— Zadanie ma charakter czysto emocjonalny, sprawdzi twój stan
psychiczny — zaczął Merlin. — Znajdziesz się w pomieszczeniu, gdzie nie
będziesz musiał zaspokajać podstawowych potrzeb każdego człowieka. Zmierzysz
się z przeszłością. Musisz rozwiązać problemy, poukładać swoje uczucia,
zmierzyć się z trudnymi wspomnieniami. Każda sytuacja ma na celu zmuszenie cię
do myślenia. Dopóki nie zrozumiesz, jaki miało sens, nie pojawi się kolejne, co
oznacza, że zostaniesz tam dłużej. To od twojej psychiki zależy, ile czasu tam
spędzisz. Wydaje się proste, ale jest to najtrudniejsze zadanie, bo musisz
zajrzeć w głąb swojego serca. Diament pojawi się wtedy, gdy będziesz gotowy do
wyjścia. Powodzenia.
Merlin zniknął. Kobra po samych słowach wywnioskował, że
zadanie będzie trudniejsze od poprzednich, chociaż nie będzie narażał swojego
życia na niebezpieczeństwo. Ewentualnie swój stan psychiczny. Przypuszczał, że
spędzi tam sporo czasu.
Wkroczył w wir, by wylądować w nicości. Był sam. Nie
znajdował się tutaj żaden przedmiot. Z każdej strony czerń i pustka. Usiadł, bo
skoro stał, to przecież mógł też siedzieć. I wtedy się zaczęło.
— O rany… Ja już dziękuję — szepnął do siebie, gdy zobaczył
siebie z bronią w ręku, celującego w Vernona Dursleya, a później w faceta,
który torturował go kwasem siarkowym.
Oba wspomnienia zakończyły się przy strzale. Po co mieli
pokazywać dalej, skoro wiedział, co było później?
— Żałujesz? — zapytał
cichy głosik.
Serce uderzało mu z całej siły. Żałował? Tak, żałował
człowieka, ale nie konkretnych osób. Żałował, że musiał to zrobić. Ale czy
musiał? Mógł to zostawić innym osobom. Ale czy wtedy czułby się lepiej? To jemu
wyrządzono krzywdę. On chciał się zemścić.
Otworzył oczy. Pojawiło się kolejne wspomnienie. Zerwanie
przyjaźni z Ronem.
— Chciałbyś to zmienić? — spytał po raz kolejny głosik.
Nie chciał. Dostrzegł, jaki jest Ron. Nie potrafił
zaakceptować jego przyjaciół, kazał mu nawet wybierać między nimi. Jaki byłby
sens, gdyby wybrał jego? Straciłby wartościowych ludzi i sam by się z tym
męczył. Może nawet okłamywałby Rona, że zerwał przyjaźń z ekipą, a tak naprawdę
nadal by się z nimi spotykał. W końcu by się to wydało i prędzej czy później
wszystko by się rozpadło. Nie byłby wtedy sobą.
Przed oczami pojawiło się następne wspomnienie. Im był
dalej, tym trudniejsze pokazywały się jego życiowe sytuacje.
Missy przyzwyczaiła się, że zadanie trwa cztery dni, więc
przez ten czas była spokojna. Lecz mijał piąty i szósty dzień. Harry nadal nie
wracał. Stała się bardziej nerwowa, choć Milka i Dexter ją uspokajali. Kiedy
spotkali Syriusza i Remusa wraz z Naomi Grant, dziewczyna podbiegła do nich z
nadzieją.
— Co z nim? — spytała słabo.
Naomi uśmiechnęła się lekko.
— Jeszcze nie wrócił z zadania.
— Dlaczego tak długo? — jęknęła.
Kobieta westchnęła.
— Zadanie ma charakter emocjonalny. Sprawdza jego
wytrzymałość psychiczną i umiejętność prawidłowego rozróżniania uczuć. To
trudne zadanie, ale jego życie nie jest narażane. Potrzebuje na to więcej
czasu, dlatego tak długo nie wraca.
— Nie ma tam żadnych trupów i bestii?
— Nie — odpowiedziała. — Są tylko jego wspomnienia.
— Och, dzięki wszystkim bóstwom — stęknęła z ulgą.
— Mówiłem, że wszystko będzie okay — westchnął Draco.
— Nie zabronisz mi się o niego martwić — mruknęła.
— Nie zabronię, ale niepotrzebnie najesz się stresu.
— No co? Taka jestem.
Cała trójka spojrzała wrogo w stronę przechodzącej obok
Olivii, która nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi.
— Suka — mruknęła Milka.
— Każdego tak obrażacie? — uniosła brwi Naomi.
— Tylko ją — odpowiedziała Missy. — Za to, co zrobiła
Kobrze.
— Aaa… To ta? — zwróciła się do Syriusza, który
potwierdził.
Nancy zabłysły złowrogo oczy, kiedy Olivia niby przypadkiem
wpadła na mijającego ją Aarona, który odskoczył od niej jak oparzony.
Uśmiechnęła się tak, jak robiła to w stosunku do Ostrego, a Missy aż zatrząsała
się ze złości.
— Ratuj swojego księcia — wyszczerzył się Dexter.
— Spadaj — tupnęła nogą. — To nie jest żaden książę tylko…
przyjaciel.
— Taa… Jasne — zachichotała Milka, a ona spojrzała na nią
ostro. — Na spotkanie z Kobrą jakoś nie stoisz godzinę przed lustrem.
— Weźcie się odwalcie — mruknęła pod nosem i ruszyła w
stronę Olivii i Aarona, słysząc ich chichoty. — Zajmijcie się sobą, gołąbeczki
— dodała jeszcze.
— Widzę, że dużo się dzieje w tej szkole — zaśmiała się
Naomi.
— Trochę — odparła Alison z uśmiechem, obserwując swoją
przyjaciółkę.
Nancy minęła Olivię i stanęła obok Aarona, patrząc z
fałszywą ciekawością na Krukonkę.
— Coś się stało? — spytała miło, wciskając rękę pod ramię
chłopaka.
— Nie, nic, Missy — odparł, z uśmiechem odwracając głowę w
jej stronę. — Wybacz, Romance, ale mam ważniejsze sprawy na głowie.
Minęli ich i odeszli w drugą stronę, idąc ze sobą pod
ramię. Olivia tupnęła nogą z wściekłością na twarzy i poszła dalej. Dexter i
Milka wyszczerzyli się do siebie.
Kobra zaciskał mocno oczy, trzymając się rozpaczliwie za
włosy. Policzki miał mokre od łez. Nie sądził, że tak ciężko zniesie własne
wspomnienia. Nie wiedział, ile czasu tutaj był, ale miał wrażenie, że maksymalnie
jeden dzień. Nie czuł głodu, pragnienia czy zmęczenia. Chociaż ciągle siedział,
nie miał wrażenia, że musi wstać i się rozciągnąć.
— Boże, ile jeszcze? — szepnął do siebie, gdy poleciało
kolejne wspomnienie.
Moment, gdy uświadomił siebie, że Olivia go omotała. I ta
chwila, gdy zauważył Dextera i Milkę jako parę.
— Zazdrościsz im? — zapytał natrętny głosik.
Zazdrościł im tego, że mają drugą osobę, której mogą
całkowicie zaufać. Nie chodziło o przyjaźń, ale o miłość, której on od dawna
nie odczuwał. Syriusz kochał go jak syna, on kochał go jak ojca. Gejsza kochała
go jak brata, on kochał ją jak siostrę. Żyleta kochał go jak brata, on kochał
go jak brata. Szefunio kochał go jak wnuka, on kochał go jak dziadka. Ale to
nie było to. Potrzebował drugiej osoby, dziewczyny, która zaakceptuje go takim,
jakim jest i będzie go mimo to kochać. Doris oszukała go i chodziło jej tylko
na kasę. Wdowa była w porządku. Kochali się, ale miłość ta polegała bardziej na
bliskości ciał, a nie umysłów. Peggy była tylko miłą przygodą, Cho –
zauroczeniem. Olivia sprawiła, że pokochał ją sztuczną miłością. Nawet tak tego
nie mógł nazwać. Nie kochał jej. Był po prostu od niej uzależniony. Zazdrościł
Milce i Dexterowi prawdziwego uczucia. Nie
wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Bo co to znaczy? Zobaczysz dziewczynę
i od razu ją pokochasz? Zakochasz się w jej wyglądzie. Nie znasz charakteru, a
miłość polega na tym, że kochasz ją taką, jaka jest, a nie jak wygląda – słowa Szefunia po jego rozstaniu z
Doris uderzyły w niego z całą siłą. Dopiero zrozumiał, co mężczyzna miał na
myśli. A jednak non stop popełniał ten sam błąd. Właściwie z każdą z nich
zaczął chodzić po krótkim czasie. Nie znał ich długo. Po prostu spodobały mu
się na pierwszy rzut oka. To był ten błąd. Nie poznał ich. Idealizował je i
dodawał cechy, których nie posiadały, by poczuć do nich coś więcej. Myślał,
jaka mogłaby być, a nie jaka była. Jak mógł je pokochać po tygodniu spotkań?
Missy znał od ponad trzech lat, a ciągle go zaskakiwała. Hermionę od ponad
sześciu, a jednak nie poznał jej tak bardzo, jak myślał. Więc jak mógł pokochać
kogoś na zabój w tydzień?! Dotarło do niego, że zbyt szybko ufał nowopoznanym dziewczynom
i dlatego Doris oraz Olivia go wykorzystały.
— Naucz się kochać, Harry — powiedział głosik, pierwszy raz nie zadając pytania, ale
radząc mu.
Starł z policzków łzy i odetchnął głośniej. Postanowił to
zmienić. Nie da się wykorzystać, a uczucie nazwie miłością dopiero wtedy, gdy
pozna dziewczynę bez idealizowania jej i będzie tego warta. Uśmiechnął się do
siebie.
Pokazało się kolejne wspomnienie.
Nicole była wściekła.
— Co on sobie myśli?! Od tygodnia sobie bimba, a ja muszę
znosić narzekania nauczycieli, że nie pojawia się na szlabanach!
— Nicole, to naprawdę nie zależy tylko od niego — westchnął
Draco, patrząc rozpaczliwie na Pansy, która wzruszyła bezradnie ramionami.
Siedzieli w pokoju wspólnym Slytherinu późną nocą. Nicole
od dziesięciu minut narzekała na brak obecności Harry’ego na szlabanach, bo
musiała wszystkim tłumaczyć, że nie wie, gdzie jest, kiedy wróci i że ma
pozwolenie od dyrektora. Pewnie by to zignorowała i dodatkowo jeszcze pogrążyła
chłopaka, ale Draco dał jej do myślenia. Jego słowa, że chodzi o Voldemorta,
całkowicie złagodziły jej nerwy dotyczące wypadu Pottera na cały tydzień. Kobra
coś robił w tej sprawie. Choć dużo osób myślało, że siedzi spokojnie w szkole i
nie przejmuje się swoim przeznaczeniem, to on naprawdę starał się jak mógł i
ona to dostrzegała. Znał dużo silnych zaklęć, które miały mu pomóc w walce,
stał się nielegalnym animagiem, nauczył się oklumencji po wielu ciężkich
próbach. Teraz pokazał, że robi coś, co bezpośrednio miało uderzyć w Riddle’a.
Musiała przyznać, że wywiązuje się z roli Zbawiciela Świata. Gdyby była sama,
prychnęłaby z ironią. Co za dureń dał siedemnastolatkowi taką misję?! Po
zastanowieniu stwierdziła, że sam Voldemort, tyle, że szesnaście lat temu i sam
o tym nie wiedział. No tak, ale gdzie byli dorośli?! W sensie, że bardziej
dojrzali psychicznie i fizycznie, a nie na papierze. Czemu, do jasnej choinki,
nie mogli go zastąpić?! To było bardziej pokręcone, niż myślała.
— Długo jeszcze będę musiała go tłumaczyć? — westchnęła.
— Zwykle to trwało cztery dni, ale teraz niby jest coś gorszego,
dlatego trwa już tydzień — odpowiedział z niechęcią Draco. — Nie wiem, ile
jeszcze będzie musiał tam zostać.
— Przez niego mam dwa razy więcej roboty — burknęła. — Franco
nie odpuścił i mam sama odrabiać karę, skoro, jak on to określił, Potter ma to gdzieś.
Stwierdził, że to nie jego sprawa, a praca ma być skończona. Każdy mi chwilowo
odpuścił szlabany, poza tym dupkiem.
— Dziwisz się? — mruknął Alan znad książki. — On nie patrzy
na to, czy coś jest sprawiedliwe. Ważne, że on jest zadowolony.
— Niech się wali — rzekła Nicole dumnie. — I tak stąd
wyleci, jak każdy nauczyciel obrony.
— Ciekawa jestem, dlaczego tak się dzieje — zainteresowała
się Victoria.
— Ojciec coś kiedyś mi mówił na ten temat — mruknął Jeremy
bez entuzjazmu. — Rzekomo Voldemort rzucił na to stanowisko klątwę, gdy
odmówiono mu posady w Hogwarcie.
— Koleś się wkurzył — stwierdził Blaise, pisząc list do
matki. — Ciekawe, kiedy klątwa zniknie.
— Nie chcę, żeby moje dzieci uczył ten dupek, więc oby
dopiero wtedy, gdy go wyleją — rzekła Viki.
— Może po śmierci Voldemorta? — zastanowił się Alan.
— Całkiem możliwe. Trzeba Kobrze powiedzieć, żeby poczekał
chociaż do wakacji, żeby zdążył wylecieć — odpowiedział Jery.
— Nawet tak nie żartuj — westchnęła Pansy. — Na gorszą rolę
nie mógł trafić. Im szybciej, tym lepiej.
— Ale czy lepiej dla niego? — mruknął Draco.
Zamilkli.
Otworzył oczy po raz kolejny, aby zobaczyć następne wspomnienie.
Jego pierwsza kłótnia z Nicole w pociągu, gdy jechali na szósty rok nauki, jego
pocałunek na podziękowanie pod koniec tej samej klasy i sytuacja po szlabanie,
gdzie doszło między nimi do zbliżenia.
— Czy naprawdę jej nienawidzisz?
Kobra patrzył tępo na twarz Nicole. Dobre pytanie. Czasami
miał wrażenie, że zabije ją z nienawiści, gdy się awanturowali, walczyli na
zaklęcia albo gdy wylądował w Skrzydle Szpitalnym ze złamanym nosem. Innym razem
wręcz darzył ją sympatią, kiedy razem zwrócili się przeciwko Ianowi, wspólnie
imprezowali lub rozmawiali na nieważne tematy, żartobliwie sobie docinając. Jak
mógł ją nienawidzić, skoro tyle razy mu pomagała? Doradziła mu, jak może pomóc
Syriuszowi, pomogła rozwiązać zagadkę związaną z eliksirem uzależniającym,
wyprowadziła z pola walki, gdy był po torturach. Tak naprawdę nie nienawidził
jej. Była mu obojętna? Więc dlaczego spędzał z nią aż tyle czasu? A jego
pocałunek i sytuacja po szlabanie? Co to miało znaczyć? Podziękowanie rozumiał.
Działał pod wpływem emocji, chciał wyrazić swoją wdzięczność. Trochę
przesadził, ale się stało. Ale to ostatnie? Nie wiedział, dlaczego to zrobił.
— Ale sprawiło ci to przyjemność. — Głosik po raz drugi coś mu uświadomił.
Tak, to było cholernie przyjemne uczucie i gdyby mógł, nie
przerwałby tej chwili. Nikomu o tym nie powiedział. Z tego co widział, ona też
milczała na ten temat, chyba że coś się zmieniło podczas jego nieobecności.
— W takim razie, co do niej czujesz? — zapytał głosik.
Kobra milczał.
— Ty mi to powiedz, do cholery — szepnął do niego z ironią.
Nie odpowiedział, a Harry się tym nie zdziwił. To było jego zadanie. — Young,
czemu ty zawsze musisz wszystko mieszać?
Anja krążyła nerwowo po pomieszczeniu, co chwilę zerkając
na drzwi, które prowadziły Harry’ego na zadania. Mijał ósmy dzień, a on nadal
nie wracał, co zaczęło ją niepokoić. Jej szata powiewała, gdy chodziła od tronu
do tronu, siadała na jednym z nich, by od razu wstać i wrócić do poprzedniej
czynności.
— Nie denerwuj się — rzekła Naomi wchodząca do pomieszczenia.
— Już ósmy dzień. A jak coś mu nie wyszło?
— Anja, nie ma konkretnego limitu. Sam Merlin powiedział
nam, na czym polega zadanie i że zajmie to więcej czasu niż zwykle. Harry nie
ma łatwego życia, więc może mieć problem z rozróżnieniem swoich uczuć i emocji.
— Masz coś konkretnego na myśli?
— Powiedzmy. Byłam w Hogwarcie…
— … u Syriusza — dodała Anja z uśmiechem.
— Nie o to chodzi — mruknęła speszona. — Widziałam w akcji
tę dziewczynę, która go omotała. Pamiętam ją z lekcji i wcale się nie dziwię,
że zrobiła coś takiego. Widziałam też jego przyjaciół. Wszyscy zakochani po
uszy. Widzisz różnicę między nimi?
— No tak — westchnęła. — Wszyscy szczęśliwie zakochani, a
on otumaniony.
— Właśnie. I dodam jeszcze coś, a raczej kogoś. Nicole
Young.
— To ta dziewczyna, z którą non stop się kłóci? Najwięksi
wrogowie w Hogwarcie?
— Dokładnie. Tylko wydaje mi się, że dużo się zmieniło i
Harry na zadaniu może mieć z nią problem.
— Co masz na myśli? — zmarszczyła brwi.
— Wydaje mi się, że oni tak naprawdę nie wiedzą, co do
siebie czują. I to może być ten problem.
Pierwsze spotkanie z Naomi w pociągu. Pierwsze spotkanie z
Syriuszem po jego cudownym odrodzeniu. Oni razem przed labiryntem i słowa Naomi,
zanim wszedł do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdował.
— Cieszysz się, że rodzi się uczucie?
A dlaczego miał się nie cieszyć? Kochał Syriusza, a Naomi
bardzo lubił. Gdyby byli razem, na pewno nie miałby nic przeciwko. Sam jeszcze
robiłby wszystko, aby im się udało.
— Nie boisz się, że zejdziesz na drugi plan?
Sam musiał przyznać, że trochę się tego obawiał. Nie mógł
jednak odbierać Łapie szczęścia. Nie mógł go ograniczać i skazywać na samotność
lub kazać dokonywać wyboru między nim a jego ukochaną. A co, jeżeli jego misja
się nie powiedzie? Założył, że zginie. I co wtedy? Wtedy chrzestny będzie kogoś
potrzebował.
Otworzył oczy. Wspomnienie nie pokazało się. Jego
rozumowanie było błędne? Nie potrafił przyznać sam przed sobą, że jednak bardzo
się tego boi? Nie cieszył się, że między Syriuszem a Naomi rodzi się uczucie?
Ale wtedy rozbłysło światło, które rozjaśniło czerń. Kiedy
zgasło, przed nim pojawił się Diament. Odetchnął głośniej, podniósł się do
pionu i chwycił go w dłoń.
Missy snuła się po korytarzach wraz z Dexterem, Milką i
elitą Slytherinu. Mimo zapewnień Naomi, że Harry wyjdzie cało z zadania, w
dalszym ciągu się martwiła. Dziewiąty dzień. Ile można czekać?!
— … I on wtedy do mnie, że różdżka jest do rzucania zaklęć.
To mu odparłem, że oko też można nią wydłubać — usłyszeli głos Colina Creeveya.
— Za to mam ten szlaban. Muszę szorować nocniki — jęknął. — Jak ty unikasz
takiej roboty na szlabanach?
— A słyszałeś o sklepie Weasleyów na Pokątnej? — rozległ
się głos, na który Nancy stanęła jak wryta.
— No tak — odparł Colin.
— Przy okazji kup fałszywą różdżkę i nie oddawaj
prawdziwej. Umów się z kimś, żeby w trakcie szlabanu wyciągnął Filcha z
gabinetu i użyj różdżki.
— Działa?
— W stu procentach. — Wyszli zza rogu, a Kobra uśmiechnął
się, gdy zobaczył przyjaciół. — Razem z Young robimy tak za każdym razem, ale
nie musimy się z nikim umawiać, bo mamy wprawę.
— I nadal się nie zorientował?
— On? W życiu. Tylko nikomu o tym nie mów, bo jak każdy
zacznie tak robić, zacznie coś podejrzewać.
— Dzięki — wyszczerzył się i pobiegł w drugą stronę.
Missy pisnęła głośno i wskoczyła na Harry’ego
uszczęśliwiona.
— Wreszcie! Już wychodziłam z siebie. Co tak długo?
— Było za dużo myślenia — mruknął, odstawiając ją na
ziemię.
— Słyszeliśmy od Naomi — odpowiedziała ze zmarszczonymi
brwiami. — Ale się udało — uśmiechnęła się szeroko.
— Każdemu coś takiego by się przydało — stwierdził.
— Co masz na myśli? — zapytała Milka po wyściskaniu go.
— Sporo zrozumiałem i wszystko poukładałem.
Alison uniosła kąciki ust, ale zezłościła się, kiedy zza
rogu wyszła Olivia, celowo wpadając na Kobrę. Chłopak odwrócił się w jej stronę
z obojętnością na twarzy i uśmiechnął się sztucznie, gdy wbiła w niego
spojrzenie.
— Kiedy ty się wreszcie ode mnie odpie*dolisz? — zapytał.
Blaise i Draco spojrzeli na siebie i zarechotali, kiedy
dziewczyna rozszerzyła oczy. Nie wiedziała, jakim sposobem potrafił
przezwyciężyć swoją największą słabość, którą w rzeczywistości już nie była.
Zachowywał się tak, jakby wcześniej nic się nie działo.
— Nie patrz tak na mnie, bo nic ci to nie da — ciągnął
chłopak. — Twoje słodkie oczka sprawiają, że mnie mdli. Poza tym jestem zajęty,
więc do widzenia.
Odwrócił się od niej i, nucąc coś pod nosem, ruszył przed
siebie, ciągnąc za sobą przyjaciół. Zostawili zszokowaną dziewczynę. Elita
śmiała się, a Missy i Milka szczerzyły do siebie.
— Jak szlabany? — zwrócił się do Nicole.
Nadymała policzki, zmrużyła oczy i poczerwieniała ze
złości.
— Przez twoje wypady miałam dwa razy więcej roboty! —
wściekła się, a po chwili Kobra uciekał przed zaklęciami, przez śmiech próbując
się bronić.
Hej,
OdpowiedzUsuńBardzo trudne Harry miał teraz zadanie, bo musiał uporządkować całe swoje życie, ale się udało wszystko…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Harry tym razem miał bardz trudne zadanie, bo musiał uporządkować całe swoje życie... ale się udało
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza