24.07.2012

II. Rozdział 21 - Drugi plan

— Zadanie ma charakter czysto emocjonalny, sprawdzi twój stan psychiczny — zaczął Merlin. — Znajdziesz się w pomieszczeniu, gdzie nie będziesz musiał zaspokajać podstawowych potrzeb każdego człowieka. Zmierzysz się z przeszłością. Musisz rozwiązać problemy, poukładać swoje uczucia, zmierzyć się z trudnymi wspomnieniami. Każda sytuacja ma na celu zmuszenie cię do myślenia. Dopóki nie zrozumiesz, jaki miało sens, nie pojawi się kolejne, co oznacza, że zostaniesz tam dłużej. To od twojej psychiki zależy, ile czasu tam spędzisz. Wydaje się proste, ale jest to najtrudniejsze zadanie, bo musisz zajrzeć w głąb swojego serca. Diament pojawi się wtedy, gdy będziesz gotowy do wyjścia. Powodzenia.
Merlin zniknął. Kobra po samych słowach wywnioskował, że zadanie będzie trudniejsze od poprzednich, chociaż nie będzie narażał swojego życia na niebezpieczeństwo. Ewentualnie swój stan psychiczny. Przypuszczał, że spędzi tam sporo czasu.
Wkroczył w wir, by wylądować w nicości. Był sam. Nie znajdował się tutaj żaden przedmiot. Z każdej strony czerń i pustka. Usiadł, bo skoro stał, to przecież mógł też siedzieć. I wtedy się zaczęło.
— O rany… Ja już dziękuję — szepnął do siebie, gdy zobaczył siebie z bronią w ręku, celującego w Vernona Dursleya, a później w faceta, który torturował go kwasem siarkowym.
Oba wspomnienia zakończyły się przy strzale. Po co mieli pokazywać dalej, skoro wiedział, co było później?
— Żałujesz? — zapytał cichy głosik.
Serce uderzało mu z całej siły. Żałował? Tak, żałował człowieka, ale nie konkretnych osób. Żałował, że musiał to zrobić. Ale czy musiał? Mógł to zostawić innym osobom. Ale czy wtedy czułby się lepiej? To jemu wyrządzono krzywdę. On chciał się zemścić.
Otworzył oczy. Pojawiło się kolejne wspomnienie. Zerwanie przyjaźni z Ronem.
— Chciałbyś to zmienić? — spytał po raz kolejny głosik.
Nie chciał. Dostrzegł, jaki jest Ron. Nie potrafił zaakceptować jego przyjaciół, kazał mu nawet wybierać między nimi. Jaki byłby sens, gdyby wybrał jego? Straciłby wartościowych ludzi i sam by się z tym męczył. Może nawet okłamywałby Rona, że zerwał przyjaźń z ekipą, a tak naprawdę nadal by się z nimi spotykał. W końcu by się to wydało i prędzej czy później wszystko by się rozpadło. Nie byłby wtedy sobą.
Przed oczami pojawiło się następne wspomnienie. Im był dalej, tym trudniejsze pokazywały się jego życiowe sytuacje.

Missy przyzwyczaiła się, że zadanie trwa cztery dni, więc przez ten czas była spokojna. Lecz mijał piąty i szósty dzień. Harry nadal nie wracał. Stała się bardziej nerwowa, choć Milka i Dexter ją uspokajali. Kiedy spotkali Syriusza i Remusa wraz z Naomi Grant, dziewczyna podbiegła do nich z nadzieją.
— Co z nim? — spytała słabo.
Naomi uśmiechnęła się lekko.
— Jeszcze nie wrócił z zadania.
— Dlaczego tak długo? — jęknęła.
Kobieta westchnęła.
— Zadanie ma charakter emocjonalny. Sprawdza jego wytrzymałość psychiczną i umiejętność prawidłowego rozróżniania uczuć. To trudne zadanie, ale jego życie nie jest narażane. Potrzebuje na to więcej czasu, dlatego tak długo nie wraca.
— Nie ma tam żadnych trupów i bestii?
— Nie — odpowiedziała. — Są tylko jego wspomnienia.
— Och, dzięki wszystkim bóstwom — stęknęła z ulgą.
— Mówiłem, że wszystko będzie okay — westchnął Draco.
— Nie zabronisz mi się o niego martwić — mruknęła.
— Nie zabronię, ale niepotrzebnie najesz się stresu.
— No co? Taka jestem.
Cała trójka spojrzała wrogo w stronę przechodzącej obok Olivii, która nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi.
— Suka — mruknęła Milka.
— Każdego tak obrażacie? — uniosła brwi Naomi.
— Tylko ją — odpowiedziała Missy. — Za to, co zrobiła Kobrze.
— Aaa… To ta? — zwróciła się do Syriusza, który potwierdził.
Nancy zabłysły złowrogo oczy, kiedy Olivia niby przypadkiem wpadła na mijającego ją Aarona, który odskoczył od niej jak oparzony. Uśmiechnęła się tak, jak robiła to w stosunku do Ostrego, a Missy aż zatrząsała się ze złości.
— Ratuj swojego księcia — wyszczerzył się Dexter.
— Spadaj — tupnęła nogą. — To nie jest żaden książę tylko… przyjaciel.
— Taa… Jasne — zachichotała Milka, a ona spojrzała na nią ostro. — Na spotkanie z Kobrą jakoś nie stoisz godzinę przed lustrem.
— Weźcie się odwalcie — mruknęła pod nosem i ruszyła w stronę Olivii i Aarona, słysząc ich chichoty. — Zajmijcie się sobą, gołąbeczki — dodała jeszcze.
— Widzę, że dużo się dzieje w tej szkole — zaśmiała się Naomi.
— Trochę — odparła Alison z uśmiechem, obserwując swoją przyjaciółkę.
Nancy minęła Olivię i stanęła obok Aarona, patrząc z fałszywą ciekawością na Krukonkę.
— Coś się stało? — spytała miło, wciskając rękę pod ramię chłopaka.
— Nie, nic, Missy — odparł, z uśmiechem odwracając głowę w jej stronę. — Wybacz, Romance, ale mam ważniejsze sprawy na głowie.
Minęli ich i odeszli w drugą stronę, idąc ze sobą pod ramię. Olivia tupnęła nogą z wściekłością na twarzy i poszła dalej. Dexter i Milka wyszczerzyli się do siebie.

Kobra zaciskał mocno oczy, trzymając się rozpaczliwie za włosy. Policzki miał mokre od łez. Nie sądził, że tak ciężko zniesie własne wspomnienia. Nie wiedział, ile czasu tutaj był, ale miał wrażenie, że maksymalnie jeden dzień. Nie czuł głodu, pragnienia czy zmęczenia. Chociaż ciągle siedział, nie miał wrażenia, że musi wstać i się rozciągnąć.
— Boże, ile jeszcze? — szepnął do siebie, gdy poleciało kolejne wspomnienie.
Moment, gdy uświadomił siebie, że Olivia go omotała. I ta chwila, gdy zauważył Dextera i Milkę jako parę.
— Zazdrościsz im? — zapytał natrętny głosik.
Zazdrościł im tego, że mają drugą osobę, której mogą całkowicie zaufać. Nie chodziło o przyjaźń, ale o miłość, której on od dawna nie odczuwał. Syriusz kochał go jak syna, on kochał go jak ojca. Gejsza kochała go jak brata, on kochał ją jak siostrę. Żyleta kochał go jak brata, on kochał go jak brata. Szefunio kochał go jak wnuka, on kochał go jak dziadka. Ale to nie było to. Potrzebował drugiej osoby, dziewczyny, która zaakceptuje go takim, jakim jest i będzie go mimo to kochać. Doris oszukała go i chodziło jej tylko na kasę. Wdowa była w porządku. Kochali się, ale miłość ta polegała bardziej na bliskości ciał, a nie umysłów. Peggy była tylko miłą przygodą, Cho – zauroczeniem. Olivia sprawiła, że pokochał ją sztuczną miłością. Nawet tak tego nie mógł nazwać. Nie kochał jej. Był po prostu od niej uzależniony. Zazdrościł Milce i Dexterowi prawdziwego uczucia. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Bo co to znaczy? Zobaczysz dziewczynę i od razu ją pokochasz? Zakochasz się w jej wyglądzie. Nie znasz charakteru, a miłość polega na tym, że kochasz ją taką, jaka jest, a nie jak wygląda – słowa Szefunia po jego rozstaniu z Doris uderzyły w niego z całą siłą. Dopiero zrozumiał, co mężczyzna miał na myśli. A jednak non stop popełniał ten sam błąd. Właściwie z każdą z nich zaczął chodzić po krótkim czasie. Nie znał ich długo. Po prostu spodobały mu się na pierwszy rzut oka. To był ten błąd. Nie poznał ich. Idealizował je i dodawał cechy, których nie posiadały, by poczuć do nich coś więcej. Myślał, jaka mogłaby być, a nie jaka była. Jak mógł je pokochać po tygodniu spotkań? Missy znał od ponad trzech lat, a ciągle go zaskakiwała. Hermionę od ponad sześciu, a jednak nie poznał jej tak bardzo, jak myślał. Więc jak mógł pokochać kogoś na zabój w tydzień?! Dotarło do niego, że zbyt szybko ufał nowopoznanym dziewczynom i dlatego Doris oraz Olivia go wykorzystały.
— Naucz się kochać, Harry — powiedział głosik, pierwszy raz nie zadając pytania, ale radząc mu.
Starł z policzków łzy i odetchnął głośniej. Postanowił to zmienić. Nie da się wykorzystać, a uczucie nazwie miłością dopiero wtedy, gdy pozna dziewczynę bez idealizowania jej i będzie tego warta. Uśmiechnął się do siebie.
Pokazało się kolejne wspomnienie.

Nicole była wściekła.
— Co on sobie myśli?! Od tygodnia sobie bimba, a ja muszę znosić narzekania nauczycieli, że nie pojawia się na szlabanach!
— Nicole, to naprawdę nie zależy tylko od niego — westchnął Draco, patrząc rozpaczliwie na Pansy, która wzruszyła bezradnie ramionami.
Siedzieli w pokoju wspólnym Slytherinu późną nocą. Nicole od dziesięciu minut narzekała na brak obecności Harry’ego na szlabanach, bo musiała wszystkim tłumaczyć, że nie wie, gdzie jest, kiedy wróci i że ma pozwolenie od dyrektora. Pewnie by to zignorowała i dodatkowo jeszcze pogrążyła chłopaka, ale Draco dał jej do myślenia. Jego słowa, że chodzi o Voldemorta, całkowicie złagodziły jej nerwy dotyczące wypadu Pottera na cały tydzień. Kobra coś robił w tej sprawie. Choć dużo osób myślało, że siedzi spokojnie w szkole i nie przejmuje się swoim przeznaczeniem, to on naprawdę starał się jak mógł i ona to dostrzegała. Znał dużo silnych zaklęć, które miały mu pomóc w walce, stał się nielegalnym animagiem, nauczył się oklumencji po wielu ciężkich próbach. Teraz pokazał, że robi coś, co bezpośrednio miało uderzyć w Riddle’a. Musiała przyznać, że wywiązuje się z roli Zbawiciela Świata. Gdyby była sama, prychnęłaby z ironią. Co za dureń dał siedemnastolatkowi taką misję?! Po zastanowieniu stwierdziła, że sam Voldemort, tyle, że szesnaście lat temu i sam o tym nie wiedział. No tak, ale gdzie byli dorośli?! W sensie, że bardziej dojrzali psychicznie i fizycznie, a nie na papierze. Czemu, do jasnej choinki, nie mogli go zastąpić?! To było bardziej pokręcone, niż myślała.
— Długo jeszcze będę musiała go tłumaczyć? — westchnęła.
— Zwykle to trwało cztery dni, ale teraz niby jest coś gorszego, dlatego trwa już tydzień — odpowiedział z niechęcią Draco. — Nie wiem, ile jeszcze będzie musiał tam zostać.
— Przez niego mam dwa razy więcej roboty — burknęła. — Franco nie odpuścił i mam sama odrabiać karę, skoro, jak on to określił, Potter ma to gdzieś. Stwierdził, że to nie jego sprawa, a praca ma być skończona. Każdy mi chwilowo odpuścił szlabany, poza tym dupkiem.
— Dziwisz się? — mruknął Alan znad książki. — On nie patrzy na to, czy coś jest sprawiedliwe. Ważne, że on jest zadowolony.
— Niech się wali — rzekła Nicole dumnie. — I tak stąd wyleci, jak każdy nauczyciel obrony.
— Ciekawa jestem, dlaczego tak się dzieje — zainteresowała się Victoria.
— Ojciec coś kiedyś mi mówił na ten temat — mruknął Jeremy bez entuzjazmu. — Rzekomo Voldemort rzucił na to stanowisko klątwę, gdy odmówiono mu posady w Hogwarcie.
— Koleś się wkurzył — stwierdził Blaise, pisząc list do matki. — Ciekawe, kiedy klątwa zniknie.
— Nie chcę, żeby moje dzieci uczył ten dupek, więc oby dopiero wtedy, gdy go wyleją — rzekła Viki.
— Może po śmierci Voldemorta? — zastanowił się Alan.
— Całkiem możliwe. Trzeba Kobrze powiedzieć, żeby poczekał chociaż do wakacji, żeby zdążył wylecieć — odpowiedział Jery.
— Nawet tak nie żartuj — westchnęła Pansy. — Na gorszą rolę nie mógł trafić. Im szybciej, tym lepiej.
— Ale czy lepiej dla niego? — mruknął Draco.
Zamilkli.

Otworzył oczy po raz kolejny, aby zobaczyć następne wspomnienie. Jego pierwsza kłótnia z Nicole w pociągu, gdy jechali na szósty rok nauki, jego pocałunek na podziękowanie pod koniec tej samej klasy i sytuacja po szlabanie, gdzie doszło między nimi do zbliżenia.
— Czy naprawdę jej nienawidzisz?
Kobra patrzył tępo na twarz Nicole. Dobre pytanie. Czasami miał wrażenie, że zabije ją z nienawiści, gdy się awanturowali, walczyli na zaklęcia albo gdy wylądował w Skrzydle Szpitalnym ze złamanym nosem. Innym razem wręcz darzył ją sympatią, kiedy razem zwrócili się przeciwko Ianowi, wspólnie imprezowali lub rozmawiali na nieważne tematy, żartobliwie sobie docinając. Jak mógł ją nienawidzić, skoro tyle razy mu pomagała? Doradziła mu, jak może pomóc Syriuszowi, pomogła rozwiązać zagadkę związaną z eliksirem uzależniającym, wyprowadziła z pola walki, gdy był po torturach. Tak naprawdę nie nienawidził jej. Była mu obojętna? Więc dlaczego spędzał z nią aż tyle czasu? A jego pocałunek i sytuacja po szlabanie? Co to miało znaczyć? Podziękowanie rozumiał. Działał pod wpływem emocji, chciał wyrazić swoją wdzięczność. Trochę przesadził, ale się stało. Ale to ostatnie? Nie wiedział, dlaczego to zrobił.
— Ale sprawiło ci to przyjemność. — Głosik po raz drugi coś mu uświadomił.
Tak, to było cholernie przyjemne uczucie i gdyby mógł, nie przerwałby tej chwili. Nikomu o tym nie powiedział. Z tego co widział, ona też milczała na ten temat, chyba że coś się zmieniło podczas jego nieobecności.
— W takim razie, co do niej czujesz? — zapytał głosik.
Kobra milczał.
— Ty mi to powiedz, do cholery — szepnął do niego z ironią. Nie odpowiedział, a Harry się tym nie zdziwił. To było jego zadanie. — Young, czemu ty zawsze musisz wszystko mieszać?

Anja krążyła nerwowo po pomieszczeniu, co chwilę zerkając na drzwi, które prowadziły Harry’ego na zadania. Mijał ósmy dzień, a on nadal nie wracał, co zaczęło ją niepokoić. Jej szata powiewała, gdy chodziła od tronu do tronu, siadała na jednym z nich, by od razu wstać i wrócić do poprzedniej czynności.
— Nie denerwuj się — rzekła Naomi wchodząca do pomieszczenia.
— Już ósmy dzień. A jak coś mu nie wyszło?
— Anja, nie ma konkretnego limitu. Sam Merlin powiedział nam, na czym polega zadanie i że zajmie to więcej czasu niż zwykle. Harry nie ma łatwego życia, więc może mieć problem z rozróżnieniem swoich uczuć i emocji.
— Masz coś konkretnego na myśli?
— Powiedzmy. Byłam w Hogwarcie…
— … u Syriusza — dodała Anja z uśmiechem.
— Nie o to chodzi — mruknęła speszona. — Widziałam w akcji tę dziewczynę, która go omotała. Pamiętam ją z lekcji i wcale się nie dziwię, że zrobiła coś takiego. Widziałam też jego przyjaciół. Wszyscy zakochani po uszy. Widzisz różnicę między nimi?
— No tak — westchnęła. — Wszyscy szczęśliwie zakochani, a on otumaniony.
— Właśnie. I dodam jeszcze coś, a raczej kogoś. Nicole Young.
— To ta dziewczyna, z którą non stop się kłóci? Najwięksi wrogowie w Hogwarcie?
— Dokładnie. Tylko wydaje mi się, że dużo się zmieniło i Harry na zadaniu może mieć z nią problem.
— Co masz na myśli? — zmarszczyła brwi.
— Wydaje mi się, że oni tak naprawdę nie wiedzą, co do siebie czują. I to może być ten problem.

Pierwsze spotkanie z Naomi w pociągu. Pierwsze spotkanie z Syriuszem po jego cudownym odrodzeniu. Oni razem przed labiryntem i słowa Naomi, zanim wszedł do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdował.
— Cieszysz się, że rodzi się uczucie?
A dlaczego miał się nie cieszyć? Kochał Syriusza, a Naomi bardzo lubił. Gdyby byli razem, na pewno nie miałby nic przeciwko. Sam jeszcze robiłby wszystko, aby im się udało.
— Nie boisz się, że zejdziesz na drugi plan?
Sam musiał przyznać, że trochę się tego obawiał. Nie mógł jednak odbierać Łapie szczęścia. Nie mógł go ograniczać i skazywać na samotność lub kazać dokonywać wyboru między nim a jego ukochaną. A co, jeżeli jego misja się nie powiedzie? Założył, że zginie. I co wtedy? Wtedy chrzestny będzie kogoś potrzebował.
Otworzył oczy. Wspomnienie nie pokazało się. Jego rozumowanie było błędne? Nie potrafił przyznać sam przed sobą, że jednak bardzo się tego boi? Nie cieszył się, że między Syriuszem a Naomi rodzi się uczucie?
Ale wtedy rozbłysło światło, które rozjaśniło czerń. Kiedy zgasło, przed nim pojawił się Diament. Odetchnął głośniej, podniósł się do pionu i chwycił go w dłoń.

Missy snuła się po korytarzach wraz z Dexterem, Milką i elitą Slytherinu. Mimo zapewnień Naomi, że Harry wyjdzie cało z zadania, w dalszym ciągu się martwiła. Dziewiąty dzień. Ile można czekać?!
— … I on wtedy do mnie, że różdżka jest do rzucania zaklęć. To mu odparłem, że oko też można nią wydłubać — usłyszeli głos Colina Creeveya. — Za to mam ten szlaban. Muszę szorować nocniki — jęknął. — Jak ty unikasz takiej roboty na szlabanach?
— A słyszałeś o sklepie Weasleyów na Pokątnej? — rozległ się głos, na który Nancy stanęła jak wryta.
— No tak — odparł Colin.
— Przy okazji kup fałszywą różdżkę i nie oddawaj prawdziwej. Umów się z kimś, żeby w trakcie szlabanu wyciągnął Filcha z gabinetu i użyj różdżki.
— Działa?
— W stu procentach. — Wyszli zza rogu, a Kobra uśmiechnął się, gdy zobaczył przyjaciół. — Razem z Young robimy tak za każdym razem, ale nie musimy się z nikim umawiać, bo mamy wprawę.
— I nadal się nie zorientował?
— On? W życiu. Tylko nikomu o tym nie mów, bo jak każdy zacznie tak robić, zacznie coś podejrzewać.
— Dzięki — wyszczerzył się i pobiegł w drugą stronę.
Missy pisnęła głośno i wskoczyła na Harry’ego uszczęśliwiona.
— Wreszcie! Już wychodziłam z siebie. Co tak długo?
— Było za dużo myślenia — mruknął, odstawiając ją na ziemię.
— Słyszeliśmy od Naomi — odpowiedziała ze zmarszczonymi brwiami. — Ale się udało — uśmiechnęła się szeroko.
— Każdemu coś takiego by się przydało — stwierdził.
— Co masz na myśli? — zapytała Milka po wyściskaniu go.
— Sporo zrozumiałem i wszystko poukładałem.
Alison uniosła kąciki ust, ale zezłościła się, kiedy zza rogu wyszła Olivia, celowo wpadając na Kobrę. Chłopak odwrócił się w jej stronę z obojętnością na twarzy i uśmiechnął się sztucznie, gdy wbiła w niego spojrzenie.
— Kiedy ty się wreszcie ode mnie odpie*dolisz? — zapytał.
Blaise i Draco spojrzeli na siebie i zarechotali, kiedy dziewczyna rozszerzyła oczy. Nie wiedziała, jakim sposobem potrafił przezwyciężyć swoją największą słabość, którą w rzeczywistości już nie była. Zachowywał się tak, jakby wcześniej nic się nie działo.
— Nie patrz tak na mnie, bo nic ci to nie da — ciągnął chłopak. — Twoje słodkie oczka sprawiają, że mnie mdli. Poza tym jestem zajęty, więc do widzenia.
Odwrócił się od niej i, nucąc coś pod nosem, ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą przyjaciół. Zostawili zszokowaną dziewczynę. Elita śmiała się, a Missy i Milka szczerzyły do siebie.
— Jak szlabany? — zwrócił się do Nicole.
Nadymała policzki, zmrużyła oczy i poczerwieniała ze złości.
— Przez twoje wypady miałam dwa razy więcej roboty! — wściekła się, a po chwili Kobra uciekał przed zaklęciami, przez śmiech próbując się bronić.

2 komentarze:

  1. Hej,
    Bardzo trudne Harry miał teraz zadanie, bo musiał uporządkować całe swoje życie, ale się udało wszystko…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    fantastyczny rozdział, Harry tym razem miał bardz trudne zadanie, bo musiał uporządkować całe swoje życie... ale się udało
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń