Kobra miał jeden nawyk, przez który Gejsza była gotowa
zakopać go żywcem pod ziemią. Kiedy był sam w domu, przechodząc przez
pomieszczenia, włączał wszystko, co możliwe. Często niepotrzebnie, ale on
myślał inaczej. Zaświecone żarówki, uruchomiony telewizor lub radio, w pokoju
dodatkowo puszczona muzyka, którą słychać było w każdym zakątku domu. Ku
irytacji Gejszy, nie mógł się tego oduczyć. Dlatego zawsze, gdy wracała po
wypadzie na miasto, a Harry zostawał w mieszkaniu, przechodziła przez każdy
pokój i gasiła wszystko, co w danej chwili było nieużywane. Kiedy ktoś był, problem
nie istniał, gdyż Ostry wiedział, że ktoś zawsze był na miejscu, aby wyłączać
wszystko za niego albo ochrzanić.
Tego wieczora ekipa udała się na akcję. Kobra został w
domu, gdyż wolał nie ryzykować widoku krwi. Oglądał telewizję, kiedy zadzwonił
dzwonek do drzwi. Skierował się do wyjścia, dopiero dostrzegając, że pretensje
Gejszy były w pełni słuszne. Po co w kuchni, jadalni, na korytarzu i na górze
było zaświecone światło, skoro siedział w salonie? I jeszcze z jego pokoju
dochodziła muzyka! Pokręcił głową. Musiał się wreszcie tego oduczyć.
Otworzył drzwi i spojrzał na gościa.
— Cześć — szepnęła Nicole.
— Cześć — odparł cicho.
Weszła do środka, nie czekając na zaproszenie.
— Zawiodłam cię — zaczęła, gdy zamknął drzwi. — Teraz mi
głupio. Przepraszam.
Patrzył na nią, ale po tych słowach ujął jej twarz w
dłonie.
— Też przepraszam. Mogłem zachować się inaczej.
— To nie twoja wina. Mogłam to wcześniej zrozumieć — odpowiedziała,
patrząc mu w oczy. — Dobrze cię widzieć w takim stanie — dodała jeszcze ciszej.
W tym samym momencie poczuli potrzebę bycia jeszcze bliżej
siebie. Ich usta spotkały się.
— … I know that I'll never be alone. You will never let me go. You are
my anchor. Hold my hand, while I'm sinking in the sand…*
Spokojny pocałunek zamienił się w namiętny, pełen pasji i
pożądania. Tracąc równowagę, wpadła na ścianę, ciągnąc za sobą Harry’ego. Z
jego pomocą zrzuciła z siebie płaszcz, nie dbając o to, gdzie wyląduje. Odezwał
się telefon Kobry. Chciał go zignorować.
— Może coś ważnego — szepnęła Nicole.
Westchnął i sięgnął do kieszeni po komórkę.
— Co jest, Żyleta? — rzekł do słuchawki.
— Wpadasz na imprezę? Zeusowi się zachciało, gdy spotkał
Alexa, więc wiesz… — Ostry słuchał go, z uśmiechem obserwując, jak Nicole
odpina guziki jego koszuli. — Trzeba się odstresować po akcji.
— Wiesz co? Chyba jednak zostanę w domu.
— Będziesz się nudzić? — namawiał.
— Coś ty, nudzić na pewno się nie będę — powiedział z
uśmiechem, a Nicole pokiwała głową zadowolona. — Mam ciekawsze rzeczy do
roboty. Zabalujcie i jak zwykle wróćcie jutro po południu. Chociaż się wyśpię
bez narzekań Gejszy.
Nicole zachichotała i pokręciła głową, dając mu do
zrozumienia, że na to nie pozwoli.
— Na pewno?
— Na sto procent.
— No jak chcesz. Jakby co to wpadaj.
— Spoko. Miłej zabawy.
— Do jutra.
Rozłączył się i odłożył telefon na szafkę. Nicole pisnęła
głośno, kiedy niespodziewanie chwycił ją na ręce. Wszedł po schodach, a
następnie do swojego pokoju, gdzie grała muzyka.
— … Someday I'm gonna
find it wish I knew what I was looking for. Inside the disarray. I woke up this
morning don't know where I'm going but it's. Alright I wouldn't have it any other way…**
Położył ją na łóżku, a ona natychmiast pociągnęła go za
sobą. Pozbyli się górnych części ubrań, jednocześnie nie odrywając od siebie
warg. Westchnęła z zadowoleniem, kiedy jego usta zadomowiły się na jej
dekolcie, a później także brzuchu. Czuł, jak po jej ciele przechodzą przyjemne dreszcze, co go tylko zmotywowało. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy zrobił sobie
ucztę na jej szyi. Mruknęła z przyjemności, wiedząc, że on to lubi i nie musi
się hamować. Poczuła, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. W jednej chwili
stwierdziła, że nie będzie się wstydzić. Tak jak kiedyś mówił Kobra. Musiała
zaakceptować samą siebie, nawet gdy nie była ideałem. A on był wyjątkowy,
akceptował ją w całości, nie musiała się niczego obawiać. Całkowicie się
rozluźniła, a on musiał to wyczuć, bo spojrzał na nią z błyszczącymi oczami, a
następnie szepnął jej do ucha:
— Kocham cię.
Uśmiechnęła się szeroko. Objęła go mocno i wreszcie nie
czując skrępowania w takiej sytuacji, zaczęła krążyć dłońmi po jego nagich
plecach. Całował ją jednocześnie z uczuciem i namiętnością, sprawiając, że jej
oczy zasłaniała mgła. Oddawała pocałunki z zapałem, czując, jak jego place
krążą po jej plecach i udach, a następnie lądują przy guziku spodni, który
szybko ustąpił, podobnie jak zamek. Przez jej głowę przeszła myśl, że przecież
nie zawsze musi być stroną pasywną. Zmusiła go do zmiany położeń, co sprawiło,
że jego oczy zabłyszczały.
— Co ty ze mną zrobiłeś, Potter — westchnęła, siedząc mu na
biodrach.
— Rozbudziłem diabła — odparł, gdy zaczęła odpinać pasek
jego spodni.
Żyleta wraz z ekipą pojawił się na placu przed Grimmauld Place
12 dopiero popołudniu. Gejsza w dalszym ciągu była zmartwiona. Dlaczego Harry
nie chciał przyjść do klubu i zaimprezować? Zaraz po telefonie chciała przyjść
i go wyciągnąć, ale wyperswadowali jej to z głowy, gdy Żyleta stwierdził, że
chłopak dał mu do zrozumienia, że jest z tego powodu zadowolony. Jak mógł mieć
ciekawsze rzeczy do roboty?! No jak?!
Weszli do domu z myślą, że Kobra pewnie jeszcze wyleguje
się w łóżku. Wkroczyli do jadalni, a tu zaskoczenie.
W kuchni, na blacie, przy kuchence siedziała Nicole w
męskiej koszuli. Warto dodać, że należała ona do Harry’ego. Sięgała jej prawie
do kolan, ale raczej się tym nie przejęła. Ostry stał uwięziony w jej nogach w
pełni ubrany, lecz z chaosem na głowie. Dziewczyna mieszała w garnku, patrząc
jednak ze śmiechem na bruneta. Kiedy ich zobaczyli, przywitali się
najnormalniej na świecie.
— Teraz to rozumiem te ciekawsze rzeczy do roboty —
stwierdził Yom, a Nicole zaśmiała się.
Gejsza od razu odzyskała spokój ducha.
— Na rzecz obiadu dla was zawaliłam dzień w szkole, więc
mam nadzieję, że zjecie — rzekła Ślizgonka.
— Dla nas… Bo uwierzę — zarechotał pod nosem Zeus.
— Jasne — roześmiała się Wdowa, waląc Scotta z łokcia w
brzuch.
— Dajcie mi kwadrans, o ile standardowo czegoś nie spalę —
powiedziała Nicole.
Szóstka przyjaciół rozeszła się do swoich pokoi, aby
doprowadzić się do stanu używalności po imprezie. Nicole i Harry ponownie
zostali sami. Przez chwilę milczeli.
Żyleta i Gejsza zaśmiali się cicho, kiedy na cały dom
rozszedł się rozbawiony pisk i śmiech Ślizgonki. Woleli nie wiedzieć, co się
teraz dzieje w kuchni.
Wieczorną sielankę przerwała sowa pukająca w okno. Zeus
otworzył je, a ptak upuścił list przed Kobrą. Odleciał, a Harry rozerwał
kopertę. W środku było wezwanie na przesłuchanie w sprawie Olivii na jutrzejszy
dzień.
Żyleta towarzyszył mu w drodze do Ministerstwa Magii.
Został przed drzwiami gabinetu, a Ostry wszedł do pomieszczenia. Przywitał go
ten sam mężczyzna, który odwiedził go w Skrzydle Szpitalnym. Na początku zapytał
o stan jego zdrowia, czym Harry trochę się zdziwił. Tacy mili aurorzy też
istnieją? Stwierdził, że chyba musi zmienić o nich zdanie.
Mężczyzna wypytał o dzień, w którym Kobra został
zaatakowany przez Olivię. Nie pominął jej znajomości wężomowy, czym zadziwił
aurora jeszcze bardziej. Powiedział mu wszystko, tak jak było w rzeczywistości.
Na koniec uścisnął mu rękę i powiadomił, że wyślą do niego list z terminem
procesu dziewczyny. Żyleta czekał cierpliwie i razem przedostali się do domu.
Tak jak Harry postanowił – wracał do Hogwartu. Został pożegnany przez
przyjaciół i z pomocą Remusa pojawił się w szkole. Doskonale wiedział, gdzie
będą jego przyjaciele. Został poinformowany o imprezie zorganizowanej bez
okazji. Zostawił swoje rzeczy w sypialni i odprowadzony zaciekawionymi
spojrzeniami Gryfonów, wyszedł, jakby nic się nie stało. Swoje kroki skierował
do lochów, gdzie zwykle organizowali balangi. Otworzył drzwi i już wiedział, że
trafił pod dobry adres. Jako pierwszy rozpoznał go podpity Blaise, który dał
znać pozostałym imprezowiczom o jego obecności głośnym wrzaskiem:
— Kobra się zjawił!
Zareagowano z entuzjazmem, a Blaise natychmiast zaciągnął
go do stolika Prawowitych Władców Hogwartu, co chwilę będąc zmuszonym do
ratowania go przed osobami, które już chciały się z nim napić. Dziewczyny
rzuciły się na niego z głośnymi piskami radości.
— Wiedziałam, że Gejsza doprowadzi cię do ładu —
wyszczerzyła się szeroko Missy, widząc go w pełni zdrowego.
Nicole siedziała na kanapie, czekając, aż wydostanie się z
tłumu. Chłopaki przywitali się z nim z takim samym zapałem, ale nie okazywali
tego tak powierzchownie, co było w pełni zrozumiałe. Mieli go wycałować?! A
fuj!
Wreszcie pozwolili mu chociaż na nią spojrzeć. Od razu
nabrała ochoty na te zbereźne rzeczy, które robili na Grimmauld Place 12.
Spokojnie do niej podszedł i usiadł obok, by następnie z łatwością ją podnieść i
posadzić sobie na kolanach. To jego opanowanie momentami było zabawne.
— To my nie przeszkadzamy — wyszczerzył się Draco i wraz z
resztą poszedł w tłum.
Zwykle nie robili tego przy ludziach, ale stwierdzili, że
teraz mają to gdzieś. Żeby było wygodniej, usiadła na nim okrakiem i odpłynęli
zafascynowani smakiem ust drugiej osoby.
— W życiu nie widziałam go tak szczęśliwym — rzekła Milka
do Dextera na transmutacji, kiedy McGonagall po raz kolejny musiała ochrzanić
Kobrę i Nicole za nieuwagę.
— … niedługo owutemy…!
— Wiesz… Nicole też nigdy tak się nie zachowywała — odparł
Draco.
— … powinniście brać przykład z…!
— Aż chce się na nich patrzeć — uśmiechnęła się szeroko.
— … wariactwa w głowach…!
— Zasłużyli na to po tylu przejściach — podsumował.
— Dokładnie. Chyba nikt nie przeszedł tyle, co oni —
westchnęła.
— … czas na szlabanach…!
— Zaraz się zapowietrzy — zarechotał siedzący za nimi Seamus.
— A Kobra ryknie jej śmiechem w twarz — zaśmiał się Dean.
Była to święta racja. Harry już miał łzy rozbawienia w
oczach, a podpierając się ręką o brodę, próbował zamaskować uśmiech. Nicole nie
wyglądała lepiej.
— … do końca oszaleliście…!
— Co za czubki — stwierdziła Alison.
— Potter! Minus dziesięć punktów!
— To jest jeszcze od czego odejmować? — zdumiała się
Nicole, a Kobra parsknął śmiechem na całą klasę.
— Do pierwszej ławki!
— Powrót do szóstej klasy? — westchnął, zbierając swoje
rzeczy.
Opadł na krzesło przy pierwszej ławce, tuż przed Milką i
Dexterem, niby przypadkiem opierając się o ścianę, by mieć chociaż minimalny
widok na swoją dziewczynę. Odległość nie miała zmienić ich zachowania – cała
klasa zdawała sobie z tego sprawę. Nicole spojrzała na niego. Nie wytrzymała i
ryknęła śmiechem.
— Young!
— Jak chłopak może dla zakładu przebrać się za kobietę?! –
zawyła uciechą.
Harry pokazał jej, że już nie żyje. Missy dołączyła do
Nicole, a na pytające spojrzenie Alana wydusiła:
— Pamiętam to. W spódniczce latał po ulicy!
Kobra walnął głową o blat.
— Powiedz coś babom — mruknął.
— To było piękne — wykrztusiła Nancy.
— Ej no! Nie moja wina, że Szatan ma nierówno pod sufitem!
— oburzył się Harry.
Uczniowie dopiero zrozumieli, kim była osoba przebrana za kobietę.
Rozległy się pierwsze rechoty. Nicole zawyła ponownie.
— Young! Wyjdź z klasy!
Dziewczyna, ledwo idąc, wyszła bez protestów.
— Czemu ja tego nie widziałam? — zachichotała Alison.
— Bo wtedy się jeszcze nie znaliśmy — odparł z
rozbawieniem. — Gejsza dała mi buty z dziesięciocentymetrową szpilką. Chodziłem
jak kaleka, a oni się nabijali. Głupie pomysły dla honoru. Ściąłem glebę tuż
pod nogi jakiejś starej babci. Uciekła z wrzaskiem — zarechotał. — Żyleta
przebrał się za geja... yyy… — zamilkł, gdy spostrzegł nad sobą McGonagall.
Rozległy się wybuchy śmiechu. Och, wszyscy słyszeli jego
opowieść?
— Potter…
O matko! Dlaczego ona jest podobna do tej babci?! Pierwsze oznaki zbliżającego się wybuchu pojawiły się na
jego twarzy.
— Zapewne prowadzisz bujne życie towarzyskie i rozrywkowe —
Missy nie mogła opanować chichotu, a Milce łzy ciekły po policzkach — ale nie
musisz go nam przedstawiać.
— Okay — odparł. — Ale muszę dodać, że przez to przebranie
prawie go zgwałcili, więc lepiej tego nie robić.
Dexter ryknął śmiechem, tak jak połowa klasy.
— Potter! Za drzwi!
Został odprowadzony zgodnym śmiechem, powłócząc nogami.
Wyszczerzył się do wylewającego łzy Jery’ego. Otworzył drzwi.
— Psze pani, Young podsłuchuje pod drzwiami! — krzyknął.
Nicole zdzieliła go w ramię, mówiąc:
— Świnia! Jak możesz na mnie kablować?
— Bo dawno nie szorowałaś kibli.
Nie widzieli miny McGonagall, która wychodziła z siebie,
ani wyjącej klasy. Ostry wreszcie zamknął drzwi za sobą. Był spokój? W życiu!
Nagle zapukano do wrót.
— Proszę.
Pojawił się… Kobra.
— To chociaż rzeczy weźmiemy, co?
Stojąca za nim Nicole wybuchnęła śmiechem.
— Za drzwi!
— Dobra, spokojnie.
I zniknął, zamykając wrota.
— Nie chce mi się tak czekać do końca lekcji za torbą —
stwierdziła Nicole.
Spojrzał na nią.
— Wspólny szlaban?
Jej oczy błysnęły.
— Proponujesz randkę?
— Możesz tak to nazwać — uśmiechnął się.
— Niech będzie — wyszczerzyła się.
Wyciągnął telefon, stanął przy drzwiach i włączył
odtwarzacz muzyki na cały głos.
— … No! You've gotta get
it inside. You push it back down. You push it back down. No! You'll never get
it inside. Push it back down, blackout, blood in your eye…***
Nicole zaczęła chichotać.
— Potter! — wrzasnęła nauczycielka zza drzwi.
— No co?! — odkrzyknął, ku uciesze Nicole.
Wyłączył muzykę. Minęła może minuta, gdy…
— … Whatcha gonna do
when you're sittin all alone in your empty ass home with the motherfuckin
sawed-off?...****
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a Kobra aż rozszerzył oczy.
McGonagall wystawiła rękę, a on położył na niej swoją komórkę. Dopiero po
chwili zorientował się, co zrobił.
— Tak nie można! — zaczął z oburzeniem, wchodząc za nią do
klasy. — To rzecz osobista, która…
— … którą mogę zarekwirować, jeśli przeszkadza w
prowadzeniu zajęć, Potter.
Zamrugał kilka razy i zrezygnował z walki o telefon. Przed
wyjściem dał jednak znak Dexterowi, któremu oczy zabłysły szaleństwem. Harry
zamknął drzwi.
— Dzięki wszystkim, że Żyleta wymyślił sposób na większy
zasięg w szkole — zarechotał, słuchając, co dzieje się za drzwiami.
Przez chwilę słychać było tylko głos McGonagall, aż nagle…
— … Get a life! Get a
motherfucking life! You don't wanna see what I can do, with a knife! You don't
wanna be my enemy I promise you! If you do, motherfucker bring it on!...*****
Nicole zaczęła niekontrolowanie się śmiać.
— Potter!
— Ja nic nie robię! On sam gra! — odkrzyknął z rozbawieniem.
Otworzyła drzwi i rzekła głosem, który zwiastował pogrom,
jeśli jeszcze zrobią coś nie tak, jak powinni:
— Zabierać rzeczy.
Weszli do klasy. Uczniowie nie mogli opanować śmiechu.
Spakowali swoje książki, a Kobra odzyskał także telefon i już mieli wychodzić,
gdy kobieta dodała jeszcze:
— Szlaban o osiemnastej.
— O tym marzyliśmy — stwierdziła z rozbawieniem Nicole i
wyszli.
Ujęła jego dłoń w swoją i ruszyli do pokoju wspólnego Slytherinu,
aby tam zostawić plecaki. Po drodze spotkali jednak Remusa z Tonks oraz
Syriusza ze swoją żoną.
— A wy nie na lekcjach? — zdziwiła się Naomi.
— Nie uwierzysz, ale McGonagall wyrzuciła nas z klasy i
wpakowała szlaban — odpowiedział Kobra z komicznym oburzeniem.
— Naprawdę, trudno uwierzyć — zaśmiała się Tonks.
— No nie, ale ta jej furia była nie do opisania — rzekła
Nicole. — To było piękne.
— Wyobrażacie sobie jej radość, gdy już się was pozbędzie?
— dodał Syriusz.
— Zanudzi się kobieta na śmierć.
Po wesołej wymianie zdań ruszyli dalej, odprowadzeni
roześmianymi spojrzeniami.
— Uwielbiam ich — stwierdziła Naomi.
— Nie chcę nic mówić, ale może niedługo będziesz
przyszywaną teściową Nicole — roześmiała się Tonks, a reszta do niej dołączyła.
Oby – pomyślał z
uśmiechem Syriusz.
Harry i Nicole postanowili wykorzystać ciepły dzień na
wagary. Usiedli pod jednym z drzew, aby rozkoszować się świeżym powietrzem i osobą
obok.
Ślizgonka pierwszy raz dostrzegła, że przy chłopaku robi
się uległa i uczuciowa, czego wcześniej nie czuła. Mogła non stop się do niego
tulić, całować i mówić, że go kocha. Teraz miała ochotę go ścisnąć, dlatego też
tego nie hamowała i bez ostrzeżenia mocno go objęła. Nie sprzeciwiał się, lecz
przygarnął ją jeszcze bliżej siebie i pocałował w czubek głowy. Uśmiechnęła się
do siebie, przymykając powieki. Kto bredził, że między nimi ciągle iskrzy się
ogień? Nie była to prawda. Czasami nawet oni chcieli spokoju i zwykłego przytulenia
czy całusa w głowę. Westchnęła cicho, kiedy zaczął lekko głaskać ją po włosach.
Nie wiedział, ile czasu spędzili nad jeziorem, ale nie
chciał jeszcze iść do szkoły, aby wrócić do rzeczywistości. Uśmiechnął się
lekko, kiedy dostrzegł, że dziewczyna zasnęła. Patrzył na jej spokojną twarz. Nawet
sobie nie wyobrażała, jak bardzo ją kochał. Nie mógł pojąć, jak kiedyś mógł ją
nienawidzić. To nie mieściło się w jego głowie. Ale gdyby nie te kłótnie,
czasami kończące się w Skrzydle Szpitalnym, pewnie nie dostrzegliby, że są dla
siebie stworzeni. Co by było, gdyby wtedy nie wpadli na siebie w pociągu?
Pewnie poznaliby się na jednej z imprez Dextera, ale to już byłoby co innego.
Może normalnie by rozmawiali, a nie kłócili się? Jednak te awantury ich
zbliżyły. Cieszył się, że to wszystko tak się potoczyło. Dzięki temu był pewny,
że chce z nią spędzić resztę życia.
Z jego ust zszedł uśmiech. Resztę życia… Ile mu pozostało?
Nie mógł tego ocenić. W tym momencie nie miał szans na pokonanie Voldemorta bez
ostatniej części Diamentu Ciemności. A wiadomości o zadaniu nadal nie było.
— Która godzina? — dotarł do niego cichy pomruk.
— Szczęśliwi czasu nie liczą.
— Ale Filch nie jest szczęśliwy — wytknęła mu język.
Westchnął.
— Od kiedy tak ci do niego spieszno? Chcesz go
uszczęśliwić?
Zaśmiała się.
— Nie pamiętasz naszej rozmowy o tym, że Filch jest
przystojny? Jeszcze w szóstej klasie — zachichotała.
— Stwierdziłaś, że byłbym ostatecznością i wyszło na moje —
odparł z rozbawieniem.
— Bo jesteś w dalszym ciągu — zażartowała.
Wybuchnęła śmiechem, gdy zobaczyła jego minę.
— Zołza — mruknął z niezadowoleniem. — Obrażam się, bo
zraniłaś moje uczucia.
— Tak zimny drań jak ty ma uczucia?
— Pogrążasz się w moich oczach, Young.
— Nawet taki zwrot do mnie w twoich ustach brzmi seksownie.
Wargi mu drgnęły, ale przecież nie da się tak szybko
udobruchać.
— Nie podlizuj się.
— Ależ ja… — zaczęła z oburzeniem, ale jej przerwał:
— I nie kłam.
Zamrugała kilka razy.
— Jak możesz mnie o to posądzać?
Wstała i ruszyła do szkoły. Myślała, że pójdzie za nią, a
on ani rusz. Siedział sobie spokojnie i patrzył na jezioro. Tupnęła nogą. Nie
zauważyła jego rozbawionego uśmiechu. Wróciła i zaczęła ciągnąć go za rękę.
Westchnął z komiczną irytacją i ruszył za dziewczyną.
*Lifehouse – Anchor
**Lifehouse – Disarray
***Linkin Park – Blackout
****Limp Bizkit – Shotgun
*****Limp Bizkit – Get A Life
Witam,
OdpowiedzUsuńo tak miał o wiele ciekawsze i milsze rzeczy do roboty niż impreza, o tak Mcgonagal ma z nim koszmar
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak miał o wiele ciekawsze i milsze rzeczy do roboty niż impreza ;) haha Mcgonagal ma z nim koszmar życia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza