenia ich.
— AAA! BLAISE! — wrzasnął Kobra na cały dom, kiedy ten wyciągnął go za nogę i pociągnął na korytarz. — TY DEBILU! PUŚĆ MNIE! — Gejsza i Dexter zaśmiali się głośno, gdy jego ciało przesunęło się koło ich nóg. — NIE PO SCHODACH!
W akcie desperacji chwycił się za słup od poręczy, żeby Zabini nie przeciągnął nim po schodach. Siłowali się jak tylko mogli, ale to Harry zdołał się uwolnić i zwiać do swojego pokoju, gdzie przyciągnął do siebie Nicole i zakrył kołdrą. Myśleli, że przyjaciele zrezygnowali z budzenia ich, więc poszli dalej spać.

Kobra przeciągnął się mocno i postanowił inaczej się położyć, żeby było mu wygodniej. Przesunął rękę, ale nagle się zablokowała. Szarpnął. Nic. Otworzył oczy i spojrzał, co jest grane. Jego oczy rozszerzyły się.
— Nikita — powiedział słabo.
— Hmm? — mruknęła przez sen.
— Ktoś nas przykuł do łóżka — jęknął.
— Sooo?
— Przykuli nas kajdankami do łóżka — powiedział wyraźniej, żeby zrozumiała.
Szybko otworzyła oczy i zerwała się do pozycji siedzącej. Rękę miała przykutą do łóżka. Spojrzała na Harry’ego, który był w takiej samej sytuacji.
— BLAISE!

Blaise szczerzył się głupio, jedząc placek upieczony przez Gejszę.
— Zabiją cię — śmiała się Viki.
— Ich miny będą bezcenne — odparł zadowolony.
— Stłuką cię na kwaśne jabłko — dodał Żyleta z rozbawieniem.
— Trudno — nie przejął się.
— BLAISE!
— Ups… Chyba się obudzili — zaśmiał się, słysząc głośny wrzask przyjaciół na cały dom. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. — Muszę to zobaczyć.
— Idę z tobą — zachichotała Gejsza.
W efekcie końcowym wszyscy pobiegli na górę, by zobaczyć cyrk. Kobra i Nicole siedzieli na łóżku, patrząc na siebie, ale gdy Blaise wszedł do środka, Harry zerwał się do pionu i ruszył w jego stronę, zapominając o tym, że za daleko nie dojdzie.
— Ku*wa — burknął, gdy nie mógł zrobić ani jednego kroku poza mebel.
Blaise zarechotał.
— Zabiję cię! — wrzasnęła wściekle Nicole, szarpiąc się z kajdankami. — Daj klucz — rzekła nagle ze słodkim uśmiechem.
— Chyba żartujesz — zaśmiał się chamsko.
— Daj klucz — dodała ostrzej. W odpowiedzi roześmiał się. — Dawaj ten je*any klucz, ty popaprańcu!
— Nie — cieszył się.
— Byście nam pomogli — warknął Kobra do reszty.
— Nawet nie wiemy, gdzie ma klucz — odparł z rozbawieniem Dexter.
— Jasne — szepnął do siebie Ostry. — I nagle wszyscy różdżki zgubili.
— No tak się zdarzyło — zarechotał Zeus, a Harry spojrzał na niego morderczo.
Różdżki jego i Nicole oczywiście zwinął Zabini.
— Blaise? — spytał spokojnie.
— No? — wyszczerzył się.
— Wiesz, że jestem z mafii, nie?
— No wiem — powiedział z uśmiechem.
— Coś ci to mówi?
— Że właśnie planujesz różne sposoby zamordowania mnie — zaśmiał się.
— Strzał w dychę. A wiesz, że jestem specem od włamań?
— Wieeeem — zawahał się.
— To pewnie przewidziałeś, że znam różne sposoby otwierania różnych zamków. — Cisza. — No właśnie — stwierdził z uśmiechem Kobra i usiadł na łóżku. — Masz w szafce jakiś krem? — spytał Nicole.
— No mam.
— A wsuwkę?
— Jasne.
— No to podaj.
— Blaise, masz przeje*ane — zaśmiał się Żyleta, gdy chłopak rozszerzył usta i oczy.
Harry nakazał Nicole wysmarowanie ręki grubą warstwą kremu, żeby mogła wyślizgnąć dłoń z kajdan, a sam wziął wsuwkę i zaczął majstrować przy swoich pętach.
— Wiedziałam, z kim się wiązać — oznajmiła Nicole, gdy uwolniła rękę, a Kobra otworzył swoje kajdanki.
— Blaise, wymyśliłeś już karę dla siebie? — spytał Harry, podnosząc się do pionu. Chłopak pisnął rozpaczliwie. — Nie? — zdziwił się. Blaise zaczął powoli wycofywać się z pokoju wśród śmiechu pozostałych. Ostry spojrzał na Nicole. — Jakieś pomysły?
— Chyba wiem — wyszczerzyła się diabelnie.
Kobra podszedł do Blaise’a i poklepał go po plecach.
— Zapraszamy do pokoju.
Wepchnął go z powrotem do pomieszczenia, dostrzegając jego załamanie i rozbawienie reszty.
— Lepiej wyjdźcie, bo to będą drastyczne sceny — rzekła do nich Nicole.
— Viki? — powiedział z rozpaczą w głosie Blaise, zanim wyszli.
— Nom? — spytała ze współczuciem.
— Zawsze cię kochałem.
Harry i Nicole zaśmiali się upiornie.

Kobra i Nikita weszli do jadalni zadowoleni z siebie. Chłopak pogwizdywał cicho, a dziewczyna coś nuciła. Byli całkowicie ubrani.
— Co z Blaisem? — zapytał Alan.
— Musi się trochę pozbierać — stwierdził Ostry, nakładając sobie na talerz ciasto.
— Może trzeba mu pomóc? — zaproponowała Missy.
— Nieee… Musi tylko pogodzić się ze swoi losem.
Blaise przyszedł po kilku minutach. Wszyscy ryknęli śmiechem, kiedy zobaczyli jego cierpiętniczą minę i odblaskowe, zielone włosy.

1 komentarz:

  1. Witam,
    o tak kłótnia, aż w końcu Nicole sama wzięła sprawy w swoje ręce i wygarnęła wszystko Snajperowi co o tym sądzi....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń