Na śniadaniu nie chciał nawet przysiąść się do stołu
Slytherinu, żeby jej nie zobaczyć. Hermiona i Ginny dostrzegły, że coś jest z
nim nie tak i próbowały się tego dowiedzieć. Nie chciał o tym mówić.
Wieczorem za szklarnią spalił całą paczkę papierosów. Nic
to nie dało. Czuł się cholernie bezsilny i zagubiony. Co z tego, że cały dzień
jej unikał, skoro na transmutacji siedziała tuż obok niego? Nie odezwała się
ani słowem. Nawet na niego nie spojrzała.
Zamienił się w irbisa i pognał do Zakazanego Lasu. Miał
nadzieję, że chociaż tam poczuje się wolny.
Od odrabiania zadania skutecznie odciągały ją własne myśli
i rozmowa przyjaciół o przeklętym balu. Missy i Milka były stałymi bywalcami w
pokoju wspólnym Slytherinu, więc nikt nie zwrócił na nie większej uwagi.
— Kobra chyba znowu chce się wymigać — stwierdziła
niespodziewanie Alison. — Te idiotki, które są w niego zapatrzone, co chwilę
pytają, czy z nimi pójdzie, a on odmawia.
— Może po prostu nie chce iść z idiotką — rzekła Victoria,
wzruszając ramionami.
— Całkiem możliwe. Wiecie, co jest najlepsze? — zaśmiała
się Milka. — Że taka jedna, nie wiem, jak się nazywa, ale ma rude włosy…
wszystkim powtarza, że z nią idzie, bo ją zaprosił. Nie wiem, gdzie ona była,
gdy rozdawali mózgi, bo sama byłam przy tym, jak ona pytała jego. Dał jej
wyraźnie do zrozumienia, żeby poszukała sobie kogoś innego, a ona niemal
błagała go na kolanach.
Dziewczyny zachichotały, a Nicole zamarła.
— Każdego tak obgadujecie? — Blaise pokręcił głową z
rozbawieniem na twarzy.
— Zamilcz, Blaise, jeśli chcesz jeszcze żyć — stwierdził
żartobliwie Jery.
Serce Nicole uderzało jak oszalałe. Co ja zrobiłam?! Wstała.
— Muszę się przejść — wydusiła i szybko wyszła.
Gdy drzwi się zamknęły, pobiegła przez korytarz w stronę
drzwi wyjściowych. Nie zwróciła uwagi na mróz, lecz ze łzami cieknącymi po
policzkach biegła do Zakazanego Lasu. Była zła na samą siebie, że wszystko zniszczyła.
Nie odczuwał zmęczenia. Nawet nie wiedział, ile przebiegł i
jak daleko jest od szkoły. Po prostu pędził przed siebie, by zapomnieć o
wszystkim. Nic to nie dało. O uszy nadal obijały się jej słowa. Zwolnił, a po
chwili runął na śnieg. Nie z wyczerpania. Powalił go ból psychiczny. Serce
nadal bolało. Czuł się sfrustrowany i bezradny. Słaby. Podniósł się i poszedł
dalej, tym razem powoli. Po jakimś czasie zaszczekał pies. Odwrócił się.
Niedaleko niego stał czary wilczur gotowy do ataku. Jednak gdy ich spojrzenia
spotkały się, najeżona sierść opadła, oczy złagodniały, a kły schowały się.
Pies zrównał się z irbisem, który ruszył w dalszą wędrówkę. Przez chwilę oba
zwierzęta milczały, idąc przed siebie. Nagle wilczur zamienił się w człowieka i
położył dłoń na grzbiecie pantery śnieżnej, która zatrzymała się i przemieniła
po chwili wahania. Syriusz i Harry patrzyli na siebie w ciszy. Łapa wiedział,
co chodzi Kobrze po głowie, a Kobra wiedział, że Łapa wszystko wie. Wiedział
nawet szybciej niż on sam.
— Chcesz pogadać? — spytał cicho starszy.
— O czym tu gadać… — odparł ściszonym głosem. — Szkoda
słów. — Poszedł dalej, a Łapa za nim. — Co tu robisz?
— Mam patrol. Sprawdzałem, czy po lesie nie szwenda się
ktoś niepowołany – odpowiedział.
Po jakimś czasie musiał wracać, a Ostry go nie zatrzymywał.
Skorzystał jednak z rady chrzestnego i ruszył w drogę powrotną. Z nadzieją, że
teraz zapomni, zaczął biec. Zatrzymał się gwałtownie, kiedy zauważył w
ciemnościach osobę, przez którą mocniej biło mu serce. Odwróciła się, kiedy
usłyszała za sobą ruch. Ich spojrzenia spotkały się. Płakała. Nie myślał o tym,
że nie powinien tego robić. Podszedł do niej i zamienił się w człowieka. Po jej
policzkach popłynęły kolejne łzy. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie.
— Proszę cię, przestań — szepnął z bólem w oczach,
wycierając jej łzy.
Patrzyła na niego zaszklonymi oczami. Zbliżyła się do niego
i niepewnie objęła, wtulając się w jego tors. Poczuła, jak otacza ją ramionami.
— Nikita? — powiedział cicho po chwili milczenia.
— Tak? — spytała, podnosząc na niego wzrok.
Powiedz jej to. Wyznaj, co czujesz.
— Pójdziesz ze mną na bal?
Ech… Z tym mogłeś poczekać – westchnął głosik a’la Gejsza.
— Masz jakieś dziwne momenty do zapraszania — stwierdziła
Nicole, a na jej ustach pojawił się uśmiech. — Pójdę.
Ponownie się w niego wtuliła. Czuła, jak odetchnął z ulgą.
Pansy i Viki aż spojrzały na siebie z zaskoczeniem, kiedy
rano Nicole powiedziała radośnie:
— Jaki piękny dzisiaj dzień.
Wpadła do łazienki ze śmiechem.
— Mnie nie pytaj — rzekła Pansy, kiedy blondynka spojrzała
na nią pytająco.
Pozostali także przyjęli dobry humor Ślizgonki ze
zdziwieniem, gdyż ostatnio chodziła jak tykająca bomba. Kobra dosiadł się do
nich przy śniadaniu również odmieniony. Dziewczyny od razu zaczęły podejrzewać,
że jedno ma związek z drugim.
Transmutacja znowu była taka, jak powinna. McGonagall co
chwilę ich upominała. Mieli tyle tupetu, że rozmawiali nawet wtedy, gdy stała
obok nich. Harry oberwał książką w głowę, aż jęknął.
— Ale siła — stęknął, rozcierając obolałe miejsce.
Nicole zaczęła niekontrolowanie chichotać.
— Mogę poprawić? — zwróciła się do nauczycielki.
— Ej! — oburzył się. — Ja się nie dam!
— Nie masz nic do gadania — wystawiła zęby.
Milka i Dexter zerknęli na siebie z uśmieszkami.
— Nie dam się bezkarnie sponiewierać — jęknął Gryfon. — Toż
to okrutne!
— Okrutny to będzie szlaban z woźnym, Potter — oznajmiła
McGonagall.
— Miłej pracy — wyszczerzyła się do niego Nicole.
— Ty razem z nim, Young.
— Co?! Ja nic nie zrobiłam!
Tym razem to Kobra miał powód do śmiania.
— Na pewno? — zapytała McGonagall, odchodząc.
— Eee…
— No właśnie.
Nicole opadła na krzesło z westchnięciem.
Na spotkaniu w Pokoju Życzeń brakowało Pansy, która
załatwiała sprawę Zeusa mającego towarzyszyć jej na balu. Missy nie była
przekonana do tego, aby Ostry kontynuował naukę zaklęcia tworzącego węża z
ognia. Pozostali byli do tego nastawieni z większym entuzjazmem.
— No dobra. Ale jak zobaczę jakieś oznaki, że to za szybko,
od razu przerywamy — zadecydowała Nancy.
— Okay.
Kiedy Harry wytworzył nad swoją ręką małą kulę ognia, nawet
Missy patrzyła na to z zaciekawieniem. Dmuchnął lekko, a kula zaczęła
przybierać inne kształty. Pokazała się głowa węża, który się powiększał. Nancy
zaczęła gryźć knykcie, gdy zobaczyła ciemniejące oczy przyjaciela.
— Kobra, wystarczy — rzekła. Nie zareagował. — Kobra? — Znowu
nic. — Kobra!
Nicole zerwała się do pionu, gdy dostrzegła, że wpadł w
trans, który w połączeniu z czarną magią mógł być niebezpieczny. Zdzieliła go w
policzek z otwartej dłoni. Drgnął, a wąż runął na stolik, podpalając go. Alan i
Dexter od razu zgasili pożar.
— Nie będziesz się tego uczył. Jeszcze za wcześnie —
zadecydowała Nancy z poparciem u Nicole.
— Nie reagowałeś, gdy do ciebie mówiliśmy. Wpadłeś w trans,
a to cholernie niebezpieczne, gdy rzucasz jednocześnie czarnomagiczne zaklęcie
— wytłumaczyła Ślizgonka.
— Czemu? — zapytał Blaise.
— Wpadasz w trans, nie wiesz, co się wokół dzieje, nic nie
kontrolujesz. Na nic nie reagujesz i nie patrzysz na to, co możesz zrobić. W
tym przypadku mógł spalić całe pomieszczenie, a nas razem z nim.
Kobra westchnął, ale w tym przypadku nie miał zamiaru się
sprzeciwiać. Do środka wpadła uradowana Pansy.
— Zgodził się! — pisnęła na wstępie.
— Który? — zapytała Viki.
— Obaj!
Missy, Milka i Victoria rzuciły się na nią z piskiem
radości.
— Czyli ty nam zostałaś. — Nancy wycelowała palcem w
Nicole, która rozszerzyła oczy.
— Co? — przeraziła się.
— Partner na bal.
— Eee…
Ona i Kobra chcieli pozostawić to w tajemnicy na złość
dziewczynom, które na siłę chciały wybrać im partnerów.
— Pozwólcie, że sama wybiorę z kim pójdę, okay?
— Ale będziesz zwlekać, tak jak w tamtym roku — jęknęła
Pansy.
— Na koniec powiesz, że nie idziesz — burknęła Victoria.
— Ale przyszłam — wywróciła oczami.
— No tak, ale jednak wolimy mieć pewność. A gdy będziesz
miała partnera, to już się nie wymigasz.
— Macie moje słowo, że przyjdę.
— To za mało.
— Dziewczyny, przestańcie ją męczyć — wtrącił się Alan. —
Nie przeginajcie. Mówi, że przyjdzie, to przyjdzie.
— Dzięki — szepnęła do niego Nicole, gdy zobaczyła miny
dziewczyn.
Chwila ciszy.
— Kobra!
— Co?! — podskoczył z przerażenia, a Blaise zarechotał.
— Ty też sobie kogoś załatw — tupnęła nogą Milka.
— Luzik.
Cisza.
— Tylko tyle masz nam do powiedzenia?
— A z czego mam się tłumaczyć?
Blaise i Dexter pokładali się ze śmiechu, widząc jego minę.
Jery i Alan rechotali pod nosami, a Nicole zatykała usta, żeby nie wybuchnąć chichotem.
— Znowu odwalisz taki numer jak w tamtym roku i wkopiesz
się w szlaban — burknęła Nancy.
Wywrócił oczami.
— Znowu planujesz to zrobić! — krzyknęła Alison, źle
odczytując jego mimikę twarzy.
— Nie! — przeraził się, gdy ruszyła w jego stronę z groźną
miną.
Wstał, by poczuć się pewniej.
— Kobra!
— Weź ją trzymaj — zwrócił się do Dextera.
— Nie rób mi tego — uśmiechnęła się słodko, jakby chciała
go zmiękczyć.
— Eee… — Był w mało komfortowej sytuacji.
— Proszę.
Rozejrzał się po wszystkich w poszukiwaniu pomocy. Nicole
patrzyła na niego, myśląc intensywnie z balonem z gumy do żucia w ustach. Alan
zerknął na nią, a później na Harry’ego. Powstrzymał się przed uśmiechem
rozbawienia. A to dwa cwaniaki!
— Męczycie ich, jakbyście nie miały nic innego do roboty —
rzekł, litując się nad nim. — Mówią, że przyjdą, to przyjdą — powtórzył swoje
słowa, patrząc na Kobrę, który poczuł się jak na przesłuchaniu.
Alan uśmiechnął się jakoś dziwnie, wbijając w niego wzrok.
Później przeniósł wzrok na Nicole i z powrotem na bruneta. Harry otworzył lekko
usta, a Alan wyszczerzył się do niego znacząco.
— No właśnie — powiedział Ostry, zwracając się do
dziewczyn.
— Niech wam będzie — odpuściła Missy. — Ale spróbujcie się
wymigać, to czeka was ciężki los.
— Jasne — mruknęła Nicole.
Alan pokręcił głową z rozbawieniem.
Wychodzili z Pokoju Życzeń. Kobra dyskretnie przytrzymał
Nicole, aby wyszli na końcu.
— Alan wie — szepnął do niej.
— Skąd? — rozszerzyła oczy, mówiąc to bezgłośnie. Wzruszył
ramionami. — Cwana bestia. Rozszyfrował nas. Pogadam z nim, żeby nikomu nie
mówił.
Szybko dołączyli do pozostałych.
— Alan?
— Słucham cię.
Chłopak zerknął na nią z zaciekawieniem, gdy opadła obok
niego na kanapę. Pokój wspólny był już opustoszały. Tylko on siedział przed
kominkiem, pisząc list, który teraz odłożył na bok. Spojrzała na niego. Jego
niebieskie oczy zawsze były pełne zrozumienia, a czarne włosy opadały na prawe
oko. Był bardzo przystojnym chłopakiem i gdyby nie to, że byli przyjaciółmi,
może zwróciłaby na niego większą uwagę.
— Nie mogę pojąć, czemu nie masz dziewczyny — wypowiedziała
na głos swoje myśli.
Chłopak zaśmiał się szczerze.
— Chyba nie o tym chciałaś rozmawiać — rzekł z
rozbawieniem.
— No nie, ale teraz mi to wpadło do głowy. Dobra, do rzeczy
— zawahała się. — Wiesz o balu?
— O tym, że wybierasz się na niego z Kobrą? — uśmiechnął
się lekko.
— Właśnie — westchnęła. — Nie wiem, skąd to wiesz, ale masz
rację.
— Dziwi mnie tylko, dlaczego nikomu o tym nie
powiedzieliście.
Uśmiechnęła się z rozbawieniem.
— Na złość dziewczynom.
— Rozwalacie mnie — roześmiał się.
— Mógłbyś nikomu o tym nie mówić?
— Nie ma sprawy, ale dziewczyny nie dadzą wam spokoju.
— Może się nauczą, żeby nie wtykać wszędzie swoich nosów —
stwierdziła.
Zamilkli.
— Nicole? — Przeniosła na niego spojrzenie z kominka, w
którym płonął ogień. — Co was tak właściwie łączy?
Patrzyła na niego w zamyśleniu.
— Sama chciałabym wiedzieć — szepnęła.
— Zmieniłaś się przy nim — powiedział cicho.
— W pozytywnym czy negatywnym sensie?
— Pozytywnym. Luźniej podchodzisz do życia, więcej się
śmiejesz, nie jesteś tak poważna jak kiedyś. Pominę częste pakowanie się w
kłopoty.
Zaśmiała się lekko.
— Zrozumiałam, że na powagę jeszcze przyjdzie czas. Za dużo
z nim przebywam, żeby być poważną.
— Co racja, to racja. Mam jeszcze jedno pytanie. Ale
odpowiedz szczerze albo nie odpowiadaj wcale. — Zerknęła na niego z
zaciekawieniem, kiwając głową. — Co do niego czujesz?
— A jak ci się wydaje?
— Czasami odnoszę wrażenie, że go kochasz.
Uśmiechnęła się delikatnie.
— Czy ty jesteś wszechwiedzący? — szepnęła.
— Nie tak łatwo to dostrzec.
Westchnęła i spojrzała w płomienie.
— Trochę późno sobie to uświadomiłam, ale… kocham go jak
cholera — szepnęła.
Jego kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej.
— Już myślałem, że nigdy się do tego nie przyznasz przed
samą sobą.
— Oszalałam, nie? Zakochać się w swoim byłym wrogu…
— Byłym. Dobrze, że to podkreśliłaś. I nie, nie oszalałaś.
Miłości się nie wybiera, więc to całkiem normalne.
— Zostaw tę rozmowę dla siebie, okay?
— Nie musisz się tym przejmować.
— Nie wiem jak ty, ale ja padam na twarz. Dobranoc.
— Dobranoc. I miłych snów o pewnym Gryfonie. — Zdzieliła go
poduszką. Zaśmiał się cicho, odprowadzając ją wzrokiem. — Droga otwarta, Kobra
— szepnął z uśmiechem.
Zbliżał się kolejny mecz Hogwartu z reprezentacją Francji,
więc Dexter wziął się do roboty. Harry był jego prawą ręką i często podpowiadał
mu, jaka taktyka będzie najlepsza.
— Skuteczne?
Brunet uśmiechnął się wrednie.
— W zeszłym roku, dzięki tej taktyce, nabiliśmy wam
pięćdziesiąt punków, człowieku.
Pozostali zarechotali, widząc niezadowoloną minę kapitana
reprezentacji.
— Nie chcę wam psuć humoru, ale szlaban — rzekła Missy,
zwracając się do Kobry i Nicole.
Stęknęli zgodnie, ale widząc późną godzinę, pobiegli do
gabinetu Filcha. Woźny przywitał ich poleceniami. Przepisywanie przeklętych
akt.
— Będą mi się śniły po nocach uczynki uczniów sprzed
dwudziestu lat — mruknął Ostry.
— Do roboty! — pogonił go woźny.
— A kysz, szatanie — odparł pod nosem, a Nicole
zachichotała.
— Coś mówiłeś, Potter?
— Że Irytek zabawia się na korytarzu z Panią Norris.
Filch wybiegł jak najszybciej mógł, a uczniowie parsknęli
śmiechem. W ruch poszły różdżki.
— Taki szlaban to ja rozumiem — rzekła Ślizgonka wygodnie
rozłożona w krześle, z nogami na biurku.
Ktoś zapukał do drzwi, więc szybko zaczęli zachowywać się,
jakby ciężko pracowali.
— Wystraszyliście się?
— Blaise, ty deklu — warknęła Nicole, gdy chłopak wszedł do
środka wraz z Dexterem, Alanem i Jerym.
— Widzieliśmy, jak Filch wyleciał z gabinetu, więc stwierdziliśmy,
że was odwiedzimy — wyszczerzył się Draco, kiedy machnięciem różdżek odrabiali
swoją pracę.
Alarm, który założył Ostry z Nicole, nagle zaczął dawać
znać.
— Wraca! — pisnęła dziewczyna, a Ślizgoni rozszerzyli oczy.
— Chowajcie się!
— Gdzie?!
— Do szafy!
— W czterech?!
— Nie pie*dol tylko się chowaj!
Nicole i Kobra wepchnęli ich do szafy, choć prawie nie było
tam miejsca. Zatrzasnęli drzwi, które nie mogły się domknąć, więc zostawili je
delikatnie uchylone. Usiedli na swoich miejscach, chowając różdżki. Wszedł
wściekły woźny, który zatrzasnął bez słowa drzwi. Harry zerknął na niego i
rozszerzył oczy. Popukał Nicole w nogę, a ta spojrzała na niego pytająco.
Widząc jego wzrok, spojrzała tam i aż pisnęła cicho. Ostry nagle zatkał usta,
aby stłumić śmiech, a Ślizgonka do niego dołączyła. Strzelali dziwne miny,
próbując opanować wybuch radości, gdy widzieli ogon króliczka na tyłku woźnego.
Biały i puchaty. Ślizgoni widzieli ich z szafy i nie wiedzieli, co jest grane,
a oni ledwo się hamowali. Nicole wręcz się dusiła. Opanowali się, kiedy Filch na
nich spojrzał. Dziewczyna zagryzła dolną wargę, a Harry zaciskał usta. Widok
Ślizgonów w szafie i ich świecące oczy nie ułatwiały im sprawy. Kobra rozejrzał
się i walnął ręką w pudełko, gdzie znajdowały się pióra, które spadły na
ziemię, rozsypując się. Zanurkował, aby je pozbierać, a w rzeczywistości usiadł
na ziemi, wycierając łzy śmiechu. Nicole spojrzała na niego i jęknęła cicho, ledwo
powstrzymując ryk.
— Pomogę ci — pisnęła i zanurkowała za nim.
Patrząc na siebie, nie mogli przestać się bezgłośnie śmiać.
— Zdjęcie — rzekła Nicole bezdźwięcznie, ciągnąc go za
łokieć. Szybko wyciągnął telefon. — Sprawdzę — dodała i zerknęła ponad blatem
na woźnego, który nadal stał tyłem do nich.
Dała znak Kobrze, a ten skierował na niego komórkę i zrobił
fotkę. Prędko schowali się z powrotem, teraz ledwo oddychając.
— Długo jeszcze? — zapytał niezadowolony woźny.
— Kończymy — odparł Harry, ledwo dysząc.
Z szafy dotarło do nich ciche parsknięcie. Gdyby chociaż
zaczęli… Nicole machnęła różdżką, a wszystkie pióra wylądowały w pudełku. Wytarli
twarze z łez, odetchnęli głośniej i usiedli na krzesłach. Filch wyszedł po
kilku minutach, a gdy tylko drzwi zamknęły się, oboje ryknęli zgodnym śmiechem.
Ślizgoni wypadli z szafy, kiedy dziewczyna położyła głowę na blacie, a chłopak
runął na ziemię z krzesłem.
— Z czego się śmiejecie? — spytał z rozbawieniem Blaise, a
Ostry podał mu telefon.
Gabinet zatrząsnął się od śmiechu.
Po jakimś czasie wszyscy doszli do wniosku, że Ślizgoni
powinni wracać, aby woźny ich nie nakrył, więc Harry i Nicole zostali sami.
Czując ją obok siebie, nie potrafił się skupić. Miał ochotę
w trybie natychmiastowym wyznać jej, jakim darzy ją uczuciem, ale wiedział, że
nie powinien. Bał się jej reakcji. To go odstraszało.
Nawet nie pytał o zgodę i odprowadził ją do pokoju
wspólnego Slytherinu. Widziała, jak całą drogę walczył sam ze sobą, lecz nie
znała powodu.
— No to do jutra — rzekła.
Na jego twarzy pojawiły się tysiące emocji, a ona, czując
niewiedzę, odwróciła się, by odejść.
— Poczekaj — powiedział cicho, lekko stłumionym głosem.
Odwróciła się z powrotem. Stał tuż przy niej. Nim
zrozumiała, co jest grane, pochylił się i pocałował ją w usta z niewyobrażalną
czułością.
Nie wiedział, czy postąpił słusznie, ale postawił wszystko
na jedną kartę. Ból psychiczny był o stokroć gorszy od bólu fizycznego, gdy
odepchnęła go od siebie i uderzyła w twarz.
Witam,
OdpowiedzUsuńi miałam całkowitą rację, te dziewczyny sobie coś ubzdurały, ale koniec końców, Harry i Nicole idą razem na bal, w końcu zrozumiała, że go kocha, ale ta końcówka czemu tak zareagowała....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, miałam całkowitą rację, te dziewczyny sobie po prostu coś ubzdurały, ale i tak, Harry i Nicole idą razem na bal, w końcu zrozumiała, że kocha Harrego, ale ta końcówka czemu tak zareagowała....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza