Kiedy nadszedł weekend, postanowili urządzić sobie wypad do
klubu. Dziewczyny potrzebowały na przygotowanie się trochę więcej czasu, ale
efekt powalił chłopaków na kolana. Kobra próbował zmusić się do odwrócenia spojrzenia
od Nicole, ale było to tak samo trudne, jak zmuszenie wiatru do zatrzymania się.
Nie zwrócił większej uwagi na pozostałe osoby płci żeńskiej. Nicole pobiła je
wszystkie razem wzięte, chociaż nie musiała się wysilać. Oczy przykuły jego
wzrok. Podkreśliła je konturówką, a on miał wrażenie, że patrzy w tęczówki
kota. Włosy pozostawiła naturalnie zarzucone do tyłu. Ubrała zwykłą fioletową
bokserkę, legginsy i koronkową spódniczkę. Najwidoczniej chciała robić wrażenie
wyższej, dlatego nałożyła na stopy buty na lekkim korku. Kiedy wreszcie ubrała
czarną, skórzaną kurtkę, wyglądała jak kocica. Odwrócił wzrok, żeby go nie
przyłapała.
Nie widział, że gdy on przeniósł spojrzenie w inne miejsce,
ona zatrzymała swoje na nim. Znowu to zrobił. Ubrał kraciastą koszulę w odcieniach
czarnego, zielonego i białego. Zrobił z siebie eleganckiego luzaka, co zawsze
jej się podobało. Odwróciła wzrok, żeby nic sobie nie pomyślał.
Nie mogli się powstrzymać, żeby nie zerknąć na siebie
jeszcze raz. Zielone i niebieskie tęczówki skrzyżowały się. Przed oczami
stanęła mu sytuacja sprzed zadania. W tym momencie miał ochotę zrobić to
jeszcze raz. Nie mógł się domyślić, że po jej głowie fruwają się te same myśli.
— To co? Lecimy? — rzekł Dexter.
— Lecimy.
Oderwali od siebie spojrzenia.
Szkoła była opustoszała, gdyż godzina nie była odpowiednia
na przechadzki. Szybko dostali się do tajemniczego przejścia i kilka minut
później już wchodzili do klubu, a informacja o pojawieniu się Ostrego rozniosła
się w mgnieniu oka. Rozejrzeli się za ekipą, ale ich nie dostrzegli. Usadowili
się przy stoliku.
— Dzwonimy do nich? — zapytała Missy.
— Nie trzeba — odparł Ostry, patrząc w miejsce, gdzie
robili interesy.
— Kobra! — wrzasnęła z góry Gejsza, aż przekrzyczała muzykę,
gdy jej pomachał.
Wszyscy zaczęli się śmiać, a dziewczyna szybko zniknęła im
z oczu. Po chwili wpadła na salę razem z Żyletą, Wdową, Yomem, Szatanem i
Zeusem, a następnie z piskiem wskoczyła na Harry’ego. Przywitanie było bardzo
głośne. Kiedy już doprowadzili się do porządku, zaczęli rozmawiać na różne
tematy, rozpoczynając imprezę. Zeus i Żyleta byli bardzo zaskoczeni, gdy
dowiedzieli się o zamianie domów, ale jeszcze bardziej zainteresowali się akcją
z Olivią.
— A kto to taki? — zapytał Kobra.
— Czyli już wszystko okay — stwierdził Szatan, a Harry
uśmiechnął się lekko.
— Kiedy Syriusz nam o tym powiedział, Gejsza prawie dostała
szału — dodał Żyleta. — Myślałem, że tam pójdzie i ją zabije, a później ciebie.
Harry zaśmiał się, a Gejsza wzruszyła bezradnie ramionami. Przeszli
na inny temat, a dziewczyna przygryzła dolną wargę, z niepewnością patrząc na
Żyletę. Nie mogąc się powstrzymać, nachyliła się Kobrze do ucha.
— Zakochałam się.
Brunet przeniósł na nią spojrzenie.
— Chodź — szepnął i chwycił ją za rękę, by wyprowadzić z
sali na dwór. Kiedy byli pewni, że nikt ich nie podsłucha, spytał: — W kim?
— Ale nikomu nie mów — poprosiła. — Nikt nie wie i nie
chcę, żeby on się dowiedział. — Pokiwał głową na potwierdzenie. — Żyleta —
szepnęła, spuszczając wzrok. Kobra patrzył na nią z zaskoczeniem. — Nagle to
zrozumiałam. Wspólne akcje, imprezy, dużo gadaliśmy. Raz uratował mi tyłek, gdy
chcieli mnie postrzelić. I stało się — jęknęła słabo. — Szlag mnie trafia, gdy
któraś się koło niego kręci. A on traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę.
Jesteś pewna? Mocno się
do niego przytuliła, a on objął ją, całując w głowę, kiedy się rozpłakała.
— Powiedz mu o tym.
— Nie, nie ma po co — odparła cicho. — Nie chcę psuć tego,
co jest.
— Chcesz się z tym męczyć?
— Nie mam wyjścia.
— Masz, Gejsza.
— Nie — jęknęła w jego klatkę piersiową. — Nie chcę.
Przejdzie mi.
— Będziesz go codziennie widywać. Nie przejdzie tak szybko.
Spotkasz go z jakąś inną i będzie boleć jak cholera.
— Dam radę — szepnęła.
Harry westchnął.
— W takim razie ci współczuję. Nie pamiętasz, co się ze mną
działo po rozstaniu z Doris? Różnica polega na tym, że ja miałem powód, żeby ją
nienawidzić. Ty nie będziesz mogła tego zrobić, bo to nie byłoby fair w
stosunku do Żylety. On nie wie, że swoim zachowaniem może ci sprawić ból, bo
nie jest uświadomiony.
Gejsza stała przed nim z opuszczonymi ramionami.
— Jak mam mu to powiedzieć? — jęknęła.
— Tak, jak powiedziałaś to mnie.
— Ale to będzie cholernie trudne.
— Wiem, ale zwlekanie będzie jeszcze trudniejsze. —
Westchnęła. — A pomyślałaś, co by było, gdyby on jednak nie traktował cię tylko
jak przyjaciółkę?
— Nawet o tym nie marzę — mruknęła.
Kobra uśmiechnął się pocieszająco. Dziewczyna doprowadziła
się do stanu używalności i wrócili do klubu. Podpity Yom wskoczył na bruneta.
Gejsza opadła na kanapę i nie czekając na nikogo, wypiła kieliszek wódki.
Żyleta obserwował ją kątem oka. Jej zaszklone oczy pokazywały, że płakała, a
zmartwiony wzrok Harry’ego potwierdził jego obawy.
Ostry stwierdził, że pójdzie po dostawę alkoholu, więc
Żyleta szybko zaproponował mu pomoc. Czekając na dostawę, straszy spytał:
— Coś nie tak?
— W sensie?
— Z Gejszą.
Kobra spojrzał na niego czujnie.
— A czemu pytasz?
— No… — zawahał się. — Wygląda, jakby płakała.
Ostry patrzył na niego przez chwilę.
— Nie domyślasz się dlaczego? — Żyleta patrzył na niego
pełen niepewności. Brunet westchnął i spojrzał na krzątającą się za barem
Monicę. — Fajna z niej dziewczyna, nie?
— Monica?
— Gejsza – wywrócił oczami.
— Aaa… No tak.
— Mówię w sensie, że dziewczyna, nie przyjaciółka.
Zerknął na niego kątem oka.
— To też — mruknął Żyleta jakby do siebie, nie patrząc na
niego.
Kobra uniósł kącik ust.
— Mnie tego nie musisz mówić — stwierdził.
— A komu?
— Jej? — zaśmiał się. Żyleta znowu się zawahał, a Harry
pokręcił głową z uśmiechem. Chyba trzeba było mu to uświadomić. — Lecisz na nią
i tego nie widzisz?
Starszy chłopak rozszerzył oczy.
— I kto to mówi? — palnął.
— Co? – zdziwił się, a teraz to szatyn się zaśmiał.
— Pstro, czubku. Kto tu nie widzi, że na kogoś leci?
— O czym ty mówisz?
— O osobie, którą karłem nazywasz.
— Chyba cię poje*ało!
— Kogo poje*ało? — zapytała Nicole, wpychając się między
nich. — O czym gadacie?
— O — zaczął Żyleta z uśmieszkiem, a Kobra wbił w niego
mordercze spojrzenie — męskich sprawach — dokończył, patrząc z wrednym
uśmiechem na przyjaciela.
— Samochody i te sprawy?
— Taa…
— Mogę prosić sok pomarańczowy? — zapytała barmankę.
— Oczywiście.
Ponad dziewczyną przyjaciele mierzyli się ostrymi
spojrzeniami. Harry popukał się po głowie, a ten wyszczerzył się szerzej.
— Lecisz na nią — powiedział bezgłośnie.
— Idź się leczyć — odparł tak samo Ostry.
— Lecisz.
— Spie*dalaj — burknął do niego cicho.
Nicole spojrzała na niego z uniesioną brwią, a później na
rozbawionego Żyletę.
— Jakieś porozumienie między umysłowe? — spytała.
— Próbuję mu tylko uświadomić, że bredzi — rzekł Żyleta z
uśmiechem.
— Bo to pierwszy raz? — odparła ze śmiechem, odbierając
szklankę z sokiem.
— Dzięki — mruknął ze skrzywieniem Kobra.
— Luzik. — Odeszła.
— No co? — zaśmiał się Żyleta, gdy Harry wbił w niego
mordercze spojrzenie. — Ładna jest, przyznaj.
— Weź ty się odpie*dol.
— Przyznaj — śmiał się nadal.
— Mówiliśmy o tobie.
— A teraz mówimy o tobie — wyszczerzył się. — Przyznaj, że
ładna.
— No ładna, i co z tego? — warknął rozdrażniony.
— Niee… nic. — Spojrzał z wyszczerzem na Monicę.
— I mnie wku*wia na tyle, że do niej nie startuję —
dokończył Kobra.
Starszy chłopak drgnął i znowu na niego spojrzał.
— A chciałbyś?
— Żyleta, zaraz ci je*nę! — Były uczeń Hogwartu zaczął się opętańczo
śmiać. Kobra warknął jak rozdrażniony pies. — Zajmij ty się Gejszą —
stwierdził, chwycił butelki, które postawił przed nim Onik i poszedł w tłum.
Żyleta przestał się śmiać, wziął resztę flaszek i pobiegł
za nim.
— Mówiliśmy o tobie, więc nie schodź z tematu — drążył.
— Ty też zszedłeś, więc nie bredź — odparł.
— Kobra, ku*wa mać — westchnął. — To dwie różne sprawy.
— Ameryki nie odkryłeś. Wy to jedno, my to drugie…
— Więc jest jakieś my!
Ostry z hukiem postawił butelki na stoliku i spojrzał
groźnie na uśmiechającego się wrednie Żyletę.
— Nawet nie wiesz, jak mnie ręka świerzbi. Już mnie
wku*wiasz.
— Taa?
— Agh! Ludzie, trzymajcie mnie, bo mu je*nę!
— No i co się złościsz? — zarechotał. — Jakby coś naprawdę…
— Normalnie go zaje*ię!
Szatan z rozbawieniem posadził go na kanapie. Harry ciskał
w przyjaciela gromy z oczu, a ten śmiał się jak opętany.
— Ja nie wiem, czemu ty się tak denerwujesz.
— Zaraz mogę ci pokazać i zapamiętasz to, gdy będziesz
patrzył za każdym razem w lustro!
Żyleta nie przestawał się śmiać, co doprowadzało Harry’ego
do białej gorączki. Pozostali stwierdzili, że chłopak nieźle sobie nagrabił i jeśli
jeszcze coś wspomni na ten temat, naprawdę oberwie. Nie chcieli mordobicia
przyjaciół, więc szybko zmienili wątek rozmowy. Po kilku kieliszkach wszyscy
zapomnieli o sprawie.
Nicole wyszła na korytarz, żeby trochę ochłonąć. Była
ogłuszona przez głośną muzykę, a wyjście na zewnątrz odczuła jak zderzenie z
murem. Chciała iść do łazienki, żeby zobaczyć, w jakim jest stanie, ale
usłyszała rozmowę, która ją zatrzymała.
— Jesteś pewien, że tutaj jest?
— Na sto procent. Dostałem cynk od naszych. Przyszedł do
klubu z jakąś grupą.
— Jest ciemno. Skąd mają pewność?
— Widział go przy barze, a tam jest jaśniej. Jak zwykle
jakaś laska się do niego podwalała i zwróciła się do niego Kobra. Chyba nie ma w tym klubie więcej kolesi o takim przezwisku,
nie?
Nicole serce zabiło mocniej. Przyległa bardziej do ściany,
żeby jej nie zauważyli.
— Zabiję go — szepnął złowieszczo jeden z nich. — Strzelę w
niego tak, że będzie długo zdychał, ale go nie uratują.
— Złapią cię. Przecież jest z mafii. Będą cię ścigać do
upadłego.
— Nic mnie to nie obchodzi. Zabił mi brata. Muszę go
pomścić.
— Ty byś tego nie zrobił, gdybyś wiedział, że jeśli darujesz
życie, sam zginiesz? — wątpił drugi.
— Nic mnie to nie obchodzi — powtórzył.
Weszli do łazienki. Nicole przełknęła ślinę. Nie patrząc na
nic, pobiegła na salę z mocno bijącym sercem.
— … Don’t try to deny
it. You cannot hide it. I’ll be ignited. When I get to watch you burn…*
Kobra świrował wraz z Dexterem i Żyletą, urządzając koncert
i skacząc na kanapie, kiedy przybiegła Nicole. Wyglądała na przerażoną i miała
bladą twarz. Zaczęła ciągnąć Harry’ego za łokieć, jęcząc:
— Złaź.
— Dlaczego? — załamał się Draco w jego imieniu.
— Złaź — nie zwróciła na blondyna większej uwagi.
— Ale po co? — rzekł sam zainteresowany.
— To ważne.
— Nie może poczekać?
— Do cholery, jak cię zaraz zabiją, to sobie poczekasz! —
warknęła.
Noga ześlizgnęła mu się z kanapy i runął na ziemię z
łomotem, ale od razu zerwał się do pionu.
— Jakie zabiją?!
Pozostali patrzyli na nią wielkimi oczami. Nie zwróciła na
nich uwagi i swoje słowa skierowała wprost do Harry’ego. Opowiedziała mu o
rozmowie, rozglądając się nerwowo na boki. Wszyscy od razu wytrzeźwieli.
— Siadaj. Jesteś na celowniku z każdej strony, gdy stoisz.
— Yom pociągnął go za łokieć na dół.
— Poznasz go? — zapytał Kobra.
— Jeśli go zobaczę, tak. Ale nie w tej ciemności i nie z
daleka.
Ekipa rozstawiła się po sali, elita pozostała przy stoliku,
a Kobra oraz Nicole ruszyli w tłum. Dziewczyna była pod wrażeniem jego
opanowania, choć w pomieszczeniu był ktoś, kto miał zamiar zaraz go zabić.
— Tylko dyskretnie — powiedział jej do ucha. — Nie mogą się
zorientować, że ich szukamy.
Pokiwała nerwowo głową.
— A jak strzelą? — wydusiła.
— W tłumie nie strzelą, bo będą mieli problem z
wycelowaniem — odparł.
— Co chcesz z nim zrobić?
— Pytasz, czy go zabiję? — Przełknęła ślinę i kiwnęła
głową. — Tylko jeśli będę musiał. Jeśli nie będę musiał, oddam go Snajperowi.
Stanęła przodem do baru, ale pokręciła głową. Przecisnęli
się dalej, aby miała lepszy widok, jednak było czysto. Minęli Gejszę i Szatana,
którzy udawali, że rozmawiają, lecz rozglądali się czujnie dookoła. Przeszli
bliżej stolików. Nicole nagle odwróciła się do niego.
— Stoi stolik od elity. Czarna koszulka z napisem, bokiem
do nas.
Kiwnął głową.
— Chodź ze mną w jego stronę. Nie patrz na niego. Kieruj
się tak, jakbyś chciała przejść obok, okay?
Pokiwała głową. Ruszyli w jego stronę, ale nie patrzyli w
kierunku mężczyzny.
— Ma broń — głos jej zadrżał.
— Wiem — mruknął.
— Strzeli, gdy będziemy blisko.
— Nie zdąży.
— Ale…
— Zaufaj mi. Nie patrz na to, co będzie się działo, tylko
odejdź i się schowaj.
Byli już kilka metrów od niego. Nicole spinała się coraz
bardziej. Kobra spojrzał na Yoma, który został przy stoliku, żeby stamtąd mieć
widok na salę. Porozumieli się wzrokiem. Rudzielec miał w dłoni broń.
— … Hey, it’s a party on the back porch. I’mma take you through the
backdoor, whow. Gonna drink till there ain’t no more. It’s a party on the back
porch…**
— Nie chcę, żebyś umarł przy mojej ulubionej piosence —
wydusiła nagle Nicole.
— Tak ci na tym zależy? — szepnął.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo już byli przy facecie.
Widziała, że spojrzał na Harry’ego, a broń natychmiast wylądowała w jego dłoni.
Kobra odwrócił od niej wzrok. Gdy poczuł lufę przy skórze, zaatakował od razu.
Wygiął mężczyźnie rękę, kierując w górę pistolet, który spadł po chwili na
ziemię. Ostry chwycił go za kark i jego głową uderzył w stojący obok szklany stolik,
na którym pojawiły się rysy. Przygwoździł faceta do mebla z furią w oczach.
Swoją broń już miał wbitą w jego brzuch.
Elita patrzyła na wydarzenia z wielkimi oczami. Yom czujnie
przyglądał się brunetowi. Nicole ciarki przeszły po plecach, gdy ten syknął:
— Czego chcesz?
Facet był wściekły.
— Chcę, żebyś zdechł — odparł, nie mogąc się ruszyć. —
Zabijesz mnie? — uśmiechnął się nagle z satysfakcją. – Jesteś na celowniku,
Kobra. Tkniesz mnie to zdechniesz. — Ostry patrzył na niego przeszywająco, a Nicole
rozszerzyła oczy jeszcze bardziej, podnosząc głowę w bok. — Nie jestem sam.
— Nigdy nie rób tego błędu, że patrzysz na to, o czym mówisz
— odparł Harry spokojnie.
Nim ktokolwiek zorientował się w sytuacji, szarpnął go do
pionu i popchnął w prawo. Rozległy się strzały. Dzięki temu, co Kobra zrobił, mężczyzna
zasłonił go własnym ciałem. Ludzie zaczęli krzyczeć, uciekać i padać na
podłogę. Ostry wycelował w padającego martwego i gdy już miał pełny widok,
strzelił tam, skąd przyleciał pierwszy pocisk. Jeden, ale celny. Yom
natychmiast pociągnął Viki i Alana na ziemię, aby nie zostali postrzeleni.
Reszta poszła za ich przykładem, a rudzielec podniósł broń, nie mając zamiaru
się chować. Harry chwycił Nicole za rękę i niemal przerzucił ją przez oparcie
do pozostałych Ślizgonów, aby była bezpieczniejsza. Ekipa wkroczyła do akcji i
rozpoczęły się intensywne strzały. Kobra nie zważał na to, że jest głównym
celem.
Dexter wpadł za kanapę, gdzie byli jego przyjaciele z domu,
ale tylko po to, żeby uzupełnić magazynek. Chwilę później uratował Ostrego przed
pociskiem, strzelając do nieznajomego. Nie zwrócił uwagi na wielkie oczy Ślizgonów,
gdy facet osunął się na ziemię z dziurą w brzuchu. Harry wbił wzrok ponad nich
i wystrzelił w tamtą stronę cały magazynek, trafiając ostatnią kulą. Rzucił
pistolet na podłogę i sięgnął po drugi, wyciągając go z ręki nieprzytomnego mężczyzny.
Było jeszcze kilka strzałów i wreszcie zapadła cisza. Żyleta odgarnął włosy z
czoła.
— O matko… — usłyszeli słaby głos Victorii.
Elita podniosła się z ziemi w wyraźnym szoku.
— Wszyscy cali? — zapytała głośno Milka.
— Cali — odparli Ślizgoni, a zaraz po nich ekipa.
Nicole patrzyła wielkimi oczami po ekipie, stojąc jak słup.
Kobra rozejrzał się po ofiarach, a jego wzrok padł na lufę skierowaną w Ślizgonkę.
Magazynek miał pusty. Było za późno na ostrzeżenie. Rozległ się jeden wystrzał.
Zdążył do niej doskoczyć, ale tylko po to, by zasłonić ją własnym ciałem.
*Papa Roach – Burn
**Limp Bizkit – Back Porch
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny Nicole usłyszała rozmowę i dzięki temu wszyscy byli czujnik, och Gejsza jest zakochana w Żylecie, Harry uratował Nicole…
ech i zapomniałam przy poprzednim rozdziale napisać tak samo jak oni się cieszę, że Ian wyjechał na jakiś czas…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny, no tak dzięki Nicole, która usłyszała rozmowę i dzięki temu wszyscy byli czujni, och Gejsza jest zakochana w Żylecie ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza