24.07.2012

II. Rozdział 40 - Przyszywana teściowa

Kobra miał jeden nawyk, przez który Gejsza była gotowa zakopać go żywcem pod ziemią. Kiedy był sam w domu, przechodząc przez pomieszczenia, włączał wszystko, co możliwe. Często niepotrzebnie, ale on myślał inaczej. Zaświecone żarówki, uruchomiony telewizor lub radio, w pokoju dodatkowo puszczona muzyka, którą słychać było w każdym zakątku domu. Ku irytacji Gejszy, nie mógł się tego oduczyć. Dlatego zawsze, gdy wracała po wypadzie na miasto, a Harry zostawał w mieszkaniu, przechodziła przez każdy pokój i gasiła wszystko, co w danej chwili było nieużywane. Kiedy ktoś był, problem nie istniał, gdyż Ostry wiedział, że ktoś zawsze był na miejscu, aby wyłączać wszystko za niego albo ochrzanić.
Tego wieczora ekipa udała się na akcję. Kobra został w domu, gdyż wolał nie ryzykować widoku krwi. Oglądał telewizję, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Skierował się do wyjścia, dopiero dostrzegając, że pretensje Gejszy były w pełni słuszne. Po co w kuchni, jadalni, na korytarzu i na górze było zaświecone światło, skoro siedział w salonie? I jeszcze z jego pokoju dochodziła muzyka! Pokręcił głową. Musiał się wreszcie tego oduczyć.
Otworzył drzwi i spojrzał na gościa.
— Cześć — szepnęła Nicole.
— Cześć — odparł cicho.
Weszła do środka, nie czekając na zaproszenie.
— Zawiodłam cię — zaczęła, gdy zamknął drzwi. — Teraz mi głupio. Przepraszam.
Patrzył na nią, ale po tych słowach ujął jej twarz w dłonie.
— Też przepraszam. Mogłem zachować się inaczej.
— To nie twoja wina. Mogłam to wcześniej zrozumieć — odpowiedziała, patrząc mu w oczy. — Dobrze cię widzieć w takim stanie — dodała jeszcze ciszej.
W tym samym momencie poczuli potrzebę bycia jeszcze bliżej siebie. Ich usta spotkały się.
— … I know that I'll never be alone. You will never let me go. You are my anchor. Hold my hand, while I'm sinking in the sand…*
Spokojny pocałunek zamienił się w namiętny, pełen pasji i pożądania. Tracąc równowagę, wpadła na ścianę, ciągnąc za sobą Harry’ego. Z jego pomocą zrzuciła z siebie płaszcz, nie dbając o to, gdzie wyląduje. Odezwał się telefon Kobry. Chciał go zignorować.
— Może coś ważnego — szepnęła Nicole.
Westchnął i sięgnął do kieszeni po komórkę.
— Co jest, Żyleta? — rzekł do słuchawki.
— Wpadasz na imprezę? Zeusowi się zachciało, gdy spotkał Alexa, więc wiesz… — Ostry słuchał go, z uśmiechem obserwując, jak Nicole odpina guziki jego koszuli. — Trzeba się odstresować po akcji.
— Wiesz co? Chyba jednak zostanę w domu.
— Będziesz się nudzić? — namawiał.
— Coś ty, nudzić na pewno się nie będę — powiedział z uśmiechem, a Nicole pokiwała głową zadowolona. — Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Zabalujcie i jak zwykle wróćcie jutro po południu. Chociaż się wyśpię bez narzekań Gejszy.
Nicole zachichotała i pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że na to nie pozwoli.
— Na pewno?
— Na sto procent.
— No jak chcesz. Jakby co to wpadaj.
— Spoko. Miłej zabawy.
— Do jutra.
Rozłączył się i odłożył telefon na szafkę. Nicole pisnęła głośno, kiedy niespodziewanie chwycił ją na ręce. Wszedł po schodach, a następnie do swojego pokoju, gdzie grała muzyka.
— … Someday I'm gonna find it wish I knew what I was looking for. Inside the disarray. I woke up this morning don't know where I'm going but it's. Alright I wouldn't have it any other way…**
Położył ją na łóżku, a ona natychmiast pociągnęła go za sobą. Pozbyli się górnych części ubrań, jednocześnie nie odrywając od siebie warg. Westchnęła z zadowoleniem, kiedy jego usta zadomowiły się na jej dekolcie, a później także brzuchu. Czuł, jak po jej ciele przechodzą przyjemne dreszcze, co go tylko zmotywowało. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy zrobił sobie ucztę na jej szyi. Mruknęła z przyjemności, wiedząc, że on to lubi i nie musi się hamować. Poczuła, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. W jednej chwili stwierdziła, że nie będzie się wstydzić. Tak jak kiedyś mówił Kobra. Musiała zaakceptować samą siebie, nawet gdy nie była ideałem. A on był wyjątkowy, akceptował ją w całości, nie musiała się niczego obawiać. Całkowicie się rozluźniła, a on musiał to wyczuć, bo spojrzał na nią z błyszczącymi oczami, a następnie szepnął jej do ucha:
— Kocham cię.
Uśmiechnęła się szeroko. Objęła go mocno i wreszcie nie czując skrępowania w takiej sytuacji, zaczęła krążyć dłońmi po jego nagich plecach. Całował ją jednocześnie z uczuciem i namiętnością, sprawiając, że jej oczy zasłaniała mgła. Oddawała pocałunki z zapałem, czując, jak jego place krążą po jej plecach i udach, a następnie lądują przy guziku spodni, który szybko ustąpił, podobnie jak zamek. Przez jej głowę przeszła myśl, że przecież nie zawsze musi być stroną pasywną. Zmusiła go do zmiany położeń, co sprawiło, że jego oczy zabłyszczały.
— Co ty ze mną zrobiłeś, Potter — westchnęła, siedząc mu na biodrach.
— Rozbudziłem diabła — odparł, gdy zaczęła odpinać pasek jego spodni.

Żyleta wraz z ekipą pojawił się na placu przed Grimmauld Place 12 dopiero popołudniu. Gejsza w dalszym ciągu była zmartwiona. Dlaczego Harry nie chciał przyjść do klubu i zaimprezować? Zaraz po telefonie chciała przyjść i go wyciągnąć, ale wyperswadowali jej to z głowy, gdy Żyleta stwierdził, że chłopak dał mu do zrozumienia, że jest z tego powodu zadowolony. Jak mógł mieć ciekawsze rzeczy do roboty?! No jak?!
Weszli do domu z myślą, że Kobra pewnie jeszcze wyleguje się w łóżku. Wkroczyli do jadalni, a tu zaskoczenie.
W kuchni, na blacie, przy kuchence siedziała Nicole w męskiej koszuli. Warto dodać, że należała ona do Harry’ego. Sięgała jej prawie do kolan, ale raczej się tym nie przejęła. Ostry stał uwięziony w jej nogach w pełni ubrany, lecz z chaosem na głowie. Dziewczyna mieszała w garnku, patrząc jednak ze śmiechem na bruneta. Kiedy ich zobaczyli, przywitali się najnormalniej na świecie.
— Teraz to rozumiem te ciekawsze rzeczy do roboty — stwierdził Yom, a Nicole zaśmiała się.
Gejsza od razu odzyskała spokój ducha.
— Na rzecz obiadu dla was zawaliłam dzień w szkole, więc mam nadzieję, że zjecie — rzekła Ślizgonka.
— Dla nas… Bo uwierzę — zarechotał pod nosem Zeus.
— Jasne — roześmiała się Wdowa, waląc Scotta z łokcia w brzuch.
— Dajcie mi kwadrans, o ile standardowo czegoś nie spalę — powiedziała Nicole.
Szóstka przyjaciół rozeszła się do swoich pokoi, aby doprowadzić się do stanu używalności po imprezie. Nicole i Harry ponownie zostali sami. Przez chwilę milczeli.
Żyleta i Gejsza zaśmiali się cicho, kiedy na cały dom rozszedł się rozbawiony pisk i śmiech Ślizgonki. Woleli nie wiedzieć, co się teraz dzieje w kuchni.

Wieczorną sielankę przerwała sowa pukająca w okno. Zeus otworzył je, a ptak upuścił list przed Kobrą. Odleciał, a Harry rozerwał kopertę. W środku było wezwanie na przesłuchanie w sprawie Olivii na jutrzejszy dzień.
Żyleta towarzyszył mu w drodze do Ministerstwa Magii. Został przed drzwiami gabinetu, a Ostry wszedł do pomieszczenia. Przywitał go ten sam mężczyzna, który odwiedził go w Skrzydle Szpitalnym. Na początku zapytał o stan jego zdrowia, czym Harry trochę się zdziwił. Tacy mili aurorzy też istnieją? Stwierdził, że chyba musi zmienić o nich zdanie.
Mężczyzna wypytał o dzień, w którym Kobra został zaatakowany przez Olivię. Nie pominął jej znajomości wężomowy, czym zadziwił aurora jeszcze bardziej. Powiedział mu wszystko, tak jak było w rzeczywistości. Na koniec uścisnął mu rękę i powiadomił, że wyślą do niego list z terminem procesu dziewczyny. Żyleta czekał cierpliwie i razem przedostali się do domu. Tak jak Harry postanowił – wracał do Hogwartu. Został pożegnany przez przyjaciół i z pomocą Remusa pojawił się w szkole. Doskonale wiedział, gdzie będą jego przyjaciele. Został poinformowany o imprezie zorganizowanej bez okazji. Zostawił swoje rzeczy w sypialni i odprowadzony zaciekawionymi spojrzeniami Gryfonów, wyszedł, jakby nic się nie stało. Swoje kroki skierował do lochów, gdzie zwykle organizowali balangi. Otworzył drzwi i już wiedział, że trafił pod dobry adres. Jako pierwszy rozpoznał go podpity Blaise, który dał znać pozostałym imprezowiczom o jego obecności głośnym wrzaskiem:
— Kobra się zjawił!
Zareagowano z entuzjazmem, a Blaise natychmiast zaciągnął go do stolika Prawowitych Władców Hogwartu, co chwilę będąc zmuszonym do ratowania go przed osobami, które już chciały się z nim napić. Dziewczyny rzuciły się na niego z głośnymi piskami radości.
— Wiedziałam, że Gejsza doprowadzi cię do ładu — wyszczerzyła się szeroko Missy, widząc go w pełni zdrowego.
Nicole siedziała na kanapie, czekając, aż wydostanie się z tłumu. Chłopaki przywitali się z nim z takim samym zapałem, ale nie okazywali tego tak powierzchownie, co było w pełni zrozumiałe. Mieli go wycałować?! A fuj!
Wreszcie pozwolili mu chociaż na nią spojrzeć. Od razu nabrała ochoty na te zbereźne rzeczy, które robili na Grimmauld Place 12. Spokojnie do niej podszedł i usiadł obok, by następnie z łatwością ją podnieść i posadzić sobie na kolanach. To jego opanowanie momentami było zabawne.
— To my nie przeszkadzamy — wyszczerzył się Draco i wraz z resztą poszedł w tłum.
Zwykle nie robili tego przy ludziach, ale stwierdzili, że teraz mają to gdzieś. Żeby było wygodniej, usiadła na nim okrakiem i odpłynęli zafascynowani smakiem ust drugiej osoby.

— W życiu nie widziałam go tak szczęśliwym — rzekła Milka do Dextera na transmutacji, kiedy McGonagall po raz kolejny musiała ochrzanić Kobrę i Nicole za nieuwagę.
— … niedługo owutemy…!
— Wiesz… Nicole też nigdy tak się nie zachowywała — odparł Draco.
— … powinniście brać przykład z…!
— Aż chce się na nich patrzeć — uśmiechnęła się szeroko.
— … wariactwa w głowach…!
— Zasłużyli na to po tylu przejściach — podsumował.
— Dokładnie. Chyba nikt nie przeszedł tyle, co oni — westchnęła.
— … czas na szlabanach…!
— Zaraz się zapowietrzy — zarechotał siedzący za nimi Seamus.
— A Kobra ryknie jej śmiechem w twarz — zaśmiał się Dean.
Była to święta racja. Harry już miał łzy rozbawienia w oczach, a podpierając się ręką o brodę, próbował zamaskować uśmiech. Nicole nie wyglądała lepiej.
— … do końca oszaleliście…!
— Co za czubki — stwierdziła Alison.
— Potter! Minus dziesięć punktów!
— To jest jeszcze od czego odejmować? — zdumiała się Nicole, a Kobra parsknął śmiechem na całą klasę.
— Do pierwszej ławki!
— Powrót do szóstej klasy? — westchnął, zbierając swoje rzeczy.
Opadł na krzesło przy pierwszej ławce, tuż przed Milką i Dexterem, niby przypadkiem opierając się o ścianę, by mieć chociaż minimalny widok na swoją dziewczynę. Odległość nie miała zmienić ich zachowania – cała klasa zdawała sobie z tego sprawę. Nicole spojrzała na niego. Nie wytrzymała i ryknęła śmiechem.
— Young!
— Jak chłopak może dla zakładu przebrać się za kobietę?! – zawyła uciechą.
Harry pokazał jej, że już nie żyje. Missy dołączyła do Nicole, a na pytające spojrzenie Alana wydusiła:
— Pamiętam to. W spódniczce latał po ulicy!
Kobra walnął głową o blat.
— Powiedz coś babom — mruknął.
— To było piękne — wykrztusiła Nancy.
— Ej no! Nie moja wina, że Szatan ma nierówno pod sufitem! — oburzył się Harry.
Uczniowie dopiero zrozumieli, kim była osoba przebrana za kobietę. Rozległy się pierwsze rechoty. Nicole zawyła ponownie.
— Young! Wyjdź z klasy!
Dziewczyna, ledwo idąc, wyszła bez protestów.
— Czemu ja tego nie widziałam? — zachichotała Alison.
— Bo wtedy się jeszcze nie znaliśmy — odparł z rozbawieniem. — Gejsza dała mi buty z dziesięciocentymetrową szpilką. Chodziłem jak kaleka, a oni się nabijali. Głupie pomysły dla honoru. Ściąłem glebę tuż pod nogi jakiejś starej babci. Uciekła z wrzaskiem — zarechotał. — Żyleta przebrał się za geja... yyy… — zamilkł, gdy spostrzegł nad sobą McGonagall.
Rozległy się wybuchy śmiechu. Och, wszyscy słyszeli jego opowieść?
— Potter…
O matko! Dlaczego ona jest podobna do tej babci?! Pierwsze oznaki zbliżającego się wybuchu pojawiły się na jego twarzy.
— Zapewne prowadzisz bujne życie towarzyskie i rozrywkowe — Missy nie mogła opanować chichotu, a Milce łzy ciekły po policzkach — ale nie musisz go nam przedstawiać.
— Okay — odparł. — Ale muszę dodać, że przez to przebranie prawie go zgwałcili, więc lepiej tego nie robić.
Dexter ryknął śmiechem, tak jak połowa klasy.
— Potter! Za drzwi!
Został odprowadzony zgodnym śmiechem, powłócząc nogami. Wyszczerzył się do wylewającego łzy Jery’ego. Otworzył drzwi.
— Psze pani, Young podsłuchuje pod drzwiami! — krzyknął.
Nicole zdzieliła go w ramię, mówiąc:
— Świnia! Jak możesz na mnie kablować?
— Bo dawno nie szorowałaś kibli.
Nie widzieli miny McGonagall, która wychodziła z siebie, ani wyjącej klasy. Ostry wreszcie zamknął drzwi za sobą. Był spokój? W życiu! Nagle zapukano do wrót.
— Proszę.
Pojawił się… Kobra.
— To chociaż rzeczy weźmiemy, co?
Stojąca za nim Nicole wybuchnęła śmiechem.
— Za drzwi!
— Dobra, spokojnie.
I zniknął, zamykając wrota.
— Nie chce mi się tak czekać do końca lekcji za torbą — stwierdziła Nicole.
Spojrzał na nią.
— Wspólny szlaban?
Jej oczy błysnęły.
— Proponujesz randkę?
— Możesz tak to nazwać — uśmiechnął się.
— Niech będzie — wyszczerzyła się.
Wyciągnął telefon, stanął przy drzwiach i włączył odtwarzacz muzyki na cały głos.
— … No! You've gotta get it inside. You push it back down. You push it back down. No! You'll never get it inside. Push it back down, blackout, blood in your eye…***
Nicole zaczęła chichotać.
— Potter! — wrzasnęła nauczycielka zza drzwi.
— No co?! — odkrzyknął, ku uciesze Nicole.
Wyłączył muzykę. Minęła może minuta, gdy…
— … Whatcha gonna do when you're sittin all alone in your empty ass home with the motherfuckin sawed-off?...****
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a Kobra aż rozszerzył oczy. McGonagall wystawiła rękę, a on położył na niej swoją komórkę. Dopiero po chwili zorientował się, co zrobił.
— Tak nie można! — zaczął z oburzeniem, wchodząc za nią do klasy. — To rzecz osobista, która…
— … którą mogę zarekwirować, jeśli przeszkadza w prowadzeniu zajęć, Potter.
Zamrugał kilka razy i zrezygnował z walki o telefon. Przed wyjściem dał jednak znak Dexterowi, któremu oczy zabłysły szaleństwem. Harry zamknął drzwi.
— Dzięki wszystkim, że Żyleta wymyślił sposób na większy zasięg w szkole — zarechotał, słuchając, co dzieje się za drzwiami.
Przez chwilę słychać było tylko głos McGonagall, aż nagle…
— … Get a life! Get a motherfucking life! You don't wanna see what I can do, with a knife! You don't wanna be my enemy I promise you! If you do, motherfucker bring it on!...*****
Nicole zaczęła niekontrolowanie się śmiać.
— Potter!
— Ja nic nie robię! On sam gra! — odkrzyknął z rozbawieniem.
Otworzyła drzwi i rzekła głosem, który zwiastował pogrom, jeśli jeszcze zrobią coś nie tak, jak powinni:
— Zabierać rzeczy.
Weszli do klasy. Uczniowie nie mogli opanować śmiechu. Spakowali swoje książki, a Kobra odzyskał także telefon i już mieli wychodzić, gdy kobieta dodała jeszcze:
— Szlaban o osiemnastej.
— O tym marzyliśmy — stwierdziła z rozbawieniem Nicole i wyszli.
Ujęła jego dłoń w swoją i ruszyli do pokoju wspólnego Slytherinu, aby tam zostawić plecaki. Po drodze spotkali jednak Remusa z Tonks oraz Syriusza ze swoją żoną.
— A wy nie na lekcjach? — zdziwiła się Naomi.
— Nie uwierzysz, ale McGonagall wyrzuciła nas z klasy i wpakowała szlaban — odpowiedział Kobra z komicznym oburzeniem.
— Naprawdę, trudno uwierzyć — zaśmiała się Tonks.
— No nie, ale ta jej furia była nie do opisania — rzekła Nicole. — To było piękne.
— Wyobrażacie sobie jej radość, gdy już się was pozbędzie? — dodał Syriusz.
— Zanudzi się kobieta na śmierć.
Po wesołej wymianie zdań ruszyli dalej, odprowadzeni roześmianymi spojrzeniami.
— Uwielbiam ich — stwierdziła Naomi.
— Nie chcę nic mówić, ale może niedługo będziesz przyszywaną teściową Nicole — roześmiała się Tonks, a reszta do niej dołączyła.
Oby – pomyślał z uśmiechem Syriusz.

Harry i Nicole postanowili wykorzystać ciepły dzień na wagary. Usiedli pod jednym z drzew, aby rozkoszować się świeżym powietrzem i osobą obok.
Ślizgonka pierwszy raz dostrzegła, że przy chłopaku robi się uległa i uczuciowa, czego wcześniej nie czuła. Mogła non stop się do niego tulić, całować i mówić, że go kocha. Teraz miała ochotę go ścisnąć, dlatego też tego nie hamowała i bez ostrzeżenia mocno go objęła. Nie sprzeciwiał się, lecz przygarnął ją jeszcze bliżej siebie i pocałował w czubek głowy. Uśmiechnęła się do siebie, przymykając powieki. Kto bredził, że między nimi ciągle iskrzy się ogień? Nie była to prawda. Czasami nawet oni chcieli spokoju i zwykłego przytulenia czy całusa w głowę. Westchnęła cicho, kiedy zaczął lekko głaskać ją po włosach.
Nie wiedział, ile czasu spędzili nad jeziorem, ale nie chciał jeszcze iść do szkoły, aby wrócić do rzeczywistości. Uśmiechnął się lekko, kiedy dostrzegł, że dziewczyna zasnęła. Patrzył na jej spokojną twarz. Nawet sobie nie wyobrażała, jak bardzo ją kochał. Nie mógł pojąć, jak kiedyś mógł ją nienawidzić. To nie mieściło się w jego głowie. Ale gdyby nie te kłótnie, czasami kończące się w Skrzydle Szpitalnym, pewnie nie dostrzegliby, że są dla siebie stworzeni. Co by było, gdyby wtedy nie wpadli na siebie w pociągu? Pewnie poznaliby się na jednej z imprez Dextera, ale to już byłoby co innego. Może normalnie by rozmawiali, a nie kłócili się? Jednak te awantury ich zbliżyły. Cieszył się, że to wszystko tak się potoczyło. Dzięki temu był pewny, że chce z nią spędzić resztę życia.
Z jego ust zszedł uśmiech. Resztę życia… Ile mu pozostało? Nie mógł tego ocenić. W tym momencie nie miał szans na pokonanie Voldemorta bez ostatniej części Diamentu Ciemności. A wiadomości o zadaniu nadal nie było.
— Która godzina? — dotarł do niego cichy pomruk.
— Szczęśliwi czasu nie liczą.
— Ale Filch nie jest szczęśliwy — wytknęła mu język.
Westchnął.
— Od kiedy tak ci do niego spieszno? Chcesz go uszczęśliwić?
Zaśmiała się.
— Nie pamiętasz naszej rozmowy o tym, że Filch jest przystojny? Jeszcze w szóstej klasie — zachichotała.
— Stwierdziłaś, że byłbym ostatecznością i wyszło na moje — odparł z rozbawieniem.
— Bo jesteś w dalszym ciągu — zażartowała.
Wybuchnęła śmiechem, gdy zobaczyła jego minę.
— Zołza — mruknął z niezadowoleniem. — Obrażam się, bo zraniłaś moje uczucia.
— Tak zimny drań jak ty ma uczucia?
— Pogrążasz się w moich oczach, Young.
— Nawet taki zwrot do mnie w twoich ustach brzmi seksownie.
Wargi mu drgnęły, ale przecież nie da się tak szybko udobruchać.
— Nie podlizuj się.
— Ależ ja… — zaczęła z oburzeniem, ale jej przerwał:
— I nie kłam.
Zamrugała kilka razy.
— Jak możesz mnie o to posądzać?
Wstała i ruszyła do szkoły. Myślała, że pójdzie za nią, a on ani rusz. Siedział sobie spokojnie i patrzył na jezioro. Tupnęła nogą. Nie zauważyła jego rozbawionego uśmiechu. Wróciła i zaczęła ciągnąć go za rękę. Westchnął z komiczną irytacją i ruszył za dziewczyną.

*Lifehouse – Anchor
**Lifehouse – Disarray
***Linkin Park – Blackout
****Limp Bizkit – Shotgun
*****Limp Bizkit – Get A Life

2 komentarze:

  1. Witam,
    o tak miał o wiele ciekawsze i milsze rzeczy do roboty niż impreza, o tak Mcgonagal ma z nim koszmar
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, o tak miał o wiele ciekawsze i milsze rzeczy do roboty niż impreza ;) haha Mcgonagal ma z nim koszmar życia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń