Nicole zwykle siedziała przy Harrym do późna, a czasami
nawet do nocy. Teraz nie zrobiła wyjątku. Mówiła do niego, próbując nie zwracać
uwagi na jego dzikie oczy i wyczerpaną twarz. Chłopak nic nie jadł i nie pił od
momentu zaginięcia, ale Pomfrey twierdziła, że w tym stanie nie jest mu to
potrzebne. Chciał tylko jednego: krwi. Jedynie ona mogła zaspokoić jego
potrzeby. Nawet nie miała nadziei, że się odezwie, bo zrozumiała, że nie chciał
sprawiać sobie dodatkowych mąk.
Nagle drgnął i wciągnął mocniej powietrze. Zacisnął powieki
i szarpnął się mocno, co bardzo zaskoczyło Nicole. Dlaczego tak nagle zaczął
być agresywny?
— Boli, nie? — rozległ się szyderczy głos.
Ślizgonka zerwała się do pionu, odwracając w stronę drzwi,
w których stała Olivia. Nie wyglądała na miłą dziewczynę, jak to zwykle
stwarzała pozory. Jej oczy były wypełnione szyderstwem i zadowoleniem, a usta
wygięły się w geście ironii. Zanim Nicole zdążyła zareagować, Olivia
przywiązała ją do krzesła, a następnie zbliżyła się do łóżka Kobry, który
wyglądał jak obłąkany.
— Pamiętasz, co ci mówiłam chwilę przed tym? — spytała,
siadając obok niego i przejeżdżając palcem po jego szyi i zaschniętej krwi. —
Nie lekceważ mnie. Zrobiłeś to. Teraz masz skutki, kotek.
— Zostaw go — warknęła Nicole.
Olivia spojrzała na nią z ironią.
— Nie martw się. O tobie też była mowa. Chciałam wprawdzie
zająć się tobą, ale przekonał mnie, żebym przerzuciła się na niego. Nie przeczę,
zabawa jest doskonała — zaśmiała się. — Będzie jeszcze lepsza, gdy to on
załatwi cię tak, jak ja jego. Wiesz, co bardziej go pobudzi? — szepnęła, kiedy
w oczach Ślizgonki pojawiło się przerażenie.
Zrobiła tak szybki ruch, że Nicole ledwo to zauważyła.
Usiadła okrakiem na Kobrze i trzymała go za twarz. Następnie pochyliła się nad
nim i pocałowała w usta na jej oczach. Zabolało, chociaż wiedziała, że Harry
nic nie może zrobić. Był przyszpilony do łóżka i nie mógł wykonać żadnego
ruchu, żeby ją odepchnąć. Co gorsza, kiedy Olivia się od niego odsunęła,
chłopak miał w oczach groźne błyski i zaczął się szarpać jeszcze bardziej,
pojękując cicho. Krukonka zaśmiała się.
— Nawet nie wiesz, jak to działa na młode wampiry — dodała
do Nicole.
— Zostaw go — syknęła.
Jednak ona postanowiła sobie z nią poigrać i mówiła dalej:
— Są cholernie dobrzy w łóżku. Mówię ci, wypróbuj na nim —
śmiała się. — Są tak pobudzeni, że ledwo mogą się opanować.
Sprawiało jej przyjemność patrzenie na ich męki. Zeszła z
Kobry w momencie, gdy drzwi otworzyły się. Nie czekała na nic i od razu
przyszpiliła przybyłe osoby do krzeseł. Syriusz, Draco, Alison i Blaise.
— Widownia? Lepszego momentu nie mogłam wybrać — zaśmiała
się wampirzyca.
Nicole była coraz bardziej przerażona sytuacją. Olivia
zaczęła się do niej zbliżać.
— Co ty robisz? — warknął Dexter.
Spojrzała na niego z wesołym uśmiechem.
— Ułatwiam Kobrze stanie się pełnym wampirem, Draconie.
— Co? — jęknęła Milka.
— Nicole będzie idealnym smakołykiem, nie sądzicie? —
dodała ze śmiechem.
— Jesteś stuknięta — wykrztusił Blaise.
— Każdy wampir jest szalony. Niedługo będziesz miał kumpla
równie stukniętego jak ja.
Nicole próbowała wyrwać się ze łzami w oczach, jednak gdy
zobaczyła nóż w jej dłoni, zrozumiała, że dziewczyna nie cofnie swoich planów.
— Co ci to da? — próbował Syriusz ostatnią deską ratunku.
— Mnie? Nic. Może poza satysfakcją. Ktoś inny będzie miał z
tego zysk.
Drasnęła Ślizgonkę w szyję. Dla Kobry zaczął się istny
koszmar. Jęknął rozpaczliwie z bólem na twarzy. Zaczął się szarpać z
niewyobrażalną siłą. Czując krew osoby, którą kochał, nie mógł opanować swojej
żądzy. Olivia zaśmiała się szyderczo. Stalowe ramy łóżka zaczęły się wyginać.
— Teraz dopiero zacznie się zabawa — stwierdziła Krukonka,
stając przy oknie i patrząc na wydarzenia z zaciekawieniem.
Nicole zaczęła się rozpaczliwie wyrywać ze łzami płynącymi
po policzkach. Olivia usunęła pierwszy łańcuch z ręki Harry’ego. Czwórka
przyjaciół nie wiedziała, co robić, widząc obłęd w oczach Gryfona. Domyślali
się, że nie cofnie się przed zabiciem Ślizgonki. Ustąpiły łańcuchy z nóg, a Kobra
z łatwością oderwał ostatni z nich, stając na zesztywniałych nogach.
Odrętwienie szybko przeszło, a oczy stały się czarne jak smoła. Wbił wzrok w Nicole,
która nie mogła powstrzymać płaczu. Od razu znalazł się przy niej i spojrzał na
krew na jej szyi. Patrzyła na niego, szlochając.
— Kobra, do jasnej cholery, przecież ją kochasz! —
wrzasnęła rozpaczliwie Milka.
— Dlatego chce to zrobić — zaśmiała się Olivia.
— Zamknij się, suko! — warknął Blaise w jej stronę.
— Opanuj się — dodał do Harry’ego Łapa, mając nadzieję, że
może słowa coś zdziałają.
— Nie jesteś taki — mówiła Alison, gdy Ostry runął przed
Nicole na kolana, a w jego oczach pojawiła się niepewność.
— Będziesz miał wyrzuty sumienia do końca życia — dołączył
się Draco.
— Zamknąć się! — warknęła wampirzyca, widząc zawahanie
Kobry. — Rób to albo sama się nią zajmę!
Jego oczy zabłysły niebezpiecznie. Widział przerażenie
Nicole: jej drżące ciało, łzy. Olivia ze złością skoczyła w ich stronę. Wszyscy
rozszerzyli oczy, kiedy Harry zerwał się do pionu i w ekspresowym tempie
chwycił wampirzycę za szyję, przyszpilając ją do ściany. Nawet ona była
zaskoczona takim zwrotem akcji.
— Ona jest moja — syknął chłopak z taką złością, że po
plecach przeszły im ciarki.
Olivia uśmiechnęła się z błyskiem w oku.
— To w takim razie się nią zajmij, zanim ktoś zrobi to za
ciebie. — Puścił ją, ku rozpaczy pozostałych. — Może resztą zajmiemy się przy
okazji? — dodała od niechcenia, gdy zobaczyła, że ma go po swojej stronie.
Rozszerzyli oczy z przerażeniem, gdy tęczówki Kobry zabłysły
jeszcze bardziej. Drzwi otworzyły się po raz kolejny. Teraz do pomieszczenia
wpadli gotowi do walki pozostali Ślizgoni z Remusem, Missy i Aaronem, którzy
usłyszeli krzyki. Zamarli, gdy zobaczyli Harry’ego przeciwko nim. Olivia wbiła
wzrok w Aarona, a jej oczy zabłysły wściekle.
— Bierz ją — warknęła do Ostrego, widząc jego wzrok
skierowany na Nicole. — Ja się nim zajmę — dodała, patrząc na swojego byłego
chłopaka.
Sama zaczynała tracić cierpliwość. Przymierzała się do
ataku. Już miała skoczyć w stronę Aarona, gdy Kobra drgnął. Dotarło do niego,
co chce zrobić i na co chce pozwolić Olivii. Chwycił ją w ostatniej chwili za
nadgarstek i przyciągnął do siebie. Wgryzł się w jej szyję. Zdążyła wydać z
siebie zaskoczony jęk, nim zaczęła opadać z sił. Reszta rozszerzyła oczy. Harry
trzymał ją mocno w górze, choć nogi już dawno odmawiały jej posłuszeństwa. Choć
nie czuł krwi człowieka, lecz wampira, to i tak czuł w tej chwili
niewyobrażalną ulgę. Jak przez grubą szybę słyszał, że pozostali powtarzają
jego imię i proszą, aby przestał, bo wampirzyca już jest pozbawiona
przytomności, ale on nie mógł się do tego zmusić. Ciągle było mu mało.
— Kobra… — głos,
który kochał.
Puścił Olivię, a ona opadła bezwładnie na ziemię. Zakręciło
mu się w głowie. Znowu poczuł zapach krwi Nicole. Wampirza krew była teraz czymś
bezwartościowym. Chciał jej. To krwi
Nicole pragnął najbardziej. Trwająca cisza była napięta. Chyba domyślili się, że
coś się dzieje. Spojrzał na swoją dziewczynę. Nadal miał ten przerażający
wzrok. Jęknęła ze strachem. Olivia była oszołomiona, ale zagrożenie nadal
istniało.
— Zróbcie coś — wykrztusił nagle chłopak. Tylko co? —
Zwiążcie. Cokolwiek. Błagam…
Remus spojrzał na pozostałych i kiwnął głową. Razem spętali
Harry’ego zaklęciami, kiedy ten wbił ręce w ramę łóżka, a ta zaczęła się
deformować. Czuł takie samo pragnienie, jak przed atakiem na Olivię, ale teraz
miał ograniczone ruchy i wiedział, że nie ma jak skrzywdzić reszty. Pozbawiony
możliwości ucieczki, runął na kolana z wyczerpaniem na twarzy. Był niesamowicie
zmęczony. Lunatyk rozwiązał Nicole, Blaise’a, Syriusza, Dextera i Milkę.
Pomfrey wybiegła z gabinetu i w pierwszej kolejności zajęła się Nicole, aby jej
krew nie drażniła Kobry. Chłopak był wyjątkowo uległy, więc z łatwością
przenieśli go na łóżko i ponownie przykuli.
— Zabił ją? — zapytała stłumionym głosem Victoria, patrząc
w stronę Olivii.
— Nie. Jest nieprzytomna — odpowiedział Lunatyk. — W porę
się opanował.
— Co się z nim dzieje? — rzekła nagle z niepokojem Missy,
patrząc na Harry’ego.
Wszyscy natychmiast zerknęli w jego stronę. Z jego ust
płynęła krew o czarnej barwie, a on zaczął się nią krztusić. Pomfrey
zareagowała od razu. Odczepiła jeden z łańcuchów od jego ręki, a chłopak
natychmiast przewrócił się na bok, poza krawędź łóżka.
— Ona chciała go zamienić? — rzekł pielęgniarka, wskazując
na nieprzytomną wampirzycę. Pokiwali głowami. — Pozbywa się jadu.
— Jak to? — wydusiła Pansy.
— Tak zwana wymiana krwi. Ona chciała zmienić jego, a on,
żeby nie doprowadzić do zmiany końcowej, ugryzł ją. Najwyraźniej wiedział, że
można nie dopuścić do zmiany i to wykorzystał. Wychodzi na to, że bardziej
pragnął się nie przemienić niż krwi, dlatego zamiast rzucić się na kogoś z was,
zaatakował ją. Teraz musi usunąć jad ze swojej krwi. Pilnujcie, żeby się nie
udusił. — Po szyi chłopaka zaczęła lecieć świeża ciecz, wydostając się z rany,
którą zrobiła Olivia. — Normalne — wytłumaczyła Pomfrey, gdy zobaczyła ich
spojrzenia.
— Nie wykrwawi się? — zaniepokoił się Alan.
— Nie, ponieważ to nie krew, lecz jad. Im szybciej wypłynie,
tym szybciej zacznie dochodzić do siebie.
Związali wampirzycę, która dostała się w ręce ochrony, a
następnie do Biura Aurorów. Syriusz całą noc pilnował, aby Kobra nie udusił się
wypływającym z jego ust jadem. Chłopak mizerniał w oczach z każdą godziną, ale
nawet gdyby chciał, nie mógł nic zrobić. Łapa wiedział, że jest z nim coraz
lepiej pod względem psychicznym. Reagował na uspokajające słowa i gesty. Tylko
w obecności Nicole miał jeszcze drobne problemy z utrzymaniem spokoju. Szybko
jednak się opanowywał i dziewczyna mogła siedzieć wraz z nim. Jednak zauważyli,
że nie potrafi spojrzeć jej w oczy.
Rano do Skrzydła Szpitalnego przyszedł pracownik Biura
Aurorów. Najpierw porozmawiał z pielęgniarką o stanie zdrowia Harry’ego, a
następnie, pod kontrolą kobiety, zwrócił się do Kobry:
— Na chwilę obecną muszę wiedzieć, czy możemy liczyć na
zeznania w sprawie Olivii Romance. Na jej ramieniu ujawniliśmy Mroczny Znak,
dlatego zostanie jej postawiony zarzut. Możemy liczyć na współpracę?
Chłopak kiwnął lekko głową.
— Mam nadzieję, że będzie mógł zeznawać dopiero po dojściu
do siebie — wtrącił Łapa.
— Oczywiście. W obecnym stanie nie mamy prawa przesłuchiwać
poszkodowanego, szczególnie po zaleceniach pielęgniarki.
Harry zaczął dochodzić do siebie. Widząc jego brak reakcji
na bliskość różnych osób, Pomfrey postanowiła sprawdzić, jak zareaguje na krew.
Efekty zadowoliły zarówno ją, jak i Syriusza uczestniczącego w doświadczeniu.
— Jeśli jutro będzie tak dobrze jak dzisiaj, możemy
pomyśleć o wypisie. Jednak będziesz musiał o siebie dbać i dużo wypoczywać.
Kiedy Pomfrey zniknęła w swoim gabinecie, Łapa skierował do
Kobry pytanie:
— Może chciałbyś na jakiś czas wrócić na Grimmauld Place
12? Doprowadzisz się do stanu używalności, a Gejsza załatwi ci taką kurację, że
galopem wrócisz do siebie.
— Czemu nie… — mruknął słabo.
Tak też postanowili zrobić. Syriusz załatwił mu przepustkę
na kilka dni i zaraz po wypisie ze Skrzydła Szpitalnego, chłopak dostał się na
Grimmauld Place. Został powitany mocnym uściskiem Gejszy. Łapa patrzył na niego
ze zmartwieniem. Dlaczego nawet nie pożegnał się z przyjaciółmi i Nicole? Miał
wrażenie, że Kobra miał problem z dojściem do siebie bardziej pod względem
psychicznym niż fizycznym. Gejsza od razu wzięła go w obroty i dała znać Syriuszowi,
że chłopak jest pod dobrą opieką. Wraz z Żyletą, Wdową, Yomem i Szatanem
dziewczyna wróciła na ten czas do Kwatery Głównej, aby pomóc przyjacielowi się
pozbierać. Przy obiedzie Zeus zrobił im niespodziankę i stwierdził, że
wprowadza się do nich, bo w domu mu się nudzi, gdyż jego rodzicielka non stop
gdzieś znika. Żyleta i Gejsza wymienili spojrzenia, kiedy dostrzegli bladą
twarz Ostrego i jego puste oczy. Musiał przechodzić naprawdę ciężkie chwile,
skoro aż tyle czasu miał problemy ze zdrowiem.
W rzeczywistości Harry czuł się o wiele gorzej, niż
myśleli. Mdliło go na sam widok jedzenia, a od tego zapachu robiło mu się słabo
i kręciło w głowie. Nic nie tknął, co nie uszło uwadze przyjaciół. Po obiedzie
musiał stanąć przy otwartym oknie, żeby nie zwymiotować. Nie mógł i nie chciał
jeść, ale był głodny. Kiedy czuł krew, nie miał potrzeby rzucenia się na kogoś,
ale to ona bardziej go do siebie ciągnęła niż mugolskie pożywienie. Co będzie,
jeśli nad sobą nie zapanuje? Bał się tego. Wystarczyło, że raz prawie zabił
Nicole przez pragnienie. Opanował się, ale z jakim trudem.
— Kobra?
— Hmm?
— Wszystko okay? — Żyleta podszedł do niego i stanął obok.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym tu został —
wykrztusił.
Znowu odczuwał innych tak, jak w trakcie pobytu w szpitalu.
To nie mogło być zlekceważone.
— Dlaczego? — zapytał Żyleta, dostrzegając, jak chłopak
nerwowo zaciska palce na parapecie.
Drgnął, kiedy kawałek materiału odłamał się.
— Dlatego — szepnął. — Momentami mam wrażenie, że nie dam
rady nad sobą zapanować.
— Myślałem, że już przeszło — zaniepokoił się.
— Też tak myślałem, ale… mam takie… chwilówki — wydusił. —
Tylko teraz mam tego świadomość, a wtedy miałem totalną pustkę i robiłem to, co
podpowiadał mi umysł. Gdyby nie chwilowa jasność, zabiłbym Nicole…
Żyleta bez przerwy na niego patrzył.
— Ale zrobiłeś słuszną rzecz. Nie myśl o tym, co by było
gdyby. — Przez chwilę milczeli, a Kobra wrócił do normalnego stanu. — Nie
jesteś głodny?
Harry uśmiechnął się słabo.
— Jestem.
— To czemu…?
— Nie tego chcę, Żyleta. Lepiej nie kuś losu.
— Spoko — wykrztusił. Ostry zerknął na niego z mdłym
uśmiechem, a następnie ponownie spojrzał za okno. Żyleta wbijał w niego wzrok
ze zmarszczonymi brwiami. — Mogę w nocy spać spokojnie? — zażartował.
Kobra uśmiechnął się szczerze. To właśnie lubił w Żylecie.
Umiał żartować w każdej sytuacji.
— Aż tak zdesperowany chyba nie jestem — odparł z
rozbawieniem. — Ale lepiej powieś czosnek przed drzwiami.
Parsknęli śmiechem.
Nicole dowiedziała się od Remusa o wypisaniu ze Skrzydła
Szpitalnego Harry’ego i jego pobycie na Grimmauld Place. Miała żal do chłopaka,
że jej o tym nie powiedział. Chociaż z drugiej strony się nie dziwiła. Od czasu
uwięzienia Olivii odwiedzała go ze strachem, a on czuł emocje innych. Pewnie
dostrzegł, że momentami wyraźnie się go boi. Czasami nawet rezygnowała z wizyt.
Teraz tego żałowała, bo zrozumiała, że powinna go wspierać, a nie uciekać.
Przecież starał się jak tylko mógł i nawet pokonał swoje pragnienie, kiedy miał
okazję je zaspokoić. Dla niej.
— Jestem idiotką — westchnęła, stojąc przed lustrem w
dormitorium.
— Co ty bredzisz? — zdumiała się Victoria, wymieniając
zdziwione spojrzenie z Pansy.
— Zamiast być przy nim i pomagać jak tylko się da, to ja
uciekałam jak zwykły tchórz — szepnęła. — Przez to nic nie powiedział o pobycie
na Grimmauld Place. Zawaliłam na całej linii.
— Każdemu zdarza się popełnić jakiś błąd, ale to nie
oznacza, że trzeba od razu tę osobę skreślać — odpowiedziała Pansy. — Ja cię
rozumiem. Sama czasami bałam się do niego iść, ale w końcu się przyjaźnimy. Z
drugiej strony jego też rozumiem. Wydaje mi się, że po prostu był niepewny co
do ciebie po tym ataku. Prawie cię zaatakował, a nie wątpię, że to musiało być
ciężkie przeżycie. Pewnie zauważył, że podchodzisz do niego z dystansem i
stwierdził, że powinien się od ciebie odciąć na jakiś czas.
— Co nie oznacza, że miał rację — wtrąciła Viki.
— No tak — odparła Pansy. — Mógł chociaż wspomnieć o swoich
planach, ale cóż… Nie będziemy mieć o to pretensji, bo najwidoczniej tego
potrzebuje.
— Jednak wydaje mi się, że powinien wiedzieć o tym, że w
dalszym ciągu może na ciebie liczyć — ciągnęła Victoria. — A teraz, jeśli
dobrze wiemy, może nie być do końca uświadomiony po tym, co przeszedł.
Nicole patrzyła na nie przez chwilę w ciszy. Westchnęła. Potter, szykuj się na moje
przeprosiny.
Witam,
OdpowiedzUsuńOlivia się pojawiła, ale Harremu udało się opanować przed zrobieniem czegoś czego mógłby żałować, i jak się okazało miała mrocz znak...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no i Olivia się pojawiła, ale uff... Harry opanował się przed zrobieniem czegoś czego mógłby później żałować, no i jak się później okazało miała mroczy znak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza