Nicole patrzyła przed siebie, na zrujnowaną salę, kiedy
usłyszała wystrzał i tuż przed sobą zobaczyła Kobrę, który spojrzał na nią z
bólem w tym samym momencie, gdy trysnęła krew. Chłopak drgnął i zesztywniał,
patrząc jej w oczy. Gejsza wrzasnęła jego przezwisko, a on osunął się na
kolana. Nicole nie wiedziała, jakim sposobem chwilę później klęczała razem z
nim. Trzymała go, kiedy upadał na ziemię. Łzy spłynęły po jej policzkach, gdy
leżał na podłodze jeszcze przytomny, nie odrywając od niej pustego wzroku.
Zasłonił ją przed pociskiem, narażając własne życie. Przybiegli pozostali. Trzymała
go za dłoń, nie wierząc w to, co się stało. Spod jego ciała zaczęła wypływać
krew, a oczy przymknęły się. Głowa opadła na bok.
Nicole obejmowała ramionami podkurczone kolana, bujając się
do przodu i do tyłu. Viki mocno przytulała ją do siebie, obserwując bladych
przyjaciół. Blaise patrzył w oczy swojej dziewczyny ze zniecierpliwieniem.
Dexter i Milka zniknęli w pokoju medycznym wraz z Harrym,
utrzymując go przy życiu do przyjazdu Piguły, który zjawił się bardzo szybko wraz
ze Snajperem. Mężczyznę szlag trafiał po wysłuchaniu relacji Żylety.
Nicole bardzo przeżyła to, co stało się niedawno. Głupi kretyn! Po co mnie
zasłaniał?! – myślała z
załamaniem. Teraz jego życie było poważnie zagrożone. Istniało także ryzyko
utraty czucia w nogach po przeżyciu. Wszystko miał im wytłumaczyć Piguła po
operacji.
Czas leciał, a oni czekali. Nie wiedzieli, ile czasu
minęło, kiedy wyszedł Dexter uwalony krwią i w rękawiczkach lekarskich.
— Już po. Kula minęła kręgi…
— Mów do nas po ludzku — przerwał mu Zeus.
Westchnął.
— Były problemy, ale będzie okay. Jego stan jest stabilny.
Będzie chodził. Na razie jest nieprzytomny. W pewnym momencie już myśleliśmy,
że zejdzie, ale Piguła zdążył na czas.
Victoria przytuliła Nicole mocniej, kiedy ta drgnęła po
jego słowach.
Piguła zalecił pozostawienie Kobry na miejscu, gdyż
przeniesienie mogło być dla niego niebezpieczne. Hogwartczycy musieli wrócić do
szkoły z jakimś wytłumaczeniem. Okazało się, że muszą się przyznać do wyjścia
poza Hogwart, żeby wytłumaczyć, dlaczego chłopak nie trafił do Skrzydła
Szpitalnego. Przez przypadek znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym
czasie, trafiając na porachunki gangów?
— To nie przejdzie — szepnęła Missy, gdy nad ranem wrócili
do szkoły. — Domyśli się, że kłamiemy i sami się władujemy w bagno. Będzie
chciał wiedzieć, gdzie on jest.
Milka nagle stanęła.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale… Może powiemy, że jest
na zadaniu — zaproponowała. — Nie będzie go szukał. Wytłumaczy to jego długą
nieobecność.
— Będzie wiarygodniej — rzekł Dexter. — Ale dlaczego nie
uprzedził?
— Bo sam się ledwo dowiedział i nie miał czasu, dlatego
mieliśmy to przekazać.
Elita patrzyła na nich z niezrozumieniem i już mieli pytać,
gdy Draco powiedział do nich:
— Chodzi o Voldemorta.
Pokiwali głowami ze zrozumieniem. Tyle wystarczyło. Missy
skierowała się do Dumbledore’a, a pozostali do Łapy i Lunatyka.
Nicole cały dzień chodziła przybita. Na lekcjach była obecna
ciałem, ale nie duchem. Zmartwiona snuła się po korytarzach. Gdy lekcje się
skończyły, poszła gdzieś sama. Czekała na informacje od Żylety, który miał ich
powiadomić, jeśli w stanie Kobry pojawią się jakieś zmiany.
Następnego dnia wieczorem uciekła z Hogwartu, by dostać się
niedaleko klubu, gdzie leżał Harry. Musiała go zobaczyć, upewnić się, że żyje,
bo cały czas miała przed oczami jego spojrzenie w momencie strzału. Czuła
jego krew na swoich rękach.
Na miejscu spotkała Gejszę i Żyletę. Dowiedziała się, że
nie było żadnych zmian. Nie interesowało jej, co sobie pomyślą, gdy zapytała,
czy może do niego wejść. Kiedy zamknęła drzwi, chłopak mruknął:
— Przejęła się.
— Też bym się przejęła losem człowieka, który uratował mi
życie — szepnęła dziewczyna.
Żyleta ścisnął ją lekko za dłoń.
Nigdy nie przepadała za widokiem szpitala, a sam zapach
środków medycznych całkowicie ją zniechęcał. Ale tym razem nie zwróciła na to
uwagi. Jej wzrok padł na pacjenta. Mogła krótko opisać jego obecny wygląd:
kruchy brunet z mleczną cerą i mnóstwem kabelków podłączonych do ciała. Odgłos
pikania ranił uszy, a maska tlenowa sprawiła, że Nicole przełknęła głośno
ślinę. Opadła ciężko na krzesło, gdy przypomniała sobie, dlaczego Kobra tu
leży. Nie oczekiwała zbyt dużo. Chciała tylko chwilę przy nim posiedzieć.
Chwila zamieniła się w godzinę.
— Jak mogę cię nienawidzić po tym, co zrobiłeś? — szepnęła
do niego, przejeżdżając palcami po jego dłoni.
To dla niej dużo znaczyło. Nie musiał jej zasłaniać, a
jednak to zrobił. Nie wątpiła, że ona by tego nie przeżyła, ponieważ celowali
prosto w jej serce.
Podkurczyła kolana pod brodę, opierając o nie czoło. Kiedy ponownie
podniosła twarz, spojrzała wprost w zielone tęczówki. Patrzyli na siebie: on
przez półprzymknięte powieki, ona z pustką. Bez słowa wcisnęła guzik, który
wezwał Pigułę. Chłopak milczał, bo był zbyt osłabiony, ale maska tlenowa okazała
się zbędna. Piguła postanowił powiadomić Snajpera, wychodząc na zewnątrz, a oni
siedzieli w ciszy. Harry miał dużo odpoczywać, dlatego kiedy zauważyła, że zamykają
mu się oczy, stwierdziła, że zostawi go w spokoju, lecz najpierw chciała mu
podziękować. Tylko jak to zrobić?
— Przyjmę taką formę podziękowania jak ty — szepnęła pod
jego spojrzeniem.
Pochyliła się nad nim, a ich usta spotkały się na chwilę.
Miał suche wargi. Serce podpowiadało jej, żeby tego nie przerywała, jednak
zrobiła to, by następnie szybko wyjść, zanim zrozumiał, co się stało.
Jako pierwsza powiadomiła przyjaciół o stanie zdrowia
Harry’ego. Chcieli natychmiast do niego iść, ale pamiętała zalecenia Piguły, że
chłopak musi dużo odpoczywać, a oni na pewno byliby przeszkodą. Nie rzucali jej
spojrzeń, nie chichotali z powodu jej odwiedzin. Rozumieli, że osoba, która
uratowała jej życie bardzo ją obchodziła.
Lekcje męczyły ją jak nigdy wcześniej. Teraz, gdy była
pewna, że chłopak wyzdrowieje, poczuła się o wiele lepiej, ale mimo wszystko
wspomnienia pozostały. Cała sytuacja wydawała jej się nierealna. Harry po raz
kolejny spojrzał śmierci w oczy, jednak znowu udało mu się ją pokonać.
Spojrzała na krzesło obok. Powinien tutaj siedzieć i rzucać
w jej stronę głupimi tekstami, a nie leżeć w szpitalu. Ciągle żył w
niebezpieczeństwie, zarówno w świecie magii, jak i w mugolskim. W tym drugim
sam sobie tego życzył, w pierwszym wręcz przeciwnie. Znał ryzyko, ale jednak
brnął w to dalej. Pistolet w jego dłoni był normalnością. Kiedy przypomniała
sobie, jak rzucił faceta na stolik, a później celował w przeciwników, wyglądał
naprawdę groźnie, ale też pociągająco. Zasłoniła włosami twarz, żeby nikt nie
zobaczył jej delikatnych rumieńców. Skarciła się w myślach. Ledwo wyszedł z
życiem, a ona myśli o takich zbereźnych rzeczach?! Rumieńce jednak pogłębiły
się. Nie mogła nic poradzić na to, że Kobra był przystojny. Głowę spuściła
jeszcze niżej, gdy przypomniała sobie, jak mu podziękowała. Czy czasami nie
przesadziła? Rozum podpowiadał, że tak, ale serce mówiło, że powinna
podziękować jeszcze bardziej, nie tylko takim krótkim całusem. I kogo tu
słuchać?
Kiedy wreszcie zaczął dochodzić do siebie, myślał o
powrocie do szkoły. Znowu zawalił cały tydzień i miał zaległości. Ale co mógł
poradzić na takiego pecha?
Podziękowanie Nicole pamiętał doskonale i dopiero chwilę po jej wyjściu
zrozumiał, co się stało. Był zaskoczony, że zrobiła to sama z siebie. Od tej
pory, gdy drzwi otwierały się, miał nadzieję, że to ona. Pojawiła się jeden
raz, kiedy spał, ale nawet nie weszła, tylko spytała Yoma o jego stan. Rzekomo
nie chciała go budzić. A jemu brakowało jej towarzystwa.
Piguła ze zwątpieniem dał mu pozwolenie na opuszczenie sali
i powrót do Hogwartu. Zapewniał, że będzie o siebie dbał i się oszczędzał, a
Syriusz dał słowo, że go przypilnuje i zleci to także Ślizgonom, tak dla
pewności. Wraz z nim dostał się do szkoły, rozmawiając o bzdetach. Chłopak nie
wyglądał jeszcze zbyt zdrowo, ale Łapa nie wątpił, że Missy i Milka dobrze się
nim zajmą. Rozeszli się przy drzwiach wejściowych do pokoju wspólnego Slytherinu.
Jego przyjaciele byli skupieni na zadaniach. Pansy ziewała, patrząc na
pergamin, a Blaise jej wtórował. Wszyscy jak na komendę zerknęli się w jego
stronę, gdy jedna ze Ślizgonek przywitała się z nim. Głośny pisk zagłuszył inne
rozmowy. Cztery dziewczyny uwiesiły się na Kobrze, a on stęknął żałośnie z
rozpaczy. Nicole patrzyła na niego z niepewnością i ulgą, a ich spojrzenia
spotkały się na chwilę ponad ramieniem Milki. Usadziły go między sobą, biorąc
go natychmiast pod swoje skrzydła.
Nancy i Alison objęły go całodobową opieką, chociaż nie
skarżył się na żadne bóle. Co nie znaczyło, że ich nie miał. Trudno było zapamiętać,
że nie może wykonywać szybkich ruchów, bo był osobą dość ruchliwą. Nie raz zdarzało
się, że musiał gwałtownie się odwrócić, co powodowało ostry ból pleców.
Szlabany były w tym przypadku dość uciążliwe. Dodatkowo Nicole mało się
odzywała, a czasami miał nawet wrażenie, że go unika. Remont łazienki stanowił
olbrzymi problem i męczyli się z nim sporo czasu.
Pracowali w ciszy, odwróceni do siebie tyłem, gdy nagle
Nicole wrzasnęła. Kobra odwrócił się błyskawicznie, a niewyobrażalny ból
powalił go na kolana. Dziewczyna otworzyła szerzej powieki i natychmiast do
niego doskoczyła, widząc grymas na jego twarzy.
— Zaraz przejdzie — wydusił, widząc jej wielkie oczy.
— Połóż się — zadecydowała, delikatnie pchając go za ramię
w stronę ziemi.
Jej pomysł był dobrym rozwiązaniem, gdyż na płaskiej
powierzchni odczuł ulgę. Patrzyła na niego zestresowana, siedząc obok niego.
— Czemu wrzasnęłaś? — spytał.
— Zauważyłam robaka — chwyciła się za twarz, a Kobra
uśmiechnął się z rozbawieniem. — Już w porządku? — zapytała po chwili.
— W porządku — mruknął. — Ale teraz nie chce mi się
wstawać.
Parsknęła z rozbawieniem.
— Akurat podłoga to wygodne miejsce do leżenia.
Oparła się o ścianę i powiedziała, że i tak należy im się
chwila odpoczynku. Doskonale wiedziała, że po wypadku chłopak szybko się męczy
i ma dużo odpoczywać. Przerwa przydała się na rozmowę.
— Po co to zrobiłeś? — zapytała cicho.
— Co? — nie zrozumiał.
— Zasłoniłeś mnie.
Patrzył na nią przez chwilę.
— Bo widziałem, gdzie celowali.
— Mogłeś mnie odepchnąć.
— Nie zdążyłbym.
— Trudno.
— Nie trudno — szepnął.
Spojrzała na niego badawczo.
— Równie dobrze ty mogłeś zginąć. Miałeś dużo szczęścia.
— Nie rozumiesz. To nasze życie. Życie ekipy. Dlaczego przez
nasze porachunki mają ginąć postronni?
— Od kiedy się z wami zadajemy, to także nasze życie —
odpowiedziała.
Patrzył na nią przeszywającym wzrokiem ze zmarszczonymi
brwiami.
— Miałem cię nie zasłaniać?
— Eee…
— No właśnie — uśmiechnął się lekko.
— Nie wiem, czy miałeś, czy nie miałeś, bo trudno to
ocenić. Ale dzięki.
Szybko wstała i wróciła do pracy. Kobra patrzył na nią przez
chwilę.
— Zawsze do usług — powiedział cicho. — Zasłanianie innych
przed pociskami to moja pasja, tak jak ciągłe spotkania ze śmiercią.
Zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową.
— Spartaczone poczucie humoru — stwierdziła, a on z
rozbawieniem wrócił do odpracowywania szlabanu.
Trzeci szlaban z rzędu wykończył go. Wrócił do dormitorium,
powłócząc nogami. Chłopaki szykowali się do spania, a on runął na swoje łóżko i
od razu zasnął, nie przebierając się nawet w piżamę. Blaise i Alan wymienili
spojrzenia.
— Trzeba coś z tym zrobić — zadecydował ten drugi.
Wyciągnął chłopaków z dormitorium i, oszukując schody,
dotarli do sypialni dziewczyn.
— Kiedy kończycie szlaban z remontem? — Draco zwrócił się
do Nicole.
— Dopóki nie skończymy — ziewnęła.
— Dużo wam zostało?
Gwizdnęła.
— Niemalże ją zburzyliśmy, człowieku. Przez kilka dni nie
za dużo zrobiliśmy, bo Filch wisi nam non stop nad głowami i patrzy na ręce.
I wtedy w ich głowach zrodził się plan.
Kolejny szlaban. Kobra z niechęcią wszedł do pomieszczenia,
które mieli odremontować i zmarszczył brwi.
— W takim stanie to zostawiliśmy? — zdziwił się.
— No tak. Zaniki pamięci? — parsknęła Nicole z błyskiem w
oku.
— Myślałem, że mniej zrobiliśmy.
— To nie myśl.
Westchnął, biorąc się do roboty, a ona ruszyła za nim z
uśmiechem na twarzy.
Kobra szacował, że remont łazienki zajmie im jakieś dwa
tygodnie i zdziwił się, kiedy skończyli w tydzień. Jednak nie narzekał, bo po
co? Ważne, że skończyli i miał spokój. Postanowił trochę się wstrzymać ze
szlabanami, żeby odrobinę wypocząć, dlatego awantury z Nicole zostały
wstrzymane, ku zdumieniu wszystkich. Minął cały tydzień, a oni ani razu się nie
pokłócili.
— Czego się nie kłócisz? — warknęła zirytowana Nicole, gdy
znowu nie zareagował na jej zaczepki na lekcji transmutacji.
— Brakuje ci sprzeczek? — zapytał z rozbawieniem.
— Po prostu to jest dziwne — jęknęła cicho.
Zaśmiał się, kręcąc głową.
— Na razie na to nie licz — mruknął.
— Dlaczego? — zdziwiła się.
— Bo chcę odpocząć od szlabanów. Jak stwierdzę, że
wystarczy, to dowiesz się o tym jako pierwsza, Nikita — dodał z rozbawieniem.
Westchnęła, patrząc z powrotem na McGonagall. Harry
uśmiechnął się do siebie. Znowu nie zareagowała na zwrot Nikita.
Uczniowie ze zgrozą zaczęli mówić o powrocie Iana Franco do
pracy. Został jeszcze tydzień, a oni już panikowali.
— Znowu ten kat wróci — jęknęła rozpaczliwie Hanna na
lekcji obrony, którą mieli z Syriuszem.
— Dzięki za dobicie w tak piękny dzień — mruknęła z
niechęcią Nicole. — Witajcie szlabany! — załamała się.
Harry pomyślał, że wtedy to już na pewno nie odpocznie od kar,
więc miał niezadowoloną minę. Ale czy ktoś był rozradowany? Każdy przyzwyczaił
się do lekcji, gdzie mogą otworzyć usta i nie dostaną za to szlabanu. Przy
okazji wszyscy o wiele szybciej przyswajali wiedzę, gdyż nikt nie czekał na to,
aż ktoś będzie ich wyśmiewał. Kobra stwierdził przy okazji, że wraz z powrotem
Iana, powróci do Gryffindoru, co wzbudziło w nim smutek. Nikt nawet nie
wiedział, jak bardzo oswoił się z myślą, że jest Ślizgonem. Jeśli wcześniej jakiś
potomek domu Węża wysyłał mu nienawistne spojrzenia, teraz rozmawiał z nim jak
kumpel. Miał zostawić po sobie dobre wrażenie, gdyż przez niego diamenty w
klepsydrze Slytherinu nie obniżyły się, ani nie wzrosły. Gdy stracił jakieś
punkty, od razu je odrabiał. Jednocześnie nie zdradził swojego domu i nie
naraził się Ślizgonom.
Nadszedł dzień wyprowadzki. Alison i Nancy patrzyły na
siebie ze smutkiem. Także przyzwyczaiły się do bycia Ślizgonkami. Wszyscy
przyjęli je bardzo ciepło i aż żal było wracać do siebie. Oczywiście,
poprzedniego dnia odbyła się impreza pożegnalna.
Na ich oczach rzeczy Harry’ego, Missy i Milki zniknęły, by
wylądować w odpowiednich pokojach. Wiele osób odprowadziło ich niepogodnymi
spojrzeniami. Grupka dziewczyn westchnęła cicho, patrząc na Kobrę, a Nicole wbiła
w nie spojrzenie. Sophia, długonoga szatynka z blond pasemkami, którą Ostry
poznał na swojej imprezie, teraz patrzyła na niego tęsknie.
— Kończą się szalone balangi wybuchające w środku nocy w
pokoju wspólnym — westchnęła Laura, gdy drzwi zamknęły się za gośćmi.
— Dziewczyny, ich obecność na imprezach obowiązkowa —
odparł Blaise.
Niektórzy zaklaskali.
Nicole jako ostatnia położyła się do łóżka, chociaż nie
chciało jej się spać. Patrzyła w zamyśleniu w jeden punkt. Potter znowu został
Gryfonem, choć przez ten miesiąc przyzwyczaiła się do jego obecności w pokoju
wspólnym Slytherinu. Ostatnio zaczęli się dogadywać, chociaż brakowało jej tych
docinek i kłótni. No, ale chłopak tak chciał i wcale mu się nie dziwiła.
Pragnął odpocząć od szlabanów, żeby rana na plecach szybciej się zagoiła.
Zauważyła, że w jej życiu zaczął odgrywać dużą rolę. Mieli
wiele wspólnych tematów, a o muzyce mogli dyskutować non stop. Była przekonana,
że Kobra słucha mocnej muzyki, ale pewnego dnia miło ją zaskoczył.
Wpadła do dormitorium chłopaków z siódmego roku, bo
przypomniała sobie, że Blaise zwinął jej zadanie z zaklęć. Zapukała, ale nie
otwierali, więc postanowiła sama odzyskać swoją własność. Uchyliła drzwi i
weszła do środka. Harry leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. W uszach miał słuchawki
podłączone do telefonu, a ręką wybijał na pościeli rytm. Z energią podeszła do mebla
i wskoczyła obok Kobry. Chłopak otworzył oczy, a ona wyciągnęła mu z ucha jedną
ze słuchawek.
— Czego słuchasz? — zapytała, wkładając ją do ucha.
— … And maybe tonight.
We'll fly so far away. We'll be lost before the dawn…*
— Nie wiedziałam, że gustujesz w takich klimatach — rzekła.
— Codziennie nie można słuchać walenia w perkusję, krzyków
i ostrej gitary, bo można oszaleć — stwierdził.
— Dobrze powiedziane — podsumowała. — Nie znam ich — zmarszczyła
brwi z niezadowoleniem. — Masz jeszcze jakieś ich piosenki?
Podał jej swój telefon, a ona zaczęła przeglądać piosenki.
Stwierdziła, że nie zna żadnej z nich i włączyła pierwszą lepszą.
— … You will never be
strong enough. You will never be good enough. You were never conceived in love.
You will not rise above…** — Widocznie jej
się spodobała, gdyż zaczęła bujać do rytmu głową. Włączyła kolejną. — … Call my name and
save me from the dark. Wake me up. Bid my blood to run. I can't wake up. Before
I come undone…***
— Ej! Znam to! To
oni? W życiu bym nie pomyślała.
Nie zwracając na nic uwagi, zaczęła śpiewać na głos. Harry
zaśmiał się cicho i położył głowę z powrotem na poduszkę, stwierdzając w
myślach, że jej śpiew mu nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, jej głos brzmiał
bardzo dobrze.
Do pomieszczenia wpadli Dexter i Blaise, którzy przystanęli
w drzwiach na taki widok. Nicole nagle zamilkła z otwartymi ustami.
— Blaise! — wydarła się. — Oddawaj moje zadanie z zaklęć!
Chłopak rozszerzył oczy z przerażenia i widząc jej zmrużone
z gniewu oczy, wziął się za szukanie.
— Co wy tu robicie? — zapytał Draco.
— Słuchamy muzyki. Nie widać? — odparła.
— Widać, ale… ee… razem?
— A czemu nie? Puścił mi zaje*isty zespół.
— Sama wzięłaś telefon — powiedział Harry do poduszki.
— Och tam — wywróciła oczami.
Szybko podłapała refren piosenki i zaczęła nucić:
— … Hello, hello,
remember me? I’m everything you can’t control. Somewhere
beyond the pain…****
Dexter i Blaise wymienili spojrzenia pełne rozbawienia i
zaskoczenia.
— To chyba jedyne, co możecie robić razem bez kłótni —
zaśmiał się szatyn. — I jedyny temat, na jaki się nie kłócicie.
Nicole wzruszyła ramionami, a Blaise podał jej pergamin.
— Melomani — usłyszeli jeszcze głos Dracona, zanim zamknęli
drzwi.
Łączyła ich wspólna pasja do muzyki. Przesiedzieli w
dormitorium dobrą godzinę, słuchając jej i gadając na ten temat, więc kiedy
Dexter i Blaise weszli jeszcze raz, a oni nadal siedzieli tak jak wcześniej, aż
rozszerzyli oczy ze zdumienia. Rozmawiali jak normalni ludzie! Aż zaciągnęli do
sypialni pozostałych, by mogli zobaczyć to niecodzienne zjawisko.
Nicole uśmiechnęła się do swojego wspomnienia. Wtedy
naprawdę fajnie się z nim gadało. Polecił jej kilka zespołów i zaproponował
nawet, że gdy odwiedzi Grimmauld Place 12, dopuści ją do jego półki z masą
płyt, by mogła pożyczyć te, które ją zainteresują.
Westchnęła cicho, a przed oczami stanęło jej drugie
wspomnienie z ostatniego miesiąca.
Była gotowa zabić Blaise’a. Co za cham! Znowu zwinął jej
zadanie, tym razem z obrony. I myślał, że się nie domyśli?! Drzwi otworzyły się
i stanął w nich Alan gotowy do spania. Nie zwróciła uwagi na jego gołą klatę,
gdyż wielokrotnie widziała go w takim stanie.
— Blaise! Oddawaj zadanie, ty padalcu! — wrzasnęła,
przechodząc obok niego.
Chłopak czmychnął do łazienki, widząc jej minę.
— Blaise! Wypie*dalaj! — krzyknął Kobra z pomieszczenia.
— Ratuj mnie, człowieku — usłyszeli jego jęk.
Harry prychnął i wyszedł, a Nicole zamurowało. Kto mu
pozwolił paradować z tak dobrze wyrzeźbioną figurą, w samych spodniach, z
mokrymi włosami?! To powinno być zakazane! Nie zwrócił na nią zbytniej uwagi,
gdyż co chwilę wpadała niespodziewanie, żeby powydzierać się na Blaise’a, który
nie po raz drugi podwędził jej pracę.
— Daj chociaż odpisać — jęknął Blaise zza drzwi.
— Sam sobie pisz! — wrzasnęła.
Ubierz się, ubierz się, Potter,
bo się na ciebie rzucę!
ŁUP!
— Au! Ku*wa! Blaise, zabiję cię! — wrzasnął Harry. —
Przestań mi kłaść pod nogi książki! Dziesięć skrzatów by ci nie wystarczyło,
żeby utrzymać porządek — stęknął, trzymając się za stopę. — Wypie*dalaj z tej
łazienki! — wkurzył się.
— Poczekaj, aż Nicole wyjdzie — jęknął.
— To, do jasnej cholery, przestań kraść jej zadania!
— Dobrze mówi — stwierdził znad książki Jery. — Ile można
tego słuchać?
Teraz Blaise miał na głowie nie tylko Nicole, ale także
Harry’ego, który po raz kolejny uderzył w coś nogą, bo Blaise robił bałagan.
Emigrowany Gryfon wychodził z siebie, aż w końcu szlag go trafił i naparł na
drzwi, które otworzyły się. Blaise wrzasnął, gdy Kobra wyrzucił go z łazienki,
wprost w ręce Nicole.
— Już oddaję — pisnął i rzucił się na poszukiwania jej
pracy.
Odetchnęła w duchu, gdy chłopak wyszedł w koszulce.
Czuła na twarzy rumieńce, ale nie przejmowała się, że ktoś
je zobaczy. W końcu wszyscy spali.
W nocy pierwszy raz śnił jej się Harry Potter.
*Evanescence - Before the Dawn
**Evanescence - Lies
***Evanescence - Bring Me to Life
****Evanescence - What You Want
Hej,
OdpowiedzUsuńSnajper bardzo wkurzony, Kobra cudem przeżył, Nicole zaczyna coraz częściej myśleć o Harrym, szkoda, że już się skończył ten miesiąc, mógł potrwać to dłużej…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dwa słowa:
OdpowiedzUsuńKocham Evanescence
I trzy:
Kocham to opowiadanie
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Snajper jaki wkurzony... Kobra przeżył cudem, ale żyje... cudownie, Nicole zaczyna coraz częściej myśleć o Harrym ;) wielka szkoda, że już się skończył ten miesiąc, mógł potrwać znacznie dłużej…
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza