24.07.2012

II. Rozdział 37 - Urażona męska duma

Ceremonia ślubu Syriusza i Naomi przebiegała w spokojnej atmosferze. Nie było to huczne weselisko, tak jak życzyła sobie para młoda. Zaprosili najbliższe osoby: ekipę, kilka Róż, elitę, Zakon. Mimo to wszyscy bawili się doskonale. Mina Kobry była bezbłędna, kiedy panna młoda wyrzuciła w górę bukiet, a Nicole przypadkiem go złapała, stojąc perfidnie na wprost Harry’ego. Wbili w siebie przerażone spojrzenia. Żyleta zaczął się śmiać, klepiąc go po plecach.
— Czekamy na wesele, Kobra — dodał Yom ze śmiechem.
Nicole rozejrzała się ze zdezorientowaniem, słysząc śmiech swojej matki.
Czas mijał bardzo spokojnie i powoli zbliżały się owutemy, więc uczniowie spędzali godziny nad książkami. Kellan dzielnie wspierał Hermionę, która panikowała jak nigdy. Ostry podszedł do tego z większym opanowaniem, podobnie jak Nicole. Pozostali Prawowici Władcy Hogwartu także nie dramatyzowali, chociaż Ian straszył ich co lekcję.

Harry już na początku znajomości z Nicole wiedział, że różni się ona od wszystkich innych dziewczyn. Uznawał ją za silną osobę pełną temperamentu i żył w takiej świadomości. Dostrzegł, że w związku jest jednak bardziej uległa, co mu nie przeszkadzało. Co mu się jeszcze podobało? To, że potrafił wywołać na jej policzkach rumieńce jednym spojrzeniem czy słowem. Nie sądził, że takie rzeczy aż tak bardzo na nią działają. Nie musiał się też dopytywać, lecz sam rozszyfrował, że uwielbia gierki w kotka i myszkę. Szybko się wtedy niecierpliwiła. Nie raz sprawiał, że odpływała na jawie. Problem najczęściej miała na transmutacji, gdyż siedział obok niej i miał szerokie pole manewru. Igrali sobie z McGonagall, która nie mogła ich złapać na niedopuszczalnych czynach.
— Young!
Dziewczyna nagle podskoczyła, gdy rozbudził ją głos McGonagall. Kobra spojrzał w bok, jak gdyby nigdy nic, choć chwilę wcześniej wyprowadzał Ślizgonkę z równowagi.
— Tak? — spytała niepewnie Nicole.
— Powtórz to, co przed chwilą powiedziałam.
Zacisnęła zęby, zerkając na Ostrego, którego planowała zabić. Chłopak od niechcenia kręcił różdżką między palcami. Skąd miała wiedzieć, skoro nie słuchała?! Już otwierała usta, żeby przyznać się do nieuwagi, gdy zauważyła kartkę przy głowie McGonagall, na której były napisane ostatnie słowa kobiety. Z ulgą przeczytała je bez zająknięcia, mając dla Kobry odrobinę litości, gdyż to on ją napisał. Nauczycielka kiwnęła głową, jednak nie spuszczała z nich wzroku.
— Potter, odłóż różdżkę.
Wyglądało na to, że wpadli, bo to spowodowałoby opadnięcie pergaminu. Z wahaniem odłożył różdżkę, jednak kartka nadal unosiła się w powietrzu. Chwila ciszy i niepewności. Harry dostrzegł, że Alan im pomógł i to on przytrzymywał papier w górze. Kobieta odwróciła się, a Kobra szybko spalił kartkę, dostrzegając rozbawienie klasy. Alan pokręcił głową ze stłumionym śmiechem. W następnej chwili rozległ się odgłos uderzania i głuchy jęk Ostrego.
— Policzymy się po lekcji — pisnęła szeptem Nicole.
Parvati i Lavender nie mogły powstrzymać chichotu.

Nicole spełniła swoje obietnice i zaraz po lekcji dopadła Kobrę na korytarzu. Musiał uciekać przed zaklęciami, słysząc jej krzyki, że ma tego więcej nie robić, bo przez niego będzie miała następny szlaban. Przyjął do wiadomości, choć miała wrażenie, że nie dostosuje się do jej gróźb. Nieoczekiwanie rozbroił ją, czego się nie spodziewała i szybko do niej podszedł z uśmiechem na ustach. Nawet nie wiedziała, kiedy cofnęła się kilka kroków i stanęła pod ścianą. Patrzyła na niego z dezorientacją, kiedy oparł się rękoma o mur na wysokości jej głowy.
— Zobaczymy, czy taka agresywna i nieobliczalna będziesz wieczorem — szepnął z błyszczącymi oczami. Jej twarz przybrała odcień purpury i prędko spojrzała w bok. Kobra uśmiechnął się szerzej, przybliżając jeszcze bardziej. — Uwielbiam to — przyznał z rozbawieniem.
— Świnia — mruknęła. — Wiesz, jak reaguję.
— Aż dziwię się, że akurat ty masz taki problem — powiedział cicho.
— Nic na to nie poradzę — burknęła, próbując wydostać się spomiędzy jego rąk, jednak on jej na to nie pozwolił.
— Poczekaj. — Westchnęła, gdy zauważyła jego upór. — Przecież to normalna sprawa, więc dlaczego?
— Musimy o tym gadać? — warknęła.
— W związku o wszystkim się rozmawia, Nikita, a to chyba nie jest twój ulubiony temat. Zwykle jest jakiś powód, który sprawia, że się krępujesz.
— Kobra, no… — jęknęła rozpaczliwie, patrząc na boki.
Ujął ją lekko za twarz i zmusił do spojrzenia na siebie. Naprawdę czuła się niepewnie.
— Jeśli się nie dowiem, nie będę wiedział, czego nie robić, a co robić. Przecież wiesz, że nikomu nie powiem — dodał, gdy zobaczył jej minę.
— Nie potrafię tak, jak te dziewczyny z klubu — przyznała wreszcie.
— To znaczy?
— Pokażą tyłek albo cycki i wszyscy faceci do nich lecą.
Kobra zmarszczył brwi.
— Tego od ciebie nie wymagam. Nawet bym nie chciał, żebyś tak robiła.
Zerknęła na niego niepewnie.
— Ale przecież widziałam, co robiłeś w klubie, jak jeszcze nie byliśmy razem. Robiłeś tak, jak reszta — rzekła z niezadowoleniem.
— One to jedno, ty to drugie.
— Co to za różnica?
— Taka, że tamte każdy mógł przelecieć, zero zobowiązań, ważna jest dla nich tylko kasa. Patrzenie to co innego i myślenie to co innego. Sądziłem, że dostrzegasz różnicę — mruknął. — Dlatego istnieje ten problem?
Odpowiedziała dopiero po chwili szeptem:
— Po części.
— Więc?
— Po prostu się wstydzę — wyznała na wydechu. — Siebie. Swojego ciała. Boję się, że ci się nie spodobam.
Kobra patrzył na nią spokojnie, a ona spoglądała wszędzie, byle nie na niego.
— To zmienia postać rzeczy — stwierdził wreszcie, a ona spojrzała na niego. — Więc wydaje ci się, że gdy zobaczę cię tak, jak cię stworzyli, rzucę cię? — Milczenie było potwierdzeniem. — Czyś ty zwariowała? Jak możesz tak myśleć?
— Takie małe chucherko z wystającymi żebrami, wielkim tyłkiem i…
— Twierdzisz, że mam zły gust? — przerwał jej.
— Tego nie powiedziałam.
— Jak to nie? Wymieniałaś wszystkie swoje rzekome wady w wyglądzie, co dało mi do zrozumienia, że mam spartaczony gust. — Teraz była zdezorientowana. — Ty wariatko, mogłabyś mieć płaski tyłek, z przodu deska, dwa metry w obwodzie czy nogi jak golonki, a i tak bym cię kochał. — Jej oczy błysnęły rozbawieniem. — Dla mnie jesteś piękna, a reszta niech mi zazdrości.
Uśmiechnęła się lekko i sięgnęła rękoma do jego szyi, ale wzrost robił swoje. Chwycił ją za tyłek i podniósł do góry, sadzając na parapecie.
— A to akurat jest w sam raz, więc nie gadaj głupot — dodał, a ona zaśmiała się.
— Nie masz nic przeciwko, że zawsze po ciemku? — spytała z niesłychaną u niej nieśmiałością.
— Wedle życzenia, Lady — odparł z uśmiechem, a ona ścisnęła go mocno. — Nic na siłę — dodał, całując ją w głowę z uczuciem.

Nie było wątpliwości, że Nicole jest po uszy zakochana. Zresztą, ze wzajemnością. Ich przyjaciele doskonale to widzieli, gdy przebywali wraz z nimi. Nie mogli zrozumieć, jakim sposobem wcześniej bez siebie wytrzymywali i jakim cudem osoby w ich otoczeniu nie zwariowały.
Nicole wróciła ze szlabanu z Ianem wypełniona wszystkimi negatywnymi emocjami. Weszła do Pokoju Życzeń, gdzie ćwiczyli zaklęcia, czekając na nią.
— Nienawidzę tej szui! — wrzasnęła na wstępie ze łzami w oczach, co oznaczało wybuch złości w ciągu następnej minuty. — Jak mógł obrażać mojego ojca?! — Ramka ze zdjęciem stłukła się o ziemię. — Wredny… wredny… — spojrzała na Kobrę, jęknęła, a jej kąciki ust zjechały na dół. — Przytul mnie.
Podbiegła do niego jak małe dziecko, które biegnie z płaczem do mamy. Usiadła mu na kolanach i schowała twarz w jego bluzie, oczekując odrobiny uczucia, o co nie musiała prosić. Od razu zrozumiał, o co jej chodzi i otoczył ją ramionami, z miłą chęcią odrzucając jeszcze nie rozpoczęte zadanie z transmutacji. Missy pokręciła głową z rozbawieniem na ten widok. Określiłaby to jako słodkie, ale wtedy zostałaby zlinczowana przez dwójkę przyjaciół. Nicole zaczęła sypać przekleństwami w stronę Iana, a to urocze już z pewnością nie było. Co lepsze, Harry jeszcze namawiał ją do wyżywania się w słowach, uzasadniając to stwierdzeniem, że pozbędzie się wszystkich negatywnych emocji.
— … Głupi debil. Myśli, że wszystko mu wolno, bo jest nauczycielem. Zobaczymy po szkole. Znajdę go w ciemnej uliczce i osobiście zaje*ię. Pomożesz mi? — dodała do Kobry. — Tylko byś spróbował odpowiedzieć, że nie to podzieliłbyś los tego cholernego patafiana z koślawą gębą. Twojej przystojnej buźki byłoby szkoda, ale jeśli byś się prosił…
Blaise i Viki parsknęli śmiechem, widząc ogłupiałą minę Harry’ego.
— Nawet nie dałaś mi odpowiedzieć, a już planujesz, co ze mną zrobisz, jeśli się nie zgodzę — mruknął, a Nicole zachichotała. — Odgrywam rolę maskotki i taka wdzięczność za dobre serce?
— Przepraszam bardzo, ale nie zmuszałam cię do całowania mnie na środku korytarza i wyznań. Wiedziałeś, jaki będzie twój los jako mojego partnera, więc musisz teraz przeboleć, skoro wiedziałeś, czym to grozi i najwidoczniej to zaakceptowałeś.
Na sam koniec wystawiła zęby. Dziewczyny zachichotały, widząc ich potyczki. Dexter wzruszył ramionami, kiedy Harry spojrzał na niego z niemym błaganiem o pomoc.
— To nie usprawiedliwia twoich słów o zniszczeniu mojej gęby — stwierdził.
— Urażona duma? — zaśmiała się.
— Tak — odparł stanowczo.
Przez kilka minut słychać było tylko skrobanie piór. Nicole patrzyła to na Ostrego, to na kogoś z przyjaciół. Choć siedziała mu non stop na kolanach, nawet jej nie obejmował, niby zajęty przeklętym zadaniem z transmutacji. Traktował ją, jakby jej nie było. Naprawdę musiała urazić jego męską dumę.
— Na mnie nie patrz, też bym to zrobił — rzekł Jery, kiedy jej wzrok padł na niego.
Spojrzała na swojego chłopaka i przybrała minę zbitego psa, co rozbawiło w szczególności dziewczyny.
— Pomożesz mi? — spytała niewinnie, rozbawiając także chłopaków.
Od kiedy udaje niewiniątko? Tym bardziej przed chłopakiem. Kobra jednak był cwany, bo potrafił ją zmusić do takich rzeczy.
— Przecież wiem, że chcesz, bo masz ochotę zaje*ać tego debila od początku roku — dodała z uśmiechem.
Wywrócił oczami.
— Ale ja go dobijam na sam koniec — postawił warunek.
— Spoko — wyszczerzyła się.
— I urażona duma czeka na przeprosiny.
— Ej no! Wiesz, że mam problemy z mówieniem przeprosin — oburzyła się.
— A kto mówi o mówieniu? — mruknął tak, że reszta nie usłyszała.
Patrzyła na niego przez chwilę, a gdy zrozumiała, co miał na myśli, na jej policzkach mimowolnie pojawiły się rumieńce.
— Świnia! — pisnęła i wstała z jego kolan.
Reszta zachichotała. Wypieki na policzkach dziewczyny musiały coś znaczyć. Zanim uciekła, chwycił ją za biodra i usadził z powrotem na swoich kolanach z rozbawieniem na twarzy.
— Nie wiem jak ty, ale akurat myślałem o całusie — stwierdził ze śmiechem.
— Spadaj — burknęła, zakładając ręce na piersi. — Jesteś…
— … kochany, tak, wiem — wystawił zęby.
— Pocałuj mnie w dupę, Potter.
— To ściągnij spodnie, Young.
Blaise ryknął śmiechem, a reszta zaczęła chichotać. Harry i Nicole patrzyli na siebie hardo.
— Możesz przez spodnie, deklu — uniosła dumnie głowę.
— Na życzenie, karzełku.
Nawet nie wiedziała, jakim sposobem przerzucił ją tak, że leżała na brzuchu, z tyłkiem na jego kolanach. Wybuchnęła śmiechem, kiedy spełnił swoją obietnicę, całując ją w pośladek. Blaise już wycierał łzy rozbawienia.
— Całe życie z wariatami — westchnęła ze śmiechem Pansy.

Lubili szwendać się razem po korytarzach, robiąc różne głupoty. Ten wieczór nie był wyjątkiem. Niemal prosili się o szlaban za zakłócanie porządku publicznego. Dopiero przy rozmowie z Syriuszem i Remusem trochę się uspokoili. Uczniowie co chwilę przechodzili obok nich, kierując się do swoich pokoi wspólnych, dlatego nie zareagowali na przechodzącą Olivię w otoczeniu kilku dziewczyn. Kobra czuł jednak na sobie palący wzrok i mimowolnie spojrzał w jej stronę. Po jego ciele przeszły nieprzyjemne ciarki, gdy dostrzegł jej tęczówki pełne chęci mordu. Dostrzegł także czerwone błyski w jej oczach. Usta dziewczyny wygięły się w szyderczym uśmiechu.
— Uważaj. — Gdyby nie ruch ust, pewnie by się nie domyślił, że to ona.
Drgnięcie warg nie pasowało jednak do treści. Uświadomił sobie, że była to wężomowa, a serce podeszło mu do gardła.
— Co jest? — zapytał Alan, kiedy zobaczył, że nagle zbladł, ale dostrzegł jego wzrok skierowany w stronę Olivii i szybko zrozumiał, że to ona jest powodem.
Harry oderwał od niej spojrzenie. Nie mógł dać się wciągnąć w jej gierki. Przeszli obok niej.
— Pożałujesz, że się nie zgodziłeś na jego warunki, a Young razem z tobą.
— Co to było? Słyszeliście? — zmarszczyła brwi Milka.
— Jakieś szelesty.
— Chyba syki.
Olivii już nie było, podobnie jak dziewczyn, z którymi przyszła. Na korytarzu zostali tylko oni.
— Jakbym słyszał węża — dodał Dexter, a jego wzrok nagle przeniósł się na pobladłego Kobrę. — Ty wiesz, co to było.
— Niby czemu ja? — mruknął.
— Bo znasz wężomowę — odparł Remus.
— Zdawało wam się — skłamał tak pewnie, że zaczęli wątpić w swoje racje.
— Wszyscy? — Syriusz nie dał się przekabacić.
— Omamy zbiorowe. Poczytaj książkę od zaklęć.
Poszedł dalej. Wiedział, że Łapa i Lunatyk mu nie uwierzyli.

Chciał dopaść Olivię i wydusić z niej informacje dotyczące tego, kim jest. Nie liczył na zbyt wiele, ale chociaż jeden mały szczegół mógł mu coś uświadomić. Nic nie powiedział przyjaciołom o jej pogróżkach, bo nie chciał ich martwić.
Kolejnego wieczora sam wyszedł na błonia. Spalił tam kilka papierosów, intensywnie o niej myśląc. Nie wiedział, jak to wszystko połączyć. Wychodziło na to, że dziewczyna służy Voldemortowi, ale skąd znała wężomowę? Po co go od siebie uzależniała? Jaki miała związek z Ianem? Także był śmierciożercą? Ale jakim sposobem nie został zdemaskowany? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.
Zdeptał kolejny niedopałek i odwrócił się, aby wrócić do szkoły. Drgnął, kiedy dostrzegł tuż przed sobą sylwetkę i świecące w ciemności oczy. Serce zabiło mu szybciej.
— Nawet na terenie Hogwartu nie jest bezpiecznie, kotek — mruknęła mu Olivia wprost do ucha.
— W co ty pogrywasz? — odpowiedział cicho ze zmrużonymi oczami, a ona zaśmiała się chłodno, aż ciarki przeszły mu po plecach.
— Nawet będąc z Young, nadal czujesz do mnie pociąg, Kobra — szepnęła z uśmiechem. — Pytanie: dlaczego?
— Jesteś zwykłą suką — syknął jej w twarz, przytrzymując jej ręce, którymi próbowała go objąć.
— Takie lubisz? — roześmiała się prowokacyjnie.
— Idź się leczyć, Romance.
Niespodziewanie pocałowała go wprost w usta. Chciał ją odepchnąć, ale im bardziej się do tego zabierał, tym bardziej pocałunek go od tego odciągał. Wyczuła jego chwilę zawahania i wykorzystała to. Popchnęła go wprost na drzewo, a następnie chwyciła za szyję z niewyobrażalną siłą. Spojrzał w jej oczy, próbując się wyswobodzić. Już nie wyglądała tak prowokująco, ale dziko i niebezpiecznie. Czuł, że powoli traci oddech.
— Nie lekceważ mnie — szepnęła mu do ucha. — Nie wiesz, co mogę z tobą zrobić. — Puściła go, jednak nadal się nie odsuwała. — Może lepiej zajmę się Young? — powiedziała jeszcze.
Jego oczy zabłysły.
— Nawet nie próbuj — syknął, odzyskując władzę w ciele.
Chciał przyszpilić ją do drzewa, żeby wydobyć z niej jakieś informacje, jednak przeliczył swoje możliwości, kiedy przytrzymała go mocno za rękę. Miał wrażenie, że zaraz zmiażdży mu kości. Uśmiechnęła się szeroko, a on z lękiem dostrzegł wydłużone kły.
— Czym ty jesteś? — szepnął z przerażeniem.
— Zaraz się dowiesz — odparła, ponownie wepchnęła go na drzewo i zanim zdążył zareagować, musnęła ustami jego szyję.
W następnej chwili poczuł olbrzymi ból przenikający przez jego szyję aż do mózgu i reszty ciała. Zjechał na ziemię, kiedy go puściła. Słyszał jej przerażający śmiech satysfakcji.
Ciemność zalała mu umysł.

Kobra nie pojawił się na śniadaniu, co ich niezwykle zdziwiło. Byli przekonani, że nie opuści obrony, żeby nie narazić się Ianowi, ale i tutaj nie dotarł.
— No proszę, Potter postanowił urządzić sobie wagary? — rzekł nauczyciel z ironicznym uśmiechem. — Young, nie przypomniałaś swojemu chłopakowi o lekcji?
Nicole milczała. Przecież Harry doskonale wiedział o zajęciach. Jeszcze wczoraj na kolacji narzekał, że dostanie kolejny szlaban za nic. W jej sercu rozpanoszył się niepokój. Nie zjawił się na następnych lekcjach, dlatego przeszukali całą szkołę. Zaczęła panikować, kiedy nie znaleźli po nim żadnego śladu. Syriusz, zaniepokojony nieobecnością chłopaka, udał się na Grimmauld Place 12 i do klubu. O Ostrym niczego się nie dowiedział, a jedynie przestraszył ekipę. Szefunio skontaktował się ze Snajperem. Także nic.
— Voldemort — szepnęła Nicole, kiedy sprawdzili wszystkie miejsca.
Zapadła cisza.
— Jakim sposobem? — wykrztusił Alan.
— Nie wiem, ale co innego? — odparła drżącym głosem.
— Zakazany Las — rzekł Jery.
— Co miałby tam robić tyle czasu? — zwątpił Blaise.
— Mapa Huncwotów — powiedział Remus. — Gdzie ją trzyma?
— Filch wczoraj mu ją skonfiskował. Chciał ją dzisiaj odzyskać — odpowiedziała Missy z pustką w oczach.
Lunatyk wymienił z Łapą spojrzenie. Nie musieli nic mówić, lecz od razu skierowali się do gabinetu Filcha z młodzieżą na ogonie.
— Jako ochrona mamy prawo obejrzeć skonfiskowaną rzecz — rzekł Remus, kiedy woźny się sprzeciwiał. — Szczególnie, jeśli chodzi o bezpieczeństwo uczniów.
Z takim argumentem był na wygranej pozycji. Odebrali Mapę Huncwotów i w jednej z pustych klas ją otworzyli.
— Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Na mapie pojawiły się mury Hogwartu i ślady mieszkańców zamku. Szybko wzięli się za przeszukiwanie. Po chwili wszyscy wymielili ze sobą spojrzenia.

2 komentarze:

  1. Witam,
    o tak to Nicole złapała bukiet na ślubie Syriusza i Naomi, kim jest Olivia i gdzie zniknął Harry....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    ach... Nicole złapała bukiet na ślubie Syriusza i Naomi ;) kim to jest Olivia i gdzie jest Harry....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń