24.07.2012

II. Rozdział 20 - Chwila prawdy

Wiadomość, że za dwa dni idzie na zadanie, kompletnie zbiła Harry’ego z pantałyku. Te niespodziewane informacje za każdym razem wywoływały u niego odruch zdziwienia, gdyż zawsze pojawiały się znienacka. Wskazówka dała mu do myślenia: Zmierzysz się z przeszłością. Missy zachodziła w głowę, o co może chodzić, ale Kobra stwierdził, że będzie, co będzie. Poszedł z wiadomością do Dumbledore’a, aby powiadomić go o nieobecnościach. Starzec nie robił problemów, tak jak obiecał.
Dzień przed zadaniem Ostry wracał z Nicole ze szlabanu. Dziewczyna była wściekła jak osa, a Harry bał się o swoje życie.
— Zrobiłeś to celowo! — wrzasnęła, a on odsunął się o jeden krok w prawo, żeby nie być na wyciagnięcie ręki.
— Nie! — bronił się.
— Kłamiesz! Specjalnie wylałeś na mnie te środki czyszczące i niszczące! Wyglądam jak idiotka!
Nie było się czemu dziwić. Środki do czyszczenia podłogi, luster, toalety i umywalki wylądowały na jej ciuchach. Na spodniach miała wielką, białą plamę, a bluzka była podziurawiona, gdyż wylał się na nią środek niszczący. A Kobra naprawdę nie zrobił tego celowo! Przypadkiem potknął się o wystający kij od miotły i trzymany w jego dłoni środek wyleciał w powietrze, lądując na Nicole. Miotła uderzyła drugim końcem w stojące obok butelki, które przewróciły się i wylały na klęczącą dziewczynę, niszcząc jej spodnie. Dziewczyna z wściekłością zaczęła rzucać w niego zaklęciami, gdyż Filchowi oddała fałszywą różdżkę. Doprowadziła łazienkę do ruiny. Woźny dostał szału, gdy zamiast wyczyścić pomieszczenie, zrobili jeszcze większy bałagan. Na drzwiach wylądowała kartka: Łazienka nieczynna z powodu remontu. Odnowę mieli przeprowadzić Harry i Nicole na szlabanie, który im się przedłużył do zakończenia renowacji. McGonagall była jednak na tyle sprawiedliwa, że kiedy dowiedziała się o nieobecności chłopaka, przełożyła im karę do czasu jego powrotu, żeby pracowali na równi. To był jedyny punkt, który łagodził Ślizgonkę.
— Mogłaś dalej odstawić miotłę! — bronił się.
— To naucz się chodzić!
Zagryzł dolną wargę, gdy przypomniał sobie jej minę po wylaniu środków. Wtedy wybuchnął niepohamowanym śmiechem, co doprowadziło ją do takiej furii, że rozwaliła całe pomieszczenie, próbując w niego trafić zaklęciem. Teraz miał problem z opanowaniem się, a ona to zauważyła.
— Jeszcze się śmiejesz?! — wrzasnęła wściekle.
— Twoja mina mnie rozwaliła — wydukał, próbując się hamować od śmiechu, co wkurzyło ją jeszcze bardziej. — Słodko wyglądasz — palnął na dobitkę.
Z szałem rzuciła się na niego z pięściami. Bronił się, jak mógł, non stop się śmiejąc. Gdy prawie trafiła mu kolanem w krocze, postanowił ratować swoje narządy płciowe. Chwycił ją jedną ręką za nogę, a drugą za nadgarstki. Obezwładnił ją.
— Byś nie celowała między nogi, to nic bym nie robił — powiedział z rozbawieniem, widząc jej wściekłą minę.
— Puść mnie — burknęła.
— Nie.
— Będziesz mnie tak trzymał?
— Jeśli będę musiał.
— Wyglądamy jak idioci.
— Trudno. Lepsze to, niż pozbycie się ważnej części ciała.
Mimowolnie wrednie się uśmiechnęła.
— Boisz się mnie?
— Momentami — mruknął.
Miał wrażenie, że się uspokoiła, więc ją puścił. To był błąd. Pięść leciała wprost w jego nos. Chwycił ją za nadgarstki i przyszpilił do ściany.
— Nie przeginaj — powiedział.
— Mam jeszcze nogi — stwierdziła.
Z łatwością podciął jej nogę i ustawił się tak, że miała skrzyżowane kończyny. Zablokował jej stopy swoimi, jednocześnie stając bliżej niej.
— Już nie — rzekł z uśmiechem, widząc jej oburzoną minę.
— To nie jest fair — burknęła.
— Życie nie jest fair — odparł z rozbawieniem.
— Emm… Możesz mnie puścić? — speszyła się.
Był stanowczo za blisko.
— A co? Boisz się?
— Chciałbyś — warknęła cicho. — Czuję się przyparta do muru.
— Nic dziwnego — zaśmiał się.
— No racja — mruknęła z niechęcią.
— Jesteś nieobliczalna, a ja nie chcę oberwać.
— Nie oberwiesz — odpuściła ze zrezygnowaniem.
— Przed chwilą też tak myślałem.
Wypuściła ze świstem powietrze, patrząc na niego. Serce uderzyło mocniej, gdy natrafiła na jego oczy, które były zbyt blisko. Chłopak uśmiechnął się dziwnie, a ona po chwili zrozumiała dlaczego. NIE! Nie rumieńce, nie rumieńce! Wypie*dalać! Jej wygrażanie nic nie dało. Rumieńce i tak się pojawiły.
— Potter, co ty knujesz?
Aaa! Nie gadaj tak, jakbyś chciała mu ulec!
— Nic — mruknął z błyskiem w oku.
— Nic? Ciekawe — wymamrotała, unikając jego spojrzenia. — Co ty robisz? — szepnęła stłumionym głosem, gdy przybliżył się jeszcze bardziej.
Jego wzrok ją palił i nie wiedziała, jakim sposobem zmusił ją do spojrzenia na niego. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej.
— Nie zachowuj się tak, jakbyś chciał mnie pocałować — wydukała cicho.
Uśmiechnął się szerzej.
— A skąd wiesz, że nie chcę? — szepnął, a jego oddech uderzył ją w usta.
— Oszalałeś — odparła równie cicho, a serce nie zwalniało.
— Może ty chcesz?
— Naprawdę oszalałeś — jęknęła.
Zaśmiał się lekko. O mamo…
— Raz to zrobiłem, więc czemu nie miałbym zrobić tego ponownie? — spytał miękko.
Jej oddech przyspieszył. Miała ochotę przyciągnąć go do siebie i wpić się w jego wargi. Skubany! Nawet nie wiedział, jak na nią działają takie gierki! Nie zorientowała się, że od dawna jest wyswobodzona z jego rąk i nóg. Przed oczami stanęła jej sytuacja, gdzie niespodziewanie ją pocałował. Krótki, ale mocny pocałunek. Zrobiło jej się gorąco, a rumieńce pogłębiły się.
— Pamiętasz — mruknął stłumionym głosem, widząc jej reakcję. Oparł rękę o ścianę na wysokości jej głowy, przybliżając się jeszcze bardziej. — Zaskakujesz mnie, Nikita.
— N-nie mów… — wyjąkała, ale umilkła, kiedy przygryzł lekko jej dolną wargę.
Jej  powieki opadły na dół, a oddech stał się cięższy. Przejechał językiem po jej wardze, patrząc na jej twarz. Z zaskoczeniem przyjął to, że spodobały jej się te gierki. A tobie nie? – zapytał złośliwie głosik. Spie*rzaj – odparł w myślach bardzo niepewnie. Puścił jej usta, ale się nie odsunął. Patrzenie na nią sprawiało mu przyjemność.
Coś trzasnęło piętro wyżej. Dziewczyna otworzyła szybko oczy, wybudzając się z transu. Kobra odsunął się o krok, wracając do siebie. Byli równie zdezorientowani.
— Zabiję cię — powiedziała słabo. — O co ci chodzi? — Otworzył usta, ale nie wiedział, co odpowiedzieć. Odsunęła się od niego. — Idź się leczyć, Potter — palnęła, odwróciła się i ruszyła szybko w głąb korytarza.
— Ale ci się podobało — stwierdził niezbyt głośno.
Zwolniła z niepewnością na twarzy.
— Chciałbyś — warknęła cicho.
W myślach widziała pojawiający się na jego ustach uśmiech. Wiedział, że jej się podobało. Ona wiedziała, że on wie.

Nicole wpadła do dormitorium rozchwiana emocjonalnie. Co to miało być?! O co mu chodziło?! Nie potrafiła zinterpretować jego zachowania. Gdyby nie byli wrogami, uznałaby to za zaloty, ale przecież się nienawidzili! Kiedy przypomniała sobie sytuację, gdzie ich usta zetknęły się ze sobą, na jej policzkach pojawiły się wypieki. Gdy dodatkowo przypomniała sobie jego oczy tak blisko niej, rumieńce zaczęły ją palić. Był taki seksowny! Chciała… więcej. Wtedy wręcz pragnęła, żeby ją pocałował. A on? Czego tak naprawdę od niej chciał? Tego samego? Od razu wyeliminowała tę myśl. Nie wyobrażała sobie, że naprawdę chciał ją pocałować, chociaż z jego gadania tak wychodziło. Robił to tylko po to, żeby uległa. Tylko po co miała ulec, do cholery?!
Na jej policzkach ponownie pojawiły się rumieńce, gdy uświadomiła sobie, że chciał ją po prostu poniżyć. Udało mu się. Będzie miał powód do śmiania. Głupia Nicole Young uległa Harry’emu Potterowi. Zaczęła sobie wyobrażać miny przyjaciół, kiedy chłopak im o tym powie. Chichoty na korytarzach, wytykanie palcami. W jej oczach pojawiły się łzy wstydu. Od razu powinna go od siebie odepchnąć, żeby się nie upokarzać. Teraz pewnie sobie pomyśli, że na niego leci. Tylko że później sam wyglądał na zaskoczonego swoim zachowaniem. Była rozbita.
— Coś się stało? — zapytała Victoria, wchodząc do pomieszczenia.
— Co? Nie, nic — odparła szybko.
Podeszła do niej ze zmarszczonymi brwiami.
— Kochana, co jest? — drążyła.
— Nic, naprawdę.
— Nie wierzę ci. Jesteś czerwona jak burak…
Boże, co ja jej powiem?!
— … i wyglądasz, jakbyś kąpała się w… środkach czyszczących i niszczących? — zdumiała się Viki.
Nicole zerknęła na siebie. No tak, gdyby nie ta nieszczęsna sytuacja na szlabanie, pewnie do niczego by nie doszło. Szybko znalazła wytłumaczenie.
— Potter mnie wkurzył — burknęła.
Blondynka zaśmiała się.
— Czym Kobra znowu sobie nagrabił?
Chciał mnie pocałować, dureń!
— Wylał na mnie środki czyszczące, niszczące i wybielające. Krzyczał między zaklęciami, że to przypadkiem, ale mu nie wierzę. — Viki wybuchnęła śmiechem. — Przez to rozwaliłam całą łazienkę i przedłużyli nam szlaban — westchnęła rozpaczliwie. — Łazienka na trzecim piętrze jest nieczynna.
— Jesteście niesamowici — zachichotała. — Przebierz się i chodź do nas, bo tak szybko przebiegłaś, że nikt nie zdążył cię zawołać.
Uśmiechnęła się lekko. Blondynka już miała wychodzić, ale Nicole postanowiła się jej poradzić.
— Viki?
— Tak? — odwróciła się z powrotem.
— Czy według ciebie wszyscy faceci to świnie?
— Zależy pod jakim względem.
Nicole zawahała się, a Victoria puściła klamkę i usiadła na jej łóżku, patrząc na nią z wyczekiwaniem.
— Niedawno taki jeden… — zaczęła koślawo, ale po chwili poprawiła się: — Zrobiłam coś, czego żałuję, bo to był błąd, a on o tym dobrze wie. Boję się, że komuś o tym powie, a tego nie chcę.
Victoria zmarszczyła brwi.
— Zależy, jaki to typ faceta. Jeśli to facet typu Weasley czy ten były tej blondyny z piątego roku… wiesz, o kogo chodzi… to jest typ a’la świnia i cham. Pewnie by to rozpowiedział. A jakby to był koleś typu któryś z naszych chłopaków, czyli na przykład Alan, Dexter czy Kobra, to nie masz się czego obawiać. — Na pewno? Podniosła ją na duchu, ale zawsze istniało ryzyko. — To nie są świnie, przynajmniej nie pod tym względem — zaśmiała się lekko. — Wiedzą, kiedy milczeć i co to jest takt, więc nie będą się śmiali. Mają świadomość, że każdy popełnia błędy. Szanują kobiety, a to się liczy.
Nicole uśmiechnęła się do niej.
— Dzięki.
— Nie ma sprawy. Teraz tylko dopasuj typ faceta do tego kolesia, a jeśli mimo wszystko komuś o tym powie, strzel mu w pysk. Niech wie, że tego się nie robi. Mam nadzieję, że pomogłam.
— Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Cieszę się. Czekamy na dole.
Wyszła. Nicole odetchnęła z ulgą. Jeśli Viki miała rację, nie miała czego się obawiać. Oczy jej zabłysły. A jeżeli Potter będzie kłapał dziobem, gorzko tego pożałuje.

Z mocno bijącym sercem Nicole weszła do Wielkiej Sali. Nadeszła chwila prawdy. Jeśli większość uczniów wlepi w nią spojrzenia, oznacza to, że Potter się wygadał. Uchyliła drzwi i rozejrzała się nerwowo. Jedna osoba, która ze strachu szybko spojrzała w drugą stronę, żeby jej się nie narażać. Odetchnęła z ulgą. Teraz przyjaciele. Kobra już z nimi siedział, więc miał szerokie pole manewru. Podeszła do nich.
— Cześć — rzekła Milka z uśmiechem, jak to zwykle robiła.
Reszta także zachowywała się tak, jak zawsze. Z uśmiechem odpowiedziała na powitanie, siadając. Ostry spojrzał na nią i z ociąganiem przesunął wzrok na Alana, z którym zaczął rozmowę. Cholera, Viki miała rację w stosunku do niego!
— Weekend, jak miło! — powiedział głośno Ernie Macmillan. — Cześć, Harry.
— Cześć, Ernie. Dla kogo miły, dla tego miły — dodał pod nosem bez entuzjazmu. Missy poklepała go po kolanie z pokrzepiającym uśmiechem. — Tylko mnie zapowiada się niemiły. Trzy randki — spojrzał na Blaise’a i Viki, Dextera i Milkę oraz Missy, która umówiła się z Aaronem. — Ci się będą opie*dalać — spojrzał na Alana i Jery’ego. — A ta… — dodał, zerkając na Nicole — samo to, że mnie nie będzie, już będzie dla niej miłe. — Wszyscy zaśmiali się głośno, a Ślizgonka wyszczerzyła się. Humor bardzo jej się poprawił. — O ja biedny — załamał się, uderzając głową w stół. — Gdzie ta sprawiedliwość?
— Utopiła się w Tamizie — wystawił zęby Blaise.
— Spie*przaj — burknął. — Miałeś mnie pocieszyć, brutalu!
Blaise parsknął śmiechem.
— Nie ten adres — stwierdził.
— Nikt mnie tu nie rozumie — zaszlochał komicznie. — Idę stąd.
— Masz jeszcze godzinę — oburzyła się Milka.
— No i co? Pogadam sobie jeszcze z Naomi i Anją, bo nigdy nie ma okazji.
Ślizgoni byli na tyle wtajemniczeni w jego misję, że wiedzieli o udziale Naomi w całym przedsięwzięciu. Sami szybko połączyli fakty. Pożegnali Harry’ego. Milce i Missy jak zwykle zajęło to więcej czasu niż reszcie razem wziętych. Nicole pożegnała go najszybciej słowami:
— Żebym uwolniła się od ciebie chociaż do końca szkoły.
— Nie postaram się — odparł. — Gorzej, jak przyprą mnie do ściany.
Świnia! – wrzasnęła na niego w myślach, gdy uśmiechnął się do niej z błyskiem w oku, dając jej do zrozumienia, że pamięta. Nic nie odpowiedziała.
Chwilę później Kobra wchodził w wir, by wylądować w zamku Czarnych Róż.
— Już jesteś — powitała go Anja z uśmiechem.
— Postanowiłem przyjść trochę wcześniej — odpowiedział.
— Usiądź — wskazała mu tron obok siebie. Zawahał się. — Całkowicie zasłużyłeś — uśmiechnęła się. — Masz sporą część Diamentu, co czyni z ciebie naszego przyjaciela, bo nie chcesz nas oszukać.
Usiadł. Tron nie wydawał się być tak wygodny, jak był w rzeczywistości. Kobra miał wrażenie, że materiał układa się odpowiednio do ciała, chociaż był z diamentów. Nie był zimny, ale przystosowany do panującej temperatury. Magia była niesamowita – przekonał się o tym po raz kolejny.
— Wiesz, czego się spodziewać? — zapytała swobodnie Anja.
— Nie mam pojęcia. Snułem domysły przy drugim zadaniu, bo myślałem, że będzie coś w stylu pierwszego, a tu klapa. Wolę o tym nie myśleć.
— Zauważyłeś, że każda część Diamentu ma taki sam kształt? — Pokręcił głową. — Są dokładnie takie same, przynajmniej te dwa, które dotąd zdobyłeś. Na tej podstawie wywnioskowałyśmy z Naomi, że razem z dzisiejszym pozostaną ci trzy zadania. Nie jesteśmy stuprocentowo pewne, gdyż nie wiadomo, czy wszystkie są takie same, ale jeśli tak, to jesteś na półmetku.
Do pomieszczenia wpadła Naomi, jak zwykle z uśmiechem na twarzy. Pogadali chwilę o bzdetach, a ona rzekła od niechcenia:
— A jak tam twój chrzestny?
Kobra wbił w nią spojrzenie.
— A czemu pytasz?
— Z ciekawości. Jak gadaliśmy miesiąc temu, to…
— Co?! Czemu ja nic o tym nie wiem?!
— Eee… Nie mówił ci? — zawahała się.
— Nie! — Anja zachichotała cicho. Kobra zmarszczył brwi, gdy Naomi zmieszała się. — Spotykacie się?
— N-nie!
— Kłamczucha — szepnęła z rozbawieniem Anja.
Kobra rozdziawił usta, gdy Naomi wbiła w kobietę wściekłe spojrzenie.
— Jednak wziął sobie do serca moje groźby odnośnie braku małżonki.
— Harry! — oburzyła się, a Anja wybuchnęła śmiechem.
Ostry zaczął rechotać z jej miny.
— Nie no, spoko. Ja się nie czepiam, ale ktoś mógł pisnąć chociaż słówkiem.
— Po co?
— No wiesz… Mój chrzestny kręci z moją byłą nauczycielką.
— Harry…
— Wolałbym mimo wszystko wiedzieć — wyszczerzył się. — Zwykle kłapie dziobem, a jak ma kłapać to siedzi cicho. Wszystko chce wiedzieć, ale sam nic nie powie. I co gadał ten miesiąc temu?
— Hmm… Że jakaś dziewczyna cię omotała i ma ochotę ci wpierdzielić, bo zachowujesz się jak idiota.
— Dzięki. Miły jest, nie ma co — parsknął. — Ale co prawda, to prawda.
— Nie mieliśmy okazji się spotkać, bo ostatnie trzy tygodnie nie było mnie w kraju. O co chodziło z tą dziewczyną?
Wytłumaczył im sytuację, co przyjęły ze zdumieniem.
— Nauczyciel obrony? — zdumiała się Anja, gdy powiedział im, z kim rozmawiała Olivia.
— No, też się tym zdziwiłem, ale jestem pewny.
— Jak on się nazywa?
— Ian Franco.
Kobiety spojrzały na siebie.
— Nie znam — stwierdziła Naomi. — Ale nazwisko brzmi jakoś po włosku.
— Zastanawialiśmy się, czy to możliwe, że jest śmierciożercą.
— Dumbledore przyjąłby go na stanowisko nauczyciela? — wątpiła Anja.
— Jeden już wystrychnął go na dudka. Crouch a’la Moody. Śmierciożerca pod samym nosem. Znak pewnie można jakoś ukryć.
— Wy uwielbiacie zagadki — podsumowała z rozbawieniem Naomi.
— Taka natura — wyszczerzył się. — Ale że nie odkryliśmy, że ty i Łapcio, to aż dziwne.
— Harry!
Kobra wyszczerzył się do Anji, która znowu zachichotała.
— Nie myślałem, że przy tym labiryncie to tak na serio…
— Potter!
— Rodzinne pogawędki później — wtrąciła niespodziewanie poważniej Anja. — Pora na zadanie.

2 komentarze:

  1. Hej,
    cudowne, o ten pocałunek między nimi, Łapa i Naomi interesujące…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniały rozdział, Łapa i Naomi och to jest bardzo interesujące… ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń