24.07.2012

II. Rozdział 38 - Jad wampira

Za oknem było już ciemno, a uczniowie znajdowali się w swoich dormitoriach. Wyjątkiem byli Prawowici Władcy Hogwartu, którzy wraz z Syriuszem i Remusem pędzili w stronę wrót szkoły. Już widzieli je przed sobą i biegli do wyjścia, kiedy stanął w nich Kobra. Był przerażająco blady, z początku myśleli, że został pobity, lecz były to tylko cienie pod oczami. Ale to jego tęczówki sprawiły, że ich serca na moment zamarły. Przerażenie, ból, obłęd. Gdy na nich spojrzał, stały się dzikie. Popędzili w jego stronę i dopiero kilka kroków przed nim dostrzegli krew na jego szyi i ubraniu. Łapa pierwszy znalazł się przy nim.
— Matko… Co ci się stało?
Chłopak spojrzał na niego z paniką, a mężczyźnie ponownie stanęło serce. Zaczął coś niewyraźnie mówić z wielkimi oczami.
— Uspokój się i mów powoli — rzekł Lunatyk, przytrzymując go za ramię i widząc jego drżące ręce oraz rozbiegany wzrok.
Próbował mówić, ale głos mu zanikał.
— Kobra… — zaczęła Missy ze strachem, ale on spojrzał na Nicole i wykrztusił tylko:
— Wampir.
Jego oczy na powrót stały się dzikie. Łapa dostrzegł ślad po ugryzieniu na szyi chrześniaka. Jego oczy rozszerzyły się, a czas zwolnił.
— Remus, trzymaj go!
We dwójkę rzucili się na chłopaka, w momencie gdy ten szykował się do ataku na przerażoną Nicole. Odciągnęli go do tyłu, choć ten się wyrywał. Na przemian warczał wściekle i jęczał rozpaczliwie. Młodzież oglądała to ze strachem. Kobra nad sobą nie panował, kiedy patrzył na Nicole, a ona widziała, jak bardzo się męczy, próbując tego nie robić. Zrobiła krok w jego stronę.
— Nicole, nie! — krzyknął Lunatyk.
— Ale…
— Zabije cię!
Milka przytrzymała ją za rękę z przerażeniem.
— Nie jest sobą — szepnął Jery.
Ostry wbijał w dziewczynę wzrok pełen desperacji i pożądania.
— Idźcie po Pomfrey — rzekł Łapa do młodzieży, a w następnej chwili musiał użyć sporo siły, żeby przytrzymać Harry’ego. — Powiedzcie, że mamy ucznia… z jadem wampira — zawahał się.
Przez chwilę stali oszołomieni tymi słowami, a później pobiegli do Skrzydła, ciągnąc za sobą Nicole. Kobra wyrywał się nawet wtedy, gdy już jej nie widział. Dwójka przyjaciół przyszpiliła go do ściany. Chłopak oddychał ciężko z obłędem w oczach.
— Puśćcie mnie — jęknął słabo, ale nie zareagowali na jego słowa.
Chwilę stał spokojnie, ale nie mógł powstrzymać swojego pragnienia spożycia czyjejś krwi. Łapa i Lunatyk wiedzieli, że teraz także oni są zagrożeni, gdyż Ostry był zdolny zaatakować kogokolwiek, więc gdy zaczął się szarpać pod wpływem kolejnej fali wściekłości, musieli powalić go na ziemię. Harry wył rozpaczliwie, błagając ich o pomoc. Taki widok zastała młodzież wraz z Pomfrey.
— Boże, puśćcie go — jęknęła z bólem Nicole, widząc cierpiącego chłopaka.
Mimo jej próśb, nie mogli tego zrobić, żeby nie narazić nikogo na niebezpieczeństwo. Pielęgniarka zadecydowała:
— Natychmiast musimy zabrać go do Skrzydła.
— Jak? — spytała Pansy.
— Siłą. Zaklęcia na niego nie podziałają.
Podniesienie Harry’ego nie było trudne, ponieważ sam chciał to zrobić, jednak przytrzymanie go wymagało nie lada wysiłku. Jego pragnienie było teraz skierowane szczególnie na Nicole, więc nie zwracał uwagi na to, że dookoła niego są jacyś inni ludzie, którzy mogli mu wystarczyć.
— Musisz iść z nami — rzekła Pomfrey do dziewczyny. — Inaczej go nie doprowadzimy.
Pokiwała szybko głową na znak zgody. Chłopcy pilnowali Kobry, kiedy Syriusz i Remus ciągnęli go do Skrzydła Szpitalnego. Zapierał się, jak tylko mógł, kiedy Nicole schodziła mu z oczu. Gdy widział ją przed sobą, Łapa i Lunatyk nie mogli go utrzymać i musieli interweniować pozostali. Z tego względu przetransportowanie Harry’ego było bardzo trudne. Wreszcie dotarli do szpitala. Pomfrey wskazała im miejsce, gdzie mieli przenieść chłopaka. Spojrzeli na nią z przerażeniem, gdy dostrzegli kajdany.
— Musimy — wytłumaczyła ze smutkiem. — Inaczej nas pozabija.
Kobra chyba uświadomił sobie przez zamroczony umysł, że łóżko przeznaczone jest dla niego. W jego oczach ponownie pojawiło się przerażenie, a pragnienie zeszło na drugi plan.
— Nie — jęknął słabo i z jeszcze większą siłą zaczął się wycofywać.
— Musisz. Dla własnego dobra — rzekł Lunatyk, gdy Dexter i Alan do nich dołączyli.
Nie poddawał się do samego końca, jednak nie miał szans z tyloma osobami. Z bólem serc przykuli go do łóżka. Kajdany uniemożliwiały mu ruch rękoma i nogami. Mógł wykonywać tylko minimalne drgnięcia, a mimo to szarpał się z ostatnią nadzieją na uwolnienie. Na chwilę opadł bezwładnie na posłanie ze zrezygnowaniem na twarzy. Nagle oczy nabrały ciemniejszej barwy. Stały się niemal czarne z błyskiem nieopanowanej furii. Nie sądzili, że może mieć w sobie jeszcze tyle siły.
— Co się stało? — zapytała ich pielęgniarka.
— Nie mamy pojęcia. Zniknął na cały dzień, a kiedy wrócił, znaleźliśmy go w takim stanie — odparł Lunatyk, rzucając niespokojne spojrzenie na Harry’ego, który powoli wpadał w szał.
— Czy… to wampir go ukąsił? — wykrztusiła Viki.
— Niewątpliwie — odparła Pomfrey z westchnięciem.
Nicole zakręciło się w głowie tak mocno, że musiała usiąść na pobliskim łóżku z pomocą Jery’ego.
— Zostanie nim? — wydusiła przez ściśnięte gardło.
— Możemy tego uniknąć, jeśli przez jakiś czas nie spożyje czyjejś krwi. Jad zniknie, a on się nie zmieni. Jedna kropla zmieni go na całe życie. Nie możemy mu pozwolić na wydostanie się z łóżka. Jednak musi dochodzić do spotkań z ludźmi. Nawet gdyby udało mu się wytrzymać te kilka dni, ale nie byłby w kontakcie z ludźmi, pierwsze spotkanie doprowadziłoby do tragedii.
— Dlaczego tak się zachowuje? — spytał niepewnie Blaise.
— Pierwsze pragnienie po ugryzieniu jest tak silne, że nie można nad sobą zapanować — odpowiedziała pielęgniarka. — Wpada w szał, gdy czuje osobę, na której mu najbardziej zależy.
— Jak możemy mu pomóc? — szepnęła Missy, mocno ściskając rękę Aarona.
— Pomagajcie mu swoją obecnością, bo to z wami najczęściej przebywa. Jednak nie męczcie go zapachem bezpośredniej krwi.
— Czyli?
— Czyli nie przychodźcie, kiedy skaleczycie się chociażby ukłuciem igły. Czuje najmniejszą ilość krwi, o której wy nawet nie wiecie. Początki są najgorsze. Później organizm się uodparnia i reaguje mniej gwałtownie, bo siła jadu spada. Teraz jest nieprawdopodobnie pobudzony i ma dwa, a nawet trzy razy więcej siły od normalnego człowieka, co stwarza go niezwykle niebezpiecznym. Z łatwością mógłby zrobić z tego pomieszczenia ruinę.
Nie wątpili w to, gdyż Kobra niemal oderwał kajany od łóżka.
Pomfrey powiadomiła dyrektora o zaistniałej sytuacji. Bardzo szybko przedostał się do Skrzydła Szpitalnego wraz z McGonagall, która była przerażona tym, co zobaczyła. Powiedzieli tyle, ile wiedzieli na temat ataku na Harry’ego, jednak to niewiele dało. Nie znali sprawcy ani miejsca zdarzenia. Tylko Kobra mógł cokolwiek wyjaśnić, a w tym momencie ledwo wszystko rozumiał przez ataki furii. Próbowali go spytać i przez chwilę myśleli, że wypowie imię sprawcy, ale kolejny napad wyłączył jego mózg i miał w głowie tylko jedno słowo: krew. Wyglądał przerażająco. Miał pociemniałe oczy wypełnione niewyobrażalną siłą i agresją, a usta wygięte były w grymasie olbrzymiego gniewu. Pomfrey próbowała opatrzyć jego ranę na szyi, ale musiała z tego zrezygnować, kiedy stanęła metr od niego i dostrzegła jego wzrok, który mówił, że nie będzie grzeczny i spokojny, gdy zrobi jeszcze jeden krok.
— Nie jestem w stanie nic z nim zrobić — rzekła. — Musimy czekać, aż poprawi się jego stan. Nie ma innego wyjścia.
— Mógł to zrobić ktokolwiek — odezwała się McGonagall. — Dopóki nie dowiemy się, kto to zrobił, uczniowie są zagrożeni.
— Zabezpieczenia nie wykryły intruza — rzekł Łapa. — Musi to być ktoś ze szkoły.
Uczniowie wymienili między sobą spojrzenia.
— Uczeń? — wydusiła Milka.
— Uczeń, nauczyciel bądź ochrona. Nie ma innej możliwości — odpowiedział Remus. — I dobrze się ukrywa.
Nicole obserwowała Kobrę, który zaciskał dłonie w pięści tak mocno, że jego żyły były widoczne gołym okiem. Patrzył na nią dzikimi oczami pełnymi rozpaczy i pożądania, błagając o litość. Zrobiła krok w stronę jego łóżka, nie zwracając uwagi na pozostałych, którzy rozmawiali na temat zagrożenia. Zmniejszała odległość między nimi, nieświadomie zbliżając się do niebezpieczeństwa. Gdyby miał rozkute ręce, z pewnością mógłby ją chwycić. Już wyciągała dłoń, by go dotknąć, patrząc w jego oczy. Przyciągał ją jak magnes.
— Nicole!
Blaise doskoczył do niej i szybko odciągnął na bok, rozwścieczając przy tym Kobrę.
— Przecież go boli — jęknęła.
— Nie zawahałby się cię zabić — rzekła Pomfrey.
— Ale…
— Jest zdolny do wszystkiego — wtrącił Dumbledore. — Potrafi grać na emocjach innych, byle zaspokoić swoje pragnienie. Dopóki będzie w tym stanie, nie możesz mu ufać i wierzyć we wszystko, co mówi.
Musiała przyznać mu rację, kiedy błaganie o litość szybko zostało zastąpione wściekłością. W tym momencie zrozumiała, że jest idealnym aktorem, który nie zlituje się nawet nad osobą, którą kocha.
— Musicie wyjść. Na początku za bardzo to odczuwa — powiedziała pielęgniarka. — Męczy się dwa razy mocniej.
Chcąc nie chcąc, musieli to zrobić, żeby nie sprawiać mu bólu swoją obecnością.

Przyszli do niego kolejnego ranka, ale jego stan nie uległ większej poprawie. Nadal nad sobą nie panował i mimo niemal ciągłego pobytu Pomfrey, w dalszym ciągu nie uodpornił się na działanie krwi krążącej w żyłach. Do wieczora nie było żadnych zmian.
Przez noc coś zaczęło się zmieniać. Chłopak opadał z sił, przestał się aż tak rzucać. Stracił energię, którą mógł zaspokoić jedynie sen, o którym teraz w ogóle nie myślał. Poranne odwiedziny wyglądały inaczej. Tylko patrzył na nich tym wygłodniałym wzrokiem. Nie słyszał, co mówią, jednak samo to, że leży spokojnie, było czymś pozytywnym. Czasami podrygiwał niekontrolowanie. Jego bladość nie była efektem wyłącznie jadu wampira. Dostrzegli, że jest zmęczony i bezsilny. Momentami odwracał głowę w inną stronę, jakby walczył z bólem.
Syriusz przyszedł późnym popołudniem, by sprawdzić, co się dzieje z chrześniakiem. Przy rozmowie z pielęgniarką dostrzegł, że chłopak wierci się na tyle, na ile pozwalały mu kajdany. Na jego twarzy widoczne było wyczerpanie. Nawet nie miał siły otworzyć oczu, a mimo to nadal nie spał. Zaciskał pięści i po chwili je rozluźniał. Męczył się.
Gdy Pomfrey zniknęła w swoim gabinecie, Łapa podszedł do jego łóżka. Harry jedynie na niego zerknął, ale ten wzrok wystarczył, żeby zaryzykować.
Kobra poczuł, jak kajdany przy prawej dłoni puszczają. Drgnął lekko. Miał Łapę na wyciągnięcie ręki i mężczyzna doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Przez chwilę w ogóle się nie ruszali, a Ostry wbił wzrok w jeden punkt na ścianie. Walczył z samym sobą: między pragnieniem a sercem, które mu na to nie pozwalało. Młodzież, która stanęła w drzwiach chwilę wcześniej, teraz patrzyła na to z mocno bijącymi sercami. Mimika twarzy chłopaka co chwilę się zmieniała. Nie zdążyli nazwać jednego uczucia, a już pojawiało się kolejne. Spięli się, gdy Harry wykonał pierwszy ruch. Podniósł rękę. Zawahał się z niebezpiecznym błyskiem w oku. Po chwili przerzucił się na bok, tyłem do Syriusza, dając mu do zrozumienia, że ma go przypiąć z powrotem tyle, że w wygodniejszej dla niego pozycji. Łapa zrobił to bez słowa, a następnie wydłużył łańcuchy, aby chłopak mógł choć trochę się poruszać.
— Chciałeś się zabić? — zapytała Pomfrey, stojąc w drzwiach.
— To, że ledwo nad sobą panuje, nie znaczy, że mamy go dodatkowo męczyć — odpowiedział twardo. — Nie prosił się o to, więc chociaż tak mu pomóżmy.
Pokiwała głową, wracając do gabinetu, a Syriusz ruszył w stronę wyjścia.
— Dzięki — usłyszał słaby szept.
Spojrzał na Harry’ego ze smutkiem, gdy po chwili chłopak poczuł Nicole i wbił palce w materac, zaciskając powieki.

Łapa patrzył tępym wzrokiem w swoją kawę, mieszając ją od dobrych pięciu minut.
— Żadnych zmian? — spytała cicho Gejsza.
— Jeśli na początku zachowywał się jak obłąkany, to teraz zachowuje się tak, jakby opuścił go duch. Nic nie mówi, walczy sam ze sobą, ledwo to pokazując. Czasami nie wytrzymuje i zachowuje się tak jak na początku. Głównie wtedy, gdy pojawia się Nicole.
Przetarł twarz dłonią.
— Tak źle? — mruknął Żyleta.
— Niemal połamane łóżko mówi samo za siebie. Gdy tylko poczuje albo zobaczy ją w pobliżu, wpada w taki szał, że zaczynamy wątpić, czy zabezpieczenia wytrzymają. Najgorsze jest to, że nic nie możemy zrobić, bo musi go odwiedzać. Inaczej pojawi się spory problem, gdy go uwolnimy i się spotkają.
— Nadal nie wiadomo, kto to był? — spytał cicho Zeus.
— Nie wiadomo. To może być każdy, kto dobrze się ukrywa. Harry nic nie mówi i na razie nie mamy co liczyć na to, że to zdradzi. Mówił coś, gdy go znaleźliśmy, ale nic z tego nie zrozumieliśmy. Oprócz słowa wampir.
— Może po wszystkim przyda mu się trochę odpoczynku — stwierdziła Gejsza.
— Można o tym pomyśleć, jeśli będzie chciał. Będzie potrzebował trochę czasu, żeby dojść do siebie.
Żyleta postanowił bezpośrednio obeznać się w sytuacji. Razem z Syriuszem przedostał się do Hogwartu, a następnie sam skierował się do Skrzydła Szpitalnego. Na miejscu nikogo nie spotkał. Podszedł do jedynego zajętego łóżka. Gdy dostrzegł twarz Harry’ego, dopiero zrozumiał, jak bardzo słowa różnią się od prawdy. Wyglądał gorzej, niż przypuszczał po opowieści Łapy. Chłopak otworzył oczy, kiedy usłyszał kroki, a następnie dźwięk odsuwanego krzesła. Nie zareagował w najmniejszym stopniu na jego obecność.
— W coś ty się znowu wpakował… — szepnął starszy, patrząc na przyjaciela.
Milczał, nie spuszczając z niego wzroku. Żyleta oparł się łokciami o kolana i przetarł twarz. Domyślał się, że nie ma jak mu pomóc i jego pobyt tutaj jest zbędny.
— Trzymamy kciuki, że z tego wyjdziesz, jak zwykle zresztą.
Wstał i chciał poczochrać go po włosach, jak to często robił, ale Harry pokręcił lekko głową. Zatrzymał rękę w połowie drogi i opuścił ją z westchnięciem. Wyszedł. Kobra ukrył twarz w poduszce. Chociaż inni w niego wierzyli, bo on w siebie już nie.

Nicole momentami bała się Ostrego. Szczególnie, gdy na jej widok wpadał w furię, wbijając w nią dziki wzrok. Im częściej przychodziła, tym mniej gwałtownie reagował na jej obecność, ale mimo to czuła się niepewnie.
Dzisiejszego dnia w wizycie towarzyszył jej Alan. Kobra chował część twarzy w poduszce. Nieprzytomnie patrzył przez półprzymknięte powieki w jeden punkt. Ledwo zareagował na ich obecność. Próbowali z nim rozmawiać, tak jak radziła Pomfrey, jednak nie dał żadnego znaku, że słucha, nie zmieniając pozycji. Po kilkunastu minutach dołączył do nich Łapa. Nadal milczał. Wreszcie przyszedł Remus, który przekazał im informację:
— Właśnie dowiedziałem się, że ze szkoły zniknął jeden uczeń. Właściwie to uczennica.
Cała trójka spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Kto to? — zapytał Alan.
Lunatyk spojrzał na Ostrego i odparł:
— Olivia Romance.
Kobra drgnął i rozszerzył oczy. Lunatyk nastawił się na jakąś reakcję z jego strony. Nie zwrócił uwagi na resztę, lecz zrobił krok w stronę łóżka chłopaka, nie spuszczając z niego wzroku.
— Harry? — Spojrzeli na niego wszyscy poza chłopakiem. Nie przejął się brakiem odzewu i ciągnął: — Ona ci to zrobiła?
Wbili wzrok w Harry’ego, który nadal nie reagował. Sądzili, że po raz kolejny nie odpowie, ale nagle kiwnął lekko głową. Łapa i Lunatyk zerknęli na siebie, a Nicole i Alan wymienili się strwożonymi spojrzeniami.
— Nie ma jej od momentu, kiedy zniknął — dodał Remus do drugiego Huncwota.
Syriusz przeczesał dłonią włosy, nie wiedząc, co mają teraz zrobić. Kobra ponownie przyjął pozycję sprzed chwili, lecz teraz miał szerzej otwarte oczy. Nagle otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamarł. Zacisnął zęby i pięści, a na jego twarzy pojawiły się emocje, które już zdążyli poznać: obłęd i ból.
— Merlinie, on nic nie mówi, bo nas za bardzo czuje, gdy próbuje — zrozumiał Alan.
Dostrzegli, że ma rację, gdy Gryfon wbił paznokcie w ramę łóżka, próbując powstrzymać swoje pragnienie. Nie odzywał się, żeby aż tak bardzo się nie męczyć. Jak mogli wcześniej tego nie dostrzec? Harry najwyraźniej zrezygnował z przekazywania jakichś informacji słownych, gdyż już nawet nie próbował otwierać ust. Nie chcieli go do tego zmuszać, dlatego musieli odpuścić. Zauważyli, że znowu przestaje nad sobą panować, bo drżał coraz bardziej. Zmęczenie zeszło na drugi plan. Odsunęli się od jego łóżka ze zrezygnowaniem na twarzach. Znowu wpadł w furię.

3 komentarze:

  1. Witam,
    czyli co? Olivia była wampirem, Harry bardzo cierpi ale i walczy z tym....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu mam wrażenie, że Olivia nagle przyjdzie i poda mu krew, tylko po to, żeby stał się wampirem? :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, czyli co? Olivia okazała się wampirem, nasz Harry bardzo cierpi ale i dobrze, że walczy z tym....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń