24.07.2012

II. Rozdział 25 - Okoliczności łagodzące

Powrót Iana Franco na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią wywołał wśród Hogwartczyków strach. Miał wrócić stres, płacz, depresje. Po pierwszej lekcji z nim uczniowie siódmej klasy zatęsknili za Remusem i Syriuszem, którzy traktowali ich jak wychowanków, a nie ofiary. Kobra wyszedł z kolejnym szlabanem, co oznaczało, że odpoczynek się zakończył. Nicole miała więcej szczęścia i jej się upiekło.
Ślizgonka nigdy nic nie miała do Sophii z szóstego roku. Nie były przyjaciółkami, ale też się nie nienawidziły. Czasami o czymś podyskutowały, lecz nie potrafiła ocenić, jak bardzo ją lubi. W jej oczach znacznie straciła, kiedy zaczęła zwracać zbyt dużą uwagę na Harry’ego. Ciśnienie jej się podniosło, gdy usłyszała jej rozmowę z Laurą, że chłopak jej się podoba i spróbuje się z nim umówić. Kiedy razem weszli do Wielkiej Sali, Nicole straciła dobry humor, choć nie wiedziała dlaczego. Widziała ich razem coraz częściej i coraz większą niechęcią darzyła Sophię.
Lekko się zdziwiła, kiedy ktoś pokazał zainteresowanie nią. Tim Cepter – Puchon, rok młodszy od niej, brunet z niebieskimi oczami. Na pierwszy rzut oka wyglądał na fajnego faceta, dlatego zaczęła się z nim spotykać. Czegoś mu brakowało, ale stwierdziła, że to przez to, że jeszcze za dobrze go nie poznała. Viki chichotała, że to pierwszy chłopak, który przetrwał trzy spotkania i się nie zniechęcił. Milka i Missy nie wydawały się być zadowolone, gdy dowiedziały się, że Harry spotyka się z Sophią, a Nicole z Timem.
— Nie pasujecie do siebie — stwierdziła Alison, kiedy dowiedziała się o przyjacielu. Kobra spojrzał na nią zirytowany. — Potrzebujesz dziewczyny z charakterkiem, żeby nad tobą zapanowała. Ona jest dla ciebie za miękka.
Ostry to przemilczał. A niech sobie gada! Tak samo mówiła Pansy do Nicole dwa dni później. Blaise i Dexter patrzyli na siebie z rozbawieniem. Robiły to celowo.
Wspólna impreza była dość dziwna. Tim nie przypadł Harry’emu do gustu, a Puchon nie wyglądał na zadowolonego towarzystwem Kobry. Sophia i Nicole też za często się do siebie nie odzywały.
— Mam wrażenie, że nie za bardzo cieszą się z tego spotkania — stwierdził Alan, gdy obie pary odeszły od stolika.
Ostry niemal zgrzytał zębami, gdy Tim pozwalał sobie na zbyt dużo względem Ślizgonki, a Nicole zaciskała szczęki, gdy Sophia siedziała zbyt blisko Gryfona. Między dziewczynami doszło do niezbyt miłej wymiany zdań, a chwilę później Tim wylądował na ziemi po spotkaniu z pięścią Kobry. Nicole zaczęła się na niego drzeć, a głos co chwilę jej się łamał. Mało delikatnie pomogła wstać Timowi i wyszła z nim do Skrzydła Szpitalnego.
— Trochę mnie poniosło — mruknął Harry bez cienia skruchy na twarzy.
— Nie no, spoko. Też go nie lubię — zaśmiał się Jery, a Draco do niego dołączył.
— Wku*wia mnie — dodał Ostry, gdy Blaise ze śmiechem klepnął go w plecy.
Dziewczyny zagryzały wargi, by powstrzymać uśmiechy.
Sophia nie była zbyt zadowolona i dość szybko wyszła z imprezy. Nicole wróciła bez Tima.
— Złamałeś mu nos — burknęła do Kobry, a ten nie mógł powstrzymać uśmiechu satysfakcji.
— Sam się prosił.
I to było tyle. Trochę wypili i mieli gdzieś to, co stało się niedawno.
— Jak oni mogą nie widzieć, że byli o siebie zazdrośni? — śmiała się Missy. — Teraz zachowują się normalnie.
— Czasami się tego nie widzi — westchnęła Viki z rozbawieniem.

Układanie akt było jedną z głównych czynności na szlabanach. Harry i Nicole robili to już po raz enty w tym roku, więc mieli ustalone, kto czym się zajmuje. Filch zostawił ich samych, więc Kobra na umilenie czasu puścił z telefonu muzykę. Sortowanie papierów nazwiskami było żmudną pracą, ale nie znali pomocnego zaklęcia, więc robili to ręcznie.
— … So let mercy come and wash away. What I've Done. I'll face myself. To cross out what I've become…* — nuciła cicho Nicole. Harry spojrzał na nią znad papierów. — Co tak patrzysz? — spytała, dostrzegając jego wzrok.
— Fajny masz głos. Nie myślałaś o tym, żeby iść w tym kierunku?
Wbiła w niego wzrok i wzruszyła ramionami.
— Nie miałam okazji spotkać kogoś, kto się tym zajmuje.
— A chciałabyś?
— Nie myślałam o tym. Raczej traktuję to jako pasję.
— Można łączyć pasję z pracą.
Ponownie wzruszyła bezradnie ramionami.
— A ty masz zamiar łączyć to i to? — zapytała.
— Jak dożyję, czemu nie. Żyleta podsunął mi pomysł na menadżera albo producenta muzycznego.
— Pracochłonne — podsumowała. — Ale dla chcącego nic trudnego. Tym bardziej, że się na tym znasz.
Zamilkli i po chwili równocześnie parsknęli śmiechem.
— Z czego się śmiejesz? — zapytała.
— A ty?
— Głupia myśl wpadła mi do głowy, że ty jako mój menadżer — zachichotała.
— Pomyślałem o tym samym — zarechotał, patrząc na papiery.
Przez moment skupili się na pracy.
— Długo interesujesz tym gatunkiem? — zapytała nagle Nicole.
— Właściwie od wstąpienia do ekipy. Żyleta włączał muzykę, kiedy tylko mógł i podłapałem.
— A wcześniej?
— Wcześniej błądziłem wśród takiej muzyki, której teraz nienawidzę.
— Dlaczego? Zwykle ma się miłe wspomnienia związane z muzyką z dzieciństwa — zdziwiła się.
— Nie miałem miłych wspomnień — odparł cicho. — Zawsze źle mi się kojarzyło to, co słyszałem w domu.
Zakłopotała się, zerkając ponownie w dokumenty. Zbyt późno pojęła, co miał na myśli.
— Przepraszam.
Uśmiechnął się lekko.
— Nie masz za co. Było, minęło. — W myślach jeszcze raz powtórzył sobie alfabet, by ułożyć w kolejności karty. — A u ciebie jak się zaczęło?
— Mój tata zawsze słuchał takiej muzyki. Mam to we krwi. Był maniakiem muzyki rockowej, więc wpajał mi swoje zespoły od dzieciństwa. Na początku zamykałam się w pokoju i słuchałam swojej muzyki, ale to nie było to. Dopiero po jego śmierci zrozumiałam, że kocham to, co on.
— Wiedział, co dobre.
— Właśnie — uśmiechnęła się z nieobecnym wzrokiem.
Ponownie zamilkli.
— Tim nie ma nic przeciwko twojej manii? — zapytał niespodziewanie Harry.
— A co on ma do tego? — zmarszczyła brwi.
— Raczej powinien akceptować odmienności swojej dziewczyny.
— Eee… To nie jest mój chłopak — powiedziała zaskoczona. — Kto ci to powiedział?
— Viki coś wspomniała.
— Za dużo sobie dopowiedziała — rzekła stanowczo. — Mówisz o Timie, a co na twoje odmienności twoja Sophia?
— Moja Sophia? — zdziwił się.
— No… eee… twoja dziewczyna — zawahała się.
— Kto ci to powiedział?
— Milka.
Harry zamrugał kilka razy.
— To nie jest moja dziewczyna — powiedział.
Patrzyła na niego chwilę i nagle parsknęła śmiechem.
— One naprawdę mają zbyt wybujałą wyobraźnię — stwierdziła.
— No trochę — odparł z rozbawieniem.
Odłożyli ułożone papiery i wzięli się za następne.

Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami. Uczniowie myślami byli przy choince z rodziną. Ian skutecznie sprowadzał ich na ziemię. Złośliwi mruczeli do siebie, że zwierzęta przemawiają w Wigilię ludzkim głosem, ale nawet to na niego nie zadziała. Harry cieszył się, że w końcu będzie mógł spędzić więcej czasu z ekipą, gdyż już zdążył się za nimi stęsknić.
Jego spotkania z Sophią stawały się coraz nudniejsze. Okazało się, że mają mało wspólnych tematów do rozmów, gdyż interesowało ich całkiem coś innego, a ich charaktery mocno się różniły. Milka i Missy zareagowały na te słowa z jego ust ze stłumionym zadowoleniem. Dexter później mu doniósł, że cieszyły się z takiego obrotu sprawy i że od początku tak oceniały szanse na ich związek. Aaron śmiał się jak głupi z jego słów, a Kobra westchnął rozpaczliwie.
— Dobrze mi życzą, nie ma co — stwierdził z rozbawieniem.
— One po prostu szukają ci odpowiedniej partnerki — zaśmiał się Krukon.
— Niech one lepiej mnie to zostawią — zastrzegł.
— Dla siebie już znalazły partnerów to teraz szukają tobie — dodał Dexter z wyszczerzem.
Aaron potknął się, a Draco i Harry wybuchnęli śmiechem. Ślizgon klepnął go w plecy.
— Nie wypieraj się — rzekł Kobra.
— Racja. Już jesteś w rodzinie — dodał poważnie Ślizgon.
Zaśmiali się zgodnie z zaskoczonej miny Aarona.
— Wszyscy się cieszą, jakby zaraz miały być święta — usłyszeli głos Łapy.
— No coś takiego — odparł Ostry. — Znowu spędzimy święta w towarzystwie twojej uroczej mamusi. Będziemy na zmianę śpiewać kolędy i patrzeć na siebie z miłością.
Łapa i Dexter wybuchnęli śmiechem.
— Tsaa… Miłe święta — westchnął Syriusz, a Draco wytłumaczył Aaronowi, w jakiej postaci znajduje się matka mężczyzny oraz jej relacje z synem i przyszywanym wnukiem.
— Już się nie mogę doczekać — rzekł rozmarzonym tonem Dexter, a wszyscy zaśmiali się.

Kobra klął w myślach na to, że pokój wspólny Gryfonów jest tak wysoko. A to dopiero czwarte piętro! Na dodatek zbliżała się godzina nocna, a jakoś nie chciał być złapany i wpakowany w szlaban dwa dni przed wyjazdem do domu. Piąte piętro. Miał ochotę wyć z rozpaczy, żeby ktoś go zaniósł, bo tak się rozleniwił, że sam się sobie dziwił. Rano nie poszedł na śniadanie, bo nie chciało mu się wstawać z łóżka. Ledwo zdążył na zaklęcia i to wyłącznie dzięki Neville’owi, który wrzasnął, że spóźnił się na obronę. Wyleciał z łóżka jak torpeda, a jego współlokatorzy wybuchnęli śmiechem.
Wejście na szóste piętro okazało się być męczarnią, ale podołał. Lecz stanął jak wmurowany. Zobaczył Nicole w objęciach Tima. Chłopak całował przypartą do ściany dziewczynę.
Serce zabolało jak nigdy wcześniej. Jego dobry humor prysnął jak bańka mydlana. Nagle chciał się cofnąć i rzucić ze schodów na sam parter. Przecież to nic takiego – powtarzał sobie, gdy z wymuszoną obojętnością na twarzy ruszył w ich stronę. Po prostu przejść, patrząc przed siebie z miną twardą jak kamień. Był kilka metrów przed nimi, kiedy usłyszał słaby, płaczliwy głos Nicole:
— Zostaw…
Tim nie zwrócił na nią uwagi, dotykając ją napastliwie tam, gdzie nie powinien. Kobra przeniósł na nich wzrok i wtedy zobaczył łzy spływające po policzkach Ślizgonki. Coś opadło na samo dno jego żołądka. Tim nawet nie zauważył, że ktoś jest na korytarzu. Harry czuł w sobie tyle agresji tylko wtedy, gdy niemal zabił Szakala. W ciągu sekundy znalazł się przy nich i odciągnął Puchona od Nicole, chwytając go za kark. Zamachnął się i z całej siły uderzył go w twarz, a później dobił z drugiej strony tak mocno, że leżał na ziemi oszołomiony. Jeszcze by się na niego rzucił i zatłukł na śmierć, ale podciąganie nosa skutecznie go od tego odciągnęło.
Nicole siedziała na posadzce z podkulonymi kolanami. Twarz miała mokrą od łez i cała drżała. Kilka guzików od bluzki było rozpiętych. Klęknął przy niej i chciał ją chwycić na ręce, jednak ona drgnęła mocno z przerażeniem w tęczówkach.
— Zabiorę cię stąd — szepnął.
Przeniosła na niego wielkie oczy. Podniosła trzęsącą się rękę, dotknęła jego dłoni, jakby chciała sprawdzić, czy to naprawdę on. Po chwili ścisnęła ją mocno. Powoli się do niej przybliżył. Musiał być ostrożny, żeby nie przestraszyć jej jeszcze bardziej. Niespodziewanie przysunęła się do niego i ze szlochem wtuliła w jego tors. Otoczył ją ramionami i pogłaskał po głowie.
— Weź mnie stąd, proszę — szepnęła drżącym głosem.
Delikatnie wziął ją na ręce i zaniósł do Pokoju Życzeń. Czuł, jak jej łzy przemakają przez jego koszulę, ale mało go to obchodziło. Usiadł na kanapie, nie wypuszczając jej z objęć. Wtuliła się w niego jeszcze mocniej. Teraz czuła się bezpiecznie.

Kobra nie przespał całej nocy, cały czas myśląc o Nicole. Odniósł ją do pokoju wspólnego Slytherinu w późniejszych godzinach. Dziewczyna była roztrzęsiona jak nigdy i wcale jej się nie dziwił. Nic nie mówili. Wypowiedziała tylko kilka słów: podziękowanie i prośbę, aby nikomu nic nie mówił. Zgodził się, chociaż wiedział, że Tim powinien ponieść konsekwencje swojego czynu. Na samą myśl o nim, wzbierała się w nim złość.
Z łóżka wyszedł dość wcześnie i spojrzał na Mapę Huncwotów. Ten sukinsyn krążył sobie po szkole, jak gdyby nigdy nic. Kobra zacisnął pięści i cicho wyszedł. Spotkali się na trzecim piętrze. Harry ciskał gromy z oczu, a Tim wydawał się być zdenerwowany.
— Potter… — zaczął Puchon.
— Ty sku*wielu, coś ty jej zrobił? — syknął i grzmotnął mu w twarz.
Tak wściekłego Harry’ego Pottera Hogwart nie widział.

Alan oddychał ciężko, wbiegając z samego rana do pokoju wspólnego Slytherinu, gdzie wpadł na swoich przyjaciół szykujących się na śniadanie. Nicole była blada jak kość, a pod jej oczami widniały sińce.
— Ja pie*dolę — wydusił Alan na wstępie, co było do niego niepodobne.
— Co jest? — zapytał Blaise.
— Tim leży w Skrzydle — rzekł do Nicole. — Kobra go pobił.
Wszyscy rozszerzyli oczy. Dziewczyna zamarła.
— Dlaczego?! — przeraziła się Viki.
— Nie chce powiedzieć, nawet dyrkowi.
Nicole opadła na kanapę z wielkimi oczami.
— Co z nim? — wydusiła z siebie.
— Ma wstrząśnienie mózgu…
— Nie on! — przerwała mu z jękiem.
— Kobra? — zdumiał się, a ona pokiwała szybko głową. — Ma rozmowę z dyrkiem. Grozi mu zawieszenie.
Zerwała się do pionu.
— O rany… co ja zrobiłam… — szepnęła do siebie.
— Nicole, co jest grane? — zapytała Pansy.
— To moja wina — jęknęła i wybiegła z pomieszczenia.
Odprowadzili ją zaskoczonymi spojrzeniami.

Dumbledore i Syriusz próbowali namówić Harry’ego do zdradzenia powodu, przez który pobił Tima. Odmówił składania wyjaśnień. Nigdy nie łamał obietnic, więc teraz też nie chciał tego zrobić, choć wiedział, że powinien. Kiedy zobaczył Tima, wpadł w furię. Przed oczami widział sytuację z wcześniejszego dnia i ledwo powstrzymał się przed uduszeniem tego drania. Zachowywał się jak gdyby nic nie zrobił, co doprowadziło Ostrego do szału.
— Jeśli nic nie powiesz, nie będzie żadnych okoliczności łagodzących, a wszyscy wiemy, że nie zrobiłeś tego bez powodu — powiedział dyrektor. — Jeśli będziesz milczał, będę zmuszony cię zawiesić.
— Nie chodzi o mnie — odparł tylko.
Łapa patrzył na niego natarczywie, ale nic nie mówił. Chłopak musiał mieć jakiś powód. Przecież go znał.
— Pobicie to poważna sprawa. Pani Pomfrey stwierdziła u pana Ceptera wstrząśnienie mózgu oraz złamany nos i szczękę. Twierdzi, że napadłeś na niego bez powodu. — Kobra w tym momencie cicho prychnął. — Świadkowie twierdzą, że ledwo cię od niego odciągnęli.
Szkoda, że w ogóle to zrobili… Dumbledore westchnął, kiedy ten nadal milczał.
— Nie pozostawiasz mi innego wyboru…
Ktoś gwałtownie wpadł na drzwi i szarpał przez chwilę klamkę, dopóki nie ustąpiła. Wbiegła zdyszana Nicole z rozwianymi włosami i bladą twarzą.
— To nie jest jego wina! — krzyknęła na wstępie.
— Panno Young…
— To nie jest jego wina! — powtórzyła głośniej. Kobra i Nicole spojrzeli na siebie. — Tu chodzi o mnie — dodała ciszej i spojrzała na dyrektora. — Muszę to wytłumaczyć, bo zawieszenie go nie będzie sprawiedliwe. — Dumbledore wyczarował jej dodatkowe krzesło i nakazał usiąść obok Harry’ego, który patrzył na nią bez słowa. Łapa marszczył czoło, patrząc to na dziewczynę, to na chłopaka. — Ale nie chcę, żeby ta informacja wydostała się z tego gabinetu.
— Oczywiście — zapewnił ją Dumbledore. Przełknęła ślinę i zaczęła opowiadać, co stało się poprzedniego dnia. Nikt jej nie przerywał, a Syriusz stał z lekko rozszerzonymi oczami. — Wtedy  przyszedł — zacięła się na chwilę — Harry.
Kobra podniósł na nią swój wzrok, w którym widniały iskry zaskoczenia. Jego imię w jej ustach, wypowiedziane bez pogardy, było jak miód wylany na jego skołatane nerwy. Ledwo słyszał, co mówiła dalej. Zrozumiał, że chciałby, żeby tak do niego mówiła. Ostatnio dużo się między nimi zmieniło i już sam nie wiedział, co do niej czuje.
Przez chwilę wszyscy milczeli, gdy dziewczyna zakończyła historię stwierdzeniem, że gdyby nie Harry, zapewne padłaby ofiarą gwałtu. Była jeszcze bledsza niż w momencie, gdy wpadła do gabinetu dyrektora.
— Dlaczego od razu nam tego nie powiedzieliście? — zapytał Dumbledore, który wyglądał jeszcze starzej niż dzień wcześniej.
— Nie chciałam — szepnęła. — A jego prosiłam, żeby nie mówił.
Patrzył na nich w milczeniu. Zatrzymał wzrok na Harrym.
— Mam rozumieć, że dzisiejszy atak był podsycany emocjami?
Pokiwał głową. Tylko jakimi? Wzburzeniem, złością, chęcią zemsty czy może innymi, których nie chciał do siebie dopuścić?
— Nie zawieszę cię, jednak musisz ponieść jakieś konsekwencje swojego czynu. Mam nadzieję, że profesor McGonagall i profesor Franco nie zawalili cię szlabanami.
Kobra nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu rozbawienia, które błysnęło także w oczach Nicole. Syriusz w dalszym ciągu trawił usłyszane informacje, więc nie zareagował.
— Wyjątkowo nie — odpowiedział Harry.
Szlaban miał odrobić dopiero po świętach.
— Napastnikiem się zajmiemy — dodał dyrektor.

Przed gabinetem czekali na nich Ślizgoni wraz z Missy i Milką, które z niecierpliwością chodziły od ściany do ściany. Kiedy otworzyły się drzwi, niemal się na nich rzuciły.
— O co chodzi?! Co się stało?! Zawiesili cię?! Co zrobiliście?! Kobra, czyś ty oszalał?!
Harry patrzył na nie z obojętnością, a Nicole z pustką. Chłopak nie miał zamiaru nic im mówić, tak jak obiecał dziewczynie. To ona miała podjąć decyzję, czy chce, aby się dowiedzieli. Odpowiedział tylko na pytanie dotyczące zawieszenia. Wyszedł Łapa, który nie miał zbyt wesołej miny. Klepnął chrześniaka lekko w plecy i poczochrał Nicole po włosach, a ona uśmiechnęła się do niego słabo. Syriusz zniknął za rogiem.
— Muszę pomyśleć — szepnęła tylko Nicole i minęła przyjaciół, by wrócić do pokoju wspólnego.
— O co chodzi? — zapytał Blaise.
— Jeśli będzie chciała, to wam powie — odparł. — A o tym dupku radzę wam przy niej nie wspominać — dodał po chwili.
Minął ich i poszedł w znanym sobie kierunku.

*Linkin Park - What I’ve Done

3 komentarze:

  1. Witam,
    Nicole bardzo martwi się o Kobrę, i ten pocałunek, och są bardzo zazdrośni o siebie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda że temu draniowi nie połamał rąk

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    cudownie Nicole bardzo martwi się o Kobrę ;) a ten pocałunek.... bardzo zazdrośni są o siebie... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń